- W empik go
Pod włoskim niebem: fantazya J. I. Kraszewskiego - ebook
Pod włoskim niebem: fantazya J. I. Kraszewskiego - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 270 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
J. I. Kraszewskiego.
Doznasz, ca w sobie zamykają rany
Miłości, co jest być od niej związany
Bo cię zwycięży, a ty zwojowany
Cięższe Ba nogach poniesiesz kajdany.
Z. Morsztyn (XVII w.)
Wydanie
J . N. Bobrowicza.
Lipsk
Nakładem Księgarni Zagranicznej.
(Librairie étrangére.)
1845.
Konstantemu Podwysockiemu
Pamiątka przyjacielska
od
Autora
D. 26. Paźdz. 1844. Gródek .
Amor, ch'al cor gentil ratio s'apprende,
Prese coslui de la bella persona,
Che mi fu tolta, e'l modo ancor m'offende
Amor, ch'a nuiramato amar perdona;
Mi prese del coslui piacer si forte,
Che, come vedi ancor non in'abandona
Amor, condusse noi ad una morle:
Dante. Inferno. Can. V.
– "Tak zszedłem z pierwszego okręgu w drugi, mniej miejsca zajmujący ale więcej boleści, boleści co jęk wyciska.
Tu Minos zasiadł straszliwy, gromiący; on u wnijścia bada winę: sądzi i potępia przepasaniem.
Tak mówię, bo gdy dusza przeklęta przed oblicze jego przybywa; cała się przed nim spowiada; a ten rozeznawca grzechu
Widzi na jakie miejsce zasługuje w piekle, i tylekroć przepasuje się ogonem, ile stopni w głąb… piekieł znijść ma dusza.
Tłum zawsze przed nim, przychodzą, każdą z kolei przed sąd, mówią, słuchają i lecą strącone.
– O ty co przybywasz w boleści gościnę., – rzekł do mnie Minos, ujrzawszy, zawieszając uroczyste sądy swoje –
Patrz jako wchodzisz, i w co ufasz, niech cię szerokość wnijścia nie uwodzi. – A przewodnik mój do niego rzecze: – Czego krzyczysz?
Nie broń mu jego fatalnej podróży; tego chcą tam, gdzie mogą co chcą, nie pytaj o więcej.
Tu poczną się boleśne jęki; przybyłem, kędy wielkie płacze w uszy mi uderzą.
Dościgłem miejsca, niemych ciemności, miejsca wrącego jak morze burzliwe, gdy niem przeciwne wiatry miotają. –
Wicher piekielny, co chwili nie spocznie;
porywa duchy w swym pędzie, i dręczy je miotając niemi, uderzając je o siebie. –
Gdy staną nad brzegiem urwiska; wznoszą się krzyki, łkania i jęki, bluźnią naówczas moc Bożą –
Dowiedziałem się źe męczarnią tą, karani są grzeszni ciałem, których rozum uległ chuci –
I jak ptaszęta unoszą się na skrzydłach kupami licznemi i spiesznemi, w czas zimy i burzy, tak pęd ten unosi złe duchy.
Ztąd, z owad, z góry, z dołu, wir niemi rzuca, i żadna sił im nie doda nadzieja; ani końca męczarni, ni nawet spoczynku.
I jak żurawie lecą nucąc pieśń swoją, długiemi pasy zwijając w powietrzu; tak lecące, widziałem duchy w jękach. –
Duchy niesione pędem wichru. I rzekłem: – Mistrzu, jakiemi to duchy burza tak miota?
– Pierwsza z tych dusz o których chcesz wieści, rzekł do mnie, panowała nad mnogiemi języki.
A tak ją złamała rozpusta, że prawem dozwoliła wszelkiej roskoszy, aby uniewinnić siebie.
To Semiramis; o której czytamy, że nastąpiła po Ninusie, a była mu żoną: panowała nad ziemią którą Soldan trzyma.
Drugą jest, samobójca z miłości, która złamała przysięgę złożoną popiołom Sichea; po niej rozpustna Kleopatra.
Ujrzałem Helenę, dla której tyle lat upłynęło nieszczęśliwych, ujrzałem wielkiego Achilla, który padł w miłosnej walce.
Ujrzałem Parysa, Tristana, a potem wskazał mi więcej tysiąca duchów, powiedział imiona, których miłość wygnała z naszego świata.
A gdy mi przewodnik mój nazwał wszystkie kobiety starożytnego świata i mężów; litość mnie ucisnęła, stałem jak przybity.
I począłem: Poeto! życzyłbym mówić z temi dwoma duchy, które razem lecą, a tak lekko zdają się unosić z wiatrami.
A on do mnie: – Zobaczysz, gdy się do nas przybliża, naówczas wezwiesz ich przez tę miłość która ich unosi, a zbliża się ku nam. –
Jak tylko wicher ku nam ich przypędził, podniosłem głos. – O dusze strapione, przyjdźcie pomówić z nami, jeźli wam tego nic nie broni. –
Jak dwa gołębie, które żądza woła, t otwartemi skrzydły lecą spokojne do słodkiego gniazdka, przerzynając powietrze, niesione jedną myślą,
Tak te dwie dusze wysunęły się z tłumu gdzie była Dido, i dążyły ku nam przez zaraźone powietrze, przyjaznem wezwaniem pociągnione.
– Istoto wdzięczna i łagodna, która odwiedzasz nas w tych ciemnościach, nas cośmy świat krwią naszą zarumienili;
Gdyby król świata był dla nas łaska – wszy; modlilibyśmy się do niego o spokojność dla ciebie, za litość twoją nad nieszczęściem naszem –
Mów coś chciał nam powiedzieć, powiedz co od nas chesz słyszeć; będziemy słuchać, opowiadać będziem, póki wiatr jak teraz wytrwa uciszony.
Leży ta ziemia, która mnie zrodziła, nad brzegiem morza, kędy Po upływa, przed goniącemi uciekając rzeki. –
Miłość, co szybko ślachetne serca porywa, miłość objęła towarzysza mego, ku ciału temu które mi wydarto, dziś jeszcze boleśna śmiercią.
Miłość, co kochanemu, nie kochać zabrania tak mnie upoiła szczęściem kochanka, że jak widzisz, trwa dotąd jeszcze.
Miłość ku wspólnej powiodła nas śmierci, Kaina piekło czeka zbójcę naszego. – Takie były ich słowa.
Gdym wysłuchał duchów cierpiących, spuściłem oczy i potem trzymał je spuszczone, aź mnie poeta spytał – O czem myślisz?
Zebrawszy się na odpowiedź, zawołałem: – Niestety, przez ile marzeń słodkich, przez ile żądzy przeszli do tego nieszczęsnego końca!
Potem obróciłem się ku nim, ozwałem i rzekłem: Francesca! twoje męczeństwo do łez we mnie smutek i litość porusza.
Lecz powiedz, w czasach słodkich westchnień, jak, kiedy, miłość poznaliście swoją i pragnienie nieobjawione?
A ona do mnie: – O! niema większej boleści, jak wspomnieć na szczęśliwe czasy w cierpieniu; mistrz twój wie o tem.
Chcesz wiedzieć koniecznie o początku naszej miłości, ja ci powiem; lecz mowa moja będzie w pół łzami, w pół słowy.
Czytaliśmy dnia jednego dla rozrywki, jak miłość ogarnęła Lancilotta, byliśmy sami, nie lękali niczego.
Kilka kroć czytając oczy się nasze spotkały, zaramieniły twarze, – ostatnie wyrazy nas zgubiły.
Gdyśmy przeczytali jak czuły kochanek, ucałował jej uśmiech wielbiony; ten, od którego nic mnie nie rozdzieli
Cały drzący dotknął ust moich – książka i ten co ją napisał, stali się dla nas Galeottem – I dnia tego jużeśmy nie czytali dalej.
Gdy jeden z duchów tak mówił, drugi płakał tak gorzko, żem z litości nad nim osłabł, jak skonania blizki –
I padłem jak trup upada – – – "
* * *II.
Jan czytał piątą pieśń Danta, której tu daliśmy nieforemny zarys, niemogąc oddać, o co napróżno kusić by się było, tego nieopisanego, nie odtworzonego wdzięku mowy, muzyki słów, jaki ma w oryginale, – czytał zadumany, Sparty na oknie, a oczy jego błądziły po zielonościach widoku, co się przed nim roztoczył czarujący. I usta ma… chinalnie, powtarzały nie jeden raz, przerywając sobie to westchnieniem, to zadu – mą kamienną –
– Nessun magior flolore
Che ricordarsl del tempo felice,
Nela miseria –
Oparty na Dancie, skończył piątą księgęi nie czytał juź dalej – dumał, roił –
Jak Francesca i jej Kochanek nad przygodą Lancillota, Jan uczuł, powtarzając nieporównany ten ustęp Danta, potrzebę miłości; a gdyby obok ust jego w tej chwili, znalazły się różowe usta kobiety; przygoda Franceski byłaby moie odtworzyła się, wcieliła raz jeszcze –
Jan dumał głęboko. – Wnijdzimy w myśli jego i spójrzmy jak lecą płomieniste w kraj ideałów młodzieńczy.
– Miłość, miłość, – powtarzał w duchu – stworzył ją ktoś w nieszczęśliwej godzinie, na rozpacz i narzekanie wieczne tych, co głupi, łatwowierni, a podsycani nieopisaną żądzą niepojętego na ziemi szczęścia, chwytają odważnie za znikomą marę.
Miłość taka, o jakiej nam piszą ciągle, o jakiej marzym, jakiej się spodziewamy aż do utrapionej starości co nas z raju marzeń ognistym mieczem wypędza – taka miłość, to utwór niepodobny, to gryffon, to Syrena, to Centaur, jedno z tych stworzeń poetycznych, co żyją na marmurze tylko, w obrazach, w słowach poetów. – To fałsz – to fałsz, niema takiej miłości – a spodziewać się jej – dzieciństwo, a wyglądać – szaleństwo, a święcie jej życie – głupstwo. –
– O czem że to tak zapamiętale dumasz oparty na księdze, z oczyma w lepionemi w lazury niebios, w zielone wieńce drzew ogrodu?
– A to ty, jak się masz?
– Nie wywoływałem powitania, prosiłem o odpowiedź, o czem dumasz?
– O czem? powiedz mi sam, o czem dumać może sześcioletni">dwudziestosześcioletni młodzian, wyłysiały przed czasem, przed czasem zrażony, odczarowany –
– To choroba wieku, jak cholera azjatycka grassująca.
– O czem może dumać – biedny –
– Pytanie było tylko dla formy: wiem o czem myślałeś, a gdybym nie domyślił się wprzódy, spojrzenie na piątą księgę Danta, na ustęp o Francesce Rimini, nauczyło by mnie tajemnicy.
– Dla kogożem ja i życie moje tajemnicą?
– Tajemnicą – dla nikogo, zagadką dla mnie pierwszego.
– Tyś młodym starcem.
– Tyś biednym szaleńcem.
– Nie lituj się nademną; nie chcę litości.
– Zapewne wolałbyś radę.
– Niechcę rady; rada pochodzi od rozumu i nikomu nie poradzi.
– A gdyby pochodziła z serca?
– Z jednego płynie krew, drugie gdyby się nawet otwarło, wypłynęła by zeń tylko ciepła woda.
– Dziękuję za ciepłą wodę.
– Tyś z nią szczęśliwy.
– Bez wątpienia. Ale dajmy pokój zagadkowej rozmowie. Jakże, nic się nie zmieniło?
– Coż się odmienić mogło w położeniu mojem. Jam zawsze ten sam, ludzie ci sami, trzeba szukać innych.
– Powinszuję gdy znajdziesz.