- W empik go
Pochwały, mowy i rozprawy Stanisława Hrabi Potockiego, . Część 1 - ebook
Pochwały, mowy i rozprawy Stanisława Hrabi Potockiego, . Część 1 - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 394 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Rzeczy zamkniętych w pierwszey Części.
PRZEDMOWA.
Pochwała Andrzeia Mokranowskiego Wojewody Mazowieckiego, kar: 1
Pochwała Józefa Szymanowskiego 51
Pochwała Ignacego Krasickiego.. 99
Pochwała Grzegorza Piramowicza 159
Mowa na obchód uroczystości ustalenia Tow: Przyiaciół Nauk.. 265
Pochwała Walecznych Polaków w woynie 1809 r. poległych.. 295
Mowa przy złożeniu w Grobie Wilanowskim przewiezionego z Wiednia Ciała Ign: Potockiego.. 341
Mowa przy wyprowadzeniu ciała Adama Potockiego….. 385
Mowa pogrzebowa Józefa Xięcia Poniatowskiego….. 401PRZEDMOWA.
Długo nie myślałem bydź Autorem, długo ta pokusa nie wciągnęła mnie po za te pisma ulotne, do których dały powód rozmai te okoliczności, a co, dziś wraz zebrane, na życzenie przyiaciół, Publiczności przedstawiam. Wydałem wprawdzie poprzedniczo dwa dość obszerne dzieła, lecz żem nie był skorym do pisania, wiek i czas w którym to uczyniłem, zaświadcza. Straciłyż one natem że są podeszłego wieku płodem, nie ożywionym ogniem młodości? zarobiłyz na rozwadze doyrzałemu wiekowi właściwszey? nie ia, lecz ty o tem czytelniku naylepiey osądzić potrafisz, porównywając między sobą pisma które ci dziś przedstawiam, od dwudziestego do sześćdziesiątego roku wieku mego wypracowane.
Cóżkolwiek o tem bądź, śmiele twierdzić mogę, że przypadek zrobił mnie Autorem, a to w dość późney życia mego porze. Porzucić pod czas ostatniey woyny dom własny przymuszony, szukać w Krakowie… potem zagranicą schronienia; tułaiąc się wśród woysk, oblężeń, i obozów, znalazłem sczęściem między memi książkami ważne dzieło, Winkielmana o Sztuce, które mi przypomniało, żem był przyrzekł Towarzystwu Przyiaciół Nauk, pisać w tey materyi, czego mi dotąd publiczne i domowe nie dozwoliły zatrudnienia. Lecz w tey chwili nie brakło mi na czasie, potrzebowałem rozrywki, którey szukać w przerobieniu dzieła Winkielmana, i w przelaniu go na oyczysty ięzyk zamyśliłem. Dopełniłem większey połowy tey pracy, często wśród huku dział, a zawsze prawie wśród naywiększey losu mego niepewności. Nakoniec utraciwszy z wolnością zdrowie, resztę tey pracy, chory i więzień ukończyłem, w którey ciągle rozrywkę, słodycz i pociechę znalazłem; poprawa mi tylko iey i wydanie, za powrotem moim do kraiu, pozostała. Tu mnie nowe zaszło od Towarzystwa Przyiaciół Nauk wezwanie, to iest sporządzenia dzieła o wymowie. Miałem oddawna w wypisach moich przygotowany do tego zasób, a zupełnie Panem będąc czasu mego, w przeciągu roku iednego, to dość obszerne dzieło zacząłem i wydałem. Otóż iakiem się stał, że tak powiem przypadkowie Autorem siedmiu ksiąg, nigdy nim bydź nie myśla – wszy. Brnę więc daley, i dziś, ulotne pisma moie zbieram, poprawiam, i wydaię. Jaki w tem zachować porządek zamyślam, przedstawić ci czytelniku winienem, byś wiedział zawczasu, czego potem dziele spodziewać się możesz.
Wszystko prawie co w sobie zamyka tom pierwszy, iest iuż Publiczności znanem, i łaskawie od niey przyiętem było. Tuszyć więc godzi mi się, ze co w sczegółach zasczyciła przyzwoleniem swoiem, temu go w ogóle nie odmówi. Tą iedynie zasilony nadzieią, śmiem przed nią rozwinąć pasmo rozmaitych pism moich, których połączenie w ieden zbiór, ciekawym ułatwi trudność ich zgromadzenia, a tymże pismom, ieśli na nią zasługuią, większą nada trwałość.
Przedmiotem pierwszego tomu iest nayprzód: sześć Pochwał w stylu Akademicznym, od Roku 1784 do roku 1816, to iest w przeciągu lat przeszło trzydziestu spisanych. Jakie są przywary, iakie piękności tego rodzaiu, który tęskne zastąpił Panegiryki, obszernie to wyłusczyłem w dziele moiem o wymowie: dlatego zastanawiać się nad tem tu nie będę, sczęśliwy ieślim przeciw ogłoszonym przezemnie nie zgrzeszył przepisom, i sam choć w części dopełnił to, com ćwiczącym się w wymowie doradzał. Zamyka w sobie tenże tom trzy mowy Pogrzebowe, przypominaiące wymowę kazalną, ten iey za czasów naszych rodzay naysczytnieyszy, do którego Mowca świecki tym iedynie sposobem zbliżyć się może. Wszelako więcey ograniczonemi są i w tem iego sposoby, niż mowcy duchownego; trzeba mu niemałey ostróżności, by nie przestąpił tego delikatnego zakresu, który zachodzi między światową wymową, choć mówiącą w kościele, a duchowną, bo pierwsza wciska się że tak powiem do niego, kiedy druga w nim panuie.
Drugi tom zawierać będzie nayprzód Mowy Seymowe, pierwsze na które się w młodym wieku zdobyłem, na Seymie Biskupa Krakowskiego zwanym. Przedmiot ich iest ciekawym, a sposób środkuiącym między rodzaiem naradnym i sądowym. Póżnieysze mowy moie, prawie wszystkie nieprzygotowanie wyrzeczone, mianowicie na czteroletnim Seymie, wraz zebrać i z opisaniem Seymu tego wydać z czasem zamyślam: składać one będą trzeci tom dzieła tego, którego wszelako dziś dwa tylko Publiczności przyrzekam. Tym czasem przypomnieć tu iey nie zawadzi to, com o tym rodzaiu Mów w dziele moiem o wymowie obszernie wyłusczył, to iest, iż równie iak sądowy, nie maiąc u nas tey co u dawnych wagi, wyrównać im nie iest zdolnym. Dla tego sławny retor Angielski Blaire, i sławnieyszy iescze tegoż narodu historyk Hume (1), Mowy naradne naypierwszych Mowców Parlamentu Angielskiego, nie sądzą bynaymniey wzorami wymowy, lecz doskonałego i loicznego rzeczy rozbioru, któremuby nawet w roztrząsaniu poufałem przedmiotów rządowych, śmieszną i niezgodną z obyczaiami naszemi było rzeczą, nadawać okazałość dawnego kraso- – (1) Blaire Rhetorique T. I. Hume Essais moreaux et politiques, T. I. p. 215.
mowstwa, i chcieć nim wzbudzać te gwałtowne, lub tkliwe uczucia, które były naydzielnieyszemi iego sprężynami.
Przecięż zbyt moie łaskawie sądząc dzieło moie o wymowie, obcy Dziennikarze uczynili mu prawie ten iedyny zarzut, żem w niem wzorów naradney wymowy Angielskiey przepomniał. Nie potrzebnię inney co do tego obrony, iak zdanie tych dwóch znakomitych Pisarzów, którzy zapewnie sławie Narodu swego uwłóczyć nie chcieli. Lecz wracam do przedmiotu mego, którym było przypomnieć czytelnikowi, iż co do wymowy, chcieć porownywać z dawną dzisieyszą w rodzaiu naradnym i sądowym, i od niey teyże mocy, gwałtowności, poruszenia, i tkliwości wymagać, które pierwszey były naczelną zaletą, iest to chcieć rzeczy niepodobney, bo rządom, prawom, zwyczaiom, i obyczaiom naszym przeciwney, które przecież nie ogołacaią ze wszystkiem dzisieyszey z wielkich krasomówstwa środków, lecz daleko ich skromniey niż dawney używać pozwalaią.
Po Mowach naradnych umiesczę w drugim tomie naukowe, i akademiczne, następuie tegoż rodzaiu rozprawy, z których część większa poświęcona będzie ięzykowi i wymowie Polskiey, i składać dziełko o nich osobne, dawno iuź odemnie przyrzeczone Publiczności. Nie wcieliłem ostatnich w dzieło moie o Wymowie, bo nie chciałem pomięszać to co miałem do powiedzenia wsczególności o ięzyku i wymowie Polskiey, z ogólnemi iey a wszystkim ięzykom wspólnemi przepisami.
Lecz choć osobno rzecz, czynie o ięzyku i o wymowie Polskiey, wszelako służyć ona może za dopełnienie w tym względzie dzieła mego o wymowie, skutecznieyszym i użytecznieyszym podług mnie sposobem, iak gdybym ią był do rzeczonego dzieła przyłączył, a tem samem zwrócił nieco od niey uwagę czytelnika, tylą innemi ważnemi przedmiotami obok umiesczonemi, a nawet tłumiącemi ią swoim ogromem.
Otóż zakreślenie rysu mnieyszego dzieła, w którem starałem się, ile możności o czystość i poprawność ięzyka naszego. Spodziewam się, że to moie usiłowanie nie zawsze próżnem było, i że przez wzgląd na niego zechce Publiczność przyiąć tę pracę moię z tem przyzwoleniem, którem poprzedzaiące zasczycić raczyła.POCHWAŁA ANDRZEIA MOKRANOWSKIEGO WOIEWODY MAZOWIECKIEGO, NAPISANA W ROKU 1784.
Dwie są w życiu drogi, dwoiaka chwała człowieka: iedna zadziwia, druga zniewala. Pierwszą idzie rycerz, którego czyny krwawem piórem w świątyni pamięci zapisuie stawa; drugą człowiek dobroczynny, tkliwym głosem serca nad rycerza słusznie wielbiony. Tamta rośnie uciskiem: ięki niesczęśliwych są iey odgłosem: miecz prawem… zwaliska pomnikiem, ta się kryie w cieniu, ludzkość iest iey celem, dobrodzieystwo cechą, sczęście dziełem, ser – ce świątynią. Co zbroyna nisczy ręka, to dobroczynna dźwiga: tak po srogiey burzy, co z sobą śmierć i spustoszenie niosąc, samą wielkością klęsk nas zadziwia, następuie chwila pogodna, która znisczone zarody odżywia, i słodką, zniewala cisza.
Tyle ma mocy ta piękna skłonność serca, którą dobrocią zowiemy, tyle w sobie zniewalaiącego wdzięku, tyle słodyczy, tyle rzetelnego zysku; że życie nią ozdobne, iest nayczystszem źródłem pochwal. Bo w niem bez podziału w sobie tylko samym cały swóy zasczyt człowiek czerpa, zlewaiąc na innych korzyści. Odeymmy co w woynie, co w radzie, co w polityce, co w innych ważnych życia sprawach, zdarzenia iest dziełem, co pracy wspólników, co sczęścia, co okoliczności;, wnet rozdzielona wycieńczy się sława; a często nawet mieyscu które posiada, nie człowiekowi przypisaną będzie. Nie moim dano iest ustom władać cudzem czuciem, ani ie uprzedzać;
lecz mówie do publiczności, która naylepiey znać i sadzić rzetelna umie wartość; mówie o męźu, który szedł za nią, któremu pewnie pięknieyszey nie znajdę pochwały, nad łzy przyiaźni, żałość nędzy, złączony cudzoziemca i obywatela po nim smutek, króla i dworu żałobę. Wiech stawia przepych wspaniałe nadgrobki, które nayczęściey chełpliwość żyiących, nie zmarłych zasczytowi, lecz własney wznosi próżności. Sczęśliwy Mokranowski, że go znayduiesz w sercach tylu współobywateli, źeś za życia zagruntował ten chwalebny dobroczynności pomnik, trwalszy niż napisy, na twardym wyryte marmurze! Smierć ci życia pozazdrościła, tyś iey dobroczynnością przeżył. Idźmy w ślady iego: a zwiedzaiąc zbiegłego tor życia, cieszmy się pięknym widokiem, połączoney dla niego z czynami pochwały, dla nas z pochwała nauki.
Przodków sława iest światłem, które gasnąć w ciemnocie cnotom ani wy-
Stępkom-wnuków nie dozwala. To więc tylko o zacności rodu Mokranowskiego powiem: że naddziadów pamięcią znakomity, nayszlachetniey się im z długu, tego wypłacił, tyle ich zasczytowi dodaiąc, ile go od nich odebrał.
Andrzey Mokranowski, Woiewoda Mazowiecki, i Jenerał Woysk Polskich, urodzi się prawie z początkiem wieku ośmnastego, z rodziców mniey pierwszemi w Woiewodztwie Mazowieckim urzędami, niż szacunkiem współobywatelów, mniey dostatkami, niż dość mierney fortuny szlachetnem użyciem, mniey nakoniec krwi zacnością, niż własnemi przymiotami znakomitych. Wraz z liczną rodziną w domu ich odebrał to pierwiastkowe i rodzicielskie wychowanie, które prawość, honor, i odwagę lepiey własnym przykładem sczepi w sercu dzieci, niż zastępczą nauczycieli ręka, która w tym pierwiastkowym wieku hartuiąc ciało, moc duszy natęża, która mniey uczy niż do nauki sposobi, w którey mowy rodziców książkami, przykład prawem, przywiązanie przekonaniem staie się
Takcie było staropolskie młodocianego wieku chodowanie, taka Sobieskich, Żółkiewskich, Czarneckich, Chodkiewiczów, początkowa szkoła, takie rycerzów zawiązki. W takiey to i Mokranowski przysposobił nadal serce i duszę swoię, nabywaiac téy słodyczy umysłu i téy mocy ciała, które mu aż do śmierci towarzyszyć nie przestały.
Szkoły publiczne, w których Polak do równości zrodzony, w równości wychowanym bywał, i do niey nawykał, stały się dalszem młodości iego schronieniem. Nie mylmy się: nie od wielości nauk zawisło dobre wychowanie młodzieży. Uprawiać buyną tę ziemię, nie zaś wcześnie wysilać należy: rzućmy tylko na nią urodzayne ziarno, a z czasem sama się plennomi uwieńczy zarody. Cuda te rannego wychowania podobnemi są do zmuszonych sztuka drzew owoców, co zadziwiaiąc pośpiechem, odrażaia smakiem a których wnet okwitła wysycha latorośl. Nie cierpi ludzkiego iarzma przyrodzenie wolne w swym działaniu, mści się z przymusu: a kiedy my młodość doyrzała mieć chcemy, ona łudzi w dzieci, zamienia. Tak pewnie myśleli przodkowie nasi; proste ich wychowanie myśl wielka zamyka.Żyć uprzeymie zrównemi, kochać ' współobywatelów swoich, i bydź od nich kochanym; tego się nad wszystko w publicznych szkołach nauczył Mokranowski. Tam wzrosły te przyiaźni, że przywiązania związki, które całe życie iego napełniać miały: tam duch wolności, szlachetny podział młodocianego wieku, tam wczytaniu dawnych pisarzów w źródle samem czerpane, wielkich czynów przykłady, i wybornego smaku wzory, tam odwaga i ta zręczność, którey wśród zabaw młodzież nabywa.
Lecz sczodrzéy go nad innych udarowała natura, łącząc w nim z przymiotami serca postać sczęśliwa, która uprzedza; twarz iego, duszy była tak, że kiedy kształt ciała oczy ku sobie pociągał, krótkie obcowanie serce zniewalało. Otwarty, sczery, wylany, szedł na przeciw przyiaźni; i takimeśmy go ku schyłku życia widzieli, iakim był w kwiecie młodości: zdaie się, iż nigdy postaci iak serca nie zmienił.
Z domu rodziców, z rak nauczy, cielów, na świat rzucony, wśród niego odebrał to ostatnie a naypotrzebnieysze człeku wychowanie, które daie doświadczenie. Późna tę wiadomość błędami człowiek opłaca: inaczey nam świat, inaczéy rzeczy, inaczey ludzi młodość maluie: i nie wiem, czy nam się na ten błąd skarżyć, czy go żałować należy czy kiedy spada z oczu ta mamiąca zasłona, więcey korzyści znayduiemy w prawdzie, niżeliśmy słodyczy doznawali w błędzie? Nie uszedł powabnych sideł młodego wieku Mokranowski, i nieraz wpóźnieysżym nawet uległ tym słabościom, które Serce wymawia. Lecz kiedy iest prawem człowieka, nie bydź doskonałym, on się z pod niego wyłamać nic mogąc, tak mu się poddał, że się przywary iego raczey ludzkości, niż własny zdawały wina.
Ciekawość, chęć widzenia świata, słowem niespokoyna żywość młodości, wnet go za oyczysta pociągnęły granicę: a zabawy, i ustawna ich odmiana, świat dla niego nowy, w iednem zgromadzony mieście, w tem go zatrzymały, które się zdaie ich stolica. W Paryżu, w tey miękkey Sybaris, w tych uczonych czasów naszych Atenach, gdzie obyczaie z rozwiązłością, rozum z lekkością uprzeymosć z szyderstwem, nędza z zbytkiem, zgoła wszelkiego rodzaiu przymioty i występki obok goszczą, gdzie lud milionowy modą rządzony, świat nią rządzi. Na tę ogromną namiętności ludzkich przestrzeń, znalazł się iakby znienacka przeniesiony Mokranowski, bez przewodnika, bez wsparcia, i prawie bez zasobu. Słabe niebogatych rodziców zasiłki, dostarczyć go obficie nie mogły tam gdzie krocie nikną. Lecz miał W sobie Mokranowski czem nagrodzić fortuny niesłuszność. Postać sczęśliwa, zniewalaiąca grzeczność, umysł wesoły, rozum przyiemny, te Mokranowskiego bogactwa, wszędy mu ułatwiały przystęp. Znalazł przyiaciół cenić go umieiących, których mu nietylko dom i rada; lecz i wsparcie otwartém było. Użył go szlachetnie, uźywaiac skromnie: ale iuź Wtedy wspieraiac niesczęśliwszych od siebie rodaków, wśrod własney potrzeby, zaradzał cudzey: a iako o swoim myśleć tylko dobrym bycie, nigdy w iego nie było sercu; tak gdy wybór przychodził między sobą a przyjaciołmi, o sobie zapominał; uczyniona własnym potrzebom odmowa, nayłatwieyszą mu się zawsze zdawała. Niech hoyna sypie ręką dostatek swe dary, przenosi serce te, któremi się potrzeba dzieli z nędza.
Porzucił żałowany Mokranowski kray, do którego nic prócz siebie nie przyniósł, a w którym tyle zostawił przyiaciół, kiedy wielu innych z fortu – na wzgardę w nim tylko zostawiaią. Przeżył szacunek zabawie, zachował w nim w późnym wieku, młodości przyiaciół, i nie raz im to w dalszym biegu życia dowiodł: że serce czułe sowicie się wypłacane z posługi, uczynności zapomnieć nie umie, i że się raz tylko uprzedzić daie.
Nie iest oboiętnym dla młodzieży zwiedzanie cudzych kraiów, szkodzi, kiedy nie pomaga: złączone z innych pogardą, ślepe osobie uprzedzenie, cześć ku obcym, a niesmak do oyczystych obyczaiów, śmieszna wytworność, rozum fraszkami upstrzony, czcze dowcipu błyskotki, tego się często w Cudzych kraiach drogo dokupuie, i z tak zaraźliwym wraca plonem, do swego kraiu Polak, któremu prosty rozum i serce dała nieskażona obcym przesądem natura. Lecz sczęśliwe w Mokranowskim przyrodzenie, własne i cudze błędy tła swóy pożytek zwrócić umiało. Oznaczyła powrót iego do Polski, żądza służenia oyczyźnie, i ściśleysze z, obywatelami związki; zdawało się, iż był tylko w cudzych kraiach, by więcey do swego nabrał przywiązania. W woysku i na dworze Augusta II. umiesczony, wnet zwrócił ku sobie wszystkich oczy, zniewolił umysły. W kwiecie wieku, otoczony całym wdziękiem młodości, zręczny, odważny, grzeczny, wesoły, nie chlubny, miał wśród za wołanego uprzeymościa i zalotnością dworu, czem i własney dogodzić próżności, i cudza poniżyć. Lecz umiał mamiącemu uchylić się blaskowi, umiał nikogo nim nie razić, i w tém go wrodzona dobroć serca, z tey niebizpiecznéy wyrwała życia toni, w którey młodzież zbytnim o sobie świata uprzedzeniem, sama zbyt uprzedzona, okropną karę tego ponosi, kiedy nieumiarkowana próżność rosnąc z wiekiem, staie się życia całego męczarnia.
Poskromić miłość własną, uczynić z niey, że tak rzekę, innym ofiarę, małem zdaie się wysileniem, zimnem na to poglądaiącemu okiem; wielkiem te – mu, co umie zstąpić w serce ludzkie, co zna skryte iego sprężyny, co wie, ile może wiek, żywość" ile świat, ile przykład, ile namówi I tak to, co nayłatwieysza dla człowieka zdaie się powinnością w pewnych okolicznościach, trudnij staie się dla niego cnota.
Lecz nie dość było Mokranowskiemu, nie bydź przykrym nikomu, trzeba mu było bydź kochanym i szacowanym od wszystkich: trzeba było nakłonić… ku sobie umysły i serca tych ludzi, z którymi acz go równało urodzenie, nie równały dostatki; trzeba było zagładzić w ich oczach, nie tylko to, co mu odmówiła fortuna, ale i to, co mu nad innych przyiazna użyczyła natura, to iest: bydź sobie wszystkiem., i z siebie cały swóy ciągnąc zasczyt. Bo takie iest możnych uprzedzenie, że im więcey z rak ślepego losu odebrali, tem więcey zayrza tym, co się bez darów iego obeyść umieią; zdaie się, że niesłuszność fortuny wraz z dostatkami iest iey kochanków podziałem. Lecz ten, co bez iey pomocy był bogatym, umiał pokonać iey przesądy. Nayznakomitsza młodzież Polska potzukiwała przyiaźni Mokranowskiego, a raz nabytą drogo ceniła; bo zawsze w przyiaźni iego znaydowała tę pomoc, to wsparcie, których on nigdy nie szukał w ich dostatkach, serce ich i przychylność dla siebie, dary iednaiąc dla innych.
Wśród przyiaźni, wśród zabaw, wśród tkliwych serca związków, wśród miasta tego, w którem panowanie Augusta II. rozwiązleysze wprowadziło obyczaie, a obfitość podsycała zbytek i zabawy, kiedy przykładem Króla swego idąc Polak, łączył dworność i zalotny duch dawnego Rycerstwa, z iego odwagą, słowem, żyiąc na dworze Króla, który w woynie mocą duszy i ciała równie uzbroiony, mężnie zawsze passował się z nieszczęściem, lecz którego w słodyczy pokoiu, dość pospolitym losem rycerzy, zwyciężały roskosze, z ich mówię łona na pierwszy odgłos woyny Mokranowski w ślady Króla swego wśród obozowych rzuca się trudów. Rozstaiąc się z Rodzicami, krewnemi, przyjaciołmi, nie był nieczułym na ich żałość; bo ona nayżywiey dotyka serce tkliwe: lecz zwyciężaiąc czułość, podwoił odwagę.
Nie tę nierozważni zapalczywość, nie ten zapęd nieukrócony, nie to wściekłe uniesienie, którem widok krwi i rzezi człowieka zapala, co go ślepo na śmierć naraża, prawdziwy odwagą zwać należy; boby iey więcey od człowieka dzikie posiadały zwierzęta: lecz tę męzką odwagę, która umysł słodki, serce od krwi dalekie, stałość uzbraia, która zna niebezpieczeństwo ale go się nie lęka, która życia nie trwoni, ale go szlachetnie obronie Oyczyzny poświęca – Taka iest przyiaciela ludzkości rzetelna odwaga, takie było Mokranowskiego męztwo.
Ale nie – dość na cudach nawet odwagi, by widzieć czyny swoie dalekiey podane pamięci. Mężnieyszy czasem nad wodza żołnierz, na iego tylko pracuie chwałę. Giną w tłumie cuda odwagi? a te czyny iaśnieią, co na wysokim wystawione stopniu, sława przyiaźnym oświeca promieniem. Od Króla chwalony, od woyska wielbiony z odwagi Mokranowski, powszechny ten o sobie zostawił odgłos. Czas zatarł czyny, zatrzeć nie mogł sławy ugruntowanego na nich męztwa. Co tylko wolno w niższych, woyskowości stopniach, tego dopiął Mokranowski Zapomniano stopień w którym służył, pamięć człowieka została.
Wnet nowe odwadze iego otworzyło się pole. Umarł August II; osierociała Polska śmiercią Króla swego, drogo opłaca ten iedyny wolnego Narodu zaszczyt, którym sobie Pana daie. Każde u nas bezkrólewie, a mianowicie to, które po zeyściu Augusta II nastąpiło, było czasem nierządu i klęski. Obcą i domwą przemocą znękany obywatel, musiał się do iakieyś przywiązać strony, by od wszystkich nie był gnębionym. Już zewsząd Konfederackie wzrastały związki: napełnia się kray żołnierzem, wsie gwałtami, miasta zniszczeniem.
Stanisław Leszczyński, którego z Obywatela obca przemoc wyniosła na tron żyiacego Augusta, mocą sam z niego ztrącony, utraconego po śmierci iego poszukiwał prawa. Niemiał innego August III. nad pamięć Oyca, Saskie dostatki, i sąsiedzkie wsparcie. Poszedł Naród za głosem słuszności, który się wtedy za Leszczyńskim mówić zdawał: iemu lud, iemu Szlachta, iemu naypierwsze sprzyiały imiona. Głos się ten i w sercu Mokranowskiego odezwał: porzucił Saski obóz, a pod narodowe wpisawszy się znaki, był w tym Konfederackim związku, na czele którego umieszczony przyiaciel iego młody Tarło (1) tak wielkie o sobie zostawił mniemanie; że kiedy niewczesną poległ śmiercią, zdało się że w iednym grobie zamknął i domu i narodu położone w sobie nadzieie.
–- (1) Woiewoda Lubelski w poiedynku zabity od Xięcia Poniatowskiego Podkomorzego Koronnego.
Że się zawsze obok mężnych walecznie Mokranowski potykał, że się na wszystkie narażał niebezpieczeństwa, słowem, że radą i życiem służył swemu kraiowi, zaręcza to dotąd pozostałych prac i trudów wspolników świadectwo, i ta chwalebna bliźna tak niebezpiecznego w nogę postrzału, że powątpiewaiących iuż o życiu iego przyiaciół, na śmiertelnym łożu sam rzadką cieszyć usiłował odwagą. Ochronił los przecięż użytecznego kraiowi życia, i wrócił Mokranowskiego życzeniom przyiaciół i woyska. Pomiiam znane i z wielą mu wspólne woyny zdarzenia i męztwa czyny, ale przepomnieć nie mogę tey rzadkiey, tey osobney odwagi, z którą w przygodzie życiem broniąc przyiaciół, umiał przeciw nim równie bronić nieprzyiaciela, strzegąc życia, honoru, i maiątku tych, którym nie sprzyiał los woyny. Jleż wsi i miasteczek ocalił, ileż niewinnych woyny ofiar wsparł i dźwignął, ileż zdrowiu i życiu staranie iego przywróciło współobywatelów!
Kochać i błogosławić siebie tych przymuszał, z którymi go zdanie i broń różniła, lecz iednało zawsze nieszczęście. Przez iakież omamienie tak nasze chcą przesądy, iż męztwo umysłu, ten tak dostoyny człowieka przymiot, w żołnierskiey prawie ograniczamy odwadze? Czemuż świat puszcza w zapomnienie, lub zimnem patrzy okiem na te niewinne, na te naywspanialsze zwycięztwa, które dobroczynność, nie klęska oznacza, któremi samo pokonywa się zwycięztwo? Dziwią nas opowiadania krwawych boiów, zastanawia srogi widok woyny, gdzie tysiączne padaia, nayczęściey dumney przemocy ofiary: cuda w nich i rycerzów widzimy. I mnieby te przyiazne wymowie pociągały obrazy, gdyby rozsądek zapału myśli nie ukrócał, gdybym nie mówił o mężu, co acz posiadał przymioty woienne, cnotą, i dobroczynnością wolał bydź znakomitym. Omiiam więc te wspaniałe klęsek opisy, których był czynnym świadkiem, omiiam to pamiętne Gdańska oblężenie, co się stało końcem bezkrólewia i woyny.
Pomściła krzywdy oyca przemoc syna: słuszność za Stanisławem, los woyny był za Augustem III. Po dwakroć na tron Polski wyniesiony, porzucił go z żalem żałowany od narodu Leszczyński, a wnet obcego stawszy się ukochanym oycem (1), wśród sczęścia, wśród naypomyślnieyszego losu, pełny wieku i zasczytów, nigdy miłey nie zapomniał Oyczyzny. Lotaryngiia tron mu dała, on na nim Polakiem bydź nie przestał.
Tey cnoty, tey powagi mąż, zasczycał Mokranowskiego osobistą przychylnością, którą mu aż do śmierci dochował. Szacunek takowy nie iest naypoślednieysza Mokranowskiego pochwałą; bo iako zbrodnia sprzyia zwykle – (1) Zyie do dziś dnia w wdzięcznych sercach Lotaryńczyków, uświęcona pamięć Stanisława Lesczyńskiego, a inne iego iest zawsze dla nich uszanowania i miłości przedmiotem.