- W empik go
Poezja naszych dni. Tom 3 - ebook
Poezja naszych dni. Tom 3 - ebook
Poezja naszych dni to zbiór wierszy opublikowanych przez Wydawnictwo Borgis w ramach projektu, którego celem było stworzenie antologii poezji współczesnej podejmującej tematy bliskie człowiekowi XXI wieku.
W książce znalazło się 169 utworów 43 poetów – są to teksty zarówno debiutantów, jak i pisarzy mogących pochwalić się sporym dorobkiem literackim. Autorzy reprezentują różne pokolenia, wykonują różne zawody, pochodzą z różnych zakątków Polski, więc spojrzenie każdego z nich na otaczającą nas rzeczywistość jest inne i niepowtarzalne. Różnorodna jest również tematyka wierszy – mówią one o miłości i rozmaitych jej obliczach, opiewają piękno natury, ale też pokazują kruchość naszej egzystencji. Kilka z nich nawiązuje do życia w cieniu pandemii koronawirusa oraz szukania swego miejsca w postpandemicznej rzeczywistości.
Pomimo swej odmienności wszystkie teksty opublikowane w trzecim tomie antologii Poezja naszych dni składają się na portret świata, w którym żyjemy, gdzie problemy codzienności są równie ważne jak ponadczasowe uczucia i wartości.
Kategoria: | Poezja |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67036-45-0 |
Rozmiar pliku: | 428 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
jest odzyskanie świadomości o świecie.
To właśnie czyni poezja
Allen Ginsberg
Oddajemy w ręce czytelników książkę, która jest efektem wspólnej pracy ludzi wrażliwych na brzmienie i znaczenie słów. Dziś, kiedy naszą komunikację zdominowała szybka wymiana informacji, poezja staje się sposobem na przywrócenie piękna dialogu z drugim człowiekiem, nawet jeśli rozmawiamy z kimś, kogo nie widzimy, kogo nie potrafimy dotknąć lub usłyszeć. Ale na tym polega wyjątkowość wierszy. Dzięki temu, że twórczość poetycka jest tak intymnym, osobistym i delikatnym sposobem wyrażania siebie, jesteśmy w stanie zaufać poetom, w których widzimy ludzi czujących i wiedzących więcej, chcących dzielić się z innymi swoimi emocjami i doświadczeniem.
Antologia „Poezja naszych dni” tom 3 to zbiór niezwykły: jego autorzy piszą bowiem o codzienności, eksplorują przestrzeń naszych wspólnych doświadczeń, w których pojawiają się najróżniejsze emocje – te pozytywne, związane z nadzieją na lepszą przyszłość, ale też i takie, które odczuwamy wtedy, gdy nie wszystko układa się zgodnie z naszymi planami. Autorzy „Poezji naszych dni” dzielą się swoim życiem, budując ponadczasową przestrzeń wspólnej refleksji o świecie i przywracając tym samym poezji należyte miejsce w literackim dialogu o sprawach ważnych, bo dotyczących człowieka.
_Wydawca_Julia Antończyk absolwentka PZ nr 11 Szkół Ogólnokształcących im. Stanisława Wyspiańskiego w Kętach. Studentka na Wydziale Medycyny Weterynaryjnej w Lublinie. Instruktorka ZHP Chorągwi Krakowskiej. Przyboczna dziewiątej drużyny starszoharcerskiej Zodiak w Chorągwi Krakowskiej. Autorka prac malarskich i rysunkowych w DK w Kętach.
Wiersze:
Pojmane ciało bez ducha
Nie ma nas
Przeobrazić się muszę
Nadzieje jak węże
Pojmane ciało bez ducha
Rozbiliście oczy moje
Żywą zieleń kwitnącą
Na kawałków setki
Lustro potłuczone
Straszne odbija
Demony w oczach moich
Zamiast ludzi
Przekrzywiliście ciało w mojej duszy
I duszę w moim ciele
Tak, że rozeszły się te dwie istoty
Żyją równolegle
I oto palce wasze
Jeden po drugim
Wywołały we mnie namiętność
Waszą
Instrumenty waszych dłoni
Karierowiczów
Ojców kultury
Światłych
Już nie czuję ciepła ciał waszych
Tylko parę z maszyn
Rozgrzanych do zimnej białości
Co chcąc mielić i przegryzać ciało moje
Zaszczuwają piękno
By je nazwać imieniem
Doskonalszym od mego
I tak wykradliście mi Ciało
I nie mogę się już dotknąć
Aby dotyk nie rozpruwał mi skóry
I nie mogę się już w duchu zjednoczyć
By duch mój kończyny powykręcane
Mógł utrzymać na glebie
Straszne są sny wasze
Nie ma nas
Nie ma nas, Mój Drogi
Na tych ścieżkach
Co, gdy w górę patrzyliśmy
Gwiazdy plotły się w strzały
Z ognistymi ogonami
Te warkocze owijały nas
I każdy oddech
Był brany
Miarowo
Równo przy sobie
Nie ma nas
Na tych ulicach
Co latarnie każde
Światy nowe otwierały
I kończyły przy sobie
A to jezioro
Co w łodzi przecinaliśmy
Milcząc ku sobie
I w miłości i magii tajemnej
Nuciliśmy
O miejscach pięknych i smutnych
Co zostawiliśmy
Samym sobie
Przeobrazić się muszę
W suchym słońcu martwoty
Rodzę się
Na nowo
W suchej korze świerku
Łupię swoje ciało
Na nowo
By ducha w ciało przyoblec
I dać szansę nową
Muszę zrzucić skórę
To będzie bolało
Muszę duszę porzucić
I przyjąć na nowo
To będzie umieranie
By życie trwało
Nadzieje jak węże
Słońce tak złociste
Lecz nie rozgrzeje lodów
Mej istoty
Każdą nadzieję co sypie los pod nogi moje
Oczy moje widzą jako węże podstępne
Nadzieja jako przekleństwo
I serce moje uschnięte
Dusza pojmana
Stopa oderwana od ziemi i od nieba
Nie mogę zostać uratowana
Bo dla oczu moich nie ma nadziei
Są wężeMaryla Blizowska urodzona 8 sierpnia 2000 roku w Dzierżoniowie. Od najmłodszych lat pisała wierszyki. Z upływem czasu zaczęła to robić na poważnie. Do postępu jej twórczości poetyckiej popchnęła ją szczególnie gra w teatrze, która nauczyła ją, czym jest sztuka, oraz dodała pewności siebie. Do pisania inspiruje ją każde, zarówno nowe, jak i stare przeżycie.
Wiersze:
Dobre myśli
Malibu
No wybacz
Pozer
Dobre myśli
Myślę nieskromnie,
Że skoro Cię znalazłam,
To mogę bez łez w oczach
Nocami zatracać się w gwiazdach,
Gdyż one ‒ jak powiadają,
Jak płaczą wierzby ‒
Zawsze nad nami czuwają,
A Ty, przyszedłeś.
Odciążyłeś mi barki.
Zabrałeś myśli markotne
O Kimś, kto miał oczy jak niezapominajki.
Niedające się zapomnieć pamiątki.
Jak niedokończone bajki.
Moje Nie-Zapominajki.
Markotne, gdyż miały za dużo znaczenia.
Zgryźliwe, bo gryzą mi resztki sumienia.
A Ty po prostu równomiernie,
Czule odtruwasz mnie
Codziennie.
Podał ktoś truciznę z winogronu i wiśni.
A Ty mi darujesz
same
dobre
myśli
Malibu
Mieli spokojną czerwoną kafejkę,
Do której raczej nikt nie przychodził.
A oni i tak się wpychali w kolejkę.
I nikt im nie wadził i nikt nie zawodził.
I w drodze do, i w drodze z.
Masa nowych dziwnych słów.
I ona zła, i on też zły.
Cokolwiek mówisz, mów mi, mów.
Pijani włóczyli się czasem za ręce.
Mieli do siebie nawzajem podejście.
Ułatwiało pite przy ich piosence
Pierwsze malibu z baru na mieście.
No wybacz
Rzuca prosto w twarz.
Wyklina.
W stronę Jego mać.
Wyzywa.
Nie wylewa łez.
Zaklina.
Ona z Niego kpi… kpi… kpi.
Aż po wszystkie dni.
No wybacz.
Potem po prostu zamyka drzwi.
Pozer
Nie dowie się niczego o czasie
Ten, co na nic nie czeka.
O miłości w żadnym razie,
Kto nie chce wpleść się w człowieka.
Kto nie może ujmująco
Podnieść nieco kącik ust,
I się spojrzeć na Nią drwiąco,
Jakby Mu trafiła w Gust.
Zamknąć uszy na oszczerstwa,
Że ma typ apetyt wilczy.
Głosi osądy pełne pozerstwa.
Jej do ucha milczy, milczy.Elżbieta Działo-Zięba urodzona w 1983 roku w Mielcu. Od ponad 20 lat zatrzymuje słowem chwile, utrwala subtelne i ulotne emocje, również na płótnie. Romantyczka twardo stąpająca po ziemi, posiadająca wykształcenie humanistyczne (psychoterapeuta, pedagog) oraz ścisły umysł. Artystyczne wnętrze, niespokojny duch, wciąż poszukujący swojego miejsca na ziemi. Niektórzy twierdzą, że jej poezja dotyka najbardziej ukrytych zakamarków ludzkiej duszy. Według przyjaciół kreatywna do granic niemożliwości. Jej priorytetami życiowymi są rodzina i przyjaciele, ale swoje szczęście i spełnienie odnajduje również w tworzeniu.
Wiersze:
Nie wiem, kim jesteś…
*** (Zaglądasz w moje wnętrze…)
Flamenco
Dotyk?
Nie wiem, kim jesteś…
Nie wiem, kim jesteś
I dokąd zmierzasz,
Ale po prostu bądź obok mnie.
Idź razem ze mną,
Bądź obok, blisko,
Krok za mną. Gdziekolwiek chcesz.
Nie bój się gestu,
Przytulić chcesz? Przytul.
I z oczu mych otrzyj łzę.
Nie bój się jej,
Jak nie boisz się siebie,
I nie bój, nie bój się mnie.
***
Zaglądasz w moje wnętrze
Przez moje wiersze,
Niczym przez dziurkę od klucza,
Ja ciszą kolejny dzień witam.
Zniknąć mogłabym, ale trwam, jestem
I twej cichej obecności się uczę.
Ty nic nie powiesz.
Ja nie zapytam.
Z energii, którą daję,
Niewiele już wraca,
Więc sprawa jest bardzo prosta.
A być tylko po to, by się
Spalać, zatracać…
To mało… za mało, by zostać.
Flamenco
Zatańczyłabym dla ciebie flamenco,
Prosto w oczy twardo ci patrząc.
Zatańczyłabym dla ciebie flamenco
I kończyłabym, by znowu je zacząć.
Uwodziłabym cię, kusiła,
Żeby za chwilę Cię wzrokiem porzucić.
Zapomniałabym się i wiła,
By za chwilę do ciebie powrócić.
Ty byś czekał spragniony mej duszy
I ciała, które byłoby jednym płomieniem.
Patrzyłabym, czy się poruszysz,
Czy wciąż patrzysz, kryjąc rumieniec.
Gdybyś wstał… gdybyś zaczął tańczyć
Wokół mnie, to bym nie przestała.
Gdybyś dotknął… spłonęłabym żywcem
I z popiołów dla Ciebie powstała.
Między nami jest takie flamenco,
W którym życie nam takt ułożyło.
Między nami jest takie flamenco,
Które kolejny raz się skończyło.
Trochę żal, że nie grają gitary,
Że brak śpiewu i światła pogasły.
Było pięknie… były dreszcze i ciary,
Lecz publiczność już wstaje. Oklaski.
Dotyk?
Dotyk? Gest? Ruch?
Tak subtelne, jakby ich prawie nie było.
Spojrzenie na ułamek ułamka sekundy.
Coś się stało, a przecież nic się nie wydarzyło.
Tyle niedopowiedzeń, braku słów, zawstydzenia.
Nie ma nic i tyle jest do powiedzenia.
I myśli, które krążą jak przed deszczem jaskółki nisko.
Ćwiczymy dystans bezpieczny. Niebezpiecznie blisko.Ilona Dzijak-Muniak swoją przygodę z poezją rozpoczęła w szkole podstawowej, kiedy to z okazji Dnia Nauczyciela napisała cykl wierszyków o nauczycielach. Na poważnie pisze wiersze od 2014 roku. W 2019 roku zajęła III miejsce w VIII edycji konkursu „Przychodzi wena do lekarza”. W 2020 roku otrzymała wyróżnienie w konkursie „Poeta naszych dni” zorganizowanym przez Wydawnictwo Borgis, zaś w 2021 roku wyróżnienie w XII edycji Ogólnopolskiego Konkursu Poetycko-Prozatorskiego dla lekarzy i lekarzy dentystów „Puls Słowa”. Od września 2019 roku jest członkiem Unii Polskich Pisarzy Lekarzy. Tworzenie poezji to dla niej sposób na rozładowanie stresu i okiełznanie emocji. Jej przewodniczką po świecie poezji jest Maria Pawlikowska-Jasnorzewska.
Wiersze:
Filmoteka
Listopad
Terra Nova
Wdzięczność
Filmoteka
W dworcowej poczekalni w Iks
ich drogi los splótł w warkocze.
Spojrzenie, w pół przerwany gest –
zatrzymane w myślach przezrocze.
Oglądam wciąż ten niemy film,
klatka po klatce, we wspomnieniach.
Nic nieznaczący dworzec w Iks
ocalam tak od zapomnienia.
Listopad
Przyszła bezsłoneczna jesień:
przedwczesne zmierzchy,
spóźnione świty,
przyziemne myśli i depresje,
niebo całunem chmur przykryte.
Wilgotnych liści wiatr nie niesie,
w burych kałużach brak odbicia,
mgły rozsnuwają zgniłe wyże,
a drzewa marzną bez okrycia.
Terra Nova
Świat stanął do góry nogami,
nad głową mam oceany
i morza,
i stalaktyty gór.
Mam niebo pod stopami,
chodzę po Mlecznej Drodze,
na butach osiadł
gwiezdny kurz.
Wdzięczność
Dziękuję
za zapach zakurzonych chodników
zroszonych ciepłym deszczem.
Dziękuję
za kiczowatość natury.
Dziękuję
za łzy smutku i dreszcze
rozkoszy.
Dziękuję
za świergot ptaków o świcie.
Dziękuję
za życie.
I za co jeszcze?
Za świadomość,
za to, że jestem.