- W empik go
Podróż romantyczna - ebook
Podróż romantyczna - ebook
Podróż romantyczna powstawała w atmosferze Polski stanu wojennego, została wydana w 1986 roku jako dwunasty tom niebieskiej serii emigracyjnego wydawnictwa Libella. Ani przed, ani po 1989 roku nie ukazała się w kraju, choć przez wielu jest uznawana za jedno z najważniejszych dzieł Marcina Króla. Wychodząc od analizy typowo polskiego, defensywnego nurtu życia narodowego, który symbolicznie określa „Nieustającym Zbarażem”, autor przechodzi do badań nad historią polskiej dwubiegunowości politycznej. Równolegle zaś prowadzi filozoficzne rozważania o sposobach docierania do świata duchowego i metodach poznawczych romantyzmu. W świetle wydarzeń politycznych ostatnich lat pytania stawiane przed pół wiekiem wydają się równie aktualne, jak cały esej, który oddajemy w ręce czytelników w nowym wydaniu.
Podróż romantyczna wpadła mi w ręce pod koniec lat 80., miałam wtedy kilkanaście lat. Nigdy jej nie zapomniałam. Wyleczyła mnie z patriotyzmu opartego na metafizyce krwi i klęski, efektownie punktując jego niedorzeczność. Jednocześnie pozostawała lojalna wobec współużytkowników polskości: autor był jednym z nas, mówił z wewnątrz. W warunkach ostrej polaryzacji ta jego postawa jest jak wysoko zawieszona poprzeczka: czasem trudno do niej doskoczyć, ale trzeba się starać.
Renata Lis
Książka wydana przy pomocy finansowej Fundacji Trzy Trąby Macieja Radziwiłła
Spis treści
SPIS RZE CZY
WSTĘP
Jarosław Kuisz – Kiedy wypada myśleć?
Uwagi o filozofii politycznej Marcina Króla
CZĘŚĆ PIERWSZA
W tym pamiętnym zbaraskim okopie
W emigracyjnych wierzę Wszystkich Świętych
Mezzo termino
Poszli nasi w bój bez broni
Gdziekolwiek wstąpię, tam będzie niedola
Viribus unitis przy boskich auxiliach
Jasny Pan ma omyłkę
Przegrana nowoczesnego Polaka
Za dom i za szańce musimy dziś być
Nie będzie Moskal Polakowi bratem
Polska nierozumiejąca samej siebie
CZĘŚĆ DRUGA
Moc tysiąca Byronów
Religijność romantyczna i religijność zbaraska
Mesjaniczna synekura
Na stos rzuciliśmy nasz życia los
Z samego balastu uczynić anielskie skrzydła
Czy istniała „myśl polityczna polskiego romantyzmu”?
Problem oczywistości
Człowiek pneumatikos
Wewnętrzne pęknięcie romantyzmu
Wiedzieć i nie czynić
Elitaryzm poznawczy romantyków
Un ballon enflammé
Leszek Kołakowski i zmierzch filozofii racjonalistycznej
Świat 3 Karla Poppera
Hierarchia i kryteria
CZĘŚĆ TRZECIA
Mentalność liberalna i mentalność sakralna
Pascal i Besançon
Krasiński i Tocqueville
„Dziejowość” prawdy
Kultura katolicka?
Personalizm i Emmanuel Mounier
Geneza podziału
Filozofowie i krytycy liberalizmu
Czy możliwa jest „sakralizacja liberalizmu”?
Odpowiedź romantyzmu
Mistyk i romantyk
Podróż romantyczna
Prawo wstępu
Domniemanie i wiara
Kim jest romantyk?
Romantyczna formuła przezwyciężenia sporu
Duchowy wymiar polityki
CZĘŚĆ CZWARTA
Polska polityka i polski duch
Indeks nazwisk
Kategoria: | Filozofia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-244-1188-7 |
Rozmiar pliku: | 745 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
NIEBIESKA SERIA
Pod koniec 1986 roku w Paryżu ukazał się arcypolski esej Podróż romantyczna. Książka Marcina Króla stanowiła dwunasty tom niebieskiej serii „Historia i teraźniejszość” emigracyjnego wydawnictwa Libella. Szefem nieco zapomnianej dziś oficyny był Kazimierz Romanowicz wraz żoną, Zofią, w czasach zimnej wojny należący do najważniejszych animatorów polskiego życia kulturalnego we Francji. Niedaleko od legendarnego Hotelu Lambert przez niemal pół wieku (od 1946 aż do 1993 roku) oboje prowadzili księgarnię polską na Wyspie Świętego Ludwika. Wzór okładek niebieskiej serii zaprojektował Roman Cieślewicz, artysta grafik pochodzący ze Lwowa, wówczas odnoszący sukcesy nad Sekwaną. Dla osób włączających się w podobne przedsięwzięcia oczywista była potrzeba kontynuowania pracy na emigracji. Od czasu upadku I Rzeczpospolitej na Zachodzie drukowano po polsku teksty politycznie ważkie, które z różnych powodów, najczęściej cenzuralnych, nie mogły lub nie powinny ukazać się w kraju.
W komitecie wydawniczym niebieskiej serii, publikowanej pod auspicjami Towarzystwa Historyczno-Literackiego w Paryżu, znaleźli się: Czesław Miłosz, Piotr Wandycz, Henryk Wereszycki, Jacek Woźniakowski oraz Czesław Zgorzelski. Jak po latach wspominał Marcin Król, założeniem było publikowanie „książek naukowych, niewdających się w bezpośredni spór z władzą komunistyczną”, które jednak z powodów cenzuralnych nie mogły ukazać się w oficjalnym obiegu w Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. „Powstanie tej serii było wynikiem długotrwałych zabiegów Wojciecha Karpińskiego i moich, które rozpoczęły się jeszcze w trakcie naszego pobytu w Stanach Zjednoczonych”. Prowadzono rozmowy na temat założenia serii między innymi ze Zbigniewem Brzezińskim oraz Janem Nowakiem-Jeziorańskim. Ostatecznie w sfinansowaniu pierwszych książek pomagał z Wielkiej Brytanii działacz emigracyjny Andrzej Stypułkowski, jednak dokładne źródło finansowania niebieskiej serii, jak z rozbrajającą szczerością przyznawał Marcin Król, pozostawało niejasne.
Ostatecznie w ciągu ponad dekady w omawianym zbiorze wydano siedemnaście tomów, w tym dwie prace Marcina Króla. Wbrew deklaracjom o publikowaniu prac naukowych w niebieskiej serii nie brakowało wypowiedzi z zakresu historii idei politycznych czy historii literatury, nieskrępowanych gorsetem aparatu naukowego. Zresztą w przypadku samego Marcina Króla granice gatunkowe pisarstwa – stopniowo i programowo – były porzucane na rzecz klasycznego eseju. Dla historyka idei wzorem pod względem formalnym byli mistrzowie gatunku, który pozwalał na większą swobodę w wyrażaniu myśli, poczynając od Michela de Montaigne’a poprzez Alexisa de Tocqueville’a aż po Hannah Arendt.
W tym miejscu przypominam sobie uwagę rzuconą przez Marcina Króla wiele lat temu podczas seminarium, że „nie można być młodym eseistą”, że „to byłby oksymoron”. Po niej profesor poświęcił sporo czasu na żarliwe uzasadnienie swojego stanowiska. Jego zdaniem, w sztuce eseju nie można pozwolić sobie na chodzenie na skróty czy przeżywanie epifanii, albowiem do napisania dobrego tekstu niezbędna jest po prostu głęboka erudycja filozoficzno-literacka. Obycie czytelnicze nie jest jednak warunkiem wystarczającym. Tyle wystarczy ostatecznie do skreślenia banalnego tekstu naukowego. Do napisania dobrego eseju potrzebny jest także pewien bagaż doświadczeń życiowych autora. Młodzi ludzie w uniwersyteckich ławkach z pewnym rozdrażnieniem słuchali opowieści o formie literacko-naukowej, której nie powinni tykać, aby się nie ośmieszyć. Tymczasem Marcin Król dalej przekonywał, że esej nie jest polem dla intelektualnego arywizmu. Pewnie nikt z obecnych w sali seminaryjnej nie zdawał sobie sprawy, że ta opowieść o dojrzałości i formie literackiej to również metoda dydaktyczna. Jakikolwiek opór studentów i doktorantów wobec tych słów musiał wiązać się ze świadomością, jak wysoko zawiesili poprzeczkę poprzednicy. Nic zatem dziwnego, że zniechęcanie do pisania eseju było jednocześnie prawdziwą szkołą eseju. Marcin Król podczas kolejnych spotkań dowodził, że praca nad tą formą tekstu to wyprawa w intelektualną podróż, której przebieg oraz zakończenie musi być rodzajem niespodzianki zarówno dla czytelnika, jak i dla autora.
Prawdziwy esej to zatem gra z odwagą, refleksja z rozmysłem „obnażona”, myślenie wystawione na wzrok obserwatora, ale w zamian wymagające od czytelnika skupienia. Autor nie może, jak to się dzieje w przypadku artykułów naukowych, skryć się za „nowymi szatami cesarza”, za obwarowaniami z przypisów i resztą akademickiego aparatu, za który współcześnie otrzymuje się, o, zgrozo, administracyjne punkty. Oczywiście Marcin Król rozumiał powody, dla których w nauce triumfują kryteria formalne i ilościowe, jednak dla niego to nie było dość poważne zajęcie. Myślenie esejem to ryzykowna wyprawa, podczas której równie ważne są i sukcesy, i porażki. Gdy po latach bierzemy do ręki dzieło Marcina Króla z połowy lat 80. ubiegłego stulecia, widzimy, iż nie jest żadnym przypadkiem, że książce nadano taki, a nie inny tytuł. Aczkolwiek – i tu niespodzianka – to nie Marcin Król, ale jego przyjaciel, Piotr Kłoczowski, po lekturze maszynopisu zasugerował tytuł: Podróż romantyczna. I tak już zostało.
Autor
ŻYCIORYS PONAD USTROJAMI
Podróż romantyczna to dzieło człowieka mniej więcej czterdziestoletniego. Odzwierciedla zatem zaledwie fragment długiego życia polskiego intelektualisty, rozpiętego pomiędzy skrajnie różnymi epokami. Marcin Król urodził się w okupowanej przez Niemców Warszawie 18 maja 1944 roku, zatem po wymazaniu II Rzeczypospolitej z mapy, a przed wybuchem powstania warszawskiego. Zmarł zaś 25 listopada 2020 roku w niepodległej III Rzeczpospolitej w czasach mediów społecznościowych oraz szalejącej na całym świecie pandemii wirusa Covid-19. Klamra 1944–2020 to prawdziwa karuzela ustrojowa: od Generalnego Gubernatorstwa – przez Polskę Ludową – aż po niepodległą III Rzeczpospolitą, co więcej, od 2004 roku w Unii Europejskiej. Wobec przełomów, z którymi oswajało się polskie społeczeństwo, intelektualiści chcieli, a nawet czuli się w obowiązku zajmować aktywną postawę.
Marcin Król wychowany został w rodzinie inteligenckiej o szlacheckich korzeniach. Jego rodzice potrafili przenieść swoje ideały obywatelskie oraz środowiskowe przez czasy PRL-u. Matka Zofia (nauczycielka) oraz ojciec Stanisław (profesor Politechniki Warszawskiej) wychowywali syna w duchu oporu wobec ideologii komunistycznej. Jak wspominał autor Podróży romantycznej, duże znaczenie w jego młodości miała również postać ojca chrzestnego. A został nim nie byle kto: Józef Rybicki, filolog klasyczny i żołnierz, szef Kedywu Okręgu Warszawskiego AK, uczestnik powstania warszawskiego, jeden ze współzałożycieli Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość (WiN).
Popularne współcześnie określenie „żołnierz wyklęty” z pewnością odnosi się zatem do Rybickiego. Lata 1945–1954 spędził w stalinowskim więzieniu – co w oczach chłopca przyczyniło się do zbudowania moralnego i intelektualnego autorytetu ojca chrzestnego. Biografie rodziców i znajomych, atmosfera domowa, rozmowy oraz lektury z prywatnych bibliotek ukształtowały wrażliwość – odmienną od wrażliwości tych osób, których rodziny czy one same aktywnie włączyły się w budowanie nad Wisłą komunizmu.
W takim otoczeniu rodzinno-politycznym pewne aspiracje intelektualne wydawały się niemal oczywiste. Marcin Król ukończył jedno z najlepszych liceów w Warszawie, imienia Tadeusza Reytana, by następnie studiować filozofię i socjologię na Uniwersytecie Warszawskim. Wiedzę zdobywał pod okiem badaczy, o których bez najmniejszego wahania można powiedzieć, że naukowo reprezentowali poziom światowy. Dość wspomnieć o Leszku Kołakowskim, Krzysztofie Pomianie czy Bronisławie Baczce, którzy potwierdzili swój naukowy status na przymusowej emigracji. Po latach Marcin Król podkreślał także znaczenie intelektualnych spotkań z innym historykiem idei, Jerzym Szackim, co podsumowywał: „Dziwnie to powiedzieć, bo to był czas okropnego Gomułki, ale studia na Wydziale Filozofii i Socjologii były znakomite”.
Pierwsze stopnie kariery naukowej Marcin Król zdobywał w Katedrze Historii Myśli Społecznej pod okiem Niny Assorodobraj-Kuli. Jednocześnie w połowie lat 60. obracał się w środowisku innych studentów, intelektualnie antysystemowych, określanych jako „komandosi”.
Przełomem politycznym, życiowym i intelektualnym, co dobitnie zresztą podkreślał Marcin Król, okazały się dla niego wydarzenia marcowe roku 1968. Jako wciąż młody człowiek znalazł się w samym sercu akademickiej odsłony kryzysu politycznego. Rozczarowanie obietnicami z początku rządów Władysława Gomułki, walki frakcyjne w PZPR, antysemicka nagonka oraz żądanie swobód przez część pokolenia wychowanego po wojnie – stanowiło wybuchowy koktajl.
OD MARCA DO SIERPNIA
8 marca 1968 roku Marcin Król nie tylko brał udział w legendarnym wiecu na dziedzińcu Uniwersytetu Warszawskiego, lecz także był członkiem delegacji, która udała się do rektora UW. Odwagi cywilnej mu nie brakowało. Współtworzył ważne dokumenty Marca ’68, między innymi Deklarację ruchu studenckiego, w której domagano się zniesienia cenzury oraz niezawisłości sądownictwa. Niemożliwe było pozostawanie młodego adepta nauki obok polityki. Bezpośrednio obserwował starcie z przemocą aparatu niesuwerennego państwa. Co jednak nie mniej ważne, weryfikował postawy ludzkie wobec sytuacji granicznych.
Konsekwencje marca 1968 roku dotknęły zatem Marcina Króla bezpośrednio. Zaczynając od tego, że ówczesne władze doprowadziły do wyjazdu z Polski jego akademickich mistrzów, z Kołakowskim na czele. Aż po zweryfikowanie in plus oraz in minus młodzieńczych przyjaźni. Niektórzy potrafili stanąć w niecodziennych okolicznościach na wysokości zadania. Inni, niestety, nie. Marcin Król w więzieniu spędził trzy miesiące.
W PRL życie intelektualne nie kończyło się na uniwersytetach. Dla intelektualistów, ludzi słowa, ważne, jeśli nie ważniejsze, było przebywanie w odpowiednio stymulującym myślenie środowisku, które gwarantowało możliwość publikowania tekstów. Po pierwszych publicystycznych próbach Marcin Król oraz Wojciech Karpiński – wprowadzeni przez konserwatywnego intelektualistę, Henryka Krzeczkowskiego – związali się z katolickim środowiskiem „Tygodnika Powszechnego” . W rękach redaktora Jerzego Turowicza była to cenna wyspa relatywnej wolności prasy oraz praktyczna szkoła realizmu politycznego. Na łamach katolickiego tygodnika z Krakowa ćwiczono się bowiem w rozwijaniu własnego światopoglądu, ale w permanentnych grach z cenzurą polityczną i tajnymi służbami.
Chociaż w latach 70. pracował jako adiunkt w Polskiej Akademii Nauk, Marcin Król nie unikał dalszego zaangażowania w kręgach opozycyjnych. Choćby w 1975 roku był sygnatariuszem tzw. listu 59, będącego sprzeciwem wobec planowanych zmian w Konstytucji PRL, między innymi wobec postanowienia o trwałym i nienaruszalnym sojuszu Polski ze Związkiem Radzieckim. Ponadto włączył się w „alternatywne uniwersytety”, czyli Towarzystwo Kursów Naukowych i opozycyjne seminaria domowe. Opozycyjni intelektualiści powołali do życia TKN, aby „przełamać państwowy monopol na nauczanie na poziomie uniwersyteckim” . Wraz z tzw. Latającym Uniwersytetem i innymi zajęciami w prywatnych mieszkaniach czy salach parafialnych próbowano nawiązać do podobnych form działania jeszcze z czasów Polski porozbiorowej w XIX wieku. Marcin Król brał aktywny udział w tych spotkaniach, np. w ramach TKN zadeklarował prowadzenie jednego z zamkniętych seminariów „Polska myśl polityczna XX wieku”. Służba Bezpieczeństwa, Milicja Obywatelska oraz bojówki studenckie SZSP rozpoczęły inwigilacje, przerywanie spotkań i nękanie ich uczestników. Dochodziło do pobić.
W życiorysie Marcina Króla szczególnie ważne okazało się zamknięte seminarium w domu profesora Jerzego Jedlickiego. Ono przyczyniło się do powstania pierwszej odsłony jednego z najważniejszych polskich czasopism intelektualnych w drugiej połowie XX wieku, czyli „Res Publiki”. Sam pomysł Marcina Króla i Wojciecha Karpińskiego dojrzał jednak podczas pobytu naukowego w Stanach Zjednoczonych (Uniwersytety Yale oraz University of Texas, Austin) . Niezależne czasopismo wpisywało się w szerszy pejzaż pism drugiego obiegu związanych ze środowiskami ideowymi. Właśnie to pismo ideotwórcze mocno zaznaczyło obecność na mapie drugiego obiegu już w pierwszej odsłonie z lat 1979–1981.
Wyróżniał się ideologicznie liberalno-konserwatywny profil i „akcentowanie przywiązania do wartości kultury zachodnioeuropejskiej” . Deklarowano, że Europa jest dla Polski po prostu większą ojczyzną. Na łamach postulowano przy tym konieczność odróżniania porządku myślenia o polityce od porządku emocji politycznych. Tym samym pierwsza odsłona czasopisma była wręcz programowo ekskluzywna. Jak to określił Andrzej Friszke, pozostawała „jak najdalsza od schlebiania masom czy przekonania, że lud zawsze lub zwykle ma rację. Wydaje się, że wręcz obawiała się sytuacji, w której masy zaczną uprawiać politykę” . Zamiast tego domagano się wychowania polskich elit do polityki, którą pojmowano nie tylko jako narzędzie do odzyskania niepodległości, lecz także – z wyraźnej inspiracji myślą Arendt – jako jedną z podstawowych form realizowania człowieczeństwa.
Jak później zauważał inny historyk, Andrzej Paczkowski, ostatecznie granica pomiędzy myśleniem a działaniem dla twórców czasopisma okazywała się płynna: „«Res Publica», mimo zapowiedzi i ponawianych zapewnień, nie ograniczyła się do beznamiętnego roztrząsania politycznych programów, uwarunkowań i możliwości. (...) Ale z beznamiętnym klerkizmem nie miało to wiele wspólnego. Pismo uczestniczyło w życiu politycznym, co najlepiej uwidoczniło się po Sierpniu 1980 roku, gdy zabierało głos w zupełnie podstawowych sprawach bieżących” .
Wypada dodać, że twórcy nie ograniczali się wówczas do pisania. W gorącym okresie pierwszej Solidarności lat 1980–1981 Marcin Król, jak wielu innych intelektualistów, czynnie doradzał związkowi zawodowemu „Solidarność” (Region Mazowsze). Wprowadzenie stanu wojennego 13 grudnia 1981 roku, o czym po 1989 zbyt łatwo się zapomina, było dla społeczeństwa kolejnym szokiem politycznym, intelektualnym oraz moralnym. Przełomem o tyle dla nas ważnym, iż niniejsza książka jest między innymi efektem pracy Marcina Króla w reakcji na ówczesne wydarzenia w kraju.
Do tego wątku jeszcze wrócimy. Podkreślmy od razu rzecz podstawową: sama książka Podróż romantyczna, chociaż zostanie wydana po drugiej stronie Żelaznej Kurtyny, powstawała w Polsce stanu wojennego. W tym miejscu wypada dodać jeszcze jedno. Marcin Król, chociaż odbywał pobyty naukowe w najlepszych ośrodkach akademickich Zachodu, nie wyobrażał sobie emigracji na stałe. Uzasadnienie zresztą wyłożył w przejmująco osobistym eseju Powrót do domu. W tekście o charakterze deklaracji wyjaśnił, że po prostu tylko w polskim otoczeniu potrafi intelektualnie pracować: „tylko tu z rzeczami umiem zrobić porządek, wrażenia zamieniać w wizje trwałe, wyposażone w sens” . Jak pokazała przyszłość, nie były to deklaracje gołosłowne.
PO GRUDNIU
Po 13 grudnia 1981 roku Marcin Król pozostaje aktywnym publicystą „Tygodnika Powszechnego” oraz czasopism drugiego obiegu. Udziela się w Klubie Myśli Politycznej „Dziekania” Stanisława Stommy, co ma znaczenie, albowiem tam krążą myśli o legalizowaniu struktur opozycyjnych na rzecz osłabiania władz PRL. Ten oryginalny sposób myślenia, określany jako „nowy realizm”, odchodził od totalnego i integralnego oporu wobec rządów PZPR. Opozycja powinna być propaństwowa i oficjalnie wpływać na to, aby władza w PRL była „inaczej sprawowana” . Od słów do czynów: w 1987 roku Marcin Król doprowadza do oficjalnej reaktywacji dawnego czasopisma, tym razem jako miesięcznika – „Res Publica” . U schyłku PRL elitarny periodyk o myśli politycznej i kulturze wysokiej odnosi ogromny sukces czytelniczy. Nakład sięga rekordowych wówczas ok. 25 000 egzemplarzy i rozchodzi się jak świeże bułeczki, skądinąd równie wówczas deficytowe.
W czasie „jesieni ludów” Marcin Król czynnie włącza się w demontaż Polski Ludowej na rzecz budowania demokratycznej III RP. Od roku 1987 bierze udział w spotkaniach organizowanych przez Lecha Wałęsę, przekutych następnie w Komitet Obywatelski. Uczestniczy w obradach Okrągłego Stołu w ramach zespołu ds. reform politycznych i podzespołu ds. środków masowego przekazu. W ich trakcie Marcin Król miał wyjątkową okazję, aby jako teoretyk polityki prowadzić intelektualne pojedynki z przeciwnikami na temat kształtu przyszłego ustroju państwa. Określał się jako „maksymalista idealista” i żądał całkowicie wolnych wyborów. W pierwszych wolnych wyborach prezydenckich w 1990 roku wsparł kandydaturę Tadeusza Mazowieckiego. Co ciekawe, po zebraniu pewnych doświadczeń, pomimo namiętności do polityki, ostatecznie z bezpośredniego udziału w odradzającym się życiu partyjnym zrezygnuje. Powody tej zasadniczej decyzji życiowej szczegółowo wyłożył w swojej autobiografii intelektualnej. Cena, której nie chciał zapłacić za wejście do czynnej polityki, dotyczyła zarówno sfery intelektualnej, jak i etycznej.
Niemniej pozostawał czynnym uczestnikiem życia publicznego jako autor artykułów i poczytnych książek. Wrócił do aktywnego życia akademickiego w pełnym wymiarze, między innymi pełniąc funkcję dziekana Instytutu Stosowanych Nauk Społecznych Uniwersytetu Warszawskiego. Niezmiennie brał udział w międzynarodowym życiu intelektualnym, m.in. jako jeden z filarów działalności Instytutu Nauk o Człowieku w Wiedniu. Wraz z założycielem tej instytucji, Krzysztofem Michalskim, między innymi współorganizował cykl otwartych debat imienia ich wspólnego przyjaciela księdza-filozofa, Józefa Tischnera (tzw. debaty tischnerowskie) . Wspierał także organizacje trzeciego sektora w Polsce, np. poprzez współpracę z prodemokratyczną Fundacją im. Stefana Batorego, kierowaną przez jego innego przyjaciela, Aleksandra Smolara. Aż do śmierci Marcin Król brał udział we wszystkich istotnych debatach intelektualnych pierwszych trzech dekad III RP aż po międzypokoleniową debatę o drogach przeprowadzenia transformacji ekonomicznej.
Co nie tak znów częste, naprawdę edukował młodsze pokolenie, jednocześnie umożliwiając mu zaistnienie na intelektualnej scenie. Do końca życia przekonywał o tym, jak ważni w myśleniu są mistrzowie oraz przyjaźń, która umożliwia rozmowę i przychylne spory. Od Podróży romantycznej aż po ostatnie publikacje Marcin Król dzielił się swoim ideałem życia w świecie „żywej tradycji” czy tzw. trzecim świecie Karla R. Poppera. W eseju Do nielicznego grona szczęśliwych z 2018 roku w zasadzie powtarza słowa z książki z roku 1986 o konieczności przebywania w świecie równoległym do rzeczywistego. Tyle że pojawia się ważna różnica. W ostatnich publikacjach do mistrzów, z którymi pozostawał w intymnym dialogu, jak Leszek Kołakowski, Marcin Król dodawał kolejnych przyjaciół, którzy już odeszli, jak Henryk Krzeczkowski, Krzysztof Kozłowski czy Krzysztof Michalski. Wciąż z nimi, jak zdradzał na dwa lata przed śmiercią, „prowadzę rozmowy” .
BIOGRAFIA Z LEKTUR
To tylko szkicowe, zewnętrzne przedstawienie biografii intelektualisty. Nie byłoby ono pełne bez skierowania światła na zasadnicze lektury Marcina Króla, których echo znajdujemy później w Podróży romantycznej i innych publikacjach. Oczywiście kanon dzieł klasycznych autorów myśli politycznej Zachodu stanowił punkt wyjścia. Marcin Król swobodnie przemieszczał się po intelektualnej mapie od Platona i Arystotelesa aż po Alaina Besançona, Karla R. Poppera czy Raymonda Arona. Linia lektur wzmacniała konserwatywno-liberalny opór Marcina Króla wobec ideologii komunizmu oraz jej praktycznych przejawów. Credo, na które składały się: wolność jednostki, zabezpieczenie jej praw podstawowych, bezstronność i niezawisłość sędziowska, w warunkach Polski Ludowej nie było żadnym banałem. Oznaczało intelektualne rzucanie wyzwania systemowi wraz z pytaniami o granice praktycznego zaangażowania. Niechęć do myślenia w kategoriach utopii, komunistycznej czy jakiejkolwiek innej, wzmacniała przekonania konserwatywne. W ówczesnych warunkach życia nad Wisłą oznaczało to zwykle ciążenie ku Kościołowi katolickiemu i jego społecznej nauce.
Co ważne, Marcin Król w kształtowaniu intelektu nie był ograniczony dostępnymi w PRL przekładami. Wyjazdy na stypendia do Europy Zachodniej i Stanów Zjednoczonych oraz znajomość języków obcych pozwalała na poznawanie z pierwszej ręki nowości z zakresu filozofii polityki. Więcej, Marcin Król przyczynił się do przetłumaczenia na język polski tak podstawowych dzieł, jak O demokracji w Ameryce Alexisa de Tocqueville’a. Ponadto jego prace translatorskie, w całości lub fragmentach, obejmowały książki klasyków socjologii, filozofii, politologii, historii i antropologii tej rangi, co Maurice Halbwachs, Marcel Mauss, Fernand Braudel, Eric Hobsbawm, Judith Shklar czy Robert Dahl, by wymienić tytułem przykładu tylko kilku ważniejszych autorów.
Ów wysiłek translatorski bez wątpienia ukształtował poglądy samego tłumacza, co w Podróży romantycznej widać na przykładzie powracających uwag na temat procesu kształtowania i zagrożeń dla współczesnej demokracji, inspirowanych wspomnianym de Tocqueville’em. Jednak – jak się wydaje z dzisiejszej perspektywy – oryginalność ówczesnych pomysłów Marcina Króla zdecydowanie brała się z innych źródeł. Otóż drugim filarem lektur, mającym zasadnicze znaczenie dla uformowania jego umysłowości, była gruntownie odrobiona lekcja z historii polskiej myśli politycznej z czasów XIX oraz pierwszej połowy XX wieku.
Jakkolwiek dziwnie to zabrzmi, podjęcie się na serio owego wysiłku wcale nie było oczywiste. W PRL (i długo później) brakowało dostępu do podstawowych dzieł z zakresu polskiej myśli politycznej. Nie było także sprzyjającego klimatu intelektualnego. Przed 1989 rokiem Marcin Król stopniowo sam odkrywał i notował, że – chociaż od rozbiorów odzyskanie niepodległości pozostawało zasadniczo polskim tematem politycznym numer jeden – klasyczne prace z zakresu polskiej myśli politycznej pozostają... zapomniane (nie tylko dzieła myślicieli o proweniencji prawicowej, lecz także lewicowej). Części tekstów w ogóle nie wydano w formie książkowej. Ze wspomnień autora Podróży romantycznej jasno wynika, że spotkania z pożółkłymi rękopisami takich myślicieli i działaczy, jak Maurycy Mochnacki czy książę Jerzy Adam Czartoryski, wywarły na niego wpływ intelektualny i emocjonalny. Dotykanie starych stronic poruszało bowiem także inne struny niż tylko te związane z chłodną analizą wywodu intelektualnego.
Ostatecznie popularyzacją polskiej myśli politycznej, za zachętą ze strony Henryka Krzeczkowskiego, zajmie się sam Marcin Król wraz z przyjacielem, jeszcze z czasów liceum, Wojciechem Karpińskim. W ten sposób na podstawie wspólnie napisanych artykułów powstanie książka Sylwetki polityczne XIX wieku, zaliczona przez Martę Fik do najważniejszych publikacji krajowych roku 1974. Książka, w której w odświeżonej formie prezentowano poglądy wielu konserwatywnych postaci czasów rozbiorów, wzbudziła liczne kontrowersje. Pojawiały się nawet zdumiewające oskarżenia o wskrzeszanie polskiego nacjonalizmu czy postaw ugodowych. To dzieło, które – po dekadach wydane ze zmienionym tytułem i w wersji nieocenzurowanej – zanurzało się w politycznych wyborach Polaków sprzed lat i znakomicie zniosło próbę czasu.
Współcześnie doskonale widać, jak autorzy przedstawili na przykładzie pocztu bohaterów z przeszłości – od Maurycego Mochnackiego do Józefa Piłsudskiego – własne interpretacje wybranego węzłowego problemu politycznego – w określonych uwarunkowaniach międzynarodowych i krajowych. W ich interpretacji dawne problemy polityczne z XIX wieku jawiły się jako niepozbawione aktualności w PRL-u. „Sytuacje wyboru” wydawały się łudząco podobne. Na przykład, analizując myśli i praktykę polityczną stronnictwa Kaliszan z Królestwa Polskiego, autorzy rozważali, na ile liberalny ideał praworządności można respektować, gdy naród dobija się o niepodległość. Rządy prawa i odzyskiwanie wolności mogą się bowiem wykluczać w praktyce. Krótko mówiąc, często po prostu trzeba złamać prawo narzucone przez zaborcę, by skutecznie walczyć o niepodległość.
Siłą rzeczy pod piórem Króla i Karpińskiego pojawiało się pytanie znane już z czasów II RP, jak po ewentualnym odzyskaniu niepodległości poradzić sobie z tak ukształtowaną kulturą prawną. Owe dylematy nie były bowiem bezprecedensowe na tle historii Polski. Doskonale przypominała o tym inna książka, a mianowicie Style politycznego myślenia: wokół „Buntu młodych” i „Polityki” z 1979 roku, w której Marcin Król przedstawił aktualność wywodów o obciążeniu polityki przez styl myślenia „pokoleń niewoli” – co młodsze roczniki II RP opisywały krytycznie w prasie dwudziestolecia międzywojennego. Ślady tych lektur także odnajdziemy w Podróży romantycznej. W kolejnych publikacjach Marcin Król samodzielnie będzie rozwijał swoje zainteresowania polską myślą polityczną doby rozbiorów.
Warto przy tym podkreślić, że badania nad publicystyką przedwojennego „Buntu młodych” i „Polityki” wychylały się ku teraźniejszości oraz zmieniającym się po Odwilży relacjom kraj – emigracja. Oczywiście poszukiwano ciągłości pomiędzy starą a nową Polską. Jednak punktem odniesienia dla młodszych roczników polskich intelektualistów znad Wisły była nie tylko działalność dziennikarska i środowiskowa Jerzego Giedroycia sprzed lat, lecz także jej powojenna odsłona, czyli „Kultura” paryska. Umiejętne wiązanie tematów z zakresu polityki, historii idei oraz literatury pięknej na łamach emigracyjnego czasopisma było ewidentnym źródłem inspiracji dla „niepokornych” z Polski Ludowej. Część z nich zresztą – w tym Marcin Król – od lat 70. szukała osobistego kontaktu z legendarnym Redaktorem i publikowała swoje teksty na łamach „Kultury” . To jednak nie wszystko. Otóż środowisko z Maisons-Laffitte dowodziło, że w stosunkowo niewielkim gronie zaufanych osób można łączyć działalność teoretyczną i praktyczną na wysokim poziomie. Co więcej, że czasopisma intelektualne, które ukazują się poza cenzurą państwową PRL, mogą pełnić nie marginalną, lecz fundamentalną rolę dla rozwoju niezależnej kultury polskiej w drugiej połowie XX wieku. Dla młodych intelektualistów z Polski Ludowej było to jednym z dodatkowych bodźców do zakładania własnych środowisk i czasopism.
Dzieło
POGRUDNIOWA PODRÓŻ
W latach 80. XX wieku poślizg pomiędzy datą powstania dzieła a datą publikacji bywał znaczny. W jednym z rozdziałów Podróży romantycznej odnajdujemy wzmiankę co do dokładnego miejsca i czasu powstawania tekstu. Marcin Król, przebywający w Warszawie, zdradzał: „piszę te uwagi w maju 1982 roku”. Nie była to notka epizodyczna. Albowiem esej brał pod uwagę jednocześnie: temat aktualności romantyzmu na ziemiach polskich i doraźnie wpływające na autora okoliczności powstania tekstu. Podróż romantyczna rodziła się w szczególnych warunkach politycznych, jak pokrótce wspominaliśmy, po bezprawnym wprowadzeniu stanu wojennego 13 grudnia 1981 roku.
Po ponad czterdziestu latach od ówczesnych wydarzeń trzeba przypomnieć, że był to czas złamania przemocą wielkiego entuzjazmu obywatelskiego, towarzyszącego powstaniu latem 1980 roku Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego „Solidarność”. Przez wyjątkowe w skali całego bloku wschodniego 16 miesięcy władza komunistyczna tolerowała istnienie organizacji masowej, której znaczenie daleko wykraczało poza prawne ramy związku zawodowego. Ferment obywatelski trudno oddać słowami: nagle zaczęto pod parasolem „Solidarności” oddolnie podejmować tysiące inicjatyw, dyskutowano, pisano, publikowano. Wszystko odbywało się w atmosferze zagrożenia interwencją Moskwy, co wówczas oddawało krótkie pytanie: „wejdą – nie wejdą?”.
Czas po 13 grudnia 1981 roku w pamięci społecznej oznaczał złamanie tego spontanicznego ruchu i postrzegany był jako „szary”, „przygnębiający” itd. Jerzy Zieleński, dziennikarz, skądinąd podobnie jak Marcin Król doradca Regionu Mazowsze NSZZ „Solidarność”, na wiadomość o wprowadzeniu stanu wojennego popełnił samobójstwo. Próbom oporu wobec decyzji władz PRL towarzyszyło poczucie straconej szansy na odzyskanie niepodległości, co oddają pisane wówczas dzienniki i późniejsze wspomnienia. Na przykład Wiktor Woroszylski w swoich zapisach „Noc Wrony” określał krótko jako kolejną „klęskę” .
W pierwszych miesiącach następnego roku trwały represje wobec osób opozycyjnie nastawionych do władz. Po fali nielegalnych demonstracji w maju 1982 roku, gdy Marcin Król pracował nad książką, w dużych miastach czasowo przywrócono godzinę milicyjną. Chociaż my spoglądamy na tamten czas jak na schyłek PRL-u, wówczas ani internowani działacze „Solidarności”, ani autor Podróży romantycznej nie mieli pojęcia, co przyniesie przyszłość. Rozważano najgorsze scenariusze wraz z wywózką na Sybir, o czym przypominają nie późniejsze wspomnienia, ale pisane na gorąco dzienniki.
Nawet jeśli najczarniejsze wersje wydarzeń z aktywnym udziałem wojsk radzieckich nie sprawdziły się, to i tak trudno było mówić o rzeczywistości z lekkim sercem. Wobec protestujących na ulicach zapadały drakońskie orzeczenia w trybie doraźnym. Nie powstrzymywano się przed wysokimi wyrokami, w tym zaocznymi karami śmierci. Pobicia protestujących przeciwko bezprawiu przez ZOMO i Milicję Obywatelską były nagminne. Kontynuowano tuszowanie zbrodni stanu wojennego, w tym śmierci dziewięciu górników podczas pacyfikacji w Kopalni Węgla Kamiennego „Wujek” w Katowicach. Metody reagowania i odreagowania „klęski” były różne. Jedni wybierali kontynuowanie protestów pokojowymi metodami. Inni uważali, że 13 grudnia 1981 roku domaga się zdecydowanej reakcji. I tak, w geście sprzeciwu, młodzi ludzie inspirowani tradycją insurekcyjną postrzelili w tramwaju funkcjonariusza Milicji Obywatelskiej. Dla oddania kolorytu czasu powstania pierwszych fragmentów Podróży romantycznej może warto dodać, że był to czas, gdy regularnie uprowadzano samoloty LOT-u, aby uciec na Zachód.
OPÓR MYŚLI
Jednocześnie jednak opozycyjni intelektualiści w PRL-u mieli poczucie, że znajdują się moralnie po właściwej stronie Historii. Po pierwszym szoku związanym z wydarzeniami 13 grudnia 1981 roku przekonanie o kruszeniu się ideologii komunizmu sprzyjało narodzinom pragnienia oporu i intelektualnych ambicji. W Polsce nierzadko związane było z interpretowaniem wydarzeń politycznych z użyciem religijnego filtru. Inny opozycyjny intelektualista, Andrzej Kijowski, zanotował również w maju 1982 roku w Dzienniku następującą filozofię działania: „Warto resztę życia, jaka mi została, poświęcić na rozwalanie sowieckiego panowania w Polsce. (...) Sowiety to nasza historyczna postać diabła. Walczyć z diabłem i tylko o tym myśleć, jak mu dołożyć” .
Echo pogrudniowych nastrojów odnajdujemy w Podróży romantycznej, choćby wówczas, gdy z erudycyjnych zasobów autor wybiera XIX-wieczne sformułowanie o nędzy życia „między błotem a cenzurą”. Gdy Marcin Król wprowadza kluczową dla eseju metaforę „Nieustającego Zbaraża” na określenie wypracowanych sposobów narodowego oporu wobec zagrożeń zewnętrznych, jasno stwierdza, że jego „historia rozpoczyna się w końcu XVIII wieku i trwa po dziś dzień”, czyli lata 80. XX wieku.
Książka okazuje się próbą analizy tego fenomenu zbiorowego zarówno z perspektywy długiego trwania, jak i jego doraźnych przejawów, szablonowych metod oporu wobec reżymu PRL. Kontekst stanu wojennego miał zatem dla autora zasadnicze znaczenie. Refleksja nad stuleciami polskiego patriotyzmu, w tym nad myślowym dziedzictwem romantyzmu, pełniła jednak jeszcze jedną funkcję. Powstała jednocześnie dla zamanifestowania postawy intelektualno-politycznej oraz, jak wspominał Król, dla „uratowania równowagi psychicznej” .
Uwypuklić zatem należy, że autor Podróży romantycznej zanurzył się w przeszłość polskiego życia intelektualnego dla odgrodzenia się od ponurej rzeczywistości za oknem. Praca nad esejem stanowiła rodzaj emigracji wewnętrznej, ucieczki w świat biblioteki i kultury wysokiej. Albowiem – jak po dekadach wspominał – „w pierwszych latach stanu wojennego sytuacja zewnętrzna nie sprzyjała myśleniu i czytaniu”. I dalej: „Zośka, moja córka, urodziła się w 1980 roku i w niewielkim mieszkaniu nie było dość spokoju, więc wynająłem przez dalekich znajomych mieszkanie przy placu Zbawiciela, gdzie w spokoju pisałem książkę. (...) Po mniej więcej roku SB dokonało najazdu na to mieszkanie i właścicielka mi wymówiła” .
Erudycyjny esej powstawał jednak dłużej, o notce z maja roku 1982 wspominaliśmy. W innym miejscu książki autor znów podaje datę, tym razem dwa lata późniejszą, tj.: „koniec roku 1984” . Fakt, iż w międzyczasie, 22 lipca 1983 roku, formalnie nastąpiło zniesienie stanu wojennego, niewiele zmieniał z perspektywy indywidualnej i z punktu widzenia ogólnego poczucia zmarnowania czy utraty przez Polskę kolejnej dziejowej szansy lat 1980–1981.
Książka skrzy się od cytatów i nawiązań do prac filozofów polityki z Zachodu. Trudno jednak nie zauważyć, że do pewnego stopnia autor traktował ich użytkowo. Jak się wydaje, raczej zadawał pytania, na ile filozoficzne spostrzeżenia Pascala, Besançona czy Mouniera mogą pomagać lub szkodzić sprawie polskiej w latach 80. Najlepiej widać tę „użytkowość” w spisie treści, który liczy ni mniej, ni więcej 44 rozdziały.
Owa liczba obojętna cudzoziemcom, w polskich umysłach i sercach wywołuje tajemnicze poruszenie od XIX wieku. Oczywiste wydaje się, że Marcin Król – choćby pisał o sakralizacji współczesnej myśli liberalnej czy trzecim świecie według Karla R. Poppera – całej książce i swoim rozważaniom nadaje ramy ze słynnego fragmentu Dziadów Adama Mickiewicza:
Patrz! – ha! – to dziecię uszło – rośnie – to obrońca!
Wskrzesiciel narodu,
Z matki obcej; krew jego dawne bohatery,
A imię jego będzie czterdzieści i cztery.
Nawiązanie wewnętrznym podziałem Podróży romantycznej po 13 grudnia 1981 roku do Widzenia księdza Piotra może wydawać się dziś „tylko” intertekstualną grą z Wieszczem. W ówczesnych warunkach geopolitycznych z pewnością wykraczano poza sferę erudycyjnych nawiązań do klasyków. Właśnie polski romantyzm wytyczał ścieżki dla szukania nadziei po wydarzeniach interpretowanych w kategoriach „klęski”, jak 13 grudnia 1981. Dla poparcia tych słów może warto zatem przypomnieć Andrzeja Kijowskiego z Listopadowego wieczoru – eseju, który przecież Marcin Król doskonale znał. Otóż Kijowski dla swoich czytelników w Polsce Ludowej notował: „romantyzm nie jest ruchem optymistycznym; przeciwnie, rodzi się z historycznych rozczarowań i klęsk politycznych” . W tej interpretacji literatura polska wręcz potrzebowała klęski powstań narodowych, aby dojrzeć i „utrafić nareszcie w pełny ton romantyczny” . Z dzisiejszej perspektywy niepodległego państwa łatwo poszukiwać w tych wywodach nut resentymentu, niemniej była to jedna z intelektualnych strategii przetrwania.
CZY WYPADA MYŚLEĆ?
Chociaż Marcin Król nie zdecydował się na emigrację, w kraju przed przystąpieniem do pisania książki trapił go inny problem. Otóż autor wahał się, czy w ówczesnych warunkach politycznych – w trakcie i po stanie wojennym – wypada w ogóle pracować intelektualnie. Po 13 grudnia 1981 roku przeciwnikom reżymu generała Wojciecha Jaruzelskiego bardziej na miejscu wydawał się pragmatyczny aktywizm, niesienie konkretnej pomocy potrzebującym niż pisanie prac z zakresu filozofii polityki, a co dopiero erudycyjne krytykowanie dominującego nurtu polskiej mentalności. Autor wprost dzielił się swoimi wątpliwościami z czytelnikami, pisząc między innymi: „mam poczucie niestosowności, nieprzyzwoitości: ludzie siedzą w więzieniach (...) manifestują, (...) apelują (...) a ja siedzę w domu, wyglądam przez okno, czasem trochę się boję o siebie, o innych, ale przede wszystkim piszę” .
Marcin Król nie uległ presji otoczenia, czego namacalny dowód trzymają Państwo w rękach. Co więcej, my po latach dobrze wiemy, że wówczas w intensywnej pracy intelektualnej nie pozostawał odosobniony. W zaciszu domów w całym kraju powstawały wówczas dzienniki, choćby wspomniane wcześniej monumentalne objętościowo zapiski Wiktora Woroszylskiego. Równie pokaźne okazały się przecież dzienniki Jana Józefa Szczepańskiego, Zygmunta Mycielskiego i wielu, wielu innych. Po pierwszym szoku życie umysłowe stopniowo odradzało się w prywatnych mieszkaniach i przy parafiach. Na powielaczach drukowano „bibułę”. Na radiowych falach słuchano Głosu Ameryki i Radia Wolna Europa.
Po półwieczu, analizując ówczesne życie intelektualne, natrafiamy przy tym na intrygujące zbiegi okoliczności. Marcin Król notował, że część Podróży romantycznej powstała w maju 1982 roku. Otóż, identyczną notą: „maj 1982 roku”, został opatrzony w drugim obiegu głośny i programowy tekst Andrzeja Kijowskiego Co się zmieniło w świadomości polskiego intelektualisty po 13 grudnia 1981 roku?. Krytyk literacki dokonywał apoteozy „milczącej większości narodu”, w której społecznych zasobach przetrwał głęboki „związek rodzinny, przyjacielski i sąsiedzki”. Te więzi należało uznać za ważniejsze niż jakikolwiek „związek polityczny i gospodarczy”. I dalej Kijowski przekonywał, że: „polska zdolność oporu (...) nie ma źródeł w polskim instynkcie państwowym, lecz w poczuciu wartości osobowej i w przywiązaniu do swego sposobu życia” . Najważniejszy jednak był wniosek. Nie bez pewnej egzaltacji przewrotnie dodawał – co odbiło się echem w opozycyjnych kręgach – że po wprowadzeniu stanu wojennego intelektualista został zwolniony z lojalności wobec Polski Ludowej: „jest wyzwolony, oczyszczony – pod tym względem dzień 13 grudnia był najszczęśliwszym dniem w jego życiu”. Jednocześnie to przełomowe wydarzenie nakładało na ludzi intelektu obowiązek znalezienia dla większości Polaków „właściwej, odpowiadającej jej charakterowi formy wolności” .
Zbieg okoliczności o tyle frapujący, że dokładnie w tym samym czasie Marcin Król w swoim eseju wyruszał na poszukiwanie owej nowej formy wolności. Jednak po drodze dokonywał krytycznej analizy zastanych ram przeżywania polskości. O prostej apoteozie, dominującej mentalności zbiorowej, jak u Kijowskiego, nie było mowy. Przeciwnie, historyk idei wykazał się nadzwyczajną odpornością na pokusy uległości wobec „patriotyczno-religijnej kultury oporu”, jak i na okoliczności narzuconego przemocą stanu wojennego. Sięgając do erudycyjnych zasobów, postanowił poddać wiwisekcji główny nurt narodowego autostereotypu, którego genezę i pewne zalety, jak deklarował, dobrze rozumiał, ale w którym zdecydowanie się nie odnajdywał. Nie chciał podążać ani głównymi drogami przeżywania polskości, ani też – co właściwie ważniejsze – rytualnymi i dobrze oswojonymi sposobami jej negatywnej oceny. I tak na gruncie polskiej historii idei powstała propozycja oryginalna, albowiem jej siłę stanowiło łączenie odpowiedzi na aktualną sytuację polityczną z gruntowną znajomością własnej tradycji ideowej i współczesnej filozofii politycznej.
„W książce tej wiele uwagi poświęciłem (...) pytaniu o logikę wydarzeń historycznych. Spory wpływ wywarła na mnie lektura prac Michaela Oakeshotta z zakresu filozofii historii” – tak po latach Król rekonstruował tło powstawania książki. Przyznać trzeba, że po latach to stwierdzenie zaskakuje. Albowiem w całej książce roi się od nazwisk myślicieli, ale ani razu nie pada nazwisko angielskiego filozofa! Zresztą jeden czy dwa cytaty z esejów politycznych niewiele by tutaj zmieniły. Współczesna lektura Podróży romantycznej skłania raczej do stwierdzenia, że – chociaż intelektualne ramy dzieła inspirowały wyjazdy oraz lektura prac zachodnich myślicieli – ostatecznie w eseju Marcina Króla dochodzi do jakościowego wychylenia na rzecz zasobów z polskiej biblioteki.
To, że Marcin Król był intelektualnie gotowy do pójścia w tę stronę, nie tyle wynikało z lektur Oakeshotta, ile z wnikliwej znajomości historii myśli polskiej czasów niewoli. A może nawet bardziej – krótkiego czasu niepodległości, czyli II RP. Kilka lat wcześniej w 1979 roku opublikował w niebieskiej serii przecież Style politycznego myślenia, książkę, której przedmiot badania bez wątpienia pozwolił autorowi na kontynuowanie poruszania się między ideologicznymi biegunami („ani socjalizm, ani nacjonalizm”) i czego wyrazem była linia redakcyjna pierwszej „Res Publiki” lat 1979–1981, a także Podróż romantyczna. W pewnym sensie ten filar myślenia Marcina Króla z lat 80. najlepiej oddaje napisane nieco później zdanie o własnym życiu w Polsce Ludowej: „Jestem równy wśród równych o równie ograniczonych możliwościach, żyję, wchodzę w kompromisy, czasem zapłaczę na mszy narodowej, ale, kiedy poczuję się zagrożony przez nadmiar więzi narodowej, uciekam, gdzie pieprz rośnie” .