- nowość
Podróż do nieznanej krainy zaufania. O tęsknocie za akceptacją - ebook
Podróż do nieznanej krainy zaufania. O tęsknocie za akceptacją - ebook
Jak wzmocnić więź z dzieckiem? Ta książka tłumaczy, dlaczego budowanie zaufania wspiera pewność siebie dziecka.
W książce Podróż do nieznanej krainy zaufania Stern dzieli się swoją wiedzą i doświadczeniem, przedstawiając historię dwojga dzieci. Pokazuje, jak możemy wspierać rozwój dziecka i jednocześnie dawać mu przestrzeń do podejmowania własnych decyzji.
Wszyscy jako rodzice troszczymy się o to, by nasze dzieci wyrosły na pewnych siebie dorosłych, którzy potrafią dokonywać właściwych wyborów. Jak budować z dzieckiem relację opartą na zaufaniu i akceptacji – taką, która stanie się fundamentem jego rozwoju?
Niestety, wielu z nas boryka się z obawami, że jeśli damy dziecku wolność, może ono podjąć niewłaściwe decyzje. Często próbujemy kontrolować jego życie, co prowadzi do narastania napięć w relacji. Brak zaufania i akceptacji może sprawić, że dziecko zacznie oddalać się od nas, co w efekcie pogłębia frustrację wszystkich i osłabia więź.
Książka André Sterna Podróż do nieznanej krainy zaufania. O tęsknocie za akceptacją to niezwykła opowieść o dziecku, które idzie przez życie obdarzone szczególnym darem: zaufaniem.
Ta historia pomoże Ci budować z dzieckiem lepsze relacje oraz świadomie wspierać je w dokonywaniu samodzielnych wyborów.
Kategoria: | Powieść |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 9788365532749 |
Rozmiar pliku: | 877 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wszyscy bierzemy udział w eksperymencie, a naszym zadaniem jest samowystarczalne przetrwanie w przestrzeni kosmicznej. Nikt nie wie, kiedy ani gdzie zakończy się nasza podróż. Nie chodzi o to, by dotrzeć do celu (orbita naszego statku ma kształt okręgu), lecz o to, by obserwować, a niekiedy także poprawiać warunki, które zapewniają nie tylko działanie wszystkich urządzeń, ale również ich trwałość, a nawet dalszy rozwój.
Choć nasz statek sprawia wrażenie niesamowicie solidnego i – z perspektywy pokładu – wydaje się ogromny, tak naprawdę jest malutki i kruchy pośród nieskończoności, chłodu, samotności i niebezpieczeństw kosmosu. Jego systemy są tak pomysłowe i niezawodne, że ludziom, którzy się nimi interesują, z wrażenia odbiera mowę. A jeśli prawdą jest, że początkowo nic nie pozostawiono przypadkowi, wygląda na to, że ten eksperyment jest ukierunkowany w dużej mierze na naszą wolną wolę. Na przykład niektóre zasoby są skończone, inne natomiast bazują na procesach, które przebiegają bez problemu, dopóki są pozostawione same sobie, ale ulegają zakłóceniu, gdy tylko za mocno w nie ingerujemy.
Tak idealny obiekt jest źródłem – jak zawsze, gdy stykają się ze sobą tak różne społeczności – rozmaitych legend i przekonań na temat celu podróży, a także tego, co było na początku. Wygląda na to, że również to jest częścią tego doświadczenia, tak samo jak brak potwierdzonych informacji w tej kwestii. Niektórzy wierzą w Stwórcę, z kolei inni dyskutują o kształcie naszego statku. Ponieważ nikt nie widział go z zewnątrz, krążą wśród nas przeróżne teorie.
Chcę opowiedzieć o naszych społecznościach i głównych nurtach światopoglądowych, które je wyróżniają. Najpierw jednak muszę Cię przedstawić. Jesteś dziewczynką z jednego z ubogich sektorów i nazywasz się Confidentia – choć przy narodzinach nadano Ci inne imię. Z powodu pewnej historii, której jeszcze nie przeczytałaś, w swojej dzielnicy bywasz określana mianem „Dziecięcej Cesarzowej”, bo kochasz wszystkie istoty żywe, które spotykasz na swojej drodze, niezależnie od tego, kim są i który obóz reprezentują. Według przepowiedni pewnego dnia zostaniesz prezydentką republiki „albo kimś w tym stylu”, ale nie masz na to najmniejszej ochoty, a poza tym i tak nie urodziłaś się we właściwym miejscu. Przede wszystkim jednak wielu ludzi jest przekonanych, że nie masz biologicznego ojca, lecz spłodził Cię bezpośrednio „Stwórca”. W przeciwieństwie do swojej mamy ani trochę w to nie wierzysz, ale muszę przyznać, że to przekonanie, bez względu na to, skąd się wzięło, umożliwiło Ci dorastanie w zupełnie wyjątkowych okolicznościach. Otaczający Cię ludzie troszczą się o Ciebie, a z szacunku wobec zamiarów Stwórcy, którego uważają za Twojego ojca, nigdy nie odważyli się wywierać na Ciebie wpływu ani próbować Cię zmienić.
To nieco niepokojące, że najnaturalniejsze doświadczenie, które powinno być udziałem każdego dziecka – prawdziwe zaufanie i brak prób zmiany jego natury – w naszej ogromnej kolonii stało się wyjątkiem. Jak to możliwe, że ci, którzy się Tobą interesują, zawsze opisują Cię jako kogoś szczególnego, choć jesteś tylko zwyczajnym dzieckiem? Przyszłaś na świat z takimi samymi predyspozycjami jak inne dzieci. Niczym się od nich nie różnisz. Różnica miała źródło na zewnątrz, nie pochodziła od Ciebie. Polega ona na szacunku, którym obdarzyło Cię otoczenie, a także na zaufaniu tych ludzi i ich wierze w to, że Twój niezakłócony rozwój jest ważny i ma głęboki sens. I choć szacunek ten wynika z nieporozumienia, dzięki niemu możesz się rozwijać w wyjątkowych warunkach, w których otoczenie powstrzymuje się od wpływania na Twoje zdolności poprzez oczekiwania czy też warunkowanie.
Ponieważ na naszym statku nikt nie wie, jakie znaczenie ma dzieciństwo, jesteś traktowana jak wyjątek. Najwyraźniej nikt nie zdaje sobie sprawy z tego, że sposób, w jaki od samego początku traktuje się tutaj dzieci, oznacza koniec tego, czym mogłoby być dzieciństwo. Od pierwszych chwil życia każde dziecko zauważa, że wszyscy woleliby, aby wyrzekło się swojej natury i zaczęło stosować się do tego, jak starsi wyobrażają sobie dzieciństwo. Wszystkie dzieci tracą dzieciństwo jak nieużywane pióra, które zostają zdeptane i obrócone w pył podczas wychowawczych wędrówek całego społeczeństwa, działającego z przyzwyczajenia i niewiedzy, bez złych zamiarów.
Na naszym statku znajdują się liczne getta. Według tych, którzy nie wiedzą o Twoim szczególnym statusie, ewidentnie należysz do jednego z nich, i to najpowszechniejszego, które znajduje się w obrębie innych gett. Wciąż będziemy to obserwować, gdy będziemy Ci towarzyszyć.
Getta powstają samodzielnie i same się utrzymują. To całkiem proste, naturalne, nieuniknione. Gdy ktoś w biednej dzielnicy nosi ubrania dla bogatych, od razu czuje się zagrożony. I odwrotnie – gdy ktoś pojawia się w bogatej dzielnicy w łachmanach, odczuwa, że popełnił czyn karalny. By przeżyć jako osoba bogata, człowiek musi nosić ubrania dla bogatych i nie ma innego wyboru, jak mieszkać w bogatej dzielnicy.
Ty oczywiście kochasz wszystkich tak samo i nie wierzysz w żadne getta. Czujesz się chroniona przed oceną, porównaniami, rywalizacją i dyskryminacją. Nie uważasz się ani za gorszą, ani za lepszą od innych. Masz poczucie, że jesteś właściwą osobą we właściwym miejscu we właściwym czasie, jakie normalnie miałoby każde dziecko. Wyruszasz w wielki świat, z ciekawością badasz nasz statek. Masz w swoim wnętrzu swój port macierzysty: zaufanie, którym Cię obdarzono, i uczucie, że jesteś kochana taka, jaka jesteś. Dlatego nigdzie nie odczuwasz lęku.
Zaufanie jest jednym z najbardziej deficytowych zasobów na naszym statku. Jego ograniczenie musi być częścią eksperymentu. To nierówna walka. Jak łachmaniarka przemierzasz nasz statek w poszukiwaniu skrawków zaufania. Jesteś jego strażniczką i obrończynią.
Zbierasz nie tylko zaufanie, lecz również historie opowiadające o jego przeciwieństwie, ponieważ dzięki nim jeszcze mocniej utwierdzasz się w swoim przekonaniu. Chcę umieścić Twoją kolekcję na kartach tej książki i powierzyć ją czytelnikom i czytelniczkom, aby przetrwała, nawet jeśli my zginiemy.2
Choć może się to wydawać zaskakujące, w Twoim getcie nie wolno Ci wymawiać pewnych słów ani robić pewnych rzeczy. Przeważnie przestrzegasz tych zasad, zwłaszcza publicznie, by uniknąć nieprzyjemności. Taka ostrożność jest jednak niepotrzebna w Twojej własnej dzielnicy, gdzie wszyscy wiedzą, kim jesteś.
Twój wewnętrzny radar wykrywający dyskryminację nie wyłączył się od ciągłego słuchania, że „takie jest życie”. Szacunek okazywany Ci przez otoczenie pozwolił Ci dorastać w innych relacjach niż ta między władcą a podwładnym. Nie czujesz się ani dominująca, ani zdominowana. Nigdy i nigdzie. Apodyktyczna postawa wobec Ciebie lub innego członka Twojego – albo innego – getta dogłębnie Cię zasmuca.
Jeszcze bardziej zasmuca Cię, gdy widzisz, że ofiary dyskryminacji najczęściej nie uświadamiają sobie, że są ofiarami. Przy niektórych stolikach nie wolno Wam siadać i wiele osób tak się do tego przyzwyczaiło, że nie czują się wykluczone. Uważają po prostu, że zajmują takie miejsce, jakie im się należy. Tobie nie podoba się to, że ranga, kolor skóry albo wzrost decydują o tym, gdzie kto może siedzieć. Czasem również trzymasz się tych zasad, ale zawsze myślisz, że to niesprawiedliwe.
My, ludzie, stajemy się tacy, jakimi widzą nas inni. To najgorsze ze wszystkich więzień. Przyprawia Cię ono o klaustrofobię.
Jeszcze gorsza od tego, że nie macie dostępu do pewnych miejsc, słów i rzeczy, jest cała masa miejsc, przedmiotów, słów, ubrań i postaw, które zostały wyznaczone specjalnie dla Was, ponieważ mają być dokładnie dopasowane do Waszej kasty. Podkreślają one izolację i podział na klasy. Wznoszą mury dzielące to, co powinno być zjednoczone. Najgorszy w tym wszystkim jest fakt, że ci, którzy je wprowadzają, twierdzą, iż postępują szlachetnie i słusznie.
Choć wiesz, że tak jest, brzydzisz się ironią, z jaką podchodzą do Was inne kasty. Jak każda kobieta (płeć również stanowi przyczynę ogromnej dyskryminacji na naszym statku – co zapewne nie zdziwi czytelników), czujesz dreszcze na plecach, gdy mężczyźni mówią do Ciebie jak do kozy, ponieważ uważają kobiety za niezdolne do używania rozumu w równej mierze jak mężczyźni. Tak samo brzydzisz się tą zaskakującą mieszanką sztuczności i troski – a nawet autorytetu – używaną zwykle przez ludzi, gdy zwracają się do osób z getta, za którego członkinię jesteś uważana.
Brzydzisz się tym nastawieniem. Nigdy osobami. Kochasz wszystkich ludzi, których spotykasz. Chciałabyś ich ochronić. Ochronić w nich wolne dzieci, którymi byli, gdy przyszli na świat. Nigdy się nie złościsz. Prawie nigdy.
Jesteś świadoma tego, że w wielu kwestiach wzrost, siła, odpowiedzialność i doświadczenie robią różnicę. Różnicę funkcjonalną, to fakt, ale czy z tego powodu muszą się kształtować różne postawy i zachowania? Po co istnieje różnica pod względem władzy? Mocno wierzysz w to, że różnice nas nie dzielą, lecz przeciwnie – łączą nas i dzięki nim moglibyśmy się stać silniejszą i kompetentniejszą jednością. Wiedzą o tym wszystkie dzieci. To podstawowa wiedza o naturze. Można ją zaobserwować w każdym lesie, w każdym systemie świata zwierzęcego i roślinnego, w każdym organizmie. Każde dziecko instynktownie wie, że różnorodność przede wszystkim nas wzbogaca.
Dzieci instynktownie poszukują tej różnorodności, tak jak ty. Bez problemu nawiązują relację od serca i kierują się przekonaniem, że „ty” i „ja” uzupełniamy się nawzajem. I że naszą różnorodnością wzbogacamy to, co nas łączy. Razem możemy osiągnąć to, co nie udałoby się nam osobno.
Kochasz wszystkich ludzi, których spotykasz, nie dlatego, że jesteś wyjątkowa albo wyjątkowo tolerancyjna czy wręcz naiwna. Jest tak po prostu dlatego, że nie zatraciłaś typowej dla naszych wczesnych lat otwartości serca i ducha. Obserwujesz małe dzieci wokół siebie i widzisz, jak badają świat bez uprzedzeń i bez cienia segregacji. Widzisz, jak podchodzą do wszystkich (ludzi i nie tylko) z otwartymi ramionami i sercami, nie zwracając uwagi na kastę, kolor skóry, religię, wzrost, płeć ani wiek. Nie trzeba ich uczyć tolerancji, bo w ogóle nie znają nietolerancji… Tak jak te dzieci i wszyscy czytelnicy tej książki, Ty również taka byłaś, gdy przyszłaś na świat. Ale Ty taka pozostałaś dzięki temu, że w oczach otoczenia miałaś wyjątkowy status. Dorastałaś wolna od wszelkich „izmów”: rasizmu, seksizmu, gatunkizmu, a także myślenia kastowego, dyskryminacji ze względu na wiek… i nigdy nie potrafiłaś pojąć, dlaczego dzieci, dorosłych i osoby starsze traktuje się inaczej. Wciąż nie udało Ci się zrozumieć, dlaczego zjadanie małych dzieci jest oczywistym przestępstwem, ale zjadanie cieląt nie, ani dlaczego po wypadku samochodowym, w którym zginęło zwierzę, ludzie mówią: „Całe szczęście, że to był tylko jeleń, a nie pieszy”. Dzieci identyfikują się ze zwierzętami w takim samym stopniu jak z ludźmi. Postrzegają je zgodnie z prawdą jako niezastąpione istoty czujące.
Gdy byłaś mała, miałaś bardzo krótkie włosy. „Tak jest praktyczniej, gdy całymi dniami się biega”, powiedziała mama. Wszyscy uważali Cię za chłopca. Nie przeszkadzało Ci to. Nie miałaś powodu, by mocniej identyfikować się z dziewczętami niż z chłopcami. W dodatku pojęcie płci było Ci obce, tak jak każdemu dziecku. Wierzyłaś, że jest tyle płci, ilu ludzi na pokładzie naszego statku. Dzieci nie zaskakuje żadne imię. Podchodzą do każdego człowieka i jego imienia z myślą, że i ta osoba, i jej imię są wyjątkowe. Akceptują osobę i jej imię takimi, jakie są, i nie wymyślają innych interpretacji. Dzieci nie mają jeszcze odruchu, by przypisywać ludziom płeć na podstawie poszlak zawartych w większości imion. Jeszcze nie przyswoiły sobie kodeksu ubioru i zachowania, który przypisuje ludziom płeć i nie pozostawia przestrzeni na kreatywność.
W Twoich oczach nie było różnicy między tym, co męskie, a tym, co kobiece. Nie dzieliłaś czynności na męskie i kobiece. Bawiłaś się w chłopca w ciąży, grałaś w piłkę z mamą, szyłaś ubrania z dziadkiem i robiłaś z drewna mebelki dla lalki, którą dla Ciebie uszył.3
Twój dziadek, na którego od zawsze mówisz Bapy, urodził się w getcie, którego dzisiaj już nie ma. Również na naszym statku pewne rzeczy się zmieniają: likwiduje się kasty, burzy mury, rewiduje zasady. Tylko Twoje getto wydaje się czymś niezmiennym.
Bapy uciekł ze swojego getta kilka lat przed jego zburzeniem i przerwaniem trwającego tam eksperymentu. Jak na ironię eksperyment ten opierał się na systemie, który miał stworzyć wolne społeczeństwo bez kast, własności prywatnej, marnotrawstwa, nierówności – a całość miała mieć miejsce w getcie oddzielonym porządnymi murami, w społeczności całkowicie odseparowanej od innych ludzi, która miała jeszcze mniej wolności niż ludność w innych częściach statku.
Twój Bapy prowadził tam badania naukowe. Wykorzystywał swoją wiedzę i materiały, którymi dysponował w laboratorium, by cierpliwie przygotowywać się do ucieczki. Pewnej nocy ruszył w drogę, pokonał wszystkie przeszkody i wymknął się uzbrojonym strażnikom, którzy strzelali do nielicznych uciekinierów, gdy tylko ich zauważali. Kiedy przybył do sektora, w którym się urodziłaś, zajął się myciem okien. Zawsze byłaś szczęśliwa, gdy mu towarzyszyłaś i mogłaś mu pomagać; gdy czułaś jego zapach i ciepło; gdy słuchałaś, jak opowiadał niezwykle fascynujące rzeczy łagodnym głosem – zawsze mówi cicho. Spędzałaś z nim czas, gdy mama pracowała. Nigdy nie miał stałych godzin pracy, by móc się Tobą zajmować. Jego klienci wiedzieli, że jednego dnia przyjdzie, a innego nie. Kiedy dzieci pytały Cię, kto jest Twoim ojcem, zawsze odpowiadałaś: „Nie potrzebuję ojca, wystarczy mi mój Bapy”. To on jako pierwszy nazwał Cię swoją „Dziecięcą Cesarzową”.
Bapy jest powszechnie kochany i ceniony nie tylko w Waszym sektorze, lecz również w innych częściach statku. Wielu ludzi zwraca się do niego z problemami i pytaniami. Odwiedzają go w domu albo czasem przychodzą porozmawiać, gdy Bapy siada wieczorem przy jednym z palenisk w Waszej dzielnicy. Ma tak wielką wiedzę i tak ogromny talent do opowiadania, że mógłby należeć do elity. Wolał jednak w dalszym ciągu myć okna. Z czułością patrzysz, jak chodzi po Waszych ulicach, jak ogląda się za siebie, jakby wciąż się dziwił; jakby nieustannie musiał przekonywać sam siebie, że to nie sen; jakby uważał tę skromną dzielnicę za prawdziwy raj. Ciągle mają na niego wpływ pewne przyzwyczajenia z dawnego getta. Wie jednak, że nic nie może na to poradzić. „Tak już jest”, mawia z uśmiechem, niemal jakby się wstydził. Kiedy na przykład robiliście sobie przerwę między myciem dwóch okien wystawowych, prowadził Cię do kawiarni na gorącą czekoladę. Dla Ciebie były to rzadkie i cenne chwile, więc długo bawiłaś się pianką w filiżance, a także kakao i cynamonem, którymi posypana była czekolada. To był luksus, wyjątkowa rozkosz. W domu nie mogliście zrobić takiej pianki, toteż dawałaś sobie czas na zabawę, czas dziecka. Jednak po dziesięciu minutach Bapy stawał się nerwowy, spoglądał na zegar, rozglądał się, choć powstrzymywał się od poganiania Cię. Pewnego dnia powiedział Ci: „To wynika z mojego dzieciństwa w getcie. Zawsze trzeba było pić kawę najszybciej, jak się dało, żeby zrobić miejsce dla następnych kolegów”.
W domu jednak wykazywał się nieskończoną cierpliwością. Przyglądałaś się, jak wyjmuje z ryżu maleńkie kawałki papryki jeden za drugim, gdy zapomniał, że jej nie lubisz. Używał czubka noża i widelca, nucąc przy tym piosenkę i się uśmiechając.4
Ponieważ członków Twojego getta łatwo rozpoznać, z reguły nie są w stanie uniknąć segregacji. Pozostałe kasty mogą sobie pozwolić wobec Was na zachowania, na które nie odważyłyby się w kontakcie z innymi ludźmi.
Gdyby mężczyzna z którejkolwiek kasty podszedł do kobiety z którejkolwiek kasty, pogładził ją po policzku i powiedział: „Ale jesteś ładna”, dopuściłby się czynu niedozwolonego i naraził na gwałtowną reakcję, a nawet mógłby zostać ukarany. Gdy jednak ten sam mężczyzna potraktuje tak Ciebie, nikogo to nie oburzy, ponieważ należysz do kasty, do której należysz. To naturalne i nikogo nie szokuje, nawet większości osób z Twojego getta, które od samego początku były uczone, że taka relacja między Waszą kastą a innymi jest normalna.
Twoje getto to dzieciństwo. Dzieciństwo jest również we wszystkich innych gettach.
Zawsze dobrze to widać, gdy kasty mieszają się ze sobą. Rodzice często słyszą na przykład radę: „W rodzinie może być tylko jeden szef i nie jest nim dziecko. To ty nim jesteś”. Większość ludzi w naszym otoczeniu widzi w tym jasną, przekonującą logikę. Gdyby pomyśleć o tym w innym kontekście albo zmienić choć jedno słowo, podejście akceptowane wobec dzieci okazałoby się do przyjęcia wobec wszystkich pozostałych kast. Przynajmniej obecnie. W dzisiejszych czasach byłoby to szokujące, gdyby mężczyzna powiedział do swojej partnerki: „W związku jest tylko jeden szef i nie jest nim kobieta, tylko mężczyzna”. Kilkadziesiąt lat temu kobiety spotykały się na naszym statku z taką samą dyskryminacją jak dzieci, a powyższe zdanie zapewne było wówczas możliwe do zaakceptowania. Od tamtej pory sytuacja trochę się zmieniła, choć kasty wciąż nie zniknęły. Inne kryteria segregacji również się zatarły w miarę trwania eksperymentu, ale o żadnym z nich tak naprawdę nie zapomniano. Dawniej bardzo rzucała się w oczy dyskryminacja ze względu na kolor skóry; wprawdzie w mniejszym nasileniu, lecz wciąż wszędzie ją dostrzegasz, chociaż oficjalnie ją zniesiono. W każdym razie ktoś, kto oznajmiłby publicznie: „Jest tylko jeden szef i nie jest nim czarny, tylko biały”, zostałby wygwizdany, a prawdopodobnie również ukarany.
Tylko wobec dzieci wciąż obowiązują powyższe zdanie i zgodna z nim postawa.5
Z powodu swojego wyjątkowego statusu dorastałaś otoczona zaufaniem i wiarą w to, że nauczysz się wszystkiego, co będzie Ci potrzebne, jak również że zostaniesz, kim tylko będziesz chciała. Że nic nie zależy od przypadku, że Twój rozwój, Twoje działania i cechy charakteru, niezależnie od tego, jakie będą, ostatecznie zajmą odpowiednie miejsce między przyczyną a skutkiem. Że wystarczy Ci zaufać, pozwolić Ci żyć, nie ograniczać Cię, gdy ciągnie Cię do innych, i żyć razem z Tobą na tym świecie, a staniesz się „dobrym człowiekiem”.
Boli Cię serce na myśl o tym, że zyskałaś to dzięki otaczającej Cię legendzie. Że inne dzieci nie mogą dorastać pośród takiego zaufania. Że dorastają w nieufności. Z powodu tradycyjnego podejścia do dziecięcej kasty dorośli myślą, że dziecko, którego się nie wspiera, nie wychowuje, nie nadzoruje… może wyrosnąć na złego człowieka – niemądrego i aspołecznego. Stąd wynika ich potrzeba, by dziecko oceniać, porównywać, sprawdzać i nieprzerwanie mierzyć, nadzorować, a w razie potrzeby pobudzać jego „rozwój”… tak jakby w przeciwnym wypadku miał się pewnego dnia zatrzymać.
Dorastać w bezwarunkowym zaufaniu i wierze, że nie ma w nas niczego złego ani przypadkowego, w zaufaniu, które całkowicie zbiega się z przekonaniem żywionym przez wszystkie dzieci, że są właściwą osobą we właściwym momencie i właściwym miejscu – czy też dorastać pośród strachu innych, że wyrośniemy na złego człowieka… jest pewna różnica…6
Kolonie na naszym statku są rozproszone w przestrzeni, tak samo jak w czasie. Mamy za sobą wszystkie możliwe epoki. Jesteśmy podzieleni na najrozmaitsze obszary. Najwyraźniej po to, byśmy rozwijali zdolność obserwacji i dostosowywania się do warunków, w których dorastamy.
Dzięki niewiarygodnemu bogactwu potencjału, które musimy rozwijać, by przystosowywać się do klimatu, środowiska, zasobów, potrzeb i zwyczajów, uświadomiliśmy sobie, że ta niewiarygodna różnorodność jest naszym przeznaczeniem.
Często słyszałaś, jak Bapy wyjaśniał to swoim rozmówcom. W Waszym sektorze, jak w wielu innych, by naprawdę zostać wysłuchanym, należy przedstawić dowody naukowe: „Programy genetyczne nie potrafią odgadnąć, kiedy i gdzie przyjdzie na świat człowiek, którego właśnie konstruują. Te same programy obowiązują od tysięcy lat: dla ludzi, którzy żyli na Ziemi podczas epoki lodowcowej dwadzieścia tysięcy lat temu, a także dla obecnych mieszkańców najgorętszych terenów świata. Człowiek musi być w stanie przeżyć w tak skrajnie różnych warunkach, nawet jeśli potrzebuje do tego ekstremalnie różnych umiejętności. Dlatego programy genetyczne znalazły całkiem proste rozwiązanie: wyposażają każdego człowieka we wszystkie możliwe potencjalne zdolności, by w tym ogromnym zestawie miał do dyspozycji również te, które będą dla niego najkorzystniejsze w jego otoczeniu”.
Każde dziecko przychodzi na świat ze zdolnością do nauczenia się wszystkiego i do zostania, kim tylko zechce.
Jak wszyscy, jak zawsze, rozglądasz się wokół siebie w poszukiwaniu tego, co obrazuje, konkretyzuje i unaocznia to, co właśnie zrozumiałaś lub zaobserwowałaś, a także umożliwia Ci porównania z innymi zjawiskami. I jak wszyscy, jak zawsze, gdy jesteś szczególnie uważna i skupiona na temacie, który właśnie Cię kolonizuje, szybko znajdujesz to, czego szukasz. Tutaj, całkiem blisko, coś zwyczajnego i znajomego. Trafną metaforę. Usta noworodka są zdolne do wydawania wszystkich dźwięków. Nie jest tak, że człowiek ma predyspozycje wyłącznie do nauki języka ojczystego albo że w ogóle jest niezdolny do nauki języka. Jest tak, jakby wszystkie fonemy wszystkich języków świata czekały już gotowe w ustach dziecka na etapie potencjału i mogły się rozwinąć albo zaniknąć w zależności od otoczenia.
Dotyczy to wszystkich ludzkich zdolności.
„Ale dlaczego – zapytałaś tego dnia, gdy to pojęłaś – wszyscy nie mogą umieć wszystkiego, ani mówić wszystkimi językami świata, ani zostać wybitnymi akrobatami?”
Bapy się uśmiechnął. „Bo tylko dzieci wciąż są do tego zdolne. Są strażnikami oceanu naszych możliwości. W swoich malutkich rączkach mają wszystko to, czego ludzie mogą się nauczyć, i to, kim mogą się stać. Kiedy się rodzą, rozpoczyna się naturalna, ale i nieuchronna selekcja możliwości w zależności od tego, czy dziecko potrzebuje ich w swoim środowisku. Jeśli tak, zostają aktywowane, a jeśli nie, to nie. Na przykład w sektorach typu »puszcza« koniecznie trzeba umieć odróżniać około dwustu odcieni zieleni, co w środowisku miejskim nie przynosi żadnego pożytku. Każde dziecko przychodzi na świat ze zdolnością odróżniania tych odcieni, ale ponieważ w naszej dzielnicy nie ma sensu realizować tego potencjału, dziecko traci go na rzecz umiejętności, które są potrzebne do przeżycia tutaj. Ta selekcja spośród ogromnego bogactwa możliwości odbywa się automatycznie, jest nieunikniona i nieodzowna. To ona wyjaśnia, dlaczego rozwijamy tylko te zdolności, które są niezbędne istotom żywym z naszej kolonii, a także kilka innych, indywidualnych, związanych z naszymi osobowościami, upodobaniami czy też osobistymi decyzjami. Wszystkie pozostałe zanikają. Niektórzy z nas rozwijają liczne zdolności, tak jak Ty, moja Dziecięca Cesarzowo. Jednak w porównaniu z początkowym potencjałem to i tak niewiele. Nawet astrofizyk, który jest jednocześnie akrobatą i zna wszystkie języki używane na naszym statku, pozostaje tylko cieniem człowieka, którym mógł się stać. Nie jest to żadna katastrofa. Nie umniejsza to naszej wartości. To raczej zaproszenie, by podchodzić do dzieci tego świata z pokorą, bo z punktu widzenia zdolności to one są gigantami”.
_Reszta tekstu dostępna w regularnej sprzedaży._