- promocja
Pies zawodowiec. Opowieści o czworonogach, które żadnej pracy się nie boją - ebook
Pies zawodowiec. Opowieści o czworonogach, które żadnej pracy się nie boją - ebook
Gdyby nagrodę dla pracownika miesiąca rozciągnąć na wszystkie gatunki, psy byłyby bezkonkurencyjne. Pełen zakres ich kompetencji jest wprost oszałamiający. Często mimo zmęczenia, głodu czy braku humoru są w gotowości 24 godziny na dobę. Ci niezmordowani zawodowcy wykonują swoje obowiązki niesłychanie starannie, a za oddanie i zaangażowanie oczekują jedynie pieszczot lub ulubionych przysmaków.
Poznajcie Molly Polly – suczkę, która ostrzega diabetyków o zmianach poziomu cukru we krwi, Bailey’ego – wicedyrektora muzeum ds. mew, który strzeże zabytkowych okrętów przed plagą latających szkodników, oraz Daisy, która pełnoetatowo pełni funkcję psa przewodnika… drugiego psa. Przedstawiamy też Tunę – gwiazdę mediów społecznościowych z uroczą wadą zgryzu, ultramaratończyka TruMana, honorowego krwiodawcę Montgomary oraz całą plejadę prawdziwych psich bohaterów. Oto zbiór grzejących serce opowieści o zaledwie kilkunastu spośród najbardziej niesamowitych psów na świecie – inspirujące historie psów, które żadnej pracy się nie boją!
Laura Greaves - jest utytułowaną dziennikarką, pisarką i szaloną psiarą. Od niemal 20 lat pisze teksty dla gazet i magazynów nie tylko w Australii, lecz także na całym świecie. Była redaktor naczelna magazynu „Dogs Life”. Jako niezależna dziennikarka i pisarka przez ostatnie osiem lat napisała dla niezliczonych wydawnictw mnóstwo tekstów poświęconych zwierzętom domowym. Jest również autorką zbioru "Incredible Dog Journeys" oraz trzech powieści komediowo-romantycznych. W każdej z nich zawadiackie psiaki odgrywają niebagatelną rolę jako bohaterowie drugoplanowi.
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-280-8570-1 |
Rozmiar pliku: | 4,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Jest parny letni poranek. Stoję na parkingu przy dużym podmiejskim parku w Sydney. Na bucie mam plamkę benzyny wielkości główki od szpilki. Po drugiej stronie parkingu, na pace czerwonej ciężarówki straży pożarnej, czarny labrador o imieniu Wiking siedzi spokojnie w swoim transporterze.
Jego opiekun, komendant Phil Etienne, tłumaczy mi, że pies może potrzebować nieco czasu; po pierwsze to ogromny teren, a po drugie Phil postanowił odejść z Wikingiem jeszcze dalej ode mnie, żeby lepiej zademonstrować mi niezwykłe umiejętności psa.
Kiedy tylko Phil wypuszcza Wikinga z transportera, smukły, młody psiak natychmiast ląduje z nosem przy ziemi. Idzie jak taran przez krzaki i zarośla, z każdą sekundą coraz bardziej się do mnie zbliżając. Jest wyraźnie podniecony – cieszy się z kolejnej okazji dowiedzenia swojego niezwykłego intelektu, a zapewne także na myśl o nagrodzie, która czeka go za dobrze wykonaną pracę.
Ja tymczasem stoję nieruchomo pośrodku asfaltowej pustyni, dręczona nieuzasadnionym poczuciem winy w związku z benzyną na moim paluchu, choć przecież nie zrobiłam nic złego – to Phil umieścił tę plamkę na moim bucie tylko po to, żeby mi pokazać, jakim postrachem dla podpalaczy jest Wiking. Skoro ja czuję się nieswojo mimo czystego sumienia, mogę sobie jedynie wyobrazić, jak muszą się czuć osoby, które naprawdę coś podpaliły, obserwując zdeterminowanego psiaka idącego do nich jak po sznurku.
Jak się okazuje, Phil się mylił. Wiking nie potrzebował nieco czasu, żeby namierzyć plamkę; w rzeczywistości zadanie okazało się dla niego tak proste, że już po niespełna minucie warował przy mojej nodze, z nosem wciśniętym w but. Phil próbował odciągnąć go ode mnie i zachęcić do dalszych poszukiwań, ale Wiking ani drgnął. On już wiedział. Jego pełne ekspresji oczy zdawały się mówić: „Szefie, daj spokój, zapach benzyny rozpoznam zawsze i wszędzie, mamy to!”.
W nagrodę Wiking otrzymał wylewne pochwały i parę minut zabawy z Philem w przeciąganie ręcznika, a mnie naszła smutna refleksja, że jestem potwornie leniwa. Nie mam żadnych przydatnych umiejętności. Jasne, potrafię łączyć ze sobą słowa w dość interesujący sposób, ale nie umiem nic, co przynosiłoby komukolwiek istotne korzyści w szerszym kontekście. Moje talenty nie rozwiążą żadnych poważnych problemów ani nie ocalą nikomu życia. Poza tym zdecydowanie nie mam w sobie takiej motywacji i determinacji do pracy jak Wiking. Postawiona przed wyborem: „Pracować czy nie pracować?”, jak pewnie większość ludzi wybieram drzemkę i gnicie przed telewizorem. Nie oceniaj mnie – ty pewnie dokonałbyś identycznego wyboru.
Często mawiam, że psy są darem, na który nie zasługujemy. Choć dotyczy to wszystkich psów, myślę, że te słowa są jeszcze celniejsze w odniesieniu do psów pracujących. Bo czym niby zasłużyliśmy sobie na stworzenie, którego znakomity węch umożliwia wykrycie spadku glukozy we krwi małej dziewczynki? Co sprawia, że jesteśmy godni przebywania ze zwierzęciem, które jest gotowe rzucić się pod koła, żeby nas uratować? Jaki łut szczęścia sprawił, że żyjemy z czworonożnymi poprawiaczami humoru, którzy potrafią ukoić nasze nerwy w złości i obudzić nas w środku nocy, gdy śni nam się coś strasznego? Co gorsza, zdajemy się zupełnie nie doceniać tego, jakimi jesteśmy szczęściarzami i że ci niezmordowani zawodowcy oczekują za swoje oddanie jedynie pieszczot lub smaczków. Pracowałbyś z pełnym zaangażowaniem w zamian za możliwość złapania w zęby zwiniętego ręcznika? Ja też nie.
Gdyby psy mówiły językiem ludzi, wyrażenie: „Mam to w nosie” zapewne nie istniałoby w ich słowniku. Pracujące psy są w gotowości 24 godziny na dobę, siedem dni w tygodniu. Jeśli zajdzie taka potrzeba, przystąpią do pracy choćby w środku nocy. Pracują mimo zmęczenia, głodu, braku humoru, a do tego wykonują swoje obowiązki niesłychanie starannie. Gdyby nagrodę dla pracownika miesiąca rozciągnąć na wszystkie gatunki, psy byłyby bezkonkurencyjne.
Każdy wie, że psy pracują w gospodarstwach rolnych, w policji, jako terapeuci… jednak pełen zakres ich kompetencji jest oszałamiający. Psy mogą zajmować się dosłownie wszystkim, od dbania o to, żeby żadne dzikie zwierzę nie pałętało się przy okręcie wojennym czy lotnisku, po bycie „oczami” nie tylko ludzi, lecz także innych psów. Ich talenty nie znają ograniczeń. Psy są naprawdę niesamowite.
W porównaniu z pracującymi psami wszyscy jesteśmy leniwi. Równie dobrze możesz więc po ludzku się nieco polenić; usiądź wygodnie, wyciągnij nogi i poczytaj o cudach, jakie wyprawiają pracujące czworonogi. Lojalnie uprzedzam, że ogrom ich pracy może nieco cię zawstydzić, ale jednocześnie obiecuję, że ich pracowitość zainspiruje cię i zrobi na tobie ogromne wrażenie.
Laura Greaves
2017Figo. Pies przewodnik
Większości ludzi hasło „pracujące psy” od razu kojarzy się z psami przewodnikami. Te całkowicie oddane swojej pracy czworonogi pomagają osobom niewidomym i niedowidzącym poruszać się w świecie, który bez ich wsparcia byłby przerażający i niebezpieczny. Zakres ich obowiązków obejmuje wszystko: od bezpiecznego przeprowadzenia przez ulicę po asystę w korzystaniu z zatłoczonego autobusu miejskiego. Znane są przypadki psów przewodników, które uczestniczyły z ludźmi w maratonach, a nawet pomogły im zdobyć górskie szczyty – Amerykanin Randy Pierce postanowił wspiąć się na 48 szczytów New Hampshire o wysokości przekraczającej 1200 metrów n.p.m., a to wszystko w asyście psa przewodnika (jak dotąd zrealizował ten cel w połowie).
Pies przewodnik rzadko miewa wolne; jest oczami swojego pana lub swojej pani przez całą dobę w zamian za legowisko, pełną miskę i drapanie po brzuchu. Nawet jeśli psi przewodnicy nie mają na sobie swojego stroju roboczego (specjalnej uprzęży) i mogą się bawić oraz odpoczywać, ile dusza zapragnie, to nie ulega wątpliwości, że są w czołówce najciężej pracujących czworonogów świata. Dzięki ich wsparciu osoby niewidome i niedowidzące mogą niemal w pełni korzystać z życia.
Niektórzy psi przewodnicy podchodzą do swojej pracy szczególnie poważnie. Dla części z nich praca stanowi powołanie; takie psy nie ograniczają się tylko do wykonywania swoich podstawowych obowiązków, a często wręcz ryzykują życie dla swoich dwunożnych podopiecznych.
Jednym z takich psów jest golden retriever Figo.
Figo urodził się w 2007 roku w ramach programu amerykańskiej fundacji zajmującej się hodowlą i szkoleniem psów przewodników (Guide Dog Foundation). Organizacja ta prowadzi hodowlę psów składającą się z ponad setki osobników, z których większość stanowią labradory i golden retrievery (choć można też znaleźć wśród nich pudle i krzyżówki goldenów z labradorami). W ciągu roku fundacja przygotowuje do pracy jedynie około 85 psów przewodników, a szczenięta przychodzą na świat tylko w takiej liczbie, jaka jest konieczna z punktu widzenia programów fundacji. Według zarządu psy wyhodowane w ramach programu są ponad dwa razy skuteczniejsze niż szczenięta ofiarowane przez darczyńców lub zaadoptowane ze schronisk dla zwierząt, choć zdarza się, że takie psy – po odpowiednim przeszkoleniu – sprawdzają się jako psi terapeuci dla weteranów wojennych.
Przez pierwsze osiem tygodni swojego życia Figo mieszkał w głównej siedzibie fundacji mieszczącej się w Smithtown w stanie Nowy Jork, a następnie trafił pod opiekę jednego z wolontariuszy. Przez kolejny rok wychowawca Figo dbał o jego socjalizację z ludźmi i innymi psami oraz oswajał go z najróżniejszymi miejscami: ulicami, supermarketami, centrami handlowymi, przychodniami lekarskimi, metrem… – słowem, z każdym miejscem, do którego Figo mógł w przyszłości trafić jako pies przewodnik.
Po pierwszych urodzinach Figo wrócił do fundacji, żeby rozpocząć formalne szkolenie. Doug Wiggin, przedstawiciel fundacji na północny wschód Stanów Zjednoczonych, wyjaśnia, że wszystkie psy realizują ten sam program szkoleniowy. Już w trakcie szkolenia zwraca się uwagę na ich osobowość, aby potem jak najlepiej dopasować do siebie psa i podopiecznego. Czy psiak jest raczej spokojny, czy energiczny, lepiej odnajduje się w mieście czy na wsi? Czy nie ma problemów z zatłoczonymi środkami transportu, a może byłoby dla niego lepiej, żeby mieszkał w spokojniejszym środowisku?
Szkolenie dla psów przewodników to wyzwanie dla młodych, pełnych energii psów. Wiele z nich odpada z wymagającego programu i realizuje się później jako psy tropiące narkotyki czy materiały wybuchowe, psy policyjne, psi terapeuci pracujący w medycznych ośrodkach wojskowych lub jako innego rodzaju asystenci. Jeśli jakiś pies w ogóle nie nadaje się do służby, fundacja po prostu znajduje mu kochający dom.
Zdaniem Douga praca w charakterze psa przewodnika to najbardziej wymagające zajęcie dla psów. Kiedy są w pracy, nie ma miejsca na zachowania zupełnie naturalne dla psa, na przykład węszenie czy zabawy z innymi czworonogami. Podczas szkolenia sprawdza się też, jak łatwo dany pies się rozprasza. Jeżeli spotka innego psa, czy będzie nim tak zaaferowany, że zapomni o podopiecznym? Czy interesuje się wyłącznie niuchaniem? Kiedy pies ma na sobie uprząż, jest w pracy. Gdy ją zdejmuje, staje się zwykłym zwierzakiem domowym.
Figo przeszedł szkolenie śpiewająco – do tego stopnia, że ukończył je na miesiąc przed wyznaczonym terminem. Według Douga Figo nie rozpraszali ani ludzie, ani inne zwierzęta. „Zabawnie było obserwować go podczas pracy. Bywał nieporadny i powolny, ale za to aż się palił do roboty. Figo jest z natury łagodny, a trening wyraźnie sprawiał mu radość”, mówi Doug.
Kolejnym etapem szkolenia jest trening zespołowy, polegający na wspólnym przeszkoleniu psa i podopiecznego. Właśnie tym zajmuje się Doug. I – znów szczęśliwie dla Figo – znalazł dla niego idealną partnerkę.
Audrey Stone jest osobą niedowidzącą od urodzenia, choć została prawidłowo zdiagnozowana dopiero po 20. roku życia. Jej niepełnosprawność jest efektem zwyrodnienia plamki żółtej. Audrey przez wiele lat poruszała się z laską, aż wreszcie zdecydowała się złożyć podanie o psa przewodnika. Dziś ma 64 lata i korzysta z czworonożnego wsparcia w poruszaniu się po swoim rodzinnym mieście (Brewster, niewielka mieścina w stanie Nowy Jork).
Jej pierwszym psem przewodnikiem był czarny labrador Buddy (Kumpel), ale nie spędzili ze sobą zbyt wiele czasu; u Buddy’ego pojawiły się alergie, których nie odnotowano w trakcie szkolenia. Następnie Audrey spędziła dziewięć lat z suczką rasy golden retriever o wdzięcznym imieniu Leilani (to hawajskie słowo oznaczające „cudowny kwiat”) – jednak w czerwcu 2008 roku, w wieku zaledwie 10 lat, Leilani zmarła na raka płuc.
Śmierć Leilani pozostawiła Audrey bez psiej asysty na pięć miesięcy. Przez ten czas Guide Dog Foundation szukała dla niej następnego psa. Na szczęście Audrey nie przeszkadzało czekanie; wychodziła z założenia, że po pierwsze, co nagle, to po diable, a po drugie – do trzech razy sztuka.
Wreszcie w listopadzie 2008 roku otrzymała telefon z fundacji. Zaproponowano jej nieco starszego kundelka będącego krzyżówką golden retrievera z labradorem. Audrey uznała, że skoro fundacja uważa tego psa za dobry wybór, to zapewne tak właśnie jest. Jednak w dniu, w którym miała po raz pierwszy spotkać się ze swoim nowym psem przewodnikiem, okazało się, że w miejsce starszego psa przyprowadzono do niej skaczące maleństwo o imieniu Figo. „Merdał ogonem jak szalony i wyraźnie cieszył się z naszego spotkania. Był niesamowicie skory do pracy!”, śmieje się Audrey. Kiedy spytała o obiecanego starszego psa, Doug powiedział, że Figo wydał mu się odpowiedniejszym kandydatem, w związku z czym zakończył szkolenie na miesiąc przed czasem. „Dostrzegli w nim potencjał”, dodaje Audrey.
Kobieta z miejsca zakochała się w swoim nowym towarzyszu. Choć Figo traktował innych ludzi z rezerwą, natychmiast odwzajemnił uczucia Audrey do tego stopnia, że poczuła się tak, jakby połączyło ich przeznaczenie. Pod okiem Douga przystąpili do wspólnego szkolenia, którego celem było zapoznanie się i umocnienie więzi między nimi. Audrey porównuje relację z psem przewodnikiem do małżeństwa: „Uczysz się nawyków psa w taki sam sposób, jak uczysz się nawyków żony lub męża. Na przykład kiedy pogoda nie dopisuje, Figo wyraźnie daje mi do zrozumienia, że powinniśmy sobie darować spacery”.
Doug również porównuje ten etap szkolenia do małżeństwa: „Uczą się o sobie nawzajem. Podopieczny dostaje zupełnie nową parę oczu, a z nimi wiąże się cała osobowość”. Praca Douga polega na nauczeniu podopiecznych, jak prawidłowo trzymać uprząż, jak zachować odpowiednią postawę podczas chodzenia z psem przewodnikiem, jak pracować nogami itp. Istotne jest, żeby podopieczny przyzwyczaił się do rytmu, w jakim chodzi pies, nauczył się wyczuwać jego ruchy. Doug zawsze powtarza kursantom, że choć nikt nie jest doskonały, zespół składający się z psa przewodnika i jego podopiecznego to perfekcyjna drużyna. „To niesamowite – mówi – jaką pewność siebie daje ludziom pies przewodnik. Rodzi się między nimi niezwykła więź”.
Audrey szybko przekonała się, że Figo to niezły wariat. „To bardzo rozrywkowy pies, który uwielbia tarzać się po trawie i kopać w liściach. Jest też całuśny i przytulaśny”, opowiada kobieta. „Jego wychowawca powiedział mi, że Figo przepada za piszczącymi zabawkami, więc kupiłam mu ich całe mnóstwo. Nazwałam każdą z nich – a on doskonale wie, która jest która! W ogóle ich nie gryzie, po prostu lubi trzymać je w zębach”.
Jednak kiedy Figo ma na sobie strój roboczy, jest stuprocentowym profesjonalistą – obowiązuje wówczas pełna powaga. Dzięki nowemu przewodnikowi Audrey zaczęła chętniej i częściej wychodzić z domu, więc razem z Figo szybko stali się znajomym widokiem wśród mieszkańców Brewster. „Figo świata poza Audrey nie widzi – mówi Doug. – Jest wobec niej niesamowicie lojalny. Widać, że bardzo lubi swoją pracę”. Podczas rutynowej wizyty u weterynarza na początku 2015 roku nawet lekarka zauważyła, że Figo jest niezwykle oddany swojej pani.
Wkrótce miał udowodnić to przywiązanie.