- W empik go
Pod szlachetnym koniem - ebook
Pod szlachetnym koniem - ebook
Gdy Auguste Dupin, Sherlock Holmes, Charlie Chan i Herkules Poirot łączą siły, nawet najtwardszego złoczyńcę przechodzi dreszcz.
Głos w telefonie oznajmia, że właśnie dokonał morderstwa w pensjonacie "Pod Szlachetnym Koniem". Cóż za zuchwałość - dopuścić się zbrodni w tak urokliwej dzielnicy! Sierżant Kleff jest tyleż oburzony, co bezradny. O pomoc w wytropieniu sprawcy prosi największe detektywistyczne osobowości swoich czasów. W niepozornym komisariacie zjawiają się Auguste Dupin, Sherlock Holmes, Charlie Chan i Herkules Poirot. Panowie typują ośmiu podejrzanych. Kto trafi w sedno?
Lektura obowiązkowa dla miłośników „Zatrutych czekoladek" Anthony'ego Berkeleya.
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-87-270-8005-5 |
Rozmiar pliku: | 390 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Posterunek policji rzecznej. Sierżant Kleff. Słucham! – Na jego twarzy malował się wyraz znudzenia i rozleniwienia.
Sierżant Kleff miał stanowczo powody, aby czuć się zawiedzionym w swych ambicjach. Kiedy podnosił słuchawkę, pomyślał, że znowu jakiś miejscowy mruk zgubił portfel z dokumentami albo niefortunny automobilista przejechał pasącego się na szosie barana.
I właśnie w tym momencie usłyszał w słuchawce spokojny, zrównoważony męski głos:
– Chciałem pana zawiadomić, że w pensjonacie „Pod Szlachetnym Koniem” popełniono morderstwo!
Sierżant Kleff miał ochotę wybuchnąć śmiechem. Ale natychmiast przyszło mu na myśl, że byłoby to sprzeczne z jego urzędową godnością. Więc rzekł z naciskiem:
– Tylko bez głupich kawałów!
– Ani mi w głowie kawały – odparł spokojny męski głos. – Niech pan się pofatyguje do pensjonatu „Pod Szlachetnym Koniem”, tam przekona się pan, że w holu leży najprawdziwszy trup.
Sierżant Kleff przełknął ślinę.
– Proszę podać szczegóły – oświadczył wzburzony.
– Nie mam czasu na szczegóły – odparł głos. – Nie płacą mi za to. Niech pan się ruszy z tego przeklętego posterunku i zjawi tutaj.
– Skąd pan telefonuje? – zapytał Kleff.
– Ależ pan niedomyślny – powiedział głos. – Przecież w całej okolicy są tylko dwa aparaty telefoniczne: pański i ten, z którego rozmawiam. Jestem oczywiście w pensjonacie „Pod Szlachetnym Koniem”. Stoję sobie w holu i patrzę na tego biednego nieboszczyka.
W głosie dźwięczała nuta ironii.
– Pana nazwisko! – zawołał zdenerwowany sierżant.
Odpowiedział mu cichy śmiech.
– Niech pan nie wymaga od mordercy, aby się przedstawił!
Sierżant usłyszał cichy stuk.
– Halo! – zawołał. – Halo!
Milczenie. Uderzył w widełki z irytacją. Wreszcie zrozumiał, że rozmówca odwiesił słuchawkę.
– Morderstwo – rzekł do siebie sierżant Kleff. – Prawdziwe morderstwo.
Otarł pot z czoła i nagle ogarnęło go przerażenie.
Rozmawiałem z mordercą – pomyślał sierżant Kleff. – Teraz muszę go odkryć, zdemaskować i oddać w ręce sprawiedliwości. Jeżeli mi się to nie uda, wylecę jak z procy na zieloną trawkę. Cały świat dowie się, że sierżant Kleff jest osłem, który gawędził telefonicznie z mordercą, a potem pozwolił mu uciec w nieznanym kierunku.
Czuł, jak gorycz przepełnia mu serce. Ale był angielskim policjantem, a jak wiadomo angielski policjant ma szczególnie silne poczucie obowiązku. Więc z największą niechęcią wstał, poprawił pas, sprawdził pistolet, z którego od wielu lat nie oddał żadnego strzału, i ruszył do pensjonatu „Pod Szlachetnym Koniem”.
Kiedy zbliżył się do okazałego budynku, zobaczył na tarasie kilka osób, które oczekiwały go z widocznym napięciem. Sierżant Kleff grzecznie zasalutował, jak mają w zwyczaju dobrze wychowani policjanci na Wyspach, i powiedział:
– O godzinie piątej odebrałem dość niezwykły telefon!
Kleff był bystrym człowiekiem, więc natychmiast obliczył, że na ganku zgromadziło się siedem osób, w tym trzy kobiety i czterech mężczyzn. Wszyscy robili wrażenie zalęknionych, podenerwowanych i Kleff odczuł, iż do jego przybycia przywiązują ogromną wagę.
Jeden z mężczyzn, starszy siwy pan, ubrany w kostium do gry w golfa, wysunął się o krok naprzód i powiedział:
– Telefon? Nic o tym nie wiedziałem. Popełniono morderstwo. Ale czy ktoś z państwa zdążył już zawiadomić policję?
Ostatnie zdanie skierowane było do sześciu osób zgromadzonych na ganku. Wszyscy żywo zaprotestowali, a jedna z pań, ładna szatynka o żywych oczach i smagłej cerze, zawołała:
– To przecież nieważne. Jak to dobrze, że pan się tutaj zjawił, sierżancie!
Sierżant wcale nie był tego zdania, ale zachował należną powagę.
– A więc popełniono morderstwo? – powiedział z godnością i odrobiną ubolewania.
– Tak jest – odparł pan w golfowym kostiumie i uczynił gest, jakby zapraszał sierżanta do holu. Kleff przeszedł więc między zgromadzonymi na ganku osobami i przekroczył próg pensjonatu. Jego oczom przedstawił się straszny widok. Na samym środku obszernego holu, na marmurowej posadzce leżały zwłoki mężczyzny.
– Proszę, aby nikt nie opuszczał tego domu! – zawołał sierżant Kleff i ukląkł przy zwłokach.
Zamordowany był mężczyzną lat około trzydziestu. Za życia musiał się odznaczać wyjątkową siłą fizyczną. Był świetnie zbudowany, zwalisty, wysoki. Miał sympatyczną twarz, ogorzałą od słońca i wiatru, jasne włosy, duże dłonie i muskularne ramiona. W jego piersi tkwił wielki nóż, wbity prosto w serce.
– To straszne – sierżant usłyszał za sobą szept. Odwrócił się i zobaczył pana w kostiumie golfowym, który wszedł tutaj i patrzył teraz jak zahipnotyzowany w twarz zamordowanego.
Mój Boże – pomyślał sierżant Kleff. – Dlaczego nie miałem właśnie dzisiaj wolnego dnia!
To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.