- W empik go
Pisma Adama Mickiewicza nie objęte czterotomowym wydaniem warszawskim w dwóch tomach. Tom 2, Artykuły literackie i polityczne - ebook
Pisma Adama Mickiewicza nie objęte czterotomowym wydaniem warszawskim w dwóch tomach. Tom 2, Artykuły literackie i polityczne - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 417 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
(Powstanie na Wołyniu czyli Pamiętnik pułku jazdy wołyńskiej, pisany przez dowódcę jej, Karola Różyckiego, Bourges, 1832, str. 33).
4. listopada 1832 r.
Wczoraj czytałem Pamiętnik Karola Różyckiego, a dziś jeszcze pełen jestem tego pamiętnika; myśli moje nie wróciły jeszcze z podróży na Wołyń, ciągle jeszcze krążą koło obozowych ognisk pułku wołyńskiego, błąkają się po krętych drogach między Cudnowem i Zamościem, w uszach jeszcze mnie brzmi jego hasło: Sława Bogu! Bo opisy Różyckiego są tak żyjące, tak malownicze, tak prawdziwe, że czytającemu zdaje się, iż nie na książkę patrzy, ale na kraj wołyński; że z kart wychodzą konie i ludzie, a wypadki toczą się przed oczyma. Zapominamy wtenczas o książce, o pisaniu, – czekamy z biciem serca i bez oddechu, kto wygra bitwę, jak się skończy wyprawa? Po przeczytaniu nikt nie wątpi o prawdzie opisów. Jest to doskonały portret, na który spojrzawszy, mówią wszyscy, że musi być podobny, choć nie widzieli nigdy człowieka, którego cień tylko spotykają. Wielki malarz nie może kłamać.
Ażeby dzieło zrobiło takie wrażenie, potrzeba, ażeby w to dzieło wcieliła się cala dusza piszącego. Wtenczas książkę pokochamy jak żywego człowieka, jak przyjaciela; zalety coraz bardziej oceniamy, wad nie widzimy, widzieć nie chcemy; gniewamy się na tych, którzy je wytykać zechcą.
Pamiętnik Różyckiego ważny jest nawet, krytycznie sądząc, pod względem historycznym i literackim. Lepiej on daje poznać rewolucyą niż grube księgi, bo nam pozwala zajrzeć w duszę rewolucyi: a uczeni strategowie gadają nam ustawicznie o jej ciele, o jej ruchach, o jej stroju. Z Pamiętnika Różyckiego dowiadujemy się sercem naszem, jakie to były uczucia, które pobudziły do powstania narodowego i ożywiły powstanie; a nie przejąwszy się tem uczuciem, jakże pisać, jakże rozumieć historyą wojny narodowej? Nie zapomina Różycki o szczegółach swoich marszów, obozowania, szyku bojowego; ale nie robi z nich głównej rzeczy. U niego duszą wyprawy jest wiara w dobrą sprawę; reszta jest przypadkiem. Inni pisarze tyle nam prawią o drogach, mostach, lasach i raportach, że zdaje się, jakoby tylko lasy, drogi i mosty wojowały z sobą, a ludzie przypadkiem tylko się tam zaplątali, wszyscy naturalnie uzbrojeni w patryotyzm jak w karabiny dane od rządu; męstwo znaleźli jakoś przypadkiem, jak ładunki wsadzone w kieszenie od nieznajomej osoby; jeśli wygrali, to dlatego tylko, że albo wpadli niespodziani, albo lepszą mieli pozycyą; przegrali znów, bo mieli mniej armat; cofniono ich z boju, bo nierozsądkiem byłoby za ojczyznę ginąć. Tego rodzaju pamiętnik jest historyą arytmetyczną dodawania, mnożenia i dzielenia korpusu, historyą drożną poruszeń wojsk, historyą armat i koni, z dodatkiem kilku słów o ludziach, z zamilczeniem wszakże o ich uczuciach, jako o rzeczy mniej interesującej w wojnie rewolucyjnej.
Pamiętnik Różyckiego, jako utwór literacki, ma formę nową i oryginalną. Dowódca przypomina towarzyszom broni wspólnie odniesione zwycięstwa i wyjawia im swoich działań wojennych cele i przyczyny, których odkryć dawniej nie mógł lub nie miał czasu. Opowiada tylko, nie pisze; nie używa on pióra jak narzędzia, którem wyrabiają się książki, ale tylko jako pomoc dla ust swoich, jako trąbkę, przez którą oficerowie komenderują na okrętach; nie rysuje piórem na papierze floresów stylowych, ale wylewa przez nie swoją duszę. Dusza jego jest ognista, męska i prosta – i styl jego ognisty, męski i prosty. U niego wojna rewolucyjna nie jest wojną uczonych na ten cel żołnierzy, ale obywateli bijących się za wolność.
Czytaliśmy Pamiętnik w kilku; słuchaczami byli rodacy poświęcający się naukom, pisarze, jak to mówią, z profesyi. Wszyscy słuchali ze łzami w oczach; wszyscy uznali, iż to dzieło jest nowym dowodem prawdy dawnej, ale mało cenionej, że sztuka cala pisania leży nie w książkach, ale w duszy, że dosyć być niepospolitym człowiekiem, aby zostać niepospolitym pisarzem.
Należałoby prosić pułkownika Różyckiego, aby pozwolił Pamiętnik swój w Paryżu przedrukować. Szanowalibyśmy święcie styl, poprawilibysmy tylko pisownię bardzo błędną i często kaleczącą wyrazy. Jest to drobną wprawdzie rzeczą w porównaniu do stylu; błędy te są jak na dobrym mundurze powstańskim guziki nieregularnie osadzone i szwy potrzebujące naprawy. Są ludzie, którym to oczy razi. Szanowny pułkownik, mając teraz dosyć czasu, niech odda literatom swój mundur do tej reperacji.PIEŚNI PIELGRZYMA POLSKIEGO PRZEZ KONSTANTEGO GASZYŃSKIEGO.
Zbiór piosenek Gaszyńskiego nie zrobi wielkiego wrażenia w teraźniejszym czasie, szczególniej w emigracyi. Jest to pięknych kwiatków bukiet, rzucony na bruk miasta rewolucyjnego między ludzi ochlonionych namiętnościami, trawionych oczekiwaniem, łowiących nowiny, z których każda może być wyrokiem życia lub śmierci. Trzeba się spodziewać, że lepsze przyjęcie znajdzie Gaszyński w kraju, w domach wiejskich, gdzie żyją dotąd wspomnieniami rewolucyi, gdzie tak mocno troszczą się o los Pielgrzymstwa, radzi co chwila odgadywać jego uczucia i myśli. I tu na obcej ziemi zdarzają się chwile samotności, tęsknoty i wtenczas milo będzie rodakowi kilka tych pieśni przeczytać lub z kolegami zaśpiewać. Nie czas teraz krytycznie twory literackie rozbierać; czytelnicy dostrzegą, że piosenki, poświęcone wspomnieniom narodowym, są swobodniejsze, oryginalniejsze i pełniejsze życia. Niektóre szczęśliwie wpadają w ton pieśni gminnej, inne zdają się naśladować rodzaj Berangera, i te najlepiej udały się autorowi, np. Jaskólki, Czarna sukienka, Gość Czeczeńca, Zajęcie Rosień przez powstańców etc… etc.SONETY JÓZEFA HIERONIMA KAJSIEWICZA.
Rodzaj sonetów przyjął się dobrze w naszej mowie i rozwija się na wiele nowych gatunków. Duch wojenny przebijając się coraz mocniej w nowszej literaturze naszej, wcielił się w formę sonetu, poświęconą niegdyś tylko miłostkom: ten duch ożywia wszystkie prawie so – netv Kajsiewicza, poety-żołnierza! Są to obrazki brane z okolic, w których mieszkała dusza poety, albo wyciągnione z jej głębi; wszystkie osobiste, własne, oryginalne. W stylu, obozowym raczej niż szkolnym, pełno jest niepoprawności, pełno dysharmonii, nawet błędów gramatycznych; ale wszędzie rodzimy kruszec błyszczy, choć jeszcze niewyrobiony i niewypolerowany. Styl Kajsiewicza jest to pęd zrywającego się ptaka, który zrazu świszczy skrzydłami, mieni się w oczach, nim dosięże właściwej sobie wyższej sfery i rozwinie lot bystrzejszy jeszcze, ale razem spokojniejszy i łagodniejszy dla oczu. Już w niektórych sonetach poeta sfery tej dosięgnął.
(Przytoczono sonet XXIV. p… t. "Zemsta".)NEKROLOG STEFANA GARCZYŃSKIEGO.
Dnia 20 września 1833 r., o godzinie szóstej rano, umarł w Awenionie nasz ziomek i współtułacz Stefan Garczyński, żołnierz jazdy poznańskiej, narodowy nasz rewolucyjny poeta. Młodość była piękna, krótka, poświęcona ojczyźnie, przyjaciołom. Urodzony w Wielkopolsce, pierwsze zasady krajowego wychowania odebrał w domu, wśród własnej rodziny, a potem w szkołach warszawskich. Następne kształcił się w wyższych naukach na uniwersytecie berlińskim, gdzie się szczególnie nauce prawa rzymskiego i filozofii oddawał. Oczarowany zrazu nauką Hegla i jego zwolenników, krótkie swoje akademickie lata, w nowszych systematach niemieckiej filozofii przemarzył. Ale jego wyższe uczucie, imaginacya, rychło go wyrwały ze steku książek i spekulacyjnych marzeń: szukał ludzi i pięknego nieba, udał się na południe, i pierwsze natchnienie poetyckiego życia uczuł w sobie na klasycznej ziemi sztuk pięknych, w starym Rzymie, gdzie (w 1829-30 r.) pierwsze próby swojego pióra tak skromnie, tak nisko cenił, że się z niemi przed najbliższym nawet taił przyjacielem, jakby z ułomnością swoją. Wtenczas-to zaczął pisać poema Wacław, w które całą swoję czułość i tajemnice duszy swojej przelewał, a pisał je dla siebie tylko, w rozmowie z sobą, na samotności, którą przedwcześnie lubić zaczynał. Tymczasem zdrowie jego coraz się bardziej do upadku chyliło; tkliwość zbyteczna, jakaś draźliwość i smutek niepojęty zwiększały jego słabość, gdy nagle, wieść o rewolucji polskiej gruchnęła po Europie. Nie tracąc godziny, przeleciał spiesznie Szwajcaryą i Niemcy, i zaledwo się Wielkopolanie w Poznański legion szykować zaczęli, już w nim między szeregowymi Garczyńskiego widziano. Trud… niewczasy… zimno, głód, nie tylko zdrowie, lecz jakąś olbrzymią siłę w niego przelały. Nieraz na pobojowisku po dniowej rozprawie, zatknąwszy swą lancę, wśród obozowego gwaru tworzył narodowe pieśni, które młódź nasza lubiła powtarzać, i które najpiękniejszą po nim zostały pamiątką. Jego Obozowa modlitwa, Śpiew ochotników poznańskich wychodzących na Litwę i inne rewolucyjne hymny, znane już za czasu wojny, z uniesieniem przyjęte przez lud i wojsko nasze. Wkrótce mianowany oficerem, pełnił czynność adjutanta przy jenerale Umińskim i do ostatniego obwołania go wodzem przez Sejm i część wojska, przy nim zostawał. Jaką boleść wyryły na nim ostatnie klęski i złożenie broni naszej w ręce nieprzyjaciół, najbliżsi jego towarzysze zdolniby opisać. Niedługo rząd pruski dozwolił mu wypocząć na łonie przywiązanej do niego familii w Poznańskiem. Dotknęły go srogie prześladowania, i unikając fortec, inkwizycyj i landwerskiej służby, pod obcem nazwiskiem przedarł się w styczniu (1832 r.) do Drezna, gdzie spokojnie swoje ulubione poema kończył i większą część świeżo wydanych poezyj napisał. Ale z nadejściem wiosny, dawne cierpienia nagle się w nim odnowiły; w miesiącu lipcu okazały się pierwsze symptomata suchot, a w jesieni przepowiedzieli mu śmierć lekarze. Całą zimę w okropnych boleściach przejęczał, które powiększało w nim moralne cierpienie, los naszego kraju, ospałość Europy, męczeństwo Polski; wtenczas to ulegając namowom przyjaciół, zezwolił na wydanie poezyj swoich, które później może niż sama wieść o śmierci jego rozejdą się po kraju.
Przeszłego marca przeczul bliską i niechybną śmierć: lekarze go odstąpili. Jedyny jeszcze zostawał mu ratunek, udać się do Włoch, dokąd tęsknił i tam dla siebie uzdrowienia spodziewał się. Ale był tułaczem: policya saska od ościennych dworów podszczuwana, nagliła go do wyjazdu, a paszportu do Włoch odmówili mu wielcy ambasadorowie. Wyprawiono więc go za radą lekarzy do Szwajcaryi, do Bex, gdzie jakoby dla suchotników miało być bardzo zdrowe miejsce. W Bex połączył się z przyjacielem swoim, który pośpieszył mu na ratunek i nie odstąpił go do ostatniej godziny. Próżne były wszelkie zabiegi dostania się do Włoch; wielcy dyplomaci odmówili mu paszportu nawet do skonania pod piękniejszem niebem. W nadziei, że z Francyi łatwiej mu będzie tę jedyną łaskę wyżebrać, puścił się przez Genewę do Awenionu, zkąd do Marsylii miał się udać. W ostatnich tygodniach mało już cierpiał i skarżył się tylko na słabość sił, która mu nie dozwalała dalej jechać. Jego skonanie było lekkiem zaśnieniem na wieki: gotowość umrzeć i krótką młodość swoję sam odmalował w chwili przeczucia:
Jam się w szkole nieszczęścia jako wiatr na górze
Wyhodował i wyrósł; jak wiatr może zginę,
Ale przeczekam jeszcze tę jednę godzinę
I przyjmę z męstwem równem, na co bądź zasłużę.
NOTA O SPOSOBIE NAPISANIA HISTORYI POLSKIEJ (1)
Ponieważ dzieło to jest przeznaczone szczególnie do użytku młodzieży polskiej, więc autor ominie to co się ściąga do ogólnej filozofii historycznej i wszystko co mogłoby być przedmiotem badań filologicznych lub krytycznych. Wpatrzy się tylko w istotne żywioły społeczeństwa polskiego, zastanowi się nad wolnemi zmianami, które zachodziły w jego łonie, i weźmie na oko wypadki zewnętrzne, które stanowczo nań wpływały. Należy więc zacząć od fizycznego i moralnego rozgraniczenia Polski śród Słowiańszczyzny, pokazać czem ród nasz różnił się od innych spółpokoleń w języku, podaniach, obyczajach. Tu, oprócz dziel ojczystych, za źródła posłużą pisma obcych pobratymców, a mianowicie: Dobrowskiego i Szafarzyka. W epoce Piastów, wyjaśnić wpływ wiary chrześcijańskiej na życie domowe i towarzyskie Lechii, na jej wyobrażenia polityczne, na tworzącą się monarchią; skreślić obszerniej stan dojrzały tej monarchii pod Bolesławem Wielkim, tudzież politykę osobistą tego monarchy, a w latach podziału Lechii, wskazać okoliczności, które podniosły znaczenie duchowieństwa, powiększyły wpływ Panów Rady, i sprzyjały rozwijaniu się życia politycznego w stanie szlacheckim.
Za źródła pomocnicze zdadzą się tu Naruszewicz i Lelewel. Przechodząc epokę pierwszych Jagiellonów, dać krótki obraz dziejów Litwy, i ciągle uważać na wzajemny wpływ dwóch połączonych narodów. W tym względzie dostateczne są uwagi zawarte w dziele Wagi, – (1) Skreślona dla Towarzystwa pomocy naukowej, kiedy Towarzystwo to (około 1838 r.) zabierało się ogłosić konkurs na dzieła elementarne.
wydania Lelewela, które tylko należy rozwinąć i wyjaśnić. Za panowania ostatnich Jagiellonów, gruntuje się i dojrzewa potęga stanu szlachecka, i staje się odtąd głównym przedmiotem historyka. Wzrost tej potęgi, jej nadużycia i nakoniec tyrańskie poniżenie innych stanów: królewskiego, Panów Rady, duchowieństwa i włościan; zgwałcenie dawnych praw zasadniczych Rzeczypospolitej, wprowadzenie reform religijnych i początek anarchii moralnej i umysłowej, charakteryzują epokę Wazów. Źródła do tej części dziejów są obfite i powszechnie znane. Należałoby tylko, oprócz historycznych i politycznych pisarzy, korzystać więcej niż się dotąd działo z pism poetów, mówców i kaznodziejów ówczesnych, a mianowicie wczytać się w pisma pomniejsze Kochanowskiego, Miaskowskiego, Klonowicza, Zimorowicza, Modrzewskiego, Fredra, etc, a mianowicie Skargi, i nie iść ślepo zwyczajem historyków ostatniego wieku, za powagą pisarzy obcych, a szczególniej niemieckich i francuskich, którzy wiedzeni duchem fakcyj religijnych i politycznych, dzieje tej epoki fałszywie wystawiają. Ważną także jest rzeczą, zwrócić uwagę, na wpływ obcych wyobrażeń, mącących rozum i prawo narodowe, a mianowicie wyobrażeń i praw feudalnych za Piastów, wyobrażeń rzymskich za Jagiellonów i pierwszych czasów Wazów, a nakoniec wyobrażeń niemieckich i francuskich. Od czasu Michała, postęp ciągłej anarchii, ostateczne jej dojrzenie pod dynastyą Sasów, koniec moralny i polityczny monarchii polskiej. Jedynemi źródłami do tej części dziejów są pamiętniki dziejów prywatnych. Jakoż epoka, ta której charakterem jest brak myśli narodowej, nie ma właściwie historyi. Pisarz wybierze z niej szczegóły najdobitniej malujące ówczesny stan choroby narodu, jako to: elekcyą króla Michała, konfederacyą anti-sapieżyńską, i bitwę pod Leipunami, obiór Leszczyńskiego, i t… d. Przepomnieć nie należy, iż pamiętniki ówczesne na małą zasługują wiarę historyczną, pisane pod wpływem namiętności pojedyńczych i dla tego z ostrożnością je czytać i surowie sądzić trzeba. W tych dziejach Polski anarchicznej, upatrywać już można pierwsze oznaki zmartwychwstania, objawiające się najprzód w usiłowaniach królów, niektórych panów i pisarzy publicznych, jako to Jana Kazimierza, Jana III, w pismach Leszczyńskiego, a nakoniec w dążeniach książąt Czartoryskich, w pismach Bohomolca, Konarskiego, Naruszewicza. Te pojedyńcze chęci i usiłowania wywołują nakoniec reformę Rządu i konstytucyą 3-go maja. Cały naród zaczyna szukać środków odrodzenia politycznego. Główną i jedyną myślą reformy staje się dziedzictwo tronu, powiększenie władzy królewskiej i ulepszenie stanu miast i włościan. Tu wypada objaśnić, co było w środkach przedsięwziętych prawdziwie narodowem, a co obce i nie właściwe i dla czego w zastosowaniu okazała się niedostateczność reformy. Zamknąć dzieło krótkim obrazem odmian, które zaszły w prowincyach Polski pod rządem rossyjskim, pruskim i austryackim, tudzież kronikę legionów, księstwa Warszawskiego i królestwa kongresowego.
Cały ten ciąg dziejów od początku narodu polskiego do roku tysiąc ośmset trzydziestego, powinien być tak skreślony, iżby całość łatwo dala się objąć i opowiedziany w sposób prosty i do stylu potocznego zbliżony, słowem tak, aby młody czytelnik, przebiegłszy książkę był w stanie z łatwością ją spamiętać i powtórzyć.
CNOTA (1)
Cnota, źródłosłów, zaimek, co, coon? Coony? Coś będący, coś znaczący (quidam). W ruskiem narzeczu jest przeciwne temu nicztożnyj (w łacinie nequam), w polskim zmniejszające ladaco. Ud co idzie cność zatracone, a trwające w wyrazie zacność. (N. B. za – jest przyrostek (augmentativum), na przykład za – możny, zawziętość). Cena – cny.
Znaczenie ogólne. (Valeur) cena człowieka jako osoby, jako jednostki duchownej i towarzyskiej, polskiej. Wyraz ten jest właściwie polski, śród innych narzeczy słowiańskich wyosobniony, z życiem publicznem polskiem rosnący i nie znajduje się on nigdzie w żadnej pieśni gminnej.
Dzieje wyrazu. W dawnych pisarzach, aż przez wiek Zygmuntów, cnota znaczyło co u żydów – chodzenie w zakonie, sanctitas (w Reju, w Budnym, w Janie Kochanowskim). W tłumaczach z łaciny znaczy virtus romana, tęgość. U tłumaczów poezyj średniowiecznych, rycerskich znaczy to co honor (u Piotra Kochanowskiego rycerz cnotliwy, homme d'honneur). U pisarzy po Zygmuntowskich… cnota jest pełnienie przykazań kościelnych,. hetman cnotliwy, miłosierny, hojny dla zakonników. – Pani cnotliwa, jałmużnica, fundatorka zakonów. Za Stanisława Augusta, u pisarzy klasycznych: Naruszewicza, Trębeckiego i Krasickiego cnotliwy, jest stronnik kró- – (1) Ten artykulik wraz z podobnymże rozbiorem innego jeszcze wyrazu był drukowany jako prospekt słownika, który miał wydawać Eustachy Januszkiewicz. Słownik ten nigdy nie wyszedł, a nawet kartki prospektu już odszukać nie udało się. (P. W.)
lewski, w systemacie jego działający. Od konfederacyi barskiej, a mianowicie od Sejmu konstytucyjnego, cnota znaczy negative – nienawiść ku obcym rządom, a positive – poświęcenie życia lub dóbr dla sprawy narodowej. Znaczy toż samo co u Francuzów od rewolucyi patryotyzm, bez żadnych względów religijnych lub moralnych. Ob. Niemcewicza. Tylko tłumacze lub naśladowcy używają go w dawnem znaczeniu; na przykład Karpiński, Chodkiewicz:
"Rzymianin umrze wolny, bo tak każe cnota."
Od roku 1825, w nowszej literaturze, wyraz ten coraz rzadziej używany, z niepewnem znaczeniem, już zaczyna zatracać się. Dawne znaczenia nie wystarczają, nowe nie wyrobione.
ZNACZENIA SZCZEGÓLNE
1) Cnota kobieca, czystość ciała. W przeszłym wieku, już i w mowie o kobietach cnota znaczy patryotyzm.
2) Cnota, siła wewnętrzna ducha: "Tajemna cnota członków mu użycza" (Krasicki mówiąc o szatanie). Moc ducha daje mu ciało.
3) Cnota, duch polski: "Uciekały wrogi przed cnotą, która była we mnie." (Kiliński.)
4) Przymiot, własność dobra u zwierząt lub ciał idąca z ducha.
N. B. 1. – U pisarzy dotychczasowych, nigdy ten wyraz nie używa się mówiąc o chłopie, żydzie lub cyganie, tudzież o ludziach obcego narodu (wyjąwszy tłumaczów).
N. B. 2. – Z pomiędzy zwierząt używa się tylko właściwie o koniu i psie. – Z pomiędzy roślin i ciał nieorganicznych, tylko o ziołach lekarskich (czarodziejskich), o kamieniach drogich i lekarstwach. Z pomiędzy sprzętów o strzelbach i rynsztunku wojennym: Cnota konia, brytana. Dyament, dryakiew, ma tę cnotę; wyliczał cnoty strzelby.
Którzy cnoty w każdej swej sprawie przestrzegają.
(J. Kochanowski).
U pisarzy zfrancuziałych cnota znaczy filozofią francuską, n… p… u Węgierskiego.O NOWSZEM MALARSTWIE NIEMIECKIEM RELIGIJNEM.
(Rzut oka na upadek malarstwa chrześcijańskiego. – Przewaga ducha pogańskiego w sztuce. – Reformacya Lutra. – Pierwsze objawy renesansu. – Szkota Davida Cammucini'ego).
Malarstwo chrześcijańskie przechowało aż do czasów Leona X. charakter duchowy, równie daleki od zmysłowości starożytnych, jak od mechanizmu nowoczesnych fabrykantów obrazów. Wiadomo, że pobożni malarze średniowieczni nie uważali bynajmniej sztuki swej za rzemiosło; zdaniem własnem i ogółu spełniali urząd do pewnego stopnia kapłański. Natchnienie czerpali w modlitwie, pomysłów do obrazów szukali w ewangelii, a modelów w świecie nadziemskim. Otóż ewangelia była wtedy historyą powszechną i prawem pospolitem ludów. Istniał zatem czuły i stały związek między artystami a ludem, skoro i artyści i lud w tejsamej wychowali się wierze i w tychsamych tradycyach wzrośli. Owe niezliczone głowy Chrystusa, utworzone przez malarzów przeróżnych krajów i talentów, uznawano wszędzie i czczono, bo wszystkie miały mniej lub więcej tensam charakter Boski i ewangeliczny (1). To też powszechnie wierzono, że obrazy te były kopiami jednego, autentycznego i cudownego obrazu (2). Anioły unoszące się po nad ołtarzami i pod kopułami tumów, nie były utworem dziwacznej fantazyi; one wyrażały w oczach ludu rzeczywistość istotną. Nie będąc podobnymi do ludzi śmiertelnych, były one podobne jedne do drugich: wszystkie miały cechy niebian, wspólne rysy niebiańskiej rodziny; kształty, ruchy, figury tych nadziemskich istot były zupełnie zgodne z tem pojęciem, jakie sobie lud prosty o nich wyrobił z opowiadań ewangelicznych, z legend i z Dantego. Jak się udało artystom przedstawić takie pojęcie? Czy przeczuli ów świat zaziemski czy może go zwiedzili? Jakże to było możliwem nakreślić podobne kształty, nie widziawszy ich pierwej w zjawieniu? Powszechnie mówiono wówczas o zjawieniach, widzeniach – wierzono w nie. Nic zatem dziwnego, że gmin chrześcijański oddawał sztuce takiej część tej czci, jaką otaczał Boga i Świętych swoich. Niezdolny osądzić stronę techniczną obrazu, gmin, uduchowniony przez religię, odczuwał to, co jest najwznioślejszem w sztuce: ideę obrazu, jego cel i doniosłość.
Tymczasem, dzięki współzawodnictwu malarzy, strona techniczna robiła szybkie postępy; niebawem zdawało się, że sztuka osiągnęła pod pędzlem Rafaela sam szczyt doskonałości. Arcydzieła tego wielkiego mistrza są uważane za wzory sztuki chrześcijańskiej.
Równocześnie jednak zaczęła się ogólna reakcya przeciwko duchowi średnich wieków i ich dziełom, to jest przeciw chrystyanizmowi. Rozmaite przyczyny, działające razem na opinię ogółu i upodobania malarzów – (1) Por. uwagi Lavatera o głowach Chrystusa.
(2) Tradycya przypisywała ten obraz pędzlowi św. Łukasza, który stal się patronem sztuki.
wznieciły w jednolitej dotychczas sztuce żywioły różnorodne a rozkładowe.
Już głowy Kościoła, który stał się panem świata, poczęły ulegać wpływom swego wysokiego stanowiska. Usadowieni na ruinach Kapitolu, z widokiem pomników wielkości pogańskiej, zapragnęli papieże umieścić Boga w świątyni, godnej Jowisza, otoczyć swój tron świetnością konsulów i imperatorów'. Już używali pieniędzy chrześcijańskich na ten cel światowy; wnet się zwrócili ku talentom chrześcijańskim. Malarze wyszli tłumami z zakonów i bractw, przenieśli swe pracownie do pałaców papieży, kardynałów, książąt – i sztuka zaczęła się sekularyzować.
Podziw dla zabytków starożytności, głoszony przez papieżów, wzniecony przez uczonych i erudytów, stał się modą, monomanią stulecia. Przepłacano, odnawiano, szukano posągów i płaskorzeźb.
W tym celu uprzątano ruiny świątyń i cyrków, otwierano grobowce. Wywoływano ducha pogaństwa, i duch pogaństwa posłuszny był nowym czarodziejom. Nieznacznie zjawił się znowu na wzgórzach i ulicach Rzymu cały Olimp z marmuru i bronzu, cały tłum posągów. Dwa światy, dwie sztuki stanęły przeciw sobie, gotowe do walki. Sztuka chrześcijańska z niebios, zda się, zstąpiła, jak nowe Jeruzalem, niesiona przez aniołów i świętych – rozszerzała się po ziemi; zanim ją jednak pokryła, pogańska sztuka zmartwychwstała, z otchłani wyszła nakształt potworu o stu głowach bogów, nimf i półbogów.
Ci bogowie, tacy dumni i tacy piękni, obnażając swe ciała jędrne, tworzyli dziwne przeciwieństwo z przezroczystemi a leciuchnemi kształtami aniołów i świętych. Te nimfy i półbogi, w całej swej zmysłowej piękności i muszkularnej sile, zdawały się kusić i wyzy – wać czystość dziewic chrześcijańskich, męczenników, pokorę i ascetyczną chudość zakonników.
Tak bogate wykopaliska, przedmioty tak nowe, nęciły ku sobie wzrok, czarowały wyobraźnię. Michał Anioł, którego posępna i dumna dusza odczuwała silnie pogańską starożytność, nie mógł już oderwać wzroku od oblicza Jowisza, od torsu Herkulesa (1). Stal się, naprzekór samemu sobie, naśladowcą Greków. Rafael, więcej wrażliwy i czulszy, ale też słabszy i bardziej zmysłowy, zachwycił się Apollinami i Wenerami. Pod wpływem tego przejęcia się zmienił dawniejszy swój sposób malowania. Starał się nadać formom więcej krągłości i miękkości, kolorytowi więcej blasku. Zapomniał zwolna nauk owego czystego i spokojnego ducha, który natchnieniem go darzył w pracowni Perugin'a i w klasztorze Sieny. Ani słowa – wydoskonalił techniczną stronę malarstwa, stworzy! obrazy, tryskające życiem i prawdą, prawie że namacalne, tylko prawda ta była coraz bardziej materyalną. Jego Madonny nabrały wyrazu Fornariny, a jego apostołowie wyrazu filozofów greckich.
Obok Rzymu, Rzeczpospolita Wenecka wzrastała w potęgę, jaśniała bogactwem i przepychem. Ten potrójny charakter Wenecyi, wywarł swój wpływ na jej pomniki. Artyści, wśród miasta swobodnego a zmysłowego, zasmakowali w polityce i w zabawach. Zaniedbali Ewangelii dla historyi krajowej i współczesnej. Na obrazach w Palazzo Ducale czapka doży dominowała w grupach historycznych i zastępowała krzyż. Portrety wielkich panów i pięknych pań wtargnęły do obrazów ze Starego i Nowego Testamentu; złotogłów i jedwabne szaty okryły ciała świętych i wydały się bardziej – (1) W podeszłych latach wyrzucał sobie gorzko wielki artysta swoje bałwochwalstwo przed złotym (jak go nazywał) cielcem. Por. jego Sonety.
malownicze mi, niż proste sukno dawnych mistrzów. Wenecya tym sposobem stworzyła obrazy historyczne, rodzaj pośredni między sztuką religijną a malarstwem, które zwą niewłaściwie rodzajowem.
Podczas gdy duch pogaństwa nurtował zcicha grunt rzymski, i kiedy duch miejscowy włoskich miast mięszał swe natchnienia do natchnień Ewangelii, inny, nierównie groźniejszy wróg godził na średnie wieki z tamtej strony Alp. Był to duch reformacyi, który podobien smokowi św. Jana, spadł nagle na Niemcy, "paląc połowę ziemi i zatruwając źródeł połowę". Reformacya zniszczyła poezyę obrzędów religijnych; przecięła kanały, które żywiły sztukę, łącząc ją z niebem. Odtąd artyści mieli opuścić świątynię.
Rozproszeni po świecie, jedni błądzili w polach i lasach, podpatrując i naśladując naturę martwą (peizaż); inni zakładali swe pracownie na placach i targach, i pracowali dla zabawy bogatych mieszczan i kramarzy (szkoła flamandzka). Kilku we Francyi było na żołdzie dworaków i zalotnic, a przy ich boku parało się rzemiosłem niskiem, które miało w sobie coś z dworactwa i z tapicarstwa. Był to ostatni stopień upadku malarstwa. Sztuka, jak ewangeliczny syn marnotrawny, opuściwszy Kościół, dom ojcowski, bawiła czas niejaki na wielkim świecie, ale wnet zstąpiła do szynków i dobiła się wreszcie w domach rozpusty.
Byłoby długą i żmudną rzeczą przechodzić wszystkie działy tej historyi. Nieraz zatrzymywała się sztuka w ruchu zstępującym, nieraz próbowała się podnieść. Były dobre głowy, sumienne talenty, które czuły zło i usiłowały mu zapobiedz. Ale zamiast szukać przyczyn zła w osłabieniu zapału religijnego, oni szukali tych przyczyn w wadliwości metody i w braku techniki dzisiejszej. Przeświadczeni o niższości współczesnych malarzy pod tym względem, zwrócili się ku arcydziełom wieku Leona X. Z tych arcydzieł zrobili oni przedmiot studyów, że tak rzekę, anatomicznych i alchemicznych. Cyrklem rozmierzali rysunki Rafaela, badali przez lupę pociągnięcie pędzla Vinci'ego, analizowali w tygielku farby szkoły weneckiej. Ola wskrzeszenia sztuki, zamiast ożywić ducha, oni skalkowali formę. Ztąd poszedł ów eklektyzm śmieszny, któremu się uroiło, że potrafi połączyć w jednej i tejsamej kreacji rozmaite zalety Rafaela, Tycyana i Correggia; ztąd owe cudaczne systemy grup, które jedni chcieli układać w trójkąty… a drudzy woleli urządzać w kształcie winogron; ztąd-to wreszcie owe tomowe przepisy o wyborze modelów, o kostiumie i kolorycie lokalnym, o architekturze i t… d.
Artyści tej nowej szkoły uczyli malarstwa tak, jak retorzy, którym się zdaje, że uczą swych uczniów poezyi. Zbadali oni, zgłębili, wyuczyli się wszystkich składowych części sztuki, posiedli wszystkie jej tajniki, ale geniuszu twórczego im brakło. Rafael Mengs może być uważany za typ owych eklektycznych artystów.
August Schlegel stosuje do nich tę naukę ewangeliczną: "Znajdźcie wprzód Królestwo Niebieskie (natchnienie, ideę), a ziemskie dobra (metoda, styl) będą wam później dane".
Rewolucye artystyczne dokonywały się zbyt wolno i w sferze zanadto wysokiej, aby lud mógł ich przyczyny zgłębić; ale on odczuł wnet ich skutki. Dostrzegł on złych tendencyj sztuki i przestał ją szanować. Tensam lud, który uwielbiał niegdyś Madonny starego Cimabue, który korzył się w zachwycie przed Madonnami Giotta, ten lud włoski taki żywy i taki wrażliwy, stanął zimny i niewzruszony przed utworami Carracci'ch, Allorich, Guida i Guercina. A przecież nie zatracił on poczucia sztuki, z uporem strzegł w kościołach arcydzieł Rafaela i Correggia, gotów był z bronią w ręku niedopuścić ich zabrania; ale ten lud nie dbał wcale o nowsze utwory.
Widział w nich same obce i niezrozumiale sceny, figury pogańskie i barbarzyńskie; nie poznawał już w tych obrazach swej Ewangelii. Ani tytuły szumne, jakimi ozdabiano artystów, ani pochwały i zachęty, szczodrze im udzielane przez papieży i uczonych, nie zdołały zrehabilitować malarstwa w oczach tłumu. Wielkie jury ludowe wydało swój werdykt: uznało nowe obrazy za to, czem były rzeczywiście – za przedmioty handlu, za sprzęty; pytano się o ich cenę i przechodzono dalej. Tak straciła sztuka, wypierając się ducha ewangelii, cały swój wpływ moralny, całą swą popularność.
Tu zbliżamy się do nowego przełomu. Tak zwykłym w historyi ludzkości nawrotem, sztuka stoczywszy się do ostatniego szczebla upadku, rozpoczęła dźwigać się w górę. Ta ostatnia reforma nie zrodziła się w szkołach; zadecydował o niej we Francyi wielki przewrot polityczny, w Niemczech obudzenie się ducha religijnego.
Rewolucya r. 89, która wstrząsnęła tak silnie duszą narodów, wywarta wnet wpływ swój na utwory artystyczne. Mówiono wtedy we Francyi o prawie przyrodzonem, o społeczeństwie pierwotnem, o prostocie starożytnej: i sztuka też musiała się zbliżyć do natury. David, gorący republikanin i wielki wielbiciel starożytności, zwrócił się ku staremu Rzymowi. Nie znajdując pomiędzy współczesnymi sobie modeli na swych trybunów i konsulów, szukał ich w muzeach i na scenie. Otóż statuy i aktorowie, służący za modele Davidowi… mieli więcej prawdy i życia, niż ich można było znaleść w malarstwie starej szkoły, z jej Kupidynami o kołczanach herbowych, z pasterzami w perukach i nimfami w dworskich sukniach. David wyprowadził sztukę ze sfery codziennego życia prozaicznego, wyniósł ją na szczyt malarstwa historycznego; pozostawał tylko krok jeden do utworzenia malarstwa religijnego.
Na nieszczęście upadek wolności powstrzymał nagle polot tego śmiałego malarstwa demokratycznego. Sztuka ponownie straciła swoją ideę-matkę, swój dogmat rodzajny; stała się zabawką modną. Jakaś zachcianka pierwszego konsula, jakiś romans modny, zwycięstwo wielkiej armii lub przedstawienie świetne w Operze, stwarzały nowe rodzaje malarstwa, dostarczały artystom przedmiotu i modelów. Malarstwo nabierało kolejno charakteru ossianicznego lub żołnierskiego, anakreontowego lub romantycznego, mieszczańskiego lub proletaryuszowego. Każdego dnia powstawało nowe imię i nowa szkoła, żyjące tak długo, jak jeden fejleton i jedno ministeryum.
Tymczasem wojska francuskie, idee polityczne i artystyczne Francuzów weszły do Włoch.
Jest faktem, że malarstwo włoskie, nawet w dobach najsmutniejszych swego upadku, nie upadło tak nisko, jak malarstwo flamandzkie i francuskie. Malarstwo włoskie zachowało zawsze pewną tradycyjną godność, jakiś rodzaj przyzwoitości; ale pozbawione zapału, a co zatemidzie, siły życia, nie byłoby nigdy pochwyciło wątku dawnej spuścizny bez pomocy obcej. Umysły, które ożywiły Wiochy, przyszły z drugiej strony Alp, z Francyi i z Niemiec. Tak powstała szkoła Cammuciniego, a później szkoła lombardzka, rzekomo romantyczna (1).
Cammucini jest najsławniejszym, a prawdopodobnie ostatnim przedstawicielem szkoły polityczno-historycznej. Przeszedł Davida ilością i bogactwem swoich utworów, dokładnością swych rysunków i blaskiem kolorytu. Wydobył wszelką możliwą treść z idei Davida i rozwinął wszystko, co się tam w zarodku znajdowało; można powiedzieć, że wyczerpał swój rodzaj. Ale pomimo całego swego talentu i wszelkich wysiłków, nie wywarł – (1) Pomówimy później o tej szkole Medyolańskiej.
on żadnego wpływu na lud; w końcu znużył nawet dyletantów. By zrozumieć liczne jego obrazy i szkice, trzeba znać Liwiusza i Tacyta, a lud nie troszczy się o annały; miłośnik sztuki, uderzony zrazu wartością obrazów, dziwi się rychło jednostajność! przedmiotów i środków artystycznych. Są to zawsze Rzymianie, zawsze senatorowie i plebejusze, rozstawieni w grupach teatralnych, zawsze w togach elegancko ułożonych, zawsze uzbrojeni w nosy orle, wzrok srogi i sztylet, zawsze zabijający lub zabijani.
Cammucini próbował sil swoich w rodzaju religijnym z wielkiem powodzeniem, ale nie okazał tu żadnej samodzielności i pozostał eklektykiem.
OBJAŚNIENIA WYDAWCÓW.
Str. 7 – 11 Trzy pierwsze notatki były drukowane w czasopiśmie "Pielgrzym polski" wydawanem w Paryżu przez Eustachego Januszkiewicza r. 1832 i 1833. – Krótki życiorys Garczyńskiego ogłoszono dopiero w r. 1866.
Str. 19. O nowszem malarstwie niemieckiem napisał M. po francusku i umieścił w r. 1835 w "Revue du Nord". Podajemy tę rozprawkę w tłómaczeniu Józefa Kallenbacha, drukowanem w "Przeglądzie polskim" r. 1891 (t I.) Stanowić ona miała początek szeregu artykułów, których jednak Mickiewicz nie napisał.
Str. 24. Cimahue Jan (1240 zm… ok. 1302), jeden z pierwszych reformatorów malarstwa.
Giotto (1276 zm. 1336), zachęcony przez Cimabuego, ożywił formy malarskie i tchnął w nic ducha. Był przyjacielem Dantego.
Curucci'ch wsławiło się w XVI. wieku trzech: Ludwik, Annibal i Augustyn; ten trzeci byt najznakomitszym.
Allori Cristofano (1577 zm. 1621). malarz wsławiony obrazem przedstawiającym Judytę.
Guercino da Cento (1590 zm. 1666), mistrz w technice malarskiej.
Guido Reni (1577 zm. 1642), malarz odznaczający się wdziękiem, często manierowanym.