- W empik go
Pierwiastki charakteru narodowego: szkic z psychologii i kultury pierwotnej Słowian centralnych - ebook
Pierwiastki charakteru narodowego: szkic z psychologii i kultury pierwotnej Słowian centralnych - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 256 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Przystępujemy do wydawnictwa, którego potrzeba wydaje się nam konieczną. Zamierzamy mianowicie w szeregu tomików zobrazować całokształt życia dawnej Polski od czasów najdawniejszych aż po dni najnowsze. Jeśli, z przykrością wyznać należy, znajomość dziejów politycznych naszego kraju pozostawia wiele do życzenia, że najszerszemu ogółowi znane są zaledwie najważniejsze fakty z historji polskiej – to dziedzina, o której mówimy, jest dla większości społeczeństwa ziemią nieznaną.
Przyczynia się do tego, oprócz braku podobnych książek o przedmiocie tym traktujących i drożyzna tych, które istnieją, lub też niemożność dostania ich z powodu wyczerpania. Lukę tę pragniemy zapełnić i w tym celu zaprosiliśmy do współdziałania wielu z wybitnych pisarzów naszych.
Znajomość przeszłości, urządzeń państwowych, praw i urzędów koronnych i miejskich, bytu narodów i plemion wchodzących w skład Polski, szlachty, mieszczan, włościaństwa, stanu oświaty, wierzeń i zabobonów, życia wewnętrznego, na kresach, wojskowości, sztuki, handlu, rzemiosł, rolnictwa, wreszcie cywilizacji polskiej w najszer-Szkic z psychologji i kultury pierwotnej Słowian centralnych
Warszawa
Nakładem i drukiem M. Arcta
1907
Cześć I.
Nie było w starożytności cichszego plemienia nad słowiańskie.
Gdy ludy Południa, Północy i Zachodu napełniały Europę gwarem swoich walk i wędrówek, swoich trudów cywilizacyjnych i rozbójniczych, Słowianie, a przynajmniej Słowianie centralni, zajmujący puszcze i moczary Europy środkowowschodniej, paśli swoje trzody, zabawiali się rybołówstwem i myśliwstwem, uprawiali ziemię, o ile się uprawiać dała, i, nikomu w drogę nie wchodząc, czcili swoich bogów w dzikich uroczyskach.
Zachowywali się tak cicho i spokojnie, że przez czas długi wśród historyków utrzymywało się mniemanie, iż dopiero w końcu IV wieku po Chrystusie przywędrowali do Europy.
Tymczasem badania Szafarzyka, poparte przez nowsze prace archeologów, zdają, się dowodzić obecności Słowian w Europie już w V w. przed Chrystusem.
Omyłka zatym wynosiłaby około lat tysiąca!…
Tysiąc lat istnieć na świecie i ujść uwagi kronikarzy i ciekawości podróżników – czy podobna?…
Więc chyba był to jakiś drobny ludek, w głuchym zakątku ukryty i dlatego tak nieznany?
Bynajmniej. Jakkolwiek liczebność jego określić trudno, i prawdopodobnie nie była ona wielką, ale przestrzeń w Europie zajmował większą, niż którykolwiek inny naród.
Tak przynajmniej ukazują się nam Słowianie w chwili pierwszej, wyraźnej o nich wiadomości u Jornandesa około r. 552 i Prokopa około 562.
Przyglądając się mapie ówczesnej 1), widzimy, że plemię słowiańskie zajmowało całą Europę środkowo-wschodnią, od morza Niemieckiego i Bałtyckiego aż do Czarnego i Adrjatyckiego.
I w tych warunkach mógł świat o nich nie wiedzieć?
Mógł, a dlaczego mógł, postaram się wytłómaczyć, nie biorąc zresztą odpowiedzialności za ścisłość wzmiankowanej chronologji.
Przedewszystkim trzeba wiedzieć, że przestrzeń powyżej wskazana jest właśnie mniej więcej tą, która, według badań gieologów, stanowiła niegdyś dno morskie.
W epoce dyluwialnej Europa była odcięta od Azji morzem, łączącym morze Niemieckie z Czarnym i Kaspijskim 2); świadczą o tym liczne skamieniałości zwierząt morskich i inne oznaki gieologiczne, których tu wyliczać nie będę. Z niewiadomych nam przyczyn, morze to, dzieląc Azję od Europy, poczęło zwolna opadać, tworząc płytko zalane obszary, z głębokiemi tu i owdzie jeziorami.
Następnie, w dalszym stadjum wysychania, ukazały się bagna i coraz liczniejsze, choć szczupłe, miejsca suche a urodzajne, pokrywające się bujną roślinnością.
–-
1) Patrz T. Korzona "Historję wieków średnich." "Warszawa, 1884.
2) Ob. Er. Majewskiego "Potop." Warszawa, 1883, str. 55.
dzisiejsze niemieckie ziemie musiały być w części zalane; ale tam, jak wogóle od strony zachodniej, lądy prędzej obeschły.
W I-ym w. po Chrystusie żyjący historyk rzymski, Tacyt (54 – 117), znajduje jeszcze w Giermanji "pełno sprosnych bagnisk i okropnych lasów" 1), ale zarazem dodaje, że ziemia "niewszędzie jednostajna," a przytym, nie trzeba zapominać, że Tacyt włącza do ówczesnych siedzib giermańskich także część słowiańskich.
W tych ostatnich, zwłaszcza od strony późniejszych ziem polskich, wody utrzymywały się tak długo, że jeszcze w tysiąc lat później nie było żadnych dróg, tylko wyręby wśród lasów i gdzieniegdzie dostępne dla żeglugi jeziora. Rzeki, z powodu niestałych łożysk, zupełnie jeszcze były niespławne, tylko tu i owdzie wiły się śród moczarów i bagnisk suchsze przesmyki, gęsto podtrzymywane "mostami," czyli raczej kładkami, które nieraz ciągnęły się na milowej przestrzeni. Poprawiono je, co prawda, w XII wieku, ale były to zawsze tylko "polskie" mosty, podobne do niemieckiego postu i do włoskiego nabożeństwa.
Dopiero w w. XIII można było w Polsce pomyśleć o jakiej takiej irygacji gruntów i karczowaniu lasów, i wtedy dopiero rzeki stały się naprawdę spławnemi 2).
–-
1) K. K. Tacyta "Giermanja" w przekładzie Naruszewicza, wydanie z r. 1861, str. 18 i 19.
2) M. Bobrzyński: "Dzieje Polski " wydanie 3-cie, Warszawa, 1887, str. 100, 158. O drogach handlowych w Polsce, a mianowicie o drogach, któremi chodzili kupcy greccy i rzymscy przez porzecza Odry, Wisły, Dniepru i Niemna, mówi pierwsza w tym rodzaju praca Jana Sadowskiego w Pamiętniku wydz. hist. Akademji Umiejętności w Krakowie. Tom III, 1876.
Wiedząc to wszystko, zrozumiemy, dlaczego handel tak późno się rozwinął. A ponieważ towary z zewnątrz przywozili tylko cudzoziemcy, ustaliło się przekonanie dziejowe, że handel musi być zawsze czymś obcym, i utrwalił się bezmyślny, a do dziś dnia trwający nałóg dziejowy, że kto tylko może, powinien wszystko sprowadzać z zagranicy.
Ale to są dalsze konsekwencje. W tej chwili potrzebujemy wiedzieć tylko tyle, że ziemia starosłowiańska składała się z rzadkich miejsc suchych, poodgradzanych błotami i zarosłych lasami, które mało kto wycinał, z powodu trudności transportu; rozrastały się więc w puszcze nieprzebyte.
Dlatego to pisał Jornandes: "Bagna i lasy służą im za grody (fortece)" 1).
Z owej zaś natury gruntu wynikał cały szereg następstw, tłomaczących z jednej strony, dlaczego Słowianie nie dali się wcześniej poznać Europie, a z drugiej strony, dlaczego taki a nie inny rozwinęli w sobie charakter.
Rozrzuceni na wielkiej przestrzeni, musieli z konieczności nabrać pewnych dziejowych nałogów, innych, niż na gruncie suchym i jednolitym. Przedewszystkim przyzwyczaili się do życia w rozproszeniu, w braku łączności, przez długie bowiem wieki o jakimkolwiek skupieniu, a tym samym i o jakiejkolwiek organizacji państwowej nie mogło być mowy.
Koczowało się rodzinami i gromadami, to tu,
–-
1) "Paludes silvasque pro civitatibus habent" – cytata w Surowieckiego "Śledzenie początku narodów słowiańskich," wydanie krakowskie, 1861, str. 476. Ob… także J. S. Bandtke "Dzieje narodu polskiego." Wrocław, 1835, t. I, str. 30.
to owdzie, szukając żyźniejszych pastwisk albo bezpieczniejszego schronienia po za twierdzami z błot i lasów. A gdy nareszcie zaczęto obierać stałe siedziby, mogły one nosić charakter tylko osad rozsypanych, skupionych w sobie z powodu szczupłości miejsca, ale oddalonych i odciętych jedna od drugiej z powodu niemożliwych komunikacji.
Tak też je opisuje Prokop. Powiada on, że Słowian nazywano dawniej Spori, od greckiego wyrazu "sporaden," ponieważ nie w skupieniu, lecz w rozsypce, sporadycznie, rozrzucone mieli siedziby.
Ale jeśli daleko od siebie rozrzucone były ich osady, to natomiast chaty stykały się z sobą. To też cesarz Mauricius pisze, że osiedlając się nad rzekami, bagnami lub trudnemi do przebycia jeziorzyskami, "tak blizko budowali swe chaty, iż, ponieważ między niemi żadnej otwartej przestrzeni niema, a wszystko lasami, bagnami i moczarami jest pokryte, przeto kto tylko wyprawę do ich kraju podejmie, musi się u samego wstępu zatrzymać, bo cala dalsza okolica bywa bezdrożna i niedostępna 1).
Zupełnie inaczej opisuje nam Tacyt siedziby Giermanów, w czasach, kiedy nie były one jeszcze wykwintniejsze od słowiańskich:
–-
1) Cytata u Szajnochy: "Obyczaje pierwotnych Słowian," Dzieła, t. IV, str. 42, Warszawa, 1876. Musiał tam być naprawdę "świat deskami zabity," skoro jeszcze apostołowie chrześcijańscy spotykali po bezdrożach pustelnicze zagrody ludzi, którzy przez wiele lat nie kosztowali chleba i soli (Vita S. Ott. 496), a piszący już w w. XII Helmold wspomina, że nieraz ciągnące puszczami wojsko nieprzyjacielskie odkrywało niespodzianie całe krainy osad ludzkich wśród lasów i trzęsawisk, których dotychczas nie znano na świecie (Helm. 927), cyt. w Szajnochy "Lech… pocz. Polski," IV. 266.
"Giermanowie cierpieć nawet nie zwykli, aby ich domy z sobą się stykały. Budują się każdy oddzielnie, gdzie się komu gaj, równina lub źródło jakie podoba… a każda chałupa dookoła siebie przestrzeń dużą a wolną pozostawia" (XVI).
Już w tym szczególe przebija się różne usposobienie duchowe dwuch sąsiednich plemion, rozwijających się w różnych kierunkach: u Słowian zbliżenie rodzinne i rodowe, ale brak łączności plemiennej; u Giermanów łączność ogólna większa, ale za to mniej zwarta rodzina i mniej serdeczne sąsiedztwo.
Jest to zresztą ogólna cecha ludów północnych i skandynawskich i rasy anglosaskiej. Można przejechać cały dzień po pustkach Norwegji i nie spotkać szeregu domków, czyli wsi, tylko domy pojedyńcze.
Zaś o Anglikach pisze Le Bon: "Cudzoziemiec zwiedzający Anglję, zauważy żądzę niezależnego życia nawet w domku najnędzniejszego robotnika, w mieszkaniu niewątpliwie ciasnym, ale wolnym od wszelkiego przymusu i odosobnionym od wszelkiego sąsiedztwa 1). Przeciwnie u ludu polskiego, nałóg stawiania chat rzędem tuż obok siebie, jest tak silny, że nie wykorzeniły go nawet częste z tego powodu pożary całych wsi.
Rozumie się, że z czasem budowa wielkich miast różnice te zatarła, niemniej jednak ślady różnic i w miastach odszukać się dają. Takich zacieśnionych dzielnic, jak warszawskie Stare Miasto, mało spotyka się w Niemczech, a przeciwnie – tak rozrzuconych i poprzeplatanych ogrodami miast, jak np. Monachjum, niema u nas wcale.
–-
1) Le Bon: "Psychologja rozwoju narodów " Bibljoteka Dzieł Wyborowych, 1897, str. 104.
Kilku jeśli nie kilkunastowiekowy pobyt na gruntach, w znacznej części wodą zalanych lub puszczą zarosłych, wytworzył w charakterze ludu pewien patryjotyzm rodowy i gminny raczej, niż ogólny, i przywyknienie do życia wprawdzie także niepodległego, ale na sposób odmienny.
Niepodległym się czuł Słowianin, bo się czuł bezpiecznym za fortecami z błota i zasiekami z dębów i buków.
"Łatwo oni najścia nieprzyjaciół w lasach podsłuchują – mówi Mauricius, – a ponieważ są zręczni i zwinni, znienacka najeźdźców napadają, tak, iż wyprawione przeciw nim wojska nigdy wiele im nie szkodzą."
Wyrodziło się z tego tradycyjne poczucie bezpieczeństwa i lekceważenie obcych najazdów, które, jako objaw szczątkowy 1), przetrwało jeszcze wówczas, kiedy już żadnej racji bytu nie miało. Gdy Niemiec każdego obcego przybysza uważał za intruza, Słowianina bawił raczej widok nowych postaci i przyzwyczajał do lekkomyślnie przychylnego traktowania wszelkiego przypływu cudzoziemszczyzny.
Poczucie niepodległości u Słowian było też raczej wynikiem zamiłowania spokoju w swobodnej pracy, niż żądzy przygód i chęci panowania.
"Łatwiej Giermanów namówić do zaczepki nieprzyjaciół, niż do uprawy roli i oczekiwania żniwa."