- W empik go
Płomień ofiarny - ebook
Płomień ofiarny - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 226 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
I któż ty jesteś, wielki samotniku?
ty, co ojczyznę zgubiłeś wśród gwiazd, a teraz błądzisz po otchłaniach bytu, cały w płonącym skamieniały krzyku, jak komeciana żagiew, precz od słońca w dal wytrącona bez celu i końca?
I któż t y jesteś, święty pomazańcze, coś stworzył boga w sobie, choć sam proch?
Anioły jakieś jasne, zmartwychwstańcze stają w twych pieśniach – a gdy łkasz, krwią twoją idzie wielki wieków szloch.
Nie spocząć tobie, pątniku bezsenny.
– W mgłach gdzieś ucieka twoja Jeruzalem, chociaż w swych piersiach jak skarb drogocenny nosisz jej obraz przeczuty i śnisz, że kiedyś własnym wykarmioną żalem ujrzysz w koronie roztopionych słońc.
I próżno szukasz zaklęcia i złotem sny swe malujesz na ogromnej chmurze;
chmurą jak skrzydeł bijących łopotem rwiesz swego ducha wskróś niebios ku górze;
I próżno tworzysz świat z cudownej gliny:
Gdzieś nad otchłanią cyklopowy bój –
oto żądz morze kołysze się, wzrasta, oto w popłochu pożarnej godziny sercami dzwonów dygocące miasta.
A tam – kraj czarów dźwignięty na tęczy ponad chaosem opalowych mgieł.
Chaos ten dyszy, jak muzyka dźwięczy, ton każdy kształtem pod niebo wypryska, melodya – dziecka sen – gwiazdami błyska.
Lecz twoje serce gdzie i z czem zbratane?
Wiecznie samotne ma wciąż bić, jak ptak, co ma na piersiach otworzoną ranę i w trzepocących skrzydłach moc tęsknoty, gdy swoje dawne przypomina wzloty?
Włodarzem jesteś na nie swojej roli, nie wzejdzie tobie utęskniony plon.
Nim duch zwycięży w sobie formę starą, zanim swą świętość w płomieniach wyzwoli, duchowi swemu bądź żywą ofiarą.AHASWER.
Oto mię zmroki spowiły w ciszę –
idzie zaduma z wieczornych zórz.
Na mą bolesną schyloną głowę wali się ciężar przeżytych dni –
a w górze…
a w niezmierzonym błękicie jakiś się straszny rozbujał dzwon;
duszę wytężam i słyszę:
to wieczne skarży się życie.
Otoś mi powstał z wieków pomroki, otoś mi powstał wieczny tułaczu.
Przed tobą leci kurzawy słup, za tobą w zorzy pali się krzyż.
Od tego krzyża, od tego znaku lecisz odziany w kurzawy słup po nieskończonym tęsknoty szlaku, w unicestwienia otwarty grób.
Za tobą w zorzy pali się krzyż, tyś się oderwał od jego stóp –
błędny Ahaswer lecisz przez wieki w unicestwienia otwarty grób.
Nie zatrzymają cię zacisza chat, ani pustynne oazy, ani pielgrzymów modlitewny chór, ni błogosławne ramiona świętego drzewa;
bo w własnej duszy masz takie zarzewie, że go nie zgasi żaden szczęścia zdrój, bo masz nad głową taką gwiazdę błędną, co cię promieniem wplątała w swój szlak, bo czar twych jezior, smętek szumnych puszcz i pól twych cisza pod dzwonem niebiosów taką ci w duszę wtopiły tęsknotę, taki bezbrzeżny żal, że już nie spoczniesz, synu człowieczy, ale się mgłami otoczysz snów i gnać je będziesz pustynią ziemi w unicestwienia otwarty grób.
Sto razy wieczny spali cię żar, sto razy wstaniesz z popiołu żądz, i znów cię znęci ułudny czar tych samych tęsknot, tych samych żądz.
Myśli znękane rozognisz snem o kryształowych pałacach, o cichej, śpiącej królewnie, o seraficznej muzyce harf nad szarem niebem niedoli.
Na obolałe członki nędzarza wylejesz kubeł cudotwórczej wody, która wytryska krynicą z opoki wiecznej nadziei.
A gdy cię złamie udręka
Gdzieś, na samotnych rozstajach,
Gdy cię twa niemoc zatrzyma w tułaczym biegu, wtedy upadniesz złamany w proch przed znikomym bałwanem, który twa ręka szalona stawiła w pracy ułudnej, aby się ból twój ukorzyłofiarnym skłonem, aby twa męka zasnęła, abyś miar przedczem czołem bić, abyś miał przedczem los swój kląć, abyś miał przedczem spłonąć żarem zdrętwiałej, stygmatycznej wiary.
Abyś mógł w ukochaniu serdecznem pogodzić co jest sprzecznem, powiązać co stargane, poświęcić, co kochane.
Życie! ku twym obszarom wyciągam ramiona, ku bezbrzeżnym obszarom obiecanej ziemi, ku którym wiara szalona ściele bajeczne gościńce bite słupami złotemi.
O, jak promienną pieszczotą miał mię utulić twój przejasny brzeg!
O, któż mi szeptał o świcie radosną wieść, że kędyś tai się życie w obsłonach krasy jutrznianej?
Któż mym dziecięcym tęsknotom otwierał oczy błękitne i piąć się kazał przez załomy szczytne i na zakrętach przystawać i słuchać odzewu złocistych trąb?
I cóż wróżyły te światła i cienie, któremi chciwie karmił się mój sen, i świat tych płynnych kształtów, falujących, na wpółprzymkniętych oczach malowany, marami z tęczy i błękitu ludny, a cały brzmiący w melodyi przecudnej?
Samotny jestem w świata bezmiarze, jakby po za mną nie było nic –
tylko ma wieczna tęsknica, tylko me myśli tułacze, gnane w bezsilnej udręce błędnym gościńcem tajemnic.
Nie wiem, gdzie bił mi poczęcia dzwon, nie wiem gdzie życiu dany jest kres;
lecz wiem, że bytu dyszący prąd nigdy, już nigdy nie wróci wstecz, ale przepastnem łożyskiem tocząc się w dal, roztrąci tamy kamienne, i wielkiem morzem zahuczy, i będzie własne fale gnał w błędnych zawrotach pościgu, i będzie je ku sobie szczuł, i będzie grzmiał… i rwał…
Rozfalowało się we mnie to morze, co się rozbija o wieczności próg, co się kołysze w osadach mgławicznych dróg –
Rozfalowało się we mnie to morze.
Wieczności moja, czemżeś ty?
Po twych przepaściach szybuje wzrok w błędnych koliskach i zawieszony nad otchłanią i zapatrzony w głuchy mrok zmaga się w walce bezsilnej.
A kiedy wróci z ciemnych dróg już nie poznaje swego słońca, ale na świat ten rzuca cień, w którym radości gaśnie błysk, a ziemskie rzeczy są odbiciem nieodgadnionej tajemnicy, jakiemś widmowem sennem życiem rozmigotanem na ciemnościach.
I wtedy dusza pyta siebie, gdzie jest tych rzeczy kres i treść, a coś jej mówi, że to ona w rzeczach i w sobie utajona
… i wtedy tęskni do siebie.
Wieczności moja, czemżeś ty?
Bezbrzeżnem morzem grzmisz nademną, a życia spiżowy dzwon nakrył mię ciężką kopułą, i próżno ranię pierś wrzącą o niezbłagane obręcze.
Wszystko jest wielką tajemnicą duszy –
myśl, co się w własnych przegląda głębinach, słońc rozpędzonych płonące pożary, ziemi rodzącej otworzone łono, z którego płynie rzeka stworzeń –
wszystko pod gwiezdną kopułą –
pyłek na złotym tańczący promieniu, atom ku bratnim ciężący atomom, odlotny bocian, co skrzydło złamane wlecze po ścierni spustoszałych pól, po każdej nocy każdy dzień powrotny, każda godzina, co się chyli w grób!…
– wszystko jest wielką tajemnicą duszy.
Duszo, ty mówisz językiem z płomieni,
– a jest to nagły zaświatowy błysk –
gdyby meteor znaczył świetlny smug, gdyby się morze rozdarło do dna, gdyby się w jednem rozchyleniu powiek pomiędzy jawą a snem prześlizgnął jakiś wymarzony świat, gdyby w przestworzach konająca gwiazda wezbrała żarem ostatniego tchu i całe życie zbiegło się w ten błysk…
– duszo, ty mówisz językiem z płomieni,
Święty mi jesteś o ty niepojęta, na dnie mej duszy śpiąca tajemnico;
z ust twych dyszących falami wieczności płynie ku brzegom ukojenia wiew;
z ócz twych zamkniętych na światła ulewę i tylko w własną zapatrzonych treść
– która jest tobą i w tobie płynie ta święta potęga, która na wieki mię sprzęga, z tą tajną, z tą niezbadaną treścią
– która jest tobą i w tobie –
gdzieś, poza światła ulewą, gdzieś, poza planet obrotem, poza przestrzeni dławiącym pierścieniem i poza czasu błędnym kołowrotem,
– gdzieś poza wszelkiem marzeniem.
Tęsknię do ciebie – a tak tylko tęskni, kogo step kędyś obłąkał daleki, gdzieś za ojczyzny porzuconym progiem –
tęsknię do ciebie i myśli znękane jak biały żagiel rozpinam do lotu, w tę nieznajomą drogę, skąd mi dolata twój tajemny wiew, który uniesie mię w dal, na twe wiecznością przepojone łono, abym był tobą i w tobie.
Nad twoją daleką toń, nad twój przepastny brzeg przyszedłem oczy utopić,
– oczy wiecznego pragnienia.
Stanąłem cichy u brzegu z za siódmej przyszedłszy rzeki:
– tu się dziecinna baśń spełni, tu się mój ból ukołysze, tu mój dom.
Z za siódmej przyszedłem rzeki nad twoją daleką toń, nad uroczysko zaklęte szumiących wód.
Tu moje drogi ostatnie
– tu mój dom.
Nie pójdę więcej, nie pójdę
Za błędnym życia omamem, co na przydrożach się zjawia z kuszącą twarzą…
– Tu mam dziedzictwo wieczyste kojących łask.
Gwiazd zatopionych tajemnicze runy łyskają na mnie z otchłannego dna.
Sny moich tęsknot jawią się widomie po przez ogromy wypiętrzonych wód!
nie mogę poznać ich twarzy, lecz wiem, że są mi obecne, że się dziecinna baśń pełni, że tu mój dom.MUR GRANICZNY.
Dzień cały bez wytchnienia leciałem wśród spieki, aż oto mur graniczny zatrzymał me kroki, mur taki niezmierzony, tak w niebo wysoki, jakby go głaz po głazie budowały wieki,
Od wschodu do zachodu rozpostarł się szańcem,
– zda się, że broni wejścia wojskom cyklopowym –
myśli, co spocząć chciały gdzieś za niebios krańcem, jak pociski pancerzem odrzucił chropowym.
Więc u stóp mu się wiją mych pragnień gadziny, wężowymi splotami pną się niby bluszcze i konają bezsilne, wduszone w szczeliny, znacząc na murze słowa odwieczne: nie wpuszczę.
Taki mur wzrosły w ziemię, niezliczone lata odgranicza bezmiary nieznanego świata;
i niema takiej mocy, takiego taranu nie znaleść człowiekowi, coby zrobił wyłom w murze i nowe światy dał stworzenia panu;
i wszystkich chmur gromowych zjednoczonym siłom, choć każda piorunami pożary roznieca, oprze się po wiek wieków ta skalna forteca.
A jednak wraca ciągle myśl do tej granicy, jak gdyby za nią była jej ojczyzna dawna, jak gdyby ta strzeżona mrokiem tajemnicy przestrzeń była przed wieki promienna i jawna i słonecznym w bezmiary ścieliła się krajem
– więc teraz dusza tęskni za straconym rajem.
Lecz jest w owej tęsknocie jakieś przypomnienie widzianych niegdyś cudów i są w niej promienie zapalone w przedbycie, co teraz w bezdenną lecą otchłań chaosu i na kanwie mrocznej nieznanych dziwów tkankę haftują promienną, jak tajnych hieroglifów dokument widoczny, których dusza człowieka odczytać nie zdolna, aż odczyta w wieczności promienna i wolna.WIECZNA.
Rozpasanych sabatów orgiastyczne kręgi, tajemniczych bajader żądza nieśmiertelna niczem mi wobec twojej kuszącej potęgi królewskiej mej fantazyi kochanko bezczelna.
Przyszłaś, kiedyś, w gorączce dziecinnych majaczeń, elixirem szatańskim poić spiekłe wargi i w duszy nieskalanej – zarzewiem przeznaczeń
rozpaliłaś żywiołów odwieczne zatargi.
Wciąż nęcąca ku sobie i wciąż niedostępna, jak rusałka żeglarzom zjawiona nad skałą
– miłość wstydem płonąca i miłość występna ciebie tylko o boska chciały zakląć w ciało.
Dzisiaj w prochu rzucony przed twą straszną łaską, gdy mi rozkosz obłędną mózg zalewa falą, wiem, żeś nigdzie i wszędzie, że miłość jest maską, za którą nieśmiertelne twe oczy się palą.
Niewolnikiem twym jestem, bo w jarzmo służalcze zgięły mię twego piękna czary nieprzeparte;
z przenajsłodszych antyfon hymny bałwochwalcze tworzę, by się twe imię święciło Astarte.
Błogosławiona bądź mi maro tajemnicza, w jakiejkolwiek przychodzisz opętać mię zjawie,
– każdą iskrę roztloną w żarach twego znicza,