- W empik go
Poezye. Serya 1: 1861-1882 - ebook
Poezye. Serya 1: 1861-1882 - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 273 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Porzuć miasto: nienapróżno
Maj się w nowe odział wdzięki;
A więc lutnię weź podróżną,
Kij i torbę weź do ręki.
* * *
Uczyniwszy znak zbawienia
Idź, kędy ci oko każe:
Jeszcze żyją gdzieś złudzenia,
Żyje miłość na obszarze.
* * *
A więc każdej bryłki szczątek,
Którą trącisz, depcząc ziemię,
Badaj, jakich w niej pamiątek,
Jakich pieśni wątek drzemie.
* * *
Może jaka łza złożyła,
Lub krwi kropla jej istotę;
Może częścią grobu była,
Lub pokusy siała złote.
* * *
Tyle wieków przeszło, tyle…
Żaden bryły nie naruszył,
Dziś twa stopa, marny pyle,
Dziś twój krok ją w nic rozkruszył,
* * *
I rozniosą ją wędrowcy
Jako pył na kraju szaty
W jakiś świat nieznany, obcy,
I otrząsną gdzieś, – śród chaty
* * *
Żaden nawet nie przypomni
Gdzie przyodział się w tym pyle? –
Tam, gdzie modlą się potomni,
Czy na cichej gdzieś mogile!…
* * *
Tak i ciebie, proch po prochu
Pielgrzym weźmie w świat manowcem,
Aż się stanie tak po trochu
Cała ziemia twym grobowcem.
* * *
A jeżeliś tu potomnym.
Dobrze służył bytem całym,
Taki pogrzeb – nie za skromnym,
I grób taki – nie za małym.
* * *
Więc i piosnki, com w miłości
Z grobów biorąc – żywym śpiewał,
Razem z pyłem moich kości
Będzie pielgrzym w świat rozsiewał!WIECZÓR W GÓRACH.
Wieczór rozpostarł oponę
Upstrzoną w gwiazdek seciny,
Co jak w koronkę wrobione
W dziwnym się plączą rysunku,
Jak lekki rąbek tkaniny,
Co matka zawiesza nisko
Tuż po ostatnim całunku,
Po nad uśpionej dzieciny
Kołyską.
* * *
Pauza w sferycznej harmonii;
Przestanek pełen oddźwięku.
Ton dyszy w świetle i woni
Snać mistrz tej pieśni natury,
Co tonem grozy i lęku
Wnika do piersi człowieka,
Podniósł swe dłonie do góry…
A pieśń zawisła w rozjęku
I czeka.
* * *
Cisza. Piętrzące się góry
Oplotłszy padoł w pierścienie,
Z szczyty, spowite we chmury
Jakby we srebrne zawoje,
Rzucają co dłuższe cienie
Na dolin niwy kwitnące,
Łamiąc się w dziwne zakroje
Stoją jak czyste sumienie:
Milczące.
* * *
Nagle śród świateł tysiąca
Gwiazda się jedna odrywa;
Morze ciemności roztrąca…
Ach, tak jej pilno ze szczytów!
Ku ziemi spływa i spływa…
Rzekłbyś chaosu to hasła…
Aż za krawędzią granitów
Padła gdzieś w skalne ogniwa
I zgasła.
* * *
Powiedź swym wzrokiem po niebie:
W gwiaździstym cisza orszaku;
Po siostry – gwiazdy pogrzebie
Ład się nie zmącił przedwieczny.
Że znikła, niema i znaku…
Gdzie lśniła – śledziłbyś próżno…
Tak jakby drogą szlak mleczny,
A ona była w zodyaku
Podróżną!PIEŚŃ WIECZORNA PIELGRZYMA.
Górą i dołem, jak drogi się wiją,
Czy liść nademną, czyli skwarne słońce,
Idę w kraj, w którym ideały żyją:
Tam drogi końce.
* * *
Choć ścieżka często i stroma, i wązka,
Zawsze dla ducha zdobycze znachodzę:
Czy kwiat, czy owoc, czy wrażeń gałązka,
Uszczknę po drodze.
* * *
Noc mię nie trwoży, pielgrzymki nie wstrzyma;
Bo i zmrok nowem mię światłem zbogaca:
To nie spoczynek natury olbrzyma,
Lecz cichsza praca.
* * *
Gdy ujrzę w ciemni gwiazdę spadającą
Myślę: to ziarno, co na ziemię zlata;
Z kosturem w dłoni idę za niknącą
Choć na kraj świata.
* * *
Idei, która z niebios się wykradła,
Szukam śród puszczy, czy na niw kobiercu,
Czy to śród ludzi, – bo może upadła
W ludzkiem gdzie sercu.
* * *
Dzisiaj czy jutro odnajdę ją snadnie,
Czy w myśli – kwiecie, czy w owocu – czynie,
Czy na gór szczycie, czy w przepaści na dnie..,
Bo nic nie ginie.
* * *
Niczem nie gardzić, – a wszystko miłować,
I w prawdę wierzyć, choć na chwilę zgasła,
Z prawdy i z piękna złotą tkankę snować,
To moje hasła!KWIATY PO ROSIE.
Z świtem podróżne rzuciwszy rogoże,
Gdy w półśnie błogim świat jeszcze ujęty,
Kroczę pomiędzy rozsute w przestworze
Rosy dyamenty.
* * *
Słońce ciekawie wyziera z nad szczytów,
I w każdej kropli promienie swe trwoni;
Świat cały zda się usnuty z błękitów,
Z blasku i woni.
* * *
Nim ludzie wstaną, i wrzawą codzienną
O chleb – i sławę, wszechspokój rozgwarzą,
Kwiaty w tę pierwszą godzinę promienną
Żyją – i marzą.
* * *
Te, które błyszczą kropelką w rozświcie,
Może za chwilę upadną w pokosie,
Więc jeszcze wonią dziękują za życie
Słońcu i rosie.
* * *
Pielgrzym w kałużę obraca swą nogą
Owe perełki, co w słońcu migocą:
Bo stopy ludzkie – co zniszczyć nie mogą,
Pewnie obłocą!
* * *
Szczęśliwe kwiaty! – śpiewajcie hymn woni
Do słońca barwą szkarłatną się płoniąc,
Zanim wam człowiek to szczęście rozgoni
Za własnem goniąc.
* * *
Bo jemu więcej do szczęścia potrzeba
Niźli mu niebios rozrzutność da wielka,
A wam wystarcza z porannego nieba
Rosy kropelka.
* * *
Serce człowieka jest jak kielich kwiatu:
Co droższe czucia – ukrywa gdzieś na dnie.
I więcej sieje woni i szkarłatu
Gdy rosa spadnie.
* * *
Kwiat żyje rosą, ową łzą pedniebną;
I w tem do kwiatu podobny jest człowiek,
Bo rosą sercu ludzkiemu potrzebną:
Łza z ludzkich powiek.
* * *
Kwiat żyje słońcem, gdy co dnia od świtu
Listeczkom rzuci swoje blaski na tła…
I duszy ludzkiej potrzebny do bytu
Odłamek światła.
* * *
Świt kwiatom co dnia ożywcze śle gońce;
I w tem od kwiatów ubożsi są ludzie:
Bo ludziom padło zdobywać swe słońce
W śmiertelnym trudzie.
* * *
Ach, i serc tyle zawiędło nikczemnie,
Bo pośród burze, zawody i ciosy,
Przez całe życie szukały daremnie
Słońca – i rosy!MARZENIE WĘDROWCA.
Dołem idzie pielgrzym w pyle,
Górą zamki grożą siłą:
Pielgrzym idzie ku mogile,
Zamki same – już mogiłą.
* * *
Wieki twardej zbroic siły
Kuły w głazie myśl z granitu;
Baszty w proch się obróciły
Miasto herbów – mech u szczytu.
* * *
Z tyle ludzkiej dumy, buty,
Został wątek tej osnowy:
Kamień, leśnym mchem osuty,
Lub rozbity głaz grobowy.
* * *
A kamiennej dumy szczątek
Chyba chwilką znów ożyje,
Gdy zeń pieśni wyjdzie wątek
Albo gniazdo ptak uwije.
* * *
Nie uwięzić ducha w głazie,
Ni kamienne dać wędzidło;
Ludzka praca padnie w skazie,
Duch promienne wzniesie skrzydło.
* * *
Górą duchem, wyższą drogą;
W życiu słuchaj ducha rady:
Im mniej ziemi dotkniesz nogą,
Tem w niej trwalsze twoje ślady.
* * *
Ucz się cierpieć, ucz miłować;
Niech twe serce to zrozumie:
Każdy umie zapanować,
Lecz nie każdy kochać umie!CELE WĘDROWCA.
Zamek z góry woła dumnie:
Zbliż się, klęknij przy mym szczycie;
Pieśni wątek pożycz u mnie,
Spleć z przeszłością młode życie.
* * *
Precz mi z drogi, zimne głazy!
Z martwych głosek u skal szczytu
Niepotrzebne dziś wyrazy
Kreśli zrąb wasz śród błękitu.
* * *
Moje cele – albo w dole
Kwiatem poić się porannym,
Lub się wzbijać na chmur czole
W niebo lotem nieustannym.
* * *
Lub mię ziemska dola nęci,
Lub wszechświata cel tajemny;
Chętniej pieśń robaczka święci
Niźli dumy głaz nikczemny.
* * *
Wolę moją iść drożyną,
Niż w zamkowe gdzieś komnaty;
Tam panujesz nad doliną,
Lecz w mej duszy – większe światy! –
* * *
Baszt zazdrościć duch nie sięga,
Duma serca nie poruszy:
Wolę niż szmat widnokręga
Nieść świat cały w mojej duszy.GŁOSY DWÓCH EPOK.
GŁOS RUIN.
O wędrowcze, gdy przemierzasz
Błędną stopą te ruiny
Pomnij, własną myśl rozszerzasz,
Prochem ojców żywisz syny.
WĘDROWIEC.
Cześć grobowcom; ale ojców
Nie wskrzeszajmy w ich kostnicy;
Innych winnic i ogrójców
Myśmy dzisiaj pracownicy.
GLOS RUIN.
Jak gotyckich naw wiązanie
Hierarchiczne czcij kolumny:
Wyższym mówiąc królu, panie,
Bądź dla niższych twardy, dumny.
WĘDROWIEC.
Jak w ostępie starych lasów
Konarami łącz się z braćmi:
Każdy równy do zapasów,
Wolna praca sił nie zaćmi.
GŁOS RUIN.
Przed zjawiskiem zagadkowem
Przerażoną uchyl głowę;
Po za wiekiem gdzieś grobowem
Z prawdą poznasz życie nowe.
WĘDROWIEC.
Hypotezy nie pomnikiem,
Ale cegłą do budowy;
Stawaj śmiało przed wynikiem:
Każdy dzień – to żywot nowy.
GŁOS RUIN.
Sprawa, która tobie świętą,
Niech dla słabszych będzie celem;
Dla posłusznych bądź ponętą,
A dla krnąbrnych bądź mścicielem.
WĘDROWIEC.
Przytul sercem się do serca,
Wspólne bicie czyn wykluje;
Ten duchowi przeniewierca
Kto go tylko w sobie czuje.
GŁOS RUIN.
Wznoś wieżycę w głaz kowaną
By panować nad czeredą,
A przed władzą gnij kolano:
Oto rycerskości credo.
WĘDROWIEC.
Myśl z daleka, patrz z wysoka,
Zdrowe życie – cel zaszczytny;
A przed prawdą nie spuść oka:
Oto dogmat nowożytny.ZACHWYT.
Czy w parów krok obrócę mój, czy w górę się mozolnie pnę,
Czy głazy stopę tłoczą mi, czy wiotkie nogą chrusty gnę,
Czy ptak nademną, czyli grom, czy liści strzecha, skały skroń,
Czy oko w jasne niebios tło, czy nurzam w górskich jezior toń,
Czy pieśń mi gra konarów szum, czy wtórzy mi strumyka szmer,
Czy stopą ludzi tłoczon szlak, czy gwiazd gościniec znaczy ster,
Ach, wszędzie wdzięczność wznosi pierś i lutni mej nastraja nić
Ku sile, co pozwala mi śnić, nucić, tworzyć, kochać – żyć.
* * *
Harmonia duszy ludzkiej, z tą, co światów się harmonią zwie,
Poczucie, że się nutą jest w akordzie, którym przestwór tchnie,
Świadomość, że śród skał i drzew ta sama pieśń ograna w szum,
Co w duszy ludzkiej splata się w równiankę uczuć, myśli, dum;
I miłość, którą dusza gra, i miłość, co umaja świat,
A śród natury mówi: Pan! –
a pośród ludzi mówi: Brat! –
Ach rozkosz to bez granic, miar, jedynie uczy co to żyć:
Bo pięknym jest ten boży świat, i pięknie w nim człowiekiem być!ZŁUDZENIE.
Cicho tu, błogo! – gdy stanę u szczytu
Czuję się lepszym, silniejszym na górach;
Pierś moja niby kowana z granitu
A czoło w chmurach.
* * *
Bóstwo mię poi prawd swoich szelestem,
Przed duszą widzę wszystkich tajni głębie,
I z dumą kreślę me zuchwałe: jestem!
Na skały zrębie.
* * *
Mojej wielkości przed sobą nie taję,
W piersi mi biją jakieś tętna boże;
Zda się że mało mi już niedostaje
A światy stworzę! –
* * *
Cóż to? – tam w dole gdzie strzecha ta niska
Jakiż to pyłek mozolnie się roi? –
Nie to nie złuda, to ludzkie siedliska,
To bracia moi.
* * *
I serce do nich zabiło mi łzawie,
Z dumnych przed chwilą łza błysnęła powiek.
Ach, na tak wielkiej stał tylko podstawie
Pył marny – człowiek!CZŁOWIEK W NATURZE.
Komedyo życia! – nie, tych słów
Me rzucę nigdy światu w twarz,
Bo w piersi czuwa anioł snów,
Jak święta od zwątpienia straż.
* * *
I uczy czytać ducha rdzeń
W wszechksiędze wszystkich ludzkich wiar,
I wszelkich natchnień, żądz i chceń:
Tą, księgą jest natury czar.
* * *
Szczęśliwy, kto w istnienia ciąg
Przeczucie prawd jej zdołał wpleść,
Bo jedna głoska księgi ksiąg
To całowiecznych badań treść.
* * *
Kto bada – ten zrozumieć wart;
Więc się dociekać pilnie ucz,
Bo śród tej księgi barwnych kart
I twego życia złożon klucz.
* * *
Gdzie głaz się piętrzy, płoni kwiat,
Rozmotaj zaklęć tajną nić,
A już nie powiesz – niewart świat