- W empik go
Podróż świętej Anieli Merici do Ziemi Świętej - ebook
Podróż świętej Anieli Merici do Ziemi Świętej - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 181 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Przy samym zrębie weneckiej przystani
Drży rącza nawa jakby na odlocie.
Majtkowie, w szaty świąteczne przybrani,
Dzierżą już wiosła. Na masztach wstęg krocie
Igra ze stadem gołąbków w zawody.
I kogoż łódź ta czeka? Czy mocarza,
Co dąży obce podbijać narody?
Czy mórz królowa znów hojnie obdarza
Jakiego króla i skarbem i żoną?
Czy z towarami płynie kupców rzesza?
Czy pierścień ślubny sam Doża pospiesza
W Adryatyku modre rzucić łono?
I oto tłumy, zwarte we dwie ściany,
Na brzegach wznoszą okrzyk nieprzerwany:
Już idzie – idzie! – Lecz ni bogacz jaki,
Ni król, ni Doża, ni Cornaro druga.
Ale uboga Chrystusowa sługa
W szarej odzieży, z kijem dla oznaki,
Że dąży zwiedzić, wśród świętych miejsc wiela,
To przenajświętsze, gdzie grób Zbawiciela.
Idzie w skromności wdzięku i pokorze.
Przed nią głów ludzkich pochyla się morze.
Kalecy, dzieci, cisną się na przedzie,
Biegnie senator i kupiec bogaty,
Syn starca ojca, córka matkę wiedzie,
By jeszcze mogli dotknąć się jej szaty.
A każdy prosi kornie przyklęknięty
I do niej ręce wyciągając obie,
Błaga o kamyk, źdźbło, pył z Ziemi świętej,
I o modlitwę przy Chrystusa grobie.
Każdy ją żegna, jeśli brak mu słowa,
Jednem westchnieniem: Bądź zdrowa! Bądź zdrowa!
I tak uczczona, na pokład do łodzi
Po błogosławieństw wszech kwieciu przechodzi.
Wraz pomknął statek, lecz swe loty rącze
Zwalnia aż z lagun w dal się nie wypłacze.
I zda się, że to wstrzymują go w biegu
Serca i oczy stojących u brzegu,
Ją jedną widząc, bo święta niewiasta
Wszystkich promienną postacią przerasta.
Lecz gdy na pełne wybiwszy się morze,
Rozwinął żagle, już po lotnym torze
Trudno ptakowi, wnet trudno i oku
Statek doścignąć, aż wreszcie w obłoku
Sinej mgły stajał, tam, gdzie cmi się pręga,
Co mórz płaszczyznę z nieboskłonem sprzęga,
Za którą dla tych, co śnią u wybrzeży,
Świat tajemniczy i świat cudów leży.
Z okrętu jednak widać jeszcze szczyty
Wenecyi – białe, a gdy złotolity
Padł na nie promień zachodniego słońca,
Zda się, że płoną od końca do końca,
I że się morze, ląd i niebo garną
W jeden krąg ognia, jak w łunę pożarną.
Słońce niebawem za ziemię zapadło,
Wód wkoło miasta ściemnia się źwierciadło,
Mury blednieją, szarzeją i gasną.
Nastaje zmroku uroczysta chwila.