Pierwsza krucjata. Wezwanie ze Wschodu - ebook
Pierwsza krucjata. Wezwanie ze Wschodu - ebook
Oksfordzki historyk Peter Frankopan przedstawia nowe spojrzenie na przyczyny pierwszej krucjaty, która zapoczątkowała świętą wojnę.
W 1096 roku kwiat rycerstwa europejskiego ruszył wyzwalać Jerozolimę z rąk muzułmanów. Bezpośrednią przyczyną pierwszej krucjaty miało być przemówienie papieża Urbana II wygłoszone w Clermont. Co sprawiło, że zaczął nawoływać do świętej wojny, obiecując w zamian odpuszczenie grzechów? Peter Frankopan poszukuje odpowiedzi na te pytania nie tam, gdzie jego poprzednicy, ale w stolicy cesarstwa wschodniego, w Konstantynopolu. Przejrzyście przedstawia splot interesów politycznych cesarstwa i papiestwa, który doprowadził do świętej wojny.
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-280-2265-2 |
Rozmiar pliku: | 3,9 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Robert z Rheims
* * *
Posłowie cesarza Konstantynopola przybyli na synod i nalegali, by Jego Świątobliwość i wszyscy wierzący w Chrystusa pomogli w obronie tego świętego Kościoła, niemal unicestwionego przez niewiernych, którzy dotarli już prawie pod mury Konstantynopola. Nasz Pan Papież wezwał wielu do tego zadania, by przysięgli wyruszyć tam w podróż z woli Boga i by udzielić cesarzowi wiernego wsparcia przeciwko poganom, najlepiej jak będą w stanie.
Bernold z Konstancji
* * *
Zaczął zewsząd gromadzić Celtów. Napływali do niego jedni po drugich, z bronią, na koniach i z innym wyposażeniem wojskowym. Mieli tyle chęci, tyle zapału, że zapełniły się nimi wszystkie drogi. Wraz z żołnierzami celtyckimi ciągnęły tłumy bezbronnego ludu, liczniejsze od ziaren piasku morskiego i gwiazd na niebie. Na plecach miały czerwone krzyże . Jak rzeki, które zewsząd spływają, ruszyły one na nas głównie przez Dację z całym swym wojskiem.
Anna Komnena
* * *
Cesarz w istocie był jak skorpion; gdyż choć nie miałeś się czego obawiać, stojąc z nim twarzą w twarz, musiałeś uważać, by nie ukąsił cię ogonem.
Wilhelm z Tyru
-01.jpg]
-01.jpg]
-01.jpg]
-01.jpg]
-01.jpg]Przedmowa i podziękowania
Każdy student w którymś momencie nauki dochodzi do wniosku, że wykład zaczynający się o dziewiątej rano to czyste okrucieństwo. Pamiętam dobrze, z jakim znużeniem wspinałem się na schody wydziału historii uniwersytetu w Cambridge w 1992 roku, usiłując obudzić się na tyle, by zrozumieć cokolwiek z wykładu otwierającego kurs, jaki wybrałem w tym semestrze, a noszący nazwę „Bizancjum i jego sąsiedzi w latach 800–1200”. Pięć minut później byłem tak przytomny, jakbym właśnie wypił potrójne espresso. Z zapartym tchem słuchałem o bezwzględnych Pieczyngach, którzy byli gotowi zrobić wszystko dla pieprzu, czerwonego jedwabiu i pasków skóry z Bliskiego Wschodu, i wraz z wykładowcą zastanawiałem się, dlaczego w IX wieku bułgarscy wodzowie postanowili przejść na chrześcijaństwo. Słuchałem też o Nowym Rzymie, czyli Konstantynopolu, cesarskim mieście.
Podniecenie wywołane tym pierwszym wykładem pobudziło mój apetyt na wiedzę o Bizancjum i jego sąsiadach. Natychmiast stało się dla mnie oczywiste, że po ukończeniu studiów będę prowadził badania właśnie w tej dziedzinie, a jedynym problemem był tylko wybór ich tematu. Moją uwagę zwróciło panowanie Aleksego I Komnena, dobrze udokumentowane w źródłach, a mimo to stawiające przed badaczami wiele pytań bez odpowiedzi. Wkrótce jednak odkryłem, że aby uzyskać prawdziwy wgląd w dzieje cesarstwa bizantyjskiego na przełomie XI i XII wieku, najpierw muszę poznać literaturę tego okresu, a przede wszystkim Aleksjadę; następnie greckie i łacińskie źródła z południowej Italii; następnie świat plemion wędrownych; następnie archeologię i kulturę materialną Konstantynopola, Bałkanów i Azji Mniejszej; następnie historię krucjat, średniowiecznego papiestwa, łacińskich kolonii w Ziemi Świętej… To, co zaczęło się dość niewinnie od porannego wykładu, zmieniło się w pasję mojego życia: czasami doprowadzającą do rozpaczy, czasami frustrującą, ale zawsze ekscytującą.
Chciałbym przy tej okazji podziękować za pomoc i wsparcie wielu osobom, które ułatwiły mi pracę nad książką. Przede wszystkim rektorowi i doktorantom z Worcester College, mojego drugiego domu od 1997 roku, którzy służyli mi radą i pomocą, równocześnie nie stawiając zbyt wielkich wymagań; uniwersytetowi Princeton za przyznanie stypendium Stanleya J. Seegera, które umożliwiło mi przeprowadzenie ciekawych badań; uniwersytetowi Harvarda za zatrudnienie mnie na kursach letnich w Dumbarton Oaks, gdzie ukształtowały się niektóre idee prezentowane w tej książce, a także personelowi biblioteki Bodleian oraz biblioteki wydziału historii, który okazał mi ogromną cierpliwość i serdeczność. To samo mogę powiedzieć o moich kolegach z Oxfordu, gdzie miałem wielki zaszczyt pracować u boku najlepszych badaczy zajmujących się Bizancjum i późną starożytnością.
Wśród kolegów z Oxfordu moje podziękowania należą się przede wszystkim Markowi Whittowowi, Catherine Holmes, Cyrilowi i Marli Mango, Elizabeth i Michaelowi Jeffreysom, Marcowi Lauxtermannowi i Jamesowi Howard-Johnstonowi, którzy chętnie dzielili się ze mną swymi poglądami na historię XI i XII wieku. Jestem szczególnie wdzięczny Jonathanowi Shephardowi, który wygłosił ten pierwszy pamiętny wykład w Cambridge, za skierowanie moich zainteresowań ku Bizancjum i za wpływ, jaki wywiera na mnie od tamtej pory. Wielu innym, przede wszystkim moim studentom, obecnym i byłym, oraz kolegom, z którymi spotykam się na konferencjach, dziękuję za możliwość dyskutowania do późnej nocy na temat Konstantynopola, Aleksego i krucjat. Jeśli nie uwzględniłem ich dobrych rad, tym gorzej dla mnie.
Nieoceniona Catherine Clarke zachęciła mnie do opowiedzenia na nowo historii pierwszej krucjaty. Ta książka nie powstałaby bez jej wskazówek, a także pomocy jej fantastycznego zespołu z Felicity Bryan. Will Sulkin z The Bodley Head i Joyce Seltzer z Harvard University Press byli niezwykle uprzejmi i pomocni przez cały okres pracy nad książką. Jestem winien podziękowania Jörgowi Hensgenowi za zadawanie trudnych pytań; dzięki niemu ta książka jest zdecydowanie lepsza. Chloe Campbell była moim aniołem stróżem, a jej rady zawsze charakteryzowała celność i zwięzłość. Dziękuję też Anthony’emu Hippiosleyowi i Martinowi Lubikowskiemu za przygotowanie map. Nie jestem natomiast w stanie odpowiednio wyrazić swej wdzięczności wobec rodziców, którzy inspirowali mnie od dzieciństwa.
Jednak największy dług zaciągnąłem u mojej żony, Jessiki, która usłyszała o nomadach, Bizancjum i wschodniej części Basenu Morza Śródziemnego tego samego dnia co ja, gdyż opowiedziałem jej natychmiast wszystko o nowym ekscytującym świecie, jaki właśnie odkryłem. Wysłuchała mnie cierpliwie, a kiedy zapewniłem ją, że znalazłem oto swój wymarzony temat, zachęciła mnie do zajęcia się nim już nad tym pierwszym z wielu cappuccino, które wypiliśmy razem w Clowns; moja książka dedykowana jest właśnie jej.
Peter Frankopan
lipiec 2011Wprowadzenie
27 listopada 1095 roku w Clermont w środkowej Francji papież Urban II wygłosił jedną z najważniejszych mów w historii. Przez cały poprzedni tydzień przewodniczył obradom synodu, na który przybyło dwunastu arcybiskupów oraz osiemdziesięciu biskupów i innych wysokich dostojników Kościoła, po czym oznajmił, że pragnie wygłosić kazanie o wyjątkowym znaczeniu dla wiary. Zamiast jednak uczynić to z kazalnicy kościoła w Clermont, Urban II postanowił przemawiać na pobliskim błoniu, by mogło go wysłuchać więcej ludzi.
Papież wybrał efektowne miejsce na wygłoszenie kazania: Clermont otoczone jest stożkami nieczynnych wulkanów, z których największy, Puy-de-Dôme, wznosi się zaledwie osiem kilometrów dalej. Gdy owego zimnego listopadowego dnia papież wstał, by wygłosić swą brzemienną w skutki mowę, zebrany tłum ucichł, starając się dosłyszeć jego słowa.
– Najdrożsi bracia – zaczął papież. – Ja, Urban, papież i z woli Boga pasterz całego świata, zwracam się do was, sługi Boże, w tej chwili wielkiej potrzeby, jako głosiciel boskiego ostrzeżenia¹.
Urban II pragnął wezwać rycerzy Europy, by chwycili za broń i pomaszerowali tysiące kilometrów na wschód, do Świętego Miasta Jerozolimy. Chciał ich poruszyć, wzbudzić ich święty gniew, przedstawić im niecne czyny niewiernych i skłonić do reakcji na bezprecedensową skalę. Trzeba przyznać, że osiągnął swój cel. Niecałe cztery lata później rycerze zachodni obozowali już pod murami miasta, w którym ukrzyżowano Chrystusa, zamierzając zająć je w imię Boże. Pod wpływem słów papieża wygłoszonych w Clermont dziesiątki tysięcy ludzi, ogarniętych pragnieniem oswobodzenia Świętego Miasta, porzuciły swe domy i przemaszerowały przez całą Europę i dalej na wschód, aż do Palestyny.
– Chcemy, byście wiedzieli – ciągnął papież – jaka to smutna sprawa sprowadziła nas do waszej krainy, jaka nagła potrzeba sprawiła, że stanąłem dziś tutaj, w obliczu wszystkich wiernych.
Wyjaśnił dalej, że otrzymał niepokojące wieści, zarówno z Jerozolimy, jak i z Konstantynopola: otóż muzułmanie, „cudzoziemcy i ludzie bezbożni, najechali ziemie należące do chrześcijan, niszcząc je i grabiąc”. Wielu brutalnie zamordowano. Innych pojmano i uprowadzono w niewolę².
Papież opisał obrazowo okrucieństwa popełniane na Wschodzie przez „Persów”, którą to nazwą określał Turków.
– Obalają ołtarze, brukając je pierwej swymi nieczystościami, obrzezują chrześcijan, a przelaną w ten sposób krew wylewają albo na ołtarze, albo do chrzcielnic. Kiedy chcą zadać prawdziwie bolesną śmierć, przebijają ofierze pępek, wyciągają jelito, przywiązują do słupa, po czym batem poganiają nieszczęśnika wokół niego, póki nie wywleką całych wnętrzności, a ów nie padnie bez życia. Do innych, przywiązanych do pali, strzelają z łuków; jeszcze innym każą wyciągać szyję i próbują ściąć im głowę jednym cięciem miecza. A cóż mogę rzec na temat ohydnego traktowania kobiet? Lepiej już zmilczeć, niż opowiadać w szczegółach³.
Urban nie zamierzał jednak informować zebranego tłumu, ale go podburzyć.
– Nie ja, lecz Bóg nakazuje wam, heroldom chrześcijaństwa, byście zawezwali ludzi wszelkiej rangi i pospieszyli wygubić tę podłą rasę z naszych ziem, przychodząc na czas z pomocą chrześcijańskim mieszkańcom⁴.
Rycerze z całej Europy, przekonywał papież, powinni powstać tłumnie i ruszyć jak najszybciej w obronie Kościoła wschodniego, niczym prawdziwi boży wojownicy. Powinni sformować oddziały zbrojne i pomaszerować na Jerozolimę, po drodze wypędzając zewsząd Turków.
– Wiedzcie, że to piękna rzecz umrzeć za Chrystusa w mieście, w którym On umarł za nas⁵.
Bóg pobłogosławił rycerzy Europy wielkim kunsztem wojennym, wielką odwagą i siłą. Nadszedł czas, grzmiał papież, by wykorzystali te dary do pomszczenia cierpień chrześcijan na Wschodzie i przekazania Grobu Świętego w ręce wiernych⁶.
Zachowane relacje z mowy wygłoszonej w Clermont nie pozostawiają wątpliwości, że było to prawdziwe arcydzieło sztuki oratorskiej, starannie wyważone i okraszone garścią z rozmysłem wybranych przykładów tureckich okrucieństw⁷. Papież opisał następnie nagrody, jakie czekają na tych, którzy porwą za broń: każdy, kto uda się na Wschód, będzie błogosławiony na wieczność. Wszyscy powinni skorzystać z tej oferty. Chorzy i złodzieje mieli się stać „żołnierzami Chrystusa”, ci, którzy dotąd walczyli ze swymi braćmi, powinni wziąć udział w wyprawie i walczyć jak przystało przeciw barbarzyńcom. Ktokolwiek uda się w podróż, natchniony wiarą, a nie miłością do pieniędzy czy chwały, otrzyma odpuszczenie wszystkich grzechów. Był to, słowami jednego ze świadków, „nowy sposób uzyskania zbawienia”⁸.
Reakcja na przemowę Urbana II była żywiołowa. Rozległ się okrzyk: Deus vult! Deus vult! Deus vult! – „Bóg tak chce! Bóg tak chce! Bóg tak chce!”, ale poza tym tłum słuchał uważnie, co jeszcze papież ma do powiedzenia.
– Niechaj to będzie wasze zawołanie bitewne, ponieważ pochodzi od Boga! Kiedy zbierzecie się, by zaatakować niewiernych, ten okrzyk, zesłany przez Boga, stanie się zawołaniem was wszystkich – Bóg tak chce! Bóg tak chce!⁹
Wielu słuchaczy dało się porwać entuzjazmowi i pospieszyło do domu rozpocząć przygotowania. Duchowni ruszyli w świat głosić wezwanie papieża, sam Urban II tymczasem udał się w męczącą podróż po Francji, promującą wyprawę. Do prowincji, których nie miał czasu odwiedzić, pisał poruszające listy. Wkrótce cała Francja zapłonęła krucjatową gorączką. Wielcy panowie i rycerze szykowali się do wymarszu. W wyprawie zgodził się wziąć udział Rajmund z Tuluzy, jeden z najbogatszych i najpotężniejszych możnowładców Europy, a także Gotfryd, książę Lotaryngii, tak pełen zapału, że jeszcze przed wyruszeniem z domu bił monety z napisem GODFRIDUS IEROSOLIMITANUS – „Gotfryd, pielgrzym jerozolimski”¹⁰. Wieści o wyprawie do Jerozolimy rozchodziły się szybko i wszędzie wywoływały entuzjazm¹¹. Rozpoczęła się pierwsza krucjata.
* * *
Cztery lata później, na początku lipca 1099 roku, obdarci, wycieńczeni, a mimo to nadal pełni zapału rycerze zajęli pozycje pod murami Jerozolimy, planując odebrać muzułmanom najświętsze miasto chrześcijaństwa. Pospiesznie zbudowali machiny oblężnicze i szykując się do szturmu, odprawili uroczyste modły. Oto mieli dokonać jednego z najbardziej niezwykłych wyczynów w historii.
Ambicje pierwszej krucjaty wynikały po części z samej skali przedsięwzięcia. Wojska krzyżowe przypominały wielkie armie starożytności, które przemierzały ogromne obszary i wbrew przeciwnościom losu dokonywały imponujących podbojów. Kampanie takich wielkich wodzów, jak Aleksander, Juliusz Cezar czy Belizariusz dowodziły, że jeśli dysponuje się zdyscyplinowanym i dobrze dowodzonym wojskiem, można pokusić się o opanowanie znacznych terenów. Krucjatę odróżniało od tych kampanii jedno: nie planowano niczego podbijać, lecz przeprowadzić misję ratunkową. W Clermont Urban II nie nakazał rycerstwu Europy zajmować ziem na Wschodzie, by czerpać potem korzyści z ich bogactwa; celem było wyzwolenie Jerozolimy – i Kościołów Wschodu – z rąk dręczących ich pogan¹².
Jednak sprawa okazała się nie taka prosta. Przebycie tysięcy kilometrów dzielących krzyżowców od ich celu wiązało się z wielkimi trudnościami oraz, co nieuniknione, ogromnymi stratami w ludziach. Z siedemdziesięciu czy osiemdziesięciu tysięcy krzyżowców, którzy odpowiedzieli na wezwanie papieża, do Jerozolimy dotarła nie więcej niż jedna trzecia. Wysłannik papieża, podróżujący u boku wodzów krucjaty, pisząc do Rzymu jesienią 1099 roku szacował, że stosunek tych, którzy przeżyli, do tych, którzy polegli w bitwach lub zmarli w wyniku chorób, był jeszcze niższy; nie więcej niż dziesięć procent krzyżowców, którzy wyruszyli z Europy, ujrzało mury Świętego Miasta¹³.
Niektórzy, jak Pontius Rainaud i jego brat Piotr, „najszlachetniejsi książęta”, zostali zamordowani przez rabusiów już podczas podróży z Prowansji, która wiodła przez północną Italię i wybrzeże dalmackie; nie dotarli nawet do połowy drogi do Jerozolimy. Walter z Vervy zaszedł znacznie dalej, ale kiedy w okolicach Sydonu (w dzisiejszym Libanie) wyruszył wraz z grupą rycerzy na poszukiwanie żywności, zaginął i nikt go już więcej nie spotkał. Jego los pozostaje nieznany: mógł wpaść w zasadzkę i zginąć albo dostać się do niewoli i trafić w przepastne czeluście muzułmańskiego świata. Jego koniec mógł też być bardziej prozaiczny: na przykład koń potknął się w górzystym terenie, a on sam, spadając, skręcił sobie kark¹⁴.
Niektórych spotkał los Godvery, żony Baldwina z Bouillon, która postanowiła towarzyszyć mężowi w wyprawie. W okolicach Maraszu (w dzisiejszej Turcji) zachorowała i szybko opadła z sił. Jej stan pogarszał się z każdym dniem, aż wreszcie umarła. Tę urodzoną w Anglii arystokratkę pochowano w odległym zakątku Azji Mniejszej, daleko od domu, w miejscu, o którym jej przodkowie i krewni nigdy nawet nie słyszeli¹⁵.
Jeszcze inni, jak Raimbold Cretons, młody rycerz z Chartres, dotarli do samej Jerozolimy i wzięli udział w szturmie na miasto. Raimbold był pierwszym rycerzem, który wspiął się na drabinę przystawioną do murów; bez wątpienia chciał zyskać miano tego, który jako pierwszy wkroczył do Świętego Miasta. Ale jego poczynania pilnie obserwowali obrońcy, zapewne nie mniej żądni chwały; gdy Raimbold dotarł na szczyt murów, któryś z nich odciął mu zupełnie jedną rękę, a drugą prawie zupełnie. Nieszczęsny rycerz przeżył jednak dość długo, by ujrzeć upadek Jerozolimy¹⁶. Byli też oczywiście tacy, dla których wyprawa zakończyła się chwałą. Wielcy wodzowie pierwszej krucjaty – Boemund, Rajmund z Tuluzy, Gotfryd i Baldwin z Bouilllon, Tankred i inni – rozsławili swe imiona w całej Europie. Ich czyny zostały unieśmiertelnione w niezliczonych kronikach, poematach i pieśniach, a także w nowej formie literackiej: średniowiecznym romansie. Ich sukces miał się stać punktem odniesienia dla wszystkich późniejszych krucjat, choć niewątpliwie był to przykład trudny do naśladowania.
* * *
Pierwsza krucjata jest jednym z najlepiej znanych i najczęściej opisywanych wydarzeń w historii. Opowieść o rycerzach, którzy chwycili za broń i przemierzyli całą Europę i Azję Mniejszą, by oswobodzić Jerozolimę, inspirowała pisarzy wszystkich epok, na równi z ich czytelnikami i historykami. Historie o niezwykłym bohaterstwie wykazanym podczas pierwszych potyczek z Turkami, o cierpieniach zbrojnych pielgrzymów spieszących na Wschód – i krwawej rzezi mieszkańców Jerozolimy w 1099 roku – przez prawie tysiąc lat odbijają się szerokim echem w zachodniej kulturze. Temat krucjaty przewija się w muzyce, literaturze i malarstwie Europy. Nawet samo słowo „krucjata” – dosłownie „droga krzyża” – nabrało szerszego znaczenia: jest to niebezpieczne, ale zakończone sukcesem przedsięwzięcie, w którym siły dobra walczą z siłami zła.
Pierwsza krucjata rozpalała wyobraźnię pokoleń ze względu na swój dramatyzm i wiążącą się z nią przemoc. Ale nie tylko z tego powodu. Ekspedycja wywarła tak wielkie wrażenie na Zachodzie, ponieważ ukształtowała jego przyszłość: to w niej należy się doszukiwać korzeni wielkiej władzy papiestwa, konfrontacji pomiędzy chrześcijaństwem a światem islamu, ewolucji koncepcji świętej wojny, rycerskiej pobożności, potęgi morskiej państw-miast Italii oraz powstania kolonii łacińskich na Bliskim Wschodzie. Źródłem tego wszystkiego była właśnie pierwsza krucjata¹⁷.
Nic zatem dziwnego, że zainteresowanie tym wydarzeniem nie słabnie. Choć już wcześniej całe pokolenia historyków rozpisywały się o krucjacie, ostatnio pojawiły się niezwykle ciekawe i oryginalne ujęcia tego tematu. Szczegółowo zbadano takie zagadnienia, jak tempo marszu armii krzyżowej, sposoby jej zaopatrywania oraz znajdujące się w obiegu pieniądze¹⁸. Przyjrzano się także bliżej związkom zachodzącym pomiędzy głównymi zachodnimi źródłami narracyjnymi, dochodząc ostatnimi czasy do dość prowokacyjnych wniosków¹⁹. W ciągu ostatnich lat zwrócono też uwagę na apokaliptyczny kontekst wyprawy na Jerozolimę oraz całego ówczesnego świata²⁰.
Pojawiły się również niestandardowe interpretacje zagadnienia krucjaty: psychoanalitycy wysunęli tezę, że rycerze, którzy wyruszyli do Jerozolimy, szukali ujścia dla stłumionego popędu seksualnego. Ekonomiści z kolei obrali za swój cel brak równowagi podaży i popytu pod koniec XI wieku i zbadali wyprawę pod kątem alokacji zasobów w ówczesnej Europie oraz w Basenie Morza Śródziemnego²¹. Genetycy ocenili materiał mitochondrialny zebrany w południowej Anatolii, usiłując na tej podstawie nakreślić mapę migracji ludności pod koniec XI wieku²². Jeszcze inni wykazali, że okres bezpośrednio poprzedzający krucjatę to jedyny moment przed końcem XII wieku, kiedy produkt krajowy brutto przewyższał wzrost populacji, co pozwala się doszukiwać analogii pomiędzy średniowieczem a dwudziestowiecznym boomem demograficznym i gospodarczym²³.
A jednak, pomimo naszej nieustającej fascynacji pierwszą krucjatą, zaskakująco mało uwagi poświęca się jej prawdziwym przyczynom. Prawie od dziesięciu wieków pisarze i naukowcy skupiają się na postaci Urbana II, na jego brzemiennej w skutki mowie wygłoszonej w Clermont i zrywie rycerstwa Europy. Jednakże prawdziwym katalizatorem zdarzeń nie był papież, tylko ktoś zupełnie inny: wezwanie do broni wygłoszone przez Jego Świątobliwość stanowiło odzew na apel o pomoc wystosowany przez cesarza bizantyjskiego Aleksego I Komnena.
Nowy Rzym, założony w IV wieku jako druga stolica cesarstwa, z której można było wygodnie zarządzać wielkim prowincjami wschodnimi, otrzymał nazwę od imienia swego założyciela cesarza Konstantyna Wielkiego. Konstantynopol, bo o nim tu mowa, położony na zachodnim brzegu Bosforu, szybko stał się największym miastem Europy, pełnym łuków triumfalnych, pałaców, posągów cesarzy oraz niezliczonych kościołów i klasztorów.
Wschodnie Cesarstwo Rzymskie kwitło jeszcze długo po upadku Starego Rzymu i rozpadzie jego prowincji, co nastąpiło w V wieku. Około roku 1025 kontrolowało większość Bałkanów, południową Italię, Azję Mniejszą oraz znaczne obszary na Kaukazie i w północnej Syrii, rozszerzało też systematycznie swoje władanie na Sycylii. Siedemdziesiąt lat później obraz prezentował się zupełnie inaczej. Anatolia stała się terenem ekspansji tureckiej; Turcy zajęli tu kilka ważnych miast, czego skutkiem był gwałtowny upadek lokalnych społeczności. Bałkany niemal bez przerwy musiały się bronić przed atakami nomadycznego plemienia Pieczyngów. Terytoria cesarstwa w Apulii i Kalabrii znalazły się w rękach normańskich awanturników, którzy w niecałe dwadzieścia lat podbili południową Italię.
Człowiekiem, który trwał na straży cesarstwa i bronił go przed zagładą, był Aleksy Komnen, zdolny dowódca, który zasiadł na tronie w 1081 roku, w wyniku przewrotu wojskowego, mając wówczas mniej więcej dwadzieścia pięć lat. Pierwsze lata jego rządów były trudne, gdyż musiał nie tylko odsunąć od Bizancjum zagrożenia zewnętrze, ale także narzucić mu swą władzę. Jako uzurpator nie miał tej pewności siebie, jaką daje dziedziczny tron, dlatego podszedł do problemu zabezpieczenia swej pozycji w sposób pragmatyczny, koncentrując władzę we własnych rękach i wynosząc na ważne stanowiska swych stronników i członków rodziny.
W 1095 roku Aleksy wysłał do Urbana II pilne poselstwo. Posłowie, odszukawszy papieża w Piacenzie, „nalegali, by Jego Świątobliwość i wszyscy wierzący w Chrystusa pomogli w obronie tego świętego Kościoła, niemal unicestwionego przez niewiernych, którzy dotarli już prawie pod mury Konstantynopola”²⁴. Urban II zareagował natychmiast, ogłaszając, że wyrusza na północ, do Francji, zebrać siły, które pójdą na pomoc cesarzowi. To właśnie apel Aleksego uruchomił pierwszą krucjatę.
W każdej historii krucjaty odnotowuje się fakt przybycia poselstwa bizantyjskiego do papieża, ale to, o co prosił Aleksy – i z jakiej przyczyny – jest na ogół pomijane. W efekcie powstaje wrażenie, że krucjata była rezultatem płomiennej mowy papieża, że chrześcijańscy rycerze za jej przyczyną ruszyli w imię Pana do Jerozolimy. Oczywiście jest to do pewnego stopnia prawda, a przynajmniej stała się nią w chwili, gdy krzyżowcy stanęli na murach Świętego Miasta w 1099 roku, i jako taka jest powielana przez pisarzy, malarzy i filmowców. Jednak prawdziwych przyczyn pierwszej krucjaty należy szukać w Konstantynopolu i sytuacji w jego prowincjach pod koniec XI wieku. Pragnę wykazać w niniejszej książce, że powodów krucjaty należy się doszukiwać na Wschodzie, a nie na Zachodzie.
Dlaczego Aleksy zwrócił się o pomoc w 1095 roku? Dlaczego skierował swą prośbę do papieża, który sam nie posiadał wojsk o odpowiedniej sile? A zważywszy na schizmę Kościołów, do jakiej doszło w 1054 roku, dlaczego Urban II w ogóle zdecydował się pomóc cesarzowi? I dlaczego Aleksy czekał ze swoim apelem aż do 1095 roku, skoro Turcy opanowali Azję Mniejszą już w roku 1071, po wielkiej klęsce armii bizantyjskiej w bitwie pod Mantzikertem? Krótko mówiąc, dlaczego w ogóle doszło do pierwszej krucjaty?
* * *
Są dwie przyczyny, dla których doszło do takiego wypaczenia historii krucjaty. Po pierwsze, po zdobyciu Jerozolimy historiografia zachodnia, zdominowana niemal całkowicie przez mnichów i kleryków, czyniła ogromne wysiłki, by podkreślić główną rolę papieża w organizacji krucjaty. W wyniku wyprawy w Lewancie powstało kilka nowych organizmów państwowych z ośrodkami w Jerozolimie, Edessie, Trypolisie, a przede wszystkim w Antiochii. Te nowe państwa potrzebowały historii, odpowiedniego wyjaśnienia, jak to się stało, że znalazły się pod władzą zachodnich rycerzy. W tej sytuacji rola, jaką Bizancjum i Aleksy I Komnen odegrali w zainicjowaniu krucjaty i w jej przebiegu, stała się niewygodna – między innymi dlatego, że wiele sukcesów krzyżowców dokonało się ze szkodą dla cesarstwa wschodniego. Zachodnim historykom odpowiadało zatem przedstawianie krucjaty z perspektywy papiestwa i samych krzyżowców, przy równoczesnej minimalizacji roli Bizancjum.
Po drugie, powodem tak wielkiego skupienia uwagi na przyczynach krucjaty tkwiących na Zachodzie jest problem z materiałem źródłowym. Źródła łacińskie do historii pierwszej krucjaty są dobrze znane – i niezwykle barwne. Narracje, takie jak anonimowe Gesta Francorum^(I), dostarczają opowieści o odważnych czynach jednostek – na przykład bohaterskiego Boemunda – oraz o knowaniach „przeklętego” cesarza Aleksego, który chciał przechytrzyć krzyżowców, uciekając się do podstępu i przekupstwa. Z kolei autorzy w rodzaju Rajmunda z Aguilers, Alberta z Akwizgranu czy Fulchera z Chartres nie mniej żywo odmalowują losy wyprawy i rywalizację jej wodzów, a także niezliczone przypadki knowań i zdrady. Opisują bitwy, w których nieunikniona klęska zmieniała się za sprawą łaski bożej w wielki triumf, piszą o przerażeniu krzyżowców, gdy podczas oblegania miast obrońcy strzelali w ich obóz z katapult głowami pojmanych rycerzy, albo na widok duchownych wieszanych za nogi na murach obronnych i bitych po piętach; o szlachetnych panach pojmanych podstępem i okrutnie zabitych przez tureckich zwiadowców, gdy zabawiali damy w sadach.
Źródła bizantyjskie nie są równie jednoznaczne. Przy czym problemem nie jest brak materiału, gdyż zachowało się wiele relacji, listów, mów, raportów i innych dokumentów, spisanych po grecku, ormiańsku, syryjsku, hebrajsku i arabsku, które oferują cenny wgląd w preludium krucjaty. Problemem jest raczej to, że zostały one dużo słabiej zbadane niż ich łacińskie odpowiedniki.
Najważniejszym i najtrudniejszym w interpretacji z tych wschodnich tekstów jest bez wątpienia Aleksjada. Została napisana w połowie XII wieku przez najstarszą córkę cesarza Aleksego, Annę Komnenę, i opowiada o życiu oraz panowaniu cesarza. Niestety, dzieło to bywa najczęściej źle rozumiane i źle interpretowane. Tekst, napisany kwiecistą greką, jest pełen niuansów, aluzji i ukrytych znaczeń, które łatwo przeoczyć. Ponadto podawana przez autorkę chronologia wydarzeń jest często błędna: zdarza się, że umieszcza je ona w niewłaściwym okresie, dzieli na kilka części albo wręcz dubluje.
Anna pisała prawie pięćdziesiąt lat po opisywanych zdarzeniach, stąd można by jej było wybaczyć przypadkowe błędy w chronologii wydarzeń – zresztą sama autorka przyznaje się do nich w tekście: „Doszłam do tego miejsca swego dzieła, wodząc z trudnością piórem, w czasie kiedy zapala się lampy, i spostrzegłam, że nieco zasypiam nad pisaniem, gdyż wymyka mi się temat historii. Kiedy bowiem koniecznie trzeba było podać imiona barbarzyńskie i przedstawić różne fakty jeden przy drugim, wydaje się, że całość historii i ciągłość opowiadania uległy rozczłonkowaniu. Niechże więc nie biorą mi tego za złe życzliwi czytelnicy mego dzieła!”²⁵ Ale choć obraz historyka pracującego nad swym dziełem do późnej nocy jest niezwykle czarujący i sugestywny, w istocie jest to tylko literacka konwencja wzorowana na eleganckich przeprosinach za wszelkie popełnione błędy, standardowo stosowanych przez klasycznych pisarzy starożytności, których prace były przykładem dla Aleksajdy. Należy pamiętać, że dzieło Anny Komneny opiera się na niezwykle starannie zebranych materiałach i korzysta z ogromnego archiwum listów, oficjalnych dokumentów, notatek z kampanii, historii rodzinnych i innego materiału pisanego²⁶.
Choć uczeni zidentyfikowali część błędów chronologicznych Aleksjady, wiele innych nie doczekało się korekty i przyczyniło się do poważnych zniekształceń w powszechnie akceptowanej chronologii panowania Aleksego I Komnena. Najważniejsze z nich dotyczą sytuacji w Azji Mniejszej w przededniu krucjaty. Obraz wyłaniający się z opowieści Anny Komneny jest mylący; naprawdę staranne przestudiowanie Aleksjady – oraz innych źródeł – pozwala na wyciągnięcie wniosków, które różnią się w sposób zasadniczy od ogólnie akceptowanego poglądu. Dotąd zakładano, że cesarz Bizancjum szukał pomocy wojskowej na Zachodzie, ponieważ planował ambitne podboje w Azji Mniejszej. Tymczasem rzeczywistość była zupełnie inna: apel cesarza był desperackim krokiem władcy, który balansuje na skraju przepaści.
Największe znaczenie ma tu błędna ocena sytuacji w Azji Mniejszej w przededniu pierwszej krucjaty. Rycerze zachodni zmierzali na Wschód, by bić się z Turkami, groźnym ludem, który rzucił na kolana Bizancjum. Turcy, początkowo jedynie luźna konfederacja plemion Oguzów, których siedziby historycy arabscy umieszczają na terenach rozciągających się na wschód od Morza Kaspijskiego, byli ludem stepowym. Dzięki swym umiejętnościom wojskowym stopniowo zaczęli wywierać coraz większy wpływ na kalifat bagdadzki, który zaczął się rozpadać pod koniec X wieku. W latach trzydziestych XI wieku, wkrótce po przejściu na islam, Turcy zdobyli dominującą pozycję w regionie, a niecałe pokolenie później stali się panami samego Bagdadu, gdyż ich wódz Tughril Beg został mianowany przez kalifa sułtanem i przejął pełną władzę wykonawczą.
Nie ustawał też pochód Turków na zachód. Wkrótce zaczęli wyprawiać się na Kaukaz i do Azji Mniejszej, siejąc postrach wśród lokalnych społeczności. Przemieszczali się szybko na swych przysadzistych konikach, a odjeżdżając, niemal nie pozostawiali śladów. Siła i wytrzymałość ich wierzchowców czyniły je szczególnie przydatnymi w górzystym terenie poprzecinanym stromymi wąwozami; według jednego ze źródeł były „szybkie jak orły, a kopyta miały twarde jak skała”. Turcy spadali podobno na tych, którzy stanęli im na drodze, niczym wilki pożerające zwierzynę²⁷.
Kiedy Urban II wygłaszał w Clermont swą mowę, Turcy zdołali już unicestwić w Anatolii cesarską administrację cywilną i wojskową, która przetrwała w stanie nienaruszonym wiele wieków, zajęli też część ważnych dla chrześcijaństwa miast, takich jak Efez, dom świętego Jana Ewangelisty, Nikeę, miejsce pierwszych soborów, i Antiochię, pierwsze biskupstwo świętego Piotra. Nic dziwnego zatem, że papież w swoich mowach i listach słanych w połowie lat dziewięćdziesiątych wołał o ocalenie Kościoła na Wschodzie.
Korzenie pierwszej krucjaty można więc odnaleźć nie wśród wzgórz Clermont czy w Watykanie, ale w Azji Mniejszej i Konstantynopolu. Zbyt długo już narracja krucjaty pozostaje zdominowana przez głosy z Zachodu. Rycerze, którzy wyruszyli z entuzjazmem w 1096 roku, reagowali na kryzys rozwijający się po drugiej stronie Basenu Morza Śródziemnego, gdyż klęski militarne i próba przewrotu zaprowadziły Bizancjum na skraj przepaści. Aleksy I Komnen był po prostu zmuszony zwrócić się o pomoc do Zachodu, a jego apel do papieża Urbana II okazał się katalizatorem wszystkiego, co nastąpiło później.