Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Plan naprawy Ukrainy - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
10 lutego 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Plan naprawy Ukrainy - ebook

Ukraińska rzeczywistość może zaskoczyć nawet najbardziej doświadczonych czytelników i bywalców wschodniej części kontynentu. Teksty Bełeja stanowią próbę opisu tego

wschodniosłowiańskiego tworu (w okresie pierwszego etapu wojny z Rosją 2014-2018). Plan naprawy Ukrainy to żywe odzwierciedlenie owej rzeczywistości w duchu realizmu absurdalnego. Co więcej, nie chodzi tu o absurdalność rzeczywistości, ale właśnie o realizm absurdu.

Książka jest przeznaczona dla tych, którzy wciąż rozróżniają te dwa pojęcia.


[O AUTORZE]

Łeś Bełej - ukraiński poeta, prozaik, autor reportaży. Jest absolwentem Uniwersytetu Wrocławskiego (filologia angielska) i Użhorodzkiego (filologia ukraińska). Pracuje w Instytucie Językoznawstwa im. O. Potebni Ukraińskiej Akademii Nauk.

Blurby

Bełej operuje ostrym językiem, podsłuchanym na ukraińskich ulicach, bazarach i dworcach. Gdyby tę książkę napisał ktoś z Polski, mogłyby paść w jego stronę oskarżenia o antyukraińskość. Plan naprawy... obnaża przywary Ukrainy i zastanawiam się, czy autor częściej śmiał się, czy płakał, gdy je opisywał.

Swoją drogą, czy w książce jest opisany plan naprawy Ukrainy? Szukałam go, ale nie znalazłam.

Marta Jamróg

Ta książka to wyrzyg, świadectwo frustracji wobec dysfunkcyjnej rzeczywistości z niedziałającymi prawami i korupcją. Leś Belej z krótkich, absurdystycznych scenek rodzajowych tworzy kalejdoskop ukazujący beznadzieję z jaką może codziennie zderzać się człowiek. Plan naprawy Ukrainy to dzika, gniewna proza, a zarazem precyzyjna satyra.

Filip Matwiejczuk

Aleksandra Brzuzy - literaturoznawczyni i filmoznawczyni, absolwentka kultury Rosji i Narodów Sąsiednich oraz filologii rosyjskiej na Uniwersytecie Jagiellońskim, obecnie doktorantka na Wydziale Filologicznym UJ.

Maciej Piotrowski – z wykształcenia historyk i ukrainoznawca, z pasji animator kultury. Tłumacz literatury ukraińskiej, utworów m.in. Andrija Bondara, Wasyla Barki i Hryhorija Czubaja.  Współtwórca spotkań literackich i portalu Rozstaje.art.

Ziemowit Szczerek (ur. 1978) – dziennikarz i prozaik. Autor książek Siódemka, Przyjdzie Mordor i nas zje, czyli tajna historia Słowian, Rzeczpospolita zwycięska. Alternatywna historia Polski, Tatuaż z tryzubem, Międzymorze. Podróże przez prawdziwą i wyobrażoną Europę Środkową, Siwy dym albo pięć cywilizowanych plemion, Via Carpatia. Podróże po Węgrzech i Basenie Karpackim, Cham z kulą w głowie, Kolejna alternatywna historia Polski, Wymyślone miasto Lwów. Laureat Paszportu „Polityki”.

Tłumaczenie i wydanie tej książki zostało wsparte przez Unię Europejską w ramach programu House of Europe.

- Porfiry Władlenowiczu! Teraz pokażę panu, co myślą o Rosji w Odessie. Mamy dwa filmiki stamtąd.

- Spójrzmy na miasto-bohatera!

- Dzień dobry!

- Dobry.

- Co pan myśli o Rosji?

- Poszli won. Wojnę wypowiedzieli! Też mi bracia. Nienawidzę ruskich! To nie są ludzie, tylko zombie! Niech siedzą na swojej Syberii i niech do nas nie lezą, niedźwiedzie śmierdzące. Wódki nie ma. Sami wypijemy.

- Dobry dzień!

- Witam.

- A co pan może powiedzieć o Rosji?

- Co mogę powiedzieć? Jesteśmy braćmi przecież, jeden kraj, bez względu na to co kto mówi. Nikt i pod żadnym pozorem nas nie rozłączy. Nawet ci faszyści, którzy rozpoczęli wojnę domową w Danbasie... nigdy nie uda się nas rozdzielić. Mamy wspólny język rosyjski i wspólną wielką rosyjską kulturę! Proszę spojrzeć, to jest moja wstęga świętego Jerzego, ale muszę ją chować. To nic, wkrótce nas oswobodzą...

- No widzisz, Iwanie, mówiłem, że nikt nas nie rozdzieli. I w Odessie są jeszcze ludzie, których ukraińska propaganda nie zdołała otumanić. A ten pierwszy filmik... to chyba ktoś z Prawego Sektora, ale nie rozumiem, dlaczego mówił po rosyjsku...

Kategoria: Literatura piękna
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-66571-89-1
Rozmiar pliku: 1,9 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Nowe za­ło­że­nie Ki­jowa

tłum. Zie­mo­wit Szcze­rek i Alek­san­dra Brzuzy

– Po­łta­aawa!

– Ró­ó­ówne!

– Krze­mień­czuk! Krze­mień­czuk! Krze­mień­czuk!

– Adiesa! Adiesa! Adiesa!

– Ko­ro­steń! No­wo­gród!

– Za­pra­szamy na wy­cieczkę do sta­rej eu­ro­pej­skiej sto­licy – do Ki­jowa! O ba­gaż mo­że­cie się nie mar­twić, au­to­bus jest wy­po­sa­żony w luki ba­ga­żowe!

Na przy­dwor­cowy plac wy­cho­dzi stary tak­sów­karz w kasz­kie­cie, ubrany w skó­rzaną kurtkę i dresy. W tym sa­mym miej­scu po­ja­wia się eme­rytka w zi­mo­wym płasz­czu, która ma na szyi za­la­mi­no­waną ta­bliczkę z na­pi­sem „Kwa­tera tel. 097685432”. Ko­bieta łu­ska sło­necz­nik.

– Zdra­stie, Olga! – wita się tak­sów­karz.

– Do­bry, Igo­rek! – od­po­wiada Olga, łu­ska­jąc sło­necz­nik.

– Po­goda dziś jak ten ciort. – Za­uważa tak­sów­karz, pod­no­sząc koł­nierz kurtki.

– Taa... – Eme­rytka zga­dza się i spluwa.

Tak­sów­karz pod­biega na par­king i krzy­czy:

– Suka bladź, to moje miej­sce! Ty, gdzie stał, pe­dale je­bany! Co zna­czy, że ty też tak­sów­karz, de­bilu? Ty od kogo? Ja za­raz do Olika dzwo­nię. Bę­dziesz zbie­rać zęby po ca­łym wak­zale! Spier­da­laj, póki masz czas! – Tak­sów­karz wy­ciąga ko­mórkę i wy­wija pię­ścią.

– Kwa­tyra! Kwa­tyra! Kwa­tyra! Kwa­tyra! – Re­kla­muje się eme­rytka i spluwa łu­pinką sło­necz­nika.

Tak­sów­karz pod­cho­dzi do eme­rytki.

– Ni chuja spo­koju nie ma, lezą i lezą! Ja też tak za­czy­nał. Wi­dzisz moje przed­nie zęby? – Otwiera usta. – Wsta­wili już, ja uzbie­rał pie­nię­dzy...

Z dworca wy­cho­dzi Ky­jenko. Na sto­pach ma białe ta­nie te­ni­sówki, jest ubrany w nie­dro­gie chiń­skie dżinsy, pu­chową kurtkę i czapkę kon­donkę z Abi­basa. W ręce trzyma wielką spor­tową torbę i re­kla­mówkę BOSS pełną ciu­chów. Tak­sów­karz rzuca się w jego stronę.

– Muż­czina, gdzie je­dziemy? Taxi! Nie­drogo! Pa­je­chali! – Tak­sów­karz pro­po­nuje swoje usługi.

– A dla­czego bę­dzie nie­drogo? – pyta Ky­jenko.

– A je­chać gdzie? – do­py­tuje tak­sów­karz.

– Już pa­trzę – od­po­wiada za­kło­po­tany Ky­jenko i wy­ciąga z kie­szeni kar­teczkę. – Na Sie­czowa!

– A nie na Sie­cze­nowa?

– Taa, to ja nie wiem, tam ja­kieś kwa­tery mają być – mówi za­gu­biony Ky­jenko.

– A! Noc­le­gow­nia WS-u, tak? – Tak­sów­karz za­czyna ro­zu­mieć sy­tu­ację.

– Co?

– Żeń­ska noc­le­gow­nia WS, czyli wspo­ma­ga­nia sek­su­al­nego! – ogła­sza ra­do­sny tak­sów­karz.

– A to ja na­wet nie wie­dział, że tam przyj­dzie żyć – śmieje się Ky­jenko.

– Sto hry­wien! – ogła­sza pew­nym gło­sem tak­sów­karz.

– A to spa­siba – od­po­wiada tak samo pew­nie Ky­jenko.

Te­raz na Ky­jenka rzuca się eme­rytka.

– Kwa­tyra! Kwa­tyra! Kwa­tyra! Ma­ło­doj czie­ła­wiek, kwa­tyry nie trzeba?

– No nie, spa­siba, u mnie noc­le­gow­nia – od­po­wiada Ky­jenko i idzie na me­tro.

Z dworca wy­cho­dzi Szcze­kiw ubrany w chiń­ską skó­rzaną kurtkę i w spodnie za­pra­so­wane w kant; na sto­pach ma ta­nie skó­ro­po­dobne pan­to­fle wy­czysz­czone na błysk. Wle­cze za sobą wielką wa­lizę na kół­kach. Tak­sów­karz rzuca się na niego.

– Taxi, muż­czina! Gdzie je­chać? Nie­drogo!

– Nie, dzię­kuję! A me­tro gdzie? – pyta Szcze­kiw, omi­ja­jąc fleg­ma­tycz­nie tak­sów­ka­rza.

– Pod­wiozę, nie­da­leko! – Tak­sów­karz się nie pod­daje.

– A mnie mó­wili, że jest gdzieś tu na wak­zale! – oznaj­mia Szcze­kiw.

– A tu jest. – Tak­sów­karz re­zy­gnuje.

– Po­dzię­ko­wał! – bur­czy Szcze­kiw i idzie na me­tro.

– Kwa­tyra! Kwa­tyra! Kwa­tyra! – woła swoje Olga.

Z dworca wy­cho­dzi Cho­re­woj w czapce dżo­kejce Nikke, ubrany w dre­sowe spodnie i dre­sową bluzę. W jed­nej ręce trzyma piwo Czer­no­byl­skie, a w dru­giej – spor­tową torbę Pyma.

– Taxi, muż­czina! Od­wiozę, gdzie trzeba, od­pocz­niesz! – Tak­sów­karz zmie­nia tak­tykę.

– Sta­rik – mówi smutno Cho­re­woj – u mnie w kar­ma­nie pięć ru­bel­ków. Na­wet nie mam na cy­ga­rety. A ty chcesz je­chać?

Tak­sów­karz ma­cha ręką. Eme­rytka jesz­cze chce mu coś po­wie­dzieć, ale też ma­cha ręką i spluwa łu­pinką. Cho­re­woj idzie na me­tro.

Z pod­miej­skiego dworca wy­cho­dzi Ły­by­dyń­ska w ta­nich pan­to­fel­kach na ob­ca­si­kach, ubrana w dżinsy z cyr­ko­niami i w kur­teczkę z kap­tu­rem ob­szy­tym fu­ter­kiem. Na ple­cach nie­sie kra­cia­stą, roz­pru­wa­jącą się torbę.

– Dzie­wuszka, daj­cie, po­mogę. – Tak­sów­karz wy­rywa torbę.

– Och, dzię­kuję – od­po­wiada z ulgą Ły­by­dyń­ska.

– Gdzie je­dziemy? – pyta tak­sów­karz.

– A wy co, tak­siarz? A to jak tak, to nie trzeba. – Dziew­czyna wy­rywa torbę i też idzie na me­tro.

Tak­sów­karz spluwa.

– Ot, i tak za­wsze, Olga! Ja pójdę rzu­cić coś na ząb, wy pa­trz­cie, żeby ża­den pe­dał mi na miej­sce nie za­je­chał!

Eme­rytka spluwa i kiwa głową.

Czer­wona ga­łązka

Siódma trzy­dzie­ści. Bu­dzik. Wsta­wa­nie. Ła­do­warka. Ja­jecz­nica. Her­batka Be­sida. Gar­ni­tu­rek. Kra­wat. Teczka. Ju­chim Paw­ło­wycz mó­wił, że to już czas prze­cho­dzić na let­nie gar­ni­tury.

Dzie­wiąta. Aka­dem­mi­steczko. „Dwa że­tony pro­szę”. Me­tro. Na Aka­dem­mi­steczku można już usiąść. Po­czy­tamy „Dzer­kało”. Stopkę omi­jamy. Co tam na­pi­sali o no­wych książ­kach? O, jak mnie cho­lera bie­rze na tą Wok­zalną. No gdzie się pchasz? „Szef Izby Książki na­rzeka na brak fi­nan­so­wa­nia...”. On? Na­stępna Chresz­cza­tyk.

– Wy­cho­dzi pan?

– Dzię­kuję.

Przejdę pod­ziem­nym na Maj­dan, tak bę­dzie szyb­ciej. Cie­kawe, kiedy wyj­dzie ten Tar­ta­kow­ski?

Dzie­siąta. Hru­szew­skiego cztery. Piąte pię­tro. Dzień do­bry, Ju­chi­mie Paw­ło­wy­czu!

– To co, mó­wi­cie, że wczo­raj się długo po­sie­działo?

– No, zda­rza się...

– Pójdę już do sie­bie. Jesz­cze mu­szę trzy ar­ku­sze zre­da­go­wać do pół­rocz­nego spra­woz­da­nia – a to już za trzy mie­siące. A ja wiem, że czas szybko prze­leci, ani się obej­rzysz, a to już. A Ołena Paw­liwna pi­sała...

Dwu­na­sta. Her­bata Be­sida.

– Cześć, Hry­ho­rij...

– A co, bu­dżet nam ob­cięli...?

– Na­wet nie mów...

– Cho­dził na pro­te­sty pod Radę Mi­ni­strów, jak co roku...

Trzy­na­sta. Obiad. Bu­łeczki. Chleb „ukra­iń­ski”, ser „ro­syj­ski”. Her­bata Be­sida.

Czter­na­sta.

– Twór­czy duch Iwana Nie­czuja-Le­wic­kiego wy­ra­sta z na­rodu.

Pięt­na­sta.

– Oksano Ju­ri­jewno, pro­szę mi po­ka­zać nową en­cy­klo­pe­dię.

Dziwne, o Bo­ry­so­wi­czu pięć li­ni­jek, a o mnie tylko cztery? Her­bata Be­sida.

Szes­na­sta.

– Woz­dwi­żeń­ski sym­bo­li­zuje de­gra­da­cję na­ro­do­wych po­staw...

Her­bata Be­sida.

Sie­dem­na­sta. Rada na­ukowa. Nie mam nic do po­wie­dze­nia, więc cho­ciaż po­śpię.

– Co u cie­bie, Wo­ło­dia?

– U mnie jak za­wsze...

– Wy­obraź so­bie, na­pi­sała tylko pięć ar­ku­szy. Jak to wpły­nie na zmniej­sze­nie fi­nan­so­wa­nia?

Osiem­na­sta trzy­dzie­ści. Her­bata Be­sida z ko­nia­kiem Gre­en­wich.

Dzie­więt­na­sta trzy­dzie­ści. Sie­dziba Związku Pi­sa­rzy. Ju­bi­le­uszowy be­ne­fis Oksany Ja­błon­skiej. Pro­wa­dzący: Iwan Ko­ło­miec. Cała sala pełna. Jaką ładną wy­szy­wankę ma au­torka.

– Pani Oksano, można so­bie z pa­nią zro­bić zdję­cie...?

Dwu­dzie­sta pięć­dzie­siąt.

– Ech, nie ma jesz­cze Ene­idy, Ja­wor wszystko wy­ga­dał...

– Pry­wit, Ser­hiju...

– Ja­sne, będę...

– No to da­waj, za to­wa­rzy­stwo...!

Dwu­dzie­sta druga trzy­dzie­ści. Me­tro Chresz­cza­tyk, górne wej­ście.

Dwu­dzie­sta trze­cia dwa­dzie­ścia. Wresz­cie w domu. Te­raz po­ście­lić i lulu.

Nie­bie­ska ga­łązka

Dzie­siąta trzy­dzie­ści. Bu­dzę się. Tro­chę he­li­kop­ter w gło­wie. Ty­toń. A bletki gdzie? A, tu. Skrę­cik. Ay­ran i Tan, mmm, py­cha. Mu­sli. Mleko ku­pi­łem wczo­raj na targu u baby, żeby było na­tu­ralne. Her­bata ro­oibos. Trzeba pod­łą­czyć aj­fo­nika do ła­do­warki. Skrę­cić. Ty­to­szek Mac Ba­ren – niech tro­chę po­leży, żeby wy­sechł, bo w ogóle się nie pali.

Dwu­na­sta. Ja­kie tam za­mó­wie­nia na dziś? Zro­bić pla­kat dla grupy Fe­mon. Gdzie ła­do­warka od mac­bo­oka, bo za­raz sią­dzie. Włą­czyć fo­to­szopa. Po­sta­wić ty­piarę na tle pola psze­nicy i nie­bie­skiego nieba. A w miej­sce sut­ków da­jemy dwa la­sery. Za­mó­wie­nie to za­mó­wie­nie. Jesz­cze pod­kręcę pik­sele i go­towe.

Pięt­na­sta.

– Halo, Hanna, za­mó­wie­nie już wy­ko­nane. Wrzu­ci­łem wam na EX.ua. Co? Nie działa u was na EX.ua? Do­bra, wy­ślę za­raz na Sky­pie.

Szes­na­sta.

– Halo, cze Ma­sza! Chodź się spo­tkamy na Lwa i pój­dziemy do Bo­ta­nicz­nego. Weź jesz­cze ko­goś.

W co się ubrać? Spodnie z GAP-a i ko­szulkę z La­co­ste’a? Czy na od­wrót? A może te nie­bie­skie rurki i ko­szulkę z lum­peksu. Ray-bany. Za­mszowe tim­ber­landy. Old­sku­lowy ple­ca­czek z Happy Tree Friends i apa­rat Ki­jów. A, no tak, aj­pod. Komba BAKH do­je­bane.

Sie­dem­na­sta trzy­dzie­ści. Me­tro Min­skaja. Komba BAKH ta­kie po­zy­tywne.

Osiem­na­sta.

– O, cze Ma­sza. Spoko oku­lary.

– Da­waj, ja ci zro­bię look!

– A ja wczo­raj by­łem na spo­tka­niu To­wa­rzy­stwa Ochrony Bez­dom­nych Psów, było nas tam ze sto osób. Pasz­tet zro­bił wielki pla­kat i za­lał go go­to­wa­nymi bu­racz­kami. Me­ga­za­je­bi­ście to wy­glą­dało!

– Może pój­dziemy coś zjeść?

Dzie­więt­na­sta.

– A ma­cie we­ge­ta­riań­skie menu? Dzię­kuję. A jest u was coś bez ryby? Bo ja je­stem we­ga­ni­nem. To po­pro­szę sa­łatkę wa­rzywną bez ma­jo­nezu i smo­othie z awo­kado.

Dwu­dzie­sta.

– Może ta­ryfę na Pej­zażną? Na Woz­dwi­żeń­ską już nie ma co iść – jest ciemno i fotki nie wyjdą.

– No do­bra, to chodźmy do Bo­ta­nicz­nego.

– Ja­kie ci piwo wziąć?

– Dwa Mil­lery, plis.

Dwu­dzie­sta pierw­sza.

– Do­brze, że Pasz­tet przy­niósł ko­niak.

– Ma­sza, a ty te­raz ry­su­jesz czy bar­dziej pi­szesz wier­sze?

– Ko­zak!

– Pały! Da­waj­cie bu­telki do ple­caka.

Dwu­dzie­sta druga.

– Chodź­cie przej­dziemy się, ja już doj­rza­łem, żeby pod­bić na Pej­zażną.

– Nikt nie wi­dział mo­ich ray-ba­nów?

– O, dzięki.

Trze­cia.

– Ma­sza, nie jest ci zimno?

– Ma­sza, a ty czy­ta­łaś Zmierzch Za­chodu Spen­glera? Bar­dzo głę­boka książka.

– Chodź­cie, jesz­cze ja­kieś bro­wary ogar­niemy.

– A po­wiedz, w swo­jej twór­czo­ści to ty...

Piąta.

– Ma­szeńka, to co, zbie­ramy się? Jedź taksą, ja przejdę się z buta, po­my­ślę o ży­ciu. No ja wiem, że my je­ste­śmy są­sie­dzi, ale tak bę­dzie le­piej.

Siódma. Wbi­jam do domu. Do­bra, prze­ki­mam się, a po­tem od­pi­szę na ma­ile.

Zie­lona ga­łązka

Ósma trzy­dzie­ści. Bu­dzik w ko­mórce – Tricky. Mój ulu­biony trip-hop. Prysz­nic, zęby, pod­grzać owsiankę. Do­póki się nie za­grzeje – pierw­szy pa­pie­ros. Naj­smacz­niej­szy.

Dzie­wiąta. Do­cho­dzi owsianka, kawa już za­pa­rzona, ta­bletka z wi­ta­mi­nami, gar­nia­czek, kra­wa­cik. Te­raz do me­tra. Znowu, kurwa, ko­lejka do kio­sku. „Po­pro­szę nie­bie­skie che­ster­fieldy”. Je­bani kie­rowcy mar­szru­tek. Na­zwo­zili sło­ików z Bo­ry­spola. Czemu w przej­ściu pod­ziem­nym lu­dzie tak wolno łażą? Jak mnie to wkur­wia! Co tu w ogóle ro­bią te wap­niaki! Ja­kie, kurwa, „Czy mogę o coś za­py­tać?”. Wie­rzę, wie­rzę w twoją ope­ra­cję. Sama czy­taj ga­zetę „Si­wod­nia”! Kurwa, czemu ja za­wsze cze­kam w tej ko­lejce do bra­mek? Stoi przede mną tłu­sta ko­była, pół go­dziny szuka karty miej­skiej w swo­jej bez­den­nej tor­bie!

Przy­jeż­dża me­tro. Staję koło drzwi, żeby można było szyb­ciej wyjść na sta­cji Pa­łac Sportu. Nie je­stem gruby, dasz radę mnie obejść. Czy­tam e-bo­oka. Co tam u nas na­pi­sał Ca­sta­neda?

Me­tro się za­trzy­muje. Gdzieś mię­dzy Oso­kor­kami a Sła­wu­ty­czem. Pa­sa­że­ro­wie pod­nie­śli wzrok znad swo­ich ga­zet i e-bo­oków. Dzie­sięć se­kund mi­nęło. Pa­sa­że­ro­wie za­czy­nają się roz­glą­dać. Dwa­dzie­ścia pięć se­kund. W tym cza­sie to zdą­żył­bym prze­pchnąć się już do bra­mek, przejść na sta­cję i do­biec do tego miej­sca, z któ­rego bę­dzie po­tem naj­szyb­ciej do Pa­łacu Sportu. Trzy­dzie­ści se­kund. Już za­czy­nam so­bie przy­po­mi­nać hi­sto­rię z po­ża­rem me­tra. A może znowu ktoś rzu­cił się pod po­ciąg? Czter­dzie­ści pięć se­kund. Me­tro żwawo ru­sza.

Dzie­siąta. Kurwa, znowu się spóź­nię. O, mój sten­dzik z kawą przy au­cie. „Po­pro­szę ame­ri­cano z mle­kiem”. Go­rąca. „Dzień do­bry, dia­dia Mi­sza”. Piąte pię­tro. „Dzień do­bry, Ma­sza”. „Wi­taj­cie, Bo­ry­sie Ser­hi­ji­czu”. Włą­czam prze­dłu­żacz. Ups! Sys­tem. Ha­sło: 1234567890. Opera. Otwie­ram za­kładki: Fa­ce­book, Vkon­takte, Od­no­klas­sniki, mail na Big­mir. I fotki. O kurwa. La­ski. Laj­kuję.

Je­de­na­sta. Prze­rwa na szluga. Bal­ko­nik. „Jak tam, Olena?”. „No, ładna po­goda”. „Wiesz, ja to wszystko mam w du­pie, dla mnie ist­nieją tylko trzy ro­dzaje po­gody. Pierw­szy, kiedy trudno biec do me­tra z po­wodu śniegu; drugi, gdy w biu­rze jest chłod­niutko; i trzeci – tak grzeje, że klima nie daje rady. A cała reszta mnie wali”.

Dwu­na­sta. „Tak, tak, Bo­ry­sie Ser­hi­ji­czu, za­raz przy­niosę spra­woz­da­nie. Bra­in­storm mamy ju­tro. Pew­nie, że do niego za­dzwo­nię”. Od­mówka. Alt-Tab. Fej­sik. Lajk. Ko­men­tarz: „A czemu ty po­ru­szasz te­mat cyc­ków, prze­cież to nie pią­tek...”. Kurwa, dziś do­piero środa. Do piątku jesz­cze da­leko, a ja już nie daję rady. Trzeba by za­dzwo­nić do An­drusi. Pój­dziemy do Żół­tego Mo­rza, su­shi so­bie po­jemy, na­wa­limy się bro­wa­rem. Tak bę­dzie.

Trzy­na­sta. Prze­rwa na fajkę. Obiad. „Po­pro­szę Big Maca i colę bez lodu. Ke­czupu nie trzeba. Tak, na miej­scu. Dzię­kuję”. Szybko jem i pa­pie­ros.

Czter­na­sta. „Pro­szę, spra­woz­danko, Bo­ry­sie Ser­hi­ji­czu”. Pa­pie­ros.

Pięt­na­sta. „Cześć, An­driu­cha, masz chwilę? Za­dzwoń”. „Halo. Co tam, środa na mie­ście? Dziś mi wy­płatę mają dać!”. „No, damy radę, mam w chuj spraw do ogar­nię­cia, ale do Żół­tego Mo­rza mu­simy pójść. Su­shi, piwko, te sprawy”. „Do­bra, umó­wione. Nara”.

Szes­na­sta. Prze­rwa na fajkę. Bu­nio. „Je­stem prze­ciwko za­bi­ja­niu bez­dom­nych psów!”. Re­po­stuję.

Sie­dem­na­sta. „Tak, Bo­ry­sie Ser­hi­ji­czu, zga­dzam się. To szybko do­ro­bimy. Można do­ku­pić laj­ków w spo­łecz­nio­ściów­kach i sprze­daż pój­dzie w górę, mó­wię panu! Po dzie­sięć hry­wien lajk. Do­bra. Pięć ty­sięcy”.

Osiem­na­sta. Pa­pie­ros. Vkon­takte. Od­świe­żyć. Fa­ce­book. Od­świe­żyć. Vkon­takte. Od­świe­żyć. Fa­ce­book. Od­świe­żyć. Prze­rwa na fajkę.

Dzie­więt­na­sta. „Bo­ry­sie Ser­hi­ji­czu, można wy­płatę?”. Długo ocze­ki­wana ko­perta.

Dzie­więt­na­sta dzie­sięć. Wy­miana. „Pro­szę mi wy­mie­nić sto do­la­rów. Dzię­kuję bar­dzo”.

Dzie­więt­na­sta dwa­dzie­ścia. Ma­kuś. „Dwa che­ese­bur­gery pro­szę”. „Pro­szę”. „Dzię­kuję”.

Dzie­więt­na­sta czter­dzie­ści. Żółte Mo­rze. „Cześć, An­driu­cha”. „Dziew­czyny, pro­szę dwa ze­stawy su­per­mini i dwa por­tery”. „Jak tam, stary?”. „No cóż, też mam bliź­niaki”. „A co tam u nas w Win­nicy?”. „Jak tam Lenka?”. „Dziew­czyny, pro­szę jesz­cze dwa por­tery!”. „Nie uwie­rzysz, mój szef mówi, że za czę­sto cho­dzę na pa­pie­rosa”. „Ten twój to w ogóle buc”. „Dziew­czyny, jesz­cze dwa por­tery!”.

Dwu­dzie­sta trze­cia pięć­dzie­siąt. „E, chuj, już ni­g­dzie nie zdążę”. „Dzie­eew­czyny, jesz­cze dwa por­tery i ra­chu­nek pro­szę”. „I nie mów, An­driu­cha, że ży­cie się udało”. „Halo, można pro­sić taxi na Lwa Toł­stoja? Je­dziemy na drogę Char­kow­ską sto sześć­dzie­siąt sześć. Dzię­kuję!”.

Wpół do pierw­szej. Znowu la­nos. „Pan na Char­kow­ską?”. Aj­fon. „Lidka, może by­śmy się spo­tkali? Czę­sto o to­bie my­ślę”. Wy­słać. „Ka­tia, wiesz, że ja ko­cha­łem tylko cie­bie”. Wy­słać. „Swieta, przez ile nocy ja o to­bie my­śla­łem...”. Wy­słać. „Pro­szę, to pań­skie sześć­dzie­siąt hry­wien”. Kiosk. „Po­pro­szę por­ter”. „Dzię­kuję”.

Pierw­sza w nocy. Klu­czyk ma­gne­tyczny. Winda. Dzie­wiąte pię­tro. Dwa zamki w drzwiach. Por­ter. Łóżko. Sen.

Elek­triczka

Szó­sta trzy­dzie­ści. Wstaję. A ty śpij, ko­chany. Wczo­raj na noc­nej zmia­nie pra­co­wa­łeś. O, tu jest moje ubra­nie. Na­kar­mię zwie­rzęta, po­tem sama coś zjem.

Siódma. „Kurki moje, cip-cip. Ma­cie ziarna. Która tu co znio­sła? O, jedno ja­jeczko, dwa, cztery... Bę­dzie co sprze­dać... O, wy moje do­bre”.

Siódma trzy­dzie­ści. Kawa roz­pusz­czalna. Te­le­wi­zor. Śnia­da­nie je­den plus je­den. Pod­grzeję wczo­raj­szą kar­toszkę. Tak, elek­triczka za­raz przy­je­dzie. Jajka wzię­łam, mar­chewkę wzię­łam, ko­pe­rek, ce­bulkę, pie­truszkę. Spa­ko­wane. Bie­giem na elek­triczkę.

Ósma. Sta­cja Wisz­niaki. O, jest i elek­triczka. Znowu przyj­dzie stać, czemu wcze­śniej nie wsta­łam?

Dzie­wiąta trzy­dzie­ści. Swia­to­szyn. I zaś tłum. Szyb­ciutko stanę na swoim miej­scu pod Silpo...

Dzie­siąta. „Zdra­stje, Swieta”. „Co tak długo?”. „Sama wiesz prze­cież – go­spo­darka, póki tam, siam. I tak klienty zja­wią się do­piero po­tem. A miej­sce dla mnie przy­trzy­ma­łaś...?”.

Je­de­na­sta. „Jajka, mar­chewka!”.

Dwu­na­sta. „No co, Swieta? Pójdę, bułkę ku­pię, bom głodna. Wziąć ci? Tylko kawę? Do­brze”.

Pierw­sza. „Jajka, mar­chewka!”. „Młody czło­wieku, kup mar­chewkę. Pro­sto z ogródka”.

Druga. „Zdra­stje, sier­żan­cie!”. „Nic ta­kiego. Wszystko było do­brze, póki cie­bie tu nie było...”. „Nic ta­kiego. Krę­cimy się, wier­cimy...”. „Jak co sprze­dam, to za­płacę, bo sam wi­dzisz...”. „Co? My­ślisz, że cię okła­muję? Ach, ty sko­tina. Weź se swoje pięć­dzie­siąt hry­wien i odejdź ode mnie!”.

Trze­cia. „Mar­chewka, jajka!”. „Świeże. Die­wuszka, weź­cie! Mar­chew po dzie­sięć”. „Pro­szę! Na zda­ro­wie!”. „Sły­szysz, a to­bie kto prze­szka­dza?”. „No to weź obejdź”. „Jaki chod­nik! My tu cią­gle han­dlu­jemy”. „Ty sam sko­tina. Idź stąd!”.

Czwarta. „Pie­truszka po pięć!”. „A jak! Pro­dukt czy­sty, eko­lo­giczny! Na zda­ro­wie”.

Piąta. „Jajka, ko­pe­rek!”. „Swieta, ja już nie mogę. Nogi mnie bolą od tego sta­nia, a jesz­cze ten huk od drogi”.

Szó­sta. „No weźże te jajka, mu­szę do domu je­chać. Jajka! Jajka!”.

Siódma. „Tak, hrywna za sztukę. Za­bie­raj­cie wszystko, zro­bię zniżkę, bo pora do domu”. „Spa­siba! Na zda­ro­wie”.

Siódma trzy­dzie­ści. Elek­triczka. Znowu pełna. Boże ty mój!

Dzie­wiąta. No i się do­wle­kłam. „Cór­cia, lek­cje zro­bione? Tata po­szedł na drugą zmianę? Po­ja­dłaś? Idziesz już spać? Ja też”.

Dzie­wiąta trzy­dzie­ści. Pie­czone ziem­niaki, „Głos Kra­iny”, „Szu­ster”, „Głos Kra­iny”, „Szu­ster”. Spać.

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: