- W empik go
Pieśni - ebook
Pieśni - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 246 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Znów do mnie wracasz, pieśni moja cicha,
Z dalekich światów legendy i baśni;
Znów do mnie ziemia wdzięczniej się uśmiecha
I blade słońce świeci dla mnie jaśniej.
Uśpione struny w sercu mem zadrżały,
Gdy pod swe skrzydła wzięłaś mnie łaskawe,
O, powrócony aniele mój biały,
Ave!…
O, powrócony aniele mój biały.
Ty wiesz, jak smutno było mi bez ciebie,
Gdy szpony życia moja, pierś targały,
Gdy o swych marzeń zapomniałem niebie.
Fala mnie bytu poniosła szalona,
Ty się rozwiałaś w tony ciche, łzawe;
Żeś powróciła, bądź błogosławiona,
Ave!…
Żeś powróciła, bądź błogosławiona!
Jak za dni dawnych, władaj sercem mojem.
Pieśni! do ciebie wyciągam ramiona –
Pieśni! swych natchnień orzeźwij mnie zdrojem.
Pragnę miłości melodyą, wspaniałą
Ukoić bólu i tęsknoty wrzawę –
Dziś, gdy prócz ciebie nic mi nie zostało –
Ave!…
Dziś, gdy prócz ciebie nic mi nie zostało,
Gdym wszystko, stracił… z winy może własnej –
Wróć ty mi dawną szatę moja białą,
Wróć ty mi dawny świat mych złudzeń jasny.
Jak złota gwiazda w noc głuchą w noc ciemną,
Godziny życia opromień mi krwawe.
Pieśni, coś przyszła żyć i kochać ze mną,
Ave!….POTWARCOM PIEŚNI.
Wy się śmiejecie z uroków i cudów,
Wy się śmiejecie z fantazyi polotów,
Z mistrzów poezyi, z przedniej straży ludów
Czyniąc Orlandów albo DonKiszotów;
Pieśń, która serca wśrod życiowych trudów
Strzegła od bólu i od zwątpień grotów,
Co wiodła duchy pod tarcz słońca złota,
Z sfer ideału chcecie zepchnąć w błoto?
Chcecie ją w błoto zepchnąć i pokalać,
I archanielskich pozbawić ja skrzydeł:
Serc nie powinna wiara dziś ostalać,
Ani słonecznych tworzyć malowideł,
Ani nad głodem duchów się użalać.
Karmiąc je chlebem tęczowych mamideł, –
Niech ona świata nie czyni piękniejszym,
Niech żyje bytem ludzkim. i dzisiejszym!
Niech żyje bytem dzisiejszym?! Więc chcecie
W strofach pieśniarzy słyszeć nerwów granie,
Najbrutalniejsze zmysłowe zamiecie,
Najszlachetniejszych porywów konanie,
W tych dziwnych pieśniach wszystko to znajdziecie,
Co najbrudniejsze wydają, otchłanie,
Wszystko, co dzisiaj ludzkim duchem miota –
Władzę niewiary i gorączkę złota…
Pod czaszką gniazda znajdziecie wężowe.
W półtrupich piersiach chłodną lodu bryłę, –
Dziś tłum nie patrzy w stropy lazurowe,
Zgniłe ma żądze i myśli ma zgniłe;
On nie wie, kędy jego drogi nowe,
Skąd ma nadzieję, skąd ma czerpać silę,
I gwiazd już swoich nie szuka na niebie –
On straci! wiarę i w Boga i w siebie!
Więc o czem śpiewać?… O tym nędznym tłumie.
Co zda się z nerwów zlepionym i z kału?
Co, tracąc zmysły w orgii duchów szumie,
Drwi z epopei piękna i zapału?
Co już samego siebie nie rozumie,
W przepaść nicości zstępując pomału?…
Więc o czem śpiewać? O zgniliźnie bytu?
O żądz przesycie lub żądz rozbestwieniu?
O zmroku nocy bez nadziei świtu?
O hańbie duchów i serc potępieniu?
O tym chaosie, pełnym jęku, zgrzytu,
Co z blasków powstał, a nurza się w cieniu?
Co upodleniem skończy się i gniciem,
A dziś ludzkości światem jest i życiem?!
O, nie! Pieśń winna czystą być i jasną.
Winna być ludów wieszczką i mistrzynią,
Wypiękniać duchy swą pięknością własną (Tak blaski słońca nawet z błotem czynią):
Miłość i wiara nigdy w niej nie gasną,
A dom jej nie jest kramem, lecz świątynią;
Ona byt ziemski wznosi i uświetnia
I nie poniża – ale uszlachetnia…
Pieśni nie wolno tarzać po kałużach,
Jak nie podobna orla zmienić w żmiję.
W życiowych smutkach i w życiowych burzach, (idy serca stygną, gdy zmrok niebo kryje,
Niech ona śpiewa o majowych różach,
Niech ona wianki z wonnych kwiatów wije,
Niech wiosennemi barwy świat obleka,
Chuć zima blizka… choć wiosna daleka…
Dzisiaj, gdy wszyscy prawie zapomnieli
O krajach marzeń, uniesień i złudzeń.
Niechaj pieśń spłynie w swej dziewiczej bieli,
Niech tłum oczyści z duchowych obrudzeń,
Niech serca wskrzesi i myśl wyanieli,
I da sen złoty… choćby bez przebudzeń,
Niech świat ukaże w barw tęczowych ramie,
Niech ona kłamie – lecz szlachetnie kłamie…
A jeśli chcecie, by inaczej śpiewać,
By schlebiać czem zgłupiałej i nizkiej,
By jadem bryzgać i błoto rozlewać,
I czystych natchnień gasić złote błyski,
I w arlekinów szaty się odziewać,
I mieć dla podłych sprzedajna uściski –
Gdy tego chcecie… trzeba wam pieśniarzy
Z przegniła, piersią i z hańbą na twarzy…
Bo tych, co wierzą, w kapłaństwo śpiewaków,
Co nad chwilowe wyżsi są zamiecie,
Tych wam nie ściągnąć z napowietrznych szlaków,
Tych wam nie ujrzeć w innym niż ich świecie;
Wy do pełzania lotu orlich ptaków
I do swej woli nigdy nie nagniecie,
I nie zmienicie w własnych bóstw bluźnierce –
Chyba wprzód mózg im wydrzecie i serce.NIMFA
Na wezgłowiu z róż i lilii
Złotowłosą wsparła głowę
I źrenice szafirowe
Zatopiła w srebrną dal.
Nad nią senne ptaszę kwili.
Szumią z cicha drzew konary
I zmieszane lecą gwary
Wśród powietrznych fal.
Rój boginek psotny czeka
Na skinienie swej królowej,
W blaskach nocy księżycowej
Chcąc rozpocząć pląs i śpiew.
Noc przemija, noc ucieka,
A królowa zadumana,
Dziwnym smutkiem oplatana,
Marzy w cieniu drzew.
I podniosła głowę złotą
Rozmarzona nimf królowa,
Dreszczem westchnień pierś jej dyszy,
Oczy zaszły srebrną łzą.
Tchnące bólem i tęsknotą
Z ust wybiegły ciche słowa,
Potężniejąc w leśnej ciszy,
W głębie jarów mkną:
"Więc na wieki roić tylko,
Więc na wieki śnić mi dano,
Prząść zachwytów nić różaną,
Wiotką jak poranne mgły?
Z każdą nową życia chwilka
Nic prócz marzeń nie mieć więcej,
Nie czuć żywiej i goręcej.
Niż te leśne mchy?
Czar marzenia haszyszowy,
Jak trucizna, pierś przetrawia,
Serce pali i zakrwawią,
Mózg ostrymi szarpie kły.
Stokroć lepszy szał życiowy,
Co… jak burza, duchem miota –
Miłość, rozpacz i tęsknota,
Uśmiechy i łzy.
Lepiej szaleć i rozpaczać,
Piąć się w górę, na dół spadać,
Szczęście losom z rąk wykradać,
Żyć jak człowiek, nie jak cień.
Nienawidzieć i przebaczać
Całem sercem, duszą cala,
Ginąć dumnie, walczyć śmiało,
Bez skarg i bez drżeń.
Trzykroć, trzykroć nieszczęśliwy,
Kogo uwiódł czar marzenia –
Wśród sennego odrętwienia
On bezczynnie spędzi dni.
Urok życia, ten prawdziwy,
Już go nigdy nie ogarnie,
Wiecznie będzie gnuśnieć marnie
Bez sił i bez krwi."
Rój boginek próżno czeka
Na skinienie swej królowej,
W blaskach nocy księżycowej
Chcąc rozpocząć pląs i śpiew.
Noc przemija, noc ucieka,
A królowa zadumana,
Dziwnym smutkiem oplątana,
Marzy w cieniu drzew.PACIERZ ZA MAMĄ.
Gdy się chwieję wśród życiowej drogi,
Gdy mnie zwątpień opadną katusze,
Wtedy wzywam jeden obraz błogi,
Co łagodzi moją smutną duszę;
Wzbiera w sercu rzewnych uczuć fala,
W dal pierzchają zniechęcenia mgły –
I znów uśmiech usta me okala,
Choć po twarzy spływają mi łzy.
Widzę dziecko bez grzechu i winy,
O wesołych oczkach, słodkiej mince,
Jak w kołysce, złożywszy rączyny,
W swojej białej klęczy koszulince.
Jak co wieczór, i dzisiaj tak samo
Dobry anioł bierze nad niem straż,
Dziecko pacierz powtarza za mamą
I usteczka szepczą: "Ojcze nasz!"
Obok matka stoi pochylona,
Modre oczy w dziecko zatopiła.
Ach! jej znana walka serc szalona
I trawiąca rozczarowań siła –
Przeto skłania smutną, skroń w pokorze,
Z głębi duszy swą modlitwę śle:
"Memu dziecku nie daj cierpieć, Boże!
Tyle głogów nie daj, ile mnie!"
I bolesna pochyla się głowa
Nad tą główka z wioskami jasnemi:
"Niech Twa laska w szczęściu nas zachowa,
Daj spoczynek tym, co śpią już w ziemi… "
Blado lampa na stole się pali,
W pokoiku łagodny półzmrok,
Szepczą pacierz usteczka z korali
I do "Bozi" kieruje się wzrok…
Okiem ducha na ten obraz patrzę,
Taki smutny i samotny taki, –
Na mej drodze kwiaty coraz rzadsze,
Coraz pustsze chmurne życia szlaki.
Więc gdy piersi miłość nie odświeża,
Gdy mi ciemno wśród światowych pul,
Dziecięcego zazdroszczę pacierza
I tej ciszy, która koi ból.
Każ się modlić swej dziecinie, droga,
Za ginących wśród życiowej bitwy.
Każ jej za tych modlić się do Boga,
Co nie znają balsamu modlitwy,
Za tych wszystkich, których rozpacz pali,
Wśród ciernistych a samotnych dróg.
Pamięć dziecka może ich ocali,
Prośby dziecka może spełni Bóg!…
Coraz cichsze słowa w przestrzeń płyną,
Senne oczki mrużą się a mrużą.
Śpij spokojnie, śpij, moja dziecino,
Jutro mama da ci lalkę dużą.
Błogi uśmiech oplótł buzię białą,
Drobne usta zawarły się już, –
Matka duma… nad kołyska małą
Srebrnopióry czuwa anioł-stróż…
Niech się święcą te wieczorne chwile,
Te za matka mówione pacierze!
Życie złudzeń odbiera nam tyle,
Lecz tych wspomnień sercu nie odbierze
One pełne tajemniczej siły,
Nęcąc duchy lat dziecięcych snem,
Od kolebki strzegą do mogiły
Naznaczonych tym matczynym chrztem.
Kiedy piersi ból życia rozsadza,
Kiedy serce w krwawych mękach kona,
Z głębi duszy wstaje wspomnień władza,
Trzykroć święta i błogosławiona!
Bo, choć wokół taka pustka głucha,
Choć nie wysechł jeszcze łez twych zdrój,
W pierś zbolałą wstępuje otucha
I moc nowa na życiowy bój.
Jakże biedni ci, którym nie dano
Matczynego wspominać pacierza!
Czemże leczą swoją pierś stroskana,
Kiedy życie gromem w nią uderza?
Obce dla nich były swojskie gniazda,
Tak jak obcy cały wielki świat –
Ach! i żadna nie świeci im gwiazda
W tej dolinie tęsknoty i strat…
Gdy się chwieję wśród życiowej drogi,
Gdy mnie zwątpień opadną katusze,
Wtedy wzywam jeden obraz błogi,
Co łagodzi moją smutną duszę.
Wzbiera w sercu rzewnych uczuć fala,
W dal pierzchają zniechęcenia mgły
I znów uśmiech usta me okala,
Choć po twarzy spływają mil łzy…NA KOLOSEUM.
Śmieje się w kwiatach rozpustna rzesza,
Trupia twarz starców w kwiatach się śmieje,
Z posoki struga faleni się miesza –
Wszechwładna Roma szaleje.
Głodem i trwogą motłoch trawiony,
Krwią męczenników czołem zbryzganem
U stóp Cezara bijąc pokłony,
Woła: "Circenses et panem!"
Na Koloseum pochodnie płoną,
Pijaną wrzawą huczą igrzyska,
Gladyator kona… Na skroń zbroczoną
Dłoń władcy róże mu ciska.
Gladyator kona… i pierś przebita
Drży pod osłoną skrwawionych tkanin –
To nie Dak hardy, lub dziki Scyta,
Nie! To najemny Rzymianin.
Podniósł gladyator wybladłe skronie,
Błysnął płomieniem wzrok obumarły,
I wyprażyły się drżące dłonie
I sine usta otwarły:
"Biada ci, Rzymie! Ty, co z uśmiechem
Na własnych synów śmierć patrzysz krwawą,
Oszołomiony heter oddechem
I orgii rozpustna wrzawą!,
O, patrycyusze! biada wam, biada!
Spojrzyjcie w przyszłość błędną źrenicą –
Złowróżbnych kruków lecą już stada
Nad zgniłą świata stolicą!