- W empik go
Pogrzeb przyjaciela - ebook
Pogrzeb przyjaciela - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 174 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wyprowadzenie zwłok na miejsce wiecznego spoczynku
nastąpi dnia 18 o godzinie trzeciej po południu,
o czym ma zaszczyt zawiadomić Wielmożnego Pana –
nieutulony w żalu po stracie – przyjaciel zmarłego
Maniakowski".
Takie zaproszenie, drukowane na grubym, welinowym papierze z czarną obwódką, odebrałem jednego dnia pocztą. U spodu zaproszenia był dopisek: „Przyjedź pan koniecznie. Konie oczekiwać będą na stacji kolei żelaznej”.
Podpisanego na zaproszeniu znałem dobrze; pełniłem bowiem przy nim jeszcze za studenckich czasów przez parę miesięcy obowiązki lektora i pisarza, gdy choroba oczów nie pozwalała mu samemu załatwiać tych czynności. Miałem sposobność poznać go wtedy dokładnie: miał serce najlepsze, ale był przy tym dziwak, jakich mało, i niesłychanie zgryźliwy. Unikał ludzi, nie cierpiał ich, ale żadnemu potrzebującemu nie odmawiał pomocy, wsparcia, tylko dawał je w sposób taki, jakby mówił: Masz, a odczep się i daj mi święty spokój. Świadczył ludziom wiele dobrego, ale mówił o nich jak najgorzej. Przez ten czas, który przebywałem w jego towarzystwie, nasłuchałem się tyle zjadliwych uwag o ludzkiej przewrotności, że jeżeli nie zostałem do reszty pesymistą i mizantropem, zawdzięczyć to mogę tylko memu łatwowiernemu usposobieniu, które mimo przykrych często doświadczeń i zawodów w życiu, pcha mnie w objęcia ludzi i każe wierzyć w ich uczciwość. Maniakowski nie wierzył w nią od dawna, w objawach sympatii i życzliwości podejrzewał interesowność i utrzymywał, że ludzie o tyle się kochają, o ile się potrzebują.
Z początku sądziłem, że to tylko chwilowe rozgoryczenie, powstałe wskutek rozdrażnienia, w jakie go wprawić mogła jaka przykra choroba. Położenie jego było rzeczywiście bardzo przykre – był niby majętnym, podobno nawet bardzo majętnym, a nie mógł używać za swoje pieniądze nawet tych przyjemności, jakich sobie najlichszy żebrak pozwolić może, to jest świeżego powietrza, słońca, widoku świata. Ogród jego wspaniały, urządzony z przepychem i smakiem artystycznym, przedstawiał się o tej porze (bo właśnie w lecie wypadła jego choroba) w całej bujności i rozkwicie: najrozmaitsze odmiany róż, werben, lewkonij, rozrzucone w malowniczych klombach po gazonach, cudownie grały różnymi kolorami na tle zieloności, napełniając powietrze rozkoszną wonią – okolica pagórkowata prześliczny dawała widok z różnych punktów ogrodu, dnie były pogodne, słoneczne, a on, pan, właściciel tych wszystkich piękności, siedzieć musiał w ciemnym pokoju, jak puszczyk zasłaniać się od złocistych blasków słońca grubymi kotarami, co jak pogrzebowe kiry wisiały na oknach. Każdą szczelinkę, przez którą światło dzienne mogłaby wcisnąć się do tego grobowca, trzeba było starannie zakrywać, zalepiać. Nawet lampkę, przy której mdłym świetle odczytywałem mu listy i książki, musiałem obstawiać różnymi obsłonkami, bo każdy blask działał szkodliwie na oczy i pogorszał chorobą, która ostatecznie groziła zupełną utratą wzroku. Że w takim położeniu można było stać się zgryźliwym i przykrym, wydawało mi się całkiem naturalnym i tym tłumaczyłem sobie jego mizantropię.
Ale niezadługo przekonałem się, że uprzedzenie do ludzi tkwiło głębiej, niż sądziłem, w jego umyśle i datowało się z dawniejszych czasów, jeszcze z dziecinnych lat, kiedy ojciec jego, człowiek niezmiernie bogaty, a przy tym niesłychanie próżny, po śmierci pierwszej żony ożenił się powtórnie z jakąś hrabianką. Mały sierota, odsunięty przez to małżeństwo od boku ojcowskiego, niecierpiany przez macochę, zaniedbywany przez ojca, chował się między służbą i miał sposobność od wczesnej młodości obserwować ludzi z odwrotnej strony, nie tak, jak się przedstawiają, gdy im idzie o to, aby się najlepiej prezentować. Nikt nie dbał o malca, toteż nie starał się przedstawiać mu się w korzystnych barwach, nie zwracano na niego wcale uwagi; ale za to on przypatrywał się wszystkim bardzo uważnie, mało mówił, ale za to dużo słyszał i widział.
Nasłuchał się nieraz w czeladnej izbie, jak służba, która w oczy nadskakiwała swoim panom, łasiła się, pochlebiała, za plecami wyśmiewała ich przywary, sposób mówienia, chodzenia, jak chełpiła się przed sobą najrozmaitszymi sposobami oszukiwania i wyzyskiwania swoich służbodawców.
W alei lipowej spotykał nieraz swoją piękną macochę w objęciach jej kuzynka Adolfa. Sierotka liczył dopiero lat dziesięć, ale już był dosyć rozumny na to, aby zrozumieć, że schadzki te odbywały się bez wiedzy ojca, że pieszczoty macochy i jej kuzyna przekraczały gra – nice najpoufalszego pokrewieństwa. Zauważył także, że siostra jego macochy, osoba znacznie starsza od niej i wcale nabożna, protegowała ten stosunek, a swoją drogą tak umiała ująć sobie jego ojca, że stary poddał się zupełnie jej wpływowi i uważał sobie za największą przyjemność spełniać jej życzenia.
Ambitnemu dorobkiewiczowi schlebiały poufałe stosunki z arystokratyczną rodziną żony, której głową i kierowniczką była właśnie siostra pani domu – hrabina Hortensja. Ruchliwa, wygadana, imponująca w obejściu z niższymi, a zarazem ujmująca tam, gdzie trzeba było, umiała jednać sobie i podbijać ludzi, toteż wnet zawładnęła całym domem i rządziła w nim jak u siebie. Nawet księdza proboszcza zrobiła swoim powolnym służką ze względu na stosunki, jakie miała z wyższym duchowieństwem, z dygnitarzami kościelnymi, i zaprowadziła mu różne reformy i ulepszenia w nabożeństwie i praktykach religijnych. Służba opowiadała o niej, że dawniej kochała się także w kuzynku Adolfie, ale teraz zrzekła się go na rzecz siostry dla wynagrodzenia jej za to, że się poświęciła dla szczęścia rodziny i zdecydowała oddać rękę parweniuszowi.
Czym był właściwie kuzynek Adolf, jakie w świecie zajmował stanowisko, nikt nie umiał dokładnie powiedzieć. W sferach arystokratycznych uchodził za uczonego i literata ze względu encyklopedycznych wiadomości, jakie posiadał, i kilku artykułów o kwestiach społecznych, które drukował w pismach konserwatywnych, między uczonymi zaś i literatami odgrywał rolę mecenasa, panka, który z amatorstwa zajmował się literaturą; lokaje tytułowali go hrabią, choć nim nigdy nie był, a hrabina Hortensja i jej siostra ubóstwiały go i kochały się w nim na zabój i z tego powodu stanowisko jego w domu dorobkiewicza stało się tak przyjemne i wygodne, że go wcale porzucać nie myślał. Był on przedmiotem troskliwości i zajęcia wszystkich, począwszy od starego Maniakowskiego, któremu imponował wiedzą i arystokratycznymi manierami, a skończywszy na służbie, która za przykładem państwa i dla przypodobania się nadskakiwała szczęśliwemu ulubieńcowi i prześcigała się w okazywaniu mu tego.
Nawet przyjście na świat nowego dziedzica nie zdołało wyrugować go z pierwszorzędnego stanowiska, jakie zajmował, owszem, zdawało się, że je utrwaliło jeszcze więcej. Stracił tylko na tym sierotka, którego teraz zupełnie odsunięto od ojca i chowano na folwarku razem z dziećmi włodarza, gdzie poduczywszy się trochę czytać i pisać, używany był potem jako pomocnik da gospodarstwa.