Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Pisma Adama Mickiewicza. Tom 1 - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Pisma Adama Mickiewicza. Tom 1 - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 537 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

II.

Mic­kie­wicz, wy­do­byw­szy się d. 27 maja 1829 r. na wol­ność, po raz pierw­szy od lat pię­ciu ode­tchnął swo­bod­niej na ob­cej zie­mi. Po­dró­że po Niem­czech, Szwaj­ca­ryi i Wło­szech speł­ni­ły na­resz­cie za­miar, ży­wio­ny jesz­cze w Kow­nie i Wil­nie. Tłum… wra­żeń no­wych, po­czy­na­jąc od He­gla w Ber­li­nie, Go­ethe­go w Wej­ma­rze i Han­ki w Pra­dze – a idąc do wspa­nia­łych kra­jo­bra­zów al­pej­skich i wło­skich, ogar­nął Po­etę i za­ha­mo­wał na ra­zie twór­czość. Ro­zum i uczu­cie krze­pi­ły się u no­wych zdro­jów, ale tę­sk­no­ta prze­no­si­ła go na prze­łę­czy al­pej­skiej w Splügen (24 wrze­śnia 1829 r.) do nie­za­po­mnia­nych cza­sów mło­dzień­czej mi­ło­ści. Zwol­na, mięk­kie tchnie­nie po­wie­trza wło­skie­go roz­ma­rza go no­wem uczu­ciem dla Hen­riet­ty Ewy An­kwi­czów­ny, a wpływ Rzy­mu i naj­bliż­sze­go oto­cze­nia, zwłasz­cza zaś księ­dza Sta­ni­sła­wa Cho­ło­niew­skie­go, otwie­ra przed Mic­kie­wi­czem "nowy wi­dok świa­ta, lu­dzi, nauk". Ale nowy ten wi­dok nie mógł go uko­ić; nie mógł prze­sło­nić przed nim smut­ne­go po­ło­że­nia Pol­ski, któ­re nie­ba­wem do­pro­wa­dzić mia­ło do wy­bu­chu. Prze­czu­cie wiesz­cze wy­da­ło prze­ślicz­ne stro­fy do Mat­ki Po­lki (w lip­cu 1830 r.), za­po­wia­da­ją­ce tra­gicz­ną dolę na­ro­du, wy­zwa­ne­go "do boju bez chwa­ły i do mę­czeń­stwa bez zmar­twych­pow­sta­nia". Otu­chę je­dy­ną da­wa­ła mu wów­czas wia­ra go­rą­ca, któ­rej wspa­nia­łym wy­ra­zem są głę­bo­kie my­ślą, a nie­zrów­na­ne w tre­ści­wo­ści ar­ty­stycz­nej, wier­sze re­li­gij­no-ii­lo­zo­ficz­ne (Roz­mo­wa wie­czor­na, Ro­zum i wia­ra, Ar­cy­mistrz i inne).

Wia­do­mość o Po­wsta­niu 29 li­sto­pa­da 1830 r. na­de­szła do Rzy­mu z po­cząt­kiem grud­nia. Z róż­nych po­wo­dów, któ­rych tyl­ko czę­ścio­wo do­my­ślać się mo­że­my, Mic­kie­wicz nie wziął udzia­łu w wal­ce na­ro­do­wej. Do­pie­ro 19 kwiet­nia 1831 r. wy­je­chał z Rzy­mu na Ge­ne­wę do Pa­ry­ża; prze­by­wał tam jesz­cze w dru­giej po­ło­wie lip­ca 1831 r. – W sierp­niu przy­był w Po­znań­skie, gdzie w po­cząt­kach wrze­śnia spo­tkał się z pierw­szą falą wy­chodź­ców po upad­ku War­sza­wy.

Do­tknię­cie się zie­mi wiel­ko­pol­skiej i ze­tknię­cie się z ży­wy­mi uczest­ni­ka­mi i świad­ka­mi wiel­kiej woj­ny na­ro­do­wej po­dzia­ła­ło pod­nie­ca­ją­co na Mic­kie­wi­cza. Zro­zu­miał ogrom nie­szczę­ścia, a za­ra­zem od­czuł bo­le­śnie nie­czyn­ność wła­sną w tych hi­sto­rycz­nych mie­sią­cach. Prze­szedł wte­dy męki zwąt­pie­nia i zgry­zo­ty du­cha, z któ­rych prze­cie wy­szedł zwy­cię­sko. Prze­nió­sł­szy się do Dre­zna, po­krze­pio­ny wi­do­kiem bra­ta Fran­cisz­ka, Do­mey­ki i Odyń­ca, co go prze­no­si­li cią­gle w roz­mo­wach do utra­co­ne­go raju lat mło­dych, w twór­czo­ści zna­lazł źró­dło uko­je­nia. Dzię­ki wy­jąt­ko­wo sprzy­ja­ją­cej at­mos­fe­rze drez­deń­skiej, na wio­snę 1832 roku w oto­cze­niu naj­ser­decz­niej­szych dru­hów na­stą­pił praw­dzi­wy za­lew na­tchnie­nia, ja­kie­go od daw­na w tej sile po­eta nie za­znał. Sam zdzi­wio­ny był ży­wio­ło­wą po­tę­gą twór­czo­ści, któ­ra go zmu­sza­ła do wy­jąt­ko­wej ener­gii pi­sar­skiej: "Sta­łem się Schre­ib­ma­schi­ne i przez całe te kil­ka ty­go­dni pió­ra z ręki nie wy­pusz­czam… Pi­sa­nie jest ro­dza­jem cie­trze­wiej pio­sen­ki, z któ­rej i wy­strza­łem trud­no prze­bu­dzić. Nie wy­chy­lam się wca­le z domu. " (26 kwiet­nia 1832 r. z Dre­zna.)

Owo­cem tego buj­ne­go na­tchnie­nia były Dzia­dy nowe, na­zwa­ne czę­ścią trze­cią, z ko­lei, w sto­sun­ku do dwu czę­ści przed laty w Wil­nie wy­da­nych; były epi­zo­dy z po­by­tu w Pe­ters­bur­gu, ze­bra­ne jako Ustęp; były wresz­cie Księ­gi Na­ro­du i Piel­grzym­stwa, któ­rych po­mysł z pew­no­ścią zro­dził się w Dreź­nie, jak­kol­wiek wy­ko­na­nie osta­tecz­ne na­stą­pi­ło pod je­sień 1832 r. – Już bo­wiem 23 mar­ca 1832 r. pi­sał Mic­kie­wicz do Le­le­we­la te sło­wa, któ­re są jak­by za­po­wie­dzią prze­wod­niej idei Ksiąg Na­ro­du: "może nasz na­ród jest po­wo­ła­ny opo­wia­dać lu­dom Ewan­gie­lią na­ro­do­wo­ści, mo­ral­no­ści i re­li­gii, wzgar­dy dla bu­dże­tów. "

To były głów­ne owo­ce bło­go­sła­wio­nej wio­sny drez­deń­skiej, ale nie wszyst­kie. Z tego cza­su po­cho­dzi wzno­wie­nie prze­kła­du Giau­ra By­ro­na, za­czę­te­go jesz­cze w Wil­nie, a wy­koń­czo­ne­go do­pie­ro po dwu la­tach w Pa­ry­żu; współ­cze­śnie z Dzia­da­mi drez­deń­ski­mi po­wsta­je zna­ko­mi­ta Re­du­ta Or­do­na pod wpły­wem opo­wia­dań Ste­fa­na Gar­czyń­skie­go, po­wsta­ją zna­mien­ne wier­sze pa­try­otycz­ne jak: Noc­leg, Śmierć Puł­kow­ni­ka, Pieśń Piel­grzy­ma, Pieśń Żoł­nie­rza; po­wsta­je wresz­cie tak waż­ny i symp­to­ma­tycz­ny Sen w Dreź­nie, wprost z pod ser­ca wy­ję­ty.

Z ta­kim-to bo­ga­tym plo­nem, jak­by na set­ne po­we­to­wa­nie swe­go nie­udzia­łu w wal­ce na­ro­do­wej, uda­wał się, Mic­kie­wicz na emi­gra­cyę pa­ry­ską, któ­rej losy miał od­tąd do koń­ca ży­cia dzie­lić, któ­rej miał być ko­ro­ną. Do­sta­wał się w Pa­ry­żu w sam wir kłę­bią­cych się po nie­szczę­śli­wej woj­nie na­szej na­mięt­no­ści stron­ni­czych, co gro­zi­ły wy­chodź­com osta­tecz­nem roz­bi­ciem i na­ro­do­wą nie­sła­wą. I na to mo­rze wzbu­rzo­ne emi­gra­cyj­nych kłót­ni i prze­kli­nań wza­jem­nych wy­le­wał po­eta ła­go­dzą­cą oli­wę; zwa­śnio­nym i roz­go­ry­czo­nym da­wał do rąk ewan­gie­licz­ne Księ­gi Piel­grzym­stwa, speł­nia­ją­ce przedew­szyst­kiem czyn oby­wa­tel­ski.

Księ­gi te z za­pa­łem prze­ję­te przez emi­gran­tów, a zwłasz­cza przez żoł­nie­rzy-wia­ru­sów, wy­szły bez na­zwi­ska au­to­ra w Pa­ry­żu dnia 4 grud­nia 1832 r. w ma­lut­kim for­ma­cie; nie­ba­wem roz­bie­gły się po ca­łej emi­gra­cyi i zna­ne były po­wszech­nie jako Ewan­giel­ja Mic­kie­wi­cza. Wpływ ich był zba­wien­ny i uszla­chet­nia­ją­cy. Je­śli na ogół wy­chodź­two pol­skie z r. 1831 utrzy­ma­ło się na wy­so­kiej mo­ral­nej wy­ży­nie i umia­ło so­bie za­skar­bić uzna­nie Fran­cyi, to przy­czy­ni­ły się do tego głów­nie Księ­gi Piel­grzym­stwa, któ­re po­sta­wi­ły ide­al­ny wzór piel­grzy­ma Po­la­ka i na mia­rę tego wzo­ru ka­za­ły żyć Emi­gra­cyi na­szej. Jak­kol­wiek ze wszyst­kich pism Mic­kie­wi­cza, obok ar­ty­ku­łów po­li­tycz­nych, Księ­gi były naj­wię­cej oko­licz­no­ścio­we­mi i no­si­ły na so­bie wy­raź­ne zna­mio­na pod­nie­ce­nia emi­gra­cyj­ne­go, to prze­cież są w nich nie prze­mi­ja­ją­ce, sta­łe za­sa­dy pa­try­oty­zmu, któ­re i dziś obo­wią­zy­wać nie prze­sta­ły.

Je­że­li w Księ­gach Nar. i P. P. Mic­kie­wicz skła­dał owoc swych ser­decz­nych roz­my­ślań o zna­cze­niu Pol­ski, z któ­rej chciał "pieśń żywą" stwo­rzyć, to w trze­ciej czę­ści Dzia­dów od­sła­niał on taj­nie swe­go du­cha i dzie­je my­śli naj­głęb­szej. Na wy­jezd­nem z Ro­syi że­gnał go ma­larz-mi­styk Olesz­kie­wicz tą wróż­bą, że bę­dzie on kie­dyś "na­czy­niem wy­bra­nem" i że "prę­dzej czy póź­niej Ła­ska go na­peł­ni i przez nie­go spły­nie na dru­gich". Te sło­wa za­pa­dły głę­bo­ko w du­szę po­ety, a pod wpły­wem za­po­wie­dzi Olesz­kie­wi­cza, zmar­łe­go w rok po­tem, za­czy­na się już w cza­sie po­dró­ży po Niem­czech to­czyć w du­szy Mic­kie­wi­cza wal­ka ro­zu­mu z uczu­ciem, py­chy z po­ko­rą. Za­nim jesz­cze przy­był do Rzy­mu, do­szedł do prze­ko­na­nia, że ro­zum ludz­ki jest za mały i za sła­by, aby się mie­rzyć z wszech­świa­tem du­cha, że tyl­ko uczu­cie i to przez po­ko­rę do­cho­dzi do uwie­rze­nia w praw­dę ob­ja­wio­ną, a przez wia­rę do prze­świad­cze­nia o tej praw­dzie. Po­byt dłuż­szy w Rzy­mie prze­ko­na­nia te po­głę­bił i utrwa­lił. Już wte­dy pra­gnął po­eta prą­do­wi, nur­tu­ją­ce­mu w głę­bi du­szy od­ro­dzo­nej, dać uj­ście po­etycz­ne. W cią­gu grud­nia 1829 r. za­my­ślał w Rzy­mie na­pi­sać tra­ge­dyę p… t. P r o m e t e u s z. Pod wra­że­niem Aj­schy­lo­we­go Pro­me­te­usza, chciał ideę grec­ką, za­sto­so­wać do chrze­ści­jań­skich po­jęć du­cho­wych, chciał skre­ślić od­wiecz­ną hi­sto­ryą du­cha ludz­kie­go, obłą­ka­ne­go przez py­chę, w za­pa­sach z po­tę­ga­mi sil­niej­sze­mi, któ­rych on ani uznać, ani im ulec nie chce. Za­no­si­ło się na pol­skie­go Pro­me­te­usza, któ­re­go stłu­mi­ły wów­czas nie­po­myśl­ne dla twór­czo­ści wa­run­ki po­by­tu rzym­skie­go; ale ziar­no pro­me­te­uszo­we nie prze­pa­dło i nie uschło w pier­si po­ety, cze­ka­ło tyl­ko na sto­sow­ną do wzro­stu porę, któ­rą przy­spo­so­bi­ła po roku ka­ta­stro­fa na­ro­do­wa. Jak da­le­ce prze­ję­ty był Mic­kie­wicz na wskróś Pro­me­te­uszem Aj­schy­lo­sa, do­wo­dzi świa­dec­two Odyń­ca, któ­ry sta­now­czo utrzy­mu­je: "Prze­ko­na­ny je­stem naj­moc­niej, że sce­na Im­pro­wi­za­cyi z III-ej czę­ści "Dzia­dów" jest za­byt­kiem tyl­ko i od­bi­ciem głów­nej tre­ści tego dra­ma­tu, któ­ry głę­bo­ko tkwił w du­szy au­to­ra. "

Po­dwój­ne cier­pie­nia: oso­bi­ste, po stra­cie na­dziei po­ślu­bie­nia Ewy An­kwi­czów­nej i ogól­no­na­ro­do­we, po upad­ku po­wsta­nia li­sto­pa­do­we­go prze­ora­ły do grun­tu wiel­ką du­szę Po­ety i użyź­ni­ły ją pod siej­bę na­tchnień wie­ko­pom­nych. Przy­szło to na­gle na wio­snę 1832 r., kie­dy mo­dląc się raz w ko­ście­le drez­deń­skim po­czuł "jak­by się nad nim ba­nia z po­ezyą roz­bi­ła. "

Na pro­me­te­uszo­we my­śli pa­da­ły w r. 1831 bez ustan­ku iskry na­ro­do­we­go po­ża­ru: do­ko­na­na nie­daw­no w Rzy­mie we­wnętrz­na bu­do­wa wia­ry, mi­ło­ści i na­dziei za­trzę­sła się w po­sa­dach swo­ich po ka­ta­stro­fie r. 1831. Pierś Pro­me­te­usza pol­skie­go przy­gnio­tło nowe strasz­ne brze­mię. Za­su­nął się oło­wia­ne­mi chmu­ra­mi na­okół ho­ry­zont jego du­szy. My­ślom jego co­raz nie­zno­śniej i dusz­niej było; ten nad­miar bolu pa­try­otycz­ne­go i zgry­zo­ty, zwąt­pie­nia i roz­pa­czy był­by mu roz­sa­dził pierś, gdy­by nie był zna­lazł uj­ścia… Łzaw­ni­ca prze­peł­nio­na była nad brze­gi: "ba­nia z po­ezyą" pęk­nąć mu­sia­ła, na szczę­ście dla po­ety i dla na­szej po­ezyi… Co z tego skłę­bio­ne­go waru uczuć i ża­lów buch­nę­ło naj­pierw: czy skar­ga Po­la­ka na zgwał­ce­nie jego naj­droż­szych na­dziei, czy ty­ta­nicz­ny bunt my­śli ludz­kiej prze­ciw nie­od­gad­nio­nym wy­ro­kom my­śli Bo­żej? – tego na pew­no nie bę­dzie­my już nig­dy wie­dzie­li. Nie prze­cho­wa­ły się pod tym wzglę­dem żad­ne nie­za­wod­ne wska­zów­ki, ani w za­cho­wa­nych rę­ko­pi­sach po­ety, ani w wspo­mnie­niach jego to­wa­rzy­szy drez­deń­skich. Nie­ja­sna wia­do­mość, że po­eta na­pi­sał na­przód część ja­kąś, obej­mu­ją­cą ob­raz po­by­tu w Rzy­mie, któ­rej ni­ko­mu po­ka­zać nie chciał, mo­gła­by na­su­nąć do­mysł, iż Mic­kie­wicz skre­ślił ja­kiś ustęp z dra­ma­tu wła­sne­go du­cha, wła­snych cier­pień mo­ral­nych, pro­me­te­uszo­wych" któ­re jak wie­my, prze­by­wał w Rzy­mie. Jak­kol­wiek­bądź, z psy­cho­lo­gicz­ne­go punk­tu wi­dze­nia, jest rze­czą ja­sną, że nie­bo­tycz­nym wierz­choł­kiem owych pro­me­te­uszo­wych my­śli, nę­ka­ją­cych po­etę od r. 1829, była Im­pro­wi­za­cya Kon­ra­da. Co wię­cej: Im­pro­wi­za­cya Kon­ra­da jest nie tyl­ko naj­sil­niej­szym ob­ja­wem na­tchnie­nia, ale jest po pro­stu tak gwał­tow­nym, ży­wio­ło­wym nie­mal wy­bu­chem twór­czo­ści, tak po­tęż­nem wy­ła­do­wa­niem się na­gro­ma­dzo­nych w po­ecie przez lata całe prą­dów ty­ta­nicz­nych, że mu­si­my jej dać chro­no­lo­gicz­nie na­wet, pierw­szeń­stwo przed wszyst­kie­mi in­ne­mi sce­na­mi III-ej czę­ści Dzia­dów i uznać, że zro­dzi­ła się ona w Dreź­nie, bar­dzo wcze­śnie w kwiet­niu 1832 r., może tej sa­mej nocy* po owym pa­mięt­nym dniu, kie­dy się nad po­etą "ba­nia z po­ezyą roz­bi­ła". To pew­na, że jako czło­wiek go­rą­co wie­rzą­cy pra­gnął co ry­chlej zbyć się tego grze­chu py­chy, do któ­rej się po­czu­wał w su­mie­niu. Sam po­tem uwa­żał Im­pro­wi­za­cyę za "zwrot­ni­ko­wy (a więc naj­wyż­szy) punkt By­ro­now­skie­go kie­run­ku", za utwór, w któ­rym "szał py­chy ro­zu­mu do­się­ga osta­tecz­nych gra­nic, a tyl­ko po­kor­na wia­ra bro­ni Kon­ra­da od osta­tecz­ne­go upad­ku i zgu­by".

Im­pro­wi­za­cya była za­tem po­nie­kąd wiel­ką, ge­ne­ral­ną spo­wie­dzią z tego grze­chu py­chy, któ­ry tak ostro osą­dził sam, już w r. 1829. Spo­wie­dzią za­iste, nie w ro­dza­ju spo­wie­dzi Św. Au­gu­sty­na albo Toł­sto­ja, ale strasz­ną jako szcze­re, na­mięt­ne wy­zna­nie sta­nu du­szy wie­rzą­cej, a zbo­la­łej, spra­gnio­nej spra­wie­dli­wo­ści, a po­jo­nej octem bez­pra­wia. Wy­zna­nie to wy­ra­sta z prze­ra­ża­ją­cą, za­wrot­ną szyb­ko­ścią na wy­zwa­nie, rzu­co­ne Bogu, wy­zwa­nie, ja­kie­mu rów­ne­go w sile na­tchnie­nia i mocy sło­wa nie ma żad­na do­tych­czas li­te­ra­tu­ra.

Im­pro­wi­za­cya nie mo­gła być oczy­wi­ście z góry ob­my­śla­na jako dru­ga sce­na III-ej czę­ści Dzia­dów. Zro­dzi­ła się ona sa­mo­ist­nie i sa­mo­wol­nie. Po­mi­mo póź­niej­szej pra­cy kom­po­zy­cyj­nej Mic­kie­wi­cza, dziś jesz­cze Im­pro­wi­za­cya dzia­ła na nas nie jako część ca­ło­ści, ale owszem jako ca­łość zu­peł­nie w so­bie za­war­ta, skoń­czo­na, od­ręb­na. Po jej do­ko­na­niu po­eta nie mógł tego dum­ne­go wy­zwa­nia ty­ta­nicz­nej my­śli po­zo­sta­wić bez od­po­wie­dzi. Pro­me­te­uszo­wi-Kon­ra­do­wi, uoso­bie­niu py­chy ludz­kiej, prze­ciw­sta­wił wcie­le­nie chrze­ści­jań­skiej po­ko­ry i pod­da­nia się woli Bo­żej w X. Pio­trze. W "Dzia­dach" Drez­deń­skich mamy, za­tem stresz­cze­nie tych walk du­cho­wych, któ­re prze­by­wał po­eta i daw­niej, w Ro­syi, i nie­daw­no w Rzy­mie: a dum­ne­mu Kon­ra­do­wi, imien­ni­ko­wi z ser­ca i uczuć Wal­len­ro­da, sta­je na dro­dze ci­chy, nie­po­zor­ny X. Piotr, któ­ry uzdra­wia i ra­tu­je go tak, jak nie­gdyś po­etę w Pe­ters­bur­gu Olesz­kie­wicz, a po­tem w Rzy­mie X. Cho­ło­niew­ski.

Ten krwa­wo oku­pio­ny do­ro­bek swe­go du­cha, to od­ro­dze­nie mo­ral­ne czło­wie­ka, chciał Mic­kie­wicz przed­sta­wić na tle hi­sto­rycz­nem zda­rzeń fi­la­rec­kich z roku 1823, q uorum ma­gna pars fuit… Dzie­je fi­la­rec­kie na­bie­ra­ły bo­wiem wo­bec woj­ny na­ro­do­wej r. 1831 zna­mion przed­świ­tu jej nie­ja­ko i za­po­wie­dzi. Tor­tu­ry du­cho­we, znie­sio­ne god­nie przez dziel­ną mło­dzież li­tew­ską w r. 1823 pra­wie do­ma­ga­ły się te­raz, po świe­żych ofia­rach, aby je przy­po­mniał na­ro­do­wi czyn­ny ich uczest­nik i na­ocz­ny świa­dek. Bro­szu­ra Le­le­we­la z r. 1831 p… t.

–-

* Mic­kie­wicz opo­wia­dał tłó­ma­czo­wi swe­mu, Bur­gaud des Ma­rets, że czas w twór­czo­ści nie ma zna­cze­nia. "Tout dćpend de l'in­ten­si­te d'in­spi­ra­tion. J'ai ecrit le mo­no­lo­gue de Con­rad en une seu­le nuit". Me­lan­ges Post­hu­mes, II – e Se­rie, Pa­ris 1879, str. 262.

No­wo­sil­cow w Wil­nie od­świe­ży­ła w pa­mię­ci po­ety owe nie­za­po­mnia­ne mie­sią­ce wię­zie­nia u Ba­zy­lia­nów; obec­ność Do­mey­ki i Odyń­ca w Dreź­nie po­ru­sza­ła co­dzien­nie całe mnó­stwo szcze­gó­łów cha­rak­te­ry­stycz­nych z owej epo­ki gwał­tu i uci­sku; te dwie hi­sto­rye ser­decz­ne: wła­snych przejść du­cho­wych i fi­la­rec­kiej nie­do­li spla­ta­ły się wów­czas w Dreź­nie w jed­no tę­czo­we pa­smo po­etyc­kie­go na­tchnie­nia, w je­den, praw­dzi­wy, prze­ży­ty dra­mat. A gdy po­my­ślał, że w tym dra­ma­cie zro­sły się nie­mal dzie­je bo­ha­ter­skie mło­dzie­ży fi­la­rec­kiej z tem, co sam wte­dy prze­bo­lał, a co dało punkt wyj­ścia jego wal­kom we­wnętrz­nym, a sta­ło się za­wiąz­kiem jego du­cho­wej prze­mia­ny: treść ob­fi­ta, nie­wy­czer­pa­na za­czę­ła się lać ze zbo­la­łej du­szy po­ety i trze­cia część Dzia­dów wte­dy się zro­dzi­ła.

Nie mo­że­my tu wcho­dzić w szcze­gó­ły, któ­re prze­kro­czy­ły­by znacz­nie za­kres krót­kie­go, in­for­ma­cyj­ne­go wstę­pu.

Po­da­li­śmy tyl­ko w naj­głów­niej­szych za­ry­sach ge­ne­zę III – ej czę­ści Dzia­dów, o ile mo­że­my się jej do­my­ślać ze ską­pych? wska­zó­wek au­to­gra­ficz­nych. Wy­ka­zu­je ona je­den zna­mien­ny rys ukła­du Dzia­dów drez­deń­skich: luź­ność scen, któ­re nie wią­żą się ze sobą żad­ną ni­cią in­try­gi dra­ma­tycz­nej, ale po­mi­mo ca­łej roz­ma­ito­ści miejsc (Wil­no, oko­li­ce Lwo­wa, War­sza­wa, Wieś za Wil­nem) i cza­su, zwią­za­ne są ze sobą ta­jem­ni­czą ni­cią idei prze­wod­niej: wia­ry w wpływ do­brych i złych du­chów na sfe­rę dzia­łań ludz­kich, wia­ry w wiel­kie, po­wszech­ne ob­co­wa­nie świa­ta zmy­sło­we­go z świa­tem za­gro­bo­wym, z za­świa­tem. Tą wia­ra była samą tre­ścią du­szy Mic­kie­wi­cza; nic dziw­ne­go, że peł­ne są jej wszyst­kie nie­mal sce­ny III – ej czę­ści Dzia­dów, zwłasz­cza te, w któ­rych po­eta dał wy­raz oso­bi­stym swym uczu­ciom. Ale na­wet sce­ny hi­sto­rycz­ne, t… j… sce­ny, za­wie­ra­ją­ce przed­mio­to­wo wier­ne skre­śle­nie wy­pad­ków fi­la­rec­kich, nie mo­gły unik­nąć wpły­wu na­stro­ju sub­jek­tyw­ne­go i od­zna­cza­ją się pew­nem za­bar­wie­niem re­li­gij­nem, któ­re zresz­tą Mic­kie­wicz sta­rał się już w przed­mo­wie do III – ej czę­ści Dzia­dów uspra­wie­dli­wić i uza­sad­nić: "Wszy­scy pi­sa­rze – czy­ta­my tam – któ­rzy uczy­ni­li wzmian­kę o prze­śla­do­wa­niu ów­cze­snem Li­twy, zga­dza­ją się na to, że w spra­wie uczniów wi­leń­skich było coś mi­stycz­ne­go i ta­jem­ni­cze­go. Cha­rak­ter mi­stycz­ny Zana…, re­li­gij­na re­zy­gna­cya, bra­ter­ska zgo­da i mi­łość mło­dych więź­niów, kara Boża, się­ga­ją­ca wi­do­mie prze­śla­dow­ców po­zo­sta­wi­ły głę­bo­kie wra­że­nie na umy­śle tych, któ­rzy byli świad­ka­mi lub uczest­ni­ka­mi zda­rzeń; a opi­sa­ne, zda­ją się prze­no­sić czy­tel­ni­ków w cza­sy daw­ne, cza­sy wia­ry i cu­dów".

Je­śli do­da­my do tego, że "świa­dek i uczest­nik" tych zda­rzeń był za­ra­zem w chwi­li twór­czej go­rą­cym wy­znaw­cą Krzy­ża, to zro­zu­mie­my na­strój re­li­gij­ny ca­łej trze­ciej czę­ści Dzia­dów.

Jej na­strój pa­try­otycz­ny nie po­trze­bu­je chy­ba ob­ja­śnie­nia. Nie­ma ser­ca, po ludz­ku czu­ją­ce­go, do któ­re­go­by tym utwo­rem Mic­kie­wicz nie tra­fił. Ob­ra­zom mę­czar­ni na­ro­do­wych, tu skre­ślo­nych, zło­ży­ła już daw­no hołd wy­mow­ny Geo­r­ge Sand: "Ob­ra­zy te są ta­kie, ja­kich ani By­ron, ani Go­ethe, ani Dan­te nie by­li­by mo­gli na­ma­lo­wać. Może i sam Mic­kie­wicz miał w ży­ciu swem jed­ną tyl­ko chwi­lę tego nad­na­tu­ral­ne­go na­tchnie­nia. Prze­śla­do­wa­nie, cier­pie­nia i wy­gna­nie roz­wi­nę­ły w nim siły, nie­zna­ne mu przed­tem… Od cza­sów pro­ro­ków Sy­onu, od cza­su ich łez i ję­ków, ża­den głos nie wzniósł się z taką siłą, aby opie­wać przed­miot tak ogrom­ny, ja­kim jest upa­dek na­ro­du. "*

Do­nio­słość trze­ciej czę­ści "Dzia­dów" nie tyl­ko w po­ezyi, ale wo­gó­le w hi­sto­ryi na­szej nie da się na­wet do­kład­nie scha­rak­te­ry­zo­wać, bo trwa cią­gle, ni­czem nie zmniej­szo­na; na­ród cały miał lata Kon­ra­do­we­go sza­łu w na­mięt­nem pra­gnie­niu ze­msty i od­we­tu, "z Bo­giem – i choć­by mimo Boga!" Dla nas nie są "Dzia­dy" wspa­nia­łym tyl­ko po­mni­kiem po­etyc­kiej siły, ale żywą rze­czy­wi­sto­ścią, żywą i ży­wią­cą praw­dą, naj­droż­szą cząst­ką na­szej na­ro­do­wej tre­ści.

Czem zaś były dla po­ezyi na­szej, wi­dać bo­daj z tego, że za­le­d­wie roz­legł się ty­ta­nicz­ny głos Im­pro­wi­za­cyi, a już od­po­wie­dzia­ły mu grom­kie echa… Gar­czyń­ski w "Wa­cła­wie", Sło­wac­ki w "Kor­dy­anie", Kra­siń­ski w "Iry­dy­onie" po­dej­mu­ją wspa­nia­ły wą­tek Kon­ra­do­wej my­śli. Za­pład­nia ona ich wy­obraź­nię, żyje w ich ser­cach i wy­da­je utwo­ry peł­ne ognia, któ­rych bo­ha­te­ro­wie no­szą na ob­li­czu swem wy­raź­ne rysy du­cho­we­go z Kon­ra­dem po­wi­no­wac­twa. Ale nie tu miej­sce na szcze­gó­ło­wy ge­ne­alo­gicz­ny wy­wód wiel­kiej ro­dzi­ny, któ­rą "Dzia­dy" wy­da­ły.

Za­koń­cze­nie trze­ciej czę­ści Dzia­dów w mi­strzow­ski spo­sób złą­czy­ło ży­wioł sub­jek­tyw­ny z przed­mio­to­wym, hi­sto­rycz­nym. Wy­wie­zie­nie Fi­la­re­tów do Ro­syi w samą noc Dzia­dów spro­wa­dza nas z kra­iny du­chów na zie­mię, na pol­ski pa­dół, pła­czu i nę­dzy. Po­eta z koń­cem pierw­sze­go aktu fi­la­rec­kiej i wła­snej tra­ge­dyi opusz­cza oj­czy­znę, a w opo­wia­da­niu epicz­nem, do­łą­czo­nem pod na­zwą "Ustę­pu" do III-ej czę­ści Dzia­dów przy­spo­sa­bia nowe tło et­nicz­ne, nowe tło psy­chicz­ne dla przy­szłe­go oto­cze­nia Kon­ra­da.

Ustęp jest roz­sze­rze­niem, a za­ra­zem świet­nem po­głę­bie­niem tych ry­sów, któ­ry­mi Mic­kie­wicz scha­rak­te­ry­zo­wał świat ro­syj­ski już w sce­nie ósmej III-ej czę­ści Dzia­dów. Mamy w Ustę­pie ob­ra­zy na­tu­ry pół­noc­nej i lu­dzi tam­tej­szych (Dro­ga do Ro­syi, Przed­mie­ścia sto­li­cy), mamy psy­cho – i pa­to­lo­gję ów­cze­sne­go Pe­ters­bur­ga, zna­ko­mi­tą cha­rak­te­ry­sty­kę cara w to­dze rzy­mia­ni­na (Po­mnik Pio­tra W.) wresz­cie ar­cy­dzie­ło ob­ser­wa­cyi i ma­low­ni­cze­go od­two­rze­nia epo­ki w wier­szu p… t. "Prze­gląd woj­ska".

Jak z jed­nej stro­ny kra­jo­bra­zy, skre­ślo­ne w Ustę­pie z praw­dzi­wem mi­strzo­stwem, są peł­ne ży­cia i na­wet w dro­bia­zgach -

* Es­sai su le dra­me fan­ta­sti­que (Go­ethe, By­ron, Mic­kie­wicz). Re­vue des deux mon­des, De­cem­bre, 1839, (str. 593 1 nast.).

są wier­ne, tak z dru­giej stro­ny lu­dzi ów­cze­snych bez­li­to­śnie przed­sta­wił po­eta w ca­łej, ohyd­nej, na­go­ści dusz "wspa­nia­łych", spodlo­nych de­spo­ty­zmem, prze­kup­stwem i za­ni­kiem god­no­ści czło­wie­czej. Te wier­sze, peł­ne gorz­kiej iro­nii i zja­dli­we­go sar­ka­zmu, pi­sa­ne były pod bez­po­śred­niem wra­że­niem ka­ta­stro­fy r. 1831, w chwi­li, gdy cała Eu­ro­pa wrza­ła obu­rze­niem – nie­ste­ty bez­sil­nem – na pół­noc­ne­go Ty­ra­na i nie szczę­dzi­ła mu obelg.

Ustęp po­świę­cał Mic­kie­wicz " Przy­ja­cio­łom Mo­ska­lom". Żrą­ca i pa­lą­ca go­rycz po­ema­tu pol­skie­go, wy­ssa­na z krwi i łez Oj­czy­zny nie­szczę­śli­wej, mia­ła w prze­ko­na­niu po­ety gryść oko­wy wspól­nych kaj­dan; po­emat cały mógł mieć na cze­le te same sło­wa, któ­re woj­sko pol­skie w r. 1831 na swych sztan­da­rach wi­dzia­ło: Za wa­szą i na­szą wol­ność!

W epicz­nych opo­wia­da­niach Ustę­pu rzu­cił po­eta jak­by most wi­szą­cy, któ­ry miał prze­pro­wa­dzić Kon­ra­da do dal­szych, za­mie­rzo­nych "ak­tów" jego dra­ma­tu, do dal­szych czę­ści Dzia­dów. Od­ma­lo­waw­szy w Ustę­pie dro­gę do Pe­ters­bur­ga, chciał Mic­kie­wicz w dal­szych "Dzia­dach" prze­pro­wa­dzić bo­ha­ty­ra swe­go przez całe pie­kło przy­mu­so­we­go wśród wro­gów po­by­tu, po­ka­zać wal­kę Kon­ra­da z prze­ciw­no­ścia­mi a wresz­cie wy­zwo­le­nie jego du­cho­we, do­ko­na­ne w Rzy­mie. Naj­waż­niej­sza ta część, już w my­śli uło­żo­na, już czę­ścio­wo pi­sa­na, (na­wet w cza­sie two­rze­nia "Pana Ta­de­usza") – za­gi­nę­ła na za­wsze!

Nie mamy ca­ło­ści utwo­ru; ale po­zo­sta­łe czę­ści są pu­ści­zną kró­lew­ską, któ­rej nie od­da­li­by­śmy za naj­wspa­nial­sze inne "ca­ło­ści". Duch po­ety obej­mo­wał "Dzia­dy" jako dzie­ło, "z któ­re­go czło­wiek może po­pra­wić się i mą­dro­ści na­uczyć".

Je­śli się za­sta­no­wi­my nad tem, co za myśl wią­że trze­cią część Dzia­dów z daw­niej­sze­mi, wi­leń­skie­mi, co im wszyst­kim na­da­je wspól­ny na­strój? to znaj­dzie­my od­po­wiedź w go­rą­cej wie­rze po­ety w du­chów ob­co­wa­nie, w tej wie­rze, któ­rą od dziec­ka prze­jął od ludu bia­ło­ru­skie­go i wzmoc­nił re­li­gią. Ta wia­ra biła z naj­taj­niej­szych du­cha jego głę­bin, jak sil­ne ożyw­cze źró­dło mi­stycz­nej po­cie­chy na dni po­su­chy i upa­łu ży­cia. Wia­ra ta prze­wi­ja się jak nić zło­ta przez wszyst­kie czę­ści Dzia­dów i wią­że je z sobą sil­niej, niż wszyst­kie ar­ty­stycz­ne spo­so­by. Wia­ra w wpływ świa­ta nad­ziem­skie­go, nie­wi­dzial­ne­go, świa­ta du­chów na dzia­ła­nia a więc i losy ludz­kie, jest już w mło­do­cia­nym au­to­rze frag­men­tów pierw­szej czę­ści. Or­szak, wy­bie­ra­ją­cy, się na Dzia­dy, na uro­czy­stość ob­co­wa­nia zmar­łych z ży­wy­mi, wie­rzy sil­nie, że du­chy na dzia­dy przyj­dą, a ta­jem­ni­czy My­śli­wy Czar­ny za­pew­nia Gu­sta­wa:

"Gdzie­kol­wiek stą­pisz, jest wszę­dzie nad tobą

Pew­na isto­ta, któ­ra z oczu cię nie tra­ci. "

Ta isto­ta, to duch szcze­ry, sko­ro My­śli­wy mówi o niej, że chce Gu­sta­wa w ludz­kiej na­wie­dzić po­sta­ci…

Cała część dru­ga jest wprost ob­co­wa­niem ży­wych ze zmar­ły­mi, któ­rzy dla prze­stro­gi i na­uki ("słu­chaj­cie i zważ­cie u sie­bie!") wy­gła­sza­ją sen­ten­cye z Bo­że­go roz­ka­zu i opi­su­ją swe cier­pie­nia. Jesz­cze ja­skra­wiej wy­ra­żo­na jest wia­ra w świat za­zmy­sło­wy w IV-ej czę­ści, w któ­rej Gu­staw wy­wo­ły­wa z kan­tor­ka du­szę, pro­szą­cą o trzy pa­cie­rze, a księ­dzu wprost mówi, jako świa­do­my ży­cia po­za­gro­bo­we­go:

"Gdy­by z twych oczu ziem­skie od­pa­dło na­kry­cie,

Oba­czył­byś nie­jed­no w koło sie­bie ży­cie,

Umar­łą bry­łę świa­ta pę­dzą­ce do ru­chu… "

Po la­tach dzie­się­ciu po­eta nie tyl­ko nie wy­rzekł się wia­ry pier­wot­nej w wpływ du­chów, ale ją umoc­nił w so­bie i pod­niósł w trze­ciej czę­ści "Dzia­dów" do god­no­ści re­li­gij­ne­go do­gma­tu. Oto­cze­ni tam je­ste­śmy cią­głym, nie­usta­ją­cym wpły­wem świa­ta za­ziem­skie­go.

Anioł Stróż mówi do uśpio­ne­go Gu­sta­wa – Kon­ra­da:

"Le­d­wie do­bra myśl za­świe­ci,

Bra­łem du­szę twą za rękę,

Wio­dłem w kraj, gdzie wiecz­ność świe­ci… "

Przy Kon­ra­dzie, w noc sa­mot­ną, krą­żą złe i do­bre du­chy. Anio­ły opie­ku­ją się "wi­do­mie" Ewą i X. Pio­trem, sza­ta­ny; zstę­pu­ją "wi­do­mie", aby wziąć na mę­czar­nie du­szę No­wo­sil­co­wa.

A do­pie­roż pod­czas Im­pro­wi­za­cyi Kon­ra­da! Tu wpły­wy do­brych i złych du­chów mie­rzą się z sobą i po­pro­stu wal­czą o du­szę I

Wszę­dzie w Dzia­dach sta­rał się po­eta uzmy­sło­wić dla czy­tel­ni­ka i wi­dza wpływ nad­na­tu­ral­ny sił nie­wi­dzial­nych na dzia­ła­nia ludz­kie. Wpły­wo­wi temu przy­pi­sał sam pierw­szo­rzęd­ne dla ca­łych "Dzia­dów" zna­cze­nie. Chcąc cu­dzo­ziem­com ob­ja­śnić w kil­ku sło­wach zna­cze­nie i bu­do­wę "dziw­ne­go po­ema­tu" (ce po­eme bi­zar­re), tak tłó­ma­czy 'myśl pa­nu­ją­cą i ten­den­cye au­to­ra" (la pen­see do­mi­nan­tę et la ten­dan­ce de l'au­teur) w prze­mo­wie po fran­cu­sku na­pi­sa­nej dla Bo­ur­gaud des Ma­rets (w r. 1834):

"Wia­ra w wpływ świa­ta nie­wi­dzial­ne­go, du­cho­we­go na sfe­rę my­śli i dzia­łań ludz­kich – oto idea – rnat­ka pol­skie­go po­ema­tu; ta idea roz­wi­ja się po­stę­po­wo w róż­nych czę­ściach dra­ma­tu przy­bie­ra­jąc róż­ne kształ­ty, sto­sow­nie do róż­ni­cy miejsc i cza­su. " Ta ogól­na idea – ro­dzi­ciel­ka, wia­ra w ob­co­wa­nie du­chów, w za­gro­bo­wy ich z ży­ją­cy­mi ludź­mi sto­su­nek, każe nam i dziś uwa­żać Dzia­dy, po­mi­mo luź­ne­go na po­zór związ­ku po­szcze­gól­nych czę­ści, za utwór sta­no­wią­cy or­ga­nicz­ną ca­łość.

Są one wiecz­no­tr­wa­łym po­mni­kiem wia­ry Mic­kie­wi­cza w lep­szą przy­szłość na­ro­du pol­skie­go i ludz­ko­ści, go­rą­cej, świę­tej wia­ry, że "mi­łość rzą­dzi ple­mie­niem czło­wie­czem"

i że tro­fe­ami ludz­ko­ści nie mogą być… knu­ty! Źró­dło swej po­tęż­nej wia­ry prze­ka­zał na­ro­do­wi wódz jego du­cho­wy w tych wspa­nia­łych stro­fach, któ­re nie­ja­ko stresz­cza­ją nie­po­ży­tą war­tość " Dzia­dów" i do­nio­słe ich dla Pol­ski zna­cze­nie:

Kie­dy ro­zum­ne, gro­mo­wład­ne czo­ło

Zgią­łem przed Pa­nem, jak chmu­rę przed słoń­cem,

Pan je wzniósł w nie­bo, jako tę­czy koło,

I uma­lo­wał pro­mie­ni ty­sią­cem.

I bę­dzie błysz­czeć na świa­dec­two wie­rze,

Gdy luną klę­ski z nie­bie­skie­go stro­pu,

I gdy mój na­ród zlęk­nie się po­to­pu,

Spoj­rzy na tę­czę i wspo­mni przy­mie­rze… "

* * *

Trze­cia część "Dzia­dów" uka­za­ła się po raz pierw­szy w dru­ku jako tom czwar­ty wy­da­nia pa­ry­skie­go (z lat 1828 i 1829) pod ty­tu­łem: Po­ezye Ada­ma Mic­kie­wi­cza, tom czwar­ty, Pa­ryż, Na­kła­dem Au­to­ra. Do­sta­nie przy uli­cy des Be­aux – Arts Nr. 6, 1832. Już w cią­gu roku 1833 wy­szło dru­gie wy­da­nie p… t.: Ada­ma Mic­kie­wi­cza Dzia­dów Część Trze­cia. Wy­da­nie dru­gie na­kła­dem Alek­san­dra Je­ło­wic­kie­go, ozdo­bio­ne po­pier­siem Au­to­ra, 1833.

Na lata 1832 – 1834 przy­pa­dał szczyt twór­czo­ści Mic­kie­wi­cza. Ener­gia jego pi­sar­ska była w owe cza­sy u ze­ni­tu, a to dzię­ki nad­zwy­czaj­nym oko­licz­no­ściom, w ja­kich się zna­lazł po upad­ku woj­ny na­ro­do­wej. Po Dzia­dach i Księ­gach Piel­grzym­stwa przy­stą­pił za­raz do pi­sa­nia Pana Ta­de­usza, któ­ry jed­nak nie po­chło­nął go cał­kiem.

Po­li­ty­ka emi­gra­cyj­na bie­żą­ca od­ry­wa­ła po­etę od ulu­bio­ne­go "Szlach­ci­ca", od stron ro­dzin­nych i zmu­sza­ła go do prze­by­wa­nia na nie­cier­pia­nym pa­ry­skim bru­ku, gdzie roz­le­ga­ły się "po­tę­pień­czei swa­ry"… Za­nim jesz­cze Księ­gi Piel­grz. opu­ści­ły pra­sę, już za­czął Mic­kie­wicz pi­sy­wać do emi­gra­cyj­ne­go Piel­grzy­ma Pol­skie­go, wy­da­wa­ne­go od 4 li­sto­pa­da 1832 w Pa­ry­żu przez E. Ja­nusz­kie­wi­cza. Po raz pierw­szy – to pu­blicz­nie mógł Po­eta wy­ra­żać po­glą­dy swe na po­li­ty­kę eu­ro­pej­ską wo­gó­le a pol­ską w szcze­gól­no­ści. Ar­ty­ku­ły jego w Piel­grzy­mie uka­zy­wa­ły się wpraw­dzie bez pod­pi­su, ale emi­gra­cya po­zna­wa­ła au­to­ra po sty­lu i tre­ści. Ra­dy­ka­lizm prze­ko­nań po­li­tycz­nych z lat 1833 – 34 jest bar­dzo zna­mien­ną za­po­wie­dzią po­stę­po­wa­nia Po­ety w la­tach 1848 – 49. Nie mo­że­my tu szcze­gó­ło­wo oce­niać ar­ty­ku­łów z Piel­grzy­ma.

Je­że­li my­śli o du­chu na­ro­do­wym lub prze­stro­gi dla Przy­ja­ciół Ga­li­cyj­skich do­wo­dzą wiel­kie­go, prze­ni­kli­we­go ro­zu­mu Mic­kie­wi­cza, to w Rzu­cie oka na Dzia­dy mamy pierw­szo­rzęd­nej wagi świa­dec­two Po­ety, któ­re­go przy ob­ja­śnia­niu Dzia­dów ani prze­mil­czeć ani usu­nąć nie wol­no.

Po­eta zra­żo­ny w Pa­ry­żu kłót­nia­mi stron­nictw emi­gra­cyj­nych, od­osob­nił się, oto­czył zwar­tem gro­nem naj­bliż­szych przy­ja­ciół: Ign. Do­mey­ki, Ant. Gó­rec­kie­go, E. Ja­nusz­kie­wi­cza, Boh­da­na Za­le­skie­go, Ste­fa­na Wi­twic­kie­go – w tem gro­nie co­raz chęt­niej wra­cał my­śla­mi do wspo­mnień mło­do­cia­nych, do uko­cha­nej zie­mi no­wo­gródz­kiej, któ­rej hołd skła­dał już w utwo­rach stu­denc­kich, jak Miesz­ko, Ksią­że No­wo­gród­ka, Ży­wi­ła, Kar­to­fla, a po­tem w Gra­ży­nie.

Za­czy­na­jąc Pana Ta­de­usza, po­eta miał tyl­ko plan ogól­ny "po­ema­tu szla­chec­kie­go" zra­zu bez ty­tu­łu, bez okre­ślo­nych roz­mia­rów. We wspo­mnie­niach jego z lat dzie­cin­nych, od­świe­żo­nych nie­daw­no w roz­mo­wach z bra­tem Fran­cisz­kiem w Wiel­ko­pol­sce, od­ży­ło zda­rze­nie z r. 1806, kie­dy – to w No­wo­gród­ku Mi­ko­łaj Mic­kie­wicz bro­nić się mu­siał przed na­pa­ścią Jana So­pli­cy, któ­ry za­mor­do­wał Ba­zy­le­go Mic­kie­wi­cza, ro­dzo­ne­go stry­ja Mi­ko­ła­ja – a go­dził na ży­cie i mie­nie ca­łej ro­dzi­ny Mic­kie­wi­czów. Nie zna­my dziś bliż­szych szcze­gó­łów ca­łej tej spra­wy, ale z do­cho­wa­ne­go do­ku­men­tu ojca po­ety mo­że­my wno­sić, że po­stać So­pli­cy w za­mie­rzo­nym po­ema­cie od po­cząt­ku rolę waż­ną ode­grać mia­ła w związ­ku z tra­dy­cją do­mo­wą zda­rzeń z roku 1806. – Przy­szłe ar­cy­dzie­ło Mic­kie­wi­cza po­wsta­wa­ło na ob­cej zie­mi wśród oko­licz­no­ści nie­sprzy­ja­ją­cych two­rze­niu ar­ty­stycz­ne­mu, owszem utrud­nia­ją­cych je w spo­sób nie­zwy­kły. Ale po­tę­ga na­tchnie­nia była tak wiel­ką, że prze­mo­gła wszel­kie za­po­ry ze­wnętrz­ne i do­ko­na­ła za­mia­ru po­etycz­ne­go, któ­ry był przedew­szyst­kiem po­trze­bą du­szy, znę­ka­nej lo­sa­mi tu­ła­czy­mi i zwra­ca­ją­cej wzrok utę­sk­nio­ny po za sie­bie, w prze­szłość bło­gą, w kraj lat dzie­cin­nych. Tę­sk­no­ta za zie­mią ro­dzin­ną, za cza­sa­mi i ludź­mi, któ­rzy za­su­nę­li się w prze­szłość nie­po­wrot­ną, wy­ko­ły­sa­ła ten nie­zrów­na­ny po­emat, na któ­ry za­no­si­ło się u Mic­kie­wi­cza od daw­na, nie­mal od za­ra­nia jego twór­czo­ści. Po­byt na zie­mi wiel­ko­pol­skiej w la­tach 1831 i 1832 od­no­wił sa­mem śro­do­wi­skiem ży­cia wiej­skie­go wszyst­kie tę­sk­no­ty za oko­li­ca­mi No­wo­gród­ka i przy­go­to­wał grunt pod za­siew tych nie­zli­czo­nych ob­ra­zów przy­ro­dy, któ­re zejść mia­ły już nad Se­kwa­ną, wśród emi­gra­cyj­ne­go zgieł­ku.

Wieś wiel­ko­pol­ska przy­po­mnia­ła mu uro­ki li­tew­skich za­ścian­ków; spo­tka­nie się po tylu la­tach z bra­tem Fran­cisz­kiem w r. 1831 od­no­wi­ło wspo­mnie­nia do­mo­we No­wo­gród­ka i Za­osia, wspól­ne zaś na ob­cej zie­mi po­ży­cie z Do­mey­ką i Go­rec­kim, spo­ty­ka­nia się na emi­gra­cyi z mar­szał­kiem no­wo­grodz­kim Ka­szy­cem, z tylu współ­po­wiet­ni­ka­mi, z ty­pa­mi tak nie­zwy­kły­mi jak je­ne­ra­ło­wie Knia­zio­wicz, Pac i inni, co krok prze­no­si­ło z bru­ku pa­ry­skie­go utę­sk­nio­ną du­szę Mic­kie­wi­cza w stro­ny oj­czy­ste, tak da­le­kie, tak nie­po­wrot­ne, a tak uko­cha­ne… Li­twa roz­go­ści­ła się w ser­cu po­ety z taką wszech­wład­ną siłą, że na prze­kór ha­ła­som pa­ry­skim, prze­kleń­stwom i kłam­stwom emi­gra­cyj­nym, po­mi­mo ko­niecz­ne­go z dnia na dzień czyn­ne­go mie­sza­nia się do po­li­ty­ki

Piel­grzy­ma, Mic­kie­wicz już w koń­cu li­sto­pa­da 1832 r. za­czął pi­sać po­emat, z razu bez ty­tu­łu, zwa­ny krót­ko "po­ema­tem szla­chec­kim". Pierw­szą wia­do­mość o nim po­dał Odyń­co­wi z Pa­ry­ża dnia 8 grud­nia 1832 r.: "Pi­szę te­raz po­ema szla­chec­kie w ro­dza­ju Her­ma­mi i Do­ro­tea; już ukro­pi­łem ty­siąc wier­szy. Po­do­ba się bar­dzo szlach­cie tu­tej­szej. Duch po­etyc­ki czu­ję w so­bie; ale tyle mia­łem zgry­zot z wia­do­mej to­bie przy­czy­ny, tyle kło­po­tów ko­rek­ty i prócz tego róż­nych ba­zgrań, roz­pra­wek, ar­ty­ku­łów, pro­jek­tów, że sam nie wiem, jak cza­sem mogę kil­ka­na­ście wier­szy skle­ić. " Wśród róż­nych prze­szkód, wśród któ­rych i prze­kład Giau­ra " zjadł wię­cej mie­sią­ca", zima 1832/33 nie wpły­nę­ła na wzrost "wiej­skie­go po­ema­tu". Do­pie­ro od kwiet­nia 1833 r. raź­niej po­stę­po­wa­ło na­tchnie­nie: "Do­syć po­wo­li, ale cią­gle idzie" (20 kwiet­nia 1833 r.). – W po­cząt­ku maja, a więc pra­wie w pół roku po za­czę­ciu po­ema­tu, do­no­sił Mic­kie­wicz, że trze­cią pieśń ukoń­czył, i że się na dłu­gą chry­ję za­no­si. Do­tąd do­syć do­brze uda­je się, gdy­by nie tyle prze­szkód, gdy­by je­den ty­dzień ze­szło­rocz­nej (drez­deń­skiej) ci­szy. " 23 maja 1833 r. ukoń­czył czwar­tą pieśń. – Do tylu prze­szkód, na któ­re na­rze­kał po­eta, do­łą­czy­ła się wte­dy jesz­cze jed­na, bar­dzo po­waż­na. Na wieść w koń­cu maja 1833 r. o groź­nych po­stę­pach cho­ro­by Ste­fa­na Gar­czyń­skie­go, Mic­kie­wicz po­rzu­cił wszyst­ko, wy­je­chał z Pa­ry­ża i pie­lę­gno­wał cho­re­go przy­ja­cie­la w Szwaj­ca­ryi a po­tem w po­łu­dnio­wej Fran­cyi, aż do śmier­ci Gar­czyń­skie­go 20 wrze­śnia 1833 r. Na­stą­pi­ła za­tem prze­rwa pra­wie czte­ro­mie­sięcz­na w pi­sa­niu Pana Ta­de­usza; za­le­d­wie o prze­pi­sa­niu na czy­sto czwar­tej pie­śni mógł my­śleć Po­eta. Wró­ciw­szy do sił w Pa­ry­żu pi­sał da­lej i w paź­dzier­ni­ku 1833 r. utwo­rzył pią­tą i część szó­stej księ­gi, w cią­gu zimy r. 1833/34 pi­sał dal­sze księ­gi, aż wresz­cie w po­ło­wie lu­te­go 1834 r. do­niósł Odyń­co­wi o ukoń­cze­niu Pana Ta­de­usza.

Z róż­nych wzmia­nek w ów­cze­snych li­stach Mic­kie­wi­cza wi­dać, że po­emat miał być z razu o wie­le krót­szym, może w roz­mia­rach Her­ma­na i Do­ro­ty. – W cią­gu two­rze­nia jed­nak roz­ra­stał się po­emat, na­wet prze­ra­stał po­nie­kąd pla­ny i ocze­ki­wa­nia sa­me­go Po­ety, aż wresz­cie urósł do ksiąg dwu­na­stu. To roz­ra­sta­nie się pier­wot­ne­go "siel­skie­go po­ema­tu" w "hi­sto­ryą szla­chec­ką" do­ko­ny­wa­ło się w mia­rę co­raz to więk­sze­go na­pły­wu tre­ści hi­sto­rycz­no – po­li­tycz­nej do ci­chej zra­zu wsi li­tew­skiej. Pier­wot­nie za­mie­rzo­ny po­emat wiej­ski wy­peł­nia­ły opi­sy ży­cia wiej­skie­go na Li­twie, spo­ry my­śliw­skie, grzy­bo­bra­nie, za­le­can­ki, opi­sy sa­dów, ogro­dów i la­sów; może był w pla­nie koń­co­wy opis za­jaz­du, a wresz­cie za­koń­cze­nie spo­ru za­rę­czy­na­mi lub ślu­bem mło­dej pary. Tło hi­sto­rycz­ne było zra­zu umyśl­nie nie­wy­raź­ne i ogól­ni­ko­wo trak­to­wa­ne. Za­jazd szla­chec­ki mógł się od­być tego lub owe­go roku; z cza­sów swych uni­wer­sy­tec­kich pa­mię­tał Mic­kie­wicz za­jazd oby­wa­te­la Uzłow­skie­go z r. 1817, jak o tem wspo­mniał w ob­ja­śnie­niach do Pana Ta­de­usza. Z razu przy­ja­cie­le, któ­rym Po­eta utwór swój od­czy­ty­wał, nie do­my­śla­li się ca­ło­ści. Boh­dan Za­le­ski w pięk­nem swem wspo­mnie­niu o cza­sach po­wsta­nia Pana Ta­de­usza za­zna­czył: "Na­pi­sał dru­gą i trze­cią księ­gę Pana Ta­de­usza. Przy czy­ta­niu pięk­niej­szych ustę­pów z po­ema­tu, któ­re­go nie zna­li­śmy jesz­cze roz­mia­rów, ani obej­mo­wa­li ca­ło­ści, na­pę­dzał i nas do pra­cy. " Plan ca­ło­ści za­czę­li przy­ja­cie­le ro­zu­mieć za­le­d­wie od pią­tej pie­śni; do­pie­ro w szó­stej księ­dze, w roz­mo­wie X. Ro­ba­ka z Sę­dzią mamy do­kład­niej okre­ślo­ną datę dzia­ła­nia: rok 1811. Rola czyn­na emi­sa­ry­usza księ­dza wnio­sła do ci­che­go zra­zu, siel­skie­go po­ema­tu pier­wia­stek pa­try­otycz­no – po­li­tycz­ny. Wy­ni­kła stąd po­trze­ba do­kład­niej­sze­go pod­ma­lo­wa­nia tła hi­sto­rycz­no­po­li­tycz­ne­go, któ­re zra­zu było zby­tecz­ne w po­ema­cie siel­skim. Po­twier­dza to w opo­wia­da­niu swem Boh­dan Za­le­ski: "Adam zdą­ża! spiesz­nie ku koń­co­wi, do­ra­bia­jąc jed­no­cze­śnie wstaw­ki do ksiąg po­przed­nich. " Wstaw­ki te sta­wa­ły się ko­niecz­ne­mi, aby przy­go­to­wać czy­tel­ni­ka do nie­zwy­kłej roli księ­dza Ro­ba­ka i uwy­dat­nić mo­ment dzie­jo­wy utwo­ru. W obec do­ko­na­ne­go przez po­etę roz­sze­rze­nia pier­wot­ne­go po­my­słu i prze­mia­ny po­ema­tu siel­skie­go w "hi­sto­ryą szla­chec­ką", zby­tecz­ną by­ło­by rze­czą dzi­siaj za­sta­na­wiać się nad tem, jaka mo­gła być treść pier­wot­ne­go wiej­skie­go utwo­ru. Od daw­na do­my­śla­no się, że na tę prze­mia­nę ci­che­go siel­skie­go po­ema­tu w utwór na­ro­do­wo­pa­try­otycz­ny wpły­nął Ja­cek So­pli­ca, któ­ry w mia­rę roz­wi­ja­nia się zda­rzeń wy­rósł w po­ema­cie na pierw­szo­rzęd­ną po­stać. Przy­pusz­cza­no, że oso­bi­ste przej­ścia Po­ety w sto­sun­ku do Ewy Hen­ry­ki An­kwi­czów­ny i jej ojca za­bar­wi­ły in­dy­wi­du­al­nym ko­lo­ry­tem głów­ny wą­tek Pana Ta­de­usza i wpro­wa­dzi­ły do utwo­ru pier­wia­stek li­rycz­no – tra­gicz­ny. Ja­koż istot­nie tak było.

Wpro­wa­dze­nie tra­gicz­nej po­sta­ci So­pli­cy do za­ci­sza wiej­skie­go, a to na tle zda­rzeń na­po­le­oń­skich, zmie­ni­ło z grun­tu pier­wot­ne pla­ny co do utwo­ru w ro­dza­ju Her­ma­na i Do­ro­ty. Sie­lan­ka za­mie­ni­ła się w po­wieść hi­sto­rycz­ną, w któ­rej mi­strzem był wów­czas ulu­bio­ny w Eu­ro­pie ca­łej Wal­ter Scott, tak do­brze zna­ny po­ecie na­sze­mu jesz­cze z lat uni­wer­sy­tec­kich. Po­dob­nie jak Wal­ter Scott w przy­pi­sku do Wa­wer­leya jako ge­ne­zę swej po­wie­ści po­dał za­miar prze­ka­za­nia po­tom­nym daw­nych oby­cza­jów szkoc­kich, na któ­re jesz­cze au­tor jako dziec­ko pa­trzał, a któ­re już znik­nę­ły na za­wsze za lat jego mę­skich, – po­dob­nie Mic­kie­wicz z lat mło­do­cia­nych za­pa­mię­tał, a po­ko­le­niom pol­skim za­cho­wać po­sta­no­wił "ostat­nie eg­zem­pla­rze sta­ro­daw­nej Li­twy", ostat­nich pod­ko­mo­rzych, kon­fe­de­ra­tów, woź­nych try­bu­na­łu W. X. Li­tew­skie­go, zni­ka­ją­cych już z wi­dow­ni oko­ło r. 1820, a cał­kiem już rzad­kich na Emi­gra­cyi w la­tach 1832 – 34. Mic­kie­wicz świa­do­mie sto­so­wał me­to­dę Wal­ter Scot­ta do swe­go Pana Ta­de­usza, za­cho­wu­jąc przy­tem zu­peł­ną nie­za­leż­ność w środ­kach ar­ty­stycz­nych i w bo­gac­twie ma­te­ry­ału ro­dzi­me­go, czer­pa­ne­go z prze­ży­cia i od­czu­cia wła­sne­go. Po­eta nasz prze­ra­stał przy­tem zna­ko­mi­te­go po­wie­ścia­rza an­giel­skie­go ser­cem, obej­mu­ja­cem kraj swój ro­dzin­ny nie z punk­tu wi­dze­nia ar­che­olo­gicz­ne­go, ale za sta­no­wi­ska syna, bo­le­ją­ce­go nad mo­gi­łą Mat­ki, żyw­cem spy­cha­nej do gro­bu. Po­eta pod­czas pi­sa­nia swe­go ar­cy­dzie­ła "żył w Li­twie, w la­sach, karcz­mach, ze szlach­tą, ży­da­mi. Gdy­by nie po­ema, uciekł­bym z Pa­ry­ża. " Nig­dy sto­su­nek dzie­ła do twór­cy nie był sil­niej za­dzierz­gnię­ty. I stąd po­szło, że oso­bi­stość Mic­kie­wi­cza mu­sia­ła ko­niecz­nie się wy­ra­zić na­wet w epo­pei, a prze­ja­wy, tego pier­wiast­ku in­dy­wi­du­al­ne­go skła­da­ją się ra­zem na li­ryzm Pana Ta­de­usza. Jest on wi­docz­ny nie­tyl­ko w sto­sun­ku po­ety do przy­ro­dy oj­czy­stej i spo­łe­czeń­stwa, ale tak­że w sto­sun­ku twór­cy, do wła­snych prze­żyć ser­decz­nych z lat, bez­po­śred­nio po­prze­dza­ją­cych na­pi­sa­nie ar­cy­dzie­ła.

Jak w czę­ści trze­ciej Dzia­dów pod ha­bi­tem bra­cisz­ka Ber­nar­dy­nów, X. Pio­tra ukrył naj­droż­szą część wła­snej tre­ści du­cho­wej, tak te­raz po­ko­ra X. Pio­tra zstą­pi­ła na X. Ro­ba­ka, bę­dą­ce­go uoso­bie­niem po­ku­to­wa­nia za grze­chy lat daw­niej­szych. Wspo­mnie­nie Ewy Hen­ry­et­ty zdar­ło świe­że bli­zny; żal się od­no­wił za szczę­ściem, utra­co­nem z winy ma­gna­ta dum­ne­go – więc Ja­cek So­pli­ca wy­buch­nie w spo­wie­dzi przed­śmiert­nej skar­gą zbo­la­łe­go ser­ca Po­ety.

Zna­mie­niem ogól­nem ca­łe­go ar­cy­dzie­ła jest stan bło­gi na­tu­ry i lu­dzi: po­go­da w nim pa­nu­je, ko­niec lata 1811 i wio­sna 1812 r. So­pli­co­wo, za­la­ne świa­tłem i cie­płem, nu­rza się w zie­le­ni buj­nej. Na­tu­rze i lu­dziom do­brze. Po­eta bo­wiem z umy­słu chro­nił się po roku 1831 w kra­inę lat dzie­cin­nych, gdzie rzad­ko pła­kał, a nig­dy nie zgrzy­tał; stro­nił od sza­ru­gi emi­gra­cyj­nej, a "szu­kał tyl­ko cie­nia i po­go­dy".

Mat­ką ar­cy­dzie­ła była tę­sk­no­ta za Pol­ską i to uko­cha­nie nad­ludz­kie zie­mi oj­czy­stej spra­wi­ło, że Pan Ta­de­usz wchło­nął w sie­bie taki ogrom mi­ło­ści, co nie da się wy­czer­pać z po­ko­le­nia w po­ko­le­nie. Ta epo­pea to skarb nasz naj­droż­szy, to"cen­trum pol­sz­czy­zny, gdzie się czło­wiek na­pi­je, na­dy­sze Oj­czy­zny". To był szczyt twór­czo­ści pol­skiej na wie­ki całe. Więk­szej po­ezyi nie mógł już dać na­ro­do­wi nikt wów­czas, na­wet Mic­kie­wicz, gdyż od­dał on Oj­czy­znie w tem ar­cy­dzie­le ca­łe­go sie­bie!UWA­GI NAD

Du­ma­niem u roz­wa­lin Zam­ku Gie­dy­mi­na.

(Czy­ta­ne na po­sie­dze­niu Fi­lo­ma­tów 11 li­sto­pa­da 1817 r.)

Po­nie­waż jest wolą To­wa­rzy­stwa, aże­by każ­dy z człon­ków oprócz wpra­wy w pi­sa­niu przy­zwy­cza­jał się ra­zem do zdro­wej kry­ty­ki, oce­nia­jąc pi­sma obce, mam dzi­siaj z ko­lei ro­ze­brać po­etyc­ką na­sze­go ko­le­gi * ro­bo­tę, któ­rej imię dumy nadać­by moż­na. Nim się uka­żą szcze­gól­ne uchy­bie­nia i pięk­no­ści, któ­re po­krót­ce wy­mie­nię, gdyż su­ro­we ro­ze­bra­nie ka­za­ło­by pi­smo ni­niej­sze nad­to roz­cią­gnąć, nie od rze­czy bę­dzie co­kol­wiek w ogól­no­ści o ukła­dzie ro­bo­ty i o jej tre­ści po­wie­dzieć.

Po­trze­ba na­przód po­wie­dzieć, że ro­dzaj po­ezyi, w któ­rym au­tor pra­co­wał, jest przy­trud­ny i wy­ma­ga wpraw­ne­go pi­sa­rza; są to bo­wiem ob­ra­zy z na­tu­ry wzię­te, wszyst­kim świa­do­me, a stąd no­wo­ści po­wa­bów nie ma­ją­ce. Cała za­tem sztu­ka za­le­ży na uwa­ża­niu ze stro­ny naj­pięk­niej­szej i na bie­głym ich ma­lo­wa­niu, cze­go po­ecie mło­de­mu do­ka­zać trud­no, a na­wet nie­po­dob­na. Są to du­ma­nia, w któ­rych chcąc czy­tel­ni­ka po­ru­szyć, trze­ba my­śli no­wych, zwro­tów nie­po­spo­li­tych, co tak­że, ile do wy­ko­na­nia jest trud­nem, każ­dy czu­je za­pew­ne. Le­piej więc by­ło­by mo­jem zda­niem, żeby po­eta w miej­scu kle­je­nia my­śli i ob­ra­zów, mały z sobą ma­ją­cych zwią­zek, wy­brał ra­czej do opi­sa­nia jaki wy­pa­dek hi­sto­rycz­ny, gdzie po uło­że­niu ak­cyi opo­wia­da­nie da­le­ko ła­twiej

–-

* Winc. Jan Gra­vi­na, hi­sto­ryk pra­wa, ka­no­ni­sta.

** O. Pie­trasz­kie­wicz, któ­ry był au­to­rem wier­sza p… t. Du­ma­nia u roz­wa­lin zam­ku Gie­dy­mi­na.

iść zwy­kło. Praw­da, że i tu znaj­du­je­my zda­rze­nie hi­sto­rycz­ne, ale tyl­ko w spo­so­bie wstę­pu, czy­li epi­zo­du wtrą­co­ne.

Tyle o ukła­dzie dzie­ła: przy­stąp­my te­raz do po­wierz­chow­ne­go wy­da­nia, do tego, iż tak rze­kę, sty­lu po­ezyi, sta­no­wią­ce­go naj­więk­szą ro­dza­ju dumy za­le­tę.

Na­przód w pierw­szej, dru­giej i po­ło­wie trze­ciej stro­fy ma­lu­je po­eta noc bla­dym księ­ży­ca oświe­co­ną pro­mie­niem; ob­raz mię­dzy in­ne­mi prze­pysz­nie* w Du­mie Ty­mow­skie­go ma­lo­wa­ny, po­eta nasz nie­co nad po­trze­bę roz­cią­gnął, co przy ży­wej ima­gi­na­cyi po­spo­li­tą bywa mło­dych pi­sa­rzy wadą; my­śli jed­nak i ob­ra­zy, cho­ciaż pięk­ne, po­wta­rza­ne tra­cą zwy­kle na mocy.

Tak w pierw­szej za­raz, wiersz pierw­szy i trze­ci, w dru­giej stro­fie wiersz trze­ci toż samo wy­ra­ża­ją; da­lej czę­sto się to przy­tra­fia. W pierw­szej tak­że zwrot­ce nie je­stem za wy­ra­że­niem zbyt­nio fi­zycz­nem i po­dług mnie ciem­nem:

Od­ży­wia kwia­ty, kłos plen­ny

Woda, rzu­ca­jąc lot dzien­ny.

Trze­ba pa­mię­tać, że pierw­szą po­ety po­win­no­ścią jest rzecz zmy­sło­wie ma­lo­wać, nie za­pusz­cza­jąc się w ro­zu­mo­wa­nia na­uko­we; stąd czę­sto po­eci naj­oświe­ceń­si zda­ją się być nie­uka­mi, po­wta­rza­jąc gmin­ne wy­obra­że­nia, stąd na­zy­wa­ją oni gwiaz­dy świecz­ni­ka­mi nocy, przy­ku­te­mi do nie­ba, mo­rze nie­zgłę­bio­ną prze­pa­ścią, pio­ru­ny strza­ła­mi bo­gów. Na­wet w trak­to­wa­niu dy­dak­tycz­nem, gdzie się mogą wy­kła­dać praw­dy fi­lo­zo­fii na­tu­ral­nej, ję­zyk po­wi­nien być, ile moż­no­ści, zmy­sło­wym.

I tak Trem­bec­ki, mó­wiąc o ob­ro­cie zie­mi, nie roz­wo­dzi się, ja­kie siły ją do tego zmu­sza­ją, mówi tyl­ko Zie­mia po­trój­nym wła­da­na ob­ro­tem, w Lu­kre­cy­uszu mno­gie tego moż­na zna­leść przy­kła­dy. – Rów­nież to wy­ra­że­nie:

Nie­bios wy­gię­te błę­ki­ty

I Wi­lii nurt przej­rzy­sty

Prze­ci­nał księ­życ sre­brzy­sty nie bar­dzo jest ja­snem.

Na­stę­pu­je zwrot­ka czwar­ta, gdzie wiersz trze­ci i czwar­ty nie­wia­do­mo, czy do po­prze­dza­ją­cej my­śli od­nieść na­le­ży; prócz tego dwa wy­ra­zy po so­bie idą­ce: za­go­ny i na­pa­dy są sy­no­ni­ma­mi, nic w po­ezyi nie ma­lu­ją­ce­mi. – Gma­chy sta­wia­ne dum­ne­go na­jezd­cy dło­nią, ma to zna­czyć, że nie­wol­ni­cy wzię­ci na nie­przy­ja­cie­lu, do ich bu­do­wa­nia uży­ci byli; myśl, któ­rej bez słow­ne­go au­to­ra ob­ja­śnie­nia nig­dy­bym nie zro­zu­miał.

Rów­nież w zwrot­ce na­stę­pu­ją­cej, a pią­tej z po­rząd­ku wiersz trze­ci i czwar­ty źle się z sobą łą­czy.

Zwrot­ka szó­sta, opi­su­ją­ca zmia­ny, ja­kie czas wy­rzą­dza, jest pięk­ną, wiersz tyl­ko ostat­ni nie po­trzeb­ny. Ten­że sam ob­raz, in­a­czej tyl­ko ma­lo­wa­ny, zaj­mu­je zwrot­kę siód­mą.

–-

* Du­ma­nia Żoł­nie­rza pol­skie­go w Hisz­pa­nii. Obacz Pa­mięt­nik War­szaw­ski 1815. Sty­czeń str. 80. (Przy­pi­sek A. Mic­kie­wi­cza.)

Na­stęp­ne wier­sze są jed­ne z naj­pięk­niej­szych w ca­łej ro­bo­cie; ży­czyć­by na­le­ża­ło, by je po­eta za­raz po opi­sie nocy umie­ścił, po­su­nąw­szy ku koń­co­wi uwa­gi nad po­tę­gą cza­su. – Da­lej ob­raz nocy zno­wu się po­wta­rza z tą tyl­ko róż­ni­cą, że pięk­niej ani­że­li w stro­fie pierw­szej kre­ślo­ny. – Na­stę­pu­je epi­zod hi­sto­rycz­ny, do­syć traf­nie z rze­czą dumy po­łą­czo­ny. Wy­ra­że­nie ziać gro­my nie zda­je się szczę­śli­wem. Las masz­tów pięk­na me­ta­fo­ra, uży­ta pierw­szy raz przez Trem­bec­kie­go w opi­sie bi­twy mor­skiej, gdzie jest: las masz­tów rżnie po­wie­trze. Tu­tej jed­nak nie jest bar­dzo sto­sow­ną, gdyż i Wi­li­ja masz­tów nie dźwi­ga i Hi­sto­rya Stryj­kow­skie­go o trzech tyl­ko na­wach krzy­żac­kich wspo­mi­na. Nie­raz źle od­po­wia­da po­wyż­sze­mu dłu­go.

Lub usta­lać cią­gnął w pole

Chwie­ją­ce się są­siad dole myśl pięk­na i szczę­śli­wie od­da­na.

Może się świa­tło od­chmu­rzy. Świa­tło nie może się za­chmu­rzać, a o wy­ra­zie ode­hmu­rzać nig­dy nie sły­sza­łem.

Nie wi­dać po­dwoi …. myśl po­wtó­rzo­na, wiersz sła­by i nie­sto­sow­ny, na­stę­pu­je bo­wiem; Może te szcząt­ki zmie­ni. Ja­kie szcząt­ki? kie­dy ich nie wi­dać!

Czas, gdy się w gro­my uzbroi – cza­su do­tąd nikt w gro­my nie uzbra­jał, gdyż grom ozna­cza na­głe znisz­cze­nie, prze­ciw­nie czas zwy­kle po­wo­li tra­wi. Prócz tego na za­mie­nie­nie szcząt­ków w pył nie po­trze­ba gro­mu.

Pięk­na stro­fa ostat­nia nie­zręcz­nie, jak mi się zda­je, przy­pię­ta.

Do­dam jesz­cze, że po­eta nie wiem dla­cze­go ochrzcił Li­twi­nów Sar­ma­ta­mi, kie­dy te na­ro­dy zwłasz­cza w tam­tych wie­kach nic z sobą wspól­ne­go nie mia­ły.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: