Piknik na skraju drogi - ebook
Piknik na skraju drogi - ebook
Klasyka światowej fantastyki.
Arkadij i Borys Strugaccy to klasycy radzieckiego science fiction. Ich powieści doczekały się miana kultowych, przetłumaczono je na kilkadziesiąt języków, są regularnie wznawiane na całym świecie. Do Polski twórczość Strugackich dotarła w latach 70. XX wieku i szybko zyskała grono zagorzałych fanów, ze Stanisławem Lemem na czele.
Ich powieści dotykają zagadnień, które od wieków nurtowały ludzkość - Strugaccy pisali o roli człowieka w społeczeństwie, o tym, skąd się bierze zło i dobro, o mechanizmach władzy i jednostkach sprzeciwiających się totalitaryzmom. Ich powieści traktowały o absurdach biurokracji, cenie rozwoju cywilizacyjnego i sensie ludzkiego istnienia.
Opublikowany w 1972 roku "Piknik na skraju drogi" miał ogromny wpływ na popkulturę. Na podstawie powieści powstał film Andrieja Tarkowskiego "Stalker", później książka stała się inspiracją dla twórców gier komputerowych.
Powieści Strugackich weszły na stałe do kanonu fantastyki. Dziś, cenione przez krytykę oraz uwielbiane przez miliony czytelników, należą do klasyki literatury światowej.
W tomie znajduje się pięć utworów:
"Piknik na skraju drogi"
"Poniedziałek zaczyna się w sobotę"
"Żuk w mrowisku"
"Trudno być bogiem"
"Miliard lat przed końcem świata"
Arkadij Natanowicz Strugacki (Аркадий Натанович Стругацкий, ur. 28 sierpnia 1925 w Batumi, zm. 12 października 1991 w Moskwie) i Boris Natanowicz Strugacki (Борис Натанович Стругацкий, ur. 15 kwietnia 1933 w Leningradzie, zm. 19 listopada 2012 w Petersburgu) - rosyjscy pisarze science fiction, bracia, piszący wspólnie autorzy i krytycy fantastyki.
Braci Strugackich zalicza się do klasyków światowej fantastyki; są oni ogromnie popularni zarówno w Rosji, jak i poza jej granicami.
Dzieciństwo Strugackich upłynęło pod znakiem wojny. Arkadij ukończył szkołę artyleryjską i japonistykę. Służył w armii na Dalekim Wschodzie, a potem pracował w jednym z moskiewskich wydawnictw. Boris studiował astronomię - później pracował w obserwatorium.
Ogromna większość utworów, które wyszły spod piór braci Strugackich, jest ich wspólnym dziełem. Ich twórczość pod wieloma względami wyróżniała się na tle literatury fantastycznej powstającej w tamtych czasach w ZSRR. W swych utworach poruszali najbardziej ważkie tematy, pisali o kondycji człowieka na przestrzeni dziejów, granicach ludzkiego poznania i rozwoju świata. Ich książki cieszą się niesłabnącą popularnością wśród czytelników, doczekały się też wielu ekranizacji - np. "Piknik na skraju drogi" stał się inspiracją filmu Andrieja Tarkowskiego "Stalker" (Strugaccy byli współautorami scenariusza), a także gry komputerowej "S.T.A.L.K.E.R." Podobnie w oparciu o "Trudno być bogiem' powstała gra oraz film o tym samym tytule. Na podstawie książki "Miliard lat przed końcem świata" w 1988 roku Aleksander Sokurow nakręcił film "Dni zaćmienia". Twórczość braci Strugackich nie tylko zyskała uznanie czytelników nurtu science fiction, ale na stałe wpisała się do historii światowej literatury.
Kategoria: | Science Fiction |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8234-593-3 |
Rozmiar pliku: | 1,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– …Zgodzi się pan chyba, doktorze, że za pierwsze ważne odkrycie w pana karierze należy uznać tak zwany radiant Pealmana?
– Wydaje mi się, że jednak nie. Radiant Pealmana nie był ani pierwszy, ani specjalnie ważny, ani – prawdę rzekłszy – nie należy nazywać go odkryciem. A jeśli już, to nie całkiem moim odkryciem.
– Oczywiście pan żartuje, doktorze. O radiancie Pealmana słyszał przecież każdy uczeń.
– To mnie akurat nie dziwi, gdyż istnienie rzeczonego radiantu zauważył jako pierwszy właśnie uczeń. Niestety, nie pamiętam, jak się nazywał. Proszę sprawdzić w Dziejach Wizyty Stetsona, gdzie wszystko zostało dokładnie wyjaśnione. Radiant odkrył jakiś uczeń, następnie współrzędne opublikował jako pierwszy pewien student, a potem z jakiegoś powodu ochrzczono to odkrycie moim imieniem.
– Tak, z odkryciami nieraz dzieją się zadziwiające rzeczy. Czy mógłby pan wyjaśnić naszym słuchaczom…
– Proszę uważnie posłuchać. Radiant Pealmana to bardzo prosta sprawa. Proszę sobie wyobrazić, że wprawił pan w ruch wielki globus i zaczął do niego strzelać z rewolweru. Dziury w globusie uczynione podczas obrotu zawsze utworzą pewną płynną krzywą. Cały sens tego, co pan określił mianem mojego pierwszego ważnego odkrycia, zasadza się na fakcie, że wszystkie Strefy Wizyty układają się na powierzchni naszej planety tak, jakby ktoś oddał do niej sześć strzałów z rewolweru, znajdując się gdzieś na linii łączącej Ziemię z Denebem. Deneb jest najjaśniejszą gwiazdą konstelacji Łabędzia, a punkt na nieboskłonie, z którego strzelano – że tak to sobie pozwolę określić – nazwano właśnie radiantem Pealmana.
– Dziękuję, doktorze. Drodzy słuchacze, wreszcie wyjaśniono nam sensownie, czym jest sławetny radiant! A przy okazji chciałbym przypomnieć, że przedwczoraj minęło trzynaście lat od dnia Wizyty. Doktorze Pealman, może zechce pan powiedzieć naszym słuchaczom parę słów z tej okazji?
– A co by ich właściwie zaciekawiło? Proszę wziąć pod uwagę, że w owym czasie nawet nie przebywałem w Harmont…
– Tym bardziej interesujące byłoby dowiedzieć się, co pan pomyślał, kiedy pańskie rodzinne miasto znalazło się w centrum zainteresowania obcej supercywilizacji…
– Prawdę mówiąc, najpierw uznałem, że to zwyczajna kaczka dziennikarska. Trudno mi było sobie wyobrazić, że w naszym starym, małym Harmont może się zdarzyć coś podobnego. Wschodnia Syberia, Uganda, południowy Atlantyk, proszę bardzo, to jeszcze jakoś dawało się wyjaśnić. Ale Harmont?
– Jednak w końcu musiał pan w to uwierzyć.
– W końcu tak.
– I co pan wtedy pomyślał?
– Przyszło mi nagle do głowy, że Harmont i pozostałe pięć punktów wydarzenia nazwanego Wizytą… o, przepraszam, wówczas było wiadomo tylko o czterech innych… Otóż rzeczywiście wówczas pomyślałem, że wszystkie punkty wyznaczają bardzo płynną krzywą. Sprawdziłem współrzędne radiantu i wynik opublikowałem w „Nature”.
– I w żaden sposób nie martwił się pan losem rodzinnego miasta?
– Widzi pan, wówczas już uznałem, iż Wizyta rzeczywiście miała miejsce, ale w żaden sposób nie mogłem zmusić się do uwierzenia w sensacje o płonących dzielnicach, o potworach pożerających starców i dzieci, o krwawych starciach między niezniszczalnymi intruzami a ponoszącymi najwyższe ofiary, dzielnymi królewskimi oddziałami pancernymi.
– I miał pan rację. Pamiętam, że nasz korespondent nieźle wówczas narozrabiał… Wróćmy jednak do spraw naukowych. Odkrycie radiantu Pealmana stanowiło pierwszy, lecz na pewno nie ostatni pański wkład w badanie spraw związanych z Wizytą, prawda?
– Pierwszy i ostatni.
– Ale przecież bez wątpienia uważnie obserwował pan przez cały ten czas międzynarodowe poszukiwania w Strefach…
– Tak… Od czasu do czasu zdarza mi się przekartkować „Raporty”.
– Ma pan na myśli „Raporty Międzynarodowego Instytutu Obcych Cywilizacji”?
– Zgadza się.
– A zatem co, pana zdaniem, okazało się najważniejszym odkryciem przez te trzynaście lat?
– Sam fakt Wizyty.
– Można bliżej?
– Wizyta jako taka wydaje się najważniejszym wydarzeniem nie tylko ostatnich trzynastu lat, ale całej historii ludzkości. Nie jest tak istotne, kim są czy kim byli przybysze. Nieważne, skąd przylecieli, po co, dlaczego przebywali na Ziemi tak krótko i gdzie udali się później. Ważne, że teraz ludzkość wie z całą pewnością, iż nie jest sama we wszechświecie. Obawiam się, że Międzynarodowy Instytut Obcych Cywilizacji nie będzie miał już więcej okazji dokonać bardziej fundamentalnego odkrycia.
– To bardzo interesujące, doktorze Pealman, ale pytając, miałem raczej na myśli sprawy związane z nowymi technologiami. Odkrycia, które człowiek mógłby wykorzystać we własnej nauce i technice. Przecież bardzo wielu uczonych uważa, że to, co znajduje się w Strefach Wizyty, mogłoby zmienić bieg naszej historii.
– Cóż, ja sam nie należę do zwolenników tego poglądu. Jeśli zaś chodzi o konkretne znaleziska, nie jestem specjalistą.
– Jednak od dwóch już lat jest pan konsultantem Komisji Organizacji Narodów Zjednoczonych do spraw Wizyty…
– Owszem, lecz nie ma to żadnego związku z badaniem pozaziemskich cywilizacji. W komisji wraz z kolegami reprezentujemy społeczność międzynarodową, ale tylko w kwestiach dotyczących kontroli realizacji decyzji ONZ w sprawie internacjonalizacji Stref. Mówiąc dosadnie, pilnujemy, żeby cudami znalezionymi w Strefach Wizyty rozporządzał tylko Międzynarodowy Instytut Obcych Cywilizacji.
– Czy po owe cuda ktoś śmie wyciągać ręce?
– Tak.
– Zapewne ma pan na myśli stalkerów?
– Nie wiem, o kim pan mówi.
– W Harmont tak nazywa się śmiałków, którzy na własne ryzyko zakradają się do Strefy i przynoszą wszystko, co uda się znaleźć. Stało się to wręcz nową profesją.
– Rozumiem. Ale akurat to nie leży w naszych kompetencjach.
– Oczywiście. Tym zajmuje się policja. Lecz byłoby interesujące dowiedzieć się w takim razie, co właściwie wchodzi w wasze kompetencje.
– Mamy do czynienia z ciągłym wypływem materiałów ze Stref Wizyty, a trafiają one do nieodpowiedzialnych osób i całych organizacji. Zajmujemy się nie przyczynami, ale skutkami tego wypływu.
– A nieco konkretniej, panie doktorze?
– Może lepiej porozmawiajmy o sztuce? Czy słuchaczy nie zainteresuje raczej moje zdanie na temat niezrównanej Gwendy Mueller?
– Ależ oczywiście! Ale najpierw chciałbym zamknąć temat związany z nauką. Czy pana, jako uczonego, nie kusi, aby samemu zająć się pozaziemskimi cudami?
– Jak by to powiedzieć… Niewykluczone.
– A zatem można mieć nadzieję, że pewnego pięknego dnia mieszkańcy naszego pięknego miasta spotkają na ulicy znakomitego obywatela Harmont?
– To całkiem możliwe.