Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Podziemne Miasto - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
21 marca 2018
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Podziemne Miasto - ebook

„Nie musisz szukać przygody, ona sama cię znajdzie! A wraz z nią mroczne tajemnice, śmiertelne niebezpieczeństwo i... niezapowiedziane kartkówki”. Takie swoiste motto płynie z książki Przemka Corso, który stworzył tu nietuzinkowego bohatera.

Robert Karcz – archeolog i awanturnik. Po niebezpiecznym incydencie podczas wykopalisk w Egipcie zostaje ewakuowany do Polski. Lepiej, żeby jakiś czas posiedział cicho, dlatego zatrudnia się jako nauczyciel historii w legnickim gimnazjum. Poznaje tam miejscowych pasjonatów historii i pod ich wpływam zaczyna interesować się przeszłością Legnicy. Pewnego dnia dosłownie zapada się pod ziemię…

 

Kategoria: Powieść
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8127-109-7
Rozmiar pliku: 1,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROBERT KARCZ

wyciąg z teczki osobowej – materiał ogólny;
do dalszego rozpracowania

Robert Karcz (w dalszej części „Karcz” lub RK) - archeolog; doświadczony na wykopaliskach w krajach niebezpiecznych. W mojej ocenie nieprzydatny jako agent. Można go jednak osaczyć, gdy popadnie w kłopoty z prawem, i zrekrutować nawet wbrew jego woli.

Prowadzi nielegalną działalność polegającą na odzyskiwaniu dzieł sztuki za pomocą kradzieży. Okrada złodziei. Część dzieł sztuki i zabytków oddaje anonimowo do muzeów, resztę sprzedaje, aby finansować kolejne akcje. Traktuje to jako osobistą krucjatę i w tym kontekście również można go wykorzystać. Da się prowadzić w zamian za potrzebne mu informacje lub w zamian za pomoc, gdy popadnie w kłopoty z władzami lub światem przestępczym.

Karcz jest łatwy do śledzenia – jeździ charakterystycznym fordem mustangiem (nabyty legalnie jako spadek po ojcu). Zdjęcia samochodu i osoby załączam.

Na dzień dzisiejszy znajduje się w Egipcie.

INFORMACJE DODATKOWE I OSOBY POWIĄZANE:

Justyna Karcz – starsza siostra RK i jego jedyny żyjący krewny; dziennikarka telewizyjna. Po śmierci rodziców próbuje matkować bratu, martwi się o niego, stara się pomagać. Naiwna – w tym kontekście możliwa do wykorzystania. Nie kontaktują się często. Nie wie o działalności brata. RK trzyma ją na dystans, żeby ją chronić.

Autor raportu: Tomasz Kubek

Adnotacja na wypadek, gdyby trzeba było przejąć prowadzenie Karcza z moich rąk: należy podchodzić do niego z najwyższą ostrożnością. Jest impulsywny i przez to może być nieobliczalny.PROLOG

Nie musisz szukać przygody, ona sama cię znajdzie! Hassan wiedział to aż za dobrze. Obserwował Polaka, co chwilę ocierając pot z czoła. W Egipcie tej nocy było zimno, ale jemu zdawało się, że płonie.

„Te pieniądze nie są tego warte”, powtarzał w myślach.

– Szybciej, błagam – rzucił w stronę Polaka, nerwowo przestępując z nogi na nogę.

Tamten posłał mu tylko przelotne spojrzenie i machnął ręką, dając do zrozumienia, że potrzebuje więcej czasu. Na twarzy miał chustę, a na ramionach grubą uprząż alpinistyczną.

Wykute w skale pionowe zagłębienie było już wiele razy przeszukane i całkowicie puste. Tak mówiono. Tylko jedna naukowa teoria głosiła, że to zagłębienie – zwane „suchą fosą” – mieści kilka pięter grobowców z okresu Starego Państwa. Przez całe lata nikt w to nie wierzył – ot, kolejna sensacja bez potwierdzenia; naukowa plotka kogoś, komu zależy, by dostać forsę na wykopaliska. Plotka okazała się prawdą w chwili, gdy przednia część górnego grobowca osunęła się, ukazując wejście do podziemi. Pierwsze pobieżne oględziny znaleziska przerwano po dwóch godzinach, gdyż zapadł zmrok – dosłownie „egipskie ciemności”. Cały obóz archeologiczny, strażnicy i sprzęt mieli zostać przeniesieni tu z północnej części wykopalisk następnego ranka.

Właśnie dlatego Polak i Hassan nie mieli czasu. Ta jedna noc to była ich jedyna szansa i Polak o tym wiedział.

Kiedy okazało się, że niższe kondygnacje grobowców nie są zasypane piachem, stwierdził, że musi działać. Było jasne, że informacja o nowym odkryciu trafi do porannej prasy, a wówczas na to miejsce rzucą się hieny. Nie miał zamiaru przegapić swojej szansy, dać się przegonić nielegalnym łowcom zabytków.

Oficjalne wykopaliska mogły trwać jeszcze całe lata. Lata żmudnej i ciężkiej pracy. Ale zanim się rozpoczną, hieny wydrapią stąd wszystko, co cenne, a archeologom pozostawią gołe ściany i geodezyjne pomiary do zrobienia. Żadna władza w Egipcie nie jest w stanie upilnować takiego terenu. Żadna władza w Egipcie nie płaci swoim ludziom tyle, ile są w stanie zapłacić hieny za to tylko, że jakiś strażnik będzie patrzył w inną stronę.

Polak i jego przewodnik mieli kilka godzin w środku lodowatej nocy i musieli improwizować.

Hassan przekupił strażników i szedł teraz za Polakiem, opierając się o skalne bloki. Na razie nie zapalali latarek.

Kiedy znaleźli się przed samym wejściem do grobowca, Polak wskazał rzeźbiony kamień, na którym widniały hieroglify. Odrzucił z twarzy chustę i Hassan zobaczył dziki uśmiech odkrywcy.

„Generał” – mówił jeden z napisów na kamieniu i Hassan potrafił to przeczytać. Dużo czasu spędzał z archeologami, służąc im pomocą, oprowadzając po okolicy i robiąc im zakupy w mieście. A teraz sam się sobie dziwił, że ryzykuje tę dobrą pracę, a do tego łamie prawo!

Nie tylko ludzkie, również boskie. Nawet jeżeli ci konkretni bogowie zostali oficjalnie odrzuceni przez Koran, to jednak… Nie ma w Egipcie ludzi, którzy nie wierzą w staroegipskie zabobony i moce.

Zeszli kolejne kilka metrów i Hassan ostatni raz spojrzał w górę na niebo rozświetlone gwiazdami. Czuł, jak wysoka szczelina pożera go. Włączył latarkę i ruszył w ślad za Polakiem.

W grobowcu było bardzo duszno. Po obu stronach archeolodzy umieścili stojaki z oświetleniem, ale generator był wyłączony na noc. W dwóch miejscach stały kopalniane słupy podtrzymujące strop, a teraz on i Polak będą pierwszymi osobami, które wejdą dalej do środka…

– To cud – powiedział Polak. – To miejsce jest w idealnym stanie.

Na Hassanie jakoś nie robiło to wrażenia. Owszem, dziwił się, że pomieszczenie nie jest zawalone, ale z jego perspektywy wyglądało jak kolejna ruina pełna piachu.

Przełknął ślinę. Od pyłu unoszącego się w powietrzu czuł drapanie w gardle. W myślach zaczął liczyć dolary, które miał dostać od Polaka. Liczył je, wyobrażając sobie, co za nie kupi, a jednocześnie starał się zapomnieć, że jest kilkanaście metrów pod pustynią.

– Nie mamy czasu! – syknął po angielsku, a później dorzucił jeszcze kilka przekleństw we własnym języku i pod adresem całego świata, który był niepotrzebnie niebezpieczny.

Polak wyciągnął aparat fotograficzny. Lampa błyskowa zaczęła rozświetlać pomieszczenie. Ciemność skuliła się w szczelinach i niszach.

Z tej części grobowca odchodził korytarz wiodący na niższą kondygnację. Stroma pochylnia obsypana piachem. Ślisko, żadnych poręczy, tylko szczeliny w ścianach, za które ewentualnie można było się złapać. Polak próbował być ostrożny, ale niemal od razu poślizgnął się, z głuchym stęknięciem wylądował na plecach i zjechał w ciemności.

Hassan pisnął. Korytarz wyglądał jak stara sztolnia grożąca zawaleniem.

Polak leżał gdzieś na samym dole. Nie wołał, nie było słychać, by się ruszał. Hassan poświecił latarką i gwizdnął. Polak uniósł rękę i pokazał mu wyciągnięty w górę kciuk.

– Ja tam nie schodzę! – poinformował Egipcjanin. – Znajdź, czego szukasz, a ja tu czekam z liną…

Polak chciał coś powiedzieć, ale usłyszał nagły szmer i syk. Poświecił dookoła latarką i znalazł to, czego znaleźć nie chciał. Kobra!

Powoli odsunął się jak najdalej i podkurczył nogi. Wąż patrzył, ale nie atakował.

– Ukąszenie zabija! – zawołał Hassan z góry. – Bardzo morderczy. Uważaj!

– Co ty powiesz?! – warknął Polak.

– Wystrasz go! – powiedział Egipcjanin. – Indiana Jones!

– Co: „Indiana Jones”? Nie rozumiem.

– Pochodnia! Jak na filmie...

– A skąd mam wziąć pochodnię?

– Łap! – Egipcjanin rzucił mu metalową zapalniczkę.

Niestety, niecelnie. Odbiła się od ściany i wylądowała za wężem. Polak, nawet gdyby chciał, nie byłby w stanie jej dosięgnąć. Wziął więc głęboki oddech i ostrożnie, szorując po podłodze pośladkami, zaczął wycofywać się w głąb grobowca.

– Nie tam! – zaprotestował Hassan. – Wracaj. Musimy uciekać! Weź zapalniczkę i go wystrasz!

Kiedy Polak odsunął się od kobry na bezpieczną odległość, powoli wstał, nie spuszczając węża z oczu, a później odszedł do kolejnego pomieszczenia.

– Mam nadzieję, że znikniesz, zanim wrócę – powiedział, a potem cisnął w stronę węża garść piachu z podłogi.

Pomieszczenie było długie, z jednej strony częściowo zasypane, a pośrodku stał kamienny sarkofag o gładkich kształtach. Pod ścianami znajdowały się ozdobne naczynia, w większości zniszczone.

Polak oddychał z trudem – wszędzie unosił się kurz, mikroskopijne drobinki kwarcu, które nie opadną jeszcze przez kilka dni. Odpiął od paska manierkę z wodą i zwilżył chustę, a następnie obwiązał sobie nią dolną część twarzy i nos. Pył oblepiał płuca, ale najgorsza była świadomość, że nad głową są tony kamieni i piachu, które w każdej chwili mogą go pozbawić życia. Mimo to czuł euforię. Dotykał bloków z kamienia wyciosanych tysiące lat temu, wkładał palce w wyżłobienia hieroglifów. Szukał czegoś.

Fotografował metodycznie napisy widoczne na ścianach.

W końcu dotknął sarkofagu. Generał z dworu faraona Pepiego. Na to wskazywały napisy. Wewnątrz znajdowała się mumia, ale wiedział, że jej dziś nie zobaczy. Wiedział też, że musi się śpieszyć. Przy mizernym świetle latarki szukał czegokolwiek, co mógłby zabrać ze sobą. Jakiejkolwiek wartościowej rzeczy, nadającej się do dyskretnego eksportu.

***

To nie był jego pierwszy raz. Raczej stały sposób na finansowanie pracy badawczej. Jest wiele takich miejsc na ziemi, które odkrywa archeolog, a odkrywanie zajmuje mu całe lata. Potem, tuż po odkryciu, na chwilę wpadają tam hieny. I kiedy archeolog wraca na wykopaliska z jakimś grantem, finansowaniem z ministerstwa oraz z ochroniarzami, okazuje się, że najcenniejszych rzeczy… już dawno nie ma, ponieważ zostały wyniesione przez hieny. Polak wiedział o takich zdarzeniach w Peru, w Meksyku, w Tunezji i Maroku; Polak miał tego dość! Jego praca, jego pot, a sukces i wypłata dla hien??!!

– Rzeczy cenne powinny lądować w muzeum. A kilka mniej cennych… niech sobie trafi na rynek kolekcjonerski, ale po to, by finansować kolejną wyprawę badawczą, a nie hieny! – Polak powtarzał sobie słowa zasłyszane kiedyś na... sympozjum naukowym. Słowa, które całkowicie odmieniły jego życie.

Wypowiedział je profesor Jan Michalik, organizator wielu ekspedycji archeologicznych, jego późniejszy mentor i przyjaciel. Zawsze dużo mówił o hienach. Po kilku głębszych potrafił o nich opowiadać godzinami. O zaprzepaszczonych odkryciach. O prywatnych kolekcjonerach. Mówił z pasją, z przekonaniem, ale nigdy nie miał odwagi, żeby własne słowa wcielić w czyn.

Kiedy jednak Polak po powrocie z pierwszych wykopalisk pojawił się u profesora z dwiema kamiennymi figurkami i powiedział, że „jedna jest przeznaczona do muzeum, a druga na ten projekt badawczy, na który nie dali panu grantu”, profesor nawet nie mrugnął okiem. Sięgnął do szuflady, wyjął wizytówkę, na której był jedynie numer telefonu (bez nazwiska ani adresu), a potem powiedział:

– Ten facet ma dużo pieniędzy. Zamawia u mnie ekspertyzy naukowe dotyczące eksponatów. Wszystko, co dotychczas dawał mi do oceny, było zawsze prawdziwe i zawsze bardzo cenne. Płaci uczciwie. Skąd bierze eksponaty – nie mam pojęcia i nie chcę wiedzieć. Nie chcę też wiedzieć, skąd weźmie jedną z tych kamiennych figurek, które tu leżą na stole, ale… przelew za tę figurkę niech zrobi wprost do Egiptu, do firmy, która nam organizuje wykopaliska. Za miesiąc napiszę do tej firmy ponownie z prośbą o zniżkę. Ma jej udzielić w wysokości... dziewięćdziesięciu procent i w tej sytuacji jednak pojedziemy na te odwołane badania. Brakujące dziesięć procent wycisnę z ministerstwa! Wytłumaczę im, jak dobry interes robią…

Tak to się zaczęło. Nieoficjalny układ, który do tej pory działał bez zarzutu.

***

– Poszukajmy tu czegoś… co można dyskretnie sprzedać – mruknął Polak sam do siebie.

Obszedł sarkofag dookoła i na wysokości głowy generała znalazł harpun, umieszczony na specjalnej podstawie. Zaśmiał się, nie wierząc własnym oczom. Harpun był identyczny z tym znalezionym przez polską ekspedycję w Sakkarze. Nikt nie potrafił powiedzieć, do czego służył – piękna zagadka na całe lata pracy.

A teraz w jego ręku błyszczał identyczny harpun, znaleziony w promieniu pięciu kilometrów od poprzedniego! Z identycznymi zdobieniami i rzeźbionym wężem, tyle że lekko złamany. Doskonały dla bogatego kolekcjonera, a ponadto mieścił się w małym plecaku.

Zrobił mu kilka zdjęć. Wyciągnął z torby na ramieniu kawałek płótna i delikatnie owinął znalezisko. Wsadził je ostrożnie do środka, a potem, z lekkimi zawrotami głowy, ruszył w kierunku wyjścia. Oddychało mu się coraz trudniej.

Kobra gdzieś zniknęła, albo przynajmniej nie mógł jej teraz dostrzec w ciemnościach.

– Hassan! – krzyknął. – Rzuć linę, bo nie dam rady pod górę!

Odpowiedziała mu cisza.

Poczuł strach, że Egipcjanin go zostawił i że nie będzie w stanie sam wyjść na powierzchnię. To było prawdopodobne. Wszystko trwało zbyt długo, a Hassan to raczej tchórzliwy urzędnik, niż bohater. Zdecydowanie zbyt spięty i łasy na forsę.

Polak podszedł do jednej ze ścian, wsadził palce w szczelinę i zapierając się nogami, zaczął iść ku górze. Wtedy usłyszał syk węża.

– Niech to szlag! Umrę teraz ugryziony w dupę przez kobrę?

– Łap! – powiedział Egipcjanin i rzucił mu linkę alpinistyczną.

Zanim Polak zdążył zareagować, dostał linką w twarz. Zwinięty koniec trafił go w czoło, palce wyślizgnęły mu się ze szczeliny i po raz drugi runął na plecy, wzniecając chmurę pyłu. Tym razem stracił oddech i przez chwilę nie wiedział, gdzie jest.

– WĄŻ!! – krzyknął Hassan, próbując oświetlić go dokładnie z góry. – Jest obok!

Polak próbował odzyskać orientację. Nagle trafił palcami na zimny metalowy kształt – benzynowa zapalniczka, którą wcześniej rzucił mu Egipcjanin!

Pstryknął.

Nie zadziałała.

Spróbował drugi raz i trzeci…

– Co za g... – syknął i kiedy już stracił nadzieję, drżący płomień rozświetlił nagle część podziemnego korytarza.

Wąż był poirytowany i gotów do ataku, ale ten mały płomień wyraźnie go zdezorientował.

„Po prostu odejdź. Spieprzaj stąd! Pozwól mi żyć!” – pomyślał Polak.

Podsunął zapalniczkę w stronę kobry i postawił ją na piasku. Jak słup na granicy pomiędzy sobą a wężem.

Kobra wpatrywała się przez chwilę w płomień, a później po prostu odpełzła.

Podniósł się z ulgą, chwycił koniec liny i zawołał w górę:

– Hassan! Wyciągnij mnie stąd!

Egipcjanin posłusznie złapał za linę, zaparł się nogami, a kiedy już Polak wyszedł na powierzchnię, wystawił w jego stronę otwartą dłoń.

– Moja zapalniczka?

– Co? – Polak zamrugał zaskoczony.

– Moja! Zapalniczka! – powtórzył Hassan.

Polak bez słowa spojrzał w dół.

Hassanowi wyraźnie się to nie spodobało.

– To było oryginalne Zippo! – powiedział stanowczo i stuknął kilka razy palcem w otwartą dłoń. – Sto dolarów!

– E-e, kotuś. Taki głupi to ja nie jestem. Nie żadne „sto dolarów”, tylko gówniana podróba – odparł i wykonał gest odpalania zapalniczki. – Próbowałem trzy razy, a powinna zapalić od pierwszego!

– To było prawdziwe Zippo! – powtórzył Egipcjanin podniesionym głosem. – Sto dolarów!

Polak poklepał go po ramieniu i zaczął iść w kierunku wyjścia.

– Jeden dolar – rzucił przez ramię.

– Sto!

– Jeden!

– Sto!

– Dobra, dam ci sto, ale to będą dolary robione w Chinach, tak samo jak to twoje „Zippo”. Pasuje?

Hassan kilkoma ruchami zwinął linę i truchtem ruszył za nim.

Po kilku minutach wyszli ze szczeliny i stanęli na pustyni, a Polak przez kilka chwil wpatrywał się w gwieździste niebo. Świeże powietrze było cudowne!

– Coś znalazł? – zapytał Egipcjanin, szarpiąc go delikatnie za torbę.

Polak nalał sobie wody na otwartą dłoń i opłukał brudną twarz.

– Harpun – odparł po chwili.

– Ile jest wart?

Polak uśmiechnął się kwaśno:

– Zależy od kontekstu. Na granicy będzie wart tyle, ile wart jest materiał, z którego go wykonano, albo tyle, ile typowa pamiątka z bazaru, czyli ogólnie nic.

– Jak to?

– Jest wart tyle, ile ktoś chce za niego zapłacić – wyjaśnił Polak i wycelował w Egipcjanina wskazujący palec. – Dla ciebie jeden dolar, dla mnie sto… Handlowałeś kiedyś na bazarze, to sam wiesz: wszystko zależy od kontekstu.

Nagle poczuł silne pchnięcie. Zatoczył się, kątem oka zobaczył, jak Hassan podnosi ręce i pada twarzą w piach. Strażnik w mundurze żandarmerii mierzył do nich z karabinu i wyrzucał z siebie serię słów, które dla Polaka brzmiały jak kaszel.

– Pyta, co zabrałeś z dołu – wyjaśnił Hassan. – Powiedział, że nas zastrzeli.

Polak uniósł wysoko ręce.

– Myślałem, że ich przekupiłeś – zwrócił się do Hassana. – Powiedz mu, że skoro dostał swoją forsę, to ma opuścić broń.

Egipcjanie zaczęli rozmawiać między sobą, a Polak wyczuł, że sytuacja staje się coraz bardziej napięta.

– Miałeś im zapłacić i dostałeś na to forsę!!! – krzyknął na Hassana, a później, tknięty impulsem, powiedział jedyną rzecz, którą potrafił powiedzieć płynnie po egipsku. Kilka urwanych zdań, które znał na pamięć we wszystkich językach świata.

– Nazywam się Robert Karcz. Jestem Polakiem. Jestem archeologiem. Nie strzelaj!

Strażnik, słysząc to, podszedł do niego, nie spuszczając go z celownika.

– Złodziej!!! – powiedział po angielsku z nieprzyjemnym grymasem na twarzy.

Polak sprawiał wrażenie, jakby chciał protestować, ale zamiast tego szybkim ciosem odsunął lufę i zdzielił strażnika pięścią w skroń.

Egipcjanin spojrzał na niego, jakby uderzenie nie zrobiło na nim najmniejszego wrażenia.

„To powinien być prawy sierpowy”, pomyślał Polak, ale zanim zdążył uderzyć po raz drugi, Egipcjanin zaatakował. Polak reagował błyskawicznie. Wyrwał karabin i wrzucił do skalnej szczeliny.

– Hassan! – krzyknął w kierunku swojego pomocnika. – Kair! Jutro!

Potem zaczął biec w kierunku pustyni. Słyszał za plecami krzyki, ale w ogóle go nie obchodziły. Musiał uciekać. Zygzakiem w ciemność! Po prostu biegł, przeklinając swoją słabą kondycję.

„Jeżeli przeżyję, zacznę uprawiać jogging – pomyślał. – Będę ćwiczył. Bardziej! Regularnie. Codziennie.

Będę gotowy.

Słowo honoru!

Niech tylko ucieknę z Egiptu. Ten ostatni raz.

A później wsiądę w samochód… i odjadę.

Zniknę.

Ostatni raz.

Jutro Kair, a później Polska.

Musi się udać”.

Reszta… Reszta to było już tylko przerażone dyszenie trzydziestolatka, adrenalina i portki pełne strachu. Potem jeszcze kilka machlojek i…

mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: