Początek końca? Rozmowy o lodzie i zmianie klimatu - ebook
Początek końca? Rozmowy o lodzie i zmianie klimatu - ebook
Potrafią śpiewać nocą. Są nawet na Marsie. Skrywają prastare bakterie i wirusy z czasów, gdy po Ziemi chodziły mamuty. Lodowce – to od nich zależy nie tylko przyszłość Ziemi, ale także nasza codzienność.
JEDYNY TAKI REPORTAŻ O LODZIE I ZMIANIE KLIMATU, który odpowiada na pytania nawet najbardziej zaciekłych geeków klimatycznych.
Dr Jakub Małecki, glacjolog pracujący na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu i autor bloga Glacjoblogia, podczas wspólnej wyprawy za koło podbiegunowe rozmawia z publicystką Julitą Mańczak o swojej pasji. Na Spitsbergen regularnie przyciąga go hipnotyzujące piękno lodowców. Tam bada życie i zdrowie lodowych gigantów.
Opowieści jego i innych kluczowych ekspertów w dziedzinie klimatu obrazują złożoność lodowcowego świata i prawdę na temat przyszłości planety. Piotr Pustelnik zdradza powody, dla których himalaiści już wkrótce mogą zostać na zawsze odcięci od niektórych szczytów. Jakie znaczenie dla ludzi mają lodowce w Karakorum, kosmiczny lód, wulkany na drugim końcu świata? Ten reportaż pozwala zrozumieć świat, w jakim żyjemy.
NASZA PRZYSZŁOŚĆ ZAPISANA JEST W LODZIE
Powyższy opis pochodzi od wydawcy.
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-240-7425-9 |
Rozmiar pliku: | 23 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
ZDAWAŁO SIĘ, ŻE BĘDZIE TRWAĆ WIECZNIE. TAK BYŁO PRZECIEŻ OD TYSIĘCY LAT. KILOMETRY WÓD I LĄDÓW OD ZAWSZE POKRYWAŁ BIAŁY, MAJESTATYCZNY, PRZYPRÓSZONY ŚNIEGIEM PŁASZCZ. POKUSILIŚMY SIĘ NAWET O NIEAKTUALNY JUŻ TERMIN „WIECZNA ZMARZLINA” – TAK PEWNI BYLIŚMY TEJ TRWAŁOŚCI.
LÓD PO PROSTU BYŁ. POWOLI JEDNAK ZACZYNA DO NAS DOCIERAĆ, ŻE NAPRAWDĘ WSZYSTKO PŁYNIE. I TO ZDECYDOWANIE SZYBCIEJ, NIŻ MOŻNA BYŁO SIĘ SPODZIEWAĆ.
O tym, że klimat się ociepla, a lodowce topnieją, słyszeliśmy już niemal wszyscy. I ja słyszałam. Mniej więcej rozumiałam też, na czym polegają te procesy. Nie potrafiłam jednak połączyć wszystkich elementów układanki i miałam świadomość, że sprawny rozmówca z łatwością, za pomocą kilku prostych pytań, może podać w wątpliwość moje przekonania. Dlaczego lód jest ważny? Co nas właściwie obchodzi topnienie lodowców, skoro znajdują się gdzieś daleko na biegunach i przecież jako ludzkość mamy ważniejsze sprawy na głowie? A może to wszystko naturalne procesy i nie ma co panikować?
Ponieważ nie lubię niepewności i przeszkadza mi moja własna niewiedza, postanowiłam znaleźć odpowiedzi na te pytania – w sercu zdarzeń: tam, gdzie zmiany zachodzą najszybciej, gdzie można je zobaczyć, usłyszeć i poczuć. Bez przewodnika byłaby to jednak tylko kolejna miła wycieczka, z której przywiozłabym kilka spektakularnych kadrów i kubek z niedźwiedziem polarnym. Przed tym marnym losem nieświadomego turysty na szczęście uchronił mnie Jakub Małecki, glacjolog badający lodowce, ich zachowania i stan zdrowia.
Razem wybraliśmy się do najszybciej ocieplającego się regionu świata – do Arktyki, na wyspę Spitsbergen w archipelagu Svalbard. W trakcie wyprawy z trzech pytań zrobiło się kilkaset. Kubie nasunęło się kilka własnych, więc do rozmowy zaprosiliśmy gości. Aleksandra Kardaś, fizyczka atmosfery, autorka _Książki o wodzie_, pozwoliła nam zrozumieć naturę tej fascynującej substancji i piękno zawarte w jej mocy przeobrażania się. Piotr Pustelnik, alpinista i himalaista, zdobywca Korony Himalajów i Karakorum, który z lodowcami spotyka się od kilkudziesięciu lat, zdał nam swoją relację z ich przemian. Doktor Julie Brigham-Grette, przewodnicząca Komitetu Badań Polarnych USA, i profesor Jon Ove Hagen – jeden z mistrzów Kuby, a także wybitny ekspert w dziedzinie lodowców na Svalbardzie, dołożyli do naszej opowieści swoje lodowe historie.
Wszystkich nas, którzy mieliśmy szczęście doświadczyć niewyobrażalnego piękna lodowych krain, łączy jedno – ogromna motywacja do ochrony tego znikającego świata. Tą motywacją mamy nadzieję natchnąć i Was.Arktyczny wiatr jest inny niż wszystkie, których dotychczas doświadczyłam. Jakby całą uwagę skupiał na parciu naprzód, a nie na niesieniu zapachów znad lądu. To on powitał nas zaraz po wyjściu z niewielkiego lotniska w Longyearbyen – centrum administracyjnym Svalbardu. Początkowo wszystkie elementy krajobrazu wydawały mi się bardzo podobne, prawie jednolite. Brunatne góry oprószone porannym śniegiem przypominały świąteczne pierniki z cukrem pudrem. Zaciekawił mnie fakt, że wciąż nie jest do końca jasne, kto pierwszy postawił stopę na tym lądzie. Za koło podbiegunowe prawdopodobnie wyprawiali się wikingowie i Pomorcy, czyli rosyjscy osadnicy znad Morza Białego. Pod koniec XVI wieku odbyła się też holenderska ekspedycja Willema Barentsa, która nadała nieznanemu lądowi nazwę Spitsbergen. To oczywiste, że musiał nadejść moment, w którym jakiś zacięty żeglarz zapełnił biały obszar mapy, gdzie przez stulecia widniał napis „Hic sunt dracones”. Jednak zupełnie się nie spodziewałam, że w odróżnieniu od wszystkich kontynentalnych części Arktyki na wyspach Svalbardu nie było żadnej rdzennej ludności. Nikogo. Nie znajdziemy tam świątyń, śladów rytualnych pochówków czy malowideł naskalnych sprzed czterdziestu tysięcy lat. Żadnych ludzkich okruchów sprzed wieków.
Na Svalbardzie nic nie odciąga uwagi od dzikiej przyrody. Przywołując w pamięci inne dalekie podróże, zdałam sobie sprawę, że nieważne, jak odległa była kraina, do której się udawałam – za każdym razem instynktownie szukałam kontaktu z czymś bliskim, a właściwie z kimś bliskim, bo z drugim człowiekiem. Uczyłam się podstaw miejscowego języka, opanowywałam zwroty „dzień dobry”, „dziękuję”, „ile to kosztuje”. Zbierałam strzępki informacji o kuchni, wierzeniach i historii. Robiłam to automatycznie, nowy obszar chłonęłam zawsze przez ludzką perspektywę. Oczywiście spektakularne krajobrazy budziły mój zachwyt, ale nawet w miejscach opuszczonych zawsze szukałam śladów człowieka. Może to powidok jednego z moich dziecięcych marzeń o byciu archeologiem, a może po prostu z przyzwyczajenia na pierwszym miejscu stawiałam nas, ludzi. W Arktyce, na archipelagu Svalbard po raz pierwszy przeżyłam coś zupełnie innego. Zauważyłam życie, które operuje inną skalą czasu niż nasza.
Po dotarciu do bazy wypadowej, na którą wybraliśmy opuszczoną radziecką osadę Pyramiden, cały krajobraz Zatoki Petunia przemierzaliśmy o własnych siłach. To, że podczas wypraw na lodowce każdy kilometr pokonuje się pieszo, sprawia, że z ogólnej panoramy wyłaniają się szczegóły. Lodowej krainy nie da się poznawać w pośpiechu. Zabawne, że gdybyśmy mieli więcej środków na naszą wyprawę i helikopterem transportowali się na kolejne lodowce, zobaczylibyśmy więcej, ale na pewno nie dokładniej. Możliwości poruszania się po arktycznych czy antarktycznych rejonach są dosyć ograniczone i to jest w nich wspaniałe. Czas na biegunach płynie w marszowym tempie.
Wyprawa na Svalbard uświadomiła mi, że to nasza ludzka skala czasu sprawia, że nie zwracamy uwagi na istnienia znacznie krótsze lub daleko dłuższe od naszych własnych. Świat lodu nigdy nie poruszał się w naszym tempie. Jeden oddech lodowca trwa przez nasz cały rok.
A my, ludzie, uporczywie robimy wszystko, żeby cała przyroda dopasowała się do nas. Wytrwale pielęgnujemy myśl o naszej wyjątkowości i przedkładamy nasze interesy ponad potrzeby innych istnień. Jak w soczewce widać to na przykładzie naszej wyprawowej bazy Pyramiden, która niegdyś była najdalej wysuniętą na północ kopalnią węgla. Od początku jego wydobycie było nieopłacalne, ale jakie to miało znaczenie w porównaniu z wizją idealnego miasteczka, symbolizującego nieograniczone możliwości i potęgę Związku Radzieckiego. Niegdyś zamieszkiwało je około tysiąca osób, a dziś, poza budynkiem hotelu Tulipan, w którym nocowaliśmy, to właściwie osada widmo. Opuszczone bloki na palach przypominają scenografię postapokaliptycznego serialu. Poprzewracane wagoniki, drewniane płotki i torowiska, odrapane różowo--niebieskie budynki z oddali wyglądają jak zabawki, które rozrzuciło dziecko, a potem nagle przerwało zabawę. Z tego eksperymentalnego przemysłowego placu zabaw w 1998 roku wyjechali ostatni stali mieszkańcy – całe szczęście, że mieli dokąd.
_Vulnerable and Unique_ (Wrażliwy i wyjątkowy) – tym tytułem redakcja magazynu wydawanego najbardziej na północ Ziemi wita każdego odwiedzającego archipelag Svalbard. Już z pierwszych zdań pisma „Top of the World” dowiedziałam się, że to jeden z najlepiej zachowanych dzikich obszarów planety. Dlatego obowiązują w nim ścisłe zasady mające na celu ochronę naturalnie zachodzących procesów i bioróżnorodności. Autorka Hilde Rosvik, życząc gościom wspaniałego pobytu, dodaje: „Mamy nadzieję, że odwiedzający Svalbard posługują się zdroworozsądkowymi zasadami i nie pozostawią trwałych śladów w tym niezwykle wrażliwym arktycznym rejonie”. Piękna jest ta myśl, że wystarczy zdrowy rozsądek, abyśmy, jako część natury, funkcjonowali w harmonii z pozostałymi członkami ziemskiej społeczności. Mnie wydaje się jednak, że potrzeba nam nowej wrażliwości, wyobraźni wyczulonej na złożoność świata i świadomości, że my, ludzie, i pozaludzka natura zależymy od siebie nawzajem.
Moja zmiana optyki dokonała się podczas wielogodzinnych marszów. Surowy i onieśmielający ogromem arktyczny krajobraz początkowo zdawał się obcy i zimny. Ale z biegiem czasu, po tym jak Kuba uroczyście przedstawił nam każdego ze swoich lodowych przyjaciół, kiedy poznaliśmy ich imiona, historie ich życia, po kilometrach wspinaczki na ich grzbietach, poczułam, że stają się mi bliskie. Robin Wall Kimmerer w książce _Pieśń ziemi_ wspomina, że „kiedy zwracamy się do miejsca po imieniu, przekształca się ono z obcego terytorium w dom”¹.
Dzięki Kubie, mojemu przewodnikowi i tłumaczowi, który rozumie tę krainę i język jej mieszkańców, zaczęłam widzieć inaczej. Jestem wdzięczna za to, że podczas naszych rozmów i wielogodzinnych wypraw na lodowce Kuba udoskonalił mój zmysł wzroku i uwrażliwił go na wszechobecne stopklatki z upływającego życia lodowców. Ta książka jest zapisem naszych rozmów, w trakcie których próbuję zrozumieć język pozaludzkiej natury. Jest też opowieścią glacjologa o jego osobistej relacji z lodem, dzięki któremu żyjemy na tak gościnnej planecie.
1 Robin Wall Kimmerer, _Pieśń ziemi_, przeł. Monika Bukowska, Znak Literanova, Kraków 2020, s. 50.Julita: Długo zastanawiałam się, od jakiego pytania rozpocząć naszą pierwszą rozmowę. Mamy za sobą wyprawę na Svalbard, godziny dyskusji o postępującej zmianie klimatu. Do tego każdy mijający miesiąc przynosi nowe, bezprecedensowe zdarzenia, takie jak pożary w Amazonii czy Australii, zresztą nie trzeba daleko szukać – w Biebrzańskim Parku Narodowym w kwietniu 2020 roku. Czas ewidentnie nie działa na naszą korzyść. Zapytam więc wprost. Czy to już początek końca?
Jakub: Na pewno jest to początek końca świata takiego, jaki do tej pory znaliśmy. Cały system przyrodniczy ulega silnym zmianom i nie ma co do tego najmniejszych wątpliwości. Przejawów tych przemian jest wiele, a jednym z łatwiejszych do zaobserwowania dla każdego, nawet zupełnego laika, jest topnienie lodowców².Myślę, że dokładniejsza odpowiedź na twoje pytanie będzie wypadkową wszystkich tematów, które poruszymy, przyglądając się temu, jak funkcjonuje ekosystem naszej planety i co wpływa na jego zmiany.
Zanim zagłębimy się w szczegóły, chciałabym ustalić jeszcze kilka podstawowych faktów, żebyśmy razem z czytelnikami mogli odetchnąć (albo wręcz przeciwnie) i poczuć pewny grunt pod nogami. Czy z całą pewnością możemy stwierdzić, że obecnie klimat się ociepla? Jeśli tak, to czy na pewno głównym sprawcą jest człowiek?
To, że ocieplenie klimatu postępuje, i to szybko, nie podlega już od dawna naukowej dyskusji, ale postawy zaprzeczające zmianie klimatycznej nadal są dosyć powszechne w wielu kręgach. Sceptycy często powtarzają, że przecież klimat cyklicznie się ociepla i ochładza, bez ingerencji człowieka. To prawda, że klimat sam z siebie ulega zmianom, ale obecną zmianę od poprzednich już na pierwszy rzut oka różni jej bezprecedensowe tempo. W czasie ostatniego stulecia globalny klimat ocieplił się mniej więcej o jeden stopień Celsjusza. W skali geologicznej to ekspres. Do tej pory taka zmiana raczej się nie zdarzała, przynajmniej w ciągu ostatnich wielu tysięcy lat. Co więcej, możemy obliczyć, jaka ich część powodowana jest działaniami człowieka, a jaka zachodzi za sprawą natury. Wynik nie jest dla nas korzystny – gdyby człowieka nie było na Ziemi, naturalny cykl sprawiałby, że teraz klimat raczej by się ochładzał. Zatem wkład człowieka w obecne ocieplenie jest bliski stu procentom lub nawet je przekracza.
Skoro wiemy, że powinniśmy się chłodzić, a nie ogrzewać, musi istnieć jakiś poziom zero, punkt odniesienia. Jak został wyznaczony?
W literaturze naukowej przyjmujemy różne okresy bazowe, w zależności od celu analizy. Dla naszych potrzeb punktem odniesienia niech będzie okres przedprzemysłowy, to jest druga połowa XIX wieku, zanim jeszcze emisje dwutlenku węgla do atmosfery stały się tak poważne. Pomiary temperatury od stu lat w zasadzie nie uległy większym zmianom. Stosujemy podobne metody – klasyczne rtęciowe termometry ubrane w klatkę meteorologiczną, przewiewne pudło dające termometrom cień. Teraz mamy oczywiście satelity i inne bajery elektroniczne, które zrewolucjonizowały naszą wiedzę o klimacie. Stacje klimatologiczne nie zrezygnowały jednak z klasycznych termometrów, aby zachować porównywalność pomiarów. Na podstawie tych standaryzowanych danych możemy rekonstruować średnią globalną temperaturę już od połowy XIX wieku, bazując na istniejącej wówczas sieci pomiarowej. Dzięki temu widzimy, jak bardzo dzisiejszy klimat odstaje od dawnej, nieaktualnej już normy.
Mamy coraz łatwiejszy dostęp do naukowych analiz i artykułów, ale wrażenie szumu informacyjnego wokół zmiany klimatu nie maleje. Spróbujmy więc jak najprościej ująć przyczyny tego procesu. Proszę o ABC.
A, B… CO₂. Głównym winowajcą jest po prostu dwutlenek węgla dostający się do atmosfery. Jest on na tyle powszechnym i agresywnym związkiem, że zaburza delikatną równowagę klimatyczną i zatrzymuje w powietrzu coraz więcej tego ciepła, które powinno uciec z nagrzanej Ziemi w kosmos. Lecz nie jest to jedyny gaz cieplarniany. Najważniejszym z nich jest para wodna, ale na jej obecności w powietrzu akurat nam zależy, jeżeli chcemy, aby nasze pola i rzeki zasilał deszcz. Nie martwi nas też jej nadmiar w atmosferze, bo jej krótki cykl życiowy sprawia, że szybko się skrapla, w odróżnieniu od dwutlenku węgla, który zostaje w powietrzu na długie lata. Niestety działalność pośrednia i bezpośrednia człowieka emituje też pewne ilości innych silnych gazów cieplarnianych, takich jak podtlenek azotu czy metan – choć one mogą stać się poważnym problemem dopiero za jakiś czas.
Na razie przejmujemy się przede wszystkim dwutlenkiem węgla, który pozostaje w atmosferze przez setki lub tysiące lat. Dlatego też wiele z tego, co dotychczas wyemitowaliśmy, będzie towarzyszyć następnym generacjom. Co więcej, nawet gdybyśmy teraz ucięli wszystkie emisje CO₂, klimat będzie się ocieplał jeszcze przez długi czas. Mamy krótkie okienko, żeby ograniczyć najgorsze skutki zmian, które nam grożą, a których część będzie związana z topniejącym lodem.
Właściwie zawarłeś w pigułce istotę problemu. Dlaczego mając taką, nawet podstawową wiedzę, rządzący nie reagują? Jak to się dzieje, że wciąż tak niewiele się dzieje?
Brakuje myślenia długofalowego. Nie odkryję Ameryki, mówiąc, że wszystko wydarza się w cyklu wyborczym. Dlatego poszerzanie świadomości i edukowanie opinii publicznej, która może wywierać nacisk na rządzących, na pewno jest istotne. Jeśli czegoś nie znamy, to tego nie pokochamy. Jeśli nie pokochamy, to nie ochronimy. Sięgając głębiej, myślę, że pomożemy sobie najbardziej, edukując najmłodsze pokolenia, rozwijając ich umiejętność współpracy i zarażając dzieci pasją do nauki, która jest tworzeniem wiedzy. Poznanie praw rządzących przyrodą ożywioną i nieożywioną, prowadzenie własnych badań – to wszystko może pobudzić nowy początek. Być może okaże się, że nie czeka nas ogólnoświatowa katastrofa, tylko po prostu zmiana.
2 Wyjaśnienia pojęć oznaczonych kolorem znajdują się w Kompendium na końcu książki.Julita Mańczak
JULITA: JESZCZE STO LAT TEMU PÓŁNOCNE I POŁUDNIOWE KRAŃCE ZIEMI POZOSTAWAŁY BIAŁYMI PLAMAMI NA MAPIE. LEGENDARNYM NORWESKIM BADACZEM POLARNYM FRIDTJOFEM NANSENEM KIEROWAŁY CIEKAWOŚĆ I POTRZEBA POZNANIA LODOWEGO ŚWIATA – NIE SAM WYCZYN CZY CHĘĆ POBICIA REKORDU. DZIŚ POLARNE OBSZARY PRZYCIĄGAJĄ UWAGĘ NIE TYLKO BADACZY, ALE I MEDIÓW, RZĄDÓW PAŃSTW, A NAWET CORAZ WIĘKSZYCH GRUP TURYSTÓW. CO GNA NAS W TE LODOWE KRAINY? DLACZEGO NAGLE Arktyka I Antarktyka OBCHODZĄ TAK WIELE OSÓB?
Jakub: Od czasów heroicznych wypraw polarnych na przełomie XIX i XX wieku upadały mocarstwa, przetoczyły się dwie wojny światowe, zmieniły się styl i poziom naszego życia, technologia, gospodarka, geopolityka. Zdawać by się mogło, że jałowe pustkowia Arktyki, regionu wokół bieguna północnego, i Antarktyka na dalekim południu pozostają na to wszystko obojętne, ale to nieprawda. Wręcz przeciwnie – rozwój światowej gospodarki i pogoń ekonomii za PKB sieją tu wielkie spustoszenie.
Jakub Małecki
Arktyka (po lewej) to ocean otoczony kontynentami, a Antarktyka (po prawej) to kontynent otoczony oceanem. W obu tych strefach polarnych występują lód na lądach (lądolody na Grenlandii i kontynencie
Jakub Małecki
Antarktydy oraz mniejsze od nich czapy lodowe i lodowce na polarnych wyspach) oraz lód morski (mniej lub bardziej skoncentrowana pokrywa pływająca).
Najważniejsza zmiana, która zaszła od czasu Nansena, dotknęła całą planetę i wszystkich jej mieszkańców. Nasz nieposkromiony apetyt na wygodę zmienił rzecz fundamentalną: powietrze, jego skład chemiczny i cechy fizyczne. Dostosowuje się do niego cała przyroda, woda, ziemia i wszystko, co pod nimi i na nich zamieszkuje. Zaczęła się rewolucja, stare porządki się skończyły, a tak jak w przypadku niemal każdej rewolucji – jej ceną są ofiary. W Arktyce i Antarktyce w sposób najbardziej wyrazisty zmienia się oczywiście lód, który z pewnością będzie przegranym ocieplenia klimatu. Czego możemy się spodziewać: pogromu czy jedynie dotkliwej porażki? To pytanie wciąż pozostaje otwarte.
Jakub Małecki
Efekt albedo – odbijanie energii słonecznej. Obecność lodu morskiego jest ważnym regulatorem klimatu, ponieważ wyeksponowana woda pochłania bardzo dużo energii słonecznej, nagrzewając i siebie, i atmosferę.
Na krainy polarne każdy z nas patrzy przez pryzmat własnych zainteresowań. Dla wielu ludzi są one obojętnymi, nieciekawymi pustyniami, ale w miarę postępującego odwrotu lodu rośnie liczba osób, które dostrzegają wartość Arktyki i Antarktyki. Dla tych ludzi są one wyzwaniem, przygodą i ostatnimi ostojami dzikiej przyrody, których chcą doświadczać i które chcą dokumentować, dopóki są. W oczach osób rozumiejących wielką rolę biegunów w systemie klimatycznym i ekologicznym stają się one ogromnym kasynem, w którym toczy się gra o stabilność planety. W tym kasynie są też stoły, gdzie gra się o wpływy i pieniądze czerpane z nietkniętych jeszcze surowców takich jak ropa czy gaz ziemny. Te wszystkie podejścia coraz częściej ścierają się pod biegunami na wszystkich możliwych szczeblach.
MIELIŚMY OKAZJĘ Z BLISKA ZOBACZYĆ, JAK DZIAŁA TO KASYNO. JA PO RAZ PIERWSZY, I MUSZĘ PRZYZNAĆ, ŻE WIZYTA ZA KOŁEM PODBIEGUNOWYM CAŁKOWICIE MNIE ZASKOCZYŁA. POŁACIE LODU, ZASPY śniegu, BIAŁE PUSTKOWIE I HULAJĄCY WICHER – TAKIE BYŁY MOJE WYOBRAŻENIA O ARKTYCE. SPITSBERGEN WYWRÓCIŁ JEDNAK DO GÓRY NOGAMI TE FILMOWE WIZJE RODEM Z _Interstellar_.
_Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej_