- W empik go
Poezje Adama Pajgerta. Tom 1 - ebook
Poezje Adama Pajgerta. Tom 1 - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 373 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
We Lwowie.
Skład główny w księgarni W. Zawadzkiego.
1876.
Dnia 21 Lipca 1872 roku umarł u wód we Franzensbadzie Adam Pajgert, znany z niepospolitego talentu poetycznego. Poezje jego noszą przeważnie cechę epiczną, a łączy się w nich głębokość myśli i siła natchnienia z rzeźbiarską niemal wydatnością formy, zaczerpniętej ze studjów literatury i świata klasycznego. Sądzimy że ogłaszając niniejsze pośmiertne wydanie jego poezji, wyrządzamy tem rzetelną przysługę literaturze, oddając zarazem hołd należny pamięci przedwcześnie zgasłego poety.
Z przyczyn niedających się na razie usunąć, nie mogły wejść do niniejszego zbioru ogłoszone już dawniej drukiem: Pieśni Proroków, Juljusz Cezar, przekład z Szekspira i Kain, poemat lorda Byrona, tudzież w rękopisie pozostały przekład tragedji Szekspira: Henryk IV. poemat Musseta: Usta i Czara, i rozprawy estetyczne prozą
Część I.
POSTACIE.
Najdroższemu
ojcu swojemuKADMEA.
I.
Czemu, o Grecjo! przez otchłań stuleci
Duch mój tak chętnie w twoją przeszłość leci?
Czemu tak dziwną wabisz mnie ponętą,
Ze twoja ziemia jest mi ziemią świętą?
Że gdy się w twoich blaskach rozlubuję,
Już się w Atenach jakby w domu czuję?
Nawiedzam Argos, lub przebywam w Tebach,
Z mownicy radzę o kraju potrzebach,
Skłaniam do wojny lub pokoju rzesze,
Lub na igrzyska olimpijskie spieszę,
Przy strun pobrzęku głoszę me rapsody,
I śmiało sięgam po laur nagrody.
A gdy wróg chmurą ciągnie na twe kraje,
Między twojemi bohatyry staję,
Wszystkie twe walki dzieląc piersią męzką,
Z pod Maratonu powracam zwycięzko,
Na termopilską niosę się cieśninę
Jeden ze trzystu, i za wolność ginę.
Wędrowcze, w Sparcie niech świadczą twe wieści,
"Żeśmy tu legli mając prawo w części. "
Pod Salaminą perskie nawy palę,
Pieśnią mi sławy szumią morza fale,
I rozmarzony z dumnem chodzę czołem,
Że się z achajskim ludem noszę społem.
II.
Kocham ja ciebie, o przeszłości grecka!
Bom ja na własnej ziemi już od dziecka
Całego serca, całej duszy siłą,
Uczył się kochać to tylko, co było.
Kocham cię Grecjo, bom chłopięciem jeszcze
Już homerowe słuchał pieśni wieszcze,
Albo zasypiał z Plutarchem pod głową
I twych rycerzy śnił wrzawę bojową,
A tak mnie długo te marzenia niosły,
Aż mi twe dzieje z ojczystsymi zrosły,
Epaminondas stawał przy Czarneckim,
I Filopemon był Kościuszką greckim.
Kochani cię Grecyo, jak cię kochał hardy
Pieśniarz Albionu, wielki mistrz pogardy.
Dla świata, co mu pod nogą się karli,
A miłujący tych wielkich co zmarli,
Aby przyszłości wskrzesić blaski twoje,
Za twoją wolność pociągnął na boje.
Kocham cię Grecyo, tak jak ciebie kochał
Wieszcz, co krwawymi serca łzami szlochał,
Wielki syn bolu, Prometeusz lacki,
Mistrz mój, kochanek mej duszy, Słowacki.
On, co nad ojców rozburzonym domem
Wyśpiewał wielki swój trenodion gromem,
A potem smutny po grobach Hellady
Jak duch przeszłości przechadzał się blady.
Za jego śladem, duchowy wędrowiec;
Agamemnona ja zwiedzam grobowiec.
O twoich świątyń oparty kolumny,
Patrzę, zkąd wieje duchów orszak tłumny,
Lub po Elektry gajach płynę cieniem,
Lub budzę pieśń mą twoich dzieł wspomnieniem.
III.
Oto już Grecya do upadku ma się,
Lizander nastał po Leonidasie,
Republikańska już omdlewa cnota,
Wolność się w rzutach konwulsyjnych miota.
Dumnym Atenom, miastu wolnych męży,
Pamięć trzydziestu władców hańbą cięży,
Praw Likurgowych Spartanin niepomny,
Helleńskiej zgodzie stał się wiarołomny,
Wojnę i zabór niesie grodom bratnim;
Li tylko chwały promieniem ostatnim
Teby zaświecą w niezwyczajnym blasku,
Jak dzień w purpury przedzachiodnim brzasku,
Zanim wolności greckiej w chwil kolei
Słońce na polach zgaśnie Cheronei,
I macedońskiej nocy meteory
Ciemne poddaństwa tylko wskażą tory.
IV.
Witam-że ciebie, ojczyzno Pindara!,
Witam was Teby i Kadmeo stara!
Was błonia sławne smoczych zębów siewem ,
Piękne srebrzystym Semenu rozlewem,Łąki wstęgami wiejące potoków,
I siedm czarownych z siedmiu bram widoków;
Tak najpiękniejsze miasto całej Grecyi
Na czterech wzgórzach marmurami świeci,
Co się przy dźwięku lutni amfionowej
Sanie do taktu zbiegły w te budowy,
A ku obronie miasta od zachodu
Góruje czoło kadinejskiego grodu.
Ale dziś w pięknych Tebach nie wesoło,
Zgłuchły ulice, pustkowie w około,
Jakby tu powiew zarazy straszliwy
"Więził po domach Greków lud ruchliwy,
A choć się jeden lub drugi ukaże,
To w ziemię chylą przelęknione twarze,
I choćby dwaj się druhowie spotkali,
Nie spojrzą na się, milcząc pójdą dalej.
Oh! nie zaraza tak tu radość zpsuła
I tak wymowne Grekom usta skuła,
Lecz od pomoru gorsza przemoc wroga.
W kadmejskiej twierdzy obca dziś załoga,
Na piersiach Tebom żelazną maczugą
Cięży Spartanin, a cięży już długo.
V.
Bez boju Tebom Kadmea wydarta,
Zdradą zdobywa dzisiaj grody Sparta,
Coraz się podlej wnuk Likurga plami..
Inaczej było pod Termopilami!
Przez kraj Beocyi kwitnący, spokojny,
Ciągnął na Olint zastęp Sparty zbrojny;
Cerery właśnie święto się obchodzi,
Nikomu z męży w ówczas się nie godzi
Przystęp do zamku, gdzie orszak Tebanek
Sprawuje tajne obrzędy kapłanek,
I cześć oddaje szczodrej pól bogini,
Ludzkości pierwszej, najlepszej mistrzyni.
O ty, co pola w złote stroisz kłosy,
Miecze na sierpy przekuwasz i kosy,
Co niesiesz pracy dostatek w nagrodę,
Chleb dajesz ciału, dajesz sercom zgodę,
Z tobą przybywa cała bogów rzesza,
Wdzięczną po pracy piosnką Pan uciesza,
Rumiane trzęsie owoce Pomona,
Wesoły Bachus tłoczy winogrona,
Śród twoich snopów przy dźwięku fujarek
I Amor w serca wkradnie się żniwiarek,
I młody Hymen z swą pochodnią stawa,
Tylko ci Marsa nieprzyjazna wrzawa,
Groźny szczęk mieczy i świszczące groty…
0 opiekunko pracy, szczęścia, cnoty!
Błogosławiony lud, co praw twych słucha
W pokorze serca i prostocie ducha,
Za twym przewodem wiodąc żywot prawy,
Smutnej zdobywców nie zapragnie sławy.
Przeklęty, kto mu w zaciszne zagrody
Rzuci grom trwogi, z pól zabierze trzody,
Zamieni pieśni w krzyk rozpaczny matek,
Rozwiesi pożar nad strzechami chatek,
Twoje zagony ośrebrzone żytem
Wytłoczy twardem rumaków kopytem,
Głód i zarazę puści po swym śladzie
I zamiast snopów mogiły pokładzie.
Wtedy królowo łanów – złotowłosa,
Niech się znów mieczem stanie twoja kosa,
Niech, kto ojcowski zagon pługiem kraje,
Własnemi piersi za tarczę mu staje,
Aże wygoni najezdnicze plemię,
Aż znów twej części tęskną wróci ziemię!
Ha! zkąd ta wrzawa? Kto tu się odważa
Krok świętokradzki zbliżać do ołtarza?
Zniewagą święte przerywać obrzędy?
Pomiędzy kolumn wyniosłemi rzędy
Błysnęły hełmy, i tarcza przy tarczy,
Pancerzów chrzęst jak grom daleki warczy,
I lśniącem ostrzem las włóczni się jeży…
Na kogoż mężny ten hufiec uderzy?….
Godny zaprawdę czyn spartańskiej broni, '
Gdy garstkę niewiast przelękłych rozgoni!
O głaz drzewcami zastukały piki,
Z ich szczękiem trwogi mieszają się krzyki;
Szczątki przerwanej dymią się ofiary,
Na ziemię lecą zgruchotane czary,
Święcony napój na podłogę bryzga,
Uciekająca w nim się stopa ślizga;
Tu potrąconej na ołtarz matronie:
Okrwawia marmur siwowłose skronie,
Tu z dzbanem młoda dziewica u schodów
Pada jak Hebe śród Olympu bogów.
Huczy śmiech zgrai od progów do progów,
Aż w pośród zgiełku, w bezładzie, przestrachu
Uszły Cerery ofiarniczki z gmachu.
O marmurową oparty kolumnę
Toczy spartański wódz spojrzenie dumne,
Jak na swym tronie Azyi monarcha.
Tu Leoncyades, Tebów Polemarcha,
Chlebem i solą wroga kraju wita…
W przekleństwo zdrajcy chór Eumenid zgrzyta!
VI.
Gdy się najezdnik panem kraju stanie,
Najlepszym mężom: śmierć albo wygnanie!
Stary Izmenias, co swobód narodu
Jako miecz bronił i strzegł nakształt grodu,
Pod topor kata siwą głowę kładzie.
Kto pośród pierwszych był w boju lub w radzie,
Kogo lud swoją miłością odznacza,
Temu cnót jego tyran nie przebacza;
Oto już trzystu najcelniejszej młodzi
Żałobnym z miasta szeregiem wychodzi,
Z ojczyzny wroga wygnani wyrokiem,
Ku bramie chwieją się powolnym krokiem,
A każdy z twarzy wrącej gniewem, bólem,
Zepchniętym z tronu wydaje się królem.
U bramy orszak żałośny Tebanek,
Wygnańców matek, sióstr, żon i kochanek,
Zatłumia słowa pożegnania w szlochu;
Atycką drogą wieje tuman prochu,
I oku rzeszę wychodźców zakrywa;
Niebo wieczorną łuną już zapływa,
Czerwieńszym coraz blaskiem barwi krańce,
W około cisza; Tebańscy wygnańce
Nim ku Atenom swoje kroki zwrócą,
Jeszcze raz okiem poza siebie rzucą,
O szczyt Kadmei słońca brzaskiem złoty
Jeszcze zaczepią spojrzeniem tęsknoty,
I tak po murach tych powloką okiem,
Jakby je k' sobie chcieli ściągnąć wzrokiem.
Coraz im głębiej miasto tonie w cieniu,
Aż się w tem długiem, ostatniem spojrzeniu
Sam na sam z życiem spotkali tułaczem,
Aże serdecznym zalali się płaczem,
Aż była każda łza ich spadająca
Jak miłość kraju czysta i gorąca:
"O Teby nasze! o ojczyzno miła!
Azaliż długo będzie nam tęskniła
Dusza za tobą? kiedyż blaskiem wstanie
Dzień, co w radosne da nam powitanie
Głazy domowych ucałować progów?
I zemstę da nam sprawiedliwość bogów,
Aż na bój wzniesiem wielki okrzyk razem,
I w krzepkiej dłoni błyśniemy żelazem
"Nad głową wroga, i zbrojne kolana
W powalonego wtłoczym pierś Spartana!"
VII.
Mija w niewoli już Olimpiada,
Biada ci piękna Beocyo, biada!
Panuje Sparta. A jako w jeziorze,
Kiedy burzliwy wicher fale porze,
Zamąci niebios odbicie we wodzie
I na wierzch ciśnie co leżało w spodzie,
Tak męty kraju niewola porusza,Że na wierzch wyjdzie każda podła dusza.
Wszystko co niecne, co brudne, co krzywe,
Wszystko co rozkosz albo złota chciwe,
Dźwiga się z głębi, garnie się ku Sparcie,
I dzielne żądzom swym znachodzi wsparcie.
Archias młody, zuchwały i butny,
Jak Alcybiades lubieżny, rozrzutny,
Chęciwy znaczenia w środkach nie przebiera,
Na lud ze wzgardą monarszą spoziera,
A kolan giąć się nie wzdraga przed wrogiem,
Skoro pochlebstwo jest do władzy progiem.
Z nim polemarchy dostojeństwo dzieli
Filip, zrodzony raczej do kądzieli,
Niż do oręża lub do radnej sprawy,
Miękki niewieściuch, rozpustnik plugawy,
Któremu władza li za środek służy,
By głębiej w zbytków nurzać się kałuży..
Przy… nich łakomy Hypates się wiesza,
Co się tymczasem nadzieją pociesza, Że przy najbliższym urzędów wyborze
Jemu się pierwsze miejsce dostać może.
Dziś gdy przy innych godności, tytuły.
Złoto zkąd może garnie do szkatuły,
Licząc już w myśli ile nazgromadza
Wtedy, gdy przy nim pierwsza będzie władza.
Czwarty Filidas od poprzednich różny,
Na wszystkie Sparty rozkazy usłużny,
Śmiały, milczący, czynny a stateczny,
Tajemnic rządu powiernik bezpieczny,
Choć codzień daje wierności dowody,
Żadnej dla siebie nie żąda nagrody,
I tak we wroga służbie się ugania,.
Jak gdyby łotrem był z zamiłowania.
Ci nad swym krajem z służalców gromadą
Wiszą jak dawne Stymfalidów stado
Złowrogą chmurą, nim Herkules jaki
Te ludożercze powystrzela ptaki.
A naród w sobie wszelki ból zatłumia,
Nie warczy groźbą, skargą nie poszumią,
Tylko się cały podał w ciszę głuchą,
Lecz gdy do piersi przyłożysz mu ucho,
Choć mu jak do snu zwarła się powieka,
Poznasz z oddechu, że nie śpi, lecz czeka,
VIII.
Nie ten najdłuższy dzień, co na biegunach,
' Kiedy drży smutnie po śniegu całunach
Słońce, podobne do lampy konania,
Ale smutniejsze, dłuższe dnie wygnania.
Tak się trzy lata, lub trzy wieki raczej
Już dla tebańskich przewlokło tułaczy.
Napróżno dla nich gościnne Ateny
Pożyczą śpiewnej przynętę Syreny.
Nie dla nich ludu wesołe igrzyska,
Peryklesowy darmo przepych błyska,
Napróżno wdziękiem Hetery się milą,
Napróżno w kunszcie mistrze się przesilą,
Nie zwabi oka i dłuto Fidyasza
Tych co wołają wciąż: "Ojczyzno nasza!"
Oh! raczej liścia, co u stóp szeleści,
Oni spytają, czy ma z Tebów wieści?
Oh! raczej wiatru co tą stroną wieje,
Spytają, co się w ich ojczyźnie dzieje?
O! raczej ptaka, co tą stroną leci,
Pytać się będą o żony i dzieci;
A potem dłonią zakrywając lice,
Znów się w milczącą pogrążą tęsknicę,.
Ale jest inna mowa, którą gada
Do tych tułaczów miasto Milcyada,
Mowa potężna, której każde słowo
Grzmi hukiem burzy, wrzawą trąb bojową,
Która pogasłe narody, plemiona,
Wielkich dzieł sławę, wielkich dusz imiona,
Jak zgłoski w pełne szykuje wyrazy,
Stulecia wiąże w swe olbrzymie frazy,
Aż wiek po wieku w tej mowie ułoży
Kiedyś swój wielki poemat duch Boży.
Komu tej mowy dźwięk do serca wpadnie,
Zawichrzy sercem i duszą i zawładnie,
Że choćby krwawym piersi swych rozpękiem
Zapragnie sam być w pieśni dziejów dźwiękiem.
Tak rozmarzona chwałą Harmodyusza
Pelopidasa wre namiętna dusza,
Że chciałby w dłoni zabłysnąć młodzieńczej
Wybawczyni mieczem, co się w mirty wieńczy.
Imiona, co się w blaskach sławy palą,
Na piersi biją mu ognistą falą,
Że do spoczynku choć go sen utula,
Przy łożu obraz widzi Trazybula,
A postać kształty przybiera półboga
I woła: "wybaw ojczyznę od wroga!"
"Wybaw!" głos słyszy we dnie i na jawie"
I rozmarzony powtarza: "wybawię!"
IX.
Z Tebów do Aten przybywa na zwiady
Filidas z tajnej polemarchów rady,
Lecz inną postać tu na się przybiera,
Zda się dla kraju jego dusza szczera,
Zdaje się tylko przemyślać o środkach,
Jak się krzywd ciężkich pomścić na wyrodkach,
Zda się, że tylko wszedł w służbę Spartana,
By grunt podkopać pod stopą tyrana.
Z najcelniejszymi tu z tebańskiej młodzi
W zamiejskich gajach po nocach się schodzi,
Coś opowiada skrycie, coś doradza,
Sam Zeus wie komu sprzyja, kogo zdradza.
Ale gdy żegnał się z Pelopidasem,
Rzekł dłoń ściskając: bywaj zdrów tymczasem
Aże przy pracach się zdybiem mozolnych;
A Pelopidas mruknął: w Tebach wolnych.
I tak przy drżącym księżycowym blasku
Wraz z mirtowego rozchodzą się lasku,
A poza nimi o kroków niewiele,
Kędy gaj cieniem najgrubszym się ściele,
W gąszczach się kryjąc przed światłem miesiąca,
Jakaś się postać wlecze czołgająca.
X.
W Tebach, w ubogim domku, poza stołem
Dwóch siedzi męży, z pochylonem czołem,
Choć prócz nich w izbie nie było nikogo,
Mówili cicho, jakby zdjęci trwogą,
Czy kto przez ścianę słów ich nie podsłucha,
I polemarchom nie rzuci do ucha.
"Cóż – rzecze starszy – Epaminondasie,
Czy nie słyszałeś, co o Filidasie
Mówią po mieście? – Wszędzie wieść obiega,
Że go do Aten wysłano za szpiega,
Bo trwożna Sparta dowiedzieć się rada,
Co tułacz przez sen o swym kraju gada.
– Więc prócz nas obu – tamten znów zapyta –
Nikt nie przeczuwa, jaki ta zakryta
Czara szacowny napój mieści w łonie?
– Nic, prócz nas obu nikt nie wie Charonie,
Że jak z Penejem niezmieszany wcale
Tytares wierzchem czyste toczy fale,
Tak on w tem mętnem korycie złych sumień
Osobno niesie swego życia strumień.
– To dobrze! – Charon w odpowiedź dorzucił –
Oby Filidas tylko rychło wrócił!
On naszym braciom, co tęsknią w obczyźnie,
Wieść może pierwszą zaniósł o ojczyźnie,
On i nam może od nich, śród boleści
Przyniesie pierwsze dobrej wróżby wieści
– Kiedyż! – w zapale rzecze młodszy głośno –
Niebo tę chwilę da nam przeradośną,
Gdy nasi bracia, po wędrówce długiej,
W dom swój powrócą jak Ulisses drugi?
Kiedyż?!…. i oba utoną w marzeniu,
Tak, że nic słyszą stąpań po przedsieniu,
Ani przymkniętych skrzypnienia podwoi,
Nie widzą męża co już w progu stoi,
I wprzód się z dumań swoich nie ocucą,
Aże przystąpił i rzekł im: Powrócą."
XI.
Co to za łowcy, co z łukiem i dzidą
Przez pola… bory, szybkim krokiem idą?
Z głośnym szelestem łamią się przez knieje,
Niebaczni, co się około nich dzieje,
Czy się psów granie ozwie czy umilka,
Czy tropią lisa, czyli wietrzą wilka,
Czy to im sarna porwie się z przed nogi,
Czyli pomyka jeleń krzyworogi,
Żaden ku niemu łuku nie napina,
I choć gałęzi wstrzyma go gęstwina,
Żaden mu w biodra grotu nie wymierza,
Snadź na grubszego naważyli zwierza,
Nie chcą strzał trwonić, nie chcą ręki znużyć,
Idą spokojnie, a z twarzy im wróżyć,
Że gdyby teraz z lwem się spotkał który,
W lwie, jak Alcydes, odziałby się skóry.
Zimno i wietrzno, przez kręte manowce
Nareszcie z boru przedarli się łowce,
Przed nimi nagie pole się wynurza,
W dali doliny ciągną się i wzgórza,
Zima, a jednak nawet pośród grudnia
Piękną ty jesteś, o ziemio południa!
Nigdy ci całkiem uroczego lica
Białym całunem nie skryje śnieżnica,
Gdzie granat kwitnie, gdzie dojrzewa figa,
Nieskrzepły strumień zawsze srebrem miga,
Poważny cyprys w niezwiędłej zieleni
Twoich pagórków nagą skroń ocieni,
A zamiast śniegu wędrowcom na głowy,
Wiatr czasem z drzewa strąci liść laurowy.
Było pod wieczór, kiedy od zachodu.
W oddali mury zabielały grodu,
Nad nimi słońce lśni czerwonolice,
Wędrowcy w dal tę utkwili źrenicę.
Oh! czy tak w słońce patrzali za długo
Że łzy po twarzy pociekły im strugą?
W milczeniu sobie uścisnęli ręce
I w niebo w cichej spojrzeli podzięce,
Jakby im dusza w pieśń się rozdzwoniła:
O Teby nasze! o ojczyzno miła!
Znów idą dalej, lecz zwolnili kroku,
Snadź że do miasta chcą przybyć o zmroku,
To też już coraz na niebiosach szarzej,
Niejedna drżąca gwiazdka się rozżarzy,
I księżyc z bladych chmurek się wyłamie.
Kiedy stanęli przy Elektry bramie,
Nie było straży, przychodnie w przedmieściu
Znikli śród cieni, a było ich sześciu.
XII.
Wenery święto w Tebach się obchodzi,
Nie jedna wówczas uciecha się godzi,
Której przystojność w zwykłe dni zabrania;
Wtedy weselsze obu płci spotkania,
Przy pełnej czaszy i obfitym stole
Bujne do żartów i zabawy pole.
Wśród ulic miasta zielono i kwietnie!
Z lutnią pasterskie mieszają się fletnie,
Po białym świątyń doryckich marmurze
Pną się girlandą bławaty i róże,
I dym kadzideł w każdym wieje progu
W cześć bóstwu piękna i miłości Bogu.
Czyliż i Tebów rozwiąźli tyrani
Nie złożą hołdu boskiej Cypru pani?
Dom Filidasa wre uczty hałasem.
Zeszli się wszyscy, Filip z Archiasem,
Gdy kres ich władzy koniec roku kładzie,
Chcą, jak zaczęli, skończyć na biesiadzie.
Z nimi Hypates, ten pełen nadziei,Że polemarchy dostojność z kolei
Sparta mu w zasług udzieli nagrodę,
Wiec się uśmiecha, przygłaskuje brodę.
Tu wielu innych, a wszyscy weseli,
Sam Leoncyades tylko uczt nie dzieli,
Ale od dawna jak zwierz śród swej nory
Siedzi samotnie – wieść niesie że chory –
Ale lud szeptem z ust do ust powtarza,
Że to sumienie tak dręczy zbrodniarza.
I to rzecz pewna, że z władzy odarty
Popadł we wzgardę nawet i u Sparty.
Uczta wytworna, owoce i chleby,
Mięsiwa, ryby – w całej Grecyi Teby
Z biesiad swych słyną – w Tebach przed innymi
Słynie Filidas ucztami sutemi.
Jedzą do syta śród śmiechów i gwarów,
Lecz oto czas już wziąć się do puharów,
Umyli ręce, i jak chcą zwyczaje,
Odgłos trąb hasło na sympodion daje.
Samijskiem winem pieniącą się czarę
Filidas spełnia bogom na ofiarę:
Najpierwszy puhar dobremu duchowi!"
A chór w te same słowa mu odpowie,
I krąży czara, grzmi muzyka hucznie,
Lampy śród kwiatów zawieszone sztucznie
Coraz czerwieńsze blaskiem olśnią twarze,
Gdy na dnie w złotej odbiją się czarze.
"Pieśni brak tylko" – Filip się odzywa,
Archias lutnię wziął w rękę i śpiewa:
Miłe mi Bacha nektary,
Cerery wdzięczne mi dary,
Sercu dodaje ochoty
Febos o lutni swej złotej.
Feba, Cerery,
Milsza pokusa
Darów Kitery.
Z obłoku złocistych rąbków
Zalatuj zaprzęgim gołąbków!
Matko boskiego chłopięcia,
Rzuć mi mą lubę w objęcia!
Milsze nad wino,
Słodsze nad miody,
Luba dziewczyno
Twoje jagody!
Niech wino w czarze mej błyska,
Niech moja luba mnie ściska,
Nim u czarnego Kocytu
Parka mi przetnie nić bytu.
Czas szybko leci!
W Plutona włości
Słońce nie świeci
Radość nie gości!
Nagle do sali, kędy wre biesiada,
Obcy niewolnik zadyszany wpada,
Dał pokłon, pismo wydobył z za pasa,
"Jam goniec z Aten, szukam Archiasa,
Wierny przyjaciel szle jemu te karty,
Ważne w nich wieści dla Tebów i Sparty
Szybko mu pismo z rąk Filidas chwyta,
Pobladł, lecz Archias o wieści nie pyta
I na głos krzyknie: "Hej! na jutro troski!
"A dziś niech Bacha szumi nektar boski!
Niech żyje miłość! dziś miłość na czasie,
Lecz gdzież te nasze nimfy, Filidasie?
Niechaj ich piękność twym słowom nie skłamie,
Oto wyciągam do uścisku ramie,
Matko boskiego chłopięcia.
Rzuć mi mą lubę w objęcia!"
XIII.
Weszły dostojne wzrostem, jak królowe.
Skronie o wieńce oplotły godowe,
Postać im długie białe kryją szaty,
Na twarz od czoła cień rzucają kwiaty.
Stanęły w progu, półpijana młodzież
Zuchwałym wzrokiem przebija ich odzież;
Lecz nim ku światłu podniosą swe twarze,
Filidas służbie precz ustąpić każe…
Wtem, jak mgła, białe obsłony krasawic
Opadły na dół, i sześć zbrojnych prawic
Mignęło błyskiem nad biesiadnym stołem,
"Śmierć zdrajcom!" męzkie głosy zabrzmią społem.
Z miejsc się porwali, skoczyli na nogi,
Twarze marmurem skamieniały z trwogi,
Poręczy krzesła ten się ręką chwyta,
Temu drzy w dłoni czara niedopita,
W słóp zawrócone oczy, warga blada
Ledwo wyjęknąć zdoła ciche: biada!
Jak za wał garną się za stół godowy,
Filides temi urąga im słowy:
Ha! gdyście wilka wzięli na obroże,
Myśleliście już że kąsać nie może?
Lub waszych stołów ogryzając kości
O swojej dawnej zapomniał wolności?
Lecz przegryzł łańcuch, wściekłością się pieni,
I dziś krwią waszą paszczękę zczerwieni!"
Lecz Pelopidas huknie głosem gromu:
Oto wróciliśmy do ojców domu!
I straszną zemstę uczynim nad wrogiem
I ład w ojczyźnie, bośmy przyszli z bogiem!
Rzekł i oręża błyszczy ostrzem gołem,
Wszczyna się walka: biesiadni za stołem
W noże puhary uzbrajają dłonie,
Archias czarę chwycił i we skronie
Pelopidasa godzi z całej mocy,
Czara mu z ręki wylata jak z procy,
Ale przykląkłszy młodzian uszedł ciosu,
Spłaszczona czara, nie dotknąwszy włosu,
W ziemię się wryła, on na stół wyskoczył,
Miecz po rękojeść w pierś Archiasa wtłoczył,
Na wskróś jak gwoździem przybił go do ściany,
I wyrwał oręż, krew buchnęła z rany,
Runął bez ducha. Teraz na Hypata
Natarł Filidas: " Oto twa zapłata!…,
Zasługi zdrajców Sparta wynagradza,
Idź! Polemarchy upragniona władza
Czeka cię w piekle!" i miecz w obie pięści
Chwyciwszy, łeb mu rozciął na dwie części.
Mellon Filipa za włosy wyciąga,
Powalił, przygniótł nogą i urąga:
Takto się Filip kryje i ucieka,
Kiedy go uścisk jego lubej czeka?
Wszak to dziś święto bogini miłości,
I dziś zaprawdę w Tebach noc radości!
Tak rzekł i mieczem gardło mu przewierci,
Nad nim cień czarnej roztoczył się śmierci.
Jeden po drugim tak trupem się wali,
Tu stoły, dzbany, puhary po sali
Leżą bezładnie pośród krwi strumieni,
Tylko zwycięzcy stoją, wyprężeni,
Każdy na trupie jak na piedestału
Wspina się, miecze jak gdyby z koralu
Całe czerwone, gdy nad głowy wzniosą,
Na" kwietne wieńce krwawą trzęsą rosą.
Radość im wielka opromienia czoła,
Chwała Zeusowi! Pelopidas woła,
Chór krzyknie: "Chwała sprzyjającym niebom!
Smierć wrogom! wolność, niepodległość Tebom!
Filidas dodał: "Skończona biesiada!
A teraz naprzód! hej! do Leoncyada!
XIV.
Samotna lampa goreje w komnacie,
On sam na łożu w białej nocnej szacie
Siedział i łokcie na kolanach wspierał,
Na dłoniach głowę, posępnie spozierał,
Nie może zasnąć, od jego posłania
Bicz piekielnicy spoczynek odgania,
Twarz jego w zmarszczki poszarpana, blada,
Strasznej przeszłości dzieje rozpowiada;
Wzrok jak gasnące tli pogorzelisko,
Czoło okropnych mar pobojowisko,
Bezwłose, potem kroplistym błyszczące,
O strasznych ducha męczarniach świadczące,
Na nim ciągłymi sumienia wyrzuty
Ohydny napis: "Za zdradę!" wykuty.
Tak siedział, często z głębi piersi wzdycha,
Przy jego łożu smutna, blada, cicha,
Z okiem ku męża zwróconym pościeli
Młoda niewiasta siedzi przy kądzieli.
Biada mi! – zgrzytnął – tu wrogi! tam wrogi!
A ona błaga: Uspokój się drogi!
– "Ha! ha! uspokój! uspokój… daremnie!
Nie widno wyjścia! straszne w koło ciemnie,
Bezdeń rozpaczy!…. Ha! chciałem być władcą!
Zostałem sługą! zdrajcą! świętokradcą!….
Cóż? umrzeć?… zerwać to pasmo katuszy?….
Nic! nic! tych ogniw już i śmierć nie skruszy!
Przekleństwo przejdzie na syna, na wnuka!
A tam! tam!…. Żono! kto tam do drzwi puka?….
Hej! któż po nocach ludziom sen przerywa?
Za progiem głos się znajomy odzywa:
Otwórzcie! ważne wieści mnie przywiodły!"
– Ha! to Filidas, ten zausznik podły!
– Otwórz! – Otwarła – i w tył się zatoczy,
Z krzykiem przestrachu, dłonią kryjąc oczy,
Pada zemdlona. Siedmiu wbiegło męży,
A wzrok ich straszny, jak błysk ich oręży.
Ty psie przeklęty, Pelopidas woła,
Podlejszy niż cię język nazwać zdoła,
Giń! – On miecz porwał, ku nim skoczył wściekle,
Siłę rozpaczy znalazł w duszy piekle,
Mieczem odpiera ich napad gwałtowny,
Darmo! bój nazbyt rozpoczął nierówny,
Giń! powtórzyli, i już w zdrajcy łonie
Siedm mieczów w krwawym ściga się przegonie,
Konając jeszcze miota się zażarcie,
Przekleństwo Grecyi i Tebom i Sparcie,
Wam nienawistni dziś Zeus dał zwycięstwo!
Samemu za to Zeusowi przekleństwo –
Tu bełkocąc śmierć mu zwarła usta,
Nim oddał ducha izba była pusta,
Jak piorun spadli i jak błysk zniknęli,
Głucho, nad trupem tylko postać w bieli
Słania się drząca, i z piersi niewieściej
Za nimi echem ciągnie jęk boleści.
XV.
Naprzód! do broni! do broni Tebanie!
Grzmi po ulicach rozgłośne wołanie,
Na bój! za wolność! za broń! na Spartana!
Polegli zdrajcy! naprzód! na tyrana!
Głos po ulicach echem się rozrasta,
Ze snu się budzi lud całego miasta.
Zkąd nam tych zbawców bogowie zesłali?"
Pyta i zdumion, hurmą z domów wali,
Wielkim na rynku gromadzi się tłumem,
I groźnym gwarem wre jak morze szumem.
Garstka powstańców do więzienia bieży,
Straż porąbana w progu trupem leży,
Z ciemnic poważne wychodzą postacie,
O bladej twarzy, o podartej szacie,
W gwiaździste niebo wznoszą oczy łzawe,
I ręce jeszcze od łańcuchów krwawe:
– "W świętej nam walce dajcie pomoc bogi!"
Potem pytają: "Gdzie oręż? gdzie wrogi?''
Miasto pochodni rozgorzało blaskiem,
Od składów broni drzwi walą się z trzaskiem,
Chwytają miecze, tarcze, włócznie, piki,
Dzielą się tłumy i garną się w szyki,
Ochoczym hufcom najdzielniejszej młodzi
Epaminondas waleczny przewodzi,
Jak w mur się ramie wiąże do ramienia;
Czy tak pochodni blask im orumienia
Twarze? czy zapał serc, gdy męzka dusza
Wre żądzą boju jak pieśń Tyrteusza!