- W empik go
Pierwiastki śladowe - ebook
Pierwiastki śladowe - ebook
Jedna z najbardziej mrocznych i ekscytujących zagadek w karierze komisarza Brunettiego!
Ostatnie słowa kobiety umierającej w weneckim hospicjum poprowadzą go krętymi ścieżkami ludzkiej chciwości i okrucieństwa, a to co wydawało się jedynie rodzinną tragedią, może okazać się śmiertelnym zagrożeniem dla całej Wenecji. Za pozornie przypadkowym wypadkiem motocyklowym, w którym zginął naukowiec badający próbki zanieczyszczeń wody w miejskich wodociągach kryje się cała sieć powiązań i interesów. Czy Brunettiemu i tym razem uda się dotrzeć do dna i oddać sprawiedliwość ofiarom zbrodni ?
Donna Leon raz jeszcze wykazuje się nie tylko wirtuozerią w kreśleniu kryminalnych intryg, ale i społeczną wrażliwością i troską Wenecjanki z wyboru o losy Serenissimy i jej mieszkańców.
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7392-830-5 |
Rozmiar pliku: | 1,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Do schodów Ponte dei Lustraferi zbliżała się dwójka pochłoniętych rozmową ludzi. Wyglądało na to, że w to późne lipcowe popołudnie upał daje się obojgu mocno we znaki. Szerokie riva nie miało litości dla nikogo, kto nim stąpał; jego biała kamienna powierzchnia współdziałała ze słońcem, rażąc ich twarze tym samym światłem, które padało na plecy.
Mężczyzna nie miał ochoty prażyć się w marynarce; zarzucił ją sobie na ramię, wsunąwszy palec w szlufkę na kołnierzu. Kobieta, z blond włosami ściągniętymi w koński ogon, żeby nie dotykały pleców, nosiła beżowe lniane spodnie i białą lnianą koszulę z długimi rękawami chroniącymi ręce przed słonecznym żarem. Zatrzymali się u stóp mostu i patrzyli na zacumowaną przy Rio della Misericordia olbrzymią łódź, która blokowała innym łodziom wejście do biegnącego prostopadle w prawo Rio dei Lustraferi. Ściana z połączonych ze sobą blach falistych ciągnęła się od brzegu do brzegu węższego kanału, tworząc tamę, za którą poziom wody był znacznie niższy.
Znikająca woda odsłoniła opadające ukośnie osady mułu i paskudnie wyglądającej czarnej mazi po obu stronach szerokiego toru wodnego, wypełnionego pośrodku oleistą czarną cieczą. Na przeciwległym jego końcu, jakieś pięćdziesiąt metrów dalej, w muł wbito drugą ścianę z blach, szczelnie zamykając ujście kanału. Za nią unosiła się na wodzie pogłębiarka z żółtym dźwigiem na umieszczonej na śródokręciu platformie, przed którą wyładowywany był do zbiornika w kadłubie wydobyty z dna szlam. Nagły podmuch wiatru od strony laguny przyniósł woń mułu, nie marszcząc gładkiej powierzchni kleistej cieczy; gdy reszta wody była wypompowywana przez wielki plastikowy wąż przewieszony nad blaszaną zaporą i wypluwana do kanału po drugiej stronie, z silnika spalinowego na pokładzie statku wydobywał się jęk.
– Oddio – rzuciła komisarz Griffoni. – Pierwszy raz widzę coś takiego. – Guido Brunetti, jej przyjaciel i kolega po fachu, stał nieruchomo, wsparty prawą stopą na pierwszym stopniu schodów mostu, oczarowany – niczym korpulentny Cortez spoglądający na wody Pacyfiku.
– A ja nie widziałem tego od lat! – zawołał zdjęty nagłym podejrzeniem.
Griffoni się roześmiała i machnięciem dłoni wskazała na malujący się przed nimi widok.
– Nie miałam pojęcia, że tak się to robi – powiedziała i przeszła na szczyt mostu, żeby się lepiej przyjrzeć metalowej zaporze.
Brunetti podążył za nią i stanął obok.
– Skąd oni wzięli na to pieniądze? – zapytał, jakby mówił do siebie. W porannym wydaniu „Il Gazzettino” ukazał się długi artykuł o projektach infrastrukturalnych, których zaniechano lub które ograniczono z braku funduszy. Wymieniono zwykłe w takiej sytuacji ofiary: ludzi starych, młodych, mieszkańców, którzy chcieli żyć w ciszy i spokoju, studentów, nauczycieli, a nawet strażaków. Przypominając sobie o tym, komisarz zastanawiał się, jak burmistrz Wenecji, deus ex machina, znalazł potrzebne środki w budżecie miasta, żeby rozpocząć oczyszczanie kanałów.
– Jak miło ze strony burmistrza, że rzucił miastu trochę resztek z pańskiego stołu – zauważyła Griffoni.
Brunetti przesunął wzrokiem po brzegach kanału, przy których zostały odsłonięte nagromadzone przez dziesięciolecia osady mułu i martwej materii organicznej. Czarny szlam zaczynał się tuż poniżej linii maksymalnego poziomu wody i coraz grubszą warstwą wyścielał niższe partie murów. Paskudny, śliski i błyszczący – wydzielał bardzo nieprzyjemną woń, przypominając w największym stopniu ludzkie odchody; widok ten napełnił komisarza wstrętem niemal równie silnym jak zgroza.
– Jakie to stosowne, że to jego stół.
Mimo okropnej woni, nie próbowali odejść. Brunetti pamiętał, że takie sceny stanowiły nieodłączny element jego młodości, gdy czyszczenie kanałów odbywało się głównie ręcznie i częściej. Przypomniał sobie drewniane pomosty budowane po obu stronach kanału i kocią zręczność, z jaką robotnicy poruszali się po nich z wiadrami i łopatami.
Rozległ się grzmot i oboje podnieśli ręce, żeby zasłonić uszy. Huk pochodził z silnika pogłębiarki. Czarna metalowa szczęka stała pośrodku pokładu ze zgiętym karkiem; jej olbrzymia paszcza odpoczywała zamknięta.
W szklanej kabinie bliżej dziobu ujrzeli mężczyznę w ciemnoniebieskim kombinezonie. Z kącika ust sterczał mu papieros, obie jego dłonie zajmowały się gałkami i dźwigniami pulpitu sterowniczego. Czując na powrót dziecięcą radość, Brunetti stał oczarowany cudownością tego widoku i pragnieniem wykonywania tego rodzaju pracy, tak bliskiej zabawy, ale dającej jakże wielkie poczucie mocy. Griffoni wydawała się równie urzeczona, chociaż Brunetti wątpił, by pragnęła takiego zajęcia dla siebie. Poza tym było mało prawdopodobne, by miasto zatrudniło neapolitankę, pochodzenie było bowiem znacznie większą przeszkodą niż płeć.
Przeszli bez słowa na drugą stronę mostu i w milczeniu przyglądali się, jak zaciśnięte stalowe zęby dźwigu podnoszą się z pokładu i przesuwają ukośnie nad wodą. Szczęki się rozwarły, tworząc szkaradną czarną paszczę ze szczerbami na krawędzi, a potem powoli zanurzyły się w wodzie i zniknęły pod jej powierzchnią.
Mężczyzna poruszył rękami i długie stalowe ramię przesunęło się nieznacznie w prawo i znieruchomiało. Można było odnieść wrażenie, że trzęsie się pod wodą, po czym zaczęło się podnosić. Gdy przecięło tłustą powierzchnię kanału, komisarz ujrzał zwisające ze szczęk kawałki plastiku, gumy i metalu: wyglądało to tak, jakby wyjątkowo duży rottweiler pożerał zawartość miski spaghetti. Długie ramię pogłębiarki podniosło się i utrzymywało stalowe szczęki w powietrzu, a tymczasem woda spływała z powrotem do kanału. Po chwili żuraw obrócił się w stronę dziobu łodzi wyładowanego już stertą usmarowanych błotem i szlamem śmieci. Zatrzymał się tuż nad nią. Szczęki powoli się rozwarły i zawarte w nich śmieci opadły z brzękiem na stos. Kilka ruchów rąk operatora sprawiło, że ostatnie fragmenty ładunku uwolniły się ze szczęk. Ramię pogłębiarki się obróciło i na powrót zanurzyło w wodzie.
Nie zauważyli wcześniej drugiego robotnika, stojącego na nabrzeżu z łopatą w ręku. Gdy tylko metalowe szczęki się odsunęły, wszedł na deskę biegnącą w poprzek pokładu łodzi i wygładził stertę szczątków, przesuwając na bok foliowe worki wypełnione butelkami, trącając łopatą rozpadające się radio, koło od roweru oraz inne przedmioty zbyt zniszczone, by można je było zidentyfikować.
Przez długi czas obserwowali to w życzliwym milczeniu, nie mając ochoty ruszyć dalej, każde z nich przekonane, że tylko ta druga osoba potrafi zrozumieć przyjemność czerpaną wspólnie z obserwacji pracującej maszyny. Nie odzywali się, zjednoczeni w dziwnej zażyłości.
Po dziesięciu minutach operator dźwigu nagle wstał, zszedł po krótkiej drabince ze swojego stanowiska na pokładzie i ruszył w pośpiechu do burty. Pochylił się nad wodą i spojrzał w dół, po czym przytknął dłonie do czoła, żeby zasłonić oczy przed blaskiem słońca, i przesunął się nieco w prawo, nadal bacznie wpatrując się w wodę. Wrócił do kabiny i dotknął czegoś na panelu sterowniczym, czym spowodował, że warkot silnika osłabł. Krzyknął do mężczyzny z łopatą, a potem przywołał go machnięciem ręki. Brunetti i Griffoni obserwowali, jak człowiek z łopatą skoczył na poprzeczną deskę; niemal natychmiast dołączył do niego operator dźwigu, który zwrócił jego uwagę na to samo miejsce w wodzie. Dźwięk silnika zagłuszał ich głosy; w gestach operatora widać było natarczywość, z jaką wypowiadał słowa.
Komisarz był zaskoczony tym, jak sztywne stały się ruchy mężczyzn. Wcześniej ten obsługujący żuraw zachowywał się zupełnie swobodnie, kiedy jednak wrócił na swoje stanowisko, wydawał się skrępowany i Brunetti miał nieodparte wrażenie, że nie chciał dalej obsługiwać maszyny.
„Oby nie potwierdziły się moje przypuszczenia” – pomyślał, nie chcąc mówić niczego Griffoni z obawy, że wyda się jej lub rzeczywiście okaże się szalony za sprawą tego, co stalowe szczęki pogłębiarki wydobędą z wody. Zerknął na swoje dłonie, którymi mocno obejmował metalową poręcz mostu, i stwierdził, że ma białe kłykcie. Popatrzył w prawo i spostrzegł, że kłykcie Griffoni też są białe. Odwrócił się nieznacznie w stronę przyjaciółki i zobaczył jej stężały profil, mocno zarysowaną linię żuchwy.
Spojrzał z powrotem na stalowe ramię żurawia. W pewnym momencie operator zdjął dłonie z dźwigni i znowu zeskoczył na pomost, żeby zerknąć za burtę pogłębiarki. Wymienił spojrzenie z kolegą, który powrócił na nabrzeże, wzruszył ramionami i znowu zajął miejsce przy pulpicie sterowniczym.
Dźwięk silnika zrobił się głębszy. Zarówno Griffoni, jak i komisarz odsunęli się od poręczy i stali wyprostowani, czekając na to, co wyłoni się z wody. Odwrócili się ku sobie w tej samej chwili i wymienili spojrzenia, po czym ponownie skierowali wzrok w stronę kanału.
Usłyszeli odgłos zmiany biegów i brzęk łańcucha w sztywnej osłonie. Ramię dźwigu podniosło się z wody i szczęki na jego końcu wreszcie ukazały się ich oczom.
Brunetti był gotowy się temu przyjrzeć bez względu na wszystko. Griffoni stała obok niego jak posąg.
Metalowa głowa maszyny obróciła się od nich na chwilę, a gdy z powrotem się zbliżyła, z wód kanału wyłonił się ubrudzony biały korpus lodówki. Lodówka była niewielka; gdyby stała na kuchennej podłodze, sięgałaby Brunettiemu do pasa. Drzwi, które zwisały na jednym zawiasie, nadawały jej wygląd czegoś, co uległo zniszczeniu podczas jakiejś bitwy.
Brunetti i Griffoni odwrócili się, żeby znowu na siebie spojrzeć. To ona uśmiechnęła się pierwsza, potem uczynił to komisarz, który do uśmiechu dodał wzruszenie ramion. Bez słowa odwrócili się od kanału i ruszyli w dół na drugą stronę mostu.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------Nakładem wydawnictwa Noir sur Blanc ukazały się
następujące powieści Donny Leon:
ŚMIERĆ W LA FENICE
1998
2006 (seria kieszonkowa)
ŚMIERĆ NA OBCZYŹNIE
1999
STRÓJ NA ŚMIERĆ
1999
ŚMIERĆ I SĄD
1999
ACQUA ALTA
1999
2011 (seria kieszonkowa)
CICHO, WE ŚNIE
2001
2009 (seria kieszonkowa)
SZLACHETNY BLASK
2002
ZGUBNE ŚRODKI
2003
2007 (seria kieszonkowa)
ZNAJOMI NA STANOWISKACH
2004
2008 (seria kieszonkowa)
MORZE NIESZCZĘŚĆ
2005
2007 (seria kieszonkowa)
PERFIDNA GRA
2006 (seria kieszonkowa)
SŁOWO OFICERA
2007 (seria kieszonkowa)
FAŁSZYWY DOWÓD
2008 (seria kieszonkowa)
KREW Z KAMIENIA
2009 (seria kieszonkowa)
MĘTNE SZKŁO
2010 (seria kieszonkowa)
OKROPNA SPRAWIEDLIWOŚĆ
2010 (seria kieszonkowa)
DZIEWCZYNA Z JEGO SNÓW
2011 (seria kieszonkowa)
UKRYTE PIĘKNO
2012 (seria kieszonkowa)
KWESTIA WIARY
2013 (seria kieszonkowa)
PO NITCE DO KŁĘBKA
2014 (seria kieszonkowa)
DZIKA ZACHŁANNOŚĆ
2015 (seria kieszonkowa)
ZŁOTE JAJO
2016 (seria kieszonkowa)
GRA POZORÓW
2017 (seria kieszonkowa)
WODA WIECZNEJ MŁODOŚCI
2018 (seria kieszonkowa)
ZAUROCZENIE
2019 (seria kieszonkowa)
DOCZESNE SZCZĄTKI
2020 (seria kieszonkowa)
POKUSA PRZEBACZENIA
2021 (seria kieszonkowa)
ADOPCJA
2022 (seria kieszonkowa)