- W empik go
Pochodzenie rodziny, własności prywatnej i państwa - ebook
Pochodzenie rodziny, własności prywatnej i państwa - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 349 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Praca niniejsza stanowi poniekąd wykonanie testamentu. Nikt inny, lecz sam Karol Marks zamierzał opisać rezultaty badań Morgana w związku z wynikami swojego – w pewnych granicach mogę powiedzieć: naszego – materialistycznego badania historii i w ten sposób dopiero wyjaśnić całe ich znaczenie. Przecież Morgan odkrył w Ameryce na nowo, na swój sposób, materialistyczne pojmowanie dziejów, odkryte przez Marksa przed czterdziestu laty. Doprowadziło go ono przy porównywaniu barbarzyństwa i cywilizacji w najważniejszych punktach do tych samych wyników, co Marksa. I podobnie jak niemieccy zawodowi ekonomiści przez całe lata gorliwie „ściągali” z „Kapitału” Marksa, a jednocześnie uporczywie przemilczali go – zupełnie tak samo potraktowali pracę Morgana „Ancient Society” czołowi przedstawiciele wiedzy prehistorycznej w Anglii. Moja praca może tylko w słabym stopniu zastąpić to, czego nie dane było dokonać memu zmarłemu przyjacielowi. W posiadaniu moim znajdują się jednak uwagi krytyczne Marksa do jego obszernych wypisów z Morgana i uwzględniam je, gdzie tylko można, odtwarzam je tu.
Według materialistycznego pojmowania momentem decydującym w historii jest w ostatniej instancji: produkcja i reprodukcja bezpośredniego żyda. Ta jednak jest znowu dwojakiego rodzaju.
Z jednej strony, wytwarzanie środków utrzymania, środków spożycia, odzież, mieszkania i niezbędnych do tego narzędzi; z drugiej strony, wytwarzanie samych ludzi, rozmnażanie się gatunku. Urządzenia społeczne, w jakich żyją ludzie danej epoki historycznej i danego kraju, są uwarunkowane przez oba rodzaje produkcji: przez stopień rozwoju pracy, z jednej strony, rodziny – z drugiej. Im mniej rozwinięta jest jeszcze praca, im bardziej ograniczona jest ilość wytworów: pracy, a więc i bogactwo społeczne, w tym większym stopniu czynnikiem panującym w ustroju społecznym są związki rodowe. Przy tym podziale społeczeństwa, opartym na związkach rodowych, coraz bardziej rozwija się tymczasem wydajność pracy, wraz z nią własność prywatna i wymiana, zróżnicowanie majątkowe, możność zatrudniania cudzej siły roboczej i dzięki temu podstawa przeciwieństw klasowych: nowe elementy społeczne, które w ciągu szeregu pokoleń starają się przystosować stary ustrój społeczny do nowych stosunków, aż wreszcie niemożliwość pogodzenia tych obydwóch doprowadza do zupełnego przewrotu. Stare społeczeństwo, oparte na związkach rodowych, zostaje rozsadzone w starciu nowopowstałych klas społecznych; jego miejsce zajmuje nowe społeczeństwo, zespolone w państwo, w którym jednostkami podporządkowanymi nie są już związki rodowe, lecz… związki terytorialne, społeczeństwo, w którym stosunki rodzinne zostają całkowicie opanowane przez stosunki własności i w którym teraz swobodnie rozwijają się owe przeciwieństwa klasowe i walki klasowe, stanowiące treść całej dotychczasowej pisanej historii.
Stanowi to wielką zasługę Morgana, że odkrył i odtworzył w głównych zarysach tę prehistoryczną podstawę naszej pisanej historii i że w związkach rodowych Indian północnoamerykańskich znalazł klucz rozwiązujący najważniejsze, dotychczas nierozwiązalne zagadki zamierzchłej historii Greków, Rzymian i Germanów. Ale też praca jego nie jest dziełem jednego dnia. Blisko czterdzieści lat zmagał się on ze swym materiałem, zanim go zupełnie opanował. Za to książka jego jest jednym z niewielu epokowych dzieł naszych czasów.
W dalszym opisie czytelnik na ogół łatwo odróżni, co pochodzi od Morgana, a co ja dodałem. W rozdziałach historycznych, dotyczących Grecji i Rzymu, nie poprzestawałem na dowodach Morgana, lecz dodałem wszystko, czym rozporządzałem. Rozdziały o Celtach i Germanach są przeważnie moje; Morgan rozporządzał tu niemal wyłącznie źródłami z drugiej ręki, a dla stosunków niemieckich – prócz Tacyta – tylko lichymi liberalnymi falsyfikatami p. Freemana. Wywody ekonomiczne, wystarczające dla celów, które stawiał sobie Morgan, ale zupełnie niedostateczne dla moich, opracowałem wszystkie na nowo. Wreszcie, rozumie się, ponoszę odpowiedzialność za wszystkie wnioski, o ile nie cytuję wyraźnie Morgana.
F.E.PRZEDMOWA DO CZWARTEGO WYDANIA 1891 r.
Poprzednie duże nakłady tej pracy są już prawie od pół roku całkowicie wyczerpane i wydawca już od dłuższego czasu prosił mnie o przygotowanie nowego wydania. Dotychczas pilniejsze prace przeszkadzały mi w tym. Od chwili pojawienia się pierwszego wydania upłynęło siedem lat, w ciągu których wiedza o pierwotnych formach rodzinnych uczyniła znaczne postępy. Należało więc porządnie popracować, by wprowadzić poprawki i uzupełnienia, tym bardziej że zamierzone matrycowanie obecnego tekstu uniemożliwi mi na pewien czas dalsze zmiany.
Przejrzałem zatem starannie cały tekst i wprowadziłem szereg uzupełnień, dzięki czemu, mam nadzieję, został należycie uwzględniony współczesny stan wiedzy. W dalszym ciągu tej przedmowy daję poza tym krótki przegląd rozwoju historii rodziny od Bachofena do Morgana. Czynię to głównie z tego powodu, że nastrojona szowinistycznie angielska szkoła prehistoryczna wciąż jeszcze robi wszystko, co może, by przemilczeć przewrót w poglądach na dzieje pierwotne, dokonany przez odkrycia Morgana, bynajmniej nie krępując się przy tym w przywłaszczaniu sobie osiągniętych przez Morgana rezultatów. Również gdzie indziej zbyt gorliwie tu i ówdzie naśladują ten przykład angielski.
Praca moja została, przetłumaczona na różne obce języki. Najpierw na włoski: „L'origine delia famiglia, delia proprieta privata e delio stato”, versione riveduta dall'autore, di Pasquale Martignetii, Benevento 1885. Następnie na rumuński: „Origina famillei proprietatei private si a stutului”, traducere de Joan Nadejde, w czasopiśmie w Jassach „Contemporanul”, od września 1885 r. do maja 1886. Następnie na duński: „Familiens, Privatejendommes og Statens” Oprindelse, Dansk, af Forfatteren gennemgaaet Udgave, besorget af Gerson Trier, Kobenhavn 1888. Przekład francuski Henryka Ravego, zrobiony z niniejszego wydania niemieckiego, jest obecnie w druku.
Do początków siódmego dziesięciolecia nie może być mowy o historii rodziny. Nauka historyczna w tej dziedzinie znajdowała się jeszcze całkowicie pod wpływem Pięcioksięgu Mojżesza. Patriarchalna forma rodziny, opisana tam bardziej szczegółowo niż gdzie indziej, nie tylko była uważana bez zastrzeżeń za najstarszą, lecz – pomijając wielożeństwo – była również utożsamiana z dzisiejszą burżuazyjną rodziną, tak że według tegoż rodzina w ogóle nie przeszła żadnego rozwoju historycznego. Przyznawano najwyżej, że w czasach pierwotnych mógł istnieć okres nieuregulowanych stosunków płciowych. – Wprawdzie prócz małżeństwa pojedynczej pary znano także wschodnie wielożeństwo i hindusko-tybetańskie wielomęstwo; ale te trzy formy nie dawały się uszeregować w kolejności historycznej i figurowały obok siebie bez żadnego związku. Znano już wprawdzie fakty i zbierano coraz więcej przykładów tego, że u poszczególnych ludów starożytnych, a także u niektórych istniejących jeszcze ludów dzikich pochodzenie ustala się nie od ojca, lecz od matki, a więc uznawana jest jedynie linia żeńska, że u wielu współczesnych ludów zakazane jest małżeństwo wewnątrz określonych większych grup – wówczas bliżej nie zbadanych – i że obyczaj ten znajdujemy we wszystkich częściach świata. Ale nie wiedziano, co z tym począć, i nawet jeszcze w pracy E. B. Tylora „Researches into the Early History of Mankind” itd. (1865) figurują one tylko jako „osobliwe zwyczaje” obok istniejącego wśród niektórych dzikich ludów zakazu dotykania palącego się drzewa narzędziem żelaznym itp. religijnych dziwactw.
Historia rodziny datuje się od r. 1861, od ukazania się „Prawa macierzystego” Bachofena. Autor wysuwa tu następujące twierdzenia: 1) że na początku ludzie żyli w niczym nie ograniczonych stosunkach płciowych, co określa on nietrafnym wyrazem „heteryzm”, 2) że takie stosunki wyłączają wszelką pewność co do ojcostwa, tak że pochodzenie można było liczyć tylko w linii żeńskiej – według prawa macierzystego – i że tak się też rzecz miała pierwotnie u wszystkich ludów starożytności, 3) że na skutek tego kobietom, jako matkom, jedynym bezspornie znanym rodzicom młodego pokolenia, oddawano wielki szacunek i poważanie, co w pojęciu Bachofena przybrało formy zupełnego panowania kobiet (gynaikokracja), 4) że przejście do małżeństwa pojedynczej pary, w. którym kobieta należała, wyłącznie do jednego mężczyzny, stanowiło pogwałcenie prastarego przykazania religijnego (tj. faktycznie pogwałcenie starego, tradycyjnego prawa pozostałych mężczyzn do tej samej kobiety), pogwałcenie, które należało okupić lub też którego tolerowanie należało usankcjonować przez oddawanie się kobiety w ciągu pewnego ograniczonego czasu innym mężczyznom.
Dowody tych twierdzeń Bachofen znajduje w niezliczonych, nadzwyczaj starannie zbieranych ustępach starej literatury klasycznej. Rozwój od
„heteryzmu” do monogamii i od prawa macierzystego do prawa ojcowskiego dokonywa się według niego – szczególnie u Greków – na skutek dalszego rozwoju pojęć religijnych, wprowadzenia nowych bóstw, reprezentantów nowych poglądów, do tradycyjnej grupy bogów – przedstawicielki poglądu dawniejszego, tak że ta ostatnia zostaje stopniowo przez pierwszą wypierana na plan drugi. A zatem według Bachofena nie rozwój rzeczywistych warunków życiowych ludzi wywołał zmiany historyczne we wzajemnym stosunku społecznym mężczyzny i kobiety, lecz religijne odbicie tych warunków życiowych w głowach tych ludzi. Zgodnie z tym Bachofen przedstawia „Oresteję” Aischylosa jako dramatyczny obraz walki między zanikającym prawem macierzystym a powstającym w epoce heroicznej i zwyciężającym prawem ojcowskim. Klitemnestra dla swego kochanka Egistosa zabiła wracającego z wojny trojańskiej męża swego Agamemnona, ale
Orestes, syn jej i Agamemnona, mści śmierć ojca zabijając matkę. Za to prześladują go erynie, demoniczne obrończynie prawa macierzystego, według którego matkobójstwo jest najcięższą zbrodnią, niczym nie dającą się okupić. Ale Orestesa bronią: Apollo, który swą wyrocznią powołał go do tego czynu, i wezwana na sędziego Atena – oboje to bogowie reprezentujący tu nowy porządek, prawo ojcowskiej Atena wysłuchuje obu stron. Cały spór daje się krótko ująć w dyskusji, jaka miała miejsce między Orestesem a eryniami. Orestes powołuje się na to, że Klitemnestra popełniła podwójną zbrodnię: zabiła swego męża, tym samym i jego (Orestesa) ojca. Dlaczego więc erynie prześladowały jego, a nie ją, znacznie bardziej winną Odpowiedź jest uderzająca:
„Nie była ona spokrewniona z człowiekiem, którego zabiła”.
Zamordowanie człowieka, z którym się nie jest spokrewnionym, nawet jeśli nim jest mąż morderczyni, może być okupione i wcale erynii nie obchodzi; ich obowiązkiem jest prześladowanie za zabójstwa wśród ludzi spokrewnionych, a tutaj, według prawa macierzystego, najcięższym, niczym nie dającym się okupić przestępstwem, jest matkobójstwo. Wtedy występuje Apollo w obronie Orestesa; Atena każe głosować areopagitom – ateńskim sędziom przysięgłym; ilość głosów za uwolnieniem i za skazaniem jest równa; wówczas Atena, jako przewodnicząca, oddaje swój głos za Orestesem i uniewinnia go. Prawo ojcowskie odniosło zwycięstwo " nad prawem macierzystym, „bogowie młodego pokolenia”, jak ich nazywają same erynie, zwyciężają, a erynie w końcu również dają się namówić do podjęcia nowego urzędu w służbie porządku rzeczy.
To nowe, ale niewątpliwie słuszne komentowanie „Orestei” jest jednym z najładniejszych i najlepszych miejsc, w całej książce, ale jednocześnie dowodzi ono, że Bachofen co najmniej równie mocno wierzy w erynie, Apollona i Atenę, jak swego czasu Aischylos. Bachofen wierzy mianowicie, że w greckiej epoce heroicznej dokonali oni cudu – obalenia prawa macierzystego przez prawo ojcowskie. Jest rzeczą jasną, że taka koncepcja, w której religia uchodzi za główną dźwignię dziejów świata, musi w końcu doprowadzić do zupełnego mistycyzmu. Toteż przewertowanie bachofenowskiego grubego tomu in quarto to praca ciężka i bynajmniej nie zawsze się opłaca. Wszystko to jednak nie zmniejsza jego przełomowej zasługi; on to pierwszy odrzucił frazes o nieznanym pierwotnym okresie, o bezładnych stosunkach płciowych i wykazał, że w staro klasycznej literaturze mamy mnóstwo śladów świadczących o tym, że u Greków i Azjatów istniał w rzeczywistości przed małżeństwem pojedynczej pary taki stan, kiedy bez obrazy obyczajów nie tylko jeden mężczyzna obcował płciowo z wielu kobietami, ale także jedna kobieta z wielu mężczyznami; że obyczaj ten nie wygasł zupełnie, lecz pozostawił ślady w postaci ograniczonego oddawania się kobiet, przez co nabywały one prawo do małżeństwa pojedynczej pary, że na skutek tego pochodzenie można było ustalać pierwotnie jedynie w linii żeńskiej, od matki do matki; że to wyłączne uznawanie linii żeńskiej zachowało się jeszcze przez czas dłuższy w okresie małżeństwa pojedynczej pary, kiedy ojcostwo było pewne lub w każdym razie uznawane; że to pierwotne położenie matek., jako jedynie pewnych rodziców swych dzieci, zapewniało im, a przez to kobietom w ogóle, wyższą pozycję społeczną, niż zajmowały one kiedykolwiek w czasach późniejszych. Wprawdzie Bachofen nie wypowiedział tych.twierdzeń z taką jasnością – stały temu na przeszkodzie jego mistyczne poglądy. Dowiódł jednak tych twierdzeń, a to oznaczało w r. 1861 całkowitą rewolucję.
Bachofena gruby tom in quarto był napisany po niemiecku, tj. w języku narodu, który wówczas najmniej interesował się prehistorią współczesnej rodziny. Toteż książka pozostała nieznana. Bezpośredni następca Bachofena w tej samej dziedzinie, który wystąpił w r. 1865, nigdy nic o nim nie słyszał.
Tym następcą był J. F. Mac Lennan, zupełne przeciwieństwo swego poprzednika. Zamiast genialnego mistyka mamy tu zasuszonego prawnika; zamiast wybujałej fantazji poetyckiej – mniej lub więcej prawdopodobne kombinacje broniącego swej sprawy adwokata. Mac Lennan znajduje u wielu ludów dzikich, barbarzyńskich, a nawet cywilizowanych dawnych i nowych czasów – taką formę zawierania małżeństw, przy której narzeczony, sam lub ze swymi przyjaciółmi, musi pozornie gwałtem porwać narzeczoną u jej krewnych. Obyczaj ten musi być pozostałością dawniejszego obyczaju, według którego mężczyźni jednego plemienia rzeczywiście porywali sobie gwałtem żony z zewnątrz, z innych plemion". Jak powstał ten zwyczaj „małżeństwa przez porwanie”? Póki mężczyźni mieli pod dostatkiem kobiet we własnym plemieniu, bynajmniej nie było po temu powodu. Jednakowoż równie często znajdujemy, że u ludów nierozwiniętych istnieją pewne grupy (około r. 1865 utożsamiane jeszcze często z samymi plemionami), w których małżeństwo było zakazane, tak że mężczyźni musieli brać sobie żony, a kobiety mężów poza tą grupą, podczas gdy u innych plemion istnieje obyczaj, że mężczyźni pewnej grupy muszą brać sobie żony jedynie wewnątrz swej własnej grupy. Mac Lennan nazywa pierwsze egzogamicznymi (zewnątrz-żennymi – Red.), drugie – endogamicznymi (wewnątrz-żennymi – Red.) i bez ogródek konstruuje sztywne przeciwieństwo między „plemionami” egzogamicznymi a endogamicznymi. I chociaż jego własne badania egzogamii podsuwają mu pod nos fakt, że w wielu, jeśli nie w większości albo zgoła we wszystkich wypadkach, przeciwieństwo to istnieje tylko w jego wyobraźni – to jednak czyni on zeń podstawę całej swej teorii. Egzogamiczne plemiona mogą zatem brać sobie żony jedynie z innych plemion, a wobec ustawicznego stanu wojennego między plemionami, właściwego okresowi dzikości, mogło się to dziać tylko przez porywanie.
Mac Lennan zapytuje więc w dalszym ciągu; skąd wziął się ten zwyczaj egzogamii? Pojęcie pokrewieństwa i kazirodztwa nie ma – jak twierdzi – z tym nic wspólnego; to są rzeczy, które rozwinęły się znacznie później.. Natomiast może to być; skutek obyczaju, bardzo rozpowszechnionego wśród dzikich, zabijania dzieci płci żeńskiej zaraz po urodzeniu. Stąd powstaje nadwyżka mężczyzn w każdym poszczególnym plemieniu, czego najbliższym nieuniknionym skutkiem jest wspólne posiadanie żony przez kilku mężczyzn: wielomęstwo. Następstwem tego znów jest fakt, że wiadomo było, kto jest matką dziecka, ale nie, kto ojcem, stąd: pokrewieństwo liczy się tylko w linii, żeńskiej, z wykluczeniem męskiej – prawo macierzyste. Drugim zaś skutkiem braku kobiet wewnątrz plemienia – braku łagodzonego, lecz nie usuniętego przez wielomęstwo – było właśnie owo systematyczne porywanie kobiet z obcych plemion. „Ponieważ egzogamia i wielomęstwo wynikają z tej samej przyczyny – z braku liczebnej równości obojga płci – musimy uważać, że wszystkie rasy egzogamiczne uprawiały pierwotnie wielomęstwo … Toteż, musimy uznać za rzecz bezsporną, że pierwszym systemem pokrewieństwa wśród ras egzogamicznych był taki system, który uznaje pokrewieństwo tylko ze strony matki (Mac Lennan, Studies in Aricient History, 1886, Primitive Marriage, p. 124).
Stanowi to zasługę Mac Lennana, że zwrócił uwagę na ogólne rozpowszechnienie i wielkie znaczenie tego, co nazywa on egzogamią. Jednak nie odkrył, on bynajmniej faktu istnienia grup egzogamicznych, a tym bardziej nie zrozumiał go. Pomijając wcześniejsze odosobnione wzmianki, spotykane u wielu badaczy – które właśnie były źródłami Mac Lennana – instytucję tę u indyjskich Magarów dokładnie i trafnie opisał Latham (Descriptive Ethnology, 1859). Stwierdził on, że jest ona szeroko rozpowszechniona i istnieje we wszystkich częściach świata. Mac Lennan sam cytuje to miejsce, a nasz Morgan również wykazał jej istnienie u Irokezów i opisał ją trafnie już w roku 1847 w swych listach o Irokezach (American Review) i w r. 1851 w „The League of the Irocjuois”, podczas gdy adwokacki umysł Mac Lennana sprawił tu, jak to zobaczymy, znacznie więcej zamieszania niż mistyczna fantazja Bachofena w dziedzinie prawa macierzystego. Dalszą zasługą Mac Lennana jest uznanie macierzystego prawa pochodzenia za formę pierwotną, chociaż i tutaj, jak to później sam przyznaje, wyprzedził go Bachofen. Ale i tu nie wszystko jest dla niego jasne – mówi on zawsze o „pokrewieństwie w linii żeńskiej” (kinship through females only) i wciąż stosuje ten wyraz – słuszny dla wcześniejszego szczebla rozwoju – także do szczebli późniejszych, gdzie wprawdzie pochodzenie i dziedziczenie liczyło się wyłącznie w linii żeńskiej, ale pokrewieństwo również i ze strony męskiej było uznawane i wyznaczane. Jest to ograniczoność prawnika, który tworzy sobie sztywne pojęcie prawne i stosuje je wciąż bez zmian również w takich warunkach, w jakich ono się już nie nadaje.
Mimo całego swego prawdopodobieństwa teoria Mac Lennana wydawała się zapewne własnemu jej autorowi nie dość mocno uzasadniona. Przynajmniej uderza go samego, że „jest to rzecz godna uwagi, iż forma (pozornego) porywania kobiet występuje najdobitniej i najwyraźniej właśnie u tych ludów, gdzie panuje pokrewieństwo męskie " (str. 140). I podobnie: „Fakt szczególny, że o ile nam wiadomo, dzieciobójstwo nigdy nie bywa systematycznie uprawiane tam, gdzie istnieje obok siebie egzogamia i najstarsza forma pokrewieństwa” (str. 146). Jedno i drugie to fakty, które wprost obalają jego sposób tłumaczenia, a którym może on przeciwstawić jedynie nowe, jeszcze bardziej zawikłane hipotezy.
Mimo to teoria jego spotkała się w Anglii z wielkim uznaniem i wywołała duży rozgłos. Mac Lennan uchodził tu powszechnie za twórcę historii rodziny i za najwyższy autorytet w tej dziedzinie. Jego przeciwieństwo „plemion” egzogamicznych i endogamicznych, jakkolwiek często stwierdzano poszczególne wyjątki i modyfikacje, pozostało jednak uznaną podstawą panujących poglądów i na podobieństwo końskich okularów uniemożliwia to wszelki swobodny przegląd zbadanej dziedziny, a tym samym i wszelki stanowczy postęp. Przecenianiu Mac Lennana, które stało się modne w Anglii, a na wzór angielski i gdzie indziej, należy przeciwstawić fakt, że swym wyraźnie błędnym przeciwieństwem „plemion” egzogamicznych i endogamicznych wyrządził on więcej szkody, niż przyniósł pożytku swymi badaniami.
Tymczasem wykrywano coraz to więcej faktów nie mieszczących się w jego misternych ramach. Mac Lennan znał tylko trzy formy małżeństwa: wielożeństwo, wielomęstwoi małżeństwo pojedynczej pary. Gdy jednak raz zwrócono uwagę na ten punkt, znajdowało się coraz więcej dowodów, że u ludów nierozwiniętych istniały takie formy małżeństwa, że szereg mężczyzn wspólnie posiadało szereg kobiet; a Lubbock (The Origin of Civlization, 1870) uznaje to małżeństwo grupowe (communal marriage) za fakt historyczny.
Wkrótce potem, w r. 1871 wystąpił Morgan z nowym i pod wieloma względami rozstrzygającym materiałem. Przekonał się on, że powszechny u Irokezów szczególny system pokrewieństwa wspólny jest wszystkim pierwotnym mieszkańcom Stanów Zjednoczonych, a zatem rozpowszechniony jest na całym kontynencie, jakkolwiek wprost przeczy stopniom pokrewieństwa wynikającym faktycznie z istniejącego tam systemu małżeństwa. Morgan skłonił więc amerykański rząd związkowy do zebrania informacji o systemach pokrewieństwa u innych ludów na podstawie ułożonych przez siebie samego ankiet i tablic i ustalił na podstawie odpowiedzi, że: 1) amerykańsko-indyjski system pokrewieństwa istnieje również w Azji i w nieco odmiennej formie u licznych plemion w Afryce i w Australii, 2 ) że daje się on w zupełności wytłumaczyć wymierającą dziś na wyspie Hawai i na innych wyspach australijskich formą małżeństwa grupowego, 3) że wszakże obok tej formy małżeństwa istnieje na tych samych wyspach system pokrewieństwa, który daje się 'wytłumaczyć jedynie jeszcze pierwotniejszą forma, małżeństwa grupowego, obecnie już wygasłą. Morgan opublikował zebrane informacje wraz ze swymi wnioskami w swoim „System of Consanguinity and Affinity”, 1871, i przez to skierował dyskusję na nieskończenie szersze tory. Wychodząc z systemów pokrewieństwa i odtwarzając odpowiadające im formy rodziny otworzył on nową drogę dla badań i dał możność głębszego wejrzenia w prehistorię ludzkości. Gdyby ta metoda została uznana, to misterna konstrukcja Mac Lennana rozwiałaby się jak dym.
Mac Lennan bronił swej teorii w nowym wydaniu „Primitive Marriage” (Studies in Ancient History, 1875). Podczas gdy sam kombinuje historię rodziny nader sztucznie z samych hipotez, żąda on od Lubbocka i Morgana nie tylko dowodów na każde ich twierdzenie, lecz dowodów tak niezaprzeczalnie przekonywających, jakich wymaga jedynie sąd szkocki. I tak postępuje człowiek, który z bliskiego stosunku u Germanów między stryjem a siostrzeńcem (Tacitus, Germania c. 20), z opowiadania Cezara o tym, że Brytyjczycy w dziesięciu lub dwunastu mieli wspólne żony, oraz ze wszystkich innych relacyj starożytnych pisarzy o wspólności żon u barbarzyńców – wyciąga bez wahania wniosek, że u wszystkich tych ludów panowało wielomęstwo. Ma się wrażenie, że przemawia prokurator, który pozwala sobie na wszelką dowolność, by dowieść swego twierdzenia, wymaga jednak od obrońcy najbardziej formalnych dowodów prawnych na każde słowo.
Małżeństwo grupowe – twierdzi Mac Lennan, to czysta fantazja, i cofa się w ten sposób daleko wstecz w porównaniu z Bachofenem. Morganowskie systemy pokrewieństwa – to według niego tylko przepisy grzeczności towarzyskiej, czego dowodem jest fakt, że Indianie do obcego białego również zwracają się „bracie” lub „ojcze”. Podobnie jakby ktoś chciał twierdzić, że nazwy: ojciec, matka, brat, siostra… – to tylko bezsensowne zwroty językowe, ponieważ duchowni katoliccy i przełożone klasztoru nazywaj ą się wzajem ojcem i matką, zaś mnisi i zakonnice, a nawet wolnomularze i członkowie angielskich stowarzyszeń cechowych na uroczystych posiedzeniach nazywaj ą się braćmi i siostrami. Krótko mówiąc obrona Mac Lennana była nad wszelki wyraz słaba.
Pozostał jednak jeszcze jeden punkt, gdzie Mac Lennan nie został obalony. Przeciwieństwo między plemionami egzogamicznymi a endogamicznymi, na którym opierał się jego system, nie tylko nie zostało zachwiane, lecz było nawet uznane powszechnie za kamień węgielny całej historii rodziny. Przyznawano, że próba Mac Lennana wyjaśnienia tego przeciwieństwa jest nie wystarczająca i przeczy faktom, które on sam przytacza. Ale samo to przeciwieństwo, istnienie dwóch wzajem wykluczających się rodzajów samodzielnych i niezależnych plemion, z których jeden rodzaj bierze sobie żony wewnątrz plemienia, podczas gdy dla drugiego rodzaju jest to bezwzględnie zakazane – to uchodziło za bezsporną ewangelię. Porównajmy np. Giraud-Teulona „Origines de la familie” (1874), a nawet jeszcze Lubbocka „Origin of Cralization” (4 wyd. 1882).
Do tego punktu nawiązuje główne dzieło Morgana: „Ancient Society” (1887), dzieło stanowiące podstawę niniejszej pracy. To, co Morgan w r. 1871 zaledwie niejasno przeczuwał, rozwinął on tutaj zupełnie świadomie. Endogamia i egzogamia nie stanowią przeciwieństwa; nigdzie dotychczas nie udowodniono istnienia „plemion” egzogamicznych. Ale w okresie kiedy panowało jeszcze małżeństwo grupowe – a według wszelkiego prawdopodobieństwa niegdyś panowało ono wszędzie – plemię rozpadało się na pewną ilość spokrewnionych ze strony matczynej grup, rodów, wewnątrz których małżeństwo było surowo zakazane, tak że mężczyźni danego rodu co prawda mogli brać żony i na ogół brali je wewnątrz swego plemienia, ale musieli brać je nie że swego rodu. Tak więc, jeśli ród był ściśle egzogamiczny, to obejmujące wszystkie rody plemię było również ściśle endogamiczne. W ten sposób zburzono ostatecznie resztki sztucznych koncepcyj Mac Lennana.
Morgan jednak nie poprzestał na tym. Ród Indian amerykańskich posłużył mu w dalszym ciągu do tego, by uczynić drugi stanowczy krok naprzód w badanej przezeń dziedzinie. W tym rodzie, zorganizowanym według prawa macierzystego, odkrył on pierwotną formę, ż której rozwinął się ród późniejszy, zorganizowany według prawa ojcowskiego, ród taki, jaki znajdujemy u kulturalnych ludów starożytności. Ród grecki i rzymski, stanowiący, zagadkę dla wszystkich dotychczasowych dziejopisarzy, został wyjaśniony za pomocą rodu indyjskiego, a tym samym znaleziono nową podstawę, całej historii czasów pierwotnych.
To ponowne odkrycie pierwotnego rodu macierzystego, jako stopnia przejściowego do rodu ojcowskiego ludów kulturalnych, ma to samo znaczenie dla historii pierwotnej, co darwinowska teoria rozwoju dla biologii i marksowska teoria wartości dodatkowej dla ekonomii politycznej. Pozwoliło ono Morganowi po raz pierwszy nakreślić historię rodziny, w której zostały na razie ustalone w ogólnych zarysach klasyczne szczeble rozwoju, o ile na to pozwala znany dziś materiał. Jest rzeczą jasną dla każdego, że wraz z tym odkryciem rozpoczyna się nowa epoka w badaniu historii pierwotnej. Ród oparty na prawie macierzystym stał się punktem węzłowym… tej całej nauki; od chwili tego odkrycia wiadomo, w jakim kierunku, winny iść badania i co ma być ich przedmiotem oraz jak należy grupować zbadany materiał. Dzięki temu też mamy teraz w tej dziedzinie postępy znacznie szybsze niż przed pojawieniem się książki Morgana.
Odkrycia Morgana są teraz powszechnie uznane, a raczej przywłaszczane przez prehistoryków również w Anglii. Ale bodaj żaden z nich nie przyznaje otwarcie, że to właśnie Morganowi zawdzięczamy tę rewolucję w poglądach. W Anglii w miarę możności przemilcza się całkowicie jego książkę, a jego samego zbywa się łaskawym uznaniem jego poprzednich prac: grzebie się gorliwie w szczegółach jego wykładu, lecz o istotnie wielkich jego odkryciach milczy się uporczywie. Pierwsze wydanie „Ancient Society”; jest wyczerpane; w Ameryce na takie rzeczy nie ma opłacalnego popytu;
w Anglii książkę tę, jak się zdaje, systematycznie przemilczano, a jedyne, wydanie tego epokowego dzieła, znajdujące się jeszcze w handlu księgarskim – to przekład niemiecki.
.. Skądże ta wstrzemięźliwość, w której trudno nie dopatrzyć się zmowy milczenia, zwłaszcza wobec licznych cytat przytaczanych jedynie z grzeczności i wobec innych objawów koleżeństwa, od których się roją pisma naszych uznanych prehistoryków? Może dlatego, że Morgan jest Amerykaninem, a dla prehistoryków angielskich jest bardzo przykre, że mimo swej godnej uznania pracowitości w zbieraniu materiału, gdy idzie o ogólniejsze punkty widzenia, obowiązujące przy porządkowaniu i grupowaniu tego materiału, krótko mówiąc, gdy idzie o idee, są oni zależni od dwóch genialnych cudzoziemców: Bachofena i Morgana? Z Niemcem jeszcze można było się pogodzić, ale z Amerykaninem? W stosunku do Amerykanina każdy Anglik staje się patriotą, czego zabawne przykłady widziałem w Stanach Zjednoczonych. A do tego należy jeszcze dodać, że Mac Lennan był, że tak powiemy, oficjalnie uznanym założycielem i kierownikiem angielskiej szkoły prehistorycznej; że należało poniekąd do dobrego prehistorycznego tonu mówienie je dynie z największą czcią o jego wymyślnych historycznych konstrukcjach, prowadzących od dzieciobójstwa poprzez wielomęstwo i małżeństwo przez porwanie, do rodziny opartej na prawie macierzystym; że najlżejsze powątpiewanie o istnieniu absolutnie wyłączających się egzogamicznych i endogamicznych „plemion”, uchodziło za zuchwałą herezję; że więc Morgan rozwiawszy jak dym wszystkie te uświęcone dogmaty popełnił coś w rodzaju profanacji. A ponadto obalił on je w taki sposób, że dość było to wypowiedzieć, by wszystko stało się jasne, wobec czego wielbiciele Mac Lennana błąkający się dotąd bezradnie między egzogamią a endogamią musieli chyba uderzyć się pięścią w głowę i krzyknąć: jakże mogliśmy być tak głupi i od dawna już sami tego nie odkryć!
A jeśli tych przestępstw jeszcze było za mało, by wywołać chłodny i ignorujący stosunek ze strony oficjalnej szkoły, to Morgan dopełnił miary nie tylko krytykując cywilizację, społeczeństwo oparte na produkcji towarowej, tę podstawową formę naszego dzisiejszego społeczeństwa, w sposób przypominający Fouriera, lecz mówiąc o przyszłym przekształceniu tego społeczeństwa słowami, które mógłby wypowiedzieć Karol Marks. Zasłużył więc sobie całkowicie na to, aby Mac Lennan zarzucał mu z oburzeniem, że „metoda historyczna jest mu stanowczo antypatyczna”, i by pan profesor Giraud-Teulon w Genewie potwierdził to w roku 1884. Przecież tenże pan GiraudTeulon jeszcze w r. 1874 (Origines de la familie) błądził bezradnie w labiryncie mac-lennanowskiej egzogamii, skąd go dopiero Mor – gan musiał wyprowadzić.
Nie ma potrzeby, bym tu wyszczególniał wszystkie pozostałe zdobycze, które historia pierwotna zawdzięcza Morganowi: wszystko, co niezbędne, znajduje się w mej pracy. W ciągu czternastu lat, które upłynęły od ukazania się jego podstawowej pracy, nasz materiał o historii pierwotnych społeczeństw ludzkich bardzo się wzbogacił: do antropologów, podróżników i zawodowych prehistoryków przyłączyli się przedstawiciele prawa porównawczego i wnieśli po części nowy materiał, po części nowe punkty widzenia. Niektóre z poszczególnych hipotez Morgana zostały przez to zachwiane lub nawet obalone. Ale ten nowonagromadzony materiał nigdzie nie zdołał obalić jego wielkich, podstawowych założeń i zastąpić ich przez inne. Porządek, który wprowadził on do historii pierwotnej, w głównych zarysach przetrwał do dnia dzisiejszego. Ba, można powiedzieć, że znajduje on coraz większe uznanie powszechne w tej samej mierze, w jakiej zachowuje się w tajemnicy to, komu zawdzięczamy ten wielki krok naprzód.
Londyn, 16 czerwca 1891 r. FRYDERYK ENGELS