- W empik go
Poeta i świat: odczyty Antoniego Pileckiego, wygłoszone w roku 1903 na rzecz Towarzystwa Osad Rolnych i Przytułków Rzemieślniczych - ebook
Poeta i świat: odczyty Antoniego Pileckiego, wygłoszone w roku 1903 na rzecz Towarzystwa Osad Rolnych i Przytułków Rzemieślniczych - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 268 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Warszawa
Nakładem i Drukiem M. Arcta
1905
Дозволено Цензурою. Варшава, 16 Марта 1904 года
Musset w swej "Nocy majowej" odtwarza wspaniały obraz ze świata zwierzęcego. "Pelikan wracał do… gniazdu, nie znalazłszy pokarmu dla piskląt swoich. Daremnie krążył nad oceanem i zapełniał przestrzeń krzykiem rozdzierającym, daremnie wzywał ratunku niebios i zaglądał w głębię morza – głąb' była pusta. Za całą zdobycz przyniósł serce własne. Ponury i milczący rozpostarł się na skale i dzielił swe wnętrzności między dzioby dziatwy zgłodniałej. Widok własnego łona, krwią zbroczonego, zgrozą pelikana przejmuje, ale jednocześnie ogarnia duszę niewysłowiona rozkosz i tkliwość. "
Ta dziatwa zgłodniała pelikana to świat, to ludzkość, pożądająca chleba duchowego, pożądająca szczęścia, wie – czuie pełna pragnień nieugaszonych, niekiedy śród mroków wyciągająca tęskne ramiona ku tej krainie, z której ma spłynąć na nią ożywcze światło ideału… Pelikan zaś to twórczy genjusz wieku, to poeta, wielki poeta z rodu Tyrteuszów, Prometeuszów, z rodu tych duchów, które krążą nad oceanem bytu wiecznego, nieskończoności i w głąb' jego zaglądają; to jeden z tych duchów, które, jak grecki Prometeusz Eschyla, dają ziemi ogień i światło, a bólem serca ogarniają przeszłość, teraźniejszość i przyszłość.
Ale już ów grecki Prometeusz wielkim krzykiem ducha ogłasza nam, że go "lat krocie ponurą mrożą źrenicą, że "nie widzi wybawcy i końca. " Przykuty do skały, hardym bólem urąga Jowiszowi. Gdy sęp krwawym pazurem wnętrzności mu rozdziera, a wichry i grady, podłe sługi Jowisza, smagają bezlitośnie twarz półboga, nie upada on na duszy, nie korzy się, nie błaga o łaskę, nie wzywa ratunku niebios, jak pelikan Mussetowski, a jeżeli się skarży, to tylko "świętej powietrznej przestrzeni,"
"wiatru powiewom skrzydlatym," "śmiejącym się wesoło falom morskim," "matce ziemi, strojnej w słońce" i temu słońcu, które "wszechwiedzy patrzy źrenicą."
Gdy nadejdzie czas, w którym duch poety nadaremnie zagląda w głębiny bytu, w ten ocean niezmierzony, i nie może tam dojrzeć pokarmu dla dziatwy swojej, dla ludzkości, naówczas, jak ów pelikan Mussetowski, zapełnia przestrzeń krzykiem rozdzierającym i przynosi na ofiarę własne serce, aby niem duchy zgłodniałe nakarmić. Czasem genjusz ten rzuca też mózg swój gorący, który drga jeszcze tętnem wielkiej idei, na pastwę ludziom, w mrokach pełzającym, rzuca je tym, jak ich nazywa Prometeusz Eschyla, "ślepcom z otwartą źrenicą. "
Ażeby stać się Prometeuszem, trzeba mieć tego ducha, który wchłania w siebie wszystkie bóle ludzkości, wszystkie jej łzy, smutki i niedole, i trzeba posiadać moc twórczą, która te cierpienia potęguje i przerabia na gorącą lawę, na płomień olbrzymi. Płomień
ten serca pożera, umysły rozjaśnia; goreje on w krzaku Mojżeszowym, a niekiedy strzela ku niebu i wyżyny ideałów oświetla. Trzeba mieć w piersi głosy anielskie, krzyki namiętne, groźne, pragnienia tęsknoty wiekuistej; trzeba w każdym płonącym krzaku twarz Jehowy oglądać; trzeba mieć wreszcie ducha, który umie wszechistnienia zamkniętą pierś targać. Genjusz taki może powiedzieć słowami Heinego: "Przez serce moje przeszła wielka rysa świata i stąd właśnie wiem, że wielcy bogowie wyróżnili mnie z pośród wielu innych i uznali godnym męczeństwa poetyckiego." Ten sam Heine słusznie nazywa serce wielkiego poety "środkowym punktem świata." Już w starożytności Arystoteles zauważył, że są cierpienia tylko genjuszom właściwe.
* * *
Ażeby uwydatnić należycie stosunek duchowy wielkiej poezji do świata, do ludzkości, najlepiej będzie jeżeli przebiegniemy po jej wyżynach z tą myślą przewodnią że pragnęlibyśmy odczuć bijące serce genjusza twórczego, zrozumieć tę ideję, która jest troską o dobro ludzkości.
Poeci starożytni, potomkowie Prometeusza, staczali bój o szczęście ludzi na ziemi ze ślepa potęgą przyrody, uosobioną w bóstwach, z fatum – przeznaczeniem, kierującem losami człowieka. Szczęście było normalnym udziałem ludzi, niedola była rzeczą, wyjątkową, powstawała zazwyczaj z winy zawistnego bóstwa, była owocem jego zemsty. Warunki życia były prostsze, mniej zawikłane niż w czasach późniejszych; źródła cierpień duchowych mniej obfite.
Pod jasnem niebem Grecji – wszystko do człowieka radosne wyciągało ramiona; przyroda rozkosznie go puściła; białe posągi sztuki śmiały się do niego, dając mu odczuć piękno harmonji. Szczęście razem z promieniami słońca spływało na ziemię. Nieznaną jeszcze była człowiekowi wewnętrzna rozterka ducha, wybujałość pragnień jednostki, przeciwstawienie jej społeczeństwu.
Buddyzm jednostkę ludzką unicestwia, każe jej pogrążyć się w nirwanie.
Grecja przeciwnie, każe jednostkom używać wspólnie szczęścia ziemskiego, pozwalając tylko walczyć z wrogami, opiewać bohaterstwo, bogów i miłość, lub wreszcie tragiczną, losów przypadkowość.
Rzym wypowiada zasadę: "Salus reipublicae suprema lex esto" (Szczęście rzeczypospolitej winno być prawem najwyższem). Bój w głębiach ducha ludzkiego zrodził się dopiero pod słońcem cywilizacji nowej. Więc też poeci Grecji byli Tyrteuszami, zachęcającymi do boju, odtwarzali nieszczęśliwe losy bohaterów, walczących z siłami zewnętrznemi, byli wreszcie Prometeuszami, wiodącymi walkę z potęgą; poza ludzkością królującą, nie byli niczem więcej. Wielka rysa świata przez serce ich nie przechodziła, bo rysy tej nie było jeszcze.Żadnemu z poetów nie przyszło na myśl, że jest czemś odrębnem od reszty świata, że jest istotą, mogącą istność swą przeciwstawić istności tłumu. Przeciwnie, tłum ten zlewa się z duchem poety, a w tragedjach i komedjach greckich wtóruje głosem chórów twórczości poetycznej. Autor zazwyczaj ukrywa się poza swoje dzieło, tworzy je przedmiotowo, nie wyodrębnia swego ducha od ducha bohaterów.
Myśl poetów nie zagłębiała się jeszcze w przyczyny zjawisk, w metafizyczne ich znaczenie, a pojmowała je i odtwarzała zewnętrznie takiemi, jakie są. Piekące pytanie: "dlaczego?" nie dręczyło im ducha. Świat, który się odbijał w zwierciadle ich duszy, odtwarzali bez mąk narodzin i konania idei; nie szukali słowa twórczego w głębiach swego ducha, lecz w świecie zewnętrznym.
* * *
Po mrokach "Wieków Średnich, po rycersko miłosnej pieśni trubadurów, nic wspólnego z ideą wielkiej twórczości nie mającej, pieśni, która wędrowała po dworach królewskich i rycerskich, wyciągając często ręce nietylko po miłość, ale i po jałmużnę chleba ziemskiego, a później utonęła w mętnem morzu mieszczaństwa, zaświtała Epoka Odrodzenia. Jutrzenka ducha opromienia czoło ludzkości, nowe budząc pragnienia Genjusz poezji zmartwychwstał; jednem okiem spojrzał w przeszłość odległą, budząc uśpione w długiej, ciemnej nocy wieków duchy starożytności, a drugiem – oglądał świt wschodzącego dnia odrodzin.
Zjawiła się wielka postać Dantego, otulona w posępną szatę Wieków Średnich; narodził się genjusz, który stał się syntezą tych wieków, zwróconą ku jasnym blaskom przyszłości, stał się wielką świątynią gotycką, do której wdzierają się światła wiosny słonecznej. Wznosząc niejako ręką budowniczego tę świątynię, poeta staje obok niej już jako jednostka odrębna, jako genjusz twórczy; sam, jako człowiek żywy, wstępuje do krainy, stworzonej przez wyobraźnię poety.
Przechadzając się po wyżynach Nieba, mrokach Czyśca i w Piekła otchłaniach, staje się, jak mówi książę Silvio w "Wieczorach florenckich" Kłaczki, "sędzią żywych i umarłych, ludzi i królów, cesarzy i papieży; rozdaje pochwały lub nagany, piętna hańby, albo wieńce chwały; skazuje do piekła jednych, a drugich powołuje do nieba – i to wszystko własną mocą tylko, prawem i powagą własnego genjuszu."
Tak więc w Dantem poeta pierwszy raz staje się sędzią świata, bierze w potężne dłonie berło panowania nad duchami, mówi z dumą o swoim genjuszu. Pierwszy też raz wstępuje do duszy śpiewaczej ból prawdziwy, szczery – nie ten ból osobisty wygnańca, który tęsknił do rodzinnej Florencji, ale ten ból poety, który sądzi dlatego, że kocha, który, stając się rozumem i sercem świata, musi dać temu światu serdeczną daninę uczuć i myśli. – Obok marzeń śpiewaka-wygnańca, który żywił w piersi nadzieję, że gród ojczysty kiedyś mu wrota swoje otworzy i nad chrzcielnicą poety "laurowy wieniec włożą mu na skronie," w piersi Dantego odbywały się ciężkie, bolesne narodziny ducha, który miał wieść ludzkość na nowe drogi.
Kto wie, czy duch ten nie był największą tragedją życia poety, tego życia, które było pracą nad odtworzeniem wspaniałego gmachu średniowiec – czyzny, a jednocześnie pracą nad obaleniem go w gruzy. Tragedja taka bywa zawsze udziałem genjuszów doby przejściowej. Serca ich płaczą jeszcze na ruinach życia, a myśl zrywa się już ku wschodzącemu słońcu dnia nowego. Rozum każe zapomnieć o tem, co zginąć musi, ale serca niełatwo oderwać od tego, co się ukochało, a fantazja ozłaca blaskiem księżycowym ruiny życia, w mrokach tonące. Więc postać Dantego ma rysy posągowe, tragiczne, jakby w bólu skamieniałe, a jednocześnie w słoneczne niebo zapatrzone.
Nie jest to jednak ten duch prometejski, który odżył w poezji wieku XIX, w nowej, odmiennej od starego Prometeusza postaci. Unosząc się wysoko nad łany ziemi w krainie ideału, nie dotyka bezpośrednio bolesnych ran życia, nie walczy o doczesne szczęście ludzkości, lecz chce ją tylko przez udoskonalenie podnieść do wyżyn szczęśliwości wiecznej. Ascetyczną dłonią mnicha średniowiecznego wskazuje odwieczną krainę dobra i piękna, w której kwitną niewiędnące róże życia nad – ziemskiego, wysoko ponad nędzą szarej doli człowieczej.
Dante wskazuje życie nowe, ale w ideałach, nie w gorących tętnach serca ludzkiego; w symbolach, nie w prawdach żywych. Jednostka ludzka nie upomniała się jeszcze o prawa swoje, nie powstała z morza istnienia powszechnego, a jeżeli powstała, to jedynie jako sługa idei, a nie jako ów ptak Mussetowski, którego żywe serce idei karmić powinno. Prometeusz nie zrywa się do walki z bogami, lecz buduje świat nowy ku czci wielkiego Boga.
Mniej materjału w omawianym przedmiocie przynoszą nam po Dantem tęsknoty i rozczarowania Petrarki. Obok tego poety jednak obojętnie przejść niepodobna. Stoi on niejako u wrót dni nowych z odczuciem głębokiem wewnętrznej treści swego ducha, wynurza się z oceanu życia, jako jednostka samodzielna, ujawnia się w głębokiej rozterce marzenia z rzeczywistością, w ciągłym niepokoju ducha, w uniesieniach namiętnych, w tęsknocie pragnień, w bólu rozczarowań, a nawet w pesymizmie. Życie wewnętrzne ducha poetyckiego zakwitło u tego śpiewaka nową, nieznaną dotąd wiosną, a z płomieni tego życia poezja nowoczesna dużo ognia czerpała.
W czasach późniejszych wielka postać Szekspira, który odtworzył tragedję i komedję żywota ludzkiego, wstępuje już na szerokie łuny nowego życia, choć jest raczej genjuszem, odtwarzającym rzeczywistość w moralnych jej wizerunkach, i genjuszem jasnowidzenia w głębinach ducha ludzkiego, a nie genjuszem walki, wchłaniającym w siebie bóle ludzkości. Wprawdzie poeta ten niezawodnie pragnie, aby wiosna zakwitła na łanach życia ludzkiego, aby pierś człowieka świeżem odetchnęła powietrzem; stara się otrzeć z przybytków doli ludzkiej nietylko brud, ale i pleśń także; wprawdzie Hamlet przeciwstawia siebie tłumowi nędzarzy duchowych, czyni to jednak nie tyle w imieniu praw jednostki, ile w imieniu ideałów dobra i piękna na ziemi.
Nowe, szersze pragnienia nie zapłodniły jeszcze naówczas ducha ludzkości, nasiona ich jednak padły już z wyżyn poezji Szekspirowskiej. Kto wie, czy, gdyby nie było Hamleta, Króla Lira i wielu innych postaci, które wielki poeta angielski wyodrębnił z szarego tłumu ludzkiego, mielibyśmy w poezji Faustów, Manfredów, Kainów itp. Wolny duch Szekspira przyczynił się niezawodnie do wytworzenia tych wielkich kataklizmów społecznych, które stworzyły wiek XIX, wiek ducha, wielkiej poezji, wiek nowego Prometeusza.
U wrót tego wieku staniemy, śledząc z rozkoszą olbrzymie, orle pieśni jego loty, nie zatrzymując się po drodze nawet obok "Raju utraconego" Miliona, tego symbolu walki, którą stacza potęga dobra ze złem, symbolu, wyrażonego w pojęciach wiary średniowiecznej. Pominąć musimy posępną, wspaniałą postać Miltonowskiego szatana, który uosabia tylko siłę dumy, buntu i zemsty, a upadkiem swym daje tryumf królestwu Bożemu na ziemi.
Jeszcze przed narodzinami wieku XIX pojawiła się wielka, tytaniczna postać Goethego. Jeżeli wrócimy do opowieści Musseta, to Goethe przedstawi nam się, jako ów pelikan, karmiący dziatwę swą, ludzkość całą, ale bynajmniej nie krwią serca własnego. Ptak ten olbrzymi krążył nad oceanem wszechbytu, zaglądał w jego tonie. A nie były one dla niego puste; przeciwnie, znajdował w nich skarby nieprzebrane i niósł je dla dziatwy swojej. Sercem własnem sam się rozkoszował, a biło mu ono z początku tętnem żywem, gorącem, później zaś coraz spokojniej, coraz chłodniej, coraz beznamiętniej. Gdy był młodym, dobiegały do niego wrzenia umysłów i serc, budzących się do nowego życia po długich latach martwoty. "Hainbund" z Getyngi, odgłosy "Mesjady" Klopstokowskiej, obwieszczające prawa serca ludzkiego, krzyki "genjuszów śmiałych, " wszystko to wyrywało naród niemiecki z ciemnic wiedzy pedantycznej. Coś, jakby pierwsze powiewy wiosny budziły się w świecie ducha. Goethe je odczuł, zrozumiał, porwał na skrzydła swego genjuszu i uniósł wysoko w krainę potęgi gromowej. Tu i owdzie pojawiające się Światełka nowych idei połączył w jedno słońce olbrzymie, które zawiesił aa wyżynach wieku.
Goethe zrozumiał pragnienia ducha człowieczego, prawa natury, a nawet prawa serca i namiętności, odtworzył w piersi Werthera walkę jednostki praw jej do szczęścia z wymaganiami świata, z prozą, życia. Z piersi poety wybiegł wspaniały hejnał uczuć ducha ludzkiego, ku niebiosom się podniósł i tani na wyżynach rozbrzmiewał. Człowiek pod wrażeniem jego Wzniósł dumne czoło Proineteusza, napiętnowane też męką poznawania, męką narodzin myśli, walczącej ze słabością umysłu.
Ale Prometeusz ten odczuwał tylko mękę narodzin i konania myśli ludzkiej, a nie mękę konania serca ludzkiego. Nie zrozumiał jeszcze, że prócz cierpień Werthera ludzkość przechodzi inne jeszcze męki, nie odczuł głuchego jęku piersi człowieczej. Prometeusz Goethego brzydzi się pospolitością życia, spogląda w przepaściste głębie myśli i uczuć, spogląda tęskno na wyżyny ideału, gdzie piękno i dobro królują; ukochał on ideę, ale nie żywego człowieka: walczy o szczęście ludzkości w udoskonaleniu jej i uszlachetnieniu, ale nie o pełną, żywego kwiecia wiosnę, któraby uszczęśliwiła każdą jednostkę ludzką,. Ideał jego – to Bóg natur wybranych, odwracających się z pogardą, od tłumu pospolitego, od szarych nizin życia.
Goethe karmi ludzkość wykwintną strawą wrażeń, lub eucharystią idei, nie powszednim chlebem życia duchowego. Zapatrzony w "majestat myślącego ducha, " w harmonję życia i ład społeczny, pragnie oczyścić ludzkość z mętów namiętności brudnych, dać jej piękność ziemi i mądrość nieba, ideały wieku przyoblec w formy artystyczne. Wierzy, że przez uszlachetnienie swej istoty moralnej człowiek wyzwoli się z więzów namiętności własnej, z tego ujarzmienia, które tworzy, według Spinozy,
"przyrodzone usposobienie człowieka z jego ponuremi falowaniami i nacieraniem żądz oraz skłonności." Przez to wyzwolenie duch odzyska swobodę i na skrzydłach doskonałości wzleci wysoko do błogiej krainy życia wyższego, pełnego uniesień szlachetnych, zapałów podniosłych.
Jednostka ludzka odzyskuje w pieśni Goethego samopoczucie swojego "ja," potęgę swojej woli w uświadomieniu i opanowaniu popędów. Goethe wyzwala jednostkę przez jej uszlachetnienie.
Wystąpiwszy w obronie praw natury, poeta niemiecki godzi je później z wymaganiami rozumu w urządzeniach społecznych, z ładem świata, z prawami moralnemi. Faust rozpoczął dzieło przeczenia, dzieło buntu, przewrotu, lecz, gdy już nasycił żądze szczęścia i miłości, gdy siłą woli poskromił w sobie burze namiętne, gdy obudził się na dnie jego duszy biały anioł cnoty, gdy po dniach zawieruchy nad duchem jego słońce pogody zabłysło, gdy odczuł i poznał wszystko, gdy dopił do dna czarę żywota, naówczas pogodził się z bóstwem harmonji i ładu we wszechświecie i "powitał wschodzące nowe życie w światła fali."
Na Prometeusza męki ludzkiej Goethe się nie urodził. Nadzwyczaj szczęśliwe warunki życia zadowoliły i uspokoiły wszystkie pragnienia ducha poety: słońce Południa pieściło jego skronie, piękno posągów sztuki klasycznej stworzyło w duszy jego poczucie harmonji wiekuistej, życie słało mu pod nogi kwiaty szczęścia, miłości, czci i rozkoszy. Był to wielki artysta, przez wszystkie bóstwa ukochany, olimpijczyk, półbóg może, ale nie Prometeusz, nie męczennik poetycki. Odczuł też bardziej bicie jednego, olbrzymiego serca wszechświata, niż bicie żywego serca ludzkiego. Był, jak sam mówi o poetach, mistrzem, rzeźbiarzem, przyjacielem bogów i ludzi; panował nad swoją lutnią, aby ją żywioły wichrami nie kołysały. Z góry spoglądał na zamęt namiętności, na rodziny i państwa, bez celu się przewalające.
Prometeusz Goethego ma być apoteozą ludzkości, lecz bynajmniej nie jest piekącym wyrazem jej męki. Wykował z niego męża "Czas wszechwładny," wiara w potęgę własnego genjuszu tchnęła w niego uczucie dumy, pragnienie wolności i niezależności od potęg nadziemskich… Minerwa-mądrość wiedzie go do źródła życia… Słowa jej są, dla Prometeusza "światłem nieba." Na ich odgłos duch poety "roztwiera się" dla uczucia harmonji, dla przyjęcia bóstwa. Mądrość ma być nauczycielem ludzkości i byt jej urządzić. I oto Prometeusz staje się głosicielem prawa własności, wymiaru sprawiedliwości, odwetu społecznego, słowem czemś w rodzaju ministra w dobrze urządzonem państwie. W końcu jednak genjusz ten ludzkości sięga głębiej do krainy ducha, gdy czuje w upojeniu rozkoszy życiowej mistyczne tchnienie śmierci, gdy woła, że:
"Jest chwila, w której iszczą się marzenia,
Oddawna śnione, spodziewane,
Wyczekiwane, albo straszne…
Tą chwilą Smierć."
Gdy w najtajniejszej głębi ducha,
Wzruszona, wszystko to uczujesz,
Co kiedykolwiek cię przejęło
Radością, albo bólem;
Gdy burzą serce twe wstrząśnione
I łzami ulżyć sobie pragnie,
A wzmaga tylko wnętrza żar;
I wszystko w tobie dźwięczy, drga i drży,
I wszystkie zmysły twoje omroczone,
I mniemasz, że już w nicość się rozwiewasz