- W empik go
Pisma do żony, wierszem i prozą - ebook
Pisma do żony, wierszem i prozą - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 242 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Pisma do żony!… muszą być bardzo zabawne! wykrzyknie z urąganiem nie jeden pewnie trefniś: jakże więcej zdziwiłby się gdyby je czytał i znalazł, że są do żony, nie tylko w pierwszych miesiącach po ślubie, lecz w ciągu lat, po tej zwykle uniesień mniej trwałych epoce. Nie dla obojętnych też trefnisiów, nie dla tych, którzy sadzą, być rozumem, lub przynajmniej dowcipem szydzić z małżeńskich związków, podaję do druku te pisma, poświęcone tylko domowemu pożyciu i tej, która szczęście pożycia tego sprawia. Dla tych je podaję, którzy szczęście podobne oceniać umieją: którym umiarkowanie i spokojne ustronie jest najmilszą, bo rzeczywistą rozkoszą. Jeżeli w innych potrafię wzbudzić chęć przynajmniej tej rozkoszy, już wiele, i dla ich szczęścia wydaniem tych pism zrobiłem; gdyż to szczęście, byle szczerze i wzajemnie przez małżonków pragnione, najłatwiej osiągnąć można: a te niby to małe dolegliwości, codzienne niesmaki domowego pożycia są ciężarem tak wielkim, iż rzadki jest umysł mężczyzny, colty znieść go potrafił. Jednakże, pragnąc tego szczęścia dajmy z siebie początek; bo jestże słusznem wymagać pożonie zamiłowania w domu, jeżeli inną sami pałamy skłonnością? jak po niej wymagać poświęceń, których niedosyć, że niepodzielamy, lecz nawet często uznać za poświęcenie nie chcemy? Były wieki, gdzie kobietom odejmowano własność być nam równemi: przez jakąż odwrotną przesadę mamy żądać dziś po nich, by od nas były wyższemi? O! nie narzekajmy na los nasz w małżeństwie: uderzmy się w piersi, a z małem, rzadkiem wyłączeniem znajdziemy, iż nasze żony są tem, czem je zrobiliśmy sami, bądź przez obojętność na ich przymioty, bądź przez zły przykład dawany z siebie.DO MOJEJ LUBEJ. 15 LETNIEJ.
w Warszawie 10 kwietnia 1030.
Kocham ciebie jak pierwszej wiosny słodkie tchnienie,
Jak zefira powiew miły,
Jak po śnie przykrym, radośni; ocknienie,
Jak nadzieję, krzepiącą zwątpialego siły.
W twojej miluchnej twarzy, w słodkim twoim wzroku
W uśmiechu twoim dziecinnym,
Cech niewinności wielbiąc moc uroku,
Zdaje mi się oddychać, twoim tchem niewinnym.
Patrząc luba, na ciebie, oko me spoczywa,
Jak na obrazie anioła:
Harmonija szczęścia w sercu się odzywa,
Głos twój pieszczony spędza troskę z mego czoła!
Przy tobie, gdzie ty jesteś, tam fijołka wonia
Poi mnie czuciem lubości:
Kocham, lecz skromność dziewiczego skronia
Lękam się zarumienić wyznaniem miłości.PRZESYŁKA BRASSELETKI, KTÓREJ KLAMERKA, WYSTAWIA WÓZEK MIŁOŚCI.
Warszawa 1 maja 1830.
Rydwan miłości, już czeka na ciebie:
Patrz Karluniu, gołąbki, już grzebią nóżkami,
Niecierpliwe, po czystem obwozić cię niebie,
Poznać z serca rozkoszami!
Wsiadaj o droga! nielękaj się wcale:
Póki tylko gołąbki twe kroki unoszą,
Póty ciebie i miłość nie przestanie trwale
Unosić Boską roskoszą.
Wsiadaj, i kieruj twój wózek w te strony,
Gdzie czysta skłonność serca pociąga cię mile:
Strzeż tylko nadewszystko, by niebył ciągniony
Przez różnobarwne motyle.
Szczęśliwość serca polega w stałości:
Niechaj zawsze gołąbki, jak ty sama, białe,
Jak ty sama niewinne, zachowują chwałę
Ciągnąć rydwan twej miłości.OŚWIADCZENIE SIĘ.
Warszawa 4 maja 1830.
Kochasz mię! toś wyrzekła…. ach! nie, toś westchnęła!
Niewinnych uczuć twoich nieodda wymowa;
Przepełnioną pierś twoją miłość ogarnęła,
Tajemnicę westchnienie zdradziło, nie słowa.
Kocham ciebie! westchnęłaś: lubego przejęcia
Ogień, zamięszał spokój niewinności:
Łzy pociekły z twych oczów, padłaś w me objęcia,
Spłonęły lica różą dziewiczej skromności,
I znowu tkliwa okryła je bladość,
I znowu na nie wystąpił rumieniec;
Drgające serca poruszyła radość,
Błysnął przed nami oblubieńczy wieniec.
Jesteś moją! krzyknąłem: – Tak twoją na zawsze,
Twoją, rzekłaś nawzajem. Ah moją jedyną!
Pójdź, pójdź nasze przysięgi niebo najłaskawsze
Niechaj usłyszy przed całą rodziną.
O! ty najdroższa! ty ukochana!
W mojem objęciu, słodkiemi łzami
Kosząc pierś moją, padłaś na kolana
Przed babką, przed rodzicami.
I błogosław nam babko! tchnęłaś duszy głosem!
Pobłogosławcie nam drodzy rodzice!
Połączcie los mój z kochanego losem,
Przyjmijcie miłe serca mego tajemnice.
Duszo moja! patrz, babki i rodziny łkanie
Błogosławieństwa dla nas wzywa Opatrzności…
Wnet zdjąłem z twoich ust pocałowanie
Pierwszej miłości:
A mem tchnieniem łzy twoje osuszając drogie,
Rozpłynęły się serca w rozkoszach bez miary;
Obym, kochanko, nad łzy, tak błogie,
Niekosztował Cię nigdy łez innych ofiary!BAJKA. – ROŻA I POWÓJ.
Warszawa 15 czerwca 1830.
Pewnego razu, było rano,
Róża, nim jeszcze oschły listki z rosy,
Nim jeszcze była ubranąDo przyjęcia wizyty, którą złotowłosy
Zapowiedział jej Febus; w rannym mówię stroju, (W którym Bóstwa naszej ziemi
Raczą łaskawie rozmawiać z niższemi.)
Rzekła do prześlicznego, modrego powoju:
"Powiedz mi, co cię nakłania
Do postępków tak dziwnych? czy brak wychowania?"
Czy nieśmiałość? dla czego tak zawsze unikasz
Blasku słońca? dla czego przed niem się zamykasz.
I kryjesz twoje farby, któreby w południe
Mogły wydać się przecudnie?"
Być może, powój na to, lecz królowo, ile
Z ciebie samej uważam, te świetności chwile,
Ten złotego blask Feba, który cię zachwyca,
Zbyt nas krótko darami obsypują swemi:
Przebacz, wczoraj rozkwitłe, piękne twoje lica
Już dziś, widzę pobladlemi,
Dzień jeszcze, a… Niechciała róża słuchać końca,
I odwróciwszy od powoju głowę,
Do wschodzącego podniosła ją słońca.
O ty! coś przed niem zwiną ł listki lazurowej.
Powoju! twej rozmowy z różą podsłuchałem:
I odtąd twoje skromne uwielbiając wdzięki,
Choć je kryłeś, za lada przyciśnięciem ręki,
Codzień, rano, z wylaniem serca oglądałem!
Już dawno róża, co swe krasne czoło
Z pychą wznosiła do słońca,
Zniknęła: patrzaj, w około
Ani jeden, choć żółty listek z niej nie leży;
Gdy ty, choć bliski twojej wiosny końca
Zawsześ powabny i świeży.DO KSIĘŻYCA.
Warszawa – lipiec 1830.
Księżycu! twoje światło tak łagodne
Do mej Karluni podobne jest lica:
Równie przyjemne, miłe i pogodne,
Nie razi blaskiem, słodyczą zachwyca.
A więc twe światło spuszczaj księżycu;
Spocznij na mojej Karluni licu.
Może się lękasz, ażebym w zapnie
Tknięty zazdrością, niewczesną, dziecinną
Nie skrył jej twarzy? nielękaj się wcale:
Wszakże jej sprawisz uciechę niewinna
Spuszczaj twe światło, spuszczaj księżycu,
Spocznij na mojej Karluni licu.
Najłagodniejsze z twoich promieni
Spuść na jej oczy, roztocz i na czoło:
Niezostaw na niem pochmurnych odcieni,
O! ja rad widzę Karlunię wesołą.
Spuszczaj twe światło, spuszczaj księżycu,
Spocznij na mojej Karluni licu.
I w serce spuszczaj promyk wesołości,
Zachwyć je wdziękiem niewinnej pieszczoty,
Będę cię wielbił: wesołość młodości
Ma podobieństwo do uśmiechu cnoty:
Spuszczaj twe światło, spuszczaj księżycu
Spocznij na mojej Karluni licu.
Wybij się w górę, nad te czarne chmury,
Co światło twoje chcą tłoczyć koleją:
Kryj przed nią obraz zmian zwykłych natury,
Uśmiechającą wesel ją nadzieją,
Zmiany nieprzyjdą zawczas księżycu!
Dziś spocznij czysty na lubej licu.ZARĘCZYNY
DO PIERŚCIENIA DANEGO MOJEJ LUBEJ.
Warszawa – lipiec 1830.
Pierścieniu, w którym brylant, jak mej lubej oczy
Jasne i czyste rozrzuca promienie,
Idź, na jej palcu zajmij tron uroczy
Widokiem twej czystości wzbudzaj czyste tchnienie.
Bądź, jak Meduzy głowa, dla śmiałków odrazą,
Wstrzymaj zuchwałe ich kroki:
A gdybyś kiedy miał przyćmić się skazą,
Odkryj niewiernej przyszłe wyroki:
Pękaj! i w zgruchotanych ogniwach czystości
Wyrzecz zerwanie miłości.