Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Pocałunki - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Pocałunki - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 229 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PRO­LOG

PO NIE­NA­PI­SA­NEJ PO­WIE­ŚCI.

Bło­go­sła­wio­ne niech będą imio­na wszyst­kich ko­biet, przez któ­re cier­pia­łem. Bło­go­sła­wio­ne niech będą imio­na tych, któ­re ko­cha­łem – i tych, któ­re mnie ko­cha­ły – i tych, któ­re do­bre były dla mnie.

Po­ca­łun­ki stra­co­ne na za­wsze!

Po­ca­łun­ki za­ka­za­ne!

Po­ca­łun­ki za­tru­te!

Wszyst­kie te po­ca­łun­ki – złe i do­bre – wspo­mi­nam jako ży­cia mo­je­go naj­barw­niej­sze kwia­ty.

Wy­gna­ny poza koło ży­ją­cych, umar­ły po­śród ży­wych – osa­mot­nio­ny jak ten, któ­ry zo­stał wy­klę­ty – prze­ba­czam wszyst­kim – i sam o prze­ba­cze­nie bła­gam.

Nig­dy dość ni­sko gło­wy nie po­chy­lisz przed ko­bie­tą, nig­dy dość po­boż­nie nie uklęk­niesz przed nią, bo nie wiesz, ile Boga jest w jej aniel­stwie.

Nig­dy nie śmiej bluź­nić prze­ciw niej, bo nie wiesz, ile świę­to­ści jest w jej kłam­stwie i grze­chu.

Bło­go­sła­wio­ne niech bę­dzie aniel­stwo ko­bie­ty – i je grzech – i jej kłam­stwo!

Strasz­ną i ta­jem­ni­czą jest jej po­tę­ga.

Ro­ze­mknę­ły się buj­nie kie­li­chy róż – za­kwi­tły bzy – maj jowe słoń­ce ozło­ci­ło ru­nie wio­sen­ne. Soki ży­cia try­snę­ły – świat mi­ło­ścią dy­sze.

Nie mów, że mo­tyl goni mo­ty­la; że pyły kwie­cia tę­sk­nią ku so­bie, że go­łąb ca­łu­je go­łę­bi­cę, że piesz­czo­chy łąk źre­bię­ta doj­rza­ły do pra­gnień mi­ło­snych; – że dziew­czę­ta okiem pło­mien­nem i uśmie­chem ró­żo­wym chłop­ców do uści­śnień nęcą.

Śnież­ne sza­ty ślub­ne przy­wdzia­ły brzo­zy; so­ko­ry za­kwi­tły roz­ło­ży­ste­mi ko­na­ry; klon szu­mi bia­ło na­kra­pia­nym li­ściem i duma o od­ro­dzo­nem ży­cia pra­gnie­niu.

Nie mów tego! Mo­tyl i gą­sie­ni­ca, źre­bię­ta i dziew­czy­ny – to jed­na du­sza – jed­na po­tę­ga ca­łej na­tu­ry,

Nie­śmier­tel­na Ewa w mil­jo­nie kształ­tów.

Duch nie­wie­ści – któ­ry trwa wie­ku­iście w ca­łym łań­cu­chu bytu.

Je­den i je­dy­ny.

Strasz­ną i ta­jem­ni­czą jest jej po­tę­ga. Go­łę­bi­ca mści się za mo­ty­la, ko­bie­ta za ko­bie­tę.

Drżyj, bo nig­dy nie po­znasz, jaki ta­jem­ni­czy zwią­zek ist­nie­je mię­dzy nie­mi.

Nie roz­ple­ciesz nig­dy wę­zła, któ­ry łą­czy Ewę ży­ją­cą i Ewę umar­łą.

Ewę, któ­ra się ru­mie­ni w list­kach róży; – któ­ra sze­le­ści w skrzy­dłach mo­ty­la; któ­ra dźwię­czy w śpie­wie go­łę­bi­cy i w we­so­łem rże­niu mło­dej łani; któ­ra fa­lu­je we wzru­szo­nej pier­si dziew­czy­ny.

Nie od­gad­niesz nig­dy, ja­kim wę­złem mi­stycz­nym po­łą­czo­ne są ko­bie­ty na wszyst­kich kre­sach glo­bu ziem­skie­go.

Za­wsze ta sama. Jed­na i je­dy­na,

Jed­na dru­gą do­peł­nia – jed­na mści się za dru­gą,

Nie­śmier­tel­na Ewa – wie­ku­isty duch nie­wie­ści, Bożą wolą do bytu po­wo­ła­ny – i roz­la­ny w ca­łej na­tu­rze, jako treść, któ­ra łą­czy jej roz­pierz­chłe two­ry – jed­nym łań­cu­chem mi­ło­ści.

Bia­da tym, któ­rzy za­słu­ży­li na jej gniew i jej ze­mstę.

Bia­da stu­le­ciu, któ­re ko­chać nie umie!

Kaźń boża nad nie­mi – i wy­klę­ci są – i poza koło ludz­kie wy­gna­ni,

Po­ca­łun­ki stra­co­ne na za­wsze!

Po­ca­łun­ki za­ka­za­ne!

Po­ca­łun­ki za­tru­te!

Zbudź­cie się w mo­jej pa­mię­ci, jak pa­mięć bia­łej chust­ki, któ­rą po­wie­wa­ła moja Ewa, kie­dym ją że­gnał po raz ostat­ni…

Bło­go­sła­wio­ne niech będą imio­na wszyst­kich ko­biet, któ­re ko­cha­łem.

I tych, któ­re mnie ko­cha­ły – i któ­re do­bre były dla mnie,

I tych, któ­re mi przy­nio­sły cier­pie­nie – i ból – i wy­gna­nie.I NIE MI­ŁO­WAĆ CIĘŻ­KO I MI­ŁO­WAĆ

I nie mi­ło­wać cięż­ko i mi­ło­wać.

Nędz­na po­cie­cha. Roz­kosz i cier­pie­nie

W jed­no się wią­żą – nie­pew­ność. Ta­ko­wa-ć

Dola czło­wie­cza. Wszyst­ko przy­ro­dze­nie

Żyje mi­ło­ścią. Tyl­ko syn czło­wie­ka

Wciąż za nią goni i od niej ucie­ka,

Nie mi­ło­waw­szy bę­dziesz mar­twym gła­zem.

Mi­łu­jąc, spło­niesz na po­piół. Go­rą­ce

Spoj­rze­nie w pier­siach utkwi ci że­la­zem.

Noc – zda się wiecz­ną, ry­chło ga­śnie słoń­ce:

A cięż­ko wi­dzieć słoń­ce, gdy się mro­czy;

Cię­żej noc wi­dzieć, gdy się wie­kiem to­czy.

Jak za­błą­ka­ne dzie­cię, du­sza na­sza

Drży z tej dro­gi roz­staj­nej ży­wo­ta:

Tu ją su­ro­wy, zim­ny mrok prze­stra­sza,

Tam roz­pa­lo­nym pło­mie­niem mi­go­ta

Z ogni­stych nie­bios zo­rza pur­pu­ro­wa:

Któ­rę­dyż pój­dę, co mi ju­tro cho­wa?

Komu jest obcą mi­łość – czy­li prze­to,

Że nie na­po­tkał jesz­cze swej bo­gi­ni;

Czy, że zbyt dum­ny, aby przed ko­bie­tą

Uklęk­nąć tak jak się klę­ka w świą­ty­ni;

Czy, że zbyt zim­no wła­sne czu­cia bada –

Iż ga­sną, nim za­pło­ną – temu bia­da!

Czy prze­to ob­cem mu du­cha we­se­le,

Że zbyt sa­mot­nie jego dumy pły­ną;

Czy­li, że brat­nich dusz ma na­zbyt wie­le,

Aby z nich jed­na mo­gła być je­dy­ną;

Czy, że z mi­ło­ścią jej sio­stra – śmierć bla­da

Za­wsze mu ser­ce mro­zi – temu bia­da!

Bo on nie pój­dzie ró­ża­mi opię­ty,

Nie po­zna ży­cia naj­cud­niej­szej woni

I w koń­cu po­wie: – Ja je­stem wy­klę­ty!

Nie było dla mnie ma­jo­wej har­mon­ji.

Ra­czej się wca­le nie ro­dzić, ni­że­li

Nie znać me­lo­dji, w któ­rej śnią anie­li.

Duch jego głod­ny a sie­roc­twem drżą­cy,

Choć jako bó­stwo był­by do­sko­na­ły,

Ła­mać się bę­dzie od tej bra­ku­ją­cej

Ży­cia po­ło­wy, co two­rzy krysz­ta­ły.

I za­wsze bę­dzie smut­ny i sa­mot­ny –

Jak­by u brze­gu prze­pa­ści wil­got­nej….

Mi­łość jest wła­sny bieg ży­cia na­sze­go.

Ona jest jego peł­nią księ­ży­co­wą,

W niej jest mo­dli­twa, w niej bytu ca­łe­go

Praw­da naj­wyż­sza i je­dy­ne Sło­wo –

Chwa­ła i roz­kosz. W niej, jak słoń­ce w fali,

Mi­łość wszech­i­stot zło­tą skrą się pali.

Wszyst­kie sny moje za wia­tru sze­le­stem,

Zni­kły roz­wia­ne we mgle roz­cza­ro­wań;

Sa­mot­ny je­stem, roz­pła­ka­ny je­stem

I pra­gnę słoń­ca i snu po­ca­ło­wań.

Oto się wie­czór za­ru­mie­nił ci­chy

I ro­ze­mknę­ły się róży kie­li­chy.

Oto się wio­sna w mem ser­cu zbu­dzi­ła,

Krzew mo­ich uczuć znów się za­zie­le­nił,

Oto bo­gi­ni mi się ob­ja­wi­ła…

A cze­muż­bym jej bo­gi­nią nie mie­nił,

Gdy w niej się cała myśl du­szy mej stresz­cza,

Cała ser­decz­ność moja się wy­piesz­cza?

Ko­cham… ach, ko­cham! Oto ku mnie spły­wa

Sze­le­stu skrzy­deł i pta­ków śpie­wa­nia

I bla­sków peł­na – i wo­nią pie­ści­wa

Du­sza, co dło­nią sio­strza­ną od­sła­nia

Mej ciem­nej du­szy świe­tla­ne sza­fi­ry –

Dźwięcz­ne me­lo­dją zło­to­strun­nej liry.

Ile uśmie­chów – ach! ile po­go­dy –

I słod­kich spoj­rzeń ile – ile wzru­szeń –

Ile za­pa­łu i krwi ży­cia mło­dej

I po­ca­łun­ków i cza­su po­ku­szeń –

Ach, ile nie­bios – ach, ile uro­ku –

Ile… Ach, cóż to, cóż to? Łzy w mem oku?…

Ach, każ­dy uśmiech sta­je się tru­ci­zną.

Spoj­rze­nie każ­de – po­marsz­cze­niem czo­ła,

A po­ca­łu­nek każ­dy – siną bli­zną;

Każ­da po­ku­sa cier­pie­nie wy­wo­ła,

A każ­dy urok jest złu­dą prze­mien­ną,

A każ­dy za­pał – jest nocą bez­sen­ną.

Kto od tę­sk­no­ty pło­nął i usy­chał –

I śnił – i ma­rzył – i wąt­pił – i wie­rzył –

I noce nie spał – i pła­kał – i wzdy­chał –

I na dwie du­sze swą du­szę roz­sze­rzył;

Kto znał mi­ło­ści wień­ce i kaj­da­ny:

Ten wiecz­nych cier­pień po­znał siew ró­ża­ny.Z ERO­TY­KÓW.

I.

O, nie py­taj mię, bła­gam cię, dziew­czy­no,

Czym ja cię ko­chał? Niech nam chwi­le pły­ną –

Błę­kit­nych ma­rzeń pół­sen­ną kra­iną!

O, nie py­taj mię… bła­gam cię, wy­bra­na,

Ja­kem cię ko­chał? Ja­kaś moc nie­zna­na

Zgię­ła przed tobą me drżą­ce ko­la­na.

O, nie py­taj mię, bła­gam cię, anie­le,

Dla­cze­gom ko­chał? Póty serc we­se­le,

Póki nie do­tkną jego zórz – skal­pe­le.

II.

Je­że­li ko­chać – to ko­chać na­mięt­nie,

Nie roz­wa­ża­jąc, jak ogień wy­try­ska,

Z za­mknię­tem okiem le­cieć w żar ogni­ska –

Jak ży­wio­ło­we siły – bez­pa­mięt­nie.

Niech mi­łość pło­nie w krwi bez­wied­nem tęt­nie,

Niech nie­ma cza­su, miej­sca ni na­zwi­ska!

Je­że­li ko­chać – to ko­chać na­mięt­nie,

Nie roz­wa­ża­jąc jak ogień wy­try­ska.

Mo­żem po­ko­chał cię na­raz, gdy smęt­nie,

Oko twe ku mnie pło­mie­nie swe ci­ska!

Mo­żem cię dłu­go od­ga­dy­wał zbli­ska,

Rosę twej du­szy w miód zbie­ra­jąc skrzęt­nie.

Je­że­li ko­chać – to ko­chać na­mięt­nie,

Nie roz­wa­ża­jąc, jak ogień wy­try­ska,

III.

O, bła­gam jesz­cze! Gdy u stóp twych zgię­ty

Ja szu­kam sło­wa, co mo­gło­by cały

Żar mo­ich uczuć ująć dźwięk za­klę­ty;

Nie żą­daj, bła­gam, abym dla twej chwa­ły,

Po­wta­rzał cią­gle: – ko­cham, ko­cham cie­bie!

Bo mi te sło­wa zbyt zlo­do­wa­cia­ły. –

Ty­sią­cz­ne usta w kłam­li­wej po­trze­bie

Tak za­mro­czy­ły ich bla­ski pier­wot­ne,

Że dziś ich gwiaz­dy za­ga­sły na nie­bie –

I zda­ją mi się ta­kie nie­istot­ne

I tak ob­łud­ne w próż­nem swem zna­cze­niu,

Że – nim wy­po­wiem te dźwię­ki prze­wrot­ne

Luba! Ja ko­chać cię będę w mil­cze­niu.FRAG­MENT.

My się nie mo­żem ko­chać jak go­łę­bie!

Dwie na­sze du­sze są jak dwie ot­chła­nie,

Co wza­jem pa­trzą w swe bez­den­ne głę­bie –

I nig­dy wzrok ich u kre­su nie sta­nie.

Cza­sem je sita nie­zna­na po­ry­wa:

Pa­da­my w cie­nie ja­kichś nocy czar­nych –

Kędy sa­mot­ność dum­na i strasz­li­wa

Kró­lu­je na­kształt sił ele­men­tar­nych.

Cza­sa­mi pło­niem ogni­stym wy­bu­chem

I po­żar po­żar iskra­mi pod­sy­ca –

I duch się je­den zle­wa z dru­gim du­chem,

Jak chmu­ra z chmu­rą, z mgła­wi­cą mgła­wi­ca.,

Na­raz rzu­ca­my te pod­nieb­ne loty –

Mrok od ot­chła­ni zio­nął ku ot­chła­ni:

Znów sa­mot­no­ści czu­je­my tę­sk­no­ty –

I idziem gorz­cy i roz­cza­ro­wa­ni!

Nie wciąż się rów­no to­czy wiel­ka rze­ka.

Opły­wa lasy i góry i sio­ła –

I róż­nie dzia­ła jej siła da­le­ka:

Ma w so­bie czar­ta, ma w so­bie anio­ła!

I du­chów na­szych te głę­bie ot­chłan­ne

Mają swej jaź­ni wiecz­ne ta­jem­ni­ce:

Mają swe tę­cze i zo­rze po­ran­ne –

I swo­je wi­chry – i swe bły­ska­wi­ce.

Czu­ję te bu­rze, co ża­łob­ną tu­czą

Kró­lu­ją w taj­niach du­szy twej głę­bo­kiej;

Sły­szę te wi­chry, co w ser­cu twem hu­czą –

Wi­dzę twe tę­cze – i wi­dzę twe mro­ki.

Twój duch jest niby ciem­ny bór, gdzie so­sny

I dęby kwit­ną po­śród niw ty­sią­ca;

Któ­rę­dy wi­cher prze­la­ta ża­ło­sny

I o zie­le­nie twych drzew się roz­trą­ca.

Jam jest jak rów­nia pusz­czy roz­pa­lo­nej,

Któ­rej bez­płod­ne pia­ski w wir się kłę­bią;

Po któ­rej wi­cher dmie nie­po­skro­mio­ny,

Chy­ba nad mor­ską za­trzy­ma się głę­bią!

Wi­chry pu­sty­ni i wi­chry te le­śne

Kie­dy się ra­zem zej­dą w swym po­szu­mie –

Wza­jem od­de­chy swe kar­mią bez­kre­sne

I ot­chłań ot­chłań jak sio­strę ro­zu­mie.

Bo czu­jesz w świę­tej owej ta­jem­ni­cy

Tchnie­nie świa­do­me sa­mo­ist­nej du­szy –

Lot bia­ło­skrzy­dły kró­lew­skiej or­li­cy –

Wi­cher po le­śnej sza­le­ją­cy głu­szy.

I mi­łość na­sza zda się nie­raz wal­ką

Dwóch po­tęg ciem­nych, dwóch dusz nie­śmier­tel­nych. -

I z któ­rych każ­da pra­gnie być we­stal­ką

I strze­że wiecz­nie swych zni­czów udziel­nych.

Aż oba wi­chry – i ot­chła­nie obie

W dzień uro­czy­sty – przez pra­gnie­nie jed­no

Dą­żąc ku so­bie, zle­wa­ją się w so­bie

I w nie­bo pły­ną dro­gą snu bez­wied­ną.

Ko­cham cię za to, że je­steś ot­chła­nią,

Ko­cham cię za to, że je­steś or­li­cą –

I że się wi­chry w du­szy twej or­ka­nią –

I żeś jest chmu­ra – i żeś jest mgła­wi­cą.SPÓJRZ.

Spójrz, ber­be­rys lśni w szkar­ła­tach,

Mo­drzew igłą szu­mi siną –

Mię­dzy świer­kiem a lesz­czy­ną.

Spójrz – ber­be­rys lśni w szkar­ła­tach.

Na ży­wicz­nych aro­ma­tach

Tchnie­nia so­sen w pierś nam pły­ną.

Spójrz – ber­be­rys lśni w szkar­ła­tach,

Mo­drzew igłą szu­mi siną.

Spójrz, jak ci­cho tu wo­ko­ło,

Jak szum le­śny ser­ce koi.

Duch młod­nie­je – zno­wu roi,

Spójrz, jak ci­cho tu wo­ko­ło.

Zno­wu przy­szłość śnij we­so­łą,

Nic ci snów tu nic roz­stroi.

Spójrz, jak ci­cho tu wo­ko­ło,

Jak szum le­śny ser­ce koi.

Nikt nie pa­trzy, nikt nie słu­cha.

Pójdź! Spo­cznie­my jak w idyl­li –

Pójdź – o pójdź! Nie trać­my chwi­li!

Nikt nie pa­trzy, nikt nie słu­cha,

Nie­bo ja­sne, zie­mia su­cha, –

Sami roz­kosz bę­dziem pili!

Nikt nie pa­trzy, nikt nie słu­cha –

Pójdź! Spo­cznie­my, jak w idyl­li.PSZ­CZO­ŁY.

Cza­sa­mi śród ko­chan­ków tak pły­nie roz­mo­wa,

Jako z brzę­kiem śród kwia­tów la­ta­ją­ce psz­czo­ły:

Tak mio­dem wo­nie­ją­cy, tak dźwięcz­nie we­so­ły

Jest duch, któ­rym śpie­wa­ją bez­wied­ne ich sło­wa,

Star­czy im pół­u­śmie­chu, wy­ra­zu po­ło­wa,

By się po­jąć zu­peł­nie lub choć­by na poły,

Co dla nich jed­no­znacz­ne, gdyż – jako anio­ły

Wiecz­nie w mo­dłach, tak wiecz­na ma­rzeń ich osno­wa.

Jed­no nie­mal dru­gie­go uprze­dza wy­ra­zy –

Po­wta­rza je, do­peł­nia, krzy­żu­je, prze­pla­ta –

Lub wle­wa w nie me­lo­dje – ko­lo­ry – eks­ta­zy.

I tak pły­nie ko­chan­ków roz­mo­wa skrzy­dla­ta,

Jak gdy­by za nich śpie­wał ja­kiś duch z za świa­ta-

Dwa ser­ca w je­den krysz­tał zle­wa­jąc bez ska­zy.ZWIA­STO­WA­NIA,

I.

Naj­słod­sze są w mi­ło­ści te chwi­le zwia­sto­wań,

Któ­re jesz­cze nie prze­szły z ma­rzeń w rze­czy­wi­stość;

Któ­re drżą w moż­li­wo­ściach cza­ru po­ca­ło­wań,

Stroj­ne w przed­ist­nie­nio­wą srebr­ną prze­zro­czy­stość.

Naj­słod­sze są te pierw­sze upo­je­nia dresz­cze,

Za­po­wiedź me­te­orów i bły­ska­wic bu­rzy;

Wspo­mnie­niem tych la­zu­rów wciąż swe ser­ce piesz­cę:

Ten dreszcz – wiem – już się nig­dy, nig­dy nie po­wtó­rzy.

Naj­słod­sze są te tchnie­nia przed­wio­sen­nej świe­żej

Ju­trzen­ki wi­dzia­dla­nej, ró­ża­nej, świe­tla­nej,

Co zwi­sła na nie­by­tu a bytu ru­bie­ży,

Świę­tej na po­ca­łu­nek cze­ka­jąc prze­mia­ny.

II.

A za­nim po­ca­łun­ku stał się ten cud boży,

Mia­łem dziw­ne go­dzi­ny, że, choć jawy po­mny –

Śni­łem – cały pły­ną­cy w błę­ki­tach tej zo­rzy –

A duch twój nie­ustan­nie ze mną był przy­tom­ny.

Cała mi tkwi­łaś w oku, jak­by mej źre­ni­cy

Czą­stecz­ka nie­po­dziel­na. – I wi­dzia­łem cie­bie –

Już to, rzekł­byś, w wy­snu­tej z le­gend oko­li­cy –

Gdzieś na da­le­kich gwiaz­dach – na tę­czach – na nie­bie;

Już tak bli­sko, jak gdy­byś ze­szła mi w ob­ję­cia

Tak, że czu­łem twój od­dech; żem cię w so­bie całą

Miał wcie­lo­ną… A cza­sem – rzecz nie do po­ję­cia

Roz­wia­na, w mgłę się na­gle prze­mie­nia­łaś bia­łą –

A po­tem bez­cie­le­sną!… Czy to zwid uro­czy,

Czy cho­chli­ków fi­glar­nych gra ja­ko­waś pu­sta?

Pa­trzę w noc: oto wi­dzę jeno two­je oczy!

Pa­trzę znów: oto wi­dzę jeno two­je usta!

Oczy – usta – jak gdy­by sa­mo­dziel­ne two­ry
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: