Pociąg do Tybetu - ebook
Pociąg do Tybetu - ebook
Z Warszawy do serca Tybetu. Dziesięć tysięcy kilometrów, dwa kontynenty, pięć przejść granicznych i osiem stref czasowych.
W czasach, w których samoloty zabrały nam radość cierpliwego wędrowania, Maja Wolny dociera Koleją Transsyberyjską, Transmongolską i wreszcie Tybetańską na Dach Świata – do Lhasy. Podróż przez Syberię, bezkresne stepy Mongolii i zatłoczone Chiny to tygodnie trudnych, ale także niezwykłych doświadczeń w zmieniających się pociągach. Ostatni odcinek to nieporównywalna z niczym przygoda: szokująca dla organizmu jazda na wysokości ponad 5000 m n.p.m. Omdlenia, brak tchu – to tutaj coś normalnego.
Inspiracją dla autorki jest Alexandra David-Néel, która jako pierwsza Europejka w historii dotarła do Tybetu. Podążając tropem kobiety-podróżniczki, Maja Wolny, tworzy współczesny, pełen zaskakujących obserwacji zapis wyprawy na Wschód.
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-951062-8-6 |
Rozmiar pliku: | 2,8 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Tybet, Dach Świata, ze wszystkich stron – poza wschodem – otaczają masywne łańcuchy górskie o wysokości od 6000 do 8000 metrów nad poziomem morza. Jednak nawet na wschodzie znajdują się rejony o niewielkiej gęstości zaludnienia, pocięte pasmami niższych, ale trudnych do przebycia gór. Z Pekinu do stolicy Tybetu jest ponad trzy i pół tysiąca kilometrów. Mniej więcej tyle samo liczy trasa przecinająca całą Unię Europejską – z krańców Półwyspu Iberyjskiego do polskiej granicy z Ukrainą. Do połowy XX wieku podróż do Tybetu zajmowała osiem miesięcy. Nic więc dziwnego, że Europa odkrywała tę część Azji z dużym opóźnieniem.
W Polsce po raz pierwszy usłyszano o Tybecie w 1628 roku. Jezuita Fryderyk Szembek przełożył i opracował listy Antónia de Andrade, portugalskiego misjonarza Towarzystwa Jezusowego w Azji, publikując tym samym pierwszy w języku polskim opis egzotycznego królestwa pod tytułem: Tybet. Wielkie państwo w Azji. I choć Szembek sam nigdy tak daleko nie podróżował, jego tekst to nie tyle zwykły przekład listów portugalskiego zakonnika, ale swoista ich adaptacja, w której autor szuka podobieństw i analogii między tym, co znane, a tym, co obce. To niemal proza podróżnicza:
„W tej części świata, którą Azją zowią – pisze Szembek we wstępie do swojego dzieła – między wielkimi państwami, które się tam znajdują, jest też to jedno, Tybet rzeczone, do czasów tych nam niesłychane i pisarzom wielu tego świata opisującym dotąd, ile się wiedzieć może nieznajome (...). Ma swego osobnego monarchę, bardzo skłonnego do wszystkiego dobrego (...). Lud krajów tamtych pospolicie jest dobrej natury, skłonny do rzeczy zbawiennych i nabożny (...). Nie mają się za poganów i prawdziwie są wielce różni od wszelkich narodów pogańskich, które dotąd zakon nasz na świecie zwiedził”.
Alexandra David-Néel w Tybecie, 1933 rok
Tak naprawdę Tybet pozostawał państwem „nieznajomym” aż do połowy XX wieku. A o prawdziwym zbliżeniu tego regionu do reszty świata można mówić właściwie dopiero w ostatnim dziesięcioleciu.
Kilka lat temu powstała droga łącząca Lhasę z granicą z Nepalem. Wcześniej trzeba było mozolnie wspinać się po kamienistych serpentynach, mijając po drodze najwyższe szczyty świata. Prawie gotowa jest autostrada G6, zwana przez Chińczyków Dźingla od angielskiej transkrypcji Jingla (połączenie nazw Beijing i Lhasa). W 2012 roku z pekińskiego Dworca Zachodniego odjechał w kierunku Tybetu pierwszy szybki pociąg. Pędząc po najwyżej położonej trasie kolejowej na świecie, pnącej się miejscami na wysokości ponad 5000 m n.p.m., dociera on do Lhasy w czterdzieści godzin. Kolej kosztowała słono: Chińczycy wyłożyli pieniądze, Tybetańczycy oddali kolejną cząstkę niezależności.
Tybet dorównuje wielkością mniej więcej Półwyspowi Skandynawskiemu, ale zamieszkuje go prawie 10 razy mniej ludzi (niecałe trzy miliony). Jest to obok Mongolii jeden z najmniej zaludnionych regionów świata. Można go podzielić na trzy części: krainę dolin na południu, centralną krainę pastwisk i północne pustkowia. Olbrzymia część północnego Tybetu jest właściwie bezludną pustynią, gdzie góry wznoszą się nad szarpaną chłodnymi wiatrami trawą i licznymi jeziorami ze słonawą wodą. Choć od 1951 roku Tybet jest częścią Chińskiej Republiki Ludowej, w ogólnej świadomości istnieje jako odrębny byt, Dach Świata.
W Europie Tybet pojawiał się wielokrotnie jako metafora symbiozy społecznej. Ta odizolowana od reszty globu kraina miała być wzorem do naśladowania dla władców, mityczną ostoją spokoju, harmonii duszy i ciała. Tak jak w Zaginionym horyzoncie (1933) Jamesa Hiltona, gdzie uprowadzeni pasażerowie samolotu trafiają w odległe rejony Tybetu i zostają poddani zagadkowej próbie w scenerii buddyjskiego klasztoru Szangri-La. To wymyślone przez pisarza miejsce przetrwało do dziś w zbiorowej wyobraźni, stając się utopijnym symbolem idealnego społeczeństwa.
Pod koniec XIX wieku Tybet zaczęli odkrywać spirytyści. Buddyzm i hinduizm wydawały się przynosić ukojenie znękanym duszom fin de siècle’u. Na fali zainteresowania Europejczyków religiami Wschodu, o Tybecie dowiaduje się młodziutka, niesforna Belgijka o pięknym głosie i wielkim apetycie na przygodę, Alexandra. Na jej zdjęcie natrafiłam przez przypadek i zabrałam je ze sobą w moją podróż.
A więc wsiadam do pociągu, który ma mnie zabrać na Wschód, do Moskwy. Ten pierwszy etap wydaje się po słowiańsku swojski, ale to przecież tylko wstęp, pierwszy rozdział wyprawy. Jadę przez nizinny pejzaż wschodniej Polski i myślę o Himalajach. Wyobrażam sobie mroźny, lutowy poranek, ulice Lhasy, gdzie kłębią się tłumy ciągnące w kierunku świątyni Dżokhang. Mężczyźni obracają rytmicznie młynkami modlitewnymi, kobiety popychają dzieci i nucą mantry. Niemal każdy niesie ze sobą woreczki ze zbożem, kolorowe ciastka dorma, które wyglądają jak miniaturowe świątynie, do tego lampki wypełnione masłem. Ciężki zapach tłuszczu z mleka jaków roznosi się po okolicy – co roku na Monlam, najważniejszy festiwal modlitewny w Tybecie, mnisi rzeźbią w żółtych, miękkich bryłach wcielenia Buddy: tego współczującego, z wieloma ramionami, które spieszą, by pomagać potrzebującym, i Buddę mądrego, który w dłoni dzierży miecz, symbol walki z niewiedzą.
Gapie wyciągają z ciekawością szyje, wypatrują sylwetki świętej budowli i pierwszych maślanych rzeźb. Wśród pielgrzymów jest jednak ktoś, kto w przeciwieństwie do reszty wcale nie staje na palcach, żeby dojrzeć złoty dach Dżokhang. Im bliżej celu, tym bardziej chowa przyciemnioną sadzą twarz za rąbkiem futrzanego kapelusza. W prawej dłoni trzyma kij, a lewą dyskretnie sprawdza, czy to, co ukryte pod wełnianym płaszczem, wciąż jest na swoim miejscu. Najgłębiej schowany tkwi przemycony z Europy pistolet. Obok lufy ukrywa się zwitek banknotów, wystarczająco solidny, by zaspokoić chciwość ewentualnych porywaczy. Pod grubą warstwą ubrań znajduje się jeszcze jeden przedmiot – niezbędny, aby się nie zgubić na bezludnych pustkowiach środkowej Azji: kompas.
Jest rok 1924, Tybet to kraj całkowicie zamknięty dla cudzoziemców, a osoba z pistoletem i kompasem to francusko-belgijska podróżniczka, pisarka, orientalistka i była śpiewaczka operowa – Alexandra David-Néel, pierwsza Europejka, która dotarła na Dach Świata. I która mi w mojej podróży towarzyszy. Odnalazłam jej książki przypadkiem u kazimierskiego bukinisty. Nie miałam wtedy pojęcia, że Mistycy i cudotwórcy Tybetu, dzieło z 1929 roku, było kiedyś światowym bestsellerem, który wpłynął na twórczość pisarzy z pokolenia beatników, jak Jack Kerouac czy Allen Ginsberg. Ani że jego autorka jako dziecko spędzała wakacje w tych samych okolicach nad Morzem Północnym, w których ja przez wiele lat mieszkałam.
Patrzę na zdjęcie Alexandry jako sześciolatki. Wystrojona w koronki i porządnie uczesana dziewczynka z lalką nie zerka w obiektyw, tylko gdzieś daleko, w nieznane. Jakby już wtedy marzyła o dalekich podróżach. Guwernantka dopiero uczy ją trudnej sztuki pisania. Mała jest pojętnym dzieckiem. Już za parę lat zacznie ukradkiem czytać broszurki o spirytyzmie, a nawet Życie po śmierci Leona Denisa. Lubi jeździć do dziadków nad Morze Północne. Niebawem znowu ich odwiedzi w belgijskiej Ostendzie. Grand-mère (babcia) długo będzie się gniewać za letni wybryk, którego dopuści się Alexandrine: powie, że wybiera się na piknik, a tymczasem ruszy biegiem wzdłuż wybrzeża, pokona ponad 30 kilometrów, przekraczając granicę z Holandią, by w porcie we Vlissingen wsiąść na statek do Anglii. Niesforną panienkę namierzą żandarmi (oczywiście nie ma przy sobie pieniędzy) i odeskortują do przerażonych dziadków.
Kiedy w studiu brukselskiego fotografa Duponta państwo David zamówili portret córki, musieli już przeczuwać, że ich jedynaczka to niezłe ziółko. Jednak małe dzieci to mały kłopot. Prawdziwy stres dla mieszczańskiej familii przyniósł wiek dojrzewania latorośli. Alexandra nawiązuje kontakt z londyńską filią Towarzystwa Teozoficznego Heleny T. Bławatskiej i zamiast na pensji dla przykładnych żon i matek zamierza uczyć się w gronie spirytystów. Tym planom kibicował jej mentor i przyjaciel – profesor geografii, w sercu anarchista, Élisée Reclus, inicjator ruchu na rzecz wolnych związków, a także głośny propagator nudyzmu.
Alexandra David należała do tego samego pokolenia co Maria Skłodowska-Curie. To pierwsza generacja kobiet, które świadomie i odważnie walczyły o miejsce w społeczeństwie mężczyzn. Poglądy Alexandry na małżeństwo, seks czy prokreację były niezwykle nowoczesne. Już wtedy głośno mówiła o światowym przeludnieniu, nie uważała przygodnych kontaktów erotycznych za zdradę. Jej teksty publicystyczne w obronie kobiecej wolności powstawały w czasach, gdy tylko mężatki – i oczywiście tylko za zgodą męża – mogły zarabiać pieniądze czy nabywać nieruchomości. Rozwód oznaczał publiczne napiętnowanie i wykluczenie z towarzystwa. Kobiety samodzielnie podróżujące po Europie należały do rzadkości (najczęściej były to wyjazdy w celu podreperowania zdrowia), nie mówiąc już o wyprawach poza Stary Kontynent.
Ja urodziłam się ponad 100 lat później, do Tybetu pojadę cały wiek po tym, jak incognito znalazła się tam Alexandra. Pomysł samotnej wyprawy przez Eurazję nie wzbudza już takich emocji jak dawniej, ale mimo wszystko wciąż spotykam się z dobroduszną troską o to, czy aby sobie poradzę, bo przecież podróżowanie po Azji jest niebezpieczne i lepiej nie zapuszczać się tam bez drugiej osoby. Dlatego zabieram ze sobą Alexandrę.
Na czytnik wgrałam książki David. W ten sposób będzie stale obecna, a mnie udzieli się jej entuzjazm i podróżnicza determinacja. „Czy zatriumfuję, czy dotrę do Lhasy, śmiejąc się ze wszystkich, co usiłowali zamknąć Tybet? A może zatrzymają mnie podczas drogi, pokonają raz na zawsze, może skończę gdzieś w przepaści, zginę od kuli jakiegoś rozbójnika, albo padnę chora pod drzewem? Nie mogę pozwolić, aby te ponure myśli mną zawładnęły. Bez względu na to, jaka przyszłość mnie czeka, nie cofnę się ani o krok” – pisała w dzienniku, który później stał się podstawą opublikowanej w 1927 roku książki Podróż do Lhasy.
Podczas wędrówki przez Azję towarzyszył jej pomocnik, młody mnich Aphur Jongden, pochodzący z graniczącego z Tybetem Sikkimu. Alexandra poznała go w 1914 roku, podczas pierwszej podróży w Himalaje. Wspólnie przekładali ważne teksty buddyjskie. Od początku znajomości Alexandra traktowała go jak syna i w końcu oficjalnie go adoptowała. Nigdy nie chciała mieć własnych dzieci i nigdy ich nie miała. Jongdena, bez którego zapewne nie byłaby w stanie dokonać swoich podróżniczych wyczynów, kochała prawdziwie matczyną miłością.
Sto lat temu kobietę 60-letnią uważano za staruszkę. Alexandra David miała prawie 70 lat, kiedy zdecydowała, że po raz kolejny opuści Europę. Był rok 1937, w Europie szykowano się na wojnę. Przed wyjazdem Alexandra nie wiedziała, że wróci do Francji dopiero w 1946 roku. Pragnęła zgłębiać taoizm i wrócić do ukochanego Tybetu. W tej podróży, podobnie jak we wszystkich innych, towarzyszył jej Jongden. Była już wtedy uznaną pisarką, badaczką Orientu, autorką książki Mistycy i cudotwórcy Tybetu, którą zaczytywano się na europejskich salonach. Znała sanskryt, mandaryński i tybetański. Dzięki jodze utrzymywała ciało w dobrej formie, choć powoli doskwierał jej postępujący reumatyzm.
Alexandra żegnała się na wiele lat z łagodnym klimatem Prowansji i swoją ukochaną willą Samten-Dzong, czyli „Fortecą Medytacji”, którą przebudowała w stylu wschodnim. Opuściła miasteczko Digne-les-Bains we francuskich Alpach, „Himalajach dla liliputów”, jak żartobliwie się o tych górach wyrażała, i wsiadła do pociągu. Przez Berlin dojechała do Warszawy tak zwanym Nord Expressem, który zawiózł ją do granicy w Stołpcach, gdzie przesiadła się w pociąg do Moskwy. Dalej podróżowała Koleją Transsyberyjską. Dotarła do Pekinu, a stamtąd pieszo do Tybetu.
Choć Alexandrze nie brakowało fantazji, na pewno nie mogła sobie wyobrazić, że kilkadziesiąt lat później podróż z Pekinu do Lhasy stanie się możliwa w 40 godzin. I że będzie ją można pokonać bez przesiadek, w wygodnym wagonie sypialnym.
Alexandra David dożyła sędziwego wieku 101 lat. Na swoje ostatnie urodziny zażyczyła sobie nowego paszportu – ważność starego właśnie się skończyła. Być może planowała kolejną podróż, może znowu chciała się znaleźć na Dachu Świata. Był rok 1969, czasy rewolucji kulturalnej Mao. Nawet z odnowionym paszportem nie udałoby jej się legalnie przedostać do Lhasy – znów musiałaby użyć podstępu, wymyślić przebranie. Ale w żadną ziemską podróż już nie wyruszyła.
Gdyby trafiła do Lhasy pod koniec swojego życia, zapewne byłaby wstrząśnięta. Świat, który tak dobrze znała, został niemal całkowicie zniszczony. Czerwona Gwardia Mao zburzyła prawie 6000 buddyjskich świątyń i klasztorów, nomadom nakazano opuścić jurty i osiedlić się w betonowych barakach, ich bydło i co cenniejsze rękodzieło zostały skonfiskowane. Modlitewne flagi zastąpiono tymi czerwonymi, z gwiazdami, które wiszą w częściowo odbudowanym Tybecie do dziś.
Jest końcówka września, w Pekinie trwają przygotowania do hucznych obchodów 70-lecia Chińskiej Republiki Ludowej, a ja wyruszam – już po raz drugi – do kraju, który znajduje się tak blisko nieba, że prawie już go nie ma na Ziemi.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------