- W empik go
Podlotek: komedya w 4 aktach - ebook
Podlotek: komedya w 4 aktach - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 222 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
PAN KLEOFAS SZMURŁO.
DELFINA, jego zona.
FELUNIA, ich piętnastoletnia córka.,
PANNA MODESTA, siostra p. Szmurły.
PAN DAMAZY BRZECHWA.
LEON.
WALERY.
PANI PAPLEWICZ.
z gości:
PIERWSZY
DRUGI
TRZECI
LISTONOSZ.
tragarz:
PIERWSZY
DRUGI
p. Szmurły:
SŁUŻĄCY
JULKA, pokojowa
Rzecz dzieje się w stolicy, w dworku przedmiejskim p. Szmurły
AKT PIERWSZY.
(Pokój w dworku przedmiejskim pana Kleofasa. Na lewo od widzów ku przodowi sceny stolik, przed którym siedząc panna Modesta Madzie zwolna kabałą. – Twarz jej podwiązała chuste-
czką szafranowego koloru – często zażywa z tabakierki).
PANNA MODESTA (sama – tasując karty w zamyśleniu).
Po raz trzeci już karty prawią mi to samo…
(układa karty)
Hm, szczególne! – Król karo znów z kierową damą…
Król karo, to kawaler. Walet myśli znaczy…
Te myśli są przy pannie… tak, tak,… nie inaczej…
Jego myśli przy pannie… Proszę… same kiery…
Hm, szczególne… raz trzeci… to nie bez kozery!…
Fiu! Fiu!… Winna dziesiątka… A to traf nie lada;
Po raz trzeci uparcie koło damy pada…
Proszę… Winna dziesiątka… A to znaczy wiele!
Fiu! Fiu! winna dziesiątka… wesele!… wesele!…
Aj! dalibóg… co widzę!… Przeciem nie zaspana!…
Trzy asy w jednym rzędzie… odmiana!… odmiana!…
Tylko ta, ta tref-dama wlazła mi do głowy…
To plotki… Jakieś plotki… intrygi… odmowy…
.Iuż pięć razy mi męża w złości odmówili!
Zazdrość… zazdrość… (po chwili) Czy pójdę za mąz?… Czyli.
Jużci, że pójdę… jużci!… Tak mi mówikarta… | W.yn.
A kabała nie zwodzi… o! całuska warta!!…
Król-karo, walet-karo i dama kierowa…
Trzy asy w jednym rzędzie… ha, aż pęxa głowa….
Ej!"rozumiem… rozumiem… Pan Brzechwa Dobrodziej…
Tak, tak… ja pójdę zamąż… kabała nie zwodzi….
SCENA 2.
TAŻ, SAMA – KLEOFAS – BRZECHWA.
(Porządnie ubrany, ale ubiór zawsze na fałszywce guziki pozapinany
i w nieładzie… mówi prędko… giestykuluje żywo).
Ależ luby sąsiadku… konsyliami miły
Już mi sie twe wywody dyabelme znudziły!
BRZECHWA.
(Stary kawaler – zawsze starannie pozapinany i sztywny – chustezcka na szyi biała – kołnierzyki wysokie – broda w górę – okulary zielone – głowa łysa – laska z gałką domową; wąsy
podgolone tak, że tylko dwa kosmyki pod nosem sterczą).
Bo to przy tej okazi o mój sukces chodzi!
KLEOFAS.
Ależ dai mi…
(spostrzega Modeste, która stara się ukryć karty, chwyta je i rzuca o ziemię).
A to co?…Tfu! Czy to się godzi?
Ciągle karty i karty!… Z tą djablą kabałą
Końca niema i niema dzień cały, noc całą!
MODESTA (w pasyi).
Ależ bracie.
KLEOFAS (biega po pokoju).
Tfu! tfu! tfu! marnować czas boży!
MODESTA.
Impertynent!
BRZECHWA.
(gładzi łysinę i jednym susem staje przy Modeście)
Ach – przy tej okazi niech złoży.
Niech wolno złożyć hołdy najniższemu służce.
(całuje ją w rękę z przesadną galanteryą – ona dyga).
KLEOFAS.
Tfu! wróżby i kabały! Przypatrz się tej wróżce!
Kabały! A to szkandał!
MODESTA.:
Co? Szkandał kabały?
Pan brat większe daleko wyprawiasz szkandały!
Zbierać jakieś rupiecie – i niemi się chwalić!
To szkandał! Lepiej niemi raz w piecu zapalić!
KLEOFAS (łapiąc się za głowę).
ci w głowie rozum sie przewraza?!…
Czy wiesz, co to za trudy, jak mozolna praca?!…
To coś więcej, jak asy, damy i dziesiątki
Prostak! gbur! MODESTA.
KLEOFAS.
To zasługa! Rozumiesz!
MODESTA (zażywając tabaki – drwiąco).
Wielka! Za katy!
KLEOFAS.
Pewnie, że wielka!!
MODESTA (j… w.).
Zbierać stare graty!
KLEOFAS (wybuchając).
Stare graty?!… Więc do nich zaliczże i siebie!
(do Brzechwy)
A przecie za mężulkiem jeszcze w kartach grzebie!
MODESTA.
(do Brzechwy, który od niej do niego biegał z rozpaczliwą miną)
Tak? pan na to pozwalasz?
BRZECHWA (mitygując).
Nie moge niestety.
Przy drażliwej okazi.
MODESTA (z goryczą).
Biedne my kobiety!
Niema już kawalerów, jak dawniej bywali.'
I któż dzisiaj płeć piękną od obelg ocali?
Kto?!!… Lecz po co?… My gardzim wszelaką potwarzą!
Niech się sami panowie swą łaską obdarzą;
Lecz gdzie niema zasługi – (z zabójczem spojrzeniem na Brzechwę) – tam niema nagrody!
BRZECHWA (trzepiąc się).
Ależ przy tej okazi…
MODESTA.
Niema i nagrody!
Sam pan sobie przypiszesz najdotkliwsze szkody!
(do Kleofasa)
Ty zaś – to każdy przyzna – ja – i twoja żona
Ucz się przyzwoitość, od pana Leona!! – (wybiega z furyą).
SCENA 3.
KLEOFAS – BRZECHWA.
BRZECHWA.
Powiem przy tej okazi –
KLEOFAS.
Gwałty mam z Jejmością –
BRZECHWA.
Płeć piękna ma swe prawa –
KLEOFAS.
Idźże z tą pięknością!
BRZECHWA.
Przy tej.
KLEOFAS.
Proszę sąsiadku, zrób mi łaskę jeszcze,
Nie przeszkadzaj mi chwilę, aż mój skarb pomieszczę!
(rozwija papier i dostaje pantofla – patetycznie).
W tym pantoflu –
BRZECHWA.
Sąsiedzie, pozwól mi powiedzieć –
KLEOFAS.
W tym pantoflu –
BRZECHWA.
– Sąsiedzie –
KLEOFAS (sadza go gwałtem).
Proszę cicho siedzieć!
To mi skarb! – Chciał go nabyć pan Piotr – ale wara!
Dwa razy tyle dałem – podbiłem talara,
I mam klejnot, unikat! Pan Piotr niechaj skona!
(tajemniczo).
W tym pantoflu chodziła Sobieskiego zona!
BRZECHWA.
Oho!
KLEOFAS.
Dałbym za niego zrąbać się na ćwierci*
(z dumą podnosząc go w górę).
Pod mm siedział jak trusia Jan trzeci do śmierci!!
BRZECHWA.
Ba! ba! – Ależ skąd pewność? –
KLEOFAS.
Pewność najpewniejsza!!
Ten żydek, co mi nosi te skarby.
BRZECHWA.
To mniejsza…
KLEOFAS.
Ba! zaklął się na duszę, że ten klejnot spada
Sukcessyą w ich familii z pradziada na dziada!
(zawija troskliwie).
BRZECHWA.
(ruszywszy ramionami robi poważną miną).
No – teraz mój sąsiedzie, o chwileczkę proszę.
Ważny nader interes ze sobą przynoszę.
Tedy przy tej okazi –
KLEOFAS.
(sadza go gwałtem w krzesło i sam siada vis-à-vis kiwając się z niecierpliwością).
Tylko żywo – żywo!
BRZECHWA (sztywnie).
Zważywszy, że samotność rzeczą zbyt jest ckliwą,
I że stan kawalerski sprzykrzy się powoli,
Zważywszy, że trza kogoś, mej słabości gwoli.
(maca się po łydkach).
Zważywszy, że na kuchni nic się nie rozumiem,
I że przy tej okazi prac także nie umiem,
Zważywszy, iż kolegów pożenionych tyle –
Powziąłem właśnie zamiar –
KLEOFAS (który siedział bezmyślnie, zrywa się)
Poczekaj-no chwilę!
(biegnie do stolika, próbuje czy pakiet szczelnie zawinięty; kła-
dzie go symetrycznie na środek stołu, mierzy go oczyma, po – prawią, wraca i siada).
BRZECHWA (ocierając czoło).
Chcę się żenić!!
(pauza).
KLEOFAS (wpatruje się w olbrzymią szpiłkę u jego krawatki).
Dla Boga! – Sąsiedzie! chwi… chwilka!
Co to jest?
BRZECHWA (zrywa się)-
Gdzie? – Co? – Gwałtu!… Pająk! – Hę?-
KLEOFAS.
Nie – szpilka!
Szpilka!
BRZECHWA (odsapując).
Tak się przerazić!… Pająków nie lubię.
KLEOFAS.
Sąsiadku! Sąsiadeczku! W domysłach się gubię.
Skąd to masz? Skąd dla Boga!
BRZECHWA.
To po moim dziadku –
KLEOFAS.
Daj mi ją! (całuje go w oba policzki).
Zlitujże się, daj luby sąsiadku!
To nie ma żadnej wcale dla Ciebie wartości;
A dla mnie klejnot, skarby, na pokaz dla gości!
BRZECHWA (na stronie).
Otożem się oświadczył! (głośno) Ależ mój interes.
KLEOFAS.
Chcesz się żenić? – Żeń bratku – pocóż taki skweres!
Żeń się, a szpilkę dawaj! Tyś godna osoba!
Jest siostra, zona, córka – która się podoba!
Tak! (wyciąga mu szpilkę)
Więc moja?… Już moja! interes skończony!
A teraz daj mi spokój, (całuje go w oba policzki) Idź do mojej żony!
(wypycha go delikatnie przez drzwi na lewo).
SCENA 4.
KLEOFAS, (potem) SŁUŻĄCY – JULKA – TRAGARZE.
KLEOFAS (sam).
(wraca do stolika zacierając z ukontentowaniem ręce).
Zanim Leon poczciwy, ten wzór poświęcenia
Przyrzeczone specyały przyszłe bez wątpienia,
tymczasem drogocenne te nowe nabytki
Zapiszę, poustawiam i nalepię kwitki.
(siada przy stole)
Ho! ho! u mnie porządek, jakby w jakim sklepie…
Dalej więc do roboty – numera nalepię….
służący (wchodzi).
Ze wsi listy od rządcy i od leśniczego.
KLEOFAS (tnie papierki).
Nieś do Pani! (służący wychodzi).
No proszę, – jeszcze brakło czego!
Gospodarstwo i zarząd do żony należy.
Ani chwilki spokoju! – pytam kto uwierzy?!
Oj praca! praca! praca!! Co człek traci dla niej!
SŁUŻĄCY (wchodzi).
Któś z urzędu –
KLEOFAS
Do pani!!
SŁUŻĄCY.
Kupiec –
KLEOFAS.
Idź do pani! (służący wychodzi).
Proszę! Urząd i kupiec, gdy jestem zajęty!
Ach tylko nie żeniaczka! To zwyczaj przeklęty!
Ani chwili, by własnej poświęcić się pracy.
Co? własnej? – Nie – dla kraju!-Ale wszyscy tacy.
Żenią się – na gwałt żenią – lezą w słodkie pęta –
I jakiż koniec tego? – Marnują talenta!
Jaki to archeolog byłby ze mnie tegi
Gdyby nie –
SŁUŻĄCA (wchodzi).
Pani prosi…
KLEOFAS.
Ciemięgi! Ciemięgi!
Nie widzicie, że piszę? – Tylko mi tu łaźcie,
To was – (służąca wychodzi). A to skaranie –
(pisze) "Numer sto trzynaście"
"Pantofel Marysieńki" – To skarb! Reszta zero!
(przylepiwszy napis)
Jest! (pisze) "Numer sto czternaście" – Ba! Tu sęk dopiero
Jakie temu dać miano?… Pytanie nie lada!
"Brzechwów stary szpikulec" – Nie! to nie wypada!
"Dawna szpilka"! to mało – "kuriosum" – to wiele –
Hm – syn, ojciec i dziadek – sto lat liczę śmiele –
Więc tak: (pisze) "Szpilka stuletnia" (nalepia) Djablą mam rutynę.
Ale cicho! Już niosą… już niosą – niech zginę!
TRAGARZE (wnoszą kosz).
Co to ludzie kochani?
TRAGARZE.
Pan Leon przysyła.
KLEOFAS.
To mi panie jest słowność, charakteru siła!
nio nich) Dobrze – dobrze- (daje im tryngield i wypycha)
Kollekcya znacznie pomnożona.
Niema nad przyjaciela – niema nad Leona!
(klaka nad koszem).
Bardzo go cenię, bardzo – ja i moja zona!
Fiu! co za odor! – Myszka! Stęchlizna starości!
Ho, ho, zbiór skompletuję – że pękną z zazdrości.
Fiu! fiu! – jakie folianty!
SCENA 5.
KLEOFAS – DELFINA.
(Delfina w wykwintnym domowym ubiorze – chód pretensyonalny – książka w ręku).
DELFINA (przygryzając usta).
Bardzo mnie to dziwi,
Że pan mąż całego domu porządek mi krzywi;
Za lada jakiem głupstwem rozsyła mi łudzi,
W północ ledwie spać daje – równo z świtem budzi,
Cały zarząd, procesa, zwala mi na głowę,
Feluni wychowanie, kłopoty domowe,
Nie zważa na me nerwy, lekturę przerywa,
Zaniedbuje swą żonę, że aż śmierci wzywa,
Naraża na ruinę swój majątek cały –
I to temu kto winien? ot – takie szpargały!!
KLEOFAS (podnosząc głowę).
Dobry wieczór Delfińciu.
DELFINA.
Otóż nowe graty!
KLEOFAS.
Posłuchaj tylko żonciu! (otwiera jedną z książek) "Pegazus skrzydlaty"
(drugą) "Wielki tryumf Beliala" (bierze trzecią) "Trzy rószczki oliwne"
DELFINA (zatykając uszy).
Ach uszy moje, uszy!
KLEOFAS.
Dobrze, ani ziewną.
Ale proszę cię duszko – (wstaje i całuje ją w ręką)
Idź sobie do czarta!
(klęka znowu przy koszu)
DELFINA (rzucając się w krzesło).
Jakto? więc ja nieszczęsna i słowa nie warta?
Ach! ja umrę z rozpaczy! Biedna opuszczona!
KLEOFAS (chwytając inną książkę).
Posłuchajno Delfińciu – (czyta) "Złośliwość skarcona44
Czyli – "Nowa Ksantypa" – prześliczna oktawka!
DELFINA.
(puszcza z ręki romans, – chustkę do ócz przyciska, płacząc w głos).
Ach! – ach, on mnie dobija!
KLEOFAS (podnosząc książkę do góry).
A jaka oprawka!
DELFINA (j… w.)
Niema dla mnie już szczęścia!
KLEOFAS (wyciąga jedno dzieło po drugiem).
Szkoda! szkoda!
DELFINA.
Ja umrę!
Ten egzemplarz wolę –
DELFINA.
świat mi tylko zawiązał –
KLEOFAS.
Tu brakuje strona!
DELFINA.
Niema dla mnie prócz grobu!
KLEOFAS (dostaje list z kosza).
Ah! list od Leona!! –
(Delfina odsłania twarz).
To do Ciebie Delfińciu!
DELFINA (zmieszana).
KLEOFAS (obojętnie).
List od Leona –
Masz – czytaj – (wstaje – podaje jej list, całuje ją w rękę, wraca i klęka znowu) Luby Leon – gdzie ja to pomieszczę?
DELFINA (czyta na stronie)
Znam cierpienia Twe, Pani… więc przyjdę dziś jeszcze".
KLEOFAS (zajęty).
Cóż tam pisze?-(pod nosem) To skarby – ah! za żadną cenę-
Hę? co pisze? (mruczy).
DELFINA (pomieszana).
u'v. Wiesz dobrze, że miałam migrenę.
Właśnie gdy nas pożegnał… o zdrowie się pyta.
KLEOFAS.
Poczciwy Leonisko – serce, jak kobieta!
(uderza się w czoło).
Ba! Ależ tu numerów będzie w Imię Boże!
A mnie szafki nie stanie – Gdzie ja to ułożę? (zakłopotany).
DELFINA (na stronie).
Chce przyjść znowu – o Nieba –
KLEOFAS (zrywając się).
Tak – tak – wiem co zrobię
Nową szafkę zakupię – a ty czytaj sobie!
(całuje ją w rękę – porywa kapelusz – we drzwiach posyła jej całusa i wybiega).
SCENA 6.
DELFINA (sama).
Ach! co za nieostrożność – Do czego to zmierza?
Męża mego apatyi zanadto dowierza.
(po chwili).
A więc wie, że go kocham?… On ma mówić ze mną?
O jak serce mi bije – jak mi w oczach ciemno…
Gdyby mąż. Lecz mój Boże – czyż to moja wina.
Ze mąz mój o mnie nie dba – o mnie zapomina?
Dlaczegóż, gdym stawała na ślubnym kobiercu.
Przysięgał że innie zawsze nosić będzie w sercu?
I jam mu to przysięgła. Lecz on mnie okłamał
Nie kochał – świat zawiązał – więc przysięgę ziamał
Czemużbym i ja także – – zresztą kocham skrycie..
Mamze ciągle samotna zatruć sobie życie
Wlec ciągle dnie bez końca – biedna – opuszczona?…
Nie! jam przez to nie podła – nie występna zona!
Wszak to miłość jest czysta. Mamże w kwiecie wieku
Uwiędnąć przy tym zimnym, kamiennym człowieku?
Czyż nie wolno mi znaleźć jeszcze przyjaciela,
Który radość i smutek serdecznie podziela?
(po chwili)