- W empik go
Pitaval krakowski - ebook
Pitaval krakowski - ebook
Tytuł książki nie jest oryginalny. Pitaval to nie tylko nazwisko słynnego prawnika francuskiego, który w roku 1734 zapoczątkował w Paryżu serię słynnych wydawnictw pod tytułem Causes célčbres et intéressantes, obejmującą opisy głośnych procesów karnych. To także wywodząca się z czasów tego właśnie wydawcy potoczna nazwa zbioru opisów procesów karnych. Tytuł nie jest oryginalny jeszcze z innego powodu. W Polsce opublikowano już liczne pitavale pióra Stanisława Szenica, Wandy Falkowskiej, Kazimierza Larskiego, Barbary Seidler, Mieczysława Szerera, by wymienić tylko niektóre. Pitaval krakowski jest nawiązaniem do tej serii. Opisane zostały sprawy rozpatrzone tylko do 1939 r. Decydowała o tym konieczność zachowania dystansu czasowego. Są jednak – zdaniem autorów – pewne różnice dzielące tę książkę od innych pitavali. Chodzi przede wszystkim o dobór tematu. Zamierzeniem autorów było zebranie takich spraw sądowych, które w pewnym okresie były najgłośniejsze, które – choć czasem nie przedstawiały zagadek kryminalnych – świadczyły o ówczesnym układzie stosunków społecznych i stopniu rozwoju kultury społeczeństwa. Jest to zbiór spraw krakowskich, a więc tych, które rozegrały się w mieście Krakowie i które były rozpoznawane w zasadzie przez sądy krakowskie. W obręb pracy weszły tylko procesy kryminalne. Tak się już bowiem utarło, że pitavale to zbiory takich właśnie procesów. Opisywane procesy sądowe zostały przedstawione na tle środowiska krakowskiego, połączone z ówczesnymi wydarzeniami i ukazane w scenerii starego Krakowa. W związku z tym nieuniknione stało się niekiedy wyrażenie własnego poglądu krytycznego na dotychczasowy sposób interpretacji historycznej lub prawniczej opisywanych zdarzeń.
Spis treści
Przedmowa
KRONIKI KRYMINALNEJ KRAKOWA CZĘŚĆ I
Wprowadzenie (S. Salmonowicz)
Sprawa Andrzeja Wierzynka (S. Salmonowicz)
Proces przeciwko miastu (S. Waltoś)
Spór kanonika Czarnkowskiego z żakami (S. Salmonowicz)
Bartosz z Lusiny, złodziej pieczęci królewskich (S. Salmonowicz)
Ścięcie magistra Franciszka Wolskiego (S. Salmonowicz)
Samuel Zborowski (S. Salmonowicz)
Kraków – miasto tumultów (S. Salmonowicz)
Zabójstwo Heleny Straszowej (S. Waltoś)
Krew w kościele Mariackim (S. Waltoś)
Zajazd na klasztor (S. Salmonowicz)
„Zły” w Krakowie (S. Salmonowicz)
Przedziwne kata przygody (S. Waltoś)
KRONIKI KRYMINALNEJ KRAKOWA CZĘŚĆ II
Wprowadzenie (S. Salmonowicz, J. Szwaja)
O obrazę honoru generała Pawła Grabowskiego (S. Salmonowicz)
Sprawa Barbary Ubryk (S. Salmonowicz)
Tajemnica domu „Pod Rakiem” (J. Szwaja)
Zamordowanie profesora Ludwika Zejsznera (J. Szwaja)
Tragedia małżeńska (J. Szwaja)
Melpomena w opałach (S. Salmonowicz)
Procesy Janiny Borowskiej (S. Waltoś)
Zbrodnia obok odwachu (S. Salmonowicz)
Strzały i rykoszety (S. Waltoś)
I telepatię w śledztwie stosowano... (S. Waltoś)
Dramat „pięknej Zośki” (S. Waltoś)
Powrót po śmierć (S. Waltoś)
Maliszowie (S. Waltoś)
Prawdziwe brylanty fałszywej hrabiny (J. Szwaja)
Były sędzia oskarża (J. Szwaja)
Indeks nazwisk
Kategoria: | Historia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-242-6527-5 |
Rozmiar pliku: | 10 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Obecne wydanie Pitavala krakowskiego jest w kolejności szóstym. Pierwsze wydanie (nakładem Wydawnictwa Prawniczego w Warszawie) z roku 1962 obejmowało jedynie 18 szkiców. W 1968 roku w Wydawnictwie Literackim ukazało się znacznie rozszerzone wydanie naszej książki, obejmujące w dwutomowej edycji aż 29 szkiców. Wydanie czwarte z 1993 roku zawierało pewne uzupełnienia wynikające m.in. z faktu, iż nie obowiązywała już cenzura komunistyczna (szkic m.in. o zbrodni w księgarni Gebethnera), jak i należało uwzględnić pewne zmiany w krajobrazie współczesnego Krakowa, skoro zawsze staraliśmy się odnaleźć w dzisiejszym Krakowie ślady materialno-wizualne dawnych wydarzeń. Obecne wydanie natomiast ukazuje się już w niezmienionym kształcie. Możemy sądzić, iż nasz skromny zbiór szkiców z dziejów kryminalnych Krakowa wytrzymał próbę czasu, znajdował w poprzednich generacjach czytelników uznanie i stąd liczymy na zainteresowanie nowych generacji miłośników starego Krakowa. Warto się może pochwalić opinią etnologa i historyka, prof. Ludwika Stommy, znanego także jako autor felietonów w „Polityce”. Ludwik Stomma był autorem kilku popularnych książek z historii Polski. Rozważając kiedyś lekturę „pitavali” jako pewnego gatunku literacko-naukowego, L. Stomma napisał o naszej książce: „…znakomity, istna perła gatunku” („Polityka” nr 35 z 30 VIII 2003, s. 98).
Czym były i są „pitavale”? Przypomnieć tu trzeba, iż Pitaval to nie tylko nazwisko prawnika francuskiego, który w Paryżu, w roku 1734, zapoczątkował serię słynnych wydawnictw z kroniki kryminalnej pt. Causes célèbres et intéressantes. Już od końca XVIII wieku i w XIX wieku w wielu krajach europejskich powstawać poczęły zbiory opisów spraw karnych, które uzyskały szybko potoczną nazwę, często uwidacznianą w tytule – „pitavali”. Tak więc tytuł naszego zbioru szkiców wywodzi się z tej tradycji, która dzisiaj w Polsce jest dobrze znana. Po II wojnie światowej jako pierwszy zyskał sobie zainteresowanie prawnik i dziennikarz warszawski, Stanisław Szenic1. W ostatnich latach można by ułożyć sporą listę książek, które mają charakter „pitavalowy”, choć nie zawsze jest to uwidocznione w tytule. Powołać możemy jako szczególnie udane dawniejsze książki reporterki sądowej Barbary Seidler, Wandy Falkowskiej czy wybitnego prawnika Mieczysława Szerera2. Zazwyczaj powstające w ostatnim dwudziestoleciu pitavale mają charakter ograniczony terytorialnie bądź tematycznie. Dobór omawianych spraw i sposób ich przedstawiania nieraz mocno się różnią. Zazwyczaj literaturę faktu tego typu uprawiają dziennikarze, rzadziej historycy. Czasami urok sensacyjności dominuje. Rzecz jednak w tym, naszym zdaniem, iż pitavale winny być fachową literaturą faktu: można w nich stawiać w sytuacjach niejasnych pytania czy formułować hipotezy, ale nigdy nie należy odchodzić ani na krok od poznanych źródeł historycznych czy współczesnych sądowych. Kiedy układaliśmy naszą książkę, zamierzeniem, które zrealizowaliśmy, było wybranie takich spraw sądowych czy karnych, które z tych czy innych względów były w swojej epoce albo później szczególnie głośne, ale i takie, które choć nieraz nie stanowiły żadnej skomplikowanej zagadki historycznej czy kryminalistycznej, to świadczyły wyraziście o ówczesnych stosunkach społecznych, mentalności i kulturze epoki. Nade wszystko zaś autorom piszącym owe szkice w Krakowie chodziło o takie sprawy krakowskie, które rozgrywały się – w sposób nieraz niezwykle ciekawy – w scenerii starego Krakowa. Nie unikaliśmy własnej interpretacji historycznej, a zwłaszcza prawniczej, ale sięgaliśmy wszędzie tam, gdzie to było ówcześnie możliwe, do autentycznych akt czy ksiąg sądowych i innych materiałów źródłowych.
Kraków i Warszawa to dwa miasta w Polsce, które posiadają bogatą tradycję wydawnictw poświęconych przeszłości obu miast. Kiedy w 1968 roku wydawaliśmy II wydanie Pitavala krakowskiego, doprowadziliśmy chronologię naszej książki aż do 1939 roku. Z wielu ówcześnie zrozumiałych względów nie chcieliśmy pisać – pod rządami cenzury – o różnych głośnych, nieraz niezwykle niejasnych procesach karnych krakowskich po II wojnie. Dziś ten wzgląd już nie jest istotny, natomiast literatura dotycząca różnych aspektów dziejów kryminalnych i obyczajowych Krakowa, zarówno czasów nowożytnych3, jak i XX wieku4, jest już obfita. Nie narusza to istoty naszych szczegółowych szkiców, które nie pretendują do szerszego ujmowania dziejów przestępczości w dawnym Krakowie5.
Stąd nasza decyzja, by książki już nie rozszerzać ani nie uzupełniać nowymi szczegółami. Pisaliśmy w przedmowie do czwartego wydania słowa, które nadal wydają się nam słuszne: „...książka staje się w pewnym momencie jakby własnością intelektualną Czytelnika. Nie można jej w nieskończoność zmieniać, poprawiać. Czytelnik wcześniejszych wydań ma prawo zakładać, że następne nie zdeprecjonują poprzedniego. Dotyczy to oczywiście książek literackich i takich, które znajdują się choćby na krawędzi tej kategorii”. Staraliśmy się bowiem od początku, by nasze szkice były lekturą nie tylko dla prawników czy historyków, ale i dla szerokiego kręgu czytelników. Być może niektórzy z naszych następców, także pisząc w krakowskiej scenerii, chcieliby to i owo dorzucić – czy zarzucić. Mają takie prawo. Jonathan Swift, żyjący zresztą w tej samej epoce, co François Gayot de Pitaval, napisał, rozważając prawa poetów w stosunku do ich poprzedników, takie oto słowa: „Thus every poet, in his kind / Is bit by him that comes behind”.
Autorzy
1 Por. S. Szenic, Pitaval warszawski, wyd. 2, t. I–II, Warszawa 1957.
2 Por. m.in. B. Seidler, Skłóceni z prawem, Kraków 1972 i szereg tomów reportaży sądowych. W. Falkowska jest także autorką tomów reportaży sądowych ze współczesności; M. Szerer, Opowiadania o procesach, Warszawa 1966.
3 Prof. Michał Rożek był autorem kilku książek o dziejach obyczajowych, kulturze Krakowa, które, choć nie są formalnie pitavalami, zawierają nieraz wiele informacji o sprawach kryminalnych dawnego Krakowa, por. m.in. tegoż, Kraków – historie nieopowiedziane: ludzie, zdarzenia, obyczaje, Kraków 2004.
4 Jan Rogóż jest autorem kilku pozycji o charakterze pitavalowym, jak: Kryminalny Kraków, Kraków 2002, i Historie o zbrodniach i karach, Kraków 2006. Ostatnio także ukazała się ciekawa książka red. Krzysztofa Jakubowskiego Kraków pod ciemną gwiazdą, Warszawa 2016, opisująca procesy krakowskie z lat 1855–1967. Ważną pozycją w literaturze jest także monografia Mariana Mikołajczyka, Proces kryminalny w miastach Małopolski XVI–XVIII wieku, Katowice 2013.
5 Należy podkreślić, iż naukowe „badania nad dziejami przestępczości i sprawami tzw. marginesu społecznego różnych epok” bardzo się rozwinęły w ostatnich latach. Od strony ściśle historyczno-prawnej powołać tu należy monografię źródłową szeroką, ale obejmującą w dużej mierze źródła krakowskie, Mariana Mikołajczyka pt. Przestępstwo i kara w prawie miast Polski Południowej XVI–XVIII w., Katowice 1998. Dla dziejów środowisk przestępczych w samym Krakowie por. zwłaszcza J. Kracik, M. Rożek, Hultaje, złoczyńcy, wszetecznice w dawnym Krakowie; o marginesie społecznym XVI–XVIII w., Kraków 1968, 2 wyd. 2010, a także ujęcie bardziej popularne: M. Rożek, Bedeker po wszetecznym i hulaszczym Krakowie, Kraków 1990.WPROWADZENIE
Niewysokiego był mniemania o polskim wymiarze sprawiedliwości prymas Polski i poeta Paweł Woronicz, pisząc u schyłku XVIII wieku, że „Themis gdzieś w obce strony miecz poniosła”1. Pewien zaś wybitny prawnik osiemnastowieczny, wspominając surowe sądownictwo miejskie w Polsce, stwierdzał, że „cudzoziemcy w naszym kraju częściej postrzegają surową szubienicę niż most porządny”2. Pytanie, które się nasuwa, brzmi: czy i w jakiej mierze Kraków – stolica i czołowy ośrodek kulturalny rozległego państwa, upodabniał się w zakresie sądownictwa i porządku publicznego do obrazu znanego nam z innych terenów Polski?
Nie będziemy, oczywiście, cofać się nazbyt daleko w przeszłość. Kraków wprawdzie – jak pisał kiedyś Szujski – sadyba odwiecznie ponętna – był miejscem osadnictwa o typie stałym od niepamiętnych czasów, jednakże jego dzieje przedlokacyjne (tj. sprzed roku 1257) niewiele dają wątków dla interesującego nas tematu. Tak wymowne dla fachowca wykopaliska archeologiczne nie dostarczą informacji o przebiegu ówczesnych wydarzeń, a odnaleziony szkielet zamordowanego nie opowie, kto i w jakich okolicznościach dokonał zbrodni.
Rok 1257 – data lokacji Krakowa jako ośrodka miejskiego na prawie magdeburskim – niewiele nam może wnieść nowego, skoro najstarsze zapiski miejskie przeważnie zaginęły, a te, które się zachowały, wykazują aż po wiek XV daleko idącą lakoniczność, nie dając podstawy do odtworzenia pełnego obrazu jakiejś sprawy kryminalnej. Jedynie te wydarzenia, które poruszyły wyobraźnię kronikarzy i rocznikarzy, mogły pozostawić więcej materiału źródłowego po sobie. Najstarsze bowiem z zachowanych ksiąg miejskich z XIV wieku zawierają w zakresie spraw kryminalnych jedynie wykaz osób, które z miasta proskrybowano, tj. wydalono za popełnienie przestępstwa. Notatki podają przyczyny, a także sposób dokonywania wydalenia z miasta, ustalony zwyczajowo „na lat sto i jeden dzień”. Skazanego „obwoływano” na Rynku, a następnie wśród pochodni wyprowadzano, czyli „wyświecano” poza mury miejskie bez prawa powrotu.
O bujnym krzewieniu się przestępczości już w tych wczesnych dziejach Krakowa świadczy wystarczająco liczba blisko tysiąca osób proskrybowanych z miasta w okresie od 1362 do 1400 roku.
Głośne sprawy kryminalne starego Krakowa, które poniżej przedstawiamy, dotyczą przede wszystkim wieków XVI–XVII; odrębnie opracowane zostały szczególnie ciekawe sprawy z kroniki kryminalnej XIX i XX wieku. Szereg głośnych wydarzeń z wieków wcześniejszych nie pozostawił po sobie wystarczających materiałów źródłowych do pełnego ich przedstawienia, jednakże całkowite przemilczenie tych bardzo nieraz charakterystycznych spraw wydaje się niesłuszne. Dlatego też niniejszy szkic ma na celu wprowadzić Czytelnika w skomplikowane problemy wymiaru sprawiedliwości w dawnym Krakowie oraz podać garść informacji o sprawach znanych jedynie z marginesowych wzmianek, notatek kronikarzy bądź relacji współczesnych.
Kto, gdzie i jak wymierzał w Krakowie sprawiedliwość? Największy właśnie kłopot sprawiało miastu niedoskonałe rozwiązywanie tego zagadnienia, co prowadziło do niepotrzebnych sporów i kłopotliwych wydarzeń.
Pierwotnie w Krakowie, podobnie jak i w innych miastach lokowanych na prawie niemieckim, sądownictwo sprawował wójt miasta wraz z ławą. Przywilej Bolesława Wstydliwego z 1257 roku wyłączał jedynie trzy najpoważniejsze przestępstwa: zgwałcenie, skrytobójcze zabójstwo i najście na dom, które to przestępstwa podlegały jurysdykcji samego księcia.
Z chwilą wykształcenia się w Polsce monarchii stanowej kler, szlachta oraz – z pewnymi wyjątkami – Żydzi uzyskiwali wyłączenie sądownictwa z kompetencji miasta. Niektóre przywileje sądowe utracił Kraków po buncie wójta Alberta w 1312 roku. Nieco później główną część sądownictwa miejskiego przejęła w swe ręce Rada Miejska, przy czym podporządkowała sobie sądy ławnicze. Początkowo Rada Miejska nie wykonywała jednak prawa miecza, tj. kary śmierci, posługując się głównie karą wygnania z miasta – proskrypcją.
Walka o monopol władzy sądowej w mieście zakończyła się niepełnym zwycięstwem Rady Miejskiej. Na przeszkodzie stanęły specjalne przywileje sądowe duchowieństwa, jak i Akademii Krakowskiej, a przede wszystkim dążenie szlachty do wyłączenia spraw jej dotyczących z jurysdykcji miejskiej. Przywilej Władysława Warneńczyka był ostatnim aktem prawnym, który dozwalał sądom miejskim osądzanie (w nieobecności króla) szlachcica schwytanego na gorącym uczynku. Przywilej ten „szybko poszedł w niepamięć”3.
Szlachta w okresie nowożytnym korzystała z przywileju podlegania w sprawach o gwałty i zabójstwa popełnione na terenie miasta tzw. sądowi mieszanemu, złożonemu z przedstawicieli urzędu grodzkiego (starościńskiego) i władz miejskich. Sądownictwo grodzkie krakowskie datuje się od końca XIV wieku. Księgi sądowe grodzkie zachowały się dopiero od 1418 roku. Dzieje sądownictwa królewskiego i starościńskiego przypominają wawelskie baszty Senatorska oraz Złodziejska, w której mieściły się owiane ponurą sławą lochy więzienne. Cechą charakterystyczną sądownictwa Krakowa, datującą się od wieku XV, była odrębna sytuacja studentów Akademii w świetle przyznanych władzom uniwersyteckim przywilejów; wywoływały one zresztą liczne spory kompetencyjne i proceduralne, które usiłowała uregulować decyzja króla Zygmunta Augusta z 1570 roku. Tak więc studenci Akademii Krakowskiej odpowiadać mieli w zasadzie przed sądami rektorskimi, podobnie jak jedynie z wiedzą i pomocą władz uniwersyteckich można było pozbawić scholara wolności. W sprawach kryminalnych ujętego na gorącym uczynku scholara sądzić mógł sąd grodzki lub miejski.
Pewne kompetencje w tej mierze przysługiwały także sądowi biskupiemu oraz sądom królewskim.
Niedostateczne określenie sposobu postępowania w sprawach o przestępstwa przeciwko scholarom krakowskim prowadziło do szeregu konfliktów kompetencyjnych między władzami miejskimi i uniwersyteckimi oraz stanowiło poważną przeszkodę w utrzymaniu porządku publicznego. Dodać jeszcze trzeba, że w czasie pobytu króla w Krakowie specjalne uprawnienia przysługiwały marszałkowi wielkiemu koronnemu, do którego obowiązków należało czuwanie nad bezpieczeństwem osoby królewskiej. Wszystko to razem nie ułatwiało działania władzom miejskim, odpowiedzialnym za bezpieczeństwo miasta. Zaradzić temu miała ogłoszona w roku 1616 ustawa sejmowa pod nazwą „Bezpieczeństwo miasta Krakowa”. Zadaniem jej było poprawić stan porządku publicznego w Krakowie, który zresztą i tak przez cały wiek XVI cieszył się sławą najniespokojniejszego miasta w Polsce.
„Sprawiedliwość majdeburska” była niebezpiecznie szybka i nieraz niełatwo było i niewinnemu stryczka czy też katowskiego miecza uniknąć. Decyzje podejmowano tu bez zwłoki po bardzo niedoskonałym postępowaniu, nie bawiąc się w długie rozważania i roztrząsanie sprawy. Na usprawiedliwienie krakowskiego wymiaru sprawiedliwości dodajmy jednak, że całe sądownictwo Rzeczypospolitej, zwłaszcza od połowy wieku XVI, miało szereg poważnych niedociągnięć. Na dobitek trybunały koronne przeciągały wszelkie sprawy w nieskończoność, zapewniając w ten sposób bezkarność jawnym zbrodniarzom. Nic też dziwnego, że w XVII wieku utarło się w Polsce sentencjonalne powiedzenie: nieporządek jak w trybunale.
Wyobraźmy sobie teraz podstawowe elementy „prawniczego krajobrazu” dawnego Krakowa. Przez wieki średnie stał na środku krakowskiego Rynku słup z zawieszonym nań kapeluszem. Symbol ten wywodził się ze zwyczajów niemieckich i oznaczał, że nad miastem czuwa jego władca oraz że rządzi tu sprawiedliwość. Symbolem dla złoczyńców bardziej może dobitnym był wiszący po dziś dzień w Sukiennicach wielki nóż; oznaczał on, że miasto rządzi się prawem magdeburskim, a zarazem miał być przestrogą dla złodziei, iż zostaną „oszelmowani”, czyli skazani na obcięcie uszu, co było karą nie tylko dotkliwą, ale i hańbiącą. Z owym nożem związano już w wieku XIX znaną krakowską legendę o dwóch braciach, którzy budowali kościół Panny Marii i w sporze o to, która z wież kościoła jest wyższa i piękniejsza, jeden zamordował nożem drugiego. Dlatego też jedna z wież pozostała niedokończona.
Siedzibą władz miejskich był ratusz, po którym pozostała do dziś jedynie wspaniała wieża. Oczywiście, z punktu widzenia dziejów kryminalnych zasadnicze znaczenie miały obszerne podziemia ratuszowe, które zresztą nie służyły wyłącznie celom sądowo-policyjnym. Znana była przecież i tłumnie odwiedzana „Piwnica Świdnicka”, mieszcząca się w podziemiach głównego korpusu ratusza (część dziś nieistniejąca). Zaopatrzony w osobne wejścia od strony ul. Szewskiej i św. Jana, lokal ten był miejscem schadzek i zabaw szumowin miejskich, a barwne życie jego bywalców przyniosło mu nową potoczną nazwę „Indie”. Podziemia świdnickie słynęły z dobrego piwa. Z prowadzonego tam wyszynku wszelkich trunków ciągnęła dochody bezpośrednio Rada Miejska, a specjalnego smaczku zabawom krakowskiego półświatka dodawał zapewne fakt makabrycznego przeznaczenia sąsiednich, zaledwie murem oddzielonych pomieszczeń. Mieściła się tam przecież „tortornia”, czyli sala tortur, oraz – w głębokim podziemiu – właściwe więzienie. Loch ten nazywano „Dorotką”. Wtrącano do niego zbrodniarzy. Więzienie lżejsze, zwane „dłużnicą”, mieściło się na parterze budynku od strony wewnętrznej i przebywali tam głównie niewypłacalni dłużnicy, zatrzymywani na żądanie pokrzywdzonej strony.
Mieszczące się wewnątrz budynku niewielkie podwórko służyło do różnych celów.
Miejsce kaźni w Krakowie nie było ściśle ustalone i zależało od rodzaju wykonywanej kary, przy czym w różnych okresach było ono różne. Wyroki wykonywał kat miejski ze swymi pomocnikami. Oczywiście, mamy tu na myśli przede wszystkim wyroki śmierci albo inne kary wykonywane na ciele delikwenta, skoro kara więzienia praktycznie wówczas nie występowała, a wiezienie służyło jedynie jako środek do zatrzymania przestępcy. Wyroki śmierci przez ścięcie wykonywano zazwyczaj obok pręgierza, naprzeciw głównej bramy kościoła Panny Marii. Tracono także i na miejscach popełnionych zbrodni. Pierwszą znaną nam bliżej egzekucją było ścięcie w roku 1395 sędziego grodzkiego, Spytka z Dytrychowa, za nadużycie władzy i gwałt. Przez jakiś czas wykonywano wyroki ścięcia na wspomnianym już małym podwórku więziennym ratusza, jednakże przekonanie o konieczności oddziaływania na ludność grozą publicznych egzekucji doprowadziło do zaniechania tej praktyki; odtąd ścięć na więziennym podwórku dokonywano tylko w wypadku, gdy w grę wchodziły szczególne okoliczności. Miejscem kaźni bywał też Wawel. Na zamku miał bowiem swą siedzibę sąd grodzki, któremu podlegała szlachta. Jeśli któryś ze szlachciców został skazany „na gardło”, a więc na ścięcie, wyrok wykonywano na wzgórzu wawelskim. Taka była reguła. Czasem bywały odstępstwa, jak na przykład w sprawie Zborowskiego (o czym dalej). Ścięcia mieczem nie uważano za karę hańbiącą i rezerwowano ją dla szlachty. Karę chłosty czas długi wymierzano publicznie, na pniu zwanym „biskupem”. Rejestr kar drobniejszych o poniżającym, ośmieszającym charakterze był wcale długi. Skazywano na karę jazdy na... ośle, na noszenie po Rynku kamienia, psa itp. Pod pręgierzem wykonywano także karę tzw. „kojca”, która groziła za nieuczciwość miejskim przekupkom. Oto literacki opis tej kary:
Pod pręgierzem pakowano nieuczciwą sprzedawczynię do „kojca”, raczej dużego kosza, i zamykano. Z zamknięcia musiała się sama wydostać, wykonując ruchy przekomiczne. Gawiedź brała się pod boki ze śmiechu, gdy kojec nadziany przekupką z furkotem spódnic, wrzaskiem i trzaskiem toczył się po rynku, a przechera usiłowała się z środka wygramolić4.
Pręgierz, przy którym wykonywano kary hańbiące i cielesne, był w Krakowie niemal w codziennym użyciu: obyczajowa cenzura Rady Miejskiej była okresami bardzo surowa. Resztki autentycznego, do późnych lat XVIII wieku używanego pręgierza krakowskiego zawędrowały w wieku XIX do Mydlnik, gdzie podobno użyto ich... jako postumentu pod figurę przydrożną na drodze do Krakowa. Zachowane do dziś przy wejściu bocznym do kościoła Mariackiego kuny służyły do zakuwania grzeszników i przestępców odbywających publiczną pokutę; z reguły pozostawali oni zakuci podczas mszy.
Specjalny charakter kary śmierci przez powieszenie, której szczególną cechą było pozostawianie wisielca przez jakiś czas na szubienicy i odmawianie mu w ten sposób chrześcijańskiego pogrzebu, spowodował, że karę tę wykonywano za miastem. Najdłużej, bo aż do końca wieku XVIII, utrzymała się szubienica miejska w okolicy dzisiejszego zakładu Helclów. Uprzednio wykonywano egzekucje na Pędzichowie.
Nad porządkiem w mieście czuwali tzw. wiertelnicy – circulatores – oraz pachołkowie miejscy, którzy pozostawali pod rozkazami burgrabiego vel hutmana ratusznego. Do nich należała nie tylko służba wartownicza, ale i pełnienie funkcji policyjnych w Krakowie. Stojący na czele straży miejskiej hutman ratuszny sprawował zarazem sądy policyjne w drobniejszych sprawach oraz miał pieczę nad więzieniem ratuszowym, do którego to więzienia (zgodnie z ordynacją miejską z 1598 roku) więźniów szlacheckich „...okrom wiadomości pana burmistrzowej, aby żadnych przyjmować się nie ważył ani na questiones krom wiadomości p. burmistrza i panów rajców tak re ipsa, jako straszeniem molestować się nie ważył”5. Stałą straż porządkową w mieście, w liczbie 40 ludzi, niezależnie od drabów ratuszowych, powołało miasto dopiero w roku 1627; od roku 1675 było ich stu zbrojnych w berdysz, pałasz i flintę. Również starosta grodzki krakowski, zastępowany zwykle w swych funkcjach przez podstarościego i mający do swej dyspozycji liczny poczet służby, wielokrotnie interweniował w sprawach porządku publicznego w mieście. Znamy na przykład z roku 1628 ordynację starosty Tomasza Zamojskiego, który dla zapewnienia bezpieczeństwa w Krakowie usiłował unormować wzajemne stosunki i obowiązki władz miejskich oraz grodu krakowskiego. Oczywiście, o jakichś specjalnych władzach zajmujących się zwalczaniem przestępczości i wykrywaniem sprawców trudno w tym okresie mówić. W praktyce – jeśli sprawcy rzeczywistego bądź domniemanego nie schwytano na gorącym uczynku ani nie rzucił nań ktoś podejrzenia – władze ówczesne swoimi prymitywnymi metodami śledztwa wiele zdziałać nie mogły.
Policyjnie miasto podzielone było na cztery kwartały: rzeźniczy, grodzki, garncarski i sławkowski. Prócz wiertelników, których było do 20, i straży miejskiej, nad porządkiem w mieście czuwali jeszcze specjalni stróże nocni, szczególne baczenie dający na pożary. W porze nocnej zresztą nie wolno było chodzić po mieście bez latarni.
Na zakończenie tego wprowadzenia należałoby wspomnieć niektóre kryminalne epizody z dziejów Krakowa, nieznajdujące wprawdzie odzwierciedlenia w specjalnych szkicach, jednakże zasługujące chociażby na wzmiankę.
Już w wiekach średnich zdarzały się problemy prawne, które władzom miejskim nastręczały wiele kłopotu. Jednym z nich była sprawa prostytucji. Wzmianki o niej pochodzą już z XIV wieku. Miasto niechętnie patrzyło na praktyki tego rodzaju i w 1391 roku wypędzono z domów stojących in belsa w okolicy Gródka (teren około dzisiejszej ulicy św. Krzyża i wylotu ulicy Siennej od Rynku) mieszkające tam „miłośnice publiczne” (termin Bronisława Trentowskiego), proskrybując je za mury miasta.
Problem pozostał jednak widać nadal nierozstrzygnięty, bo w początkach wieku XV Rada Miejska zwróciła się do mistrza Jana Falkenberga, głośnego kaznodziei dominikańskiego, z zapytaniem: „czyli prawo ludzkie zezwala na istnienie nierządnic i czyli miasto dla nich dom osobny przeznaczyć może?”6. Zręczny scholastyk w swej odpowiedzi, wskazując na przyrodzoną ludzką ułomność etc., sprawę całą na korzyść upadłych niewiast rozstrzygnął.
Przez cały wiek XIV nieraz dała się odczuć mieszkańcom miasta detestabilis auri fames (ohydna żądza złota), która stawała się przyczyną zuchwałych napadów, mordów i grabieży. Jan Długosz biadał w swym dziele, że „trudno znaleźć inny kraj równie skalany domowymi zabójstwami i zranieniami”7, i zarzucał królowi Kazimierzowi Jagiellończykowi niedbałość o stan bezpieczeństwa kraju, a zwłaszcza jego stolicy.
Epoka renesansu nie mogła tu przynieść poprawy, a bodaj jeszcze pogorszyła sprawę. Bujna kultura renesansowego Krakowa, epoka przewartościowywania kryteriów moralnych i załamywania się dotąd ustalonego sposobu życia prowadziła niejednokrotnie do kolizji z prawem. Walka z więzami kościelnymi, z przestarzałymi formami średniowiecznej obyczajowości stwarzała niejednokrotnie całkowicie nowe typy obyczajowe i nowe wzory postępowania.
Suche zapiski sądowe lub kronikarskie notatki diariuszy, z których zwięzłość bądź kancelaryjny styl wyparły namiętność i wszelkie żywsze uczucia, zawarły przecież dramatyczny opis ludzkich losów i pozostały śladem ich obyczajów, dążeń i wierzeń, stanowiąc ważki przyczynek do uchwycenia niepowtarzalnego kolorytu danej epoki. Oto pod datą roku 1561 czytamy:
Jadwiga rodem z Luborowiec, bawiąca się nierządem, wyznała, iż legając z mężczyznami, kradła je (a nawet i księży) – a wyznawszy przed rajcami swoje złe uczynki, jest utopiona.
Mimo pewnego złagodzenia okrutnej praktyki sądów miejskich przez cały wiek XVI zapadają liczne, jakże surowe wyroki śmierci. I tak w 1580 roku służąca, która swą panią i dziecko zabiła, została wyrokiem sądu za swój czyn skazana na upieczenie żywcem8. W 1589 roku spalono także żywcem dwóch mincerzy, co „monetę fałszywą kowali w jednym ogrodzie przed Mikołajską bramą”9. Tegoż roku z suchej notatki dowiadujemy się o grabarzu, który w czasie pomoru, korzystając zapewne z paniki panującej w mieście, mordował ludzi... Z wyrokiem na stos spotykamy się raz jeszcze w 1605 roku, kiedy to pewnemu rymarczykowi z Poznania wymierzono tak okrutną karę za świętokradztwo.
Kraków słynął przez cały wiek XVI jako miasto tumultów; można tu było nabywać 72 gatunki różnych wódek, bawić się wesoło w licznych szynkach i winiarniach. Tradycja ta rodziła pewien klimat obyczajowy: z kolegium Akademii Krakowskiej wyruszył na wojnę przysłowiowy Albertus, wojak-samochwał, znajdując w wieku XVII tylu naśladowców, że tylko talentu brakowało, aby powstał polski bohater obyczajowy na miarę Cyrana de Bergerac. Występujący na kartach popularnej literatury satyrycznej owi Moczygębscy, Kuflerscy i Kurołapscy nieraz znajdowali chętnych naśladowców, których wizyta w Krakowie rzadko się obywała bez naruszenia spokoju publicznego. O tym zaś, iż spory ze szlachtą były niezwykle dla miasta niebezpieczne, przekonali się na własnej skórze kazimierscy rajcy. Andrzej Słabosz, bratanek możnego Jana Słabosza, dziedzica Putniowic, spowinowaconego z Tęczyńskimi, wraz z innymi dwoma szlachcicami urządził w styczniu 1519 roku burdę na Kazimierzu, a wtargnąwszy do zajazdu, „...tłukł do gospody, gdzie mieszkały niewiasty gościnne, gdy tam chciał wniść uporem, niewiasta gwałtu wołała...”10. Jako złapany „gorącym prawem” został wraz z towarzyszami osądzony na ratuszu kazimierskim i ścięty. Krewni śmiercią ukaranych wnieśli na zamek do urzędu grodzkiego „żałobę” na rajców kazimierskich. Sprawa ciągnęła się dość długo przed sądem królewskim, którego akt nie znamy. Ostatecznie Rada Miejska Kazimierza uznana została za winną mordu sądowego i jedynie z rękojmią mieszczan krakowskich pozostawiono rajców na wolności. Na sejmie toruńskim 1519/20 roku szlachta oburzona przewlekaniem sprawy wywarła nacisk na króla. Stanęła ostateczna decyzja na sądzie sejmowym i na podstawie dotychczasowych akt krakowskich, a pod naciskiem szlacheckich żądań orzeczono, iż za „niewinnie i bezprawnie” ściętych szlachciców głową zapłacą mieszczanie: 16 lutego 1520 roku, po zaprzysiężeniu przez krewnych ściętej szlachty winy burmistrza i dwóch rajców, zostali oni decyzją krakowskiego urzędu grodzkiego ścięci niejawnie na zamku królewskim.
Rozkład moralny kleru, najjaskrawszy w pierwszej połowie XVI wieku, również dostarczył niejednej karty do archiwum kryminalnego Krakowa. Daremne było bowiem palenie na stosie Pieśni o łotrowskim stanie obłudnych mnichów i mniszek chorążego krakowskiego Marcjana Chełmskiego, skoro niedawne zabójstwo księdza Fantiniego (o czym dalej) wystarczająco motywowało wywody autora. Rzecz inna, że chorąży krakowski miał szczęście, iż był dobrze urodzonym szlachcicem i ręka władzy duchownej niełatwo mogła go dosięgnąć.
Gorszy los spotkał Katarzynę z Zalaszowskich, żonę Melchiora Wajgla, rajcy i złotnika krakowskiego. Bogata ta i wykształcona mieszczka krakowska, zwana także Malcherową, oskarżona została u schyłku życia (miała już ponad lat 80 i zapewne nieco osłabione władze umysłowe) o przejście na judaizm, zaparcie się wiary katolickiej i świętokradcze poglądy. Mąż Katarzyny miał liczne kontakty z bogatymi kupcami żydowskimi z Kazimierza i na tym zapewne polegały jej powiązania z judaizmem, które miały tak tragiczne skutki. Nie wiemy bliżej, jakich to dokonała Malcherowa czynów, które sąd kościelny uznał za bluźnierstwo i świętokradztwo oraz za które wydał ją w ręce władzy świeckiej, która wykonała wyrok śmierci.
W kronice zboru krakowskiego (Wajglowa miała bowiem w rzeczywistości sprzyjać poglądom ariańskim, co władze kościelne krakowskie wzięły za judaizm) czytamy o tym:
Roku po Narodzeniu Pańskim 1539 niejaka Katarzyna Malcherowa Zalaszowska dlatego, iż o Bóstwie P. Jezusowego w Opłatku albo Sakramencie według wiary Kościoła Rzymskiego nic nie trzymała i żeby Sakrament miał być Bogiem, nie wierzyła, z nienawiści jakoby w żydowskim niedowiarstwie przekonana była spotwarzona: za powodem Piotra Gamrata, biskupa krakowskiego, na Rynku Tandety w Krakowie spalona jest11.
Wyrok wykonano 19 kwietnia nieopodal kościoła Panny Marii, a popioły świętokradczyni i heretyczki wrzucono do Wisły. Sprawa cała według intencji biskupa Gamrata, znanego zresztą ze swego bynajmniej nie budującego trybu życia, miała stać się pretekstem do prześladowania Żydów, „gdyż pomieszanie Żydów z chrześcijanami otwiera okna dla wielu zbrodni i przestępstw”12, a także zapoczątkować szerszą akcję prześladowań religijnych, do czego zresztą nie doszło ze względu na gwałtowny wzrost wpływów reformacyjnych w kołach możnowładztwa polskiego.
Wspominaliśmy już o głośnej w renesansowym Krakowie sprawie Alberta Fantiniego. Ksiądz Fantini był typowym przedstawicielem włoskiego odrodzenia. Studia swe odbył na znakomitym uniwersytecie bolońskim, na którym uzyskał tytuł mistrza sztuk wyzwolonych oraz doktorat filozofii. Tam też rozpoczął swą błyskotliwą karierę uniwersytecką, wykładając w latach 1512–1514 filozofię moralną. Jakie przyczyny skłoniły go do przybycia do Polski? – Wiązało się to z wizytą w Rzymie ówczesnego prymasa Polski, Łaskiego, który nosząc się z planami rozbudowy krakowskiej wszechnicy, nawiązywał kontakty we Włoszech w kołach intelektualnych i szukał ewentualnych kandydatów na podróż do Polski. Jakkolwiek rzecz się miała, przybył Fantini do Polski pod koniec 1514 roku i z miejsca znalazł się w wirze sporów krakowskiego środowiska uniwersyteckiego. Fantini był bowiem wyznawcą doktryny Dunsa Skota, co spowodowało wiele ostrych ataków ze strony przeciwników tej doktryny. Jego działalność naukowa, której wyrazem były traktaty filozoficzne drukowane w Krakowie w oficynie Floriana Unglera, przyniosła mu uznanie we wpływowych kołach kościelnych i dworskich.
Temu zapewne faktowi zawdzięczał Fantini ostatni, lecz zarazem tragiczny w skutkach zaszczyt, jakim była nominacja na stanowisko komisarza nadzwyczajnego i prowincjała prowincji czesko-polskiej zakonu franciszkanów. Ta niespodziewanie nadana godność, jak i szerokie specjalne pełnomocnictwa przyznane Fantiniemu wiązały się z sytuacją, jaka zapanowała w niektórych klasztorach franciszkanów. Klasztory te były znane z rozprzężenia dyscypliny zakonnej, a gorszące wybryki zakonników były na porządku dziennym.
Fantini okazał się energicznym i surowym zarządcą spraw zakonu, co wkrótce stało się przyczyną całego szeregu konfliktów. Ogniskiem oporu przeciw Fantiniemu był krakowski klasztor franciszkanów, i tu też zrodził się zbrodniczy spisek. Wielu osobom zależało na usunięciu Fantiniego. Na czele spiskowców stanął kaznodzieja zakonny, Wawrzyniec Szatek, obok niego główną rolę odegrali: Błażej, zakrystian, oraz braciszek zakonny, Jan z Malborka. W nocy z 6 na 7 września 1516 roku dokonano mordu. Fantini, który mieszkał w klasztorze franciszkanów, został przez spiskowców zaskoczony w swej celi w czasie snu i uduszony. Sprawcy liczyli zapewne, że zbrodnia ujdzie im bezkarnie, jednakże wszczęto energiczne śledztwo. Ucieczka z Krakowa głównego inicjatora mordu – Wawrzyńca Szatka, przyczyniła się mocno do ujawnienia morderców. Oburzenie było powszechne ze względu na charakter zbrodni, jak i na osoby sprawców. Jednomyślny chór kronikarzy epoki – Decjusza i Bielskiego – wyraził oburzenie ówczesnej opinii publicznej. Podobnie i na dworze królewskim śmierć Fantiniego, cenionego przez króla Zygmunta Starego, wywołała duże wrażenie. Niezwłocznie po ujawnieniu osób zamieszanych w sprawę zajął się ukaraniem sprawców biskup krakowski Konarski, który nakazał podejrzanych ująć i przewieźć do więzienia na zamku w Lipowcu. Jednocześnie rzucił inderdykt kościelny na kościół Franciszkanów w Krakowie. Sprawę ze względu na jej charakter osądziły władze kościelne i królewskie. Najpierw rozstrzygnął się los ujętych i przetrzymywanych w Lipowcu zakonników. Trzech spośród nich po ceremonii zdjęcia święceń kapłańskich wydano w ręce władzy świeckiej, która wykonała wyrok śmierci. Ścięto skazańców publicznie 20 lutego 1517 roku. Paru innych sąd duchowny ukarał jedynie dożywotnim zamknięciem w więzieniu biskupim w Lipowcu. Warto wspomnieć, że wkrótce udało im się stamtąd zbiec, jakkolwiek było to jedno z najcięższych miejsc odosobnienia, jakie wówczas istniały.
Kara nie ominęła także i głównego sprawcy zbrodni, Wawrzyńca Szatka, który zbiegł aż na Morawy. Na prośbę króla polskiego władze cesarskie wydały go w ręce polskie. Po uprzednim zdjęciu sakry wyrokiem biskupiego sądu podzielił on los swoich towarzyszy i został ścięty na Rynku krakowskim 12 czerwca 1517 roku.
Niejednokrotnie szczycono się w Polsce faktem, iż historia tego kraju nie zna scen mrocznych na miarę szekspirowskich kronik królewskich. Zanotować jednak trzeba fakt tajemniczego i nigdy niewyjaśnionego zamachu na króla Zygmunta Starego: 5 maja 1523 roku zamachowiec ukryty u podnóża Wawelu strzelił z rusznicy do króla stojącego w oknie komnaty Kurzej Stopki. Strzał chybił, sprawcy nigdy nie ujęto.
Wiele kart kroniki kryminalnej Krakowa zajmują wyczyny wychowanków Akademii Krakowskiej. Zwłaszcza druga połowa XVI wieku przyniosła, wraz ze wzrostem prądów kontrreformacyjnych, cały szereg krwawych zajść związanych z istnieniem w Krakowie zboru protestanckiego. W wydarzeniach tych krakowscy scholarzy odznaczyli się wielokrotnie fanatyzmem i awanturniczością. Ustawiczne zatargi z władzami miejskimi, bójki pachołków miejskich ze studentami należy zawsze oceniać z punktu widzenia ogólnej roli, jaką odgrywali scholarzy w mieście. Był to element w najwyższym stopniu niesforny i awanturniczy. Najostrzejsze potępienie studenckich obyczajów sformułowała krakowska kapituła w instrukcji dla delegatów na synod prowincjonalny w roku 1554:
Scholarowie krakowscy są wielce rozpustni, lekkomyślni, knajpiarze, pijacy, oddani szpetnym chuciom, skłonni do bitek i zabójstw, i wywołują tym nienawiść mieszczan krakowskich i innych osób świeckich. Stąd to się dzieje, że ciż studenci bywają często przez świeckich bici, ranieni i zabijani13.
Nie sądźmy zresztą, iż patrycjusze tej epoki, noszący się zawsze z szablą u boku, należeć mieli do ludzi szczególnie pokojowo usposobionych. Wystarczy tu wspomnieć awanturniczego burmistrza Czeczotkę, o którym osobno piszemy. Podobnie i żywioł rzemieślniczy, wyżywający się w gospodach cechowych, trudny był do utrzymania w ryzach. W wesołych towarzystwach nocnych obok żaków rej wodzili czeladnicy, śpiewający swoje mocno nieraz nieprzystojne piosenki typu:
Otóż masz, Jagienko,
Nie chodź na bagienko,
Nie mogłaś uskoczyć,
Ani się wyprosić,
Koszulkę zedrano
I ciebie wezbrano.
Zbrodnia nie omijała także i kół artystycznych. Oto w roku 1537 na Rynku Głównym, obok pałacu Pod Baranami, padł ofiarą skrytobójczego zamachu awanturniczego kolegi sam Bartłomiej Berrecci, twórca Kaplicy Zygmuntowskiej.
Z całego szeregu głośnych wydarzeń w XVI wieku, które pozostawiły po sobie bogate materiały, należy wspomnieć jeszcze o jednym. Bohaterem jego był nieszczęśliwy szaleniec. W kronice tych lat (rzecz działa się w 1588 roku) czytamy:
dnia 13 miesiąca czerwca łotr niejaki Zakrzewski uczynił się głupiem, naszedł na kościół do Panny Mariej na Piasek, do Kaplicy Panny Mariej, która była nie zgorzała w ogień, gdy garbarze palono, gdzie zastał mnicha, a on mszę ma przed obrazem Panny Mariej. Kapłana przy mszej ranił i chłopca, co mu ministrował, także ranił, Sakrament rozciskał po ziemi. Potem był pojmany i z wielką trudnością dał się brać, długo rozmyślano, jeśliże go stracić miano. Przecie na to przyszło, że dnia 1 miesiąca lipca, w piątek, za długimi rozmysłami, o godzinie 10 na całym zegarze przed kościołem Panny Mariej, w rynku krakowskim spalony ten Zakrzewski14.
Wiek XVII to była w dziejach Krakowa epoka nieustających wojen i upadku kulturalnego oraz gospodarczego miasta. Do Krakowa w tym czasie ściągali licznie ludzie luźni, element żyjący poza nawiasem lub na marginesie feudalnego porządku. W sejmikowej instrukcji szlacheckiej z 1645 roku czytamy:
ludzi luźnych zamnożeło się wiele w Krakowie, którzy receptacula swoje po piwnicach mają, cavere lege publica , aby w Krakowie w piwnicach nikt prócz bednarzów rzemiosłem swym bawiących się mieszkać nie śmiał15.
Nad niebezpieczeństwami grożącymi miastu ze strony niezwiązanych z ówczesnym ładem wędrownych przybyszów, najczęściej uciekinierów z feudalnej wsi, biadano ponownie w roku 1651, wskazując, iż bunt Kostki Napierskiego dowodzi, czym mogą grozić podobni „hultaje”. W wieku XVII bywały rzeczywiście okresy, iż bandy „łotrzyków” mogły liczyć na pełną bezkarność w zrujnowanym, wynędzniałym mieście. Na próżno władze miejskie dawały niejednokrotnie przykłady wielkiej surowości. Zaostrzenie środków represji, dostarczanie mieszkańcom widoku okrutnych egzekucji nie pomagały.
W roku 1663 parający się z powodzeniem medycyną Żyd Matiasz, za ułożenie podobno bluźnierczego pisma przeciw Matce Boskiej, został żywcem spalony; uprzednio jeszcze wyrwano mu bluźnierczy język rozpalonymi kleszczami, a prawa dłoń, która zredagowała bluźniercze pismo, została przez kata odcięta...
Mało znany opis jednej z najokrutniejszych egzekucji w roku 1667 na zabójcy rodziców, wykonanej publicznie na Rynku krakowskim, zawiera Dziennik korzennika krakowskiego, Jana Markiewicza:
Była też tego roku Prima Aprilis fatalis Panu Antoniemu Stockiemu, który (o salus!), zostawszy patricidą oraz i matricidą, taką tego dnia ex decreto Tribunalitio otrzymał w Krakowie executią. Postawiono Theatrum przy Ratuszu od Brackiej ulice, na którym mu naprzód obiedwie ręce na pniu ucięto, po tym tyłem do słupa przywiązanemu pierś trzykroć kleszczami rozpalonymi targano, po tym, obróciwszy go, z pleców cztery pasy zdarto, na ostatek za miasto pod szubienicę wywieziono, tam kości w rękach i nogach łamano i na kole przywiązanego podniesiono. Straszna i nie wiem, jeżeli kiedy w Krakowie widziana executia, ale za straszną i wątpię, żeby kiedy słychaną winę. Licurgus, on prawodawca sławny, żadnego karania na takiego zbrodnia nie postanowił, podobno się nie spodziewając, aby kiedy taki się pod słońcem miał znaleźć16.
W Krakowie, podobnie jak i w całej Polsce, dopiero druga połowa wieku osiemnastego przyniosła pewne zmiany w polityce kryminalnej. Szerzyły się nowe idee co do celu kary, dążono do ograniczenia kary śmierci oraz zniesienia kar okrutnych i tortur.
Ostatnią publiczną egzekucją, wykonaną w tradycyjnym miejscu na Rynku krakowskim, była egzekucja księdza Macieja Dziewońskiego, oskarżonego w czasie insurekcji kościuszkowskiej w roku 1794 o zdradę.
Rozbiory Polski oddały Kraków w ręce austriackie. Stał się on prowincjonalnym miastem Galicji i Lodomerii, w którym jednakże głośnym echem, a czasem i strzałami odbiły się wypadki polityczne lat 1830–1831, 1846–1848, 1863–1864.
1 Cyt. wg A. Drogoszewskiego, Elementy XVIII wieku w historiozofii Woronicza, w: Studia staropolskie. Księga ku czci Aleksandra Brücknera, Kraków 1928, s. 643.
2 Cyt. wg J. Bystronia, Dzieje obyczajów w dawnej Polsce wieku XVI––XVIII, Warszawa 1932, t. I, s. 322.
3 A. Jelicz, Życie codzienne w średniowiecznym Krakowie (wiek XIII–XV), Warszawa 1966, s. 25.
4 J. Roszko, Salon miasta, „Dziennik Polski”, nr 133 z 1964 roku.
5 Cyt. wg A. Chmiela, Sądy ratuszne hetmańskie. Kartka z życia mieszczan krakowskich w XVI w., Kraków 1907.
6 Cyt. wg J. Szujskiego, Kraków aż do początków XV wieku. Wstępne słowo do najstarszych ksiąg tego miasta, w: Monumenta Medii Aevi Historica IV, cz. 1, Kraków 1878, s. LXXIX.
7 J. Długosz, Opera omnia, Kraków 1887, t. I, s. 48.
8 Teki Ambrożego Grabowskiego, E 20 k. 29, Archiwum Miasta Krakowa i Województwa Krakowskiego.
9 Cyt. wg M. Frančicia, Kalendarz dziejów Krakowa, Kraków 1964, s. 74.
10 Marcin Bielski, Kronika wszystkiego świata (1551), cyt. wg J. Ptaśnika, Sprawa Kazimierska, obrazki z przeszłości Krakowa, „Biblioteka Krakowska”, t. 21, Kraków 1902, s. 33.
11 W. Węgierski, Kronika zboru ewangelickiego krakowskiego, Kraków 1817, 3.3–4.
12 Pogląd ten przytacza M. Bałaban, Dzieje Żydów w Krakowie i na Kazimierzu (1304–1868), Kraków 1913, t. 1, s. 78.
13 Cyt. wg S. Estreichera, Sądownictwo rektora krakowskiego w wiekach średnich, „Rocznik Krakowski”, t. IV, Kraków 1900, s. 249.
14 Kronika mieszczanina krakowskiego z lat 1575–1595, wyd. H. Barycz, Kraków 1930, s. 65.
15 Cyt. wg S. Grodziskiego, Ludzie luźni, Kraków 1961, s. 97.
16 Wyjątki z „Dziennika” Jana Markiewicza, korzennika krakowskiego z XVII wieku, „Pamiętnik Lwowski” 1816, t. III, s. 216–217.