- W empik go
Podania i baśnie krakowskie oraz podania o Tatrach - ebook
Podania i baśnie krakowskie oraz podania o Tatrach - ebook
Każdy stary gród ma swe podania i baśnie, jak i odwieczne pamiątki. Jak drugie, tak pierwsze otacza gmin grodu szczególną opieką, pielęgnuje, z pokolenia podaje w pokolenie, z których każde do nich dorzuca kwiatek swej bujnej wyobraźni. Bujniejszą ta wyobraźnia może nie jest od wyobraźni gminu wiejskiego, ale ma szersze i wdzięczniejsze pole do popisu, bo dotyka nieraz przedmiotów cały naród obchodzących, jak np. historycznych osób, faktów, pamiątek... Gmin starych polskich grodów więcej pewnie miał sposobności czy widzieć króla i wielkie historyczne postacie, czy świadkiem być historycznych faktów. Dlatego podania starych grodów, choć drobne i mało znaczące, lecz dotykające przeszłości grodu, do skarbca narodowego jedne z pierwszych wpaść winny jako drobne, ale cenne perełki. Zgoła zupełnie inne będą podania o Tatrach, które nie zrodziły w miastach, ale po wsiach góralskich. Życzymy miłej lektury!
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7639-438-1 |
Rozmiar pliku: | 82 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Z opowiadań krakowskiego gminu
Każdy stary gród ma swe podania i baśnie, jak i odwieczne pamiątki. Jak drugie, tak pierwsze otacza gmin grodu szczególną opieką, pielęgnuje, z pokolenia podaje w pokolenie, z których każde do nich dorzuca kwiatek swej bujnej wyobraźni. Bujniejszą ta wyobraźnia może nie jest od wyobraźni gminu wiejskiego, ale ma szersze i wdzięczniejsze pole do popisu, bo dotyka nieraz przedmiotów cały naród obchodzących, jak n. p. historycznych osób, faktów, pamiątek... Gmin starych polskich grodów więcej pewnie miał sposobności czy widzieć króla i wielkie historyczne postacie, czy świadkiem być historycznych faktów, snadniej może mieć jakieś wyobrażenie o przeszłości naszej i pamięć o niej – niż chłop na wsi, który rzadko o czemś słyszał, jeszcze rzadziej co widział. Dlatego podania starych grodów, choć drobne i mało znaczące, lecz dotykające przeszłości grodu, do skarbca narodowego jedne z pierwszych wpaść winny jako drobne, ale cenne perełki.
I baśniom starych grodów niechaj będzie wolno wpaść obok nich. I one są pamiątkami grodów, może raczej będą – dla nauki zaś choćby o tyle mają wartość, że wskazują, iż gmin grodów, jeżeli nie więcej, to pewnie w równej mierze z gminem wiejskim posiada przesądu i ciemnoty.Tajemnicza karetka na Rybakach.
„W Krakowie pod Zamkiem na Rybakach jeździ w nocy między 11tą a 12tą godziną, ulicą od nowego drewnianego mostu, aż do muru Skałki, ogromna kareta, niezmiernie długa i wysoka, zaprzężona w cztery konie, z tych dwa siwe przednie, a dwa czarne od powozu. Kareta ma na wierzchu dużo wieżyczek, tak jak kościół, jedne mniejsze, drugie większe – największa na samym środku. Na koźle siedzi sam jeden stangret w czarnej liberyi i w cylindrze, w ręce trzyma bat długi i ciągle nim trzaska, jak z pistoletu. Ten, co go widział przy blasku księżyca, opowiada, że wygląda jak dyabeł: z długiemi czarnemi bokobrodami. U powozu świecą się dwie ogromne latarnie.
Karetę tę niejeden już widział przejeżdżającą zawsze o tej samej porze w nocy; niektórzy, choć przejeżdża i słyszą okropny turkot, huk i trzaskanie z bicza, nie widzą nic. Ztąd powstają często zakłady, nawet kłótnie między ludźmi o to.
W powozie musi ktoś siedzieć, ale nikogo nie widziano, nikt się bowiem dotychczas nie znalazł, coby odważył się zbliżyć do pojazdu i zajrzeć w głąb karety. Kareta przejeżdża trzy razy od mostu drewnianego pod Zamkiem do murów Skałki – od mostu wyjeżdża i za ostatnim razem przy moście znika. Dojeżdżając do mostu, trąbi stangret za ostatnim razem, jak trąbią na ogień. A jak nawraca od mostu, to tak jakby nie nawracał – fyrt! i już jedzie napowrót. A przecie czwórką koni nie tak łatwo nawrócić!
Czy lato, czy zima, zawsze jeździ ta kareta.
W zimie, choćby śnieg był po pas i nikt tamtędy nie jechał, to na rano znać kolej kół tej karety. W lecie nie zawsze jeździ, bo ludzie nieraz długo siedzą pod domami, i do dwunastej godziny w nocy więc się pewnie ten, co jeździ tą karetą, boi, żeby mu ludzie nie przeszkadzali lub się nim nie straszyli, bo onby miał za to większą pokutę. Wtedy słyszą tylko chód jakby wojskowego i brzęk szabli – przez całą godzinę, od jedenastej do dwunastej w nocy.
Już niejeden chciał zapytać tę osobę niewidzialną, czego potrzebuje, ale traci odwagę. Co to jest, nikt nie umie powiedzieć, domyślają się tylko, że musi to być jakiś zaklęty król, albo wielki pan”.Król Bolesław Śmiały.
„Na Skałce pokutuje dotąd król Bolesław Śmiały za zabicie śgo. Stanisława. Widzieć go można codziennie w nocy między jedenastą a dwunastą godziną na podwórzu kościelnem, jak się przechadza w pełnej zbroi, w pancerzu i w hełmie, ręce trzyma w kieszeni, głowę nosi spuszczoną. Idzie do sadzawki po schodach schylony, czegoś w niej długo szuka, rozgarniając rękami wodę. Mówią, że szuka palca śgo. Stanisława, który wpadł przed wiekami do tej sadzawki i ryba go zjadła. Jak wybije godzina dwunasta, król znika.
A w bramie, prowadzącej z muru na dziedziniec kościelny, stoi zawsze o tej godzinie zbrojne wojsko króla Bolesława tak, jakby pilnowało, żeby królowi nikt nie przeszkodził. Jedna część jego stoi na dziedzińcu, a druga w ulicy śtej. Katarzyny, choć bramę zawsze na noc zamykają, to o tej porze widać ją otwartą i wojsko w niej stoi”.Zaklęte wojsko Wandy.
„W Krzemionkach na Podgórzu, tam, gdzie się odbywa Rękawka, spi wojsko Wandy. Wojsko to obudzi się wtedy, gdy w Krakowie będzie taka wojna, że „krew rynsztokami płynąć będzie, a kościół Panny Maryi będzie snopkami poszyty”. Wtedy obudzi się to wojsko, chwyci za broń i odbierze nieprzyjacielowi (mówią, że Turek będzie tym nieprzyjacielem) napowrót Kraków. Niejeden żołnierz (strzelec) z fortu na Krzemionkach, stojąc na warcie między 11tą a 12tą godziną w nocy, widział to wojsko, jak się musztrowało – ogromna jest tego czerniawa, wszystko na koniach. Głosów ludzkich nie słychać, jeno tentent, rżenie koni i szczęk szabel. Wśród ciszy nocnej strasznie wygląda.
Nieraz słychać w tem wojsku muzykę – nie głośną, lecz jakąś przytłumioną, słodka, dziwną... Żołnierzom bardzo się ta muzyka podoba, mówią, że prześliczna. Najczęściej gra muzyka marsza Dąbrowskiego. Nikt widzieć nie może, zkąd się bierze to wojsko, zjawia się bowiem w oczach, nagle jakby z ziemi wyrosło – od razu w uniformowanych wzorowo szykach.
Raz stał żołnierz na Krzemionkach na warcie o tej porze w nocy, kiedy to wojsko zwykło się zjawiać. Żołnierz był „szwab” (jak opowiadają); dla zabicia nudy zapalił sobie cygaro, choć to jest w takiej służbie surowo wzbronionem. W tem widzi, jak się od mustrującego wojska polskiego odłączył oficer i wolnym krokiem zmierza ku niemu. Ciarki przeszły mu po ciele, ale nie tracił jeszcze odwagi. Oficer szedł, trzymając w ręku cygaro – widocznie chciał je zapalić od cygara żołnierza. Gdy nadszedł, zajrzał żołnierzowi bystro w oczy i splunąwszy, krzyknął ze wstrętem:
– Tfu! szwab!
I w tej chwili zawrócił. A żołnierz zemdlał natychmiast, „nie mogli się go dokrzysić; dokrzysili się go wreszcie, ale żył tylko trzy dni i umarł”.