- W empik go
Pisma Adama Mickiewicza. Tom 3 - ebook
Pisma Adama Mickiewicza. Tom 3 - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 401 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Utwory, objęte tym tomem, napisał Mickiewicz na wygnaniu w Rosyi, dokąd zmuszony był wyjechać d. 24 października 1824 r. Dopiero po upływie lat półpięta, dnia 5 maja 1829 r. udało mu się wydostać za granicę Rosyi na zupełną wolność. Wszystko, co pisał w tym czasie nosiło na sobie smutne znamiona przymusu i ciągłej walki natchnienia polskiego z cenzurą rosyjską, która z większą jeszcze niż dla innych bacznością kontrolowała każdy wyraz skazańca politycznego. Poeta znakomicie określił sam ten stan ciągłej niewoli myśli w niewydanym za życia sonecie (Poezyo, gdzie cudny pędzel twojej reki…), w którym wzdychał, że jego myśli i natchnienia "wyglądają z wyrazów jak z za krat więzienia.." i narzekał, że pióro tak mu dawniej posłuszne, "roboczy niewolnik poety", na cudzej ziemi nie zna praw dawnego pana… O całej tej twórczości Mickiewicza w Rosyi można powiedzieć własnemi jego słowami, że uczucie jego, zmuszone do tajenia swych żarów, kryło się w głębi ducha jak wulkan i "tylko dymiło niekiedy przez słowa", słowa rozważne i przezorne…
Nowe stosunki zawarte w Petersburgu, nowe znajomości w Odessie, a potem w Moskwie oddziaływały na wrażliwą duszę poety – wygnańca, który za życzliwość odwzajemnił się wierszami okolicznościowymi, liczniejszymi w tym okresie, niż kiedykolwiek później. Była to zdawkowa drobna moneta albumowa, której jednak lekceważyć nie wolno, gdyż składa się ona razem na pokaźną sumę myśli i uczuć, wyrażonych często z wielką mocą.
Odessa oddziałała na Mickiewicza odurzająco jak wschodni haszysz. Czar łagodnego klimatu pieszczotą swoją rozigrał zmysły 27-letniego młodzieńca, który nie miał chwilowo żadnego wogóle zajęcia i mógł swobodnie oddać się życiu światowemu. Podwójna aureola: poety i wygnańca-patryoty otoczyła mu młode skronie: niebawem dwie Polki urocze zaczęły się ubiegać o panowanie nad sercem posępnego Gustawa z IV. części Dziadów. Jedna z nich, siostra Henryka Rzewuskiego, Karolina Sobańska, doświadczona w ujarzmianiu serc męskich, zawsze nowych wrażeń chciwa, nie długo bawiła się poetą. Do niej to stosowa! się potem wiersz:
Dziatwa pędzi motyla, póki zdała świeci;
Złowi, pojrzy i – ciska: niechaj dalej leci!
Pani Sobańska, która z czasem miała jeszcze trzykrotnie się rozwodzić, złowiła poetę – na krótko. Dłuższem natomiast i głębszem uczuciem darzyła go pani Joanna Bonawenturowa Zaleska. Stosunek poety do obu tych pań odzwierciedlił się w wierszach miłosnych, w Odessie pisanych. Dokładne odróżnienie osoby jest dziś niemożliwe; sam poeta ukrył je pod ogólnikowemi literami D. D. – Domysły niektórych badaczów, jakoby litery te odnosiły się do jednej i tej samej osoby, a mianowicie do pani Karoliny z Rzewuskich Sobańskiej (Dzieła A. M. wyd. Tow. Mick… t. II. str. 11 – 12 i 424.) nie mogą się ostać wobec faktu, że wiersz Do D. D. (Moja pieszczotka…) ma w autografie, w Albumie P. Moszyńskiego, napis A la donna Giovanna; imię to zaś nosiła pani Bonawenturowa Zaleska (jak to – między innemi widać wyraźnie z dedykacyi Konrada Wallenroda: Bonawenturze i Joannie Zaleskim.)
Sonety erotyczne są pod względem formy dalszą próbą zwalczania trudności technicznych, związanych z tego rodzaju wierszem. Pierwsze próby sonetów sięgają jeszcze czasów uniwersyteckich ("Przypomnienie", "Do Niemna".) Teraz w Odessie pod wyraźnym wpływem Petrarki pogłębia się wdzięk artystyczny i łączy się harmonijnie z uczuciem serdecznem.
Sonety krymskie powstały pod silnym wpływem wycieczki do Krymu, odbytej w połowie sierpnia 1825 r. Bogactwo wrażeń całkiem nowych nie dawało się prawie zmieścić w ciasnych ramach sonetu; stąd walka treści z formą, której próbkę znajdzie uważny czytelnik w trzech tekstach pierwszego sonetu Krymskiego (str. 41 – 2.) Cały zaś nastrój wschodni sonetów krymskich odpowiadał wewnętrznemu zamiłowaniu poety, którego pociąg do oryentalizmu widnieje już z improwizowanej w Wilnie ballady Basza (Renegat), a tłómaczy się prądem ogólnoeuropejskim ówczesnym. Wystarczy tu przypomnieć znane i przytaczane potem przez Mickiewicza dzieła: Hammera: Geschichte der schönen Redekünste Persiens (1818 r.), Göthego: Westöstlicher Divan (1819 r.), tudzież poezye Byrona, oryentalnym duchem owiane. – W Sonetach krymskich podziwiamy mistrzowski koloryt i głębię uczucia, które pomimo przepychu krajobrazów nie daje poecie zapomnieć o ukochanej Litwie. Wykończenie Sonetów nastąpiło później po wyjeździe poety z Odessy do Moskwy; dokładnej daty podać jednak nie możemy. Franciszek Malewski, towarzysz ówczesnych wędrówek poety notował sobie przygodnie rozmowy Mickiewicza, z których przytoczymy tu zdania dotyczące Sonetów:
"Sonety. W nich można łatwo zabić pisarzy. Niedostatek rymów w polskim języku. W oktobrze Jest kilka, do których nic dodanem ani ujętem być nie mogło i te były odrazu napisane. W Krymie zamierzane poema, do którego miały wejść obrazy miejscowe. Nieuchronne podobieństwa z Child Haroldem odstraszyło, jak wprzód idea litewskiego poematu, rzucona dla podobieństwa z Larą. Najpierwszy sonet na Czatyrdahu. Sonety trudne w porównaniu z ciągłym poematem". *
Ze znajomości odeskich nie bez wpływu na pewien rodzaj twórczości był Henryk Rzewuski, wówczas daleki wprawdzie od autorstwa Pamiątek Soplicy, ale już pobudzający poetę swym stylem kontuszowym i niezrównaną gawędą. Jako pierwszy owoc tego spotkania uważamy Popas w Upicie, gdzie własne wrażenia z podróży niedawnej na Litwie ujął poeta w ton gawędy staropolskiej, która pod niejednym względem zapowiada późniejszy nastrój Pana Tadeusza.
–-
* Ob… artykuł Wład. Mickiewicza: 7. teki Fr. Malewskiego. Rok Mickiewiczowski. Lwów 1899 str. 264 – 265.
Krótki pobyt w Odessie, gdzie poeta "żył jak pasza", nie pozostawił mu dodatniego wrażenia. Mickiewicz bystro osądził ujemne strony odurzających wpływów miniaturowego Wschodu. Zrozumiał ich niebezpieczeństwo (Exkuza), nieodłączne od konieczności stosowania się do "drużyny", która na pierwszy odgłos patryotycznej pieśni "rozpierzchła się, unosząc zadziwione słuchy". Pożegnał Odessę (Dumania w dzień odjazdu) przestrogą dla samego siebie:
Lećmy! szczęściem zostały pióra do powrotu:
Lećmy i nigdy odtąd nie zniżajmy lotu!…* * *
Pobyt w Moskwie nie był zrazu miłym. Pomijając już zbyt nagły przeskok od ciepła Odessy do mrozów Moskwy, nadeszły niebawem straszne przejścia polityczne w grudniowej petersburskiej rewolucyi 1825 roku, którą w powodzi krwi utopił Mikołaj. Dreszcz zgrozy przeszedł po całej Rossyi. Mickiewicz uczucia swe dla szlachetnych ofiar, które zawisły na szubienicach nad Newą, musiał stłumić w sobie, ale po latach wybuchnie przejmującą skargą do Przyjaciół Moskali.
Na razie mógł się czuć szczęśliwym o tyle, że w Moskwie znalazł się w niezwykle licznem gronie Filomatów; otoczyli go wieńcem zwartym Malewski, Jeżowski i Pietraszkiewicz, z którymi mógł odświeżać stare wspomnienia samych początków organizacyi filomatycznej. Do tego grona braterskiego należeli też filareci: Budrewicz i Daszkiewicz. To serdeczne otoczenie stało się ożywczą dla poety atmosferą, w której wzrośnie tak charakterystyczny i brzemienny w następstwa, ponury Konrad Wallenrod.
Geneza tego utworu nie jest dokładnie znana. Na podstawie korespondencyi poety można mniemać, że Wallenroda zaczął pisać w Moskwie w pierwszej połowie roku 1826. W liście bowiem do Zana z d. 9 czerwca 1826 r. narzeka na zleniwienie swej muzy: "nie mogę skończyć powieści litewskiej". Stan ten przeciągnął się wcale długo. Na pozór był Wallenrod blizki ukończenia w styczniu 1827 roku, skoro poeta pisał wtedy do
Odyńca (6. stycznia): "Wkrótce pod twoim adresem puszczę Wallenroda powieść z dziejów litewsko-krzyżackich". Ale jeszcze w pół roku potem poemat nie był ukończony. Narzekał na to mieszkający wtedy z Mickiewiczem Malewski w liście do Lelewela z d. 14. lipca 1827 r.: "Na Adamie nie mogę wyprosić kilkadziesiąt wierszy. Od dwóch miesięcy zawisł na nich już gotowy, przecudny Wallenrod. Zaciął się tak, że nawet Don Juan ulubiony, którego mu gram codzień przy łóżku, nie może mu natchnąć tak małego kawałka". Według świadectwa brata poety, Aleksandra Mickiewicza, który bawił w gościnie u Adama w Moskwie przez sierpień i wrzesień 1827 r., poemat ten ukończony był ostatecznie w tym czasie: "Konrad Wallenrod przy mnie skończony" – uwiadamiał Lelewela Aleksander Mickiewicz. Posłany do cenzury petersburskiej otrzymał jej zezwolenie na druk d. 9 grudnia 1827 r. i ukazał się w ciągu pierwszych tygodni 1828 r. p. t. Konrad Wallenrod. Powieść historyczna z dziejów litewskich i pruskich… Petersburg Drukiem Karola Kraja 1828. (in 8 str. VIII+ 96).
Otoczenie filomatyczno-filareckie w Moskwie rozbudziło przygasłe nieco w Odessie ognisko uczuć patryotycznych. "Taki wieszcz, jaki słuchacz". Filomatom nie mogły wystarczyć cudnie rzeźbione Sonety. Wiedzieli oni zbyt dobrze, jakie żary kryje pierś Adama; przy nich ogrzać pragnęli kostniejące na wygnaniu dusze. Poeta rozczytujący się w Fiesku Szyllera i Machiawelu szukał drogi wyjścia z tego osaczenia, w jakie popadła myśl jego w klatce cenzury rossyjskiej. Chciał być lwem co do siły natchnienia, a wiedział, że równocześnie musi być lisem w ostrożności wyrazów, aby nie obudzić podejrzliwej cenzury. Dużo energii twórczej na te lisie sposoby poszło i układ poematu natem ucierpiał, jak o tem pisał poeta później do Odyńca, (Petersb. 28. kwietnia 1818. Kor. IV. 102.) Zdawało się niepodobieństwem: wyrazić ogrom miłości ojczyzny a zarazem nienawiść do wroga tak, aby to naród cały ciemiężony zrozumiał, a cenzor ani się tego domyślił. Dokazał tej natrudniejszej sztuki Mickiewicz: własne bole i cierpienia patryotyczne zamknął w zbroi krzyżackiej. Całą głębię liryzmu swego, wszystko,
czem od wyjazdu z ukochanej Litwy nasiąkło serce jego na ziemi ucisku i obłudy, wylał w przepiękną czarę, której artystycznie rzeźbiona powłoka nosiła pozorne znamiona historyczności: "Kilka już wieków zakrywa wspomniane tu wydarzenia.. Litwa jest już całkiem w przeszłości…" Tak w Przemowie uspokajał cenzora Mickiewicz i zapewniał go, że "poeta opiewający ówczesne wypadki samym tylko przedmiotem historycznym, zgłębieniem rzeczy i kunsztownem wydaniem zajmować się musi, nie przywołując na pomoc interesu, namiętności lub mody czytelników". – Czara była wysokiej artystycznej wartości, istotnie "kunsztownego wydania", – ale treść tej czary, ale kordyał w niej podany, wcale archaicznym nie był, a przewyższał bez miary wartością wewnętrzną zewnętrzny urok formy.
Mickiewicz dał płomiennym swym uczuciom z umysłu i rozwagi szatę rzekomo historycznej powieści, do której wątku zaczerpnął z dawniejszych swych studyów kowieńsko-wileńskich, kiedy to pisał Grażynę i przypiski do niej. Tam już powoływał się między innymi na dwa dzieła niemieckie: Kotzebue'go: Preussens ältere Geschichte (Riga, 1808) i Beckera: Versuch einer Geschichte der Hochmeister in Preussen. – Z dzieł tych zaczerpnął Mickiewicz kilka pomysłów do utworzenia fantastycznej postaci swego Wallenroda, który z historycznym Konradem Wallenrodem mało ma wspólnego.* W wyobraźni poety rysy młodego Litwina Waltera Alfa, który ochrzczony przez krzyżaków umknął od nich w przebraniu krzyżackiem (Becker) na Litwę, złączyła się ze szczegółami o rycerzu niemieckim Walterze von Stadion, który uwiózł z Litwy do Niemiec, jako brankę wojenną córkę Kiejstuta, ale nie poślubił jej, tylko w klasztorze Mogunckim osadził i do przyjęcia ślubów zakonnych zmusił. – Przez taką syntezę poetycką Alfa-Stadiona-Wallenroda dążył poeta do wyjaśnienia zagadkowego w historyi faktu, że wielki mistrz Wallenrod, mogąc zadać ciężkie ciosy Litwie, zmarnował wielką wyprawę i uszedł haniebnie do Prus. W objaśnieniach do poematu po- -
* Ob następujące studya: Prochaska, Konr. Wallenrod. (Przewod… nauk… lit.) Lwów 1876. Nehring, Studya liter. Pozn. 1884. Bruchnalski: Źródła histor. K. Wall. Pam. Tow. Mick. III. 102 – 119.– J. Gawlikowski w wydaniu K. W. (Arcydzieła polsk… pis.) Biblioteka P. Westa Brody 1902.
dawał Mickiewicz, że "wszystkie sprzeczności w charakterze i postępowaniu naszego bohatera dają się pogodzić, jeśli przypuścimy, że był Litwinem i że wszedł do Zakonu, aby się nad nim zemścił". – Pomysł sam Litwina, działającego w przebraniu krzyżackiem na zgubę Zakonu mógł się zrodzić pod wpływem Byronowskiego Korsarza, tego Greka, który dyszy nienawiścią do Turków i knuje plan zemsty na wrogu: przebrany za derwisza dostaje się do pałacu baszy w czasie uczty i usypia czujność Turków. W charakterze i usposobieniu K. Wallenroda znajdują się rysy Konrada Korsarza, a ukochana przez Greka Medora przypomina Aldonę.* – Są to drobne mimowolne niejako reminiscencye, zewnętrzne podobieństwa. Idea główna wyposażona jest bogactwem uczucia, wyrażonego tak, jak nigdy przedtem w literaturze naszej. Miłość ojczyzny panuje w poemacie tym i święci niezwykłe tryumfy: mamy tu skreśloną walkę wewnętrzną człowieka, który zakosztował szczęścia rodzinnego, z tym drugim sobą, co szczęścia w domu nie znalazł, bo go nie było w ojczyźnie. To rozdarcie wewnętrzne w duszy Wallenroda odmalowane jest w porywający i wstrząsający sposób. Jakże godnym współczucia jest ten męczennik idei, który w stanowczej chwili poświęcenia się pada pod brzemieniem nadludzkiem i radby oddalić kielich goryczy. To mocowanie się dwu uczuć w człowieku, ta walka, jaką tu wypowiada raj utracony młodości – piekłu zemsty nad wrogiem, jest jednym z głównych uroków wielkiego poematu, ale nie jedynym. Czar nieśmiertelny Wallenroda tkwi w głębokim liryźmie, w niezrównanych strofach, nabrzmiałych miłością ziemi rodzinnej, w owej przecudnej Pieśni Wajdeloty , którą dziś już ma naród cały na ustach…
Nigdy przedtem nie rozbrzmiewały w mowie polskiej tak wspaniałe i przejmujące dźwięki. Potęgę poezyi narodowej i jej doniosłość w społeczeństwie wyraził u nas pierwszy Mickiewicz z niezmierną siłą w Pieśni Wajdeloty, która pozostanie wiecznotrwałym hymnem tryumfalnym archanioła, co broni największych narodowych świętości.
–-
*) Ob. J. Kallenbacha: A. Mickiewicz. Kraków. 1897. I. 203 – 205
W krótką "powieść historyczną z dziejów litewskich tchnął poeta taką moc myśli i taki żar uczuć, że odtąd powieść ta stałą się istotnie "historyczną", gdyż ma już całą swoją w literaturze naszej historyą. Konrad Wallenrod wywołał najrozmaitsze sądy współczesnych i potomnych, stosownie do społeczno-politycznych odmiennych punktów widzenia. Do najwcześniejszych, a zarazem najbardziej charakterystycznych ocen Wallenroda należy denuncyacya Nowosilcowa, który w raporcie do W. X. Konstantego z d. 10 kwietnia 1828 r. przedstawił poemat ten jako utwór "uczący najprzebieglejszej zdrady i nieprzejednanej nienawiści." * Zdaniem niezwykłego recenzenta cel poematu "polega na dążności do rozpłomienienia gasnącego patryotyzmu, żywienia nienawiści i przygotowywania przyszłych wydarzeń, do nauczania obecnego pokolenia, jak być teraz lisem, aby z czasem zmienić się w lwa". Wspaniałomyślny denuncyant nie domagał się pociągnięcia Mickiewicza do odpowiedzialności, ale pragnął tylko zaznaczyć, "na jak czujną uwagę zasługują utwory osób, działających za podszeptem urojonego patryotyzmu". Trudno odmówić stałej konsekwencyi w działaniu destruktora Uniwersytetu Wileńskiego. Ten sam Nowosilcow, który w r. 1823 oskarżył Filaretów o rozszerzanie "nierozsądnej polskiej narodowości na Litwie, odkrył teraz w utworze filareta-wygnańca objaw urojonego patryotyzmu. – O ile patryotyzm ten był urojonym, miał się w dwa lata potem przekonać na sobie pan Senator, kiedy umykał z Warszawy we wilią 29 listopada 1830 r. Całkiem jednak trafnie określał Wallenroda, jako płód duchowy filareckiej myśli. Nad samą ideą przewodnią poematu tego rozpisywali się i współcześni (K. Koźmian, Jenerał Morawski, A. E. Koźmian, Juliusz Słowacki) i potomni.** Na to godzą się wszyscy, że w Wallenrodzie mamy obraz miłości ojczyzny, posuniętej do najwyższego stopnia, miłości ojczyzny, nie cofającej się przed żadnem poświęceniem, nawet przed zaparciem się samego siebie. –
–-
* Ob… tom V. Pamiętnika Tow. Mick str. 245 – 256, gdzie Prof. J. Tretiak podał tekst rossyjski raportu z własnym przekładem polskim.
** Ob… zestawienia najważniejszych zdań we Wstępie Nehringa do K. W. w wydaniu Tow. Mick. III. 105 – 7 tudzież bibliografię w wydaniu prof. J. Gawlikowskiego (Arcydzieła pol. pis. Bibl. F. Westa, Brody, 1902.)
Wpływ Wallenroda był ogromny i na cały naród i na poezyę polską. Doniosłość wpływu określił A. Chodźko w zdaniu, którego trafności tu nie możemy oceniać: "Słowo stało się ciałem a Wallenrod Belwederem". W poezyi zaś echa potężne wywołał poemat ten u najbliższych geniuszem; wystarczy wymienić Kordyana i Irydiona.
Po za Konradem Wallenrodem twórczość Mickiewicza w Moskwie i Petersburgu w latach 1827 – 1829 nosi znamiona przeważnie okolicznościowe. Wypowiedziawszy całą niemal treść swego ducha w utworze, pod pozorną ciszą kryjącym głęboko napięcie wulkaniczne, niemiał już poeta ochoty zużywania energii swej twórczej na podjazdową walkę z cenzurą rossyjską. Przytem stawiał sam sobie coraz większe wymagania estetyczne. Zamierzona Barbara Radziwiłłówna pomimo nadesłanych przez Lelewela materyałów nie doczekała się poetycznego wcielenia. Mickiewicz wtedy zwierzał się Malewskiemu: "Do niedostatku narodowej dramatyki najwięcej się przyczynia nietragiczność historyi. Dosyć opowiedzieć angielskie dzieje, już się rodzi tragedya. Z litewskiej historyi możnaby coś pięknego napisać, ale stosunki towarzyskie nie rozmaite nie pozwalają na więcej.
Z Barbary piękne drama. Obrazy w pięknym cadre możnaby zawrzeć. Dalszy postęp tragedyi: musi się stać rozrywana…"*
Mickiewicz zdawał sobie sprawę z konieczności wyrobienia języka poetyckiego, a zarazem przystępnego dla ogółu: "Przodki kształcą język: to poeta znajdować musi, to na niego oddziaływa. Nim w Polsce język, jakim DonŻuan pisany, ukształci się, długo czekać trzeba"…*
To przeświadczenie zwracało poetę w stronę przekładów z Petrarki, Shakespeara, Goethego, aby na nich próbować siły i hartu mowy polskiej; to tłómaczy nam, dlatego ciągle jeszcze nie rozstaje się z Trembeckim, jak o tem świadczy styl wiersza Do Doktora S. (str. 76 – 78.) – W dalszym zaś ciągu po sonetach krymskich wraca zamiłowanie do oryentalizmu: Szanfary i Almotenabbi świadczą o wnikaniu w piękności poezyi arabskiej
–-
* "Z teki Fr. Malewskiego" – j… w. str. 265 – 266.
** Tamże, str. 266.
nawet po przez prozaiczne przekłady francuskie de Sacy'ego i de Lagrange'a. Wszystkie te przekłady z obcych języków i parafrazy możnaby porównać do ostrzenia broni, zanim przyjdzie czas na jej swobodne użycie. Na razie Szanfary i Almotenabbi wprowadziły fantazyę jego w krainę Wschodu i wywołały wspaniałą kasydę na cześć Emira Wacława Rzewuskiego p… t. Farys. W postać Farysa włożył Mickiewicz sporo własnych uczuć. Pouczającem pod tym względem jest zestawienie Farysa z Sonetem Bajdary (str. 47.)* Zachwyca nas w Farysie czarująca wyobraźnia poety, umiejącego ożywić piaski pustyni, palmy i głazy, sępy i huragany. W rozwoju zaś siły duchowej poety jest Farys znamiennym objawem rosnącej siły twórczej. Jest on jakby pośredniem ogniwem między młodzieńczym wybuchem Ody do Młodości a tytaniczną Improwizacyą Konrada. Farys ukazał się po raz pierwszy w zbiorowem wydaniu petersburskiem, które wyszło z początkiem lutego 1829 roku. Wydanie to miało na czele Przemowę Do Czytelnika: O krytykach i recenzentach Warszawskich. Sam ten artykuł świadczył już o niemałem poczuciu siły własnej poety. Ton stanowczy, którym rozbrzmiewa cała ta, miejscami ironiczna, miejscami nawet pogardliwa odprawa, dana obozowi pseudoklasyków warszawskich, tłómaczy się prowokacyą przeciwników romantyzmu, którzy nie wahali się drwić publicznie z "pińskich głów", "smorgońszczy-zny" itp. – Rzecz o krytykach i recenzentach warszawskich pozostanie na zawsze ważnym dokumentem literackim. Mnóstwo kwestyi spornych, poruszonych w tym artykule, zmuszało ogół ówczesny, poważniej myślący, do wniknięcia głębszego w ducha narodowej literatury; szerokie zaś oczytanie Mickiewicza podniecało czytelników do śledzenia objawów naszych literackich w związku z prądem literatury europejskiej i stawiało całą kwestyę literacką na wyższym niż dotychczas poziomie. Zamiast dyletanckiego krytykowania, które Mickiewicz w artykule swym nielitościwie ośmieszył, pojawiać się poczęły artykuły krytyczne oparte na sumiennych przygotowawczych studyach. Sam poeta zamierzył dać przykład opracowań literackich w zamierzonych -
*) Prof. R. Pilat: Geneza Farysa. Pam. Tow. Mick… t. II. 125 – 134.
artykułach o Bogusławskim i Karpińskim, z których tylko dochowany fragment z pamięci pisanej rozprawki o Karpińskim na końcu tomu podajemy.
Wydanie petersburskie z r. 1829 nie zawierało wiele nowości, jak to sam poeta w Przemowie zaznaczył. Jeśli obok wymienionych już utworów wymienimy dwie prześliczne ballady: Czaty i Trzech Budrysów, tudzież kilka przekładów i wierszy okolicznościowych, to dorobek poetycki po za Konradem Wallenrodem wydaćby się mógł niepozornym. Ale poeta nie ogłaszał wszystkiego, co miał wówczas w tece swej petersburskiej. Nie dał do druku pierwszej części Dziadów* a nie mógł ze względów cenzuralnych drukować po francusku napisanej, dużej Historyi Przyszłości, której przeszło trzydzieści ukończonych arkuszy widział Odyniec w Petersburgu. –
Poeta po pięciu niespełna latach z dusznej atmosfery mikołajowskiej wyrywał się za granicę, aby odetchnąć jak Farys pełną piersią. Wyciągał ku światu ramiona szeroko, pragnąc go "ze wschodu na zachód" objąć. Opuszczał Rossyą z czołem czystem, zahartowany wygnaniem, zdobywszy i podbiwszy tam najdzielniejsze serca Rylejewa, Bestużewa, Puszkina, Żukowskiego i innych "przyjaciół Moskali". Ogromną ewolucyą ducha jego w Rossyi określił najtrafniej poeta rosyjski Kozłow, w tych słowach: "Przybył on do nas silnym, a wyjeżdża od nas potężnym!" Jakoż widome oznaki tej potęgi Mickiewicza ujrzymy niebawem za granicą. Farys zapowiedział i dotrzyma:
Myśl moja ostrzem leci w otchłanie błękitu,
Wyżej, wyżej i wyżej aż do niebios szczytu.
Józef Kallenbach.
–-
* Zapowiadał druk jej Odyniec w liście do I.. Chodźki 2 d. II. Lutego 1829 r. Ob. J. Kallenbacha: A. M. I. 255 w dopisku.W ALBUMIE P. JÓZEFOWEJ SĘKOWSKIEJ.
Porzuceni na świata lodowatym końcu,
Nie zazdrośćmy krainom, sąsiedniejszym słońcu:
Ich ląd kaszemirskiego ma barwę kobierca,
Kwiat z jedwabiu jutrzenki, z płomienia ich serca…*
Lecz jak róża zabłyśnie i wnet oko zmruży,
Wnet giną w ziemi liście, w sercu pamięć róży.
A nasze lądy zimnem dochowają łonem,
Pamięć istot straconych przed lat milionem.
Jeśli ziemia tak długo chowa martwy szczątek,
Jakież są serca nasze dla żywych pamiątek!
(Petersburg, 1824 – 1825.)PODRÓŻNI.
Błądzącym wśród ciasnego dni naszych przestworza,
Życie jest wąską ścieżką, łączącą dwa morza.
Wszyscy z przepaści mglistej w przepaść lecim mroczną,
Jedni najprościej dążą i najrychlej spoczną;
Drugich ciągną na stronę łudzące widoki:
Plony, ogrojce wdzięków i sławy opoki.
Szczęśliwi! jeśli goniąc mary wyobraźni,
Przed końcem drogi znajdziem świątynię przyjaźnił
W Steblowie (nad Rosią) r. 1825.
–-
* Tu brak dwuwiersza. Wiersz cały dyktowany z pamięci przez 84-letnią Panią Sękowską w r. 1876. (P. W.)
CZYN. *
(NA NÓTĘ PIEŚNI BERANŻERA: JEUNES ENFANTS.)
Hej, dalej w pląs,
Pokręcaj wąs,
Tak nasi mawiali przodkowie.
Poczciwie bij,
A tęgo pij!
Hej, pijmy za ich zdrowie!
Ody młody Polak czynem się zbłaźni,
Dopóki krzyża nie dopnie,
Pnie się na świecie, jak w ruskiej łaźni,
Na coraz wyższe i wyższe stopnie.
Lecz darmo czady pije,
Próżno ćwiczy pieczenie:
Jeżeli zbrukał sumnienie,
Dalibóg że skręci szyję.**
Tyś szlachty syn,
Nie dbaj o czyn,
Tak nasi mówili przodkowie.
Jeżeliś gracz,
Choć bieda, płacz.
Hej, pijmy za ich zdrowie!
Tamten astronom od nocy do rana,
Do gwiazd wyprawia połowy;
I sadzi krzyże na brzuch, na pierś, na kolana,
Świeci się jak wóz Dawidowy.
Lecz wkrótce śmierć się zbliża,
A z nią piekielna męka:
Tego jednego krzyża
Belzebub się nie lęka.
–-
* Czyn, w Rosyi znaczy klasę albo rangę. (N. A.)
** Ta strofka prawdopodobnie źle zapamiętana i niedokładnie podana A. Chodźce, który wydrukował Czyn po raz pierwszy w tomie IV. wyd. paryskiego, 1844. (Str. 308.)
Hej, dalej w pląs,
Pokręcaj wąs!
Tak nasi mówili przodkowie.
Tyś szlachty syn,
Nie dbaj o czyn.
Hej, pijmy za ich zdrowie!POPAS W UPICIE.
ZDARZENIE PRAWDZIWE*.
Upita, niegdyś miasto, powiatu stolica,
Dzisiaj miasteczko liche; jedna w niem kaplica
I kilkanaście chatek żydowskiej siedziby.
Odzie były ludne rynki, dziś tam rosną grzyby;
Wzgórek obronny wałem i zwodzonym mostem,
Teraz broni się tylko pokrzywą i ostem.
Mury w gruzach; na miejscu zamkowego gmachu
Sterczy nędzna karczemka bez okien i dachu.
Tam, na popasie, z nudy rozważać począłem
Miny i mowy ludzi, siedzących za stołem.
Trzech było: pierwszy starzec z posrebrzanym włosem
Na łbie konfederatka rzucona ukosem;
Wąs augustowski; żupan, dzisiaj popielaty,
Trudno odgadnąć jaką miał barwę przed laty;
U pasa karabela. Obok siedział młody,
We fraku z samodziału, ** krojem nowej mody,
Fryzował sobie czubek, kołnierzyk, a czasem
Bawił się z pływającym u buta kutasem,
Lub żartował z sąsiada, którego płaszcz długi
I krzyż czerwony znakiem kościelnego sługi.
–-
* Siciński, poseł Upicki na sejmie (r. 1652) pierwszy dat przykład zerwania obrad użyciem bezprawnem veto, przez co władzę królewska do reszty osłabił, a kraj gminowładztwem szlacheckiem zawichrzył. Jest podanie: że, gdy wracał do domu okryty przeklęctwem ziomków, na samym progu zginął od piorunu. Kilka lat temu pokazywano w Upicie dawnego, ale dobrze zachowanego trupa, który pod imieniem
Sicińskiego, włóczony od dziadów kościelnych jako osobliwość, był igraszką miasteczka. (N. A.)
** sukno domowej roboty.
Czwarty był żydek. Temu człowiek od pałasza
Tak mówił: "Hejno! dobra nasza bez maryasza!
Poco trupami w szabas arendarzów trwożyć?
Słuchajcie kumy, gotów z wami się założyć,
Że jak tylko Siciński na cmentarz odjedzie,
Dostaniem garniec miodu. Nieprawdaż sąsiedzie?"
Arendarz kiwnął brodą. Słuchałem ciekawy:
Siciński? i w Upicie? imię strasznej sławy!
"O jakim trupie, rzekłem, toczycie rozmowy,
I o jakim Sicińskim?" Na to kontuszowy:
"O Sicińskim? Z początku całą rzecz wywiodę:
Na miejscu, gdzie żydowską widzimy gospodę,
Był zamek nieboszczyka; przytem imion wiele,
Konnexye potężne, mnogie klientele,
A stąd ćma popleczników i kresek bez liku:
Siciński był dyktator na każdym sejmiku!
Starszych i zasłużeńszych patricios zhasał; 1)
Ale nie dosyć natem: na wyższe się kasał. 2)
Poczęła też kłuć w oczy zbyt rogata duma;
Przyszedł sejmik poselski, nauczono kuma;
Bo gdy pewny wyboru posłem się ogłasza,
Kiedy dziękuje szlachcie, na obiady sprasza,
I gdy się na Mazowsze wybiera do drogi:
Liczą turnum 3) – Siciński padł na cztery nogi!…
Agitatus furiis et impotens irae, 4)
Umyślił zgubić szlachtę: o scelus;! o dirae! 5)
Daje obiad. Zwiedziona zbiera się drużyna;
Gnie się stół pod misami, cieką strugi wina,
Łyka plebs; 6) wtem blekotem 7) zaprawione męty
Durzą głowę: z wesela niechęci i wstręty;
Dalej kłótnia, hałasy, istna wieża Babel.
Od zębów szło do kijów, od kijów do szabel,
Nie patrząc oka, boku, mordując jak wściekli, -
1) zjeździł, zmordował, 2) porywał się, 3) głosy po porządku. 4) Gnany szałem i nie zhamowawszy gniewu, 5) o zbrodnio! o nieszczęsna wróżbo! 6) gmin szlachecki 7) roślina trująca.
Tros Rutulusve fuat,1) wszyscy się wysiekli.
Lecz truciznik niedługo wygraną się chwalił,
Bo go piorun z rodzeństwem i mieszkaniem spalił.
Jak ów Ajax scopulo infixus acuto, 2)
Expirans flammas: straszna, lecz słuszna pokuto!"
"Amen!" rzekł dziad kościelny. Ekonom we fraku
Porównywał tę powieść do zboża w przetaku,
I chcąc z bajecznej plewy prawdę wywiać nagą,
Harfował 3) żarcikami, zakończył uwagą:
Że Pan Marszałek, z którym on do stołu siada,
I u którego książek niezmierna gromada,
Ilekroć o Sicińskim wspomni, zawżdy mowi,
On zgubił nas, on ręce zawiązał królowi.
Z tych słów Marszałka głowa ekonomska wniosła,
Że nie szło tam o sejmik, ani wybór posła:
Że musiała być wojna… przeciw komu? kiedy?
Trudno zgadnąć: zapewne z Turki albo Szwedy;
Pewno Siciński króla do Upity zwabił,
Oddał w ręce najezdcom i ojczyznę zabił.
Chciał dalej rzecz prowadzić, lecz sługa kościoła
Zezem nań spozierając: "Nie dobrze – zawoła –
Jeśli księdza plebana chcą uczyć dzwonniki,
Jeżeli przed siwymi biorą głos młodziki.
Ja wam opowiem jako najlepiej świadomy:
Nie sejmik ani wojna ściąga niebios gromy,
Lecz bezbożność. Siciński, wyrzekłszy się wiary,
Zabrał, jak mówią, grunta należne do fary,
Nie chciał płacić dziesięcin, nie bywał w kościele.
Pędził chłopów do pracy w święta i niedziele;
Chociaż mu nieraz biskup listami zagrażał,
Choć go wyklął z ambony: Siciński nie zważał.
W święto Bożego Ciała pod samo południe,
Gdy msza była w kaplicy, kazał kopać studnię:
–-
1) Verg. Aen. X. 107. tyle co: bez różnicy, 2) wbity na ostrą skałę, ziejący ogniem; ob. Verg. Aen. I, 42. i nn., 3) przesiewać przez harfę, czyścić.
Dokopał się swej zguby i powszechnej szkody!
Bo z owej studni tyle wybuchnęło wody,
Że pola, kędy niegdyś bujały pszenice,
Zarosły w paproć, łąki poszły w trzęsawice.
Sicińskiego, jak słusznie Pan Sędzia namienił,
Piorun zabił, dom spalił, potomstwo wyplenił.
Trup klątwą uderzony dotąd cały stoi:
Ziemia go przyjąć nie chce, robactwo się boi.
Nie znalazłszy na ziemi święconej spoczynku,
Strasząc ludzi, rzec można, wala się po rynku;
Bo go nieraz dziad jaki, uniosłszy z cmentarza,
Wlecze w szabas do karczmy straszyć arendarza".
Skończył i drzwi stodoły odemknął. Tam stało
Szkaradne, starożytne nieboszczyka ciało.
Nogi długie i czarne sterczą mu jak szczudła,
Ręce na krzyż złamane, twarz głęboko wchudła.
Oblicze wywędzone brud śmiertelny szpeci;
Usta wypsute, przez nie ząb gdzieniegdzie świeci.
Zresztą, nietknięta ciała zdrowego budowa,
Postać ludzką od żywej niezbyt różną chowa.
Twarz nawet właściwego nie traci wyrazu;
A jako na powierzchni starego obrazu,
Jeżeli mogły rysy pierwiastkowe zostać,
W tych resztach jeszcze dawna przebija się postać:
Tak owa twarz, choć ogniem żywotnym nie płonie,
Lecz kto ją znał za życia, poznałby po zgonie.
Za pierwszym rzutem oka, coś takiego widać,
Czego żadnemi słowy nie podobna wydać.
Dzikość szpecąca żywych oblicze zbrodniarzy,
Zda się dotąd zamarła grozić z jego twarzy;
Dotąd zdradziecka radość w ustach się uśmiecha,
Gniew rozbójniczy w czole, nade brwiami pycha.
Barki na dół pochylił, głową na pierś zwisnął;
Zda się, że ciężar hańby do ziemi go cisnął
Albo że ręka gwałtu z piekieł go wywlekła,
I znowu radby gwałtem powracać do piekła.
Jeżeli jama, w której łotrowie mieszkali,
Chociaż ją ludzie skruszą lub piorun rozwali,
Dzikością swych położeń i krwawym ogromem,
W gruzach daje odgadnąć, czyim była domem;
Ody węża po zrzuconej rozpoznasz skorupie,
Poznałbym Sicińskiego żywot po tym trupie.
O towarzysze! rzekłem, pocoście niezgodni?
On był nie jednej winien, ale wszystkich zbrodni;
Jego trucizną naród zdurzony oszalał,
On królom ręce związał, kraj klęskami zalał! –
A pomyślałem w duszy: cóż są gminne dzieje?
Popiół, w którym zaledwie iskra prawdy tleje;
Hieroglif, mchem zarosłe zdobiący kamienie;
Napis, którym spowite usnęło znaczenie;
Odgłos sławy, wiejący przez lat oceany,
Odbity o wypadki, o kłamstwa złamany,
Godzien śmiechu uczonych… Lecz nim się zaśmieje,
Niechaj powie uczony: czem są wszystkie dzieje?…
r. 1825. Odessa.
CHÓR STRZELCÓW. 1)
Śród opok i jarów,
I plonów i głogów,
Przy dźwięku ogarów,
I rusznic i rogów;
Na koniu, co w czwale
Sokoli ma lot,
I z bronią, co w strzale
Huczniejsza nad grzmot:
Dalejże, dalejże z tropu w trop, dalejże i t… d.
Z tropu w trop, hop! hop!
–-
* Podług muzyki z opery Webera: Wolny Strzelec. W wydaniu petersburskiem tytuł brzmi: Pieśń Myśliwska.
Wesoły jak dziecko,
Jak zbójca krwi chciwy,
Odważnie, zdradziecko
Bój zaczął myśliwy.
Czy palnie na smugi,
Czy w górę do chmur,
Tam krwi płyną strugi,
Stąd leci grad piór. 1)
Dalejże, dalejże, i t… p.
Kto zubra wywiedzie
Z ostępu za rogi?
Kto kudły niedźwiedzie
Podesłał pod nogi?
Hej lasy i niwy
Ozwijcie się w chór!
Zatrąbił myśliwy,
Król lasów i gór. 2)
Dalejże, dalejże itp.
Czyj dowcip gnał rojem
Lataczów 3) do sideł?
Kto wstępnym wziął bojem
Sztandary z ich skrzydeł?
Hej wiatry, w burzliwy
Ozwijcie się chór,
Wystrzelił myśliwy,
Król wiatrów i chmur. 4)
Dalejże, dalejże, i t… p.
–-
1) Strofa ta brzmi w wyd. poznańskiem (1832 r.):
Czy do chmur wypali
Czy w przestrzeń wśród pól
Tu zwierza powali,
Stąd leci grad kul.
Mickiewicz kilkakrotnie zmieniał tekst tej pieśni w ciągu lat dziesięciu. Pierwotne jej brzmienie iako Pieśń Strzelca z r. 1820 znaiduje się w pierwszej części Dziadów. Ob… tom II. str. 64-65. (P. W.)
2) W wyd. poznańskiem 1832 r.
Hej wiatry w burzliwy
Ozwiejcie się chór.
Zatrąbił myśliwy,
Król ptaków i gór.PCHŁA I RABIN.
Pewny Rabin, w Talmudzie kąpiąc się po uszy,
Cierpiał, że go pchła gryzła; w końcu się obruszy;
Dalej czatować, złowił. Siedzi przyciśnięta,
Kręci się, wyciągając główkę i nożęta:
"Daruj, Rabi, mądremu nie godzi się gniewać;
O święty synu Lewi, nie chciej krwi przelewać!"
"Krew za krew! – wrzasnął Rabin – Beliala płodzie!
Filistynko, na cudzej wytuczona szkodzie!
Mrówki na chleb pracują; pracowite roje
Znoszą miody i woski, a trucień napoje:
Ty się jedna śród ludzi z liwerem uwijasz,
Pijaczko tem szkodliwsza, iż cudze wypijasz…"
Zakończył; i gdy więźnia bez litości dłabi,
Pchła konając pisnęła: "A czem żyje Rabi?"ŻEGLARZ.
Z IMIONNIKA Z. 1)
Ilekroć ujrzysz, jak zhukana fala
Po głębiach barkę przerzuca tułaczą,
Niech się anielskie serce nie użala
Nad płynącego trwogą i rozpaczą;
–-
3) W wyd. pozn: Iatawców.
4) W wyd. pozn:
Hej! skały i niwy
Zadrżyjcie na strzał;
Wystrzelił myśliwy,
Król borów i skał.
Następstwo strof inne jest w wydaniu petersburskiem (1829), inne zaś w wydaniu poznańskiem. (P. W.)
1) Prawdopodobnie Pani Bonawenturowej Zaleskiej.
Tę barkę wicher odbił od okrętu,
Na którym żeglarz swe nadzieje złożył;
Jeżeli wszystko jest pastwą odmętu,
Czegożby płakał? o coby się trwożył?
Lepiej mu pośród żywiołów bezrządu
Walczyć co chwila z nowemi przygody,
Niż gdyby wybrnął, i z cichego lądu
Patrzył na morze i liczył swe szkody.
Odessa, 1825. kwietnia 14.W IMIONNIKU K(AROLINY) R(ZEWUSKIEJ).
Różnym losem rzuceni na świata powodzie,
Spotykamy się z sobą, jak dwie różne łodzie!
Twoja barwą nowotną i pancerzem lśniąca,
Bisiorem wiatry chwyta, nurt piersią rostrąca,
Moja, na woli burzy i morskich straszydeł,
Wyrzucona bez steru, ledwo z resztą skrzydeł!
Gdy jej owad tajemny na wskróś piersi porze,
Gdy gwiazdy chmurą zaszły: kompas ciskam w morze.
Rozminiem się! i kiedyż w jedną pójdziem drogę?
Ty mnie szukać nie będziesz, ja ciebie nie mogę.NIEPEWNOŚĆ.
Gdy cię nie widzę, nie wzdycham, nie płaczę,
Nie tracę zmysłów, kiedy cię zobaczę;
Jednakże, gdy cię długo nie oglądam.
Czegoś mi braknie, kogoś widzieć żądam.
I tęskniąc, sobie zadaję pytanie:
Czy to jest przyjaźń? czy to jest kochanie?
Gdy z oczu znikniesz, nie mogę ni razu
W myśli twojego odnowić obrazu;
Jednakże nie raz czuję mimo chęci,
Że on jest zawsze blisko mej pamięci.
I znowu sobie powtarzam pytanie:
Czy to jest przyjaźń? czy to jest kochanie?
Cierpiałem nie raz, nie myśliłem wcale,
Abym przed tobą szedł wylewać żale,
Idąc bez celu, nie pilnując drogi,
Sam nie pojmuję, jak w twe zajdę progi.
I wchodząc sobie zadaję pytanie:
Co tu mię wiodło; przyjaźń, czy kochanie?
Dla twego zdrowia życiabym nie skąpił,
Po twą spokojność do piekieł bym zstąpił,
Choć śmiałej żądzy niema w sercu mojem,
Bym był dla ciebie zdrowiem i pokojem.
I znowu sobie powtarzam pytanie:
Czy to jest przyjaźń? czy to jest kochanie?
Kiedy położysz rękę na me dłonie,
Luba mię jakaś spokojność owionie,
Zda się, że lekkim snem zakończę życie,
Lecz mnie przebudza żywsze serea bicie,
Które mi głośno zadaje pytanie:
Czy to jest przyjaźń? czyli też kochanie?
Kiedym dla ciebie tę piosenkę składał,
Wieszczy duch memi ustami nie władał,
Pełen zdziwienia sam się nie postrzegłem,
Skąd wziąłem myśli, jak na rymy wbiegłem,
I zapisałem na końcu pytanie:
Co mię natchnęło, przyjaźń czy kochanie?DO D… D…
ELEGIA.
Gdybyś Ty na dzień jeden była w mojej duszy…
Na dzień cały?… Nie, takiej nie życzę katuszy:
Gdybyś godzinę tylko… szczęśliwe stworzenie,
Poznałabyś natenczas, co to jest cierpienie I
Myśli me na torturach, w uczuciach mych burza:
To mi gniew serce miota i czoło zachmurza, 1)
To mię smutek w ponure zadumanie wtrąca,
To nagle oczy zaćmi żalu łza gorąca.
Ty albo od mych gniewów uciekasz ze wstrętem,
Albo lękasz się nudy z żałośnym natrętem…
Ty mię nie znasz! Namiętność zaćmiła me lice:
Ale spójrzyj w głąb duszyI Tam znajdziesz skarbnice
Czułości, poświęcenia, łagodnej dobroci,
I wyobraźni, która ziemską dolę złoci.
Dziś ich nie możesz dojrzeć… Wszak i na dnie fali,
Kiedy ją wicher zmięsza, kiedy piorun pali:
Czyż widać kraśne konchy, perłowe jagody?…
Nim mię osądzisz, czekaj słońca i pogody!
Ol gdybym zyskał pewność, że jestem kochany,
Gdybym z serca na chwilę wygnał bojaźń zmiany,
Którą mię straszy nieraz doświadczana zdrada!
O! niech będę szczęśliwym, będziesz ze mnie rada!…2)
Jak duch, przez dzielnej wróżki zaklęty wyrazy,
Żyłbym twoje wypełniać, zgadywać rozkazy;
A jeżeliby czasem duma rozdąsana
Kazała poddanemu udać humor pana:
Śmiej się luba! Choć duma przyznać się zabrania,
Sługą będę, cóż miałbym do rozkazywania?
Abyś raczyła chwilą dłużej ze mną bawić,
Podług mej woli suknię i włosy poprawić;
Abyś drobnych zatrudnień odbiegła domowych,
Słuchać starych oświadczeń i piosenek nowych:
–-
1) W albumie Piotra Moszyńskiego są następujące waryanty:
Raz mnie zapał w otchłaniach piekielnych zanurza,
Znowu ku niebu wznosi – a zawsze daremnie!
Lecz w duszy być nie możesz… Patrz głęboko we mnie,
Usta mię źle tłumaczą, zawodzą źrenice:
Czas tylko w sercu mojem odkryłby skarbnice
Czułości, poświęcenia, łagodnej dobroci,
I wyobraźni itd,
2) Z albumu p. Piotra Moszyńskiego:
Którą mnie smutna przeszłość grozi bez ustanku,
Aniołabyś w piekielnym widziała kochanku!
Wszystkobyś nie wielkiemi dokazała trudy,
Godziną cierpliwości, pół godziną nudy,
Albo chwilką udania. Kiedy będę mniemać,
Że słuchasz rymów moich, ty mogłabyś drzemać;
Choć oczy twoje będą co innego znaczyć,
Ja chcę w nich dobro czytać, na lepsze tłómaczyć.
W twe ręce powierzywszy moją przyszłą dolę,
Na twem złożyłbym łonie mój rozum i wolę.
Pamiątki nawet serce głęboko zagrzebie,
Aby nigdy nic nie czuć oddzielnie od ciebie.
Wtenczasby dziki zapęd, co mną dotąd miota,
Wypadł z duszy jak z łodzi miotanej niecnota,
Który burze sprowadza i bałwany pleni.
Płynęlibyśmy cicho po życia przestrzeni;
Chociażby los groźnemi falami powiewał,
Jak Syrena bym nad nie wzbijał się i śpiewał.DO D. D.
Moja pieszczotka gdy w wesołej chwili
Pocznie szczebiotać i kwilić i gruchać,
Tak mile grucha, szczebioce i kwili,
Że niechcąc słówka żadnego postradać,
Nie śmiem przerywać, nie śmiem odpowiadać,
I tylko chciałbym słuchać, słuchać, słuchać.
Lecz mowy żywość gdy oczki zapali,
I pocznie mocniej jagody różować:
Perłowe ząbki błysną śród korali,
Ah! wtenczas śmielej w oczęta poglądam,
Usta pomykam i słuchać nie żądam,
Tylko całować, całować, całować.
Odessa, 1825.
ROZMOWA .
Kochanko moja! na co nam rozmowa?
Czemu chcąc z tobą uczucia podzielić,
Nie mogę duszy prosto w duszę przelać;
Za co ją trzeba rozdrabiać na słowa,
Które, nim słuch twój i serce dościgną,
W ustach wietrzeją, na powietrzu stygną?
Kocham, ach! kocham, po sto razy wołam,
A ty się smucisz i zaczynasz gniewać,
Że ja kochania mojego nie zdołam
Dosyć wymówić, wyrazić, wyśpiewać;
I, jak w letargu, nie widzę sposobu
Wydać znak życia, bym uniknął grobu.
Strudziłem usta daremnem użyciem,
Teraz je z twemi chcę stopić ustami.
I chcę rozmawiać tylko serca biciem,
I westchnieniami i całowaniami;
I tak rozmawiać, godziny, dni, lata,
Do końca świata i po końcu świata.
Odessa, 1825.
SEN .
Chociaż zmuszona będziesz mnie porzucić,
Jeżeli serca nie zmienisz w kochaniu,
Rzucając nawet niechciej mnie zasmucić.
I rozstając się nie mów o rozstaniu!
Przed smutnem jutrem, niech jeszcze z wieczora
Ostatnia spłynie na pieszczotach chwilka,
A kiedy przyjdzie rozstania się pora,
Wtenczas trucizny daj mnie kropel kilka.
Do ust twych usta przycisnę, powieki
Zamykać nie chcę, gdy mię śmierć zamroczy.
Niechaj roskosznie usypiam na wieki,
Całując lica, patrząc w twoje oczy.
A po dniach wielu, czy po latach wielu,
Kiedy mi każą mogiłę porzucić,
Wspomnisz o twoim sennym przyjacielu,
I stąpisz z niebios, aby go ocucić.
Znowu mię złożysz na twem łonie białem,
Znowu mię ramie kochane otoczy,
Zbudzę się, myśląc, że chwilkę drzemałem,
Całując lica, patrząc w twoje oczy.
Odessa, 1825.