Pokolenia - ebook
Pokolenia - ebook
Kilka różnych generacji urodzonych i dorastających w odmiennych warunkach społeczno-politycznych. Od pokolenia wojny, przez pokolenie prl-u, pokolenie X, Y, Z, aż po pokolenie Alfa.
Co je łączy, a co dzieli?
• Czy zetki uprawiają mniej seksu niż ich rodzice?
• Czy starsze generacje były bardziej pracowite?
• Czy pokolenie Alfa pochłonie epidemia samotności?
• Czy milenialsi są niezaradni i roszczeniowi?
• Czy miłość dla wszystkich generacji zawsze znaczy to samo?
Fascynująca opowieść o pokoleniach i sferach życia, w których funkcjonują i przecinają się ze sobą. Wnikliwa analiza społeczno-kulturowa prof. Tomasza Sobierajskiego przeplata się z opowieściami wyjątkowych osób z różnych generacji,
z którymi rozmawia Magdalena Kuszewska. Swoimi refleksjami dzielą się: prof. Maja Komorowska, Magdalena Zawadzka, Agata Młynarska, Marcin Meller, prof. Adam Bodnar, Małgorzata Gołota i Bracia Kacperczyk.
To pierwsza w Polsce książka o pokoleniach, która kładzie akcent na dialog między generacjami i podkreśla wartość międzypokoleniowej współpracy.
Od teraz zaczniesz inaczej patrzeć na rodziców, dziadków, współpracowników i dzieci,
bez względu na to, które pokolenie nazwiesz swoim.
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8357-159-1 |
Rozmiar pliku: | 1,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
opowiada Maja Komorowska
„Jak żyć – spytał mnie w liście ktoś,
kogo ja zamierzałam spytać o to samo”
– napisała Wisława Szymborska w Schyłku wieku.
Takie pytania zadajemy sobie często i nie zawsze udaje się znaleźć na nie odpowiedź. Ale „jak żyć” to według mnie również pytanie o to, jak się porozumiewać, zwłaszcza z kimś, kto ma inne lata, inne doświadczenia, inne wartości itd.
Podstawą dialogu jest przecież rozumienie, w jakim świecie przyszło dorastać, żyć tym, z którymi rozmawiamy. I dobrze by było, żeby to działało w obie strony: żeby starczyło innym wyobraźni i na nas – na świat, z jakiego przychodzimy.
Jestem akurat po lekturze książki Grzegorza Piątka Najlepsze miasto świata. To historia powojennej odbudowy Warszawy. Historia niezwykła, poruszająca, która otwiera wyobraźnię, pozwala zrozumieć tamto pokolenie, tamten niewyobrażalny trud i wiarę, która popychała do wspólnego działania. Kiedy się to czyta, tęskno się robi do porozumienia ponad podziałami. Porozumienia wyzwalającego wielką siłę, tak wielką, że miasto zmartwychwstało, podniosło się z gruzów.
Czy dziś w ogóle jest możliwe takie porozumienie – tym bardziej między pokoleniami?
Każde pokolenie jest owocem czasu, w jakim przyszło mu dorastać, żyć. Ktoś, kto nie przeżył wojny, Holokaustu, powstania, stanu wojennego, nie może do końca zrozumieć tych, którzy takie doświadczenie mają. I podobnie jest w drugą stronę – trudno nam czasami zrozumieć motywy postępowania, myślenia młodych.
Kiedy patrzę na pokolenia – co dziś nazywamy pokoleniem? – końca lat siedemdziesiątych, osiemdziesiątych i potem, aż do dziś, jestem przekonana, że wbrew pozorom młodzi mają bardzo trudną rzeczywistość. Składa się na to wiele: transformacja – jakaś taka nieokiełznana wiara w siłę posiadania, nieoczekiwany nadmiar wszystkiego, presja w stosunku do młodych – dobra szkoła, dobre studia, dobra, wysoko płatna praca itd., no i oczywiście wielki rozwój technologiczny, który doprowadził do tego, że mówi się o młodych ludziach „pokolenie sieci”. Stopniowo została im odebrana intymność – wszystko jest w internecie. Zostali zarzuceni dobrobytem. Żyją często w domach zasobnych, ale mało poświęca się im czasu. Rodzice pracują na kredyty, nowe wyzwania… Świat pędzi i oni muszą sobie z tym poradzić.
Trzeba jeszcze dodać, że żyją w świecie podważania wartości. I w świecie wielkiej różnorodności: religia, kwestia LGBT, pochodzenie. I to wszystko ich tworzy – to ich określa.
Musieli się też zmierzyć z pandemią, a zaraz potem z konfliktem na granicy białoruskiej, z wojną w Ukrainie. To dla młodego pokolenia był chyba pierwszy wstrząs, pierwsze zagrożenie bezpieczeństwa. Często zagubieni w nadmiarze możliwości, często samotni, prowadzący kontakty i rozmowy głównie w sieci, zmuszeni do nieustannych wyborów, są mocno wyczuleni na odmienność, inność, na presję. Stąd pewnie bierze się ich wrażliwość na jakąkolwiek przemoc – potrafią stanąć w obronie słabszych, prześladowanych. I tu się sprawdzili.
Nieobcy im jest też problem katastrofy klimatycznej – rozumieją i widzą, jakie skutki niesie zaniechanie ochrony środowiska. Chcą ratować świat. Bliskie im są sprawy kobiet i o to potrafią walczyć. Walczą także o równe prawa dla osób LGBT i niepełnosprawnych.
I kiedy walczą, walczą naprawdę. To pokazuje, że możemy się porozumieć, ucząc się siebie nawzajem. Ale żeby tak było, musimy być siebie naprawdę ciekawi, ciekawi losu drugiego człowieka, bo – jak pisała Szymborska – żadne istnienie zwyczajne nie jest.
Martwiło mnie, że kiedy protestowaliśmy w sprawie trybunału, sądów, konstytucji – młodych było bardzo mało. Trudno jednak ich o to obwiniać, bo myślenie, otwartość demokratyczną kształtują dom i szkoła. Może nawet szkoła przede wszystkim. Tego trzeba uczyć od najmłodszych klas – odpowiedzialności społecznej, odpowiedzialności za siebie samych. To my w jakimś sensie zawiedliśmy, skupieni na zachwycie wolnością po ’89 roku, zachłyśnięci możliwościami, jakie się przed nami otworzyły.
Co mogę jeszcze powiedzieć? Chciałabym, żebyśmy byli właśnie siebie ciekawi. Żebyśmy potrafili wzajemnie od siebie czerpać opowieść o naszych widzeniach świata, o naszym losie. A nade wszystko rozmawiać, bo dopóki rozmawiamy, można się porozumieć.
W wierszu Stary profesor w ostatniej zwrotce Szymborska mówi:
„Kiedy wieczór pogodny, obserwuję niebo.
Nie mogę się nadziwić,
ile tam punktów widzenia”.
I dla tych punktów widzenia warto żyć.MAJA KOMOROWSKA
Wybitna aktorka teatralna i filmowa; absolwentka Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Krakowie.
Zagrała w kilkuset spektaklach i w kilkudziesięciu filmach, m.in. Życie rodzinne, Cwał, Pokuszenie (wszystkie w reż. Krzysztofa Zanussiego), Wesele, Człowiek z żelaza, Panny z Wilka, Katyń (wszystkie w reż. Andrzeja Wajdy), Dekalog I (reż. Krzysztof Kieślowski), Ikar. Legenda Mietka Kosza (reż. Maciej Pieprzyca) itd. Dwukrotnie otrzymała nagrodę za pierwszoplanową rolę kobiecą na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych za role w filmach Bilans kwartalny i Cwał; w latach 1991–2016 profesorka Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie. Od wielu lat bierze czynny udział w życiu społecznym i kulturalnym, m.in. wspierając uchodźców wojennych z Ukrainy czy budowę warszawskiego hospicjum onkologicznego. Należała do Prymasowskiego Komitetu Pomocy Internowanym podczas stanu wojennego w Polsce.WSTĘP, CZYLI STRUKTURALNY SENTYMENTALIZM I NOSTALGIA ZA MŁODOŚCIĄ
DUCH CZASU I ALFABET
Magdalena Kuszewska: Czym jest pokolenie i jak warto o nim opowiadać?
Tomasz Sobierajski: Na to pytanie można odpowiedzieć z różnych perspektyw. Kiedy zacząłem studiować socjologię, jedną z pierwszych lektur, które przerabialiśmy na zajęciach z socjologii ogólnej, był krótki tekst prof. Marii Ossowskiej Koncepcja pokolenia. Mam do niego dużą słabość, choć definicja pokolenia zaproponowana przez autorkę nigdy do końca do mnie nie przemawiała. Niemniej korzystałem z tej pracy za każdym razem, kiedy chciałem ze studentami podyskutować o zjawisku pokoleń.
Profesor Ossowska stworzyła swoją definicję pokolenia na początku lat 60. XX wieku, kiedy dominowało przekonanie, że o pokoleniu można mówić tylko w kontekście jakiegoś doniosłego wydarzenia historycznego. Było to zbieżne z tym, co na temat pokolenia pisali XIX-wieczni niemieccy filozofowie. Tak jak np. Wilhelm Dilthey, współtwórca filozofii życia, który uważał, że pokolenia nie tworzy wspólnota wieku biologicznego, ale wspólnota losów kulturowych, które kształtowały postawy całej grupy społecznej. Jak można się domyślić, przez wydarzenia historyczne rozumiano najczęściej wojnę, rewolucję czy innego rodzaju kataklizm. Zatem pokolenie najczęściej wykuwało się ze społecznego rozkładu. Było czymś nowym, nierzadko antagonistycznym do starszego pokolenia. Wyrosłym na buncie, niezgodzie.
W późniejszych latach zaczęto jednak zwracać uwagę również na kwestie biologiczne. Samo wydarzenie historyczne do opisu pokolenia wydawało się niewystarczające. Współczesnym przykładem na to może być pokoleniowa wydmuszka, stworzona medialnie hybryda, jaką było pokolenie JP2. Bo jeśli dobrze się zastanowić, to w pewnym momencie, zaraz po śmierci papieża Jana Pawła II, do tego pokolenia mogło się zakwalifikować nawet 90% Polek i Polaków. Na relację pomiędzy wiekiem biologicznym a wydarzeniem kulturowym (nawet nie historycznym) w procesie kształtowania pokolenia silny nacisk położył prof. Karl Mannheim, węgierski socjolog, twórca mentalności utopijnej, który w 1928 roku opublikował esej Das Problem der Generationen.
Czy zatem pokolenie tworzą ludzie będący w podobnym wieku?
Według obecnie przyjętych koncepcji pokoleń – tak. Czasem są to duże liczebnie kohorty, mieszczące osoby, które dzielą dwie dekady, a czasem mniej liczne i zamknięte w krótszym przedziale czasu, jak to obserwujemy na przykładzie najmłodszych pokoleń. Wspomniany Mannheim podkreślał, że pokolenie przychodzi na świat w określonym czasie i miejscu. To ma wpływ na to, jak zostanie ukształtowane. Wprowadził do nauki pojęcie Zeitgeist, duch czasu, które w szerszym ujęciu możemy określić jako konglomerat nastrojów społecznych.
Sumując to, co zaproponował Mannheim, należy zaznaczyć, że trudno mówić o pokoleniach globalnie, nawet jeśli podobnie się nazywają, bo Zeitgeist w różnych miejscach na świecie może być inny. Wydaje się to oczywiste, ale nie zawsze się o tym pamięta. Dla przykładu osoby, które można rocznikowo zaliczyć do pokolenia baby boomers (powojennego wyżu demograficznego), zostały inaczej ukształtowane w Stanach Zjednoczonych, we Francji, w Indonezji, w Sudanie, w Czechach czy w Polsce. W każdym kraju Zeitgeist mógł mieć/może mieć zupełnie inny charakter.
Właściwie pierwszymi polskimi pokoleniami, które mają podobne postawy i system wartości (w dużym stopniu potwierdzają to duże reprezentatywne badania), co inne pokolenia w krajach rozwiniętych, są te najmłodsze. Zwykło się je określać jako pokolenie Y (lub milenialsi), pokolenie Z i pokolenie Alfa. Ich Zeitgeist jest mocno osadzony w kulturowych wytworach internetu, a w szczególności platform społecznościowych takich jak TikTok, które są globalnymi nośnikami treści.
Dodam jeszcze, że Mannheim zwracał uwagę na duże znaczenie ciągłości pokoleniowej, bo – jego zdaniem – dzięki temu może przetrwać kultura. Choć ciągłość rozumiał dość przekornie, mocno akcentując konflikt pokoleń, który starał się w swoich pracach usystematyzować.
Nie możemy pominąć istotnego hasła, szczególnie lubianego przez media, czyli konfliktu pokoleń. Ale wróćmy jeszcze na chwilę do Marii Ossowskiej…
Koniecznie! Bo o ile do definicji pokolenia tej socjolożki można mieć z perspektywy lat pewne zastrzeżenia, o tyle typologie rozumienia pokolenia są bardzo ciekawe. Po pierwsze, Ossowska zwróciła uwagę na to, że pokolenie może być wynikiem następstwa biologicznego; w jej czasach uważano, że nowe pokolenie następuje po średnio 33 latach, czyli występują trzy pokolenia na stulecie. Po drugie, pokolenie to hierarchia w łańcuchu genealogicznym, czyli pradziadek, prababcia, dziadek, babcia, ojciec, matka, syn, córka, wnuk, wnuczka, prawnuk, prawnuczka. Po trzecie, badaczka zwróciła uwagę na ujęcie ahistoryczne – które jest ważne również dla naszych rozważań, czyli po prostu że są młodzi i starzy, a raczej młodzi kontra starzy. Po czwarte, pokolenie jest związane z określonym wydarzeniem historycznym; w polskiej historii mówiło się np. o pokoleniu Marca, pokoleniu Kolumbów czy pokoleniu Solidarności.
Mimo że generacje następują po sobie od zarania ludzkości, stosunkowo niedawno zaczęto się nad nimi pochylać. Dlaczego?
Wzmianki na temat pokoleń, najczęściej w postaci utyskiwania starszych na młodsze, pojawiały się w literaturze właściwie od zawsze, ale rzeczywiście dopiero po II wojnie światowej zaczęto się bliżej przyglądać temu zjawisku. Obecnie temat relacji międzygeneracyjnych nabrał bardzo dużego znaczenia, choć koncepcji pokoleń jest tak wiele, że można się w tym pogubić.
Dodatkowo dyskusja o pokoleniach jest napędzana poprzez – wspomniany już – konflikt i próby „zero-jedynkowego” zestawiania pokoleń w duchu prezentyzmu. Mówię tu o sytuacji, w której np. pokolenie baby boomers bezkrytycznie zestawia się z młodszym pokoleniem Z, twierdząc, że w przeciwieństwie do młodych jest bardziej ciekawe świata. Na potwierdzenie tej tezy podaje się liczbę osób z każdego pokolenia, które podróżują po świecie. Nie zwraca się uwagi na to, że osoby z pokolenia baby boomers JUŻ stać na to, żeby zwiedzać świat, a osób z pokolenia zetek JESZCZE na to nie stać.
Albo teza o tym, że pokolenie powojenne było bardziej romantyczne niż pokolenie Y. Jak to się sprawdza? Ano zadaje się przedstawicielom starszego pokolenia pytania dotyczące romantycznych postaw, które przeżywali w młodości, a pokolenie Y na bieżąco obserwuje się pod tym kątem. W efekcie zestawiamy ze sobą dwie różne rzeczy, czyli to, co starsza generacja myśli o sobie, jaka była w czasach młodości – czyli zapożyczone wersje zdarzeń – z bezpośrednimi obserwacjami działań pokolenia Y.
Tu warto przywołać jeszcze jednego filozofa życia, José Ortegę y Gasseta, który wprawdzie uważał, że każde pokolenie ma swoją dziejową misję, do czego nie jestem przekonany, ale wprowadził także termin anachronizmu. Według tego filozofa od porównywania pokoleń dużo ciekawsze jest obserwowanie, jak kolejne pokolenia reagują na to samo wydarzenie. Bo jego zdaniem to napędza postęp. Podając świeży przykład, na bieżąco możemy obserwować postawy różnych pokoleń wobec programu ChatGPT i jego zastosowań.
Dla wielu osób najbardziej czytelny i obowiązujący jest ahistoryczny podział na pokolenie młodsze i starsze.
Owszem. Była i jest to bardzo wygodna klasyfikacja, ale w dzisiejszych czasach niestety niewystarczająca. Do połowy XX wieku, a nawet nieco dłużej, dobrze się sprawdzała, głównie z tego względu, że ludzie żyli dużo krócej niż dzisiaj i w jednym czasie można było uchwycić dwa, trzy pokolenia. Byli starzy, czyli dziadkowie, byli ci pośrodku, czyli rodzice, oraz młodzi, czyli dzieci, a czasem tylko rodzice i dzieci. Obecnie, kiedy żyjemy dłużej, w jednym domu może znajdować się nawet pięć pokoleń. Jak zdefiniować wtedy, kto jest już stary, a kto jeszcze młody? Mój 95-letni sąsiad, pan Stefan, zawsze kiedy mnie widzi, krzyczy w moją stronę: „Witaj, młodzieży!”. Dla niego nadal jestem młody. A dla mojej 9-letniej sąsiadki Olgi jestem już pewnie matuzalemem.
Zapytam przewrotnie: czy nazywanie pokoleń ma sens? A jeśli tak, to jaki?
Systematyzowanie pokoleń jest bardzo przydatne i stosowane we wszystkich naukach, które się tym zajmują. W socjologii pozwala na badanie wzorców społecznych i analizę kształtowania zbiorowej tożsamości. W psychologii, a szczególnie w psychologii społecznej, sprawia, że łatwiej uchwycić, pod wpływem jakich czynników społeczno-kulturowych kształtowała się tożsamość indywidualna. W antropologii zezwala na poznanie, w jaki sposób między pokoleniami przekazywana jest tradycja i jak kształtowana jest spójność grupy. W historii pokolenia odwołują się do procesów politycznych i ruchów społecznych, wskazując na wzorce postaw. A w marketingu systematyzowanie pokoleń pozwala na lepsze zarządzanie promocją i sprzedażą, poprzez przygotowanie celowych strategii kierowanych do określonej grupy konsumentów.
Zostając przy tej ostatniej dziedzinie wiedzy: najbardziej popularną w krajach rozwiniętych (i nie tylko) systematyką pokoleń jest ta, którą spopularyzował marketing, a w szczególności amerykański marketing. Na potrzeby książki możemy ją nazwać historyczno-alfabetyczną. Wśród żyjących pokoleń są to: „Wielkie Pokolenie” (choć jest to już tylko garstka stulatków), ciche pokolenie, baby boomers, X, Y, Z (koniec alfabetu łacińskiego) i Alfa (początek alfabetu greckiego).
Po raz pierwszy w historii naszego kraju mamy jednocześnie do czynienia z siedmioma pokoleniami, z czego sześć jest dorosłych, a pięć może pracować ze sobą jednej firmie.
Racja. Nigdy wcześniej tak nie było.
I stąd pomysł na tę książkę. Chodzi o to, żeby przyjrzeć się pokoleniom i sferom życia, w których funkcjonują i przecinają ze sobą. Posłuchać, jaką perspektywę na pokolenia mają mądrzy ludzie w różnym wieku, z różnymi doświadczeniami. Jak pokolenia na siebie oddziałują? Co je ukształtowało? Co jest i nie jest dla nich ważne?
Nazw pokoleń jest tyle, że można się pogubić. Milenialsi, boomersi, zetki, pokolenie Nic, pokolenie Ikea…
Czasem mam poczucie, że wymyślenie nazwy pokolenia jest już wystarczającym marketingowym sukcesem. Z tego powodu w książce znalazł się rozdział, który bliżej wyjaśnia, co oznaczają poszczególne nazwy pokoleń. Z pewnością nie ma w tym spisie wszystkich etykietek, ale najważniejsze i najbardziej popularne są na pewno.
Na potrzeby tej książki, do opisu społeczno-kulturowego formowania się statusu pokoleń, użyta została zmiksowana kategoria pokoleń. Uwagę skupiliśmy zatem na przedstawicielkach i przedstawicielach pięciu pokoleń z systematyki historyczno-alfabetycznej: cichego pokolenia, pokolenia baby boom, pokolenia X, pokolenia Y i pokolenia Z. Ale… tu czytelniczkom i czytelnikom należy się wyjaśnienie. Być może najłatwiejsze byłoby przekopiowanie amerykańskiej, „alfabetycznej” klasyfikacji na grunt polski. Jednak prowadziłoby to do wielu nieporozumień, szczególnie w przypadku osób, które rocznikowo w Polsce można zakwalifikować do cichego pokolenia (osoby urodzone w latach 1926–1945) i pokolenia baby boom (osoby urodzone w latach 1946–1964). Jedyne, co łączy osoby z tych pokoleń (oprócz roczników urodzenia), które wychowały się w Polsce i w Stanach Zjednoczonych, jest to, że pierwsze było sprawczyniami i sprawcami wyżu demograficznego, a to drugie należało do wyżu demograficznego, zjawiska, które było charakterystyczne dla społeczeństw wielu krajów po II wojnie światowej.
Na tym podobieństwa się kończą?
Tak, bo warunki, w jakich funkcjonowały te pokolenia w obu krajach, były krańcowo różne. Pokolenia amerykańskie rozwijały się i dorastały w warunkach gospodarki kapitalistycznej, podboju kosmosu i rewolucji seksualnej. Pokolenia polskie funkcjonowały w siermiężnych czasach Polski komunistycznej, przez wiele lat odseparowane od świata wraz z innymi krajami należącymi do bloku sowieckiego. Nawet Diltheyowskie, historyczne ujęcie pokoleniowe było różne. Wprawdzie dla obu krajów pewną cezurą stała się II wojna światowa, ale na społeczeństwo amerykańskie nie miała ona tak traumatycznego wpływu, jak na społeczeństwo polskie. Dla tych pierwszych dużo ważniejszym, formacyjnym wydarzeniem była wojna w Wietnamie.
W związku z tym, żeby nie tworzyć kolejnych etykietek, starsze polskie pokolenia opisywane w tej książce ujmowane są w systematyce dekad lat 20., 30., 40., 50. i 60. Kategoria alfabetyczna pojawia się nieśmiało przy okazji opisu postaw osób z pokolenia X (osób urodzonych w latach 1965–1979), a już całkiem odważnie przy opisie zachowań osób z pokolenia Y (osób urodzonych w latach 1980–1994) i pokolenia Z (osób urodzonych w latach 1995–2012). Oraz najmłodszego pokolenia Alfa, o którym jeszcze wiemy niewiele, czyli osób urodzonych po 2013 roku.
Te najmłodsze generacje są już globalnymi graczami i w przypadku większości postaw nie różnią się od swoich koleżanek i kolegów z innych krajów rozwiniętych. Dodatkowo została użyta ahistoryczna koncepcja pokoleń, w której do starszych pokoleń zalicza się osoby urodzone do 1964 roku, a do młodszych pokoleń zalicza się osoby urodzone po 1980 roku. Pokoleniem pośrednim, rozpostartym pomiędzy systemami i kulturowymi wpływami, jest X.
Nie wszyscy identyfikują się ze „swoim pokoleniem”. Nawet niektórzy rozmówcy w tej książce.
To zrozumiałe! Należy zaznaczyć, że niezależnie od przyjętej systematyki nie jest ona dla poszczególnych osób znamieniem i nie zostanie nikomu wypalona żywym płomieniem na skórze. Na co dzień większość z nas nie budzi się z myślą: „Jestem osobą z pokolenia Y, więc zaraz po wstaniu z łóżka, zanim zjem śniadanie, usiądę do komputera i sprawdzę pocztę, bo z badań wynika, że osoby z pokolenia Y tak robią”. Do tego, żebyśmy należeli do jakiegoś pokolenia, nie jest wymagana nasza zgoda. Jak podkreśliła dr Jean Twenge w wydanej w 2023 roku monumentalnej książce o amerykańskich pokoleniach Generations. The Real Differences Between Gen Z, Millenials, Gen X, Boomers, and Silents – What They Mean for America’s Future, systematyzowanie pokoleń nie służy stereotypizacji. Stanowi ono porównywanie grup przy użyciu naukowych metod. Tymczasem ludzie mają tendencję do mówienia o krzywdzących stereotypach w sytuacji, w której opis pokolenia postrzegany jest jako negatywny, a akceptują je, kiedy opis jest pozytywny. Zakładanie, że każda osoba z pokolenia będzie idealnym odwzorowaniem pewnej sztancy, jest błędem wynikającym z interpretacji, a nie z przeprowadzonych badań.
Czytałam gdzieś niedawno o zetkach, że to pokolenie pragmatyczne i oszczędne, a przecież nie ma szans, aby wszyscy tacy byli.
Z nienaukowymi opisami pokoleń może być tak jak z horoskopami. Sprytne użycie kilku chwytliwych fraz sprawia, że każda osoba w odpowiednim przedziale wiekowym się w tym odnajdzie. Wagi są dyplomatyczne, Skorpiony złośliwe, a Barany uparte. No i Bliźnięta, których trzeba się wystrzegać, bo mają podwójną osobowość. Przecież to głupstwa.
Jednak, w przeciwieństwie do niektórych badaczy, nie zgadzam się z tym, że pewne systematyki pokoleń są wyssane z palca. Większość opisów jest oparta na poważnych, czasem trwających wiele lat badaniach i obserwacjach uczonych. Stanowią naukowe ujęcie tematu i nie są wróżbiarstwem. Granice wiekowe, które zostały wyznaczone dla określonych pokoleń, nie wzięły się z sufitu i są cały czas dyskutowane. Z tego powodu pojawili się xellenialsi, czyli osoby na pograniczu dwóch generacji: X i Y, czy zellenialsi, osoby na pograniczu generacji Y i Z.
Dla przykładu jako generacyjne wydarzenie dla pokolenia Z uznano powszechność dostępu do internetu. W związku z tym, że od samego początku wychowywali się w cyfrowym świecie, możemy z dużym prawdopodobieństwem założyć, że będą mieli jakieś postawy, wartości, które będą wspólne dla większości z nich i różne względem innych pokoleń. Pokolenie urodzone w latach 60. i 70. kształtowała telewizja, której do tej pory są najwierniejszymi konsumentami.
Czy to jest tak, że dana agencja marketingowa lub grupa badaczy wymyśla konkretną nazwę pokolenia i ktoś to potem podłapuje? Nie widuję nazwisk twórców nazw poszczególnych generacji.
Określenie silent generation (ciche pokolenie) zostało po raz pierwszy użyte w amerykańskim magazynie „Time” w 1951 roku dla opisu ówczesnego młodego pokolenia. Nazwa baby boomers jest oczywista, bo obejmuje pokolenie powojennego wyżu demograficznego. Nazwę „pokolenie X” przypisuje się kanadyjskiemu pisarzowi Douglasowi Couplandowi, który w 1991 roku wydał książkę o perypetiach młodych ludzi pod tytułem Generation X. Tales for the Accelerated Culture. On sam twierdzi, że nazwę zaczerpnął z książki Class historyka, prof. Paula Fussella, w której tenże autor ludzi chcących wydostać się z rozpędzonej karuzeli pogoni za władzą, pieniędzmi i karierą nazwał X. No i gdy zgodzono się co do tego, że jest pokolenie X, to następne w kolejności nazwano Y, kolejne Z – i skończył się alfabet. Więc następne nazwano pokoleniem Alfa od pierwszej litery greckiego alfabetu. Nietrudno zatem przewidzieć, jak będzie nazywało się kolejne, które – jak szacują naukowcy – będzie liczone od 2030 roku.
Sześćdziesięciolatki czy dwudziestolatki, zetki czy milenialsi nie są tacy sami.
Nie są. Każda grupa pokoleniowa „zamknięta” w dekadzie – czy innej kategorii systematyzującej pokolenia – jest bardzo zróżnicowana. To osoby o różnym pochodzeniu i statusie. Czasem z opisem pokolenia lat 80. będzie bardziej identyfikowała się osoba z pokolenia lat 70., a czasem osoba z pokolenia lat 60. będzie bardziej identyfikowała się z pokoleniem lat 50.
Podobnie w przypadku systematyki alfabetycznej: osoba z pokolenia X będzie czuła się milenialsem i odwrotnie. Choć mamy raczej tendencję do przyporządkowywania się do młodszego pokolenia. Wspomniana już dr Twenge zauważyła, że nawet jeśli ktoś nie czuje się członkiem danego pokolenia przez to, że jej/jego postawy nie są typowe dla tej generacji, to nadal jest pod wpływem tego, gdzie i kiedy urodził się i dorastał. Czyli wspomniany już przeze mnie Zeitgeist na nich oddziaływał i oddziałuje.
Chodzi o pokazanie charakterystycznych dla danej grupy tendencji i postaw, a nie o tezę, że tak mają wszyscy.
Otóż to. Na tym bazuje większość opracowań w naukach socjologicznych, ale też w naukach społecznych, szczególnie tych, które opierają się na badaniach ilościowych, czyli takich, w których narzędziem jest ankieta i dotyczą dużych, reprezentatywnych grup ludzi. Grzechem wielu osób, które czytają raporty z tych badań, jest heurystyka reprezentatywności, czyli postawa typu: „Ja tak nie mam, więc to, co zostało tu napisane czy powiedziane, uważam za bzdurę”. Pod rozmową Marii Organ ze mną na temat polskiego pokolenia milenialsów, z których blisko 40% mieszka z rodzicami, głównie z powodu ograniczeń finansowych i niemożności samodzielnego utrzymania się, ktoś napisał: „Nie słyszałam o nikim z mojego pokolenia, kto by wrócił do rodziców, więc to 40% to kłamstwo!”. A my wiemy o tych 40% z dużych europejskich i kilku pomniejszych polskich badań. Jest to fakt.
Jeśli z badania wynika, że ulubionym daniem Polek i Polaków na niedzielnym obiedzie jest mięso, to domyślnie mówimy: „Spośród wielu potraw, które zostały wskazane w kafeterii pytania o ulubione niedzielne danie obiadowe, większość respondentów, w naszym reprezentatywnym badaniu, na ogólnokrajowej próbie, przy losowym lub losowo-kwotowym doborze próby, z uwzględnieniem błędu statystycznego na poziomie 3%, wskazała, że je mięso”, a nie twierdzimy: „Każda osoba w Polsce na niedzielny obiad je mięso”. Tymczasem wielokrotnie zdarza mi się słyszeć: „To badanie jest beznadziejne i nieprawdziwe, bo ja nie jem mięsa w niedzielę na obiad”.
I podobnie jest w przypadku badań pokoleń. Nie każda osoba odnajdzie się w zgeneralizowanych wnioskach, które jednak opisują pewne charakterystyczne dla większości osób z danej generacji postawy i praktyki.
Co w takim razie z cichym pokoleniem i baby boomersami?
Nic. Jestem przekonany, że te nazwy, szczególnie ta druga, będą miały się świetnie i będą nadal wykorzystywane, bo widocznie jest to bardziej „ekonomiczne” dla osób, które o pokoleniach chcą czytać, pisać i mówić. To tak jak ze słowem „dedykowany”. Czuję głęboki ucisk w środku, kiedy słyszę, że skarpetki, które kupiłem, są „dedykowane do” garnituru, a fotel, który kupiłem do swojej biblioteki, jest „dedykowany do” salonu. Cieszę się, że podobne odczucia w przypadku tego słowa ma mój wspaniały kolega, prof. Michał Rusinek, choć wierzę, że jest nas więcej niż dwóch w tej drużynie. Niemniej z żalem obserwuję, że słowo „dedykowany” jest i będzie używane i do skarpetek, i do kanap, i do opon, i do mnóstwa innych rzeczy, bo – głównie dzięki marketingowi – stało się dla ludzi z jakiegoś powodu wygodniejsze niż słowo „przeznaczony”, które widocznie kojarzy się z czymś metafizycznym. Zatem przeznaczenie mojego fotela zostało zmienione na dedykację. Mam tylko nadzieję, że przynajmniej fotelowi jest wszystko jedno.
Podobnie z cichym pokoleniem i baby boomersami – choć ich charakterystyka, a w pierwszym przypadku również nazwa, nie przystają do polskich pokoleń, to nadal niektórzy będą naginać rzeczywistość i używać tych określeń do opisania społecznych zmian, które miały miejsce w Polsce w czasie II wojny światowej i tuż po niej.
To na pewno.
Moim zadaniem jest jedynie zwrócenie uwagi na to, że bezkrytyczna amerykańska kalka nazewnicza dla starszych pokoleń, przeniesiona na grunt polski, może prowadzić do wielu poznawczych nieporozumień.
Nawiasem mówiąc, jeśli już jesteśmy przy semantycznych rozważaniach, to niektóre zapożyczone z angielskiego nazwy generacji, przeniesione na grunt polski, są dla mnie trafione jak kulą w płot. Szczególnie dużą niezgodę mam na tzw. ciche pokolenie (silent generation), grupujące osoby, które urodziły się krótko przed wojną lub w czasie wojny, a ich dorosłe życie przypadło na czasy powojenne. W moim odczuciu można o nich napisać wszystko, ale nie to, że byli cisi. Ich świat też nie był cichy. Ich życie nie miało nic wspólnego z ciszą. Huk bomb, świst kul, łomot walących się budynków, skwierczenie ognia, warkot samolotów. Odgłosy i obrazy, przed którymi starali i starają się uciec do końca życia. Bezskutecznie. Ta garstka spośród nich, która została, nadal ciągnie świat do przodu. Pokazuje świat wartości młodszym pokoleniom. Wolę do ich opisania nazwę „pokolenie radia”, bo jest w niej nadzieja, wigor, szwung. Entuzjazm odbudowy żyć, domów, kraju. Optymizm, który był tak wielki, jak traumatyczne wojenne przeżycia. Jakby na przekór. A może to radość z tego, że oni przeżyli, a Krysia, Felek, Czesia, Tosiek i Józek nie?
Właśnie… Nawet Amerykanie toczą dyskusję nad stworzoną przez siebie systematyką pokoleń?
W 2021 roku do jednej z najbardziej znanych amerykańskich firm badawczych Pew Research Center został wysłany list, pod którym podpisało się ponad 150 naukowców. Inicjatorem listu był prof. Philip Cohen, socjolog z University of Maryland. W liście wyrażono zaniepokojenie tym, że nazwy pokoleń: silent, baby boomers, X, Y, Z, to arbitralny podział, niemający podstaw naukowych, a z góry określone kategorie kohortowe tego typu zamykają przestrzenie dla rozwoju nauki.
Wdając się w polemikę z prof. Cohenem jako advocatus diaboli, można też powątpiewać w zasadność wielu innych kategorii demograficznych, np. płci, która w większości narzędzi badawczych jest biologiczna, a nie genderowa. Innymi słowy, żeby nie wchodzić głębiej w tę dyskusję, chciałbym zaznaczyć, że nazw pokoleń nie powinno się traktować jako faktów społecznych. Nikt z nas nie wybiera, czy urodzi się mężczyzną, czy kobietą, Polką czy Nigeryjką. Podobnie nikt z nas nie wybiera, w którym pokoleniu się urodzi. Możemy zdecydować, choć i tu są pewne, choć wtórne ograniczenia, w jak dużej miejscowości będziemy mieszkać i jakie będzie nasze wykształcenie. Ta książka ma za zadanie pokazać, czym określone pokolenia – w odwołaniu do danej systematyki – się charakteryzują, a nie narzucić własną kategorię znaczeń.
Zależy nam również na tym, aby naszą książką stworzyć platformę do komunikacji i powiedzieć: „Hej, wcale nie różni nas wszystkich od siebie tak wiele! Bo np. raczej wszyscy chcemy być lubiani i akceptowani”, prawda?
Moim zdaniem z pokoleniami jest tak, jak z tzw. charakterami narodowymi. Gdy pojedziemy za granicę, to usłyszymy: Kolumbijczycy są tacy i tacy, Niemcy są tacy i tacy, Portugalczycy są tacy i tacy. I często jest to prawda. Ale, uwaga, to nie musi być prawda o mnie, tylko prawda uśredniona dla całej danej populacji.
Któregoś razu jechałem w Berlinie taksówką, którą kierował miły człowiek z Kuby. Zapytał, skąd jestem. Powiedziałem, że z Polski. Odpowiedział: „Polacy bardzo dużo narzekają i w ogóle się nie uśmiechają”. W pierwszym odruchu chciałem zaprotestować, bo przecież ja nie narzekam i często się uśmiecham, ale potem pomyślałem, że może to jest jakaś prawda o nas, o Polakach. I nawet jeśli ja tak nie mam, to nie znaczy, że tak nie jesteśmy odbierani przez inne nacje.
KONFLIKT POKOLEŃ, CZYLI JAK (NIE)ZOSTAĆ DZIADERSEM
Hasło „pokolenia” jest łączone często z takimi słowami jak „konflikt” i „problem”. Szczególnie w mediach i w debatach.
Relacje pomiędzy pokoleniami może charakteryzować konflikt albo zgoda. Konflikt pojawia się wtedy, kiedy osoby z różnych generacji mają rozbieżne zdania w zakresie wartości, ambicji, priorytetów. Zgoda pojawia się wtedy, kiedy tych rozbieżności nie ma albo udaje się je przenegocjować. Mamy zatem dwie drogi wyboru, bo droga pośrednia, czyli obojętność pokoleń na siebie nawzajem, jest niemożliwa. Pokolenia, nawet jeśli pozostają w konflikcie, są zmuszone współpracować lub współegzystować na niemalże wszystkich płaszczyznach życia społecznego. Z jakiegoś powodu w relacjach z generacjami często wybieramy konflikt. Co interesujące, inicjatorami konfliktu wydają się nieco częściej starsze pokolenia. Doktor Twenge dostrzega w tym „tęsknotę podszytą nostalgią” (nostalgia-tinged wistfulness). Warto to zaobserwować na samej/samym sobie.
Ciąg dalszy w wersji pełnej
Polskie wydanie: Pokolenie X. Opowieści na czasy przyśpieszającej kultury, Wydawnictwo: G+J.