Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Podania o starożytnych półbogach i bohaterach Greków i Rzymian - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Podania o starożytnych półbogach i bohaterach Greków i Rzymian - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 366 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PRZED­MO­WA.

Czem wy­tło­ma­czyć urok, jaki do dziś dnia w oczach na­szych mają zna­ne imio­na Zeu­sa czy­li Jo­wi­sza, Hery czy­li Ju­no­ny, Pal­las-Ate­ny czy­li Mi­ner­wy, Apol­lo­na i in­nych, nie­gdyś po­tęż­nych bóstw grec­kich i rzym­skich, mimo że zbla­kły pod pro­mie­nia­mi wia­ry w praw­dzi­we­go, je­dy­ne­go, wie­ku­iste­go Boga? Co nas po­bu­dza do wzna­wia­nia le­gend o daw­nych bo­ha­te­rach: Pro­me­te­uszu, He­ra­kle­sie, Odys­se­uszu, le­gend, bu­dzą­cych uśmiech dla daw­nej cy­wi­li­za­cji, któ­ra się nie­mi z na­iw­nem za­do­wo­le­niem kar­mi­ła?

Czy nie by­ło­by le­piej wszyst­kie te i po­dob­ne ba­śni zo­sta­wić pod py­łem nie­pa­mię­ci?

Mają one obroń­ców i po­tęż­nych. Za nie­mi głos pod­no­szą nie­śmier­tel­ne ar­cy­dzie­ła grec­kich po­etów, rzeź­bia­rzy, sny­ce­rzy i ar­chi­tek­tów, ar­cy­dzie­ła, któ­re­mi duch ludz­ki nig­dy się nie na­sy­ci, a któ­rych bez owych ba­śni wca­le nie mo­gli­by­śmy po­jąć.

W obro­nie ich sta­ją i po­waż­ne ba­da­nia dzie­jo­we, któ­re pod łu­pi­ną ba­jek od­sła­nia­ją ziar­na praw­dy hi­sto­rycz­nej, wska­zu­ją, ja­kie­mi dro­ga­mi kro­czy­ły po­ję­cia ogól­ne, jak się roz­wi­ja­ły: ro­dzi­na, prze­mysł, han­del, sztu­ka i sto­sun­ki ludz­kie pań­stwo­we i spo­łecz­ne.

W obro­nie ich sta­ją na­resz­cie ba­da­nia nad umy­sło­wo­ścią czło­wie­ka, nad roz­wo­jem fan­ta­zji i wła­dzy ro­zu­mo­wa­nia, nad roz­wo­jem uczuć czło­wie­ka wzglę­dem Bó­stwa, bliź­nich, sa­me­go sie­bie, wzglę­dem zwie­rząt i nie­oży­wio­nej przy­ro­dy.

Musi w tych po­da­niach tkwić wiel­ka siła, sko­ro cała po­ezja kla­sycz­na od cza­sów od­ro­dze­nia i daw­niej jesz­cze wpla­ta­ła chęt­nie w swe rymy owe mi­to­lo­gicz­ne po­sta­ci, tak da­le­ce, że Dan­te­go zro­zu­mieć­by nie moż­na bez nich, że na­wet jesz­cze Kra­sic­ki chęt­nie ucie­kał się do nich, a i współ­cze­śni ma­la­rze i rzeź­bia­rze ra­dzi te­ma­tów po­szu­ku­ją w mi­tycz­nym owym świe­cie.

Nie wszy­scy, czy­ta­ją­cy po­da­nia mi­to­lo­gicz­ne, od­da­wać się będą pra­com ar­ty­stycz­nym i na­uko­wym; ale wy­ni­ki tych prac są upo­wszech­nia­ne co­raz bar­dziej, krą­żą nie­ja­ko w po­wie­trzu, a by­ły­by zgo­ła nie­zro­zu­mia­łe dla lu­dzi nie­świa­do­mych na­wet ich punk­tu wyj­ścia.

Nie­dość na­tem: jak bez cie­niów nie oce­nia­li­by­śmy do­bro­dziej­stwa świa­tła i nie po­zna­li­by­śmy za­pew­ne jego na­tu­ry, tak nie zna­jąc daw­nej cy­wi­li­za­cji, nie zda­wa­li­by­śmy so­bie spra­wy z póź­niej­szych jej po­stę­pów, nie cie­szy­li­by­śmy się na­dzie­ją dal­szych, i może nie by­li­by­śmy na­wet zdol­ni dla tych dal­szych po­stę­pów dość sku­tecz­nie pra­co­wać. A pra­ca ta dla cy­wi­li­za­cji udzia­łem jest nie­tyl­ko gen­ju­szów i spe­cja­li­stów. Każ­dy w swo­jem kó­łecz­ku ma­leń­kiem, przy­czy­nia­jąc się do pod­nie­sie­nia po­zio­mu oby­cza­jów, do­kła­da sza­cow­ną ce­gieł­kę do bu­do­wy przy­szło­ści.

Obok uczuć nam dziś prze­ciw­nych, omal że nie­zro­zu­mia­łych, obok na­mięt­no­ści bru­tal­nych i nie­okieł­zna­nych, znaj­du­je­my jed­nak w tych le­gen­dach po­pę­dy naj­wznio­ślej­sze, go­to­wość do ofiar, z ja­kich i dziś mie­li­by­śmy pra­wo do za­słu­gi i uzna­nia po­wszech­ne­go.

Na­resz­cie z tych wszyst­kich po­dań uno­si się czar po­ezji swo­istej, ob­cej na­szym cza­som i na­szym oko­li­com, ale nie­mniej prze­to zro­zu­mia­łej, któ­ra tedy roz­sze­rza wła­sne ho­ry­zon­ty na­sze.

Nie gardź­my więc pra­sta­rą ba­śnią i ona bo­wiem

… jak lam­pa z krysz­ta­łu,

Ubra­na pędz­lem w cza­row­ne ob­ra­zy,

Cho­ciaż ją za­ćmi pył i licz­ne ska­zy,

Je­że­li świecz­nik po­sta­wisz w jej ser­ce,

Jesz­cze świe­żo­ścią bar­wy znę­ci oczy,

Jesz­cze na ścia­nach pa­ła­cu roz­to­czy

Kra­śne, acz nie­co przy­ćmio­ne ko­bier­ce.I. PRO­ME­TE­USZ.

Sta­ro­żyt­ni Gre­cy wie­rzy­li, że świat po­wstał z ciem­ne­go bez­kształt­ne­go za­mę­tu, któ­ry zwa­no Cha­osem. Z nie­przej­rza­nej ciem­no­ści Cha­osu uka­za­ły się naj­pierw dwa bó­stwa – "sze­ro­ko­ra­mien­na" Gaja (Zie­mia, ży­wi­ciel­ka wszel­kich stwo­rzeń) i Ura­nos, któ­ry ob­rał so­bie sie­dli­sko na usia­nem gwiaz­da­mi skle­pie­niu nie­ba.

Gaja i Ura­nos mie­li licz­ne po­tom­stwo: ol­brzy­mich jed­no­okich Ki­klo­pów (Cy­klo­pów) i okrop­nych He­ka­ton­che­irów (stu­rę­kich) oraz Ty­ta­nów. Pierw­si byli tak prze­ra­ża­ją­co po­twor­ni, że wzbu­dzi­li uczu­cie obrzy­dze­nia i stra­chu we wła­snym ojcu, któ­ry strą­cił ich dla­te­go w ot­chłań pod­ziem­ną (Tar­ta­ros). Obu­rze­ni tym po­stęp­kiem ojca, Ty­ta­ni, za na­mo­wą Gai, po­wsta­li prze­ciw nie­mu, a naj­młod­szy z nich Kro­nos zrzu­cił z tro­nu Ura­no­sa i sam ob­jął rzą­dy nad świa­tem.

Ura­nos rzu­cił klą­twę na zu­chwa­łe­go syna i za­po­wie­dział mu, że taki sam los i jemu zgo­to­wa­ny bę­dzie.

W oba­wie, żeby go istot­nie nie spo­tkał taki los, jaki on ojcu zgo­to­wał, Kro­nos, we­dług po­da­nia, po­że­rał wła­sne dzie­ci. Ale mał­żon­ka jego Rea oca­li­ła jed­no z nich, po­da­jąc Kro­no­so­wi za­miast dziec­ka owi­nię­ty w pie­lu­chy ka­mień po­dob­ne­go kształ­tu. Kro­nos go po­łknął. Oca­lo­ny chło­piec, któ­re­go kar­mi­ła koza Amal­tea, wy­cho­wał się szczę­śli­wie na wy­spie Kre­cie pod opie­ką ka­pła­nów Rei i urósł dziw­nie szyb­ko, tak, że le­d­wie rok li­cząc mógł już sta­wać do wal­ki z Kro­no­sem.

Zeus – tak chłop­cu oca­lo­ne­mu było na imię – naj­przód pod­stę­pem zmu­sił Kro­no­sa do wy­rzu­ce­nia z sie­bie po­łknię­tych daw­niej pię­cio­ro swych dzie­ci: He­stję, De­me­te­rę, Herę, Ha­de­sa i Po­zej­do­na, a na­stęp­nie, we­spół z cu­dow­nie przy­wró­co­nem do ży­cia ro­dzeń­stwem – roz­po­czął wal­kę z okrut­nym oj­cem.

Wal­ka to­czy­ła się przez dzie­sięć lat na gó­rze Olymp w kra­ju, zwa­nym póź­niej i do dziś dnia Tes­sal­ją.

Kro­nos przy­wo­łał na po­moc Ty­ta­nów, ale zo­stał zwy­cię­żo­ny przez Zeu­sa i sprzy­mie­rzo­nych z nim Ki­klo­pów i He­ka­ton­che­irów.

Po­bi­ci Ty­ta­ni mu­sie­li zstą­pić w ot­chła­nie pod­ziem­ne­go Tar­ta­ru. Kro­nos utrzy­mał tyl­ko wła­dzę na "Wy­spie szczę­śli­wo­ści", zwa­nej in­a­czej "wy­spą bło­go­sła­wio­nych", gdzie prze­by­wa­li zmar­li bo­ha­te­ro­wie. Trzej zaś sy­no­wie jego po­dzie­li­li mię­dzy sobą wła­dzę nad świa­tem. Zeus (Jo­wisz), jako naj­po­tęż­niej­szy z bra­ci, zo­stał "pa­nem nie­ba", Po­zej­don (Nep­tun) otrzy­mał wła­dzę nad mo­rza­mi i wo­gó­le nad wo­da­mi, Ha­des (Plu­ton) miał rzą­dzić po­grą­żo­nem w ciem­no­ściach pań­stwem umar­łych.

Po­wierzch­nia zie­mi była do­tych­czas bez­lud­ną. W wo­dach plu­ska­ły się ryby, w po­wie­trzu la­ta­ły barw­nie upie­rzo­ne pta­ki, w la­sach i na po­lach żyły dzi­kie zwie­rzę­ta; ale nie było isto­ty, któ­ra­by siłą ro­zu­mu opa­no­wa­ła przy­ro­dę i z bo­gactw jej sko­rzy­sta­ła.

Ja­pe­tos, je­dy­ny Ty­tan, któ­ry Zeu­sa wspie­rał w za­cię­tej wal­ce z Kro­no­sem i po­zo­sta­ły­mi sy­na­mi Gai, miał syna Pro­me­te­usza. Prze­myśl­ny Pro­me­te­usz ule­pił z wił – got­nej gli­ny isto­tę na ob­raz i po­do­bień­si­wo bo­gów i wło­żył w pier­si jej złe i do­bre skłon­no­ści, za­po­ży­czo­ne od róż­nych zwie­rząt. Z nie­bios wziął też tro­chę ognia, aby nim oży­wić tę isto­tę. Ate­ne, bo­gi­ni mą­dro­ści, zdję­ta po­dzi­wem dla śmia­łe­go czy­nu Ty­ta­na, przy­szła mu z po­mo­cą i wla­ła w jego utwór swe bo­skie tchnie­nie, to jest ży­we­go du­cha. Tak we­dług po­dań grec­kich po­wsta­li pierw­si lu­dzie.

Wspa­nia­li i sil­ni, jak bo­ga­ta przy­ro­da, na któ­rej ło­nie żyli, byli wszak­że jak­by sen­ni; błą­ka­li się po uro­dzaj­nych ob­sza­rach, nie umie­jąc ko­rzy­stać z da­rów na­tu­ry. Bra­ko­wa­ło im bo­wiem zdol­no­ści do wy­na­laz­ków, za po­mo­cą któ­rych mo­gli­by ob­ra­cać na swój uży­tek wszyst­kie przed­mio­ty.

Pro­me­te­usz, któ­ry szcze­rze ko­chał stwo­rzo­nych przez sie­bie lu­dzi, po­sta­no­wił temu za­ra­dzić; na­uczył więc ich ści­nać drze­wa w la­sach, wy­ra­biać z nich bel­ki, cio­sać ka­mie­nie, wy­pa­lać ce­głę z gli­ny. Wkrót­ce po­kry­ły się mo­rza ło­dzia­mi i okrę­ta­mi, a w la­sach i na po­lach gor­li­wa za­czę­ła się pra­ca. Oswo­jo­no i do jarz­ma wprzą­gnię­to zwie­rzę­ta; zie­mię, po­kry­tą za­ro­śla­mi i dzi­ki­mi chwa­sta­mi, zmie­nio­no w upraw­ne, ży­zne niwy. Na­uczył też

Pro­me­te­usz lu­dzi śle­dzić bieg ciał nie­bie­skich i z ich ob­ro­tu prze­po­wia­dać przy­szłe wy­pad­ki; za­po­znał ich z po­ży­tecz­ne­mi wła­sno­ścia­mi wie­lu ro­ślin, oraz umie­jęt­no­ścią pi­sa­nia i ra­cho­wa­nia.

Bo­go­wie przy­pa­try­wa­li się bacz­nie pra­cy mło­de­go rodu ludz­kie­go, udzie­la­li lu­dziom wspar­cia i po­mo­cy, a w za­mian wy­ma­ga­li czci im na­leż­nej. Zgro­ma­dzi­li się na­wet umyśl­nie wszy­scy bo­go­wie w Si­kjo­nie, na pół­wy­spie Pe­lo­po­nez­kim, dla usta­no­wie­nia praw, któ­rym ci lu­dzie po­win­ni pod­le­gać, i obo­wiąz­ków któ­re mie­li nadal ści­śle wy­peł­niać.

Tu­taj wy­stą­pił zno­wu Pro­me­te­usz, jako opie­kun i obroń­ca lu­dzi. Cho­dzi­ło o to: jaką część wołu mogą brać lu­dzie na swój uży­tek, a jaką mają skła­dać w ofie­rze nie­śmier­tel­nym bo­gom. Mą­dry Ty­tan za­bił du­że­go wołu i po­dzie­lił go na dwie czę­ści. Z jed­nej stro­ny po­ło­żył za­wi­nię­te w skó­rę mię­so, z dru­giej – wszyst­kie ko­ści i od­pad­ki, któ­re po­krył lśnią­cym ło­jem, po­czem we­zwał Zeu­sa, żeby zro­bił wy­bór.

Do­my­ślał się wpraw­dzie "wszech­wied­ny" Zeus pod­stę­pu ze stro­ny syna Ja­pe­to­we­go, umyśl­nie jed­nak, szu­ka­jąc po­wo­du dla uka­ra­nia lu­dzi, wy­brał ' część dru­gą, któ­ra zresz­tą była więk­szą. Gdy po roz­to­pie­niu się łoju uj­rzał same ko­ści, oka­zał strasz­ny gniew, i za karę ode­brał two­rom prze­bie­głe­go Ty­ta­na to, co było dla nich naj­waż­niej­szem, bez cze­go obyć się nie mo­gli, mia­no­wi­cie… ogień. Pro­me­te­usz zro­zu­miał do­nio­słość kary, zro­zu­miał, że bez ognia ro­dzaj ludz­ki nie bę­dzie się mógł roz­wi­jać i no­we­go użył wy­bie­gu,

Kie­dy po skle­pie­niu nie­ba prze­jeż­dżał w pło­mie­niach wóz boga słoń­ca – He­lio­sa, Pro­me­te­usz przy­tknął do tych pło­mie­ni dłu­gą ło­dy­gę ro­śli­ny (zwa­nej dziś ko­prem wło­skim) i ukryw­szy zdo­by­ty ta­kim spo­so­bem ogień w dud­ce trzci­no­wej, wró­cił po­spiesz­nie ze skar­bem swym na zie­mię.

Zeus za­pło­nął strasz­niej­szym jesz­cze gnie­wem i okrut­nie uka­rał Pro­me­te­usza i jego two­ry. Roz­ka­zał bo­go­wi ognia, He­fa­isto­so­wi, ule­pić z gli­ny mło­dą, pięk­ną ko­bie­tę, po­dob­ną do bo­giń nie­śmier­tel­nych, i ob­da­rzył ją siłą i gło­sem ludz­kim. Wszy­scy miesz­kań­cy Olim­pu (tak się na­zy­wa­ła góra w Tes­sal­ji, bę­dą­ca we­dług Gre­ków ulu­bio­ną sie­dzi­bą bo­gów) dali tej ko­bie­cie roz­ma­ite przy­mio­ty ze­wnętrz­ne, cza­ry ła­god­no­ści i wdzię­ku, ale na­po­ili jej du­szę ja­dem chy­tro­ści i kłam­stwa. Tak wy­po­sa­żo­na Pan­do­ra ("przez wszyst­kich ob­da­ro­wa­na") w to­wa­rzy­stwie "po­słań­ca bo­gów" Her­me­sa, syna Zeu­so­we­go, zstą­pi­ła na zie­mię. Przy­pa­try­wa­li się jej wszy­scy z za­chwy­tem, a Epi­me­te­usz, brat Pro­me­te­usza, nie­bacz­ny na jego prze­stro­gi, wpro­wa­dził Pan­do­rę do swe­go doma. Jako po­sag dał Her­mes Pan­do­rze dużą pusz­kę, w któ­rej, jak mnie­ma­ła, znaj­du­ją się skar­by.

Za­le­d­wie Pan­do­ra prze­stą­pi­ła próg miesz­ka­nia, otwo­rzy­ła ofia­ro­wa­ną jej przez bo­gów pusz­kę, a z niej wy­le­cia­ły i z szyb­ko­ścią wia­tru roz­prze­strze­ni­ły się po ca­łej zie­mi wszel­kie cier­pie­nia, tro­ski, nie­do­le, cho­ro­by i za­ra­zy, od tej chwi­li tra­pią­ce ludz­kość. Zło­śli­we go­rącz­ki gra­so­wa­ły wszę­dzie, a po­nu­ry syn Nocy Ta­na­tos (Śmierć) z opusz­czo­ną po­chod­nią biegł od domu do domu.

I Pro­me­te­usz nie uszedł kary. Zeus roz­ka­zał He­fa­isto­so­wi i jego słu­gom schwy­cić zu­chwa­łe­go Ty­ta­na i przy­kuć go że­la­zne­mi łań­cu­cha­mi do stro­mej ska­ły nad… prze – pa­ścią w gó­rach Kau­ka­zu. Dla po­więk­sze­nia mę­czar­ni ska­zań­ca, z roz­ka­zu bo­gów, orzeł szar­pał mu wą­tro­bę. Do­pó­ty mia­ła trwać męka, póki mię­dzy "nie­śmier­tel­ny­mi" nie znaj­dzie się taki, któ­ry do­bro­wol­nie zgo­dzi się umrzeć za Pro­me­te­usza.

Przez wie­ki cale, za­wie­szo­ny mię­dzy nie­bem i zie­mią, cier­piał Pro­me­te­usz strasz­ne ka­tu­sze. Pro­mie­nie słoń­ca pie­kiel­nym ża­rem pa­li­ły jego cia­ło, a sen ani na chwi­lę nie zmru­żył jego zmę­czo­nych po­wiek. Jed­nak po­mi­mo naj­okrut­niej szych mę­czar­ni spo­koj­nie wi­siał Ty­tan na łań­cu­chu i cier­pli­wie ocze­ki­wał wy­ba­wie­nia, wie­dział bo­wiem, że wy­zwo­li go z wię­zów po­to­mek w trzy­na­stem po­ko­le­niu pięk­nej, przez Zeu­sa uko­cha­nej, Jo (1).

Ja­koż istot­nie He­ra­kles (Her­ku­les), po­to­mek Jo, w po­dró­ży do ogro­du He­spe­ryd po zło­te jabł­ka, przy­był do owej ska­ły na Kau­ka­zie i uli­to­wał się nad lo­sem Pro­me­te­usza. Za­bił orła strza­łą, pusz­czo­ną z łuku, ro­ze­rwał łań­cu­chy i upro­wa­dził ska­zań­ca. Mu­siał wszak­że Pro­me­te­usz, na pa­miąt­kę kary Zeu­sa, dźwi­gać cią­gle jed­no ogni­wo łań­cu­cha z ka­wał­kiem ska­ły.

Za­ra­zem speł­nił się wy­rok Zeu­sa, że Pro­me­te­usz może być uwol­nio­ny od kary tyl­ko przez do­bro­wol­ną śmierć – za­stęp­cy. Nie­śmier­tel­ny Ken­taur (2) Che­iron, przy­pad­ko­wo zra­nio­ny za­tru­tą strza­łą, pod­dał się do­bro­wol­nie śmier­ci, któ­rej mógł unik­nąć i oznaj­mił, że zstę­pu­je do "kró­le­stwa zmar­łych" za­miast Pro­me­te­usza.

Z cza­sem Zeus po­go­dził się z Pro­me­te­uszem, a lu­dzie, pa­mię­ta­jąc o wy­świad­czo­nych im do­bro­dziej­stwach, od­da­wa­li sy­no­wi Ja­pe­to­sa cześć bo­ską.

–- (1) czyt.: Ijo.

(2) Ken­tau­ry (Cen­tau­ry) były to ol­brzy­mie isto­ty po­dob­ne z ca­łe­go cia­ła do koni, z gło­wy zaś i pier­si do lu­dzi. Nią­śmier­tel­ny Che­iron, syn Kro­no­sa, nie na­le­żał wła­ści­wie do rodu Ken­tau­rów, tyl­ko miał taką samą po­stać. Był on sław­nym le­ka­rzem, wróż­bi­tą i mu­zy­kiem.II. PER­SE­USZ.

Per­se­usz, je­den z naj­sław­niej­szych ba­jecz­nych bo­ha­te­rów Gre­cyi, był, we­dług po­da­nia, sy­nem Zeu­sa i pięk­nej Da­nae, cór­ki Akri­zio­sa, kró­la Ar­go­su.

Wy­rocz­nia prze­po­wie­dzia­ła temu kró­lo­wi śmierć z ręki wnu­ka. W oba­wie, żeby się prze­po­wied­nia nie speł­ni­ła, Akri­zios ka­zał za­mknąć cór­kę w nie­do­stęp­nej wie­ży, o spi­żo­wych ścia­nach; do tej kry­jów­ki nikt nie miał pra­wa wcho­dzić, na­wet pro­mień słoń­ca nig­dy tam nie za­glą­dał.

W zu­peł­nej sa­mot­no­ści spę­dza­ła Da­nae mło­de lata.. Aż Zeus, zdję­ty li­to­ścią nad jej lo­sem, wszedł do wię­zie­nia w po­sta­ci "zło­te­go desz­czu" i za­warł z nią zwią­zek mał­żeń­ski.

W ciem­nej celi uro­dził się Per­se­usz, a pierw­szy okrzyk, jaki, przy­cho­dząc na świat, wy­dał, był ha­słem wy­ro­ku śmier­ci dla nie­go sa­me­go i nie­szczę­śli­wej mat­ki. Usły­szaw­szy bo­wiem krzyk nie­mow­lę­cia, Akri­zios, za­nie­po­ko­jo­ny i drę­czo­ny okrut­ną oba­wą, po­biegł do wie­ży, od­trą­cił ko­bie­tę, sto­ją­cą na stra­ży, i wpadł do ciem­ni­cy, gdzie uj­rzał cór­kę pie­lę­gnu­ją­cą czu­le syn­ka.

Pa­mięć na groź­ną prze­po­wied­nię ode­bra­ła mu roz­są­dek i stłu­mi­ła uczu­cie oj­cow­skie. O wła­sne bez­pie­czeń­stwo dba­jąc je­dy­nie, ka­zał zro­bić wiel­ką, skrzy­nię.

drew­nia­ną, za­mknąć w niej Da­nae z dzie­cię­ciem i wrzu­cić do mo­rza.

Ale Zeus czu­wał nad ska­za­ny­mi na śmierć: po­py­cha­na lek­kim wie­trzy­kiem skrzy­nia su­nę­ła się po spie­nio­nej po­wierzch­ni fal mor­skich i do­pły­nę­ła szczę­śli­wie do wy­spy Se­ri­fos, gdzie wła­śnie Dik­tys, brat ta­mecz­ne­go władz­cy Po­li­dek­te­sa, za­rzu­cał sie­ci na ryby. Zdzi­wio­ny wi­do­kiem skrzy­ni, wy­cią­gnął ją z wody i za­pro­wa­dził ura­to­wa­ną Da­nae z sy­nem na dwór bra­ta swe­go.

Po­li­dek­tes przy­jął ich bar­dzo go­ścin­nie, i w domu jego Per­se­usz wy­rósł na bo­ha­ter­skie­go mło­dzia­na, któ­re­mu w sile i męz­twie nikt w ca­łej Hel­la­dzie nie mógł do­rów­nać. Sła­wa Per­se­usza wzbu­dzi­ła po­dej­rze­nie i trwo­gę w du­szy Po­li­dek­te­sa, któ­ry za­czął się oba­wiać, żeby jego mło­dy wy­cho­wa­niec nie ode­brał mu tro­nu, a na­wet ży­cia. Za­czął więc pod­nie­cać jego mi­łość wła­sną i chęć przy­gód awan­tur­ni­czych, aż wresz­cie do­pro­wa­dził do tego, że mło­dzie­niec sam do­bro­wol­nie wy­ra­ził za­miar od­szu­ka­nia Gor­go­ny Me­du­zy i ucię­cia jej gło­wy.

Chy­try opie­kun zgo­dził się chęt­nie na zu­chwa­łe po­sta­no­wie­nie mło­dzień­ca i pu­ścił go na po­szu­ki­wa­nie po­two­ry, o któ­rej Per­se­usz wie­dział tyle tyl­ko, że prze­by­wa gdzieś za Oce­anem, na "noc­nych krań­cach" zie­mi.

Sta­ro­żyt­ni Gre­cy są­dzi­li, że zie­mia jest nie­ru­cho­mą, wy­pu­kłą płasz­czy­zną, po­dob­ną do tar­czy, ze wszech stron oto­czo­ną oce­anem. Brze­gi tej tar­czy były pod­nie­sio­ne dla sta­wie­nia opo­ru fa­lom mor­skim. Nad zie­mią roz­po­star­te było skle­pie­nie nie­bios, po­dob­ne do na­mio­tu, opie­ra­ją­ce­go się na owych pod­wyż­szo­nych kra­wę­dziach. Co­dzień rano bóg He­lios, za­przą­gł­szy do wozu czte­ry dziel­ne ru­ma­ki, wiózł słoń­ce od wscho­du ku za­cho­do­wi, gdzie wie­czo­rem, na "krań­cu noc­nym" za­nu­rza­ło się w Oce­anie. Wiel­cy bo­go­wie prze­by­wa­li w prze­stwo­rze po­wietrz­nym, mię­dzy zie­mią a skle­pie­niem nie­ba, a głów­ną ich sie­dzi­bą był wspa­nia­ły pa­łac na szczy­cie Olim­pu w Tes­sa­lii.

Pod po­wierzch­nią zie­mi, głę­bo­ko w jej wnę­trzu le­żał "świat pod­ziem­ny", pań­stwo Ha­de­sa, na za­cho­dzie wpa­da­ła rze­ka, wy­pły­wa­ją­ca z Oce­anu. Ta rze­ka, zwa­na Styk­sem, sta­no­wi­ła gra­ni­cę, któ­rą na­le­ża­ło prze­być, aby się do­stać do świa­ta pod­ziem­ne­go "pań­stwa cie­niów".

Me­du­za, z któ­rą chciał sto­czyć wal­kę Per­se­usz, była jed­ną z trzech sióstr Gor­gon, có­rek For­ki­sa, jed­ne­go z boż­ków mor­skich i Kety.

Bo­gi­ni Ate­ne, roz­gnie­wa­na na Me­du­zę za znie­wa­że­nie jej świą­ty­ni, za­mie­ni­ła wło­sy tej Gor­go­ny w węże. Dwie sio­stry Ste­ine i Eur­ja­la były nie­śmier­tel­ne, trze­cia zaś, Me­du­za – śmier­tel­na.

Ate­nę i Her­mes czu­wa­li nad Per­se­uszem i w ciem­no­ściach nocy za­pro­wa­dzi­li go do pań­stwa Grai, zwa­nych tak­że For­ki­da­mi, po­nie­waż, rów­nie jak Gor­go­ny były cór­ka­mi For­ki­sa.

Trzy sio­stry Gra­je ("po­si­wia­łe") były isto­ty po­twor­ne, sta­re od uro­dze­nia, miesz­ka­ją­ce w ciem­nej ja­ski­ni, nie­da­le­ko od wej­ścia do Tar­ta­ru. Mia­ły one do wspól­ne­go użyt­ku je­den tyl­ko ząb i jed­no oko. Gra­je były nie­gdyś niań­ka­mi Gor­gon i do ta­jem­ni­czej ich sie­dzi­by one je­dy­nie zna­ły dro­gę.

Ukry­ty w gę­stej trzci­nie Per­se­usz do­cze­kał się chwi­li, kie­dy Gra­je za­snę­ły, wśli­zgnął się do ja­ski­ni i za­brał im je­dy­ny ząb i je­dy­ne oko. Z temi skar­ba­mi w ręku bo­ha­ter obu­dził trzy sio­stry, i w za­mian za od­da­nie zęba i oka za­żą­dał, żeby mu wska­za­ły dro­gę do sie­dzi­by Me­du­zy. Gra­je mu­sia­ły zgo­dzić się na to żą­da­nie i nad­to za­pro­wa­dzić Per­se­usza do pa­ła­cu Nimf, któ­re po­sia­da­ły orę­że i na­rzę­dzia po­trzeb­ne do wal­ki z Gor­go­ną.

Nim­fy były to mło­de ko­bie­ty, isto­ty po­śred­nie mię­dzy bo­ga­mi a ludź­mi, prze­by­wa­ją­ce na po­lach, w gó­rach, la­sach, rze­kach i je­zio­rach, ko­cha­ne i czczo­ne przez wszyst­kich i dla wszyst­kich życz­li­we. Pę­dzi­ły one ży­cie we­so­łe. Od Nimf do­stał Per­se­usz hełm, któ­ry go czy­nił nie­wi­dzial­nym, skrzy­dla­te san­da­ły, któ­re obuw­szy, mógł uno­sić się w po­wie­trze, i wo­rek, sple­cio­ny z nici srebr­nych. Prócz tego Ate­ne dała mu zwier­cia­dla­ną tar­czę, a Her­mes – ostry sierp dja­men­to­wy.

Za­opa­trzo­ny w to wszyst­ko, Per­se­usz wzniósł się w po­wie­trze i wkrót­ce przy­był do kra­iny, po­zba­wio­nej słoń­ca, gdzie miesz­ka­ły Gor­go­ny.

Wła­śnie wszyst­kie trzy spa­ły, kie­dy Per­se­usz spu­ścił się na ru­ma­ku na zie­mię, nie­wi­dzial­ny, dzię­ki heł­mo­wi, któ­ry miał na gło­wie. Po­mny prze­stróg Ate­ny, od­wró­cił się do nich ple­ca­mi, Gor­go­ny bo­wiem każ­de­go, kto na nie spoj­rzał, prze­klę­tą siłą swe­go wzro­ku za­mie­nia­ły w ka­mień. Zwró­cił tyl­ko ku nim swą po­ły­sku­ją­cą, sta­lo­wą tar­czę, i gdy w niej, jak w zwier­cia­dle, uj­rzał te po­two­ry w ca­łej ich obrzy­dli­wo­ści, na­wet dziel­ne jego ser­ce za­drża­ło. Twa­rze Gor­gon były po­kry­te łu­ską smo­czą, u nóg mia­ły zło­te skrzy­dła, ręce z że­la­za, zęby ich po­dob­ne były do kłów dzi­ka, ję­zy­ki wy­wie­szo­ne, a na gło­wach za­miast wło­sów były splo­ty ja­do­wi­tych wę­żów. Prze­ję­ty stra­chem Per­se­usz, ze zna­mion, ja­kie dali mu bo­go­wie, po­znał w tar­czy, któ­ra z nich jest Me­du­zą, na chwi­lę za­mknął oczy, po­czem, ści­snąw­szy moc­no rę­ko­jeść sier­pa, chwy­cił Me­du­zę za ga­dzi­ny, po­ru­sza­ją­ce się u jej gło­wy, wzniósł sierp i sil­nem ude­rze­niem od­ciął łeb od tu­ło­wia po­two­ra. W tej­że chwi­li z tu­ło­wia Me­du­zy wy – sko­czył koń skrzy­dla­ty Pe­gaz, uniósł się w górę i znikł w ob­ło­kach. Gdy łeb spadł, bo­ha­ter chwy­cił go pręd­ko, nie od­wra­ca­jąc twa­rzy, rzu­cił do wor­ka, i lo­tem strza­ły wzniósł się w po­wie­trze, pę­dząc w tę stro­nę, gdzie w od­da­li ja­śnia­ło świa­tło dzien­ne. Wark­nię­cie sier­pa roz­bu­dzi­ło dwie śpią­ce sio­stry. Z prze­raź­li­wym wrza­skiem, z roz­war­te­mi pasz­cza­mi, wzla­tu­jąc na smo­czych skrzy­dłach, rzu­ca­ły się one na wszyst­kie stro­ny i szu­ka­ły za­bój­cy, aby go roz­szar­pać ja­do­wi­te­mi szpo­na­mi. Na­próż­no jed­nak prze­szy­wa­ły ciem­no­ści nocy ocza­mi, sy­pią­ce­mi mor­der­cze iskry: nie­wi­dzial­ny pod osło­ną heł­mu Per­se­usz uszedł szczę­śli­wie po­go­ni. Po­śpiesz­nie prze­le­ciał nad za­chod­nią czę­ścią Afry­ki, pia­sczy­sta pu­sty­nią Li­bji, a z kro­pel krwi Me­du­zy, któ­re są­czy­ły się z wor­ka i spa­da­ły na zie­mię, po­wsta­ły ja­do­wi­te węże, jak wia­do­mo, bar­dzo licz­ne w tych kra­jach.

W pu­sty­niach afry­kań­skich Per­se­usz po­czuł się bez­piecz­niej­szym i chcąc tro­chę od­po­cząć, spu­ścił się w od­wie­dzi­ny do Ty­ta­na Atla­sa, na któ­re­go ol­brzy­mich bar­kach spo­czy­wał cię­żar skle­pie­nia nie­bios. Wład­ca ten po­sia­dał gaj z drze­wa­mi, z któ­rych zwi­sa­ły zło­te owo­ce. Uprze­dzo­ny jed­nak źle przez wy­rocz­nię wzglę­dem syna Zeu­so­we­go – od­mó­wił mu go­ścin­no­ści. Per­se­usz ob­ra­żo­ny wy­jął z wor­ka gło­wę Me­du­zy i wy­su­nął ją przed oczy nie­li­to­ści­we­go ol­brzy­ma. Dźwi­ga­ją­cy nie­bo Atlas ska­mie­niał, a po­tęż­ny jego tu­łów za­mie­nio­ny zo­stał w górę ska­li­stą, któ­rej wierz­cho­łek wy­so­ko się wzno­si, bro­da zaś i wło­sy prze­mie­ni­ły się w lasy.

Le­cąc wciąż da­lej i da­lej, przy­był Per­se­usz do Etjo­pji. Na­gle usły­szał jęki i zo­ba­czył prze­cud­nej uro­dy dzie­wi­cę, przy­ku­tą do ska­ły nad­mor­skiej, pięk­ną An­dro­me­dę, cór­kę Ke­fe­usza, zo­sta­wio­ną tam na pa­stwę mor­skie­go po­two­ra, któ­ry otwie­rał już pasz­czę, żeby ją po­łknąć, w chwi­li, kie­dy zja­wił się bo­ha­ter.

An­dro­me­da ska­za­na była przez wy­rocz­nię na śmierć dla prze­bła­ga­nia gnie­wu boga Po­ze­ido­na i nimf mor­skich Ne­re­id, któ­re mat­ka jej Kas­sio­pea ob­ra­zi­ła, po­rów­ny­wa­jąc swą pięk­ność z ich pięk­no­ścią. Wi­dok drżą­cej i bla­dej ofia­ry obu­dził li­tość w ser­cu Per­se­usza. Wyj­mu­je z wor­ka gło­wę Me­du­zy i zwra­ca ją twa­rzą prze­ciw stra­szy­dłu mor­skie­mu; w jed­nej chwi­li po­twór za­mie­nia się w ka­mień i to­nie w głę­bi­nie.

Pe­łen ra­do­ści i dumy uwal­nia Per­se­usz z wię­zów An­dro­me­dę, pro­wa­dzi ją do domu uszczę­śli­wio­nych ro­dzi­ców i oświad­cza, że chce się z nią że­nić. Ro­dzi­ce zgo­dzi­li się chęt­nie i za­czę­li ro­bić przy­go­to­wa­nia do we­se­la mło­dej pary.

Ale gdy już zgro­ma­dzi­li się go­ście we­sel­ni, zja­wia się na­gle Fi­ne­usz stryj An­dro­me­dy, z mło­dzień­cem, któ­ry daw­niej chciał ją za­ślu­bić. Obaj mie­li w ręku dłu­gie włócz­nie i gro­zi­li śmier­cią wszyst­kim obec­nym, je­że­li cór­ka kró­lew­ska za­ślu­bi Per­se­usza. Na­pad­nię­ci chwy­ci­li za broń i za­wrza­ła wal­ka za­wzię­ta. Za­uwa­żył jed­nak Per­se­usz, że licz­ba jego przy­ja­ciół wciąż się zmniej­sza. Zra­zu wal­czył on dziel­nie dja­men­to­wym sier­pem, ale wi­dząc nie­bez­pie­czeń­stwo, gro­żą­ce kró­lo­wi, krzyk­nął na­gle grzmią­cym gło­sem: "kto jest moim przy­ja­cie­lem, niech się od­wró­ci do mnie ple­ca­mi!" po­czem wy­do­był z wor­ka gło­gę Me­du­zy i po­ka­zał ją swym wro­gom, któ­rzy wnet ska­mie­nie­li, za­cho­wu­jąc po­stać, jaką przy­bra­li wśród za­cię­tej po­tycz­ki.

Gdy Per­se­usz rzu­cił okiem na salę, w któ­rej tak nie­daw­no brzmia­ły we­so­łe okrzy­ki, zdjął go strach wo­bec po­tę­gi tej okrop­nej bro­ni, jaką po­sia­dał. Ofia­ro­wał więc póź­niej, na do­wód wdzięcz­no­ści, gło­wę Me­du­zy opie­kun­ce swej Ate­nie, któ­ra od­tąd no­si­ła ją na tar­czy lub na pan­ce­rzu osła­nia­ją­cym pier­si. Hełm zaś, san­da­ły i srebr­ny wo­rek ode­słał Per­se­usz na­po­wrót Nim­fom przez Her­me­sa.

Po­tem pu­ścił się w dal­szą dro­gę, przy­był szczę­śli­wie z mło­dą żoną na dwór kró­la Po­li­dek­te­sa i na­tych­miast wziął udział w igrzy­skach, któ­re ten dla pod­da­nych swo­ich i go­ści wy­pra­wił. Krąg me­ta­lo­wy (di­skos), rzu­co­ny ręką Per­se­usza, tra­fił przy­pad­kiem w gło­wę nie­zna­ne­go ni­ko­mu wi­dza i za­bił go na miej­scu.

Nie omy­li­ła się wy­rocz­nia, bo jak się póź­niej oka­za­ło, za­bi­tym był dzia­dek bo­ha­te­ra, Akri­zios z Ar­go­su, ten, któ­ry tak okrut­nie ob­szedł się z cór­ką i któ­ry jako po­dróż­ny przy­pa­try­wał się za­ba­wie, nie prze­czu­wa­jąc, co go cze­ka.

Per­se­usz dłu­gie lata żył szczę­śli­wie z An­dro­me­dą i był oj­cem wa­lecz­ne­go i dum­ne­go rodu kró­lew­skie­go.

Po śmier­ci bo­ha­te­ra, dla uczcze­nia jego pa­mię­ci, nie­tyl­ko wznie­sio­no świą­ty­nię, ale na­wet zbu­do­wa­no całe mia­sto (Mi­ke­nę), a po­tom­ni od­da­wa­li mu cześć bo­ską. Bo­go­wie zaś umie­ści­li go wraz z An­dro­me­dą po­mię­dzy gwiaz­da­mi, na dro­dze mlecz­nej.

Dwóm gwiaz­do­zbio­rom nada­no imio­na sław­ne­go bo­ha­te­ra i pięk­nej jego mał­żon­ki.III. HE­RA­KLES.

Ża­den z bo­ha­te­rów grec­kich nie był tak czczo­ny jak He­ra­kles, któ­re­go Rzy­mia­nie prze­zwa­li Her­ku­le­sem.

Był on sy­nem Zeu­sa i Alk­me­ny, po­cho­dzą­cej z rodu sław­ne­go Per­se­usza, a wy­cho­wy­wał się pod opie­ką krew­ne­go swej mat­ki Am­fi­tr­jo­na, kró­la Ty­ryn­su.

Od uro­dze­nia znie­na­wi­dzi­ła He­ra­kle­sa "kró­lo­wa nie­bios" Hera i do­kła­da­ła wszel­kich sta­rań, aże­by go zgu­bić; więc też ży­cie jego było pa­smem cier­pień i tru­dów nad­ludz­kich. Ale wła­śnie przez cier­pie­nia i wal­ki, w któ­rych oka­zy­wał wiel­kość du­szy, stał się wyż­szym nad in­nych śmier­tel­ni­ków. Nie­na­wiść Hery była przy­czy­ną jego sła­wy i dla­te­go Gre­cy na­zy­wa­li go He­ra­kle­sem, co zna­czy., wsła­wio­ny z przy­czy­ny Hery".

Bo­ha­ter ten uro­dził się w Te­bach, w Bo­jo­tji (Be­ocji). Jesz­cze był nie­mow­lę­ciem w ko­leb­ce, kie­dy Hera na­sła­ła na nie­go dwa okrop­ne węże, któ­re ob­wi­nę­ły się na­oko­ło rą­cząt i szyj­ki dziec­ka. Ani mat­ka, któ­ra spa­ła, ani pia­stun­ka nie spo­strze­gły strasz­nych ga­dów. Ale ma­leń­ki He­ra­kles nie uląkł się, śmia­ło schwy­cił oba węże za szy­ję i udu­sił je, za­nim wy­stra­szo­na pia­stun­ka zdą­ży­ła nad­biedz mu z po­mo­cą. Zna­ko­mi­ty wróż­bi­ta Te­ire­zias prze­po­wie­dział wte­dy, że chło­pię, któ­re ta­kie­go czy­nu do­ko­na­ło, mieć bę­dzie przy­szłość wiel­ką, lecz peł­ną cier­pień.

Sko­ro He­ra­kles tro­chę pod­rósł, po­wie­rzo­no go opie­ce zna­ko­mi­tych na­uczy­cie­li; jed­nym z nich był póź­niej­szy wy­ba­wi­ciel Pro­me­te­usza, Che­iron.

He­ra­kles był pil­nym uczniem i wiel­kie ro­bił po­stę­py. Z trud­no­ścią tyl­ko przy­cho­dzi­ło mu na­uczyć się mu­zy­ki na li­rze. Kie­dy pew­ne­go razu Li­nos, mistrz mu­zy­ki, któ­ry uczył go gry na li­rze, uka­rał go nie­słusz­nie, He­ra­kles wpadł w strasz­ny gniew i tak sil­nie ude­rzył Li­no­sa lirą w gło­wę, że sta­rzec wkrót­ce umarł. Za karę wy­słał Am­fi­tr­jon He­ra­kle­sa na górę Ki­ta­iron i ka­zał mu tam paść by­dło, owce i kozy. W gó­rach wy­rósł mło­dy pa­sterz na naj­sil­niej­sze­go i naj­pięk­niej­sze­go męż­czy­znę w ca­łej Hel­la­dzie: gdy miał lat ośm­na­ście, miał wzro­stu czte­ry łok­cie.

Pew­ne­go dnia, gdy sie­dział za­du­ma­ny, pil­nu­jąc trzo­dy, sta­nę­ły przed nim dwie nie­zna­jo­me ko­bie­ty. Jed­na była peł­na god­no­ści i po­wa­gi, skrom­nie odzia­na; dru­ga – za­chwy­ca­ją­co pięk­na, stroj­na, ob­wie­szo­na klej­no­ta­mi.

– Synu Zeu­sa – za­wo­ła­ła ta dru­ga, uprze­dza­jąc swo­ją to­wa­rzysz­kę – chodź ze mną, weź mnie za przy­ja­ciół­kę. Dłu­gie ży­cie uczy­nię dla cie­bie jed­nym dniem roz­ko­szy, nie na­po­tkasz żad­nych prze­szkód na twej dro­dze, nie za­znasz żad­nych przy­kro­ści, trosk i tru­dów, ani pra­cy, ani woj­ny. Bę­dziesz miał naj­smacz­niej­sze po­tra­wy i na­po­je, wszyst­kie zmy­sły two­je za­chwy­cać się będą, bom ja jest Roz­kosz, uszczę­śli­wie­nie ludz­ko­ści.

– Przy­cho­dzę do cie­bie, He­ra­kle­sie – rze­kła pierw­sza – bo mam na­dzie­ję, że złą­czo­ny ze mną, do­ko­nasz: wznio­słych i pięk­nych czy­nów. Nie przy­rze­kam ci ła­twych przy­jem­no­ści, gdyż moje do­bra osią­gnąć tyl­ko moż­na w cięż­kim tru­dzie. Je­że­li wy­trwasz, po­zy­skasz praw­dzi­we za­do­wo­le­nie i sła­wę. Two­ja dro­ga – do­da­ła, zwra­ca­jąc się do to­wa­rzysz­ki – pro­wa­dzi do upad­ku i zwąt­pień, moja – do szczyt­nej nie­śmier­tel­no­ści, bo ja je­stem Cno­tą.

– Bądź moją prze­wod­nicz­ką! – za­wo­łał He­ra­kles.

A gdy obie ko­bie­ty zni­kły, po­wstał raź­nie i przy­siągł so­bie, że pój­dzie przez ży­cie dro­gą, wska­za­ną przez cno­tę. Po­sta­no­wił oswo­bo­dzić ludz­kość od wszel­kie­go ro­dza­ju jej wro­gów, czy to złych łu­dzi, czy też od dzi­kich zwie­rząt. Z drze­wa oliw­ne­go spo­rzą­dził so­bie cięż­ką ma­czu­gę, któ­rej uży­wał jako bro­ni.

Wkrót­ce po­tem wy­ko­nał pierw­szy czyn bo­ha­ter­ski: za­bił lwa, któ­ry w gó­rach Ki­te­ro­nu, roz­cią­ga­ją­cych się mię­dzy Be­ocyą i At­ty­ką, po­ry­wał by­dło i owce Am­fi­try­ona. Skó­rą tego lwa He­ra­kles od­tąd się odzie­wał. Kie­dy zaś nie­przy­jaź­ni są­sie­dzi na­pa­dli na mia­sto Teby i od­pie­ra­ją­cy ich król Ti­ryn­su, Am­fi­try­on, po­legł w wal­ce, He­ra­kles rzu­cił pa­ster­stwo, po­śpie­szył na obro­nę mia­sta ro­dzin­ne­go, po­bił wro­gów i zdo­był sto­li­cę ich, Or­cho­me­nos.

Sła­wa tej bo­ha­ter­skiej wy­pra­wy wpra­wi­ła w po­dziw całą Hel­la­dę, bo­go­wie zaś ob­da­rzy­li go cen­ne­mi da­ra­mi. Ate­ne dała mu pan­cerz, Apol­lon strza­ły, He­fa­istos dał zło­ty saj­dak na strza­ły, a Her­mes przy­pa­sał mu miecz. W na­gro­dę za uwol­nie­nie go od nie­przy­ja­ciół, król te­bań­ski Kre­on dał mu swą cór­kę Me­ga­rę za żonę.

Zeus pra­gnął, żeby He­ra­kles pa­no­wał w Mi­ke­nie, i jesz­cze przed przyj­ściem jego na świat przy­siągł, że dzie­cię z rodu Per­se­usza, któ­re się ozna­czo­ne­go z góry dnia uro­dzi, bę­dzie wład­cą tego kra­ju. Tym­cza­sem mści­wa Hera spra­wi­ła, że w ozna­czo­nym dniu uro­dził się Bu­ry­ste­usz, tak­że po­to­mek Per­se­usza, a He­ra­kles do­pie­ro na­za­jutrz. Więc nik­czem­ny i tchórz­li­wy Eu­ry­ste­usz zo­stał kró­lem, a bo­ha­ter­ski He­ra­kles mu­siał mu pod­le­gać. Na­próż­no pró­bo­wał unik­nąć po­ni­ża­ją­cej dumę jego za­leż­no­ści; od­wo­łał się do bo­gów, ale ci oświad­czy­li, że po­wi­nien speł­niać roz­ka­zy swe­go pana. Po tej od­po­wie­dzi zgnę­bio­ny He­ra­kles wpadł w szał, któ­ry za­wzię­ta jego nie­przy­ja­ciół­ka Hera chy­trze w nim pod­nie­ca­ła. Nie­szczę­śli­wy sza­le­niec w na­pa­dzie obłą­ka­nia po­za­bi­jał wła­sne dzie­ci.

Strasz­ną była roz­pacz jego, kie­dy wkrót­ce po­tem szał prze­szedł. Po­wtór­nie za­py­tał bo­gów, co ma czy­nić, ale udał się te­raz z proś­bą o radę do sław­nej wy­rocz­ni w Del­fach, Prze­po­wied­nie gło­sił tam przez usta wieszcz­biar­ki Py­tyi (1) Apol­lon, zwa­ny in­a­czej Fo­ibos (Fe­bus), syn Zeu­sa.

–- (1) Wy­rocz­nia Del­fic­ka mia­ła sie­dzi­bę w nie­wiel­kiem mia­stecz­ku Delfl (Del­foi) w kra­inie grec­kiej Fo­kis (w Fo­cy­dzie), u pod­nó­ża góry Par­nas, na wzgó­rzu am­fi­te­atral­nie (w pół­okrąg) roz­to­czo­nem, i wspar­tem o dwie urwi­ste ska­ły. U stóp jed­nej z tych skał try­ska źró­dło Ka­stal­sk­te, nie­gdyś po­ro­słe do­ko­ła ga­jem waw­rzy­no­wym.

Par­nas był sie­dli­skiem Apol­lo­na i dzie­wię­ciu muz, czy­li bo­giń prze­ło­żo­nych nad sztu­ką i na­uką. Czy­ste wody źró­dła Ka­stal­skie­go da­wa­ły na­tchnie­nie po­etyc­kie.

Mia­sto na wzgó­rzu am­fi­te­atral­nem wy­glą­da­ło ma­low­ni­czo, gdyż domy wzno­si­ły się co­raz wy­żej, a na miej­scu naj­bar­dziej wznie­sio­nem ster­cza­ły mury oka­la­ją­ce świą­ty­nię Apol­lo­na, oraz kil­ka in­nych

W ob­rę­bie świą­ty­ni była szcze­li­na w zie­mi, z któ­rej wy­do­by­wa­ły się odu­rza­ją­ce wy­zie­wy, "tchnie­nie Mat­ki-Gai". Nad tą szcze­li­ną sa­dza­no na trój­no­gu Py­tyę, któ­ra w odu­rze­niu wy­gła­sza­ła wy­ra­zy, uwa­ża­ne za sło­wa sa­me­go boga. Otóż bóg oznaj­mił sta­now­czo He­ra­kle­so- – świą­tyń po­mniej­szych, bo­ga­te skarb­ce i miesz­ka­nia pię­ciu ka­pła­nów, lo­sem wy­bie­ra­nych do­ży­wot­nio z naj­zna­ko­mit­szych ro­dzin.

We­wnątrz ob­wo­du mu­rów miesz­ka­ią tak­że wieszcz­ka, czy­li ka­płan­ka, zwa­na Py­tją (Py­to­nis­sa), któ­ra nie mo­gła mieć mniej niż pięć­dzie­siąt lat, a nad­to mu­sia­ła być oso­bą zna­ną z cnót i nie­po­ka­la­ne­go ży­cia; to… też przy­odzia­na była w sza­ty dzie­wi­cze. Do­ko­ła było mnó­stwo po­mni­ków na­der cen­nych, po­cho­dzą­cych z da­rów i ofiar. Na­zwa Py­tyi stąd po­szła, że w Del­fach Apol­lo za­bił strasz­ne­go węża Py­to­na.

Przy wej­ściu do świę­te­go miej­sca spo­strze­gać się da­wa­ły na­pi­sy, przy­po­mi­na­ją­ce o wy­so­kich pra­wach mo­ral­nych, gło­szo­nych przez sied­miu mę­dr­ców grec­kich ("znaj sie­bie sa­me­go", "we wszyst­kiem za­cho­waj mia­rę" itp.). Prócz tych na­pi­sów zdo­bi­ło mury świą­ty­ni mnó­stwo pięk­nych po­są­gów.

Oprócz po­są­gu Apol­lo­na znaj­do­wał się w świą­ty­ni sto­żek z bia­łe­go mar­mu­ru (Omfa­los), po­czy­ty­wa­ny za śro­dek zie­mi. Za mu­rem świą­ty­ni roz­twie­ra­li się prze­paść, z któ­rej chłod­nem tchnie­niem wio­nął wy­ziew udzie­la­ją­cy pro­ro­cze­go ja­sno­wi­dze­nia. Tuż nad prze­pa­ścią stał ol­brzy­mi trój­nóg spi­żo­wy z sie­dze­niem dla Py­tyi.

O wróż­by mo­gli za­py­ty­wać tyl­ko męż­czyź­ni, któ­rzy, aby stać się god­ny­mi usły­sze­nia wy­ro­ków, po­win­ni byli przed­tem mo­dlić się i po­ścić. Rów­nież po­szcząc, żu­jąc li­ście lau­ro­we i pi­jąc wodę ze źró­dła Kas­so­tis, przy­go­to­wy­wa­ła się Py­tya do wiesz­cze­nia, po­czem, speł­niw­szy jesz­cze róż­ne ob­rzę­dy, wstę­po­wa­ła na trój­nóg. Od­dy­cha­jąc wy­zie­wem z prze­pa­ści, wpa­da­ła zwol­na w za­chwyt, jej cia­ło wstrzą­sa­ło się kon­wul­syj­nie, i w tym sta­nie wy­ma­wia­ła wy­ra­zy, któ­re ka­płan sto­ją­cy tuż obok za­pi­sy­wał, prze­po­wied­nię z nich ukła­dał i py­ta­ją­ce­mu oznaj­miał. Prze­po­wied­nie te były nie­ja­sne, za­gad­ko­we, nie­raz też da­wa­ły się roz­ma­icie wy­kła­dać. W daw­niej­szych cza­sach mia­ły for­mę wier­szo­wa­ną, po­etyc­ką, póź­niej po­prze­sta­wa­no na pro­zie. Naj­więk­si po­eci grec­cy: Pin­dar, Aischy­los, So­fo­kles o wy­rocz­ni lej mó­wią ze czcią głę­bo­ką. Pra­wo­daw­cy grec­cy, wo­dzo­wie i bo­ha­te­ro­wie ucie­ka­li się do niej o radę. Na­wet od ob­cych po­tęż­nych mo­nar­chów przy­by­wa­ły po­sel­stwa, nio­sąc bo­ga­te dary i bła­ga­jąc o wróż­bę.

wi, że po­wi­nien udać się do Mi­ke­ny i speł­niać wszel­kie roz­ka­zy Eu­ry­ste­usza. Ten zaś wy­zna­czył bo­ha­te­ro­wi dzie­sięć prac do wy­ko­na­nia, dzie­sięć czy­nów nad­zwy­czaj­nych.

Pierw­szym czy­nem mia­ło być za­bi­cie ogrom­ne­go lwa… któ­ry pu­sto­szył oko­li­ce świą­ty­ni w Ne­mei. Lew ten nie­tyl­ko wiel­ko­ścią i siłą był strasz­ny, ale skó­rę miał tak twar­dą, że nie­po­dob­na było za­dać mu rany. Kie­dy He­ra­kles po dłu­gich po­szu­ki­wa­niach spo­tkał lwa, strze­lił do nie­go kil­ka­krot­nie z łuku, ale wszyst­kie strza­ły od­sko­czy­ły od skó­ry, Wte­dy rzu­cił się na zwie­rza z ma­czu­gą, wpę­dził go do ja­ski­ni, ude­rze­nia­mi ma­czu­gi po­wa­lił go na zie­mię, le­żą­ce­go chwy­cił za szy­ję i po cięż­kiej wal­ce zdu­sił. Skó­rę zdar­tą z tego lwa oka­zał Eu­ry­ste­uszo­wi, po­tem spo­rzą­dził z niej so­bie nowy płaszcz i hełm; więc łeb lwa okry­wał mu gło­wę, łapy na pier­siach zwią­za­ne przy­trzy­my­wa­ły płaszcz, a po­zo­sta­ła część skó­ry osła­nia­ła mu ple­cy. Kie­dy tę skó­rę Eu­ry­ste­usz zo­ba­czył, tak się jej wi­do­kiem prze­ra­ził, że scho­wał się przed bo­ha­te­rem w pod­zie­miu, w że­la­znej becz­ce. Na przy­szłość zaś roz­ka­zał, żeby He­ra­kles nie wcho­dził do mia­sta, lecz za­trzy­my­wał się przed bra­mą, tam skła­dał do­wo­dy speł­nie­nia po­le­ceń i wy­słu­chi­wał no­wych. W mo­cza­rach Ler­nej­skich, w po­bli­żu mia­sta Ar­gos, żył strasz­ny po­twór, wąż o dzie­wię­ciu gło­wach, z któ­rych jed­na była nie­śmier­tel­ną. Wąż ten był po­tom- -

W póź­niej­szych wie­kach wy­rocz­nia co­raz mniej­szej uży­wa­ła po­wa­gi, choć jesz­cze raz świet­niej­szym bla­skiem oto­czy­ły ją cza­sy rzym­skie­go ce­sa­rza Ha­dr­ja­na (w pierw­szej po­ło­wie II-go wie­ku na­szej ery). Wresz­cie ce­sarz Teo­do­zjusz Wiel­ki osta­tecz­nie zniósł wróż­by Del­fic­kie. Bo­ga­te skar­by świą­ty­ni wie­lo­krot­nie by­wa­ły przez na­jeźdź­ców łu­pio­ne.

Dziś na miej­scu wspa­nia­łych Del­fów znaj­du­je się li­cha wio­sczy­na Ka­stri, przez Al­bań­czy­ków za­miesz­ka­na; jed­nak­że wspa­nia­łe ru­iny świad­czą do­tąd o mi­nio­nej Del­fów wiel­ko­ści.

Mem Ty­fo­na, stu­gło­we­go syna Gai, któ­ry, jako sprzy­mie­rze­niec Kro­no­sa, prze­ciw bo­gom po­wstał i któ­re­go Zeus po­ko­nał i do Tar­ta­ru wtrą­cił. Po­twór, zwa­ny hy­drą ler­nej­ską, nie chciał opu­ścić kry­jów­ki, w któ­rej prze­by­wał, i do­pie­ro rzu­ca­niem za­pa­lo­nych strzał zmu­sił go He­ra­kles do wyj­ścia. Ale za­le­d­wie od­ciął hy­drze jed­ną gło­wę, na jej miej­sce wnet dwie nowe wy­ra­sta­ły. Kie­dy roz­my­ślał, ja­kim­by spo­so­bem zgła­dzić po­two­ra, na po­moc hy­drze zja­wił się ol­brzy­mi rak, któ­ry klesz­cza­mi sil­nie ści­snął nogę bo­ha­te­ra.

Cięż­ka była wal­ka prze­ciw dwóm na raz po­two­rom. He­ra­kles ude­rze­niem ma­czu­gi zgru­cho­tał wresz­cie raka, a sio­strzeń­co­wi swe­mu Jo­la­oso­wi, któ­ry mu w tej wy­pra­wie to­wa­rzy­szył, ka­zał roz­ża­rzyć wiel­ką głow­nię; sko­ro tyl­ko He­ra­kles ze­tnie gło­wę hy­drze, ten miał na­tych­miast przy­pa­lać skrwa­wio­ną szy­ję. Spo­sób był do­bry, bo istot­nie po przy­pa­le­niu ran, gło­wy już nie od­ra­sta­ły. Po­zo­sta­ła tyl­ko ostat­nia, nie­śmier­tel­na, któ­rą bo­ha­ter przy­du­sił do zie­mi i przy­wa­lił ol­brzy­mim odła­mem ska­ły, żeby po­twór nie mógł się po­ru­szyć. He­ra­kles strza­ły swo­je umo­czył w ja­dzie hy­dry, przez co po­zy­skał strasz­ną broń, gdyż rany, temi strza­ła­mi za­da­ne, były nie­ule­czal­ne.

Do wy­ko­na­nia trze­ciej pra­cy trze­ba było wiel­kiej zręcz­no­ści i wy­trwa­ło­ści, cho­dzi­ło bo­wiem o schwy­ta­nie żyw­cem "świę­tej" łani ze zło­te­mi ro­ga­mi i mie­dzia­nem! no­ga­mi, prze­by­wa­ją­cej na gó­rze Ke­ry­nei, a na­le­żą­cej do su­ro­wej bo­gi­ni Ar­te­mi­dy (Dy­any), sio­stry Apol­lo­na, któ­ra za naj­mniej­sze uchy­bie­nie so­bie, a zwłasz­cza za znie­wa­że­nie po­świę­co­nych jej ob­sza­rów sro­go śmier­tel­ni­ków ka­ra­ła. Przez cały rok upę­dzał się He­ra­kles za ła­nią, go­nił ją aż do naj­dal­szych krań­ców Pół­no­cy i do­pie­ro gdy ją na­po­wrót za­pę­dził do Ar­ka­dji, uda­ło mu się zra­nić zwie­rzę w nogę, a na­stęp­nie schwy­tać.

Za­niósł ją Eu­ry­ste­uszo­wi, a po­nie­waż dzia­łał z jego roz­ka­zu, któ­re­mu z woli bo­gów mu­siał być po­słusz­nym, prze­ba­czy­ła mu Ar­te­mis po­rwa­nie ulu­bio­nej łani.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: