Początki - ebook
Początki - ebook
Szósty zbiór opowiadań ze świata Honor Harrington od mistrza militarnej fantastyki!
Szósty zbiór opowiadań ze świata Honor Harrington, najpopularniejszej serii militarnej fantastyki, których autorami są m.in. David Weber i Timothy Zahn. Opisane historie ukazują wydarzenia z początkowej epoki istnienia Królestwa Manticore lub wcześniejsze losy znanych już bohaterów. Marynarkę Wojenną Graysona obserwujemy z puntu widzenia pierwszej kobiety służącej w zdominowanym przez mężczyzn środowisku. Młodą Honor Harrington w chwili, gdy jej życie odmienia nagle związek z Nimitzem. Dowiadujemy się, jak doszło do emigracji z Ziemi grupy, która stworzyła później Królestwo Manticore, poznajemy też głównego bohatera przygotowywanej trylogii o wczesnych latach Królestwa (współautorstwa Timothy'ego Zahna, m.in. autora doskonałych powieści ze świata Gwiezdnych wojen).
Kategoria: | Science Fiction |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7818-378-5 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Naprawdę nie przeszkadza mi, że wychodzisz, jak długo i twoja matka nie ma nic przeciwko temu, a ty spakujesz lunch i będziesz pamiętać, żeby nie spóźnić się na obiad.
– Oczywiście, że mówiłam mamie. Rozmawiałam z nią po śniadaniu, zanim wyszła do pracy. Powiedziała, że jej zdaniem to dobry pomysł. Inaczej bym ciebie nie pytała.
– Tak? – Jej ojciec przekrzywił głowę i spojrzał na nią sceptycznie dopiero chwilę później. Opóźnienie nie było typowe dla transmisji na większą odległość. Za nim widać było na ekranie ścianę jego gabinetu na pokładzie stacji kosmicznej _Hephaestus_. – Pamiętam chyba kilka sytuacji, gdy ten drobiazg uszedł twej uwagi.
Spróbowała przybrać pozę skrzywdzonej niewinności, czyściutkiej niczym świeżo spadły śnieg. Wpatrywał się w nią jeszcze przez chwilę, po czym parsknął śmiechem.
– Dobrze, Honor. Idź i baw się dobrze. Ale uważaj!
– Tak, sir – odparła posłusznie i poczekała, aż ojciec zniknie z ekranu. – Ecie pecie – mruknęła, wywracając oczami. – Nie jestem już dzieckiem, tato.
Szczęśliwie połączenie rzeczywiście zakończyło się chwilę wcześniej. A co ważniejsze, przynajmniej z perspektywy Honor, ojciec nie spytał jej wprost, czy matka wyraziła zgodę. Szczerze wyznała, że rozmawiała z nią na ten temat przy śniadaniu i że nie usłyszała sprzeciwu. A reakcja matki była rzeczywiście całkiem pozytywna. Jedyne, co nie całkiem się zgadzało, to że Honor nie wspomniała, iż zamierza wybrać się tam już dzisiaj. Ale w zasadzie to przecież niczego nie zmieniało, prawda? I to nie wina Honor, że mama była aż do lunchu zajęta przy pacjentach i zgodnie z surowo przestrzeganą zasadą nie można było jej w tym czasie przeszkadzać, o ile nie chodziło o coś alarmująco ważnego. A skoro to na pewno nie była „alarmująco ważna” sprawa, byłoby wręcz niepoważne, gdyby Honor próbowała zawracać jej teraz głowę podobnym szczegółem.
Wiedziała wprawdzie, że gdyby ktoś zaczął drobiazgowo analizować jej postępowanie, mógłby dojść do wniosku, że rozmyślnie wprowadziła oboje rodziców w błąd, ale z drugiej strony nikogo nie okłamała, przy odrobinie szczęścia zaś tata zapomni spytać mamę, jak dokładnie było z tą zgodą, i sprawa nie będzie miała dalszego ciągu.
Tak, jasne, pomyślała. A kiedy ostatni raz szczęście ci dopisało? – spytała sama siebie sardonicznie. Przy jej pechu istniały spore szanse, że zostanie potem uziemiona co najmniej na tydzień, ale to i tak nie byłaby zbyt wysoka cena. Jeśli w niczym się nie pomyliła, zagony purpurowych górskich tulipanów ponad tamą powinny kwitnąć już od kilku dni.
Honor nie wspomniała o nich rodzicom, ponieważ tak się składało, że mama uwielbiała górskie tulipany ponad wszystkie inne kwiaty Sphinksa, jutro zaś wypadały jej urodziny. Honor ułożyła cały plan, w którym wszystko zaczynało się od tortu czekoladowego (czyli w ulubionym przez jej mamę smaku), dążąc potem do punktu kulminacyjnego z udziałem oryginalnego wydania zebranych utworów poety Dzau Syung-Kai z szesnastego wieku po Diasporze. Wujek Jacques trafił na tę książkę na Beowulfie. Udekorowany bogato górskimi tulipanami stół w jadalni miał dopełnić efektu.
Skoro urodzinowy plan miał pozostać tajemnicą, Honor nie mogła powiedzieć za wiele o przygotowaniach do jego realizacji. Była głęboko przekonana, iż gdyby to zrobiła, matka nie pozwoliłaby jej udać się tak daleko na łono przyrody bez dorosłej „osoby towarzyszącej”. Rodzice nie próbowali chorobliwie chronić córki przed całym złem tego świata i rzadko mieli coś przeciwko jej włóczęgom po lasach, o ile tylko nie oddalała się za bardzo od domu. Ojciec nalegał, by zawsze brała ze sobą pistolet, chociaż wychowana na wysoce cywilizowanym Beowulfie matka nie od razu przywykła do pomysłu, by dawać jedenastoletniej dziewczynce broń do ręki, mimo że Honor była starannie ćwiczona w strzelaniu już od dziesiątego roku życia. Inna sprawa, że oboje mieli własne pojęcie na temat tego, co znaczyło „daleko od domu”.
Głównie dlatego tak bardzo lawirowała w rozmowie z ojcem. Honor nigdy nie okłamywała rodziców, a gdy czasem próbowała, ojciec błyskawicznie się na tym poznawał, całkiem jakby umiał wejrzeć w jej głowę. Niemniej… filtrowanie prawdy nie było przecież kłamstwem. W interesującym Honor obszarze były dwie tamy, obie ze sporymi populacjami bobrów Sphinksa, ona zaś nie zadeklarowała przed komandorem Harringtonem, do której z nich zamierza się wybrać. Spodziewała się, że oboje rodzice odruchowo skojarzą jej słowa z tamą na strumieniu Sand Bottom, gdzie przez ostatnie trzy miesiące prowadziła szkolne obserwacje przyrody. Przeciwko takiej wycieczce żadne by nie zaprotestowało, w odróżnieniu od wyprawy do strumienia Rock Aspen. Ta druga tama znajdowała się prawie pięć kilometrów dalej, Służba Leśna Sphinksa donosiła zaś ostatnio, że tej jesieni niedźwiedzie górskie zaczęły wcześniej schodzić w doliny.
Honor rozumiała, że jej rodzice mogli być przeciwni akcji dokarmiania niedźwiedzi górskich, jeśli mieliby w tym celu poświęcić jedyną córkę. Z drugiej strony, nie zamierzała pchać się żadnemu niedźwiedziowi w paszczę. Wyrosła w tych lasach, łowiąc ryby i polując wraz z ojcem na terenie rodzinnej posiadłości oraz oglądając ją z góry podczas szybowania na lotni. Owszem, nie znała każdego zakątka kwadratowego obszaru, którego każdy bok miał dwadzieścia pięć kilometrów, ale tak czy inaczej miała okazję przyjrzeć się większości spośród ponad sześćdziesięciu dwóch tysięcy hektarów, którymi dysponowała jej rodzina. Strumień Rock Aspen był jej zaś szczególnie dobrze znany, jako że tam właśnie ojciec najchętniej wybierał się na ryby. Wiedziała też, jak pilnować się przed szczególnie groźnymi przedstawicielami tutejszej fauny. Ostatecznie tradycja rodzinna zobowiązywała, ona zaś była prapraprawnuczką babci Stephanie. Pechowo się składało, że nie mogła dotrzeć do Aspen Rock na lotni, a to za sprawą drzew, które rosły tam nadzwyczaj gęsto (nie wspominając już o tych tulipanach, które zamierzała zebrać), ale jej osobisty moduł antygrawitacyjny powinien w razie potrzeby unieść ją w górę w try miga, jak powiadał czasem wujek Jacques.
A gdyby plan A nie zadziałał, miała jeszcze plan B, i w związku z nim właśnie wydobyła z szafki na broń swojego Simpsona & Wonga. Nie przypuszczała, żeby naprawdę okazał się potrzebny, ale w obliczu gniewu rodzicielskiego, który ostatecznie i tak miał na nią spaść, chciała mieć w ręku argument, że zadbała o swoje bezpieczeństwo. Gdyby cokolwiek chciało ją zjeść, musiałoby najpierw przełknąć porcję klasycznych dziesięciomilimetrowych pocisków. Matka nie była zachwycona jej brataniem się z bronią, ale ojciec powinien trochę złagodnieć, widząc jej przezorność. Sam wolał posługiwać się pulserem, ale to on nauczył córkę strzelać i znał jej możliwości. Podczas zawodów pucharowych ligi młodzieżowej Twin Forks uzyskała już tytuł starszego eksperta i dwa lata z rzędu zdobywała Puchar Sheltona, uzyskując komplet 600 punktów. Wystrzelony z S&W pocisk o masie 19,5 grama poruszał się z prędkością 840 metrów na sekundę i był w stanie przekazać prawie 7 tysięcy dżuli energii każdej nieprzyjaznej bestii. Owszem, przy dystansie wzrastającym do pięciuset metrów były to już tylko 3 tysiące dżuli, ale na taką odległość nie strzelało się przecież w samoobronie. Poza tym S&W był jej ulubioną bronią, i to nie tylko dlatego, że dwa lata temu dostała go od wujka Jacques’a na urodziny.
Wówczas broń była niemal równa długością jej wzrostowi, ale był to też czas, gdy Honor, na dobre czy na złe, wystrzeliła mocno w górę. Teraz zbliżała się do trzynastu lat standardowych i mierzyła niemal metr siedemdziesiąt. Była więc o trzydzieści centymetrów niższa od ojca, ale górowała nad matką. Oczywiście do poradzenia sobie z odrzutem S&W taki wzrost wystarczał w zupełności.
Honor powtarzała sobie, że wszystko jest w porządku, i starała się nie myśleć za wiele o tym, jak bardzo przerosła rówieśników. Nikt nie był pewny, skąd takie geny wzięły się w rodzinie, chociaż większość skłonna była wskazywać na pradziadka Karla. Honor uważała, że robili to na wyrost. Owszem, pradziadek był wysoki, prawie tak wysoki jak jej ojciec, ale poprzednie pokolenia osiągały wzrost tylko trochę powyżej średniego. Skąd zatem pradziadek Karl wziął ten komplet genów? Poza tym należało pamiętać jeszcze o wpływie genów matki, a cała rodzina na Beowulfie była raczej niska.
Skądkolwiek jednak się to wzięło i jakkolwiek mogło cieszyć męskich przedstawicieli rodu, dla trzynastolatki atrakcyjne nijak nie było. Po pierwsze dlatego, że ostatecznie mogła oczekiwać wzrostu rzędu metra dziewięćdziesięciu, a po drugie, ponieważ miała bardzo inteligentną, ale też uroczą, piękną, zgrabną i drobną matkę. Często się zastanawiała, czy doktor Harrington naprawdę nie mogła przekazać córce trochę ze swej urody? Albo przynajmniej dorzucić czegoś na ograniczenie tego typowego dla rodziny ojca wzrostu?
Dała sobie spokój z tymi myślami i wysłała wiadomość tekstową „Mamo, wychodzę!”, i sięgnęła po kurtkę. Potem zarzuciła S&W na ramię, sprawdziła pas z nożem i modułem antygrawitacyjnym, wzięła znoszony plecak na drugie ramię i zdjęła z wieszaka swój ulubiony kapelusz. Tak wyposażona skierowała się ku drzwiom.
_Na ile naraziłeś się dzisiaj Pieśniarce?_ – spytał przyjaźnie Ostry Nos, obracając się na gałęzi i wystawiając brzuch do słońca.
_Dlaczego zakładasz, że musiałem się jej narazić?_ – spytał Śmiejący się Jasno, spoglądając na młodszego brata z gałęzi powyżej.
_Ponieważ oboje obudziliście się w tym samym czasie_ – odparł Ostry Nos. – _A jeśli nie zrobiłeś jeszcze niczego, co by ją zirytowało, to bez wątpienia niebawem uda ci się tego dokonać._
Śmiejący się Jasno strzelił ogonem, ale równocześnie bleeknął ze śmiechu. Najmłodsza śpiewająca wspomnienia Klanu Jasnej Wody była córką siostry jego matki i uznawała za swój obowiązek temperować poczucie humoru Śmiejącego się Jasno.
I co rusz próbowała to robić.
_Źle mnie oceniasz_ – powiedział po chwili Śmiejący się Jasno. – _Nie zrobiłem niczego, co mogłoby się jej nie podobać, od czasu, gdy udowodniłem Krzywemu Ogonowi, że jego zapasy złotoliścia nie były wcale tak dobrze schowane, jak mu się wydawało._
_Od tak dawna?_ – zdziwił się Ostry Nos. – _To przecież niemal pełna dłoń dni!_
_No tak_ – stwierdził skromnie Śmiejący się Jasno.
_I Krzywy Ogon podziękował ci za przysługę?_
_Jeszcze nie. Ale zrobi to, jak sądzę, gdy tylko sprawdzi wszystkie swoje kryjówki._
Ostry Nos pokręcił głową w geście, który Lud przejął dawno temu od dwunogów, z którymi przyszło mu dzielić ten świat. Śmiejący się Jasno był o prawie dłoń sezonów starszy od niego. Ostry Nos kochał brata, ale nijak nie pojmował, dlaczego reszta klanu też jest tak pobłażliwa dla dowcipnisia. Krzywy Ogon, który już niebawem miał zostać jednym ze starszych klanu, nie słynął z poczucia humoru. Jednak chociaż wszyscy chyba wiedzieli, kto dobierał się do jego zasobów złotoliścia, nikt nie próbował z tego powodu natrzeć uszu Śmiejącemu się Jasno. Bez wątpienia miało to wiele wspólnego z powszechną świadomością, że gdy rzecz się wyda, żartowniś odda wszystko co do ziarnka, Krzywy Ogon zaś będzie mógł się chwalić, że odkrył wszystkie schowki młodziaka. To, jakim sposobem Śmiejący się Jasno zdołał wynieść cały zapas złotoliścia i nie zostać przyłapany, pozostawało już jego tajemnicą, jedną z tych, z których był znany. Nie miał jednak oporów, by zostawić trochę śladów mających ułatwić Krzywemu Ogonowi rozwiązanie zagadki.
_Nie wiem, jakim cudem przetrwałeś tak długo, bracie_ – powiedział Ostry Nos.
_W każdym klanie potrzebny jest ktoś taki jak ja_ – odparł z rozbawieniem Śmiejący się Jasno. – _Pilnujemy, żeby reszta nie popadła za bardzo w rutynę codzienności._
_Bo drżymy ze strachu, co nas spotka w następnej kolejności._
_Właśnie to powiedziałem!_
_Raczej pomyślałeś._
Śmiejący się Jasno znowu prychnął z rozbawieniem, po czym zeskoczył na gałąź obok brata i też się na niej wyciągnął.
_Tyjesz i lenistwo cię dopada, braciszku. Może powinieneś wybrać się dziś ze mną. Trochę ćwiczeń dobrze ci zrobi, a może dzień w moim towarzystwie przyda ci poczucia humoru._
_A dokąd się wybierasz?_ – spytał podejrzliwie Ostry Nos. Jego brat był jednym z najlepszych zwiadowców Klanu Jasnej Wody, co było zresztą kolejnym powodem, dla którego tolerowano jego dziwne poczucie humoru, to zaś, co dla niego było spacerkiem przez gaje drzew sieciowych, dla kogoś mniej wprawnego mogło być ciężką przeprawą.
_Niezbyt daleko_ – rzucił Śmiejący się Jasno. – _Tylko do Grzmiącej Mgły. Znawca Kory i Wiatr Pamięci poprosili mnie o sprawdzenie, czy strumień jest bogaty w pływające stworzenia i czy nasiona zielonoigłowców oraz szarych drzew wystarczająco już wyschły przy tej pogodzie. Z czyjąś pomocą uwinę się z tym szybciej_ – dodał poważniejszym tonem.
Ostry Nos poruszył wibrysami, słysząc, że Grzmiąca Mgła płynie niedaleko od ich gniazda, ale zadanie otrzymane przez Śmiejącego się Jasno bez wątpienia należało do istotnych. Zbliżała się pora zmiany liści i niebawem wiatr od gór miał przynieść pierwszy śnieg. Nasiona drzew były ważnym i do tego smacznym dodatkiem do pożywienia Ludu w czasie, gdy ziemia była skuta lodem. Ostry Nos musiał przyznać, że zaproszenie stanowi dlań wyróżnienie. Wprawdzie cieszył się sławą świetnego myśliwego, nie otrzymywał jednak zadań tropicielskich. Wiedział, że to po części z racji młodego wieku; ostatecznie był o połowę młodszy niż Śmiejący się Jasno. Perspektywa spędzenia dnia z bratem była atrakcyjna. Wprawdzie chodziło o zadanie raczej rutynowe, nawet jeśli bardzo ważne, ale Ostry Nos i tak mógł się sporo nauczyć przy takim przewodniku. A poza tym mimo różnicy wieku zawsze byli sobie bliscy.
_Bez wątpienia będziesz musiał mnie pilnować, żebym się nie zgubił_ – powiedział po chwili, po czym westchnął i zerwał się na równe łapy. – _Pójdę. I oka z ciebie nie spuszczę._
Komentarze, które słyszała czasem od matki, sugerowały, że dla kogoś urodzonego poza Sphinksem takie poranki były zdecydowanie zimne. Jej ten dzień wydawał się co najwyżej chłodny i dlatego szła z rozpiętą kurtką, ciesząc się ostrym powietrzem. Dzięki suchej pogodzie opadłe liście trzeszczały jej pod stopami głośniej niż zwykle, gdy mijała sośniaki i czerwone świerki. W sumie nie było jednak aż tak źle. Co cztery do pięciu lat, czyli co dwadzieścia do dwudziestu pięciu lat standardowych, trafiał się na Sphinksie rok na tyle suchy, że lasy płonęły od byle iskry. Honor nie miała okazji tego widzieć, ale ojciec owszem, i zawsze przestrzegał ją przed używaniem otwartego ognia, zwłaszcza w końcówce lata. Obecne prognozy przewidywały jednak większe niż zwykle opady śniegu, co powinno pomóc w przyszłym roku. Dla Honor niewiele to znaczyło z braku większego porównania. Z dwóch zim, które przyszło jej przeżyć, pierwszej w ogóle nie pamiętała, bo urodziła się w jej połowie. Ta miała być dopiero trzecia.
I pewnie ostatnia spędzona w domu, pomyślała i zwolniła trochę kroku, by rozejrzeć się wkoło i odetchnąć chłodnym powietrzem pachnącym tym wszystkim, co znała od urodzenia. Wiedziała, że będzie jej tego brakowało, ale realizacja marzeń miała swoją cenę, ona zaś miała marzenia już wtedy, gdy jako mała dziewczynka siadywała ojcu na kolanach.
Nie wiedziała, skąd właściwie się wzięły. Może był to wpływ ojca, chociaż nie kusiło jej nigdy, by wzorem rodziców wybrać karierę medyczną. Poza tym on był dopiero trzecim, a jedynym w kilku ostatnich pokoleniach przedstawicielem rodziny służącym w Royal Manticoran Navy. Na dodatek wcześniej był w marines i dopiero potem został przeniesiony do marynarki wojennej. Raz, gdy była młodsza, spytała go, jak do tego doszło, ale nie odpowiedział. To było niezwykłe, ponieważ rodzice zawsze odpowiadali na jej pytania. Honor pomyślała, że musi chodzić o coś trudnego, z czym wolał poczekać, aż córka będzie starsza. Albo może nawet w ogóle to przemilczy. Ojcom to się zdarzało, zwłaszcza wobec córek. W sumie było to nielogiczne, bo to on przecież nauczył ją, jak oprawiać zwierzynę. Miała wtedy dziesięć lat i od dwóch wiedziała już, jak patroszyć ryby. Zaczynała jednak rozumieć, że istnieje wielka różnica między zabiciem gęsi Baxtera czy jelenia a zabiciem człowieka.
Dwa lata temu znalazła medale ojca i wtedy dowiedziała się, że Osterman Cross był drugim najwyższym odznaczeniem przyznawanym w Gwiezdnym Królestwie i że można było otrzymać go wyłącznie za wyjątkowo bohaterskie dokonania na polu walki. Szybko odkryła także, że było to odznaczenie tajne, w każdym razie nigdzie w oficjalnych zapiskach nie było ani słowa o tym, w jaki sposób czy gdzie dowódca plutonu Alfred Harrington z Royal Manticoran Marine Corps zasłużył sobie na tak wysokie odznaczenie. A do tego otrzymał jeszcze trzy paski informujące o ranach odniesionych podczas walki. Na pewno nie odniósł tych ran jako lekarz RMN i jeśli wolał poczekać z rozmową na ten temat, aż jego córka trochę podrośnie, z pewnością miał do tego prawo. Honor miała nadzieję, że któregoś dnia usłyszy całą historię, choćby dlatego, by móc lepiej zrozumieć wymogi służby, którą dla siebie zaplanowała. I nie miała nic przeciwko ćwiczeniu cierpliwości w tej kwestii.
Matka nie wydawała się zachwycona planami córki, ale nigdy nie próbowała jej od nich odwodzić. Kariera wojskowa nie lokowała się zbyt wysoko wśród wyborów uznawanych za atrakcyjne wśród przedstawicieli klasy wyższej Beowulfa, ale w odróżnieniu od wielu innych światów służby mundurowe cieszyły się tam sporym poważaniem. Wujek Jacques służył kiedyś w Korpusie Zwiadu Biologicznego, który mimo niewinnej nazwy był tak naprawdę jedną z najlepszych w Lidze Solarnej formacją sił specjalnych. A matka Honor zawsze wspierała wybory brata i męża.
W przypadku Honor była po prostu speszona tym, jak wcześnie i z jakim zdecydowaniem jej córka podjęła decyzję. Oraz tym, jak dokładnie już rzecz zaplanowała. Nie raz o tym rozmawiały i matka sugerowała zawsze, by Honor poczekała może jeszcze trochę, przynajmniej do chwili gdy będzie miała dziewięć czy dziesięć lat, z postanowieniem, co będzie robić przez resztę życia. Bycie ambitnym to nic złego, podkreślała, podobnie jak umiejętność planowania przyszłości, ale pewnych decyzji nie należało podejmować zbyt szybko. Honor słuchała jej w takich chwilach z politowaniem. Przecież jeśli wiedziało się już, jaka przyszłość jest tą upragnioną, logiczne było jak najwcześniejsze podjęcie działań w celu realizacji planów. Doktor Harrington mruczała wtedy pod nosem coś o „siłach natury”, „uparciuchach” i „skrajnych wartościach rozkładu statystycznego” (a czasem jeszcze dodawała „całkiem jak jej ojciec!”), ale w sumie musiała zgodzić się z wywodem córki. Wszystko to świadczyło o tym, jak bardzo matka ją kochała… oraz że była dość rozumna, by wiedzieć, kiedy się nie odzywać. Może miała też nadzieję, że Honor jeszcze z tego wyrośnie, ale jeśli nie, zamierzała wspierać ją w tym wyborze równie zdecydowanie jak jej mąż.
Honor bardzo ceniła taką postawę, nawet jeśli nie miała pojęcia, skąd wzięło się u niej zainteresowanie historią marynarki wojennej. Owszem, dość wcześnie dowiedziała się, jak bardzo Gwiezdne Królestwo jest zależne od bezpieczeństwa szlaków handlowych wiodących do Manticore Wormhole Junction, i tym samym jak ważna jest zapewniająca to bezpieczeństwo silna flota. A do tego dochodziła jeszcze fascynacja odległymi słońcami i planetami, innymi narodami i ich kulturami. Może i z gruntu romantyczna, taka, z której naprawdę się wyrasta, doświadczywszy na własnej skórze rzeczywistości, ale pozostawało faktem, że Honor od zawsze chłonęła wszystko, cokolwiek mogła tylko znaleźć na temat dawnych zmagań flot, nie tylko tych kosmicznych, ale także morskich, z czasów toczonych w erze przedkosmicznej wojen na Starej Ziemi. I wiedziała, wiedziała na pewno, że chce poczuć kiedyś pod swoimi stopami pokład okrętu wojennego; chciała służyć w ten sposób swojemu królowi. To było dla niej ważne w szczególny sposób i sama nie potrafiła wyjaśnić, dlaczego tak właśnie jest.
Jednak takich poranków jak ten miało jej w tej wymarzonej przyszłości brakować i dlatego starała się teraz chłonąć całą sobą urokliwy klimat swojego świata. Stąd się wywodziła i to miejsce miało na zawsze zostać dla niej najważniejszym. Wiedziała, że nawet niektórzy mieszkańcy Sphinksa, o tych z Manticore nie wspominając, mieli ludzi w rodzaju jej rodziny za barbarzyńców z lasu, i to takich zapóźnionych cywilizacyjnie, skoro pozwalali dwunastoletnim dziewczynkom chodzić samopas po kniei i jeszcze dawali im broń do ręki. Jednak ludzie tak rozumujący mieszkali zwykle w miastach, Honor zaś myślała z politowaniem o jednostkach gotowych wybrać takie życie i świadomie rezygnujących z cudownych doznań w podobne poranki tylko dlatego, że coś mogło tu czasem człowieka obwarczeć. Ale cóż, to była już ich strata.
Dość tego, pomyślała, uśmiechając się. Za cztery do pięciu lat pójdziesz do akademii. I co z tego? Podróż między Manticore a Sphinksem zajmuje tylko kilka godzin, będziesz więc mogła przylatywać do domu. Tata też nie odciął się od Sphinksa, gdy wstąpił do Marines. Wszyscy dorastają i każdy musi zdecydować, co dalej robić ze swoim życiem. Ty przynajmniej wiesz już, co wybrać.
Otrząsnęła się z tych myśli i sprawdziła GPS. Ojciec nalegał, by nauczyła się znajdować drogę tylko za pomocą kompasu. Dowodził, że komunikator zawsze może się zepsuć czy też można go zgubić, dobrze więc jest znać też inne sposoby łapania orientacji, od rozpoznawania, z której strony pnie drzew są bardziej omszałe, począwszy, bo przecież kompas też może gdzieś się zapodziać. Honor jednak wolała wiedzieć dokładnie, gdzie właśnie się znajduje. Szybko ustaliła, że do celu zostały jej jeszcze trzy kilometry, należało więc przyspieszyć kroku.
_Nasiona zielonoigłowca są już chyba dobre_ – powiedział Ostry Nos.
_Owszem, ale jest ich mniej niż zwykle_ – zauważył Śmiejący się Jasno, przekazując bratu obraz tego samego miejsca z poprzednich pór zmiany liści. – _I popatrz tam, na drugi brzeg strumienia, gdzie jest cały zagajnik szarych drzew zupełnie bez nasion._
Ostry Nos przystanął i skierował nos, któremu zawdzięczał swe miano, we wskazanym kierunku. Przechylił z uwagą głowę, po czym zastrzygł wibrysami.
_Masz rację_ – powiedział. – _Dlaczego tak jest, jak sądzisz?_
_Nie jestem pewny._ – Śmiejący się Jasno owinął ogon wokół gałęzi powyżej, by się tam podciągnąć. Potem złapał się kory dwiema parami tylnych kończyn, jedną z przednich przesuwając po wibrysach. – _Rozmawiałem o tym wczoraj ze Znawcą Kory i Wiatrem Pamięci. W tym roku mieliśmy mniej wiatrów od równin i mniej deszczu. Może to jest powód. Ale pewnie powinniśmy podziękować też kornikom i zjadaczom liści._
_To niedobrze_ – odparł z powagą Ostry Nos. – _Klanowi zabraknie nasion na czas lodu. Ale dlaczego korniki i zjadacze liści tak bardzo rzuciły się teraz właśnie na nasiona?_
_Bo pewnie było za mało przemykaczy, by je zjadały_ – zasugerował Śmiejący się Jasno po chwili namysłu. – _Widziałem już coś podobnego w suchych porach, które omal nie przechodziły w czas ognia. Bez wystarczających opadów deszczu pośrodku pory zielonych liści przemykacze zakładają mniej gniazd i mają mniej młodych. A gdy tak się dzieje, korników i zjadaczy liści robi się o wiele więcej._
_Ale pora śniegu i lodu to zmieni?_ – spytał z obawą Ostry Nos i Śmiejący się Jasno poruszył nerwowo ogonem.
_Pewnie tak. Zimno i lód wymrozi korniki i zjadaczy liści i jeśli w porze błota będzie dość deszczu, przemykacze wrócą w większej liczbie i zjedzą jaja tamtych, zanim cokolwiek zdąży się z nich wykluć. Obawiam się jednak, że te zielonoigłowce i szare drzewa zostały zbyt mocno objedzone. Nie wiem, czy przetrwają porę śniegu._
_I dlatego właśnie Znawca Kory i Wiatr Pamięci chcieli, żebyś udał się nad Grzmiącą Mgłę, prawda?_ – spytał Ostry Nos.
_Owszem_ – przyznał Śmiejący się Jasno. – _Dwie dłonie temu był tu Tropiciel Wiatru. Polował na korniki, ale wydało mu się, że nasion jest dziwnie mało. Miałem to sprawdzić i widzę, że rzeczywiście._
Starszy brat emanował powagą, gdy tak wpatrywał się w skryte w wodnych oparach jeziorko u stóp wodogrzmotu. Strumień nie był tu szeroki, może na trzy dłonie długości ciała, gdy tak gnał dnem doliny, ale był głęboki, i to mimo wyjątkowej w tym sezonie suszy. Było w nim sporo pręgowanych pływaków, czasem dłuższych nawet niż przeciętny przedstawiciel Ludu, i ich łapanie bywało ciekawym wyzwaniem. Najłatwiej było robić to właśnie przy wodogrzmotach, gdzie było płycej. I gdzie w powietrzu wisiało zawsze sporo wodnej mgiełki, której strumień zawdzięczał swoją nazwę. Ciekawe, pomyślał Śmiejący się Jasno, że nawet przy suszy wilgotny oddech strumienia służył dobrze okolicznym drzewom. Także tym chorym.
_Czy to zagrozi przetrwaniu klanu w czasie lodu?_ – spytał Ostry Nos.
_Chyba nie._ – Śmiejący się Jasno znowu przesunął palcami po wibrysach. – _Ta okolica w jest w gorszym stanie niż cokolwiek na naszym terenie. Teraz, gdy wiemy już o tym kłopocie, najpierw zbierzemy nasiona właśnie tutaj, by uratować ich resztę przed zjadaczami liści, ale drzewa w wielu innych miejscach mogą nie być tak objedzone. Przynajmniej na razie._
Ostry Nos byłby szczęśliwszy, gdyby brat nie dodał końcowej uwagi, ale cieszył się, że może mu pomóc, nawet jeśli w praktyce niewiele z tej pomocy przyszło, w odkryciu czegoś, co było tak istotne dla klanu.
_Popatrz tam_ – powiedział nagle Śmiejący się Jasno. – _Czujesz?_
Ostry Nos zerknął we wskazanym kierunku i aż zamiótł ogonem, dojrzawszy idącego ku nim bezszelestnie przez las dwunoga.
_To Tańcząca w Chmurach!_ – zauważył. – _Co ona robi tak daleko od gniazda bez swego rodzica?_
_Chyba coś niedozwolonego_ – stwierdził z rozbawieniem Śmiejący się Jasno. – _Wczuj się bardziej w blask jej umysłu. Bardzo przypomina mi w tej chwili ciebie z tamtego dnia, gdy wydawało ci się, że wymknąłeś się niepostrzeżenie z gniazda!_
_Ona nie powinna tu chodzić_ – powiedział Ostry Nos, ignorując uwagę brata. – _To nie jest bezpieczne miejsce._
_Jest młoda, ale umie o siebie zadbać_ – odparł Śmiejący się Jasno i wyciągnął się wygodnie na gałęzi, po czym wsunął złożone dłonie pod brodę i wpatrzył się w dwunoga. – _Widziałem już kiedyś, jak używała gromowego kija. Śnieżny łowca albo nawet zabójczy kieł szybko pożałowałyby ochoty na przekąskę_ – dodał z wyraźną aprobatą.
_Gdyby wiedziała, że coś na nią czyha, to pewnie tak_ – stwierdził z uporem Ostry Nos. – _Ale ona jest dwunogiem! Ma ślepy umysł i słaby nos. I cały Lud wie, że oni bywają na dodatek prawie głusi._
_Tak?_ – Śmiejący się Jasno aż przekrzywił głowę. – _W takim razie trochę dziwne, że śnieżni łowcy i zabójcze kły już dawno zaczęły bać się dwunogów, a dwunogi ich, nie sądzisz?_
_Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej_CYKL _HONOR HARRINGTON_
W cyklu _Honor Harrington_ dotychczas ukazały się książki:
- Placówka Basilisk
- Honor królowej
- Krótka, zwycięska wojenka
- Kwestia honoru
- Honor na wygnaniu
- Honor wśród wrogów
- Więcej niż Honor
- W rękach wroga
- Honor ponad wszystko
- Nie tylko Honor
- Popioły zwycięstwa
- W służbie miecza
- Królowa niewolników
- Wojna Honor cz. I i II
- Światy Honor
- Cień Saganami
- Za wszelką cenę cz. I i II
- Zarzewie wojny
- Bitwa o Torch
- Misja Honor
- Piękna przyjaźń
- Zrodzone w boju
- Zwiastuny burzy
- Czas ognia
- Cień wolności
- Wojny treecatów
- Początki