- W empik go
Pisma. Tom 2 - ebook
Pisma. Tom 2 - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 651 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Autor znakomitych dwóch książek: "Ostatnie lata panowania Stanisława Augusta" i "Sejm Czteroletni", życzył sobie podobno, abym zdanie moje o ostatniej objawił, a zażądała tego odemnie i Redakcya "Przeglądu". Wiekiem sięgam wprawdzie nie do Sejmu Wielkiego, ale znałem dobrze ludzi, którzy w nim udział brali, dlatego Sejm Czteroletni, ostatnie lata panowania Stanisława Augusta, to dla mnie nie jest historya, to tradycya. A jednak nie śmiało biorę się do tej roboty, bo doskonale rozumiem całą jej trudność. Książki takiej, owocu olbrzymiej, kilkoletniej silnego umysłu pracy, frazesami zbyć niepodobna, niema też jej co zalecać, bo co rzadko, wszyscy ją czytali; warto tylko zastanowić się nad naturą i doniosłością sądów, zbadać ich przyczyny, a także wyprowadzić dla narodu polskiego naukę. Jeżeli dobrze autora rozumiem, o to ostatnie najbardziej mu chodzi, i chociaż prawie równocześnie wyszło u nas kilka dzieł historycznych pierwszorzędnej wartości i wywołało znakomitą polemikę, to podobno żadne tyle praktycznie użytecznem być nie może, co historya Sejmu Czteroletniego.
Aby o książce X. Kalinki mówić, aby sobie zdać sprawę z wypadków, charakterów i jego sądów, potrzeba cofnąć – (1) Drukowane w Przeglądzie Polskim, kwar. II, 1880 r.
się bardzo daleko, i to robi trudność tej pracy; bez tego nie zrozumie się nigdy ohydnej, ale fatalnej konieczności niektórych objawów zaprawdę niepojętych w społeczeństwie chrześcijańskiem, a które były naturalnym skutkiem politycznych błędów przeszłości. Jeżeli potrafię, spróbuję przedstawić krótko nieprzerwany ciąg gwałtów, zadanych naturalnemu organizmowi społeczeństwa, które doprowadziły do anarchii tak chronicznej, że Ruhliere napisał jej historyę, a która spotkała się przed ostatecznym upadkiem Ojczyzny z inną także fałszywą teoryą. Nastąpiła walka; organizm Rzeczypospolitej był za słaby, aby tę walkę wytrzymać: to jest przyczyna ostatecznego upadku i to jest nauka, która ostatecznie z dzieła wypływa, choć autor nie sformułował jej w ten sposób. Kiedy prawo rzymskie cesarskie, weszło do prawa publicznego całej prawie Europy, Polska przez wpływ humanistów zapewne, nie w Corpus Juris, ale w historyi Rzymskiej czerpała polityczną naukę. Na grunt już przygotowany przez rozbujała szlachtę, mało równoważoną jak w innych narodach przez monarchizm i "miasta, padły formuły republikańskie, i jak zwykle się dzieje, wyrazy czarodziejski wpływ wywarły na umysły, zwłaszcza kiedy pochlebiają już rozwiniętym namiętnościom. Namiętności te, obok mało wykształconego zmysłu politycznego, wcielone w człowieka genialnego, zniszczyły początek hierarchii i zaprowadziły najstraszniejszy indywidualizm, jaki rozum tylko pojąć może, bo poddały ogół woli pojedynka. Nie od razu zgubnej tej zasady okazały się skutki; teoryi fałszywej długo opierała się praktyka; wkońcu jednak, jak zwykle, zasada zwyciężyła i zatruła cały organizm spółeczny. Z niej popłynęła elekcya, z niej teorya równości, fałszywa tak w jednej warstwie, jak w narodzie; z niej potworne możnych pojedynków względem zagranicy stanowisko; z niej pochłonięcie wszystkich żywiołów społecznych przez jednę klasę; z niej owa duma szlachecka, która jak obywała się bez nauki, tak byle na swoim postawić, obywała się bez cnoty, bo prywata górowała nad dobrem Ojczyzny i sumieniem. Wiara, jeżeli prowadziła do expiacyi, to nie zawsze wstrzymywała od zbrodni; poddaństwo, pracujące na szlachcica, pogrążało go w próżniactwie, a temsamern i w ciemności. Zła wiara robi za to odpowiedzialnymi Jezuitów. Jezuici tego upadku nie sprowadzili: nie byli gorsi jak społeczeństwo, do którego należeli; powinni byli być dużo lepszymi; o to chyba żal mieć do nich słusznie można, choć zapominać nie należy, że ich szkoły jeszcze były lepsze od szkół Akademii krakowskiej, jak ich pisarze i kaznodzieje górowali stylem i logiką nad spółczesnymi, że moralność ich nigdy się nie obniżyła.
Najstraszniejszym symptomatem choroby, którą te przyczyny sprawiły, jest fanatyczne zamiłowanie błędnej zasady, która złego była przyczyną, zamiłowanie, które rosło z upadkiem narodu i z którego ani gospodarstwo obcych w Ojczyźnie, ani podrzędne stanowisko Rzeczypospolitej wobec państw innych wyleczyć nie mogło, a które, jak autor wykazał, tak silnie objawiło się jeszcze na Wielkim Sejmie.
W tymsamym czasie, kiedy Polska do ostatniej dochodziła atonii, powstawały na Zachodzie polityczne teorye, które za kilka dziesiątek lat miały rozbić cały wiekowy społeczeństw europejskich ustrój. Teorye te z gruntu fałszywe, choć dziś jeszcze popłacające u wielu, będąc młotem do rozbicia wypalonych form dawnego, zwłaszcza francuskiego społeczeństwa, bezpłodne, były do organizowania nanowo. Zasada wszechwładztwa ludowego, teorya kontraktu społecznego, zarówno jak liberum veto i równość szlachecka, jest błędną..
Polacy czy przenikliwsi rozumem, czy obznajomieni z zagranicą, porównywając upadek własnej Ojczyzny z rozkwitem ziem obcych, szukali tam przykładu, nauki i rady. Spotkali się jednak z niezdrowym społecznym ustrojem, z rozkładem moralnym i z teoryami, które niewypróbowane w praktyce, przedstawiane przez umysły świetne ale harde, dlatego właśnie zyskiwały zwolenników, że miały niby uwolnić ludzkość i z politycznych i z duchowych więzów. W salonach pani Geoffrin i panny l'Espinasse uczono się polityki, a do – brzy patryoci, ludzie zacni, zamawiali sobie u Roussa i Mablego recepty do wybawienia i naprawy Rzeczypospolitej. Całe to pokolenie świetne rozumem i ogładą, choć słabe charakterem, które opromieniło jasnym odblaskiem ostatnie chwile upadku Ojczyzny, wychowało się w atmosferze niezdrowej, zatruło umysły fałszem i chciało ratować organizm Polski, nie powrotem do naturalnych warunków życia narodów, ale zastosowaniem świeżo odkrytych i nabytych, a niewypróbowanych środków. Walka tych dwóch czynników tłómaczy wypadki w ciągu panowania St. Augusta, a zwłaszcza podczas Wielkiego Sejmu. Dwa fałsze wystąpiły naprzeciwko siebie, musiały zetrzeć już nie bardzo żywotne społeczeństwa siły. Kto tego nie uważa, ten nie zrozumie nigdy wypadków tej epoki, działania ludzi i falowania opinii; nie zrozumie, czemu upadek Ojczyzny był nieunikniony i czemu, bolesno powiedzieć, był tak sromotny; w końcu będzie sprawiedliwszy w sądach o ludziach i stronnictwach. Autor rozumie to doskonale, nie wypowiada, bo jego rzeczą opowiadać historyę, wyszukiwać dokumenta i zestawiać fakta, ale czytelnik uważny sam naukę tę wyprowadzi, a przedmiotem niniejszych uwag zrobić ją dostępną i korzystną dla mniej wprawnych.
Stanisław August w rodzinie swojej miał polityczną szkołę. Jeżeli obcowanie książkowe i osobiste z filozofią i publicystyką francuską pomięszało jego poglądy, to usiłowania wujów zwracały go na drogę praktyczną. Czartoryscy niewątpliwie znakomici statyści i miłośnicy Ojczyzny, nie wiedzieli, i w dobrej nawet wierze wówczas wiedzieć nie mogli, że naprawa wewnętrznych stosunków samoistnego narodu, może tylko własnemi… siłami nastąpić, a nie da się z obcą przeprowadzić przemocą: tak wprowadzili siostrzana na zgubną drogę, która, mimo rozumu i dobrej woli, w końcu do przepaści go doprowadziła. Stanisław August jak tylko zasiadł na tronie, zwykłym wyższego stanowiska wpływem, zrozumiał warunki rządu; w wyobraźni jego panowała może filozoficzna teorya, w praktyce szukał punktu oparcia dla swojej władzy. Czy wspomnienie młodości, czy wdzięczność, czy przewaga geniuszu, zrobiły go odrazu powolnym polityki rosyjskiej wpływom, badać dziś obojętna. Ale warto spytać, gdzie miał szukać siły, pomocy. Jedyni zacni ludzie w kraju, należeli do partyi saskiej, konfederacya radomska wykazała całą zgniliznę przez najzacniejsze, pozostałe w przeszłości uczucia, wyrwała się niewcześnie, a choć poetyczne zostawiła wspomnienia, bo ją opromieniło kilku heroicznych ludzi poświęcenie, musiała jeszcze bardziej popchnąć króla do Rosyi, która ulegając zarazem i własnej chciwości i zręcznej Prus polityce, pierwszy wywołała rozbiór. Gdyby nie Rejtan, Korsak, Sołtyk, Rzewuski, Załuski, nie byłoby prawie śladu oporu i godności. Pomijam szczegóły i uwagi nad tą chwilą, tylekroć robione, które tu nie należą; a uznaję wspólnie z autorem, że piętnaście lat od pierwszego rozbioru do Czteroletniego Sejmu, posłużyły królowi za pośrednictwem Rady Nieustającej do zaprowadzenia rządu, jak go od dwóch wieków Polska nie miała, do przygotowania przez szkoły to wojskowe, to cywilne, pokolenia, które mogło być narzędziem organicznem przyszłości; do naprawy ekonomicznej, a nadto obudzenia smaku w naukach, literaturze, sztuce i owej ogładzie, która cechowała Stanisławowskie czasy. Zasługi te rzetelne nie dawały mu powagi i siły, bo zawisł nad nim grzech pierworodny rosyjskiego wpływu przy pozyskaniu korony, a następnie zależność od dworu Petersburskiego i jego posła, który niestety, to urokiem łaski, to postrachem niełaski, panował nad tymi, co powinni byli być podporą i wierną radą króla. Tymczasem nowe dorastało pokolenie, jak nowe dojrzewały zasady. Wychowanie, wpływ Zachodu, większy w kraju porządek, Lunewilscy ludzie, wszystko to razem otwierało oczy na niebezpieczeństwa grożące narodowi, i dawało uczuć upokorzenie zależności od obcego dworu i obcego posła. Nowe to pokolenie żądało naprawy, jak i król jej pragnął; ale ostatni pojmował ją tylko w porozumieniu z Moskwą, kiedy pierwsi jako konieczny warunek uważali otrząśnienie się z ohydnego jarzma, a pojmowało naprawę na modłę, którą "wynaleźli Francuzi wymowni. " Sprzeczne interesa europejskich dworów, nowe stanowisko, które arrogowały sobie militarne Prusy, wojna turecka, szaleństwa Józefa II., nadwerężyły sobie gwarantujących dworów przychylność i stworzyły położenie, z którego zuchwałe zamiary gabinetu Poczdamskiego chciały, a może i umiały korzystać. Oto chwila, w której autor rozpoczyna swoje opowiadanie.
Wieluż jest takich, co biorąc do ręki znakomitą książkę, pojmują, ile ona, kosztowała pracy; jakich potrzeba zachodów, wytrwałości, sztuki, aby dotrzeć do archiwów, zebrać dokumenta, ocenić ich wartość, wyzyskać co potrzebne, opuścić co mniej ważne; jakiej siły umysłu, by fakta uporządkować, wyprowadzić wnioski, albo co trudniejsza, tak zestawić wypadki, takiem otoczyć je światłem, aby sam czytelnik wyprowadził i wnioski i naukę. Tylko gorąca miłość Ojczyzny i prawdy może natchnąć takie poświęcenie, tylko zaspokojenie sumienia może być nagrodą, a także słuszna nadzieja, że historya, owa mistrzyni królów i narodów, sama jedna jeżeli zrozumiana, może zapewnić przyszłość naszego. Tyle o autorze. Pochwały X. Kalinka nie czeka i nie potrzebuje. Niezrównany styl jego prostotą i jasnością, dziwny dar przedstawienia wyraźnie, jak na dłoni, najzawilszych rokowań i reasumowania przebiegu spraw bardzo skomplikowanych, jemu tylko właściwych, dowodzi, do jakiego stopnia opanował przedmiot.
Jeżeli Polska od wieku przeszło nie miała polityki zagranicznej, to zagraniczne państwa trudniły się wewnętrzną polityką Polski. Dlatego wypadki, kierunki, spory krajowe, nie mogą być i nie były nigdy zrozumiane bez dokładnej znajomości polityki równoczesnych państw europejskich. Dopiero natem tle można poznać i ocenić wypadki i ludzi, w tem dopiero świetle wszystkie czynniki występują zrozumiale, plastycznie, a niejedna zagadka dziejowa z ostatnich czasów może być rozwiązaną. Pierwszy wiedział o tem autor. Obraz położenia i polityki Rosyi, Austryi i Prus za – prawdę niezrównanie a po raz pierwszy nakreślony, wprowadza czytelnika w tę sferę, rzadko dla niego dostępną, a wprowadzać może, bo autor zbadał jak nikt archiwa zagraniczne i umiał użyć niezmierzonej liczby źródeł, które dotąd nieznane, stały jemu otworem. Tak czytelnik wie, z kim ma do czynienia, jakie cele każdego dworu, jakich używa środków, jakimi posługuje się ludźmi u siebie i u nas; i wie dokładnie, bo na podstawie tych pism oryginalnych, które dopiero prawdziwe odsłaniają zamiary, a mogły być dopiero w sto lat dostępnemi. Podziwiać tu potrzeba zuchwałe zamiary Poczdamskie, ostatecznie mające na celu pozyskanie miast i województw zachodnich; przenikliwą politykę ministra cesarskiego, nie mającego jednak siły przeszkodzić faktom, których przewidywał skutki, bo szaleństwo Józefa II, jak na wewnątrz tak na zewnątrz, siało wiatr, aby zbierać burze; i spokojną, głęboką politykę Katarzyny, która potrafiła wciągnąć Austryę w zgubną wojnę, odważnie znosi niepowodzenia tureckiej, a jakiekolwiek miała podówczas co do Polski zamiary, umie spokojnie znosić upokorzenia, które ją w Warszawie spotykają, a do których nie przywykła, zawiesza swoją zemstę, zrzeka się zamierzonego traktatu z Rzecząpospolitą, nawet wojska cofa, a ich przechody wstrzymuje, gotowa albo wspólnie z Polską i Austryą srogi wykonać na Prusach odwet, albo wspólnie z niemi resztą Polski się podzielić.
Wpośród takich sąsiadów stała Polska bezbronna i gwarancyą na bezbronność skazana, bez polityki wewnętrznej, jednolitej, bo jedno pokolenie ze swymi przesądami nie było wymarło, nowe nie dorosło, nie nabyło wpływu. Kilku zaledwie łudzi zdatnych i zacnych, ani jednego charakteru; także kilku awanturników politycznych, jak Branicki, Sapieha, Walewski. Na czele król rozumny, o dobro Ojczyzny dbały, znający warunki rządu i bytu narodów, ale jak przez obce wpływy otrzymał koronę, tak ulegając obcym wpływom, utracił część kraju, a resztą rządził, ulegając natchnieniom carowej i jej posła, w otoczeniu Rady Nieustającej, złożonej z ludzi wątpliwej wartości. Kraj podnosił się materyalnie, umysłowo, wojskowo, administracyjnie, ale naród właśnie wskutek tego postępu czuł dotkliwiej upokorzenie, a widział dokładniej otwartą przepaść. Powstała jakaś ogólna obawa i ruch nieokreślony; wrzało jak w kotle, ale przy braku zupełnym znajomości spraw politycznych, dawnych przesądach, nowych aspiracyach, egoizmie małych, antagonizmie wielkich, posługiwano się, jak zwykle, w takich wzburzenia chwilach słowami, godłami, które grupują i roznamiętniają massy. Widać to najlepiej tak w wyborze kandydatów do poselstwa, jak w instrukcyach sejmikowych. Aukcya wojska "byle obywatelom nie przynosiła ciężkości. " Zniesienie Rady Nieustającej, wysłanie do zagranicznych dworów wielkich posłów, obciążenie podatkiem duchowieństwa, ograniczenie władzy królewskiej, oto są żądania, które lauda zawierają mniej więcej wyraźnie. Wpośród takichto usposobień, dążności, obaw, które umiał wyzyskiwać, dając zdradliwe nadzieje król pruski, zwołany został i otwarty sławny Sejm Czteroletni.
Praca niniejsza nie jest streszczeniem dzieła, przypuszcza dokładną jego i wogóle historyi owych czasów znajomość, ma jedynie posłużyć do ułatwienia sądu.
Byłato istna wieża Babel. Jedni przybywali z obroną liberum velo i obawą absoluti dominu; drugim szło o władzę hetmańską; kilku magnatom o osobisty wpływ i stanowisko; nowej politycznej szkole o zastosowanie do krajowych potrzeb zasad, w których prawdę wierzyła, w nadziei, że same tylko wyratować go potrafią. Opinia już dosyć silna, objawiająca się na galeryi, w salonach, broszurach, nie wiedziała, czego ma pragnąć, wiedziała tylko, że przewaga Moskwy była zgubną, hańbiącą, chciała ją złamać jakimkolwiekbądź sposobem i kosztem.
Sejm otwarty 6 października 1788 r. zawiązał się zaraz po wyborze marszałków w konfederacyę ze zmianami w przygotowanym akcie, które odrazu kierunek opozycyi wskazały. Dowolność dawna nie dopuściła, aby jakakolwiek tradycya wyrobiła się w obradach; regulaminu Sejmy, czy zwyczajne czy skonfederowane, nie znały. Do chaosu w kierunkach przystąpił chaos w obradach ludzi, których nie wychowała ani nauka, ani polityczna praktyka. Posłów Sejmu Wielkiego pamiętam wielu. Znałem dobrze z wybitniejszych Linowskiego, Sołtyka, Łubieńskiego, Niemcewicza; bardzo młodo zwracałem uwagę na kwestye polityczne, a umiałem słuchać. Sądy o królu były zwykle surowe w ustach ludzi, którzy nie mogli mu darować zmienności w ostatnich panowania czasach. Zwrotu na własne popełnione błędy nie było, czystość zamiarów tłómaczyła wszystko. Za to częste rekryminacye na kierunek Kołłątajowski, na pełne egoizmu warcholstwo Branickiego. Czyby kto miał cierpliwość (a miałem ją za młodu) wczytać się w dyaryusz Sejmu, czy go tylko pozna z książki X. Kalinki, to zrozumie doskonale, że taka reprezentacya wśród takich okoliczności i politycznego otoczenia, Polski zbawić już nie mogła. Na co zda się dziś potępiać, choć wiele na potępienie zasługuje, raczej z tych przykładów korzystać, bo jeszcze korzystać warto, choćby tylko dla wyrobienia sobie zdrowego sądu o przeszłości, który już sam na przyszłość przeważnie wpłynąć może.
Ze pewna fatalność, wytwarzana grzechami długo popełnianemi, ciążyła nad narodem, który na korzyść jednej klasy zaabsorbował wszystkie żywotne czynniki, niema wątpliwości. W chwili, kiedy należało skarb zorganizować, wojsko utworzyć, mocarstwom zagranicznym dać rękojmię silnego, wewnętrznego organizmu, kiedy przeto skoncentrowanie władzy w osobie króla było wskazane, Sejm, a tutaj działało łącznie staropolskie i postępowe stronnictwo, odbiera Stanisławowi Augustowi jedne po drugiej wszystkie atrybucye majestatu, a rządy we własną bierze rękę. Warto zastanowić się tutaj, jak najgorsze błędy obydwóch stronnictw, które już dokładnie się rysują, do jednego tu zmierzają celu. Ci, którzy widzieli wszędzie absolutum dominium i ci, którzy już przemawiali w imieniu wszechwładztwa ludu, wyrywają z rąk monarchy władzę, której użyć sami ani mogą, ani umieją, ale mają wymówkę przed sumieniem i Ojczyzną, że możeby król użył swojej władzy na korzyść Rosyi. I w tem jest istotna fatalność położenia, bo dlatego tych politycznych ludzi ani uniewinnić, ani potępić nie można. Straszne kary grzesznej przeszłości, która wlecze za sobą jak ogon smoka zionący ogniem i zniszczeniem; i tu znajdują zastosowanie słowa wieszcza, niemniej znakomitego polityka, jak poety, o Sicińskim: "On był winien nic jednej, ale wszystkich zbrodni. " Wszystkie te zbrodnie utworzyły tragiczne Sejmu Wielkiego chwile, że jak we śnie chciał, a nie mógł się ruszyć z miejsca. I współcześni i późniejsi robią króla odpowiedzialnym, bo najwygoduiej składać winy swoje na ofiarnego kozła. Nie było też, prawdę mówiąc, dotąd dokumentów na jego obronę. Dostarczyło ich archiwum berlińskie, z których dopiero poznaliśmy całą przewrotność brandenburskiej polityki i korespondencyę prywatne króla dotąd nieznane, a które dowodzą, do czego dążył i jak umiał przeniknąć berlińskie podmuchy, dowodzą zarazem, że pojmował tylko naprawę Rzeczypospolitej w sojuszu z Katarzyną.
Zestawienie tych dokumentów łącznie z własnem działaniem Stanisława Augusta w Sejmie, podnosi jego osobistośći o głowę góruje politycznie nad wszystkimi spółczesnymi; to nie jest skutek stronniczego autora zapatrywania, ani sądu, on przedstawia wypadki, ludzi, pobudki; czytelnik sądzi, a każdy czytelnik polityczny uzna, że u króla był rozum stanu, jak każdy czytelnik patryota wspólnie z autorem żałować będzie, że ten pracownik, mowca, dyplomata nie był zarazem człowiekiem zasad, charakteru i odwagi.
Podobno X. Kalince zarzucają i ma ten zarzut być w osobnej sformułowany książce, że Stanisława Augusta zbyt uniewinnia, a dokumenta niedokładnie podaje. Co do drugiego zarzutu, to zapewne nie zostanie w odpowiedzi dłużnym, ja zaś winienem poświadczyć, że pracował na podstawie oryginalnej, kilkunastoletniej, dopiero dziś dostępnej z Debolim korespondencyi, na podstawie aktów kancelaryi, osobistej królewskiej, która przez lat kilkadziesiąt musiała być w ukryciu trzymana. Co do pierwszego każdy mu zaprzeczy. Jesteśmy w chwili, gdzie rehabilitacye wszystkich ludzi, których historya potępiła, w modzie. O rehabilitacyi niema tu mowy, fakta mówią, dokumenta świadczą; czy miał je fałszować, albo na złe tłómaczyć? Król broni zdolnie każdego ostatka władzy, w zarządzie wojska, skarbu, polityki zagranicznej. Duch Sicińskiego powstaje, wciela się to w opętanych, jak Suchorzewski, to w awanturników, jak Branicki, to w doktrynerów, jak Rzewuski. Naraz zjawia się fałsz nowy w postaci ducha nowożytnego, łączą się wszędzie, gdzie wspólna negacya, choć widocznie mają cele inne i różne drogi. Na czele stoją ludzie zdolni, niepokalanego imienia, wychowani we Francyi albo na francuskim gruncie bez moralnej podstawy, wielu należy już do masonów.
Przerzucając oryginalne polskich masonów akta, nie znalazłem śladu wyższych stopni i wyższych celów. Jedno tylko pismo czy mowa jakiegoś Niemca, przysłanego do lóż warszawskich w r. 1784, zdradza głębokie poglądy i w tajemniczym języku prawdziwe dążności. Jak najznakomitsi politycy tej szkoły pojmowali dzieło konstytucyi, najlepiej przekonywują "Zasady do poprawy Rządu, " zredagowane przez Ignacego Potockiego. Umysł trzeźwy nie mógł się oprzeć logicznym następnościom fałszywej zasady, a właśnie projekt ten dowodzi prawdy uwagi wyżej zrobionej, że polski republikanizm łączy się w każdej negacyi z rewolucyjnym francuskim, równocześnie głoszącym prawa człowieka. Marszałek Litewski zaleca wszystkie niemal błędy, które praktyka potępiała w Polsce, i te, które teorya stawiała dla Francyi i króla elekcyjnego, i wszechwładztwo ludu i Sejm gotowy i władzą w nim wykonawcza.
W miarę jak Sejm postępuje, puszcza na pastwę namiętnych dyskusyj i niepewnego, a często fakcyjnego wotowania, zarząd wojska, skarbu, dyplomacyę, nie wiedząc, że staje się narzędziem pruskiej polityki.
Tutaj zatrzymać się wypada. Wrażliwość polskiego narodu miała dwie przyczyny: gwałtowność w uczuciu i grubą nieznajomość stosunków świata i ludzi. Co tylko zdawało się Rosyi, przeciwne było narodowi: czy król pruski wskutek swego położenia, tradycyi, wobec konieczności zaokrąglenia państwa Toruniem i Gdańskiem, mógł być przychylnym utrzymaniu Polski rządnej i silnej? Na to żaden z naszych mężów politycznych nie zwrócił uwagi. Jakże, nie byłoż jednego roztropnego człowieka? a czy kobiety intrygujące z Luchesinim, miały wywierać wpływ większy, niż przezorność króla i prymasa? Społeczeństwo, które nie ma ludzi przewodnich, albo słuchać ich nie chce, musi paść ofiarą własnej niemocy, a obojętna, czy go wiodą wielkie panie, czy gawiedź uliczna.
Nie streszczam dzieła, więc szczegóły pomijam, ale niepodobna nie podnieść mistrzowstwa, z jakiem cały ten obraz negocyacyj, obrad, intryg najzawilszych, a które równocześnie w kraju i za granicą się rozwijały, jest przedstawiony; jak każdy znakomity człowiek, jest zcharakteryzowany, a jaki spokój w sądzie. Dwa razy tylko i słusznie unosi się X. Kalinka, kiedy mówi o bezecnym epizodzie ukraińskich buntów i o łupiestwie dokonanem na biskupstwie krakowskiem; tam trwoga, tu chciwość, dwie najszkaradniejsze słabości namiętności ludzkich. Pierwsza zostawiła krwawe wspomnienie ostatnich Lackich na Ukrainie rządów, drugie dało pierwszy przykład targnięcia się na dobra kościelne, nie rządu, ale narodu, który mienił się i był katolickim, ale bezwiednie fałszywych słuchał już proroków: i tu znowu odbijały się dawne i nowe prądy.
Kończąc, obejrzał się autor na epokę opowiedzianą i streścił tom cały. Jeżeli w naszym narodzie jest, jak nie wątpię, i wola i możność, nie mówię już poprawy, ale odzyskania wszystkich warunków życia, to ustęp ten dzieła drogę do niego wskaże. Społeczeństwa długo chowają zarody złego, co zrosły się z ich przeszłością. Przez cztery wieki wady, które już Długosz wytykał u Polaków, potęgują się z czasem i przynoszą owoce.
Co dziwnego, że jedno pokolenie nie starczyło, aby je naprawid. Kto przeczyta ostatni rozdział tomu, a w tym obrazie sama i niejednostronna prawda, jeżeli trochę z polityką obeznany, zapyta: czy społeczeństwo takie mogło powrócić własną wolą i usiłowaniem do naturalnych warunków życia narodów. Deus fecit sanabiles nationes terrae. Słowa te księgi, która nie myli, są największą pociechą i otuchą dla nas, ale środki tego wyzdrowienia różne, prawie zawsze heroiczne a bez roztropności i dobrej woli nieskuteczne.
Były społeczeństwa, które dojrzewały pod srogim despotyzmem, co różnorodne atomy zbijał w jednolitą masę, wyrabiały się inne w krwawych wewnętrznych zapasach. Naród polski, który dał światu zgorszenie chrześcijańskiej społeczności popadłej w anarchię, oddała Opatrzność da szkoły niewoli i cierpienia, kędy płacz i zgrzytanie zębów. Nie usprawiedliwia to zgoła zbrodni, która na naszej popełniona Ojczyźnie, a tem mniej zaborców, ale tłómacząc powód tak wielkich nieszczęść, wskazuje, jak z nich korzystać.
Niezbadane są Opatrzności drogi; mawialiśmy i ja sam mawiałem: "największem nieszczęściem nie to, żeśmy zabrani, ale że rozdzieleni. " Nieprawda. Właśnie rozdział sprawił, że wskutek politycznych interesów, antagonizmu, czasem wskutek osobistego usposobienia monarchy, stanu kultury, albo prawa publicznego zaborczego rządu, to ta część, to owa Polski, albo mogła wyrabiać organiczne żywioły, albo byt materyalny, albo przeprowadzać ważne, konieczne społeczne zmiany i naukowo się kształcić. Szczegółów i przykładów nie wskazuję, bo roztropny czytelnik sam je odgadnie, a nieroztropny, albo uprzedzony nie zrozumie. To tylko bolesne, że im więcej dawnych zostawiono nam przywilejów, tem mniej umieliśmy z nich korzystać.
Co zrobiły kraje zabrane, kiedy im zostawiono prawodawstwo, przywileje, sądy? Dzięki dwu wielkim obywatelom i kilku uczonym, Krzemieniec i Wilno zachowały szlachetniejsze żywioły w społeczeństwie, co używało i nadużywało życia, dostatków i swobody, ale które nie zrobiwszy nic dla stosunku z ludem, mniemało, że dosyć wywiąże się Ojczyźnie, kiedy w chwili zapału i nadziei odda na jej usługi krew i majątek.
Królestwo Polskie, a powtarzam to, choć pamiętam, jakie wywołało i wiem, jakie wywoła patryotyczne oburzenie – Królestwo Polskie powstaniem 29-go listopada, mimo całego heroizmu walki, mimo zdobytej na polu bitwy chwały, a chwilowego odzyskania sympatyi bezowocnej Zachodu, zmarnowało instytucye, wojskowe, polityczne, administracyjne, które było szkołą do każdego zawodu narodowego życia, tem lepszą, że jeszcze pod niejaką trzymane kontrolą. Nie tu miejsce dyskutować, jakie wywołały je wpływy, choć główne czynniki i ofiary najczystszą pałały miłością Ojczyzny i w sumieniu spełniały obowiązek, ale to pewna, że kiedy na widok łuny nad Belwederem i na okrzyk "Jeszcze Polska nie zginęła, " miasto, kraj, powagi narodowe nie śmiały, prawdę mówiąc, nie mogły wstrzymać ruchu, którego zgubność przewidywały: – to dowodzi, że społeczeństwo nasze nie było dostatecznie wyrobione, dość przygotowane do samoistnego życia, które koniecznie wymaga odwagi, rozwagi i tej siły, która czekać umie. Słyszę, że taka mowa, to poniewieranie ideami narodowemi, gaszeniem Znicza, co jest symbolem życia duchowego. Zaprawdę, ani pozytywista nie byłem, ani utylitarnej polityki zwolennikiem; że bez wyższego duchowego natchnienia, miłością pobudzonego, ani społeczeństwo, ani pojedynczy człowiek nic nie zrobi, dobrze mi wiadomo. Ależ w dobrej porozumiejmy się wierze. Czy ideałem ma być tylko zbrojne powstanie – czy nie jest wyższym, w każdym razie trudniejszym ideałem gotowanie pracą, nauką, praktyką życia publicznego, a cnotą prywatnego tych sił moralnych i materyalnych, których brak podczas Wielkiego Sejmu czuć się dawał; czy Znicz ma świecić światłem albo ogrzewać płomieniem tylko w lesie pod dębem, albo w tajemnicy spisku, a nie w tym Kościele, który, kiedy wszystkie zawory społeczne pękły, sam jeden utrzymywał Polskę w jakiej-takiej jedności i moralnym ustroju. To są prawdy i uwagi, które umysł konsekwentny wyprowadzi z dzieła X. Kalinki, a wyprowadzi je tembardziej, że zdaje się, że nasz naród trafił po jeszcze cięższych próbach na właściwą polityczną drogę, choć mnie i każdemu wytrawnemu wiadomo, że bez ofiary krwi i walki kiedyś się nie obejdzie. W drugim tomie zobaczymy zapewnie, jak wyjaśniły się wskazane przez nas kierunki, a przez praktykę wykształcili ludzie. Ale czas był stracony, było już zapóźno. Dzień 3-go maja opromienił upadek, ale go wstrzymać nie potrafił.
Tu powinienbym stanąć; ponieważ jednak wątpliwe, czy tego drugiego doczekam tomu, zastanowię się nad dalszym sejmowych i krajowych spraw przebiegiem.
Ktokolwiek uważał, co mówiłem o podwójnych zasadach i prądach, które ze sobą walczyły, i o działaniu króla, który usiłując utrzymać pomiędzy nimi równowagę, był wystawiony na ich pojedyncze a czasem łączne pociski, ten musi postrzegać, że w miarę jak zbliżała się katastrofa, słabną siły staroszlacheckiego stronnictwa, a liczbą, wpływem, poparciem opinii, góruje nowa polityczna szkoła. Nowe do Sejmu posłów wybory żywioł ten powiększają. Niemcewicz pisze Powrót posła, fraki miejsca ustępują kontuszom, i jak często u nas bywało, słowa, godła, zamiast czynów. Nie obeszło się bez wpływu rewolucyi francuskiej, która już pełnemi płynęła brzegami. Owi magnaci, którzy tak zaciekle bronili dawnych Rzeczypospolitej ustaw, wolności, artykułów hetmańskich itp., i w tem byli pewnego rodzaju konserwatystami, wzięli ztąd assumpt do upatrzenia w nowym Sejmie kierunku jakobińskich dążności, a tak równocześnie obawa utraty przywilejów, jak i niby dbałość o ratowanie społeczeństwa od przewrotnych wpływów, miało tłómaczyć związki ich z Petersburskim dworem. W tymto czasie, jak mi z ustnej wiadomo tradycyi, stronnicy rosyjskiego aliansu zażądali porozumienia z partyą narodową. Zebranie było u Chreptowicza. Obecni Potoccy, Małachowski, Linowski, Niemcewicz, z drugiej strony Kossakowscy, Ankwicz, Ożarowski, zapewne i więcej, o których nie wiem albo nie pamiętam. Czy w złej czy w dobrej wierze, wywołano konferencyą, ani wiem, ani przesądzać mogę, ale zagaił biskup Kossakowski słowy: Wszyscy, jak tu jesteśmy, kochamy zarówno Ojczyznę i chcemy ją ratować; my rozumiemy, że to się uda tylko z pomocą Imperatorowej, wy własnym ufacie siłom. Dobrze, jeżeli się mylimy, to stanowczo zrywamy z Rosyą, dróg i przekonań zrzekamy się swoich, ale pod jednym warunkiem: to jest wypowiedzenia natychmiast wojny imperatorowej, pospolite ruszenie, walka na śmierć i życie. – Na to Ignacy Potocki: Kraj do wojny nieprzygotowany, aukcya wojska na papierze, z Prusami należy się wprzód porozumieć, na los szalonego kroku Ojczyzny przyszłości puszczać nie można. Odpowiedzieli Ankwicz i Kossakowski: kiedy nie, to nie, jeżeli zaraz powstawać nie chcecie czy nie możecie, to my do naszych dróg i praktyk wracamy. Tak się skończyło to rokowanie, które, powtarzam, w złej czy w dobrej było rozpoczęte wierze, zawsze dowodzi, jak były trudne okoliczności i decyzyą w narodzie, który nie miał tradycyjnej polityki, ale którego wielkie rodziny od lat kilkuset do familijnych z zagranicą nuwykły stosunków. Co mogło dziać się wtenczas w duszy Stanisława Augusta, którego długie nawyknienie ciągnęło do Rosyi, który zarazem nie chciał zrywać z narodem, którego rozum przenikał zdradę pruską, oceniał pobudki partyi hetmańskiej, rozumiał może polityczną wartość konstytucyjnego stronnictwa, a z rzetelnem poświęceniem przewodnicząc pomiędzy sprzecznymi kierunkami, nie miał odwagi i charakteru, aby wybrać jednę drogę i wiernym jej pozostać! To jest zarzut, który słusznie królowi zrobić można; nie wymawiam mu braku zasad, zasad nikt w tym czasie nie miał, nie wyrabiają się one w epokach krytycznych, ale dopiero w organicznej chwili. W czasach i wśród nauki, która wychodziła abstrakcyjnie z ideału, kto znał warunki, wedle których wykształcają się konstytucyę narodów? Dziś po stu latach mało kto rozumie, że powstają i wykształcają się naturalnie wedle żywiołów składowych, a nie dadzą się stworzyć dowolnie. Thomas Payne twierdził podówczas że ten tylko obywatel wolnym nazwać się może, który w kieszeni nosi konstytucyę swojego narodu. Jakgdyby orzeczeniem na papierze dały się wytworzyć i zrównoważyć te stosunki i siły społeczne, których gra stanowi życie narodów a wolność im zapewnia. Autor Czteroletniego S ej m u nie pisze traktatu o prawie publicznem, ale pisze historyę; tak ją jednak pisze, że ta nauka z opowiadania wypływa. To jest główna jego zaleta i dlatego spokojnie przyjmować może zarzuty: że na tle obrazu nie ma więcej szczegółów narysowanych, któreby lepiej stan społeczeństwa, miasta, obyczajów dały poznać, że w charakterystyce ludzi wybitniejszych kontury nie dosyć wyraziste nakreślone, a przez to całość nie ma tego życia, barwy i plastyczności, jakie podziwiamy w Macaulay'u, Tainie. Sposobu pisania autorom narzucać nikt nie ma prawa, a jest on zawsze wypływem osobistości. O stylu dawno powiedział Buffon: Le style c'est Uhomme. Tem bardziej księga to człowiek; ta, którą mamy pod ręką, musiała być poważna. Zostawia pamiętnikom szczegóły obyczajowe, na które dostatecznie wskazano, i jaskrawszą charakterystykę ludzi wpływowych, i to co dał, wystarcza, aby ich osądzić. Wydobył z cienia osobistości, jak Komarzewski, Deboli, które sto lat czekały, aby im oddano sprawiedliwość, a które pięknie odbijają od zabiegów dumy rodzinnej, albo osobistego interesu i jakiegoś niby kawalerskiego a pełnego egoizmu zuchwalstwa.
W Sejmie Czteroletnim tak, jak przedstawiony, za wiele materyału, aby go odrazu ocenić i strawić; zdaje mi się, że długo z tej kopalni czerpać będą, a da pochop może mnie samemu do dalszej pracy. Czytany, jak rzadko to się zdarza w naszej literaturze. Szczęśliwy to i dla autora i dla społeczeństwa moralnego zdrowia objaw.Do księdza Stefana Pawlickiego C. R.
Szanowny O. Stefanie.
Na Twoje żądanie, o Pamiętnikach księcia Adama zaczynam, ale czy skończę? a jeżeli skończę, czy moje poszlę Ci pismo?
Chwalić księcia Adama niepotrzeba; czy wolno go sądzić? czy to zadanie nadto trudnem i niewdzięcznem nie jest?
Jeden z najczystszych, źle mówię, najczystszy z naszych czasów, a może i dawnych, zdaje sprawę z najważniejszej epoki swojego życia i wieku, nie opowiadaniem, ale aktami; przedstawiać się tak albo inaczej, tłómaczyć chęci lub zamiarów nie myśli, winy na innych nie składa, podaje nam to co mówił, pisał, albo w urzędowym charakterze, albo prywatnym, do monarchy wszechwładnego, nieraz wszechpotężnego; w otoczeniu to wrogiem, to uprzedzonem; w stosunku, któremu podobno historya równego nie zna; raz go tylko poeta w dramatycznym ideale przedstawił. Co tam zdawało się tylko poezyą, a zdaniem poważnych sędziów hazardowną, to tu widzimy w rzeczywistości.
–- (1) Drukowane w Przeglądzie Polskim, w Nrze 258, w 1887 r.
Wypadnie mi zatem sądzić ks. Adama i sądzić Aleksandra I. Może to zawiele, spróbuję.
Książę opowiedziawszy w narracyi przerwanej śmiercią, jeżeli nam daje pociągający młodości, uczuć swych, rodziny i społeczeństwa obraz, to niewiele dla publiczności czytającej daje nowego. – W niezrównanej książce Bronisław Zaleski, zapewne z tegoż czerpiąc źródła, opowiedział, czem był ojciec i dziadowie, opowiedział, " czem była jego młodość, a nie wiem, czy jaka starożytna rzeźba z większą prawdą, prostotą i powagą przedstawiła walkę bohaterską przez olbrzymów stoczoną, choć nie zawsze chwali broń, której używali. Wspaniały to wstęp do księgi Kalinki, któryby go się nie wyrzekł. Tęsamą epokę, obraz tych samych niemal ludzi, czerpiąc z tychsamych źródeł, skreślił w sposób więcej anegdotyczny Ludwik Dębicki. Ze się posługiwał Zaleskim, wymówiono mu niesłusznie. Mówiąc o jednych czasach i ludziach, na podstawie jednych źródeł, musiał się z nim spotkać, a że nie potrzebował posługiwać się poprzednikiem, dowiódł w drugim tomie, którego czasów Zaleski nie dotykał" a który właśnie z dwóch najznakomitszy. Gdyby, po tak długiej publicystycznej pracy było potrzeba dowodzić, że Ludwik Dębicki jest pisarzem politycznym, to rozdział II jest tego dowodem. Ale nie o to idzie obecnie. – Wiadomo, jakie dla osoby ks. Adama i jego pamięci mam uszanowanie, ostatnia publikacya jeszcze je potęguje aż do ideału; o to mi idzie, aby w prawdzie politycznej postawić naprzeciw siebie ks. Adama i Aleksandra I na tle wypadków początku naszego wieku, wobec dążności rozumnego, największego miłośnika Ojczyzny, a cara, może marzyciela ale który pięknie i podniośle marzył.
Powtarzam, historya nie zna podobnego wypadku, i dlatego tak trudno, z dobrą mówiąc wiarą, ocenić, co w tem było prawdziwego, możebnego i politycznego. Pisze się dla tych, którzy Pamiętnik czytali i znają całą tragiczność sytuacyi młodego człowieka wielkiego rodu, gorejącego miłością Ojczyzny, dla której tylko co walczył; obdarzonego charakterem przejrzystym jak kryształ, a kiedy szło o wartość moralną, jak on twardym, rzuconego na dwór najbardziej względem Ojczyzny winny, zepsuty, a przytem nie bez blasku, który geniusz niecnej kobiety, na ten dwór, na ten naród rozlewał.