- nowość
Płomień w Oklahomie - ebook
Płomień w Oklahomie - ebook
Kolejna powieść Wiesława Wernica Płomień w Oklahomie, przenosi Czytelnika do Oklahomy, gorącego pustynnego obszaru Dzikiego Zachodu, gdzie Indianie nie tolerują "białych skór". Przyjacielsko-traperska wyprawa Karola i Jana zamienia się w kryminalną zagadkę. Na skutek nieoczekiwanego rozwoju wydarzeń, Karol staje się tymczasowym szeryfem małego miasteczka, a Jan jego zastępcą. Tropiąc razem porywaczy koni, odkrywają firmę wydobywającą ropę, której właściciel wykorzystuje ludzi do niewolniczej pracy. Czy charyzmatycznym bohaterom powieści uda się uwolnić pustynny region od trapiącej go przemocy?
Kategoria: | Dla młodzieży |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 9788382792638 |
Rozmiar pliku: | 3,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Czy możecie sobie wyobrazić?
Izba dość przestronna, bardziej szeroka niż długa, z dwoma oknami, w których umocowano kraty. Pod ścianą – zbite z ledwo obłupanych belek dwa stoły. Jeden bliżej, drugi dalej od wejścia. A za tym dalszym – właśnie ja.
Siedzę za tym stołem i szczypię się w policzek. Podobno znakomity sposób na przebudzenie. Ale nie budzę się. Widocznie to jednak nie sen!
Przede mną, na przybrudzonym blacie spoczywa sześcioramienna gwiazda szeryfa. To jest właśnie najtrudniejsze do zrozumienia. Gwiazda niby moja, a przecież nie moja.
Na progu, w otwartych, wąskich drzwiach siedzi – z długą rusznicą położoną na kolanach – wuj Jonathan. Nie, to nie mój wuj! Nawet nie wiem, czy jest czyimkolwiek wujem. Ale tak go tu powszechnie nazywają. Prawdopodobnie dlatego, że uchodzi za najstarszego osadnika w tym miasteczku. Jednakże to tylko domysł. W tej chwili nie mógłbym odpowiedzieć nawet na pytanie, jak się nazywa ta miejscowość. Wyleciało mi z głowy. Aż wstyd się przyznać.
Muszę wyjaśnić, że na kilka godzin, a może nawet na cały dzień obarczony zostałem funkcjami szeryfa, a „prawdziwy” szeryf akurat znajduje się w areszcie, skąd przez kraty spogląda na mnie wzrokiem pełnym wyrzutu. Wcale mu się nie dziwię. Natomiast dziwię się sobie i wszystko ciągle jeszcze wygląda mi bardziej na sen niż na rzeczywistość.
Dlatego siedzę bezczynnie za stołem i staram się uporządkować wypadki według kolejności, w jakiej następowały w ciągu ostatniego tygodnia, a przede wszystkim podczas wczorajszego ranka.
Żeby wytłumaczyć wszystko dokładnie, muszę się cofnąć w czasie. Aż do ostatnich dni marca 1885 roku.
Zima wówczas wydawała swe gasnące, mroźne oddechy, a ja systematycznie spełniałem funkcje lekarza w rodzinnym mieście Milwaukee nad jeziorem Michigan.
Jeśli nie orientujecie się, weźcie mapę i zobaczcie, jak wielkie odległości dzielą tamto miasto od południowych krańców stanu Kansas, na terenie którego obecnie przebywam.
Ale do rzeczy.
Któregoś wieczoru, właśnie w Milwaukee, odwiedził mnie, a raczej wpadł, bo to lepiej określa sytuację, Karol Gordon. Ongiś mój pacjent, później przez całe lata serdeczny przyjaciel. Niegdyś farmer w jednym z południowo-wschodnich stanów, następnie – zrządzeniem losu – łowca skór, traper, myśliwy, który przemierzył w swych wędrówkach setki mil wiodących przez bezdroża Gór Skalistych i równin Północnej Ameryki.
Wrzasnęliśmy obaj z radości, spoglądając jeden na drugiego tak, jakbyśmy nie widzieli się od wieków. A przecież były to tylko miesiące.
– Bałem się, że cię nie zastanę, Janie – powiedział Karol, opadłszy na najwygodniejszy z moich foteli.
– Skąd ta obawa? – zapytałem rozbawiony.
Kto jak kto, ale Karol doskonale wiedział, że zimą przebywałem zawsze w mieście, nie wysuwając nosa poza ostatnie zabudowania Milwaukee.
– Uwierzyłem w złą gwiazdę – odparł. – Twoja nieobecność pasowałaby do serii moich niepowodzeń, jak kołek do kołka w płocie. Ach, nie masz pojęcia...
– Nie mam pojęcia – przytaknąłem. – Ale może mnie wtajemniczysz.
Okazało się, że „seria nieszczęść” nie była wcale tak bardzo katastrofalna.
Poza zwichnięciem nogi podczas zimowego polowania w północnych rejonach Kanady najbardziej dopiekło Karolowi zniszczenie, a raczej samozniszczenie się jego ulubionej broni. Ten wypadek skrócił, i to znacznie, okres łowieckiej wyprawy. Przypuszczam, że Gordon musiał być bardzo zmęczony tamtego zimowego dnia, jeśli nie zauważył, że lufa jego sztucera zapchana jest śniegiem. Jaki był skutek tego przeoczenia łatwo odgadnąć. Przy wystrzale broń została po prostu rozsadzona, ale Karolowi nic się nie stało. Znajdował się wówczas daleko od wszelkich siedzib ludzkich, więc o nabyciu jakiejkolwiek innej strzelby mógł tylko marzyć.
– Gdyby to było lato – opowiadał z nieukrywaną goryczą – mógłbym karmić się korzonkami traw, leśnymi jagodami, w ostateczności... żabami.
– Nie miałeś sideł?
Spojrzał na mnie jednym okiem.
– Nie. Wiesz, jak nie lubię tego rodzaju łowów. Trzeba dawać zwierzętom jakąś szansę, a poza tym ja poluję na upatrzonego i nie zadowala mnie to, co przypadkowo wpadnie we wnyki.
Tak więc Karol w połowie zimy musiał wracać. Nie miał czym polować i nie bardzo miał co jeść. Wlókł się na południe aż gdzieś znad rzeki Pokoju i jeziora Athabaska najprostszą drogą, jaką mógł obrać. Z jedzeniem zresztą sprawa nie przedstawiała się tak tragicznie. Miał suchary i nieco sproszkowanego mięsa, a po kilku dniach spotkał grupę Indian z plemienia Kri polującą jak on, tyle że z lepszym skutkiem, i mógł uzupełnić żywnościowe zapasy.
Drugie spotkanie przydarzyło mu się znacznie dalej, na południu. Zetknął się z samotnie polującym traperem. Spędzili razem dwa dni, podczas których mój przyjaciel dobrze przyjrzał się łowieckim sukcesom towarzysza.
– Zanim go opuściłem, wiele rozmawialiśmy o Oklahomie – dodał.
– Przecież nigdy tam nie byłeś – zauważyłem.
– Ja nie, ale ten traper. Opowiadał mi mnóstwo szczegółów. Nie masz pojęcia, Janie, ile tam zwierzyny. Cudowny kraj!
Spojrzałem podejrzliwie na Karola. Co miało oznaczać nagłe wychwalanie Oklahomy? Widocznie spostrzegł to i natychmiast zmienił temat. Opowiadał, w jaki sposób dotarł na tereny swych przyjaciół, Czarnych Stóp (od których przed laty otrzymał zaszczytny przydomek Wielkiego Bobra), jak powitany został przez ich wodza, Wysokiego Orła, i czarownika plemiennego, Czerwoną Chmurę, i jak na samym progu obozowiska czerwonoskórych, zahaczywszy o jakiś korzeń tkwiący pod śniegiem, zwichnął nogę. To unieruchomiło go na dwa tygodnie. I tak do reszty zmarnował sezon zimowych polowań.
Wyraziłem mu z tego powodu ubolewanie, proponując jednocześnie pożyczkę pieniężną aż do następnej zimy. Odmówił. Natomiast zaproponował mi wyjazd... do Oklahomy. Roześmiałem się:
– Tak cię zaagitował tamten traper?
– Nie tylko on. Przepytywałem innych. Wszystko się zgadza. To wspaniały teren łowiecki!
– Może – powiedziałem beznamiętnie. – Jeśli jednak się nie mylę, jest to ziemia zamknięta dla białych.
– Prawda.
– I każdy, kto tam się udaje, łamie prawo i ryzykuje własną skórą.
– No... niezupełnie tak. Nie wolno się osiedlać, ale przecież nie w takim celu tam się udamy. A co się tyczy ryzyka... Jak rozpakuję swój tobołek, to ci coś pokażę.
– Ciągle nie bardzo rozumiem, Karolu, dlaczego ci tak zależy właśnie na Oklahomie? Chyba coś przede mną ukrywasz.
– Nic, a nic. Po prostu wiem, że żyje tam borsuk, piżmowiec, szary i czerwony lis, wilk, kojot, bóbr, antylopa, łoś, bażant, kura preriowa i... soból! Pomyśl tylko, Janie, jak cenne jest futerko sobola!
– W lecie? Chyba żartujesz.
– Oczywiście, że nie w lecie, ale ja chcę dokładnie zbadać teren przed zimową wyprawą.
– Obawiam się, że czerwonoskórzy nie będą zbyt zadowoleni z twoich łowów.
– Już ci mówiłem, że w tobołku mam coś, co pomoże nam zjednać przychylność czerwonych plemion. Jedziemy, Janie?
I tak oto, po raz pierwszy w życiu miałem zwiedzić Oklahomę. Dlaczego ustąpiłem? Po prostu dlatego, że corocznie wiosną właśnie w towarzystwie Karola opuszczałem na kilka miesięcy Milwaukee, aby odpocząć po zimowych trudach z dala od ludzi, z którymi na co dzień się stykałem, w warunkach zupełnie odmiennego życia. W ten sposób zwiedziłem część Kanady, Arizonę, Nowy Meksyk... Oklahoma w gruncie rzeczy była dla mnie tak samo dobra, jak każda inna część kraju, a jeżeli miałem co do niej pewne zastrzeżenia, to tylko z powodu Indian. O czym już wspomniałem. Mój upór został złamany, gdy Karol po wieczornym posiłku wyjął z tobołka zdumiewająco piękny, wąski i długi pas wyprawionej mistrzowską ręką skóry antylopy. Była miękka i delikatna w dotknięciu, różnokolorowa, a do tego przetykana perłami. Znam się coś niecoś na takich przedmiotach. Jeden rzut oka wystarczył: to był indiański wampum.
Przebywając z Karolem wśród plemion Czarnych Stóp, Nawahów czy Apaczów oglądałem wampumy już niejeden raz, ale tak pięknego chyba nigdy nie widziałem.
Wampum to coś w rodzaju glejtu gwarantującego posiadaczowi bezpieczeństwo osobiste; może być również dowodem, że jego okaziciel przemawia w imieniu osoby, która mu wręczyła wampum.
Karol otrzymał go od wodza Czarnych Stóp w Kanadzie. Było to zaszczytne wyróżnienie, dowód specjalnego zaufania. Wypadek niesłychanie rzadki w stosunkach między Indianami a białymi. Jednakże nie zdziwiło mnie to – Karol Gordon cieszył się sławą przyjaciela „czerwonych mężów”, a zwłaszcza Czarnych Stóp.
– Komu chcesz to wręczyć? – zapytałem, patrząc na mieniący się kolorami pas.
– Jeszcze nie wiem. Zobaczymy w Oklahomie. Najchętniej skorzystałbym z gościny Komanczów. Łatwiej się porozumieć. Ich mowa podobna jest do języka Czarnych Stóp. Ale równie dobrze możemy przypadkowo natrafić na Czejenów, Apaczów, Kiowa, Seminolów... Na tamtejszych obszarach mieszka chyba z tuzin rozmaitych plemion.
Tak właśnie wyglądał początek historii, której ciąg dalszy doprowadził mnie do wnętrza szeryfowskiego budynku.
Dodam, że przed wyruszeniem w drogę z naciskiem oświadczyłem Karolowi:
– Ale pamiętaj, tym razem jadę dla przyjemności, tylko po to, by odpocząć; będę się kąpać w dziewiczych strumieniach, będę opalać się na złocistych plażach, może czasem zechce mi się upolować antylopę albo złowić trochę ryb, których w wodach Oklahomy żyje podobno aż sześćdziesiąt gatunków.
Stawiałem sprawę jasno, mając w pamięci odbytą przed dwoma laty podróż do Arizony. Wówczas dopiero na miejscu dowiedziałem się, że mój towarzysz obarczony został przez władze państwowe specjalną misją, której ciężar dźwigania przypadł mnie w nieproszonym udziale. Wywiązaliśmy się z zadania znakomicie, ale niewiele brakowało, a ziemia arizońska przytuliłaby nas raz na zawsze! Nie życzyłem sobie, by coś podobnego miało się powtórzyć.
Jednakże Karol energicznie zaprzeczył istnieniu jakichkolwiek ukrytych przede mną zamiarów.
– Odpoczywamy, Janie, i tylko odpoczywamy!
– Właśnie to mi odpowiada. I tylko to!
– Więc do Oklahomy?
– Niech będzie Oklahoma!
Decyzja zapadła. Przez kilka tygodni, gdy obowiązki zawodowe nie dawały mi chwili wytchnienia, Karol przesiadywał w bibliotekach i czytelniach, wyszukując wszelkich wiadomości związanych z Oklahomą. Dziwne, jak na trapera. Ale trzeba wiedzieć, że Karol Gordon nie był pospolitym łowcą skórek. Jego umiejętności i wiedza nie ograniczały się do rozpoznawania zwierzęcych tropów i do celnych strzałów. Sądzę, że w swym zawodzie (jeśli to wolno nazwać zawodem) należał do wyjątków. Był miłośnikiem książki, poświęcał jej wiele czasu, gdy przebywał w mieście. Poznałem go przed paru laty i od pierwszych chwil zaskoczył mnie swym oczytaniem. Nade wszystko przedkładał tematykę geograficzną, co było zresztą zrozumiałe. Znał się na mapach i w razie potrzeby sam potrafił sporządzać podręczne szkice. A jego znajomość czerwonoskórych pozwoliłaby mu pisać dzieła o nieprzeciętnej wartości, gdyby... chciało mu się tym zająć.
Na długo więc przed wyjazdem głowę nabitą miałem Oklahomą, o której Karol wciąż mi opowiadał podczas długich godzin wieczornych, udzielając szczegółowych informacji. Kraj to rzekomo bajeczny, klimat doskonały. Nawet w zimie rtęć termometru nie spada poniżej zera, a latem nie wznosi się powyżej stu stopni. Dwie trzecie powierzchni zajmują łąki i lasy. Żadnych osad, żadnych miasteczek, żadnych saloonów ani białych włóczęgów spod ciemnej gwiazdy. Pierwotna przyroda i pierwotni mieszkańcy tej ziemi.
– Czego jeszcze wymagać? – kończył triumfalnie Karol każdą swą informację.
Szybko uporaliśmy się z koniecznym ekwipunkiem. I ja, i Karol posiadaliśmy niezłą kolekcję myśliwskiej broni, zebraną w moim domowym „arsenale”, więc tylko wysłuchałem narzekań (raz jeszcze!) na nieszczęsny pech kanadyjskiej zimowej wyprawy i mój przyjaciel zdecydował się na inny sztucer. W końcu zaopatrzyliśmy się w potrzebną odzież i zapas lekkich, trwałych konserw. Konie mieliśmy zakupić – jak zwykle – u osadników, by móc bez kłopotu część podróży odbyć koleją, wioząc ze sobą tylko uprząż i siodła.
Żelazny szlak miał nas doprowadzić z Milwaukee przez Chicago, Saint Louis, Kansas City aż ku południowej linii granicznej, oddzielającej stan Kansas od terytorium Oklahomy. Od tej bowiem strony postanowiliśmy przekroczyć granicę nieznanego nam kraju, już konno i zbrojno, zasięgnąwszy, ile się da, informacji od osadników kansaskiego pogranicza.
I tak, zgodnie z planem, dotarliśmy do końca kolejowej drogi.
O tym to właśnie teraz myślałem (z braku innego zajęcia), siedząc za stołem i patrząc jak sroka w gnat w chudą postać wuja Jonathana.
Tak wyglądał początek naszej wyprawy do Oklahomy, do której – koniecznie muszę to dodać – wciąż jeszcze nie zdołaliśmy wjechać, zatrzymały nas bowiem na samym wstępie nieprzewidziane trudności.
Od dawna mówiłem Karolowi, że minął się z powołaniem, że powinien był zostać szeryfem i wprowadzać na ziemiach Dzikiego Zachodu poszanowanie prawa, porządek i sprawiedliwość. Odpowiadał na to, że jego znajomość przepisów prawa równa się zeru i że nie znosi siedzącego trybu życia.
– Raczej pasowałoby to do ciebie, Janie. Taki jesteś roztropny, zrównoważony i przecież trochę otrzaskany z warunkami życia na Dalekim Zachodzie.
Nic na to nie odpowiedziałem, traktując tego rodzaju rozważania jako oczywisty żart. Teraz się okazało, że Karol w jakąś złą dla mnie godzinę wypowiedział swe uwagi. Jego słowa nabrały cech przepowiedni. Spełnionej, niestety. Tkwiłem przecież za szeryfowskim stołem, w szeryfowskim budynku, z szeryfowską sześcioramienną gwiazdą spoczywającą w zasięgu mojej ręki.
Wiem, że wszystko, co dotąd opowiedziałem, nie wyjaśniło jeszcze najważniejszej sprawy: w jaki sposób znalazłem się w tej zapomnianej dziurze na pograniczu południowego Kansas. Ażeby to wytłumaczyć, muszę znowu cofnąć się w przeszłość. Tym razem nieco mniej odległą.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------W _Bibliotece literatury dziecięcej_ Wydawnictwa Siedmioróg ukazały się między innymi:
1. Bajki, Charles Perrault (Kanon literatury dziecięcej)
2. Baśnie, Jacob i Wilhelm Grimm (Kanon literatury dziecięcej)
3. Baśnie, Hans Christian Andersen (Kanon literatury dziecięcej)
4. Alicja w Krainie Czarów, Lewis Carroll (Kanon literatury dziecięcej)
5. Ania z Zielonego Wzgórza, Lucy Maud Montgomery (Kanon literatury dziecięcej)
6. Cudaczek-Wyśmiewaczek, Julia Duszyńska (Kanon literatury dziecięcej)
7. Dar rzeki Fly, Maria Krüger (Kanon literatury dziecięcej)
8. Don Kichot z Manczy, Miguel de Cervantes (Kanon literatury dziecięcej)
9. Godzina pąsowej róży, Maria Krüger (Kanon literatury dziecięcej)
10. Idzie niebo ciemną nocą, Ewa Szelburg-Zarembina (Kanon literatury dziecięcej)
11. Klechdy domowe, Hanna Kostyrko (Kanon literatury dziecięcej)
12. Klimek i Klementynka, Maria Krüger (Kanon literatury dziecięcej)
13. Księga dżungli, Rudyard Kipling (Kanon literatury dziecięcej)
14. Legendy warszawskie, Artur Oppman (Kanon literatury dziecięcej)
15. Łysek z pokładu Idy, Gustaw Morcinek (Kanon literatury dziecięcej)
16. Mity greckie, Nikos Chadzinikolau (Kanon literatury dziecięcej)
17. O czym szumią wierzby, Kenneth Grahame (Kanon literatury dziecięcej)
18. O krasnoludkach i o sierotce Marysi, Maria Konopnicka (Kanon literatury dziecięcej)
19. Odpowiednia dziewczyna, Maria Krüger (Kanon literatury dziecięcej)
20. Pamiętniki Adama i Ewy, Mark Twain (Kanon literatury dziecięcej)
21. Pinokio, Carlo Collodi (Kanon literatury dziecięcej)
22. Przygody Tomka Sawyera, Mark Twain (Kanon literatury dziecięcej)
23. Przypadki Robinsona Crusoe, Daniel Defoe (Kanon literatury dziecięcej)
25. Psotki i śmieszki, Janina Porazińska (Kanon literatury dziecięcej)
24. Robinson Crusoe, Daniel Defoe (Kanon literatury dziecięcej)
26. Serce, Edmund de Amicis (Kanon literatury dziecięcej)
27. Szewczyk Dratewka, Janina Porazińska (Kanon literatury dziecięcej)
28. Tajemnicza wyspa, Juliusz Verne (Kanon literatury dziecięcej)
29. Tajemniczy ogród, Frances Hodgson Burnett (Kanon literatury dziecięcej)
30. Ucho, dynia 125!, Maria Krüger (Kanon literatury dziecięcej)
31. Uczniowie Spartakusa, Halina Rudnicka (Kanon literatury dziecięcej)
32. W 80 dni dookoła świata, Juliusz Verne (Kanon literatury dziecięcej)
33. W pustyni i w puszczy, Henryk Sienkiewicz (Kanon literatury dziecięcej)
34. Wesołe przedszkole, Maria Konopnicka (Kanon literatury dziecięcej)
35. Baśnie polskie i europejskie, Joanna Rodziewicz (Kanon literatury dziecięcej)
36. Złota korona, Maria Krüger (Kanon literatury dziecięcej)
37. Baśnie polskie, Tamara Michałowska (Kanon literatury dziecięcej)
38. Historia żółtej ciżemki, Antonina Domańska (Kanon literatury dziecięcej)
39. Wspomnienia niebieskiego mundurka, Wiktor Gomulicki (Kanon literatury dziecięcej)
40. Antek, Bolesław Prus (Kanon literatury dziecięcej)
41. Tropy wiodą przez prerię, Wiesław Wernic (Western)
42. Witaj, Karolciu!, Maria Krüger (Kanon literatury dziecięcej)
43. Słońce Arizony, Wiesław Wernic (Western)
44. Na południe od Rio Grande, Wiesław Wernic (Western)
45. Szeryf z Fort Benton, Wiesław Wernic (Western)
46. Król Maciuś Pierwszy, Janusz Korczak (Kanon literatury dziecięcej)
47. Kajtuś Czarodziej, Janusz Korczak (Kanon literatury dziecięcej)
48. Stara baśń, Józef Ignacy Kraszewski (Kanon literatury dziecięcej)
49. Karolcia, Maria Krüger (Kanon literatury dziecięcej)
50. Plastusiowy pamiętnik, Maria Kownacka (Kanon literatury dziecięcej)
51. Troje wspaniałych i skrzat, Ewa Mirkowska (Klub Małych Czytelników)
52. Za żywopłotem, Maria Kownacka (Seria limitowana)
53. Akademia Pana Kleksa, Jan Brzechwa (Kanon literatury dziecięcej)
54. 10 opowieści o bajecznej treści, Tamara Michałowska (Bajki współczesne)
55. Janko Muzykant oraz Sachem, Henryk Sienkiewicz (Kanon literatury dziecięcej)
56. Mała Księżniczka, Frances Hodgson Burnett (Kanon literatury dziecięcej)
57. Bajki dla dzieci, Iwan Kryłow (Kanon literatury dziecięcej)
58. Brzechwa dzieciom, Jan Brzechwa (Kanon literatury dziecięcej)
59. Co słonko widziało, Maria Konopnicka (Kanon literatury dziecięcej)
60. Gruby, Aleksander Minkowski (Kanon literatury dziecięcej)
61. Janosik, Tamara Michałowska (Kanon literatury dziecięcej)
62. Kopciuszek, Hanna Januszewska (Kanon literatury dziecięcej)
63. Kukuryku na ręczniku, Maria Kownacka (Kanon literatury dziecięcej)
64. Magda, Paweł i Ty, Krystyna Kleniewska-Kowaliszyn (Kanon literatury dziecięcej)
65. Mały Książę, Antoine de Saint-Exupéry (Kanon literatury dziecięcej)
66. Na jagody, Maria Konopnicka (Kanon literatury dziecięcej)
67. Najmilsi, Ewa Szelburg-Zarembina (Kanon literatury dziecięcej)
68. Opowieści o Świętym Mikołaju, Tamara Michałowska (Bajki współczesne)
69. Opowieść wigilijna, Charles Dickens (Kanon literatury dziecięcej)
70. Przygody Plastusia, Maria Kownacka (Kanon literatury dziecięcej)
71. Sto bajek, Jan Brzechwa (Kanon literatury dziecięcej)
72. Wybór mitów greckich, Joanna Rodziewicz (Kanon literatury dziecięcej)
73. Ziarenka maku, Grzegorz Ratajczak (Kanon literatury dziecięcej)
74. Pierścień i róża, William Makepeace Thackeray (Kanon literatury dziecięcej)
75. Trzej muszkieterowie, Aleksander Dumas (Kanon literatury dziecięcej)
76. Winnetou, Karol May (Kanon literatury dziecięcej)
77. Łowcy wilków, James Curwood (Kanon literatury dziecięcej)
78. Czarny tulipan, Aleksander Dumas (Kanon literatury dziecięcej)
79. Nad dalekim, cichym fiordem, Agot Gjems-Selmer (Kanon literatury dziecięcej)
80. Gwiazda przewodnia, Joan Gould (Kanon literatury dziecięcej)
81. Katarynka oraz Z legend dawnego Egiptu, Bolesław Prus (Kanon literatury dziecięcej)
82. Biały kieł, Jack London (Kanon literatury dziecięcej)
83. Zew krwi, Jack London (Kanon literatury dziecięcej)
84. Złota Elżunia, Eugenia Marlitt (Kanon literatury dziecięcej)
85. Skarb w Srebrnym Jeziorze, Karol May (Kanon literatury dziecięcej)
86. Zorro, Johnston McCulley (Kanon literatury dziecięcej)
87. Bajki litewskie, Oskar Miłosz (Kanon literatury dziecięcej)
88. Robin Hood, Howard Pyle (Kanon literatury dziecięcej)
89. Dolina bez wyjścia, Thomas M. Reid (Kanon literatury dziecięcej)
90. Książę i żebrak, Mark Twain (Kanon literatury dziecięcej)
91. Bajka o rybaku i rybce, Aleksander Puszkin (Kanon literatury dziecięcej)
92. Piękna i Bestia, Jeanne-Marie Leprince de Beaumont (Kanon literatury dziecięcej)
93. Wybrane podania i legendy polskie (Kanon literatury dziecięcej)
94. Klechdy sezamowe, Bolesław Leśmian (Kanon literatury dziecięcej)
95. Słoń Trąbalski, Julian Tuwim (Seria limitowana)
96. 12 podróży misia Miodala, Stefan Potocki (Klub małych czytelników)
97. 7 opowieści o rycerzu, czarodzieju i księciu dobrodzieju, Jania Shipper (Klub małych czytelników)
98. Egzotyczna przygoda, Aleksandra Michałowska (Klub małych czytelników)
99. Troje wspaniałych i skrzat, Ewa Mirkowska (Klub małych czytelników)
100. W pamiętniku Zofii Bobrówny, Juliusz Słowacki (Kanon literatury dziecięcej)
101. Cudowna podróż, Selma Lagerlöf (Kanon literatury dziecięcej)
102. Pani Twardowska, Adam Mickiewicz (Kanon literatury dziecięcej)
103. Wybrane wiersze, Władysław Bełza (Kanon literatury dziecięcej)
104. Szaraczek, Mieczysława Buczkówna (Kanon literatury dziecięcej)
105. Dziecię elfów, Hans Christian Andersen (Kanon literatury dziecięcej)
106. Jutro niedziela i inne opowiadania, Zofia Żurakowska (Kanon literatury dziecięcej)
107. Lassie, wróć!, Eric Knight (Kanon literatury dziecięcej)
108. Lato leśnych ludzi, Maria Rodziewiczówna (Kanon literatury dziecięcej)
109. O dwunastu miesiącach, Janina Porazińska (Kanon literatury dziecięcej)
110. O księciu Gotfrydzie, rycerzu Gwiazdy Wigilijnej, Halina Górska (Kanon literatury dziecięcej)
111. Piętnastoletni kapitan, Juliusz Verne (Kanon literatury dziecięcej)
112. Przygody Meliklesa Greka, Witold Makowiecki (Kanon literatury dziecięcej)
113. Przygody Sindbada Żeglarza, Bolesław Leśmian (Kanon literatury dziecięcej)
114. Tajemnica wędrującego jaskiniowca, Andy Chandler (Alfred Hichcock) (Przygody Trzech Detektywów)
115. Kapitan Fracasse, Teofil Gautier (Kanon literatury dziecięcej)
116. Diossos, Witold Makowiecki (Kanon literatury dziecięcej)
117. Atlantyda, wyspa ognia, Maciej Kuczyński (Kanon literatury dziecięcej)
118. Mały lord, Frances Hodgson Burnett (Kanon literatury dziecięcej)
Wszystkie tytuły należące do _Biblioteki literatury dziecięcej_ są dostępne w księgarni internetowej Siedmioróg.pl