- W empik go
Pokrzywdzona 2 - ebook
Pokrzywdzona 2 - ebook
Gdy droga biżuteria znika z domu, Emilia nie ma wątpliwości, że to sprawka ukochanego. Paweł jednak się nie przyznaje, a policja i prokuratura opieszale prowadzą dochodzenie. Emi bierze sprawy w swoje ręce niczym detektyw. Poza tym pracuje, wychowuje syna i walczy z samotnością oraz nadwagą. Tymczasem Paweł odkrywa powoli zaskakującą przeszłość. Czy uda jej się poznać prawdę o byłym ukochanym i znaleźć złodzieja? Czy w końcu poczuje się kochana i bezpieczna? A może wpadnie w kolejną pułapkę?
Kategoria: | Proza |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8245-261-7 |
Rozmiar pliku: | 2,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Leżał na łóżku w swoim pokoiku na piętrze i rozmyślał. Tym razem wyjątkowo na brzuchu, gdyż cała tylna część jego ciała piekła go po tęgim laniu, jakie dostał od ojca paskiem od spodni.
No cóż — myślał — pewnie się należało, skoro wrócił do domu nad ranem pijany, bo jak wyznał ojcu szczerze na przywitanie, noc spędził w dyskotece dla dorosłych, a miał dopiero czternaście lat. Wtedy właśnie rodzic się strasznie zdenerwował, coś wykrzykiwał o alkoholu, pętaniu się po nocy nie tam, gdzie trzeba, i zaczął go okładać pasem. Na wszelki wypadek winowajca się odwrócił i skulił, no i w ten sposób właśnie ucierpiała ta tylna część.
Pomimo zrozumienia dla czynów ojca postanowił zrobić wszystko, by ta sytuacja się więcej nie powtórzyła — w końcu nie ma nic przyjemnego w posiadaniu obolałego i stłuczonego ciała. Jego proces myślowy jednak nie przebiegał tak, jak zapewne po takim incydencie oczekiwałby rodzic.
Po pierwsze chłopak nie widział nic złego w przebywaniu w dyskotece, skoro tam spędzali czas jego sympatyczni nowi znajomi i wiele innych ciekawych osób. Po drugie obiecali mu niezłą pracę i dobre zarobki, co było bardzo kuszące. To by się ojciec zdziwił, gdyby pewnego dnia się dowiedział, że nie tylko on ma smykałkę do interesów, ale również jego syn. Wtedy by pewnie docenił te poczynania, zamiast się denerwować. Po trzecie ojciec też nie stronił od alkoholu i niejednokrotnie z pracy po spotkaniach z klientami wracał na gazie, a do tego lubił sobie wypić w domowym zaciszu. Tak więc potwierdzało się przypuszczenie, że dobre interesy i alkohol idą w parze, nic dziwnego zatem, że i nowi znajomi sporo popijali. W końcu dużo zarabiali.
Dodatkowo zaobserwował już w swoim życiu, że jeśli chce się zarobić więcej niż inni, niejednokrotnie trzeba się nakombinować. Nawet matka kombinowała, dzięki czemu oprócz comiesięcznej wypłaty codziennie z dumą przynosiła z pracy portfel wypełniony banknotami, a wykonywała przecież zwyczajne obowiązki w dworcowej restauracji. Na szczęście potrafiła z dziesięciu obiadów wyprodukować piętnaście i je sprzedać, a dzięki temu oczywiście ekstra zarobić. Normalne zatem, że Tatko i wiara kombinują, bo dzięki temu są bogaci i balują. Ech, chciałby w przyszłości wieść takie życie jak oni. Mówili zresztą, że taki fach jak w technikum, które planował skończyć, bardzo się w ich ekipie przyda. Jedno było pewne — kolejne tego typu wyjścia musiał tak zorganizować, żeby ojciec niczego nie zauważył i nie było więcej w robocie paska. Postanowił dobrze się uczyć, bo wtedy rodzic był zadowolony i miał uśpioną czujność. No i nie wracać do domu pijany — będzie wymyślał jakieś historie, np. że nocuje u kolegi ze szkoły, bo muszą się razem uczyć do klasówki, a o poznanej ekipie cicho sza.
Gdy już obmyślił plan działania, postanowił zwlec się z tapczanu i rozruszać trochę na spacerze mocno obolałe ciało, a przy okazji zapalić po kryjomu dobre zagraniczne papierosy, które dostał od człowieka Tatki. Tego ojciec nie wyczuje, bo sam pali jak smok.
*
07:06
_Dzień dobry, kochanie._
Emilię obudził esemes tuż po siódmej. Był leniwy niedzielny zimowy poranek, a ona nie wyciszyła telefonu. W dodatku bolało ją gardło. Może nawet miała stan podgorączkowy. Dziwne, wczoraj nic nie zapowiadało, że się rozchoruje.
07:35
_Kocham Cię i tęsknię za Tobą, królewno._
Większość kobiet, gdyby otrzymała taki esemes z samego rana od ukochanego mężczyzny, byłaby zadowolona i zastanawiałaby się, co by tu miłego odpisać. Jednak nie Emi. Ona pomyślała ze złością: co za bezczelny typ. Jaki to trzeba mieć tupet, żeby udawać wariata, jakby nic się nie stało.
Zamknęła oczy, postanowiła uspokoić myśli i jeszcze trochę pospać. Wczoraj wcześnie rano wstała, mimo że była sobota, a jutro znowu szła do pracy. Do ferii pozostało jeszcze dwa tygodnie. Musi jakoś przetrwać ten czas i pracować. Dopiero potem odreaguje, zapomni, może schudnie, bo przez ostatnie miesiące przytyła.
9:00
_Mam do Ciebie pytanie, ale nie przez esemes._
Znowu ją obudził. No trudno, już dziewiąta, czas wstawać. Przecież nie przeleży całego dnia w łóżku. A może powinna? W końcu boli ją gardło i łamie w kościach.
Po chwili zadzwonił Pan Futrzak i wypytywał o wczorajszy dzień. Dobry kolega wstawał zawsze rano i myślał, że wszyscy tak mają. Zrelacjonowała mu wydarzenia i w ten sposób zupełnie się obudziła.
Sukces, totalny sukces. Znalazła biżuterię. Nie całą, ale najważniejsze dla niej rzeczy, i w dodatku w pierwszym lombardzie w centrum w podziemiach dworca. Mieli z Damianem niesamowite szczęście. I dobrze, że najcenniejsze rzeczy wykupiła. Dzięki temu mogła je zabrać do domu w przeciwieństwie do kolczyków, które utknęły w policyjnym depozycie. Pewnie zanim się sprawa zakończy i je oddadzą, minie Pański rok. Umów nie widziała. Właściciel lombardu doniesie je potem, bo trzyma je w domu. Tak więc na sto procent nie wiedziała, czy to sprawka Pawła Króla, ale skoro pracownik lombardu rozpoznał go na zdjęciu w telefonie, to o czym tu mówić?
Pożegnała się, bo Pan Futrzak wybierał się do klienta z jednym z psiaków.
9:06
_Telefon masz zajęty, więc Ci nie przeszkadzam._
Czy ten bezczelny typ nie pojmuje, że ona wie, iż ma zajęty telefon? Dobrze, odbierze i powie mu, żeby się odczepił, zwłaszcza że jest chora i nie chce nawet o tym wszystkim myśleć. Niestety, nie może mu wygarnąć prosto w twarz, że ma sporo dowodów, bo policjant poprosił o milczenie do momentu złożenia zeznań przez podejrzanego. Pewnie będzie udawał, że nie ma zielonego pojęcia, dlaczego Emi jest na niego tak cięta.
Pomimo informacji, że jest chora, Paweł zaproponował wypad ze znajomymi do kawiarni. Posiedzą, pogadają…
A może przy okazji ukręcą mi łeb? — pomyślała po skończonej rozmowie, popijając kawę w łóżku. Żeby nie było świadków i nie miał kto składać zeznań w sądzie? Może Robsonik i Marlenka dosypią mi coś do napoju, zasnę i obudzę się nie wiadomo gdzie albo wcale? O, niedoczekanie! Jeszcze nie zwariowałam.
A może właśnie trzeba iść? Tylko wziąć Waldka na ochroniarza i zdemaskować szajkę oszustów. Jest przecież wysoki, dobrze zbudowany i jako policjant ma doświadczenie. No, ale niezręcznie go prosić o coś jeszcze. Zwłaszcza że z własnej inicjatywy nie dzwoni, nie kontaktuje się…
Seba też by się do tego nadał z tymi swoimi umięśnionymi, silnymi rękoma i posturą siłacza. Tylko nie miała pojęcia, co się z nim dzieje, i tak jakoś głupio o coś takiego poprosić. W końcu zerwali ze sobą…
Sprawa nie była łatwa dla Emi. Pan Futrzak na pewno by pomógł, ale mieszkał za daleko. Kiedyś nawet przyjechał specjalnie samochodem, by śledzić Sebę — jej poprzedniego chłopaka. Chciała zrozumieć i sprawdzić osobiście, czy nie ma dla niej czasu, bo pije. Łudziła się, że może jest inna kobieta. Może na przykład wrócił do byłej, która niedaleko mieszkała? Ale nic z tych rzeczy — on po prostu chciał w spokoju pić. Wtedy zrozumiała, że czas się wycofać. Nikt nie wygra konkurencji z alkoholem, gdy człowiekowi chce się pić, nie ma zamiaru z tym skończyć i nie widzi w tym niczego złego. Przecież wyraźnie mówił, że szuka kogoś, kto go zaakceptuje takim, jaki jest.
Tak czy inaczej, było za późno, by wzywać na pomoc Pana Futrzaka. Trudno, innym razem poprowadzi szczegółowe śledztwo. Na razie trzeba się wyleżeć, bo przecież jutro ma zamiar iść rano na posterunek, a potem do pracy.
10:05
_Weź sobie gripex i leż w łóżeczku._
Jak na ironię oprawca najbardziej martwił się zdrowiem ofiary. Albo udawał, że się martwi. A swoją drogą, trzeba faktycznie coś zażyć — pomyślała, wlokąc się w szlafroku do salonu w kierunku komódki z lekarstwami.
11:18
_Teraz czuję, że nie znajdziesz czasu dla króliczka! Zaproszenie jest aktualne, Twoja decyzja, kotku. I jeszcze raz powtórzę: jestem niewinny i nie rób drugiemu, co Ci niemiłe. Zdrowiej, Emi._
11:42
_Powinienem być teraz przy Tobie, Dzidziulo. Pytanie na marginesie. Tylko szczerze, królewno, przetrawię to. Zdradziłaś?_
12:21
_To Ty mnie zdradziłeś dla Robsona i Marleny; ich cenisz bardziej, więc z nimi żyj dalej. Wybrałeś kradzież, a nie normalne życie ze mną —_ nie wytrzymała i zripostowała Emi.
12:26
_Nie ściemniaj, kotku. Zrobiłaś to? Ja wybrałem Ciebie, ale ktoś nie szanuje tego i rzuca kłody pod nogi. Szczerze. Zrobiłaś to?_
Znowu się zaczęło — schiza zazdrości. Tylko nie wiadomo, czy prawdziwa, czy udawana. I niepotrzebnie odebrała telefon, by mu wytłumaczyć, że między nimi jest tak, jak jest, bo przecież została okradziona. Poza tym nie chciało jej się gadać, bo czuła się chora. Bolało ją gardło.
Nie uwierzył. Myślał, że Emi udaje, żeby mieć pretekst do nieodbierania telefonów i niespotykania się. Był głupi czy bezczelny?
12:34
_To może wynosiłeś na balkon i Robson stamtąd zabierał i sprzedawał? Albo inny wspólnik. A Robson tylko na Was zarabia i się śmieje. Teraz nikomu już nie zaufam. Zajmij się uczciwą pracą albo idź po zasiłek, dopóki jesteś chory, bo wtedy masz prawo do opieki lekarskiej na koszt państwa._
12:37
_Nie słucham bzdur. Szczerze. Zrobiłaś to? Dwa słowa! Tak lub nie, nie stać Cię na szczerość? Proszę, powiedz mi prawdę._
Wypchaj się sianem — pomyślała Emi i zaczęła się krzątać po mieszkaniu w swoim puchatym szlafroku w panterkę, obwiązawszy obolałe gardło szalikiem. Miała ulubiony na takie „okazje” — niebieski w białe kropki.
Felerna sypialnia z wielkim łożem w niepraktycznym kolorze białej perły nie zachęcała teraz do wypoczynku, tylko przypominała o ostatnich smutnych wydarzeniach.
Stanęła przed lustrem i ogarnęła ją jeszcze większa fala smutku. Kilka miesięcy temu była szczupła, czuła się atrakcyjna i szczęśliwa. Z ufnością patrzyła w przyszłość. Teraz ujrzała w lustrze potarganą kobietę z pulchnym brzuchem i udami, kobietę, która nie zaufa już nikomu. A przecież zawsze była taka rozważna i rozsądna! Długo zastanawiała się, czy dać się ponieść nowemu uczuciu. I co? Znowu dała się nabrać, znowu została oszukana i to w tak okrutny sposób.
13:58
_Jak się czujesz, królewno?_
14:39
_Przeziębiona, okradziona, oszukana, wykorzystana._
14:40
_Wszystko na en, kochanie._
Że niby on tego nie zrobił…
15:22
_Proszki i w łóżeczku, Dzidziulko, leż. Gdybym był, to byś się wtuliła i wypociła. Kocham Cię._
Nareszcie uwierzył, że jest chora?
16:46
_Nie wierzę w żadną miłość, powiedziałaś szczerze._
Niepotrzebnie mu odpowiadała. Do niego nic nie docierało. Przecież jeśli ktoś kocha, to nie krzywdzi, nie okrada, tylko chce jak najlepiej dla drugiej osoby. A może nie? Po tym wszystkim już nie wiedziała. W nic nie wierzyła. Mariusz też tyle razy mówił, że kocha, oświadczył się, a potem zachowywał się zupełnie inaczej, krzywdził słowami i czynami. A może miłość nie istnieje albo nie jest tym, co sobie wyobrażamy? Jeszcze tak niedawno ona i Paweł byli sobie tacy bliscy, wydawało się, że to nareszcie TO. Z nim czuła się lepiej, inaczej, mogła wreszcie być sobą i czuła się kochana. A dziś…
16:51
_Nie kontaktuj się ze mną. Ja wiem, że ukradłeś. Reszta w rękach policji i ewentualnie sądu, gdy będą wystarczające dowody. Ja więcej dowodów nie potrzebuję — dla mnie sprawa jest jasna._
16:53
_Nie_ — odpisał Paweł.
Czyżby nie mógł się pogodzić z tym, jak koszmarnym jest człowiekiem?
16:53
_Proszę również o pilny zwrot telefonu_ — dodała.
16:54
_Fajnie było w łóżku z innym?_
No tak. Chce ją sprowokować, by zaczęła się tłumaczyć, ale postanowiła ignorować wiadomości. Przecież nie musi wchodzić w interakcję ze złodziejem! Poza tym to oczywiste, że kradzież oznacza zerwanie, koniec związku, więc nie można już mówić o zdradzie, nawet gdyby miała na nią chęć. By to zrozumieć, wystarczy logicznie pomyśleć, a Paweł najwyraźniej miał z tym problem. Nawet okradł ją w głupi sposób. Mógł przecież rzeczy sprzedać gdzieś dalej, zboczyć z trasy swojej podróży, a on postąpił jak szaleniec, wariat. Można powiedzieć, że zostawił dowody na widoku, w pierwszym lombardzie w centrum, o którym można było pomyśleć.
17:10
_Kocham Cię, królewno. Weź się, do jasnej cholery, uspokój._
Pocałuj się w nos — pomyślała w odpowiedzi.
17:28
_Od dzisiejszego dnia tańczę rokendrola. I zapamiętaj, do tanga trzeba dwojga. Nie lubię, jak ktoś mi coś wmawia, ale do Ciebie nic nie dociera._
No i dobrze, niech sobie tańczy.
Emi postanowiła zabrać się za przygotowanie pisma na policję. Podreptała ponownie do salonu i usiadła na kanapie przy małym białym stoliczku przeznaczonym na laptop. W trakcie oczekiwania na działanie aplikacji przygotowała sobie herbatkę z cytryną i miodem z myślą o schorowanym gardle. Powinna przecież o siebie wyjątkowo zadbać, skoro została tak okropnie potraktowana przez los. Gdy tylko usadowiła się na kanapie, zaczęła planować treść.
Po pierwsze musi opisać, co się zdarzyło w sobotę, żeby policja mogła działać, a nie czekać, aż posterunek z dworca prześle im papiery. Musi koniecznie do pisma załączyć czytelne zdjęcie pierścionków, które wykupiła — niech uwierzą, że wcześniej narysowała im wszystko zgodnie z prawdą. Czarno-białe zdjęcie w aktach, zrobione starym aparatem z komisariatu na dworcu nie oddawało ich uroku. Zwinęła w rulon białą serwetkę, by nałożyć na nią pierścionki do fotografii. Z przyjemnością i satysfakcją patrzyła na cacko z topazem mystic otoczonym brylancikami — symbolem odzyskanej niegdyś wolności. Przypomniało jej się, jak była wtedy szczęśliwa. Nie pozwoli sobie tego odebrać jakiemuś złodziejowi…
A, i trzeba dołączyć rysunki dwóch par kolczyków, których kradzieży nie zdążyła jeszcze zgłosić. Poszła do pokoju Damiana po kartki i kredki. No i zdjęcia Pawła. Proponowała za pierwszym razem na komisariacie, że może im je wysłać mailem, ale policjantka powiedziała, że nie mają takiej skrzynki mailowej, z której by do nich bezpośrednio trafiły. Przez kabel też się nie udało nic przekopiować. Mieli za stary sprzęt. Zrobiła print screen zdjęcia Pawła na portalu — tego, które kiedyś jej się najbardziej podobało: w białym T-shircie, ciemnogranatowych spodniach garniturowych i pikowanej, cienkiej, granatowej kurtce oraz czarnych pantoflach. No i to sympatyczne, życzliwe, aczkolwiek — jak się okazało — zdradliwe spojrzenie.
Wydrukuję też zdjęcie z jego profilu na portalu — na dowód, że tam jest. Chyba wtedy go namierzą po adresie IP? Zresztą nawet nie muszą, mają imię, nazwisko, adres, numer telefonu — wszystko, by zgarnąć Pawła. No chyba że konto na portalu obsługuje ktoś inny z szajki, ale wówczas mogą dorwać wspólnika — myślała.
Wzrosło jej ciśnienie, gdy po raz kolejny przeczytała opis na portalu:
_Motto: szczerość i charakter to podstawa._
Bezczelny typ. Brak słów.
_O mnie:_
_Szczery, odpowiedzialny, otwarty, charakterny. Szacunek i zrozumienie dla drugiej osoby to podstawa._
Akurat. Co za drań.
*
_Dotyczy zgłoszenia kradzieży biżuterii z dnia…_
_Miejsce kradzieży: moje mieszkanie_
_Podejrzany:_
_Paweł Król_
_ul. Letniskowa 15_
_Tel. xxx xxx xxx_
_Informuję, że dnia… udało mi się wraz z synem odnaleźć cztery skradzione pierścionki w lombardzie na Dworcu Głównym. Pierścionki wykupiłam, bo obawiałam się, że w przypadku współpracy pracowników lombardu ze złodziejami zostaną schowane, gdy ja będę zgłaszała sprawę na policji. Zobaczyłam tam również kolczyki, które również zniknęły z mojego mieszkania, a ich brak uświadomiłam sobie dopiero po pierwotnym zgłoszeniu kradzieży (były rzadko noszone). Po konsultacji telefonicznej z posterunkiem w mojej dzielnicy zgłosiłam sprawę na posterunku na dworcu. Kolczyków nie wykupiłam, bo były za drogie. Zostałam przesłuchana, a po mnie pracownik lombardu. Pracownik lombardu rozpoznał na zdjęciu Pawła Króla jako częstego klienta lombardu._
_Podejrzany cały czas kontaktuje się ze mną przez esemesy i dzwoni do mnie kilka razy dziennie. Do tej pory nie oddał mi pożyczonego telefonu pomimo wyznaczonego mu terminu na zeszłą środę (w esemesie)._
_Zgłaszam także kradzież pary kolczyków, których brak uświadomiłam sobie dopiero po pierwotnym zgłoszeniu kradzieży (również rzadko noszone)._
_W załączeniu zdjęcia i rysunki._
No i gotowe.
*
18:50
_Jak się czujesz? Jestem u siebie, na górze._
Aha. „Góra” pewnie nie istnieje, a nawet jeśli, to pewnie jakaś niewykończona, obrzydliwa, zimna nora. Bo niby dlaczego nigdy nie zaprosił jej do swojego mieszkania, choćby na kawę? A może tam ukrywa zdobycze z cudzych domów? Że też odpowiednio wcześniej nie wyciągnęła właściwych wniosków… Stop. Nie powinna się zadręczać i obwiniać faktem, że padła ofiarą przestępstwa. To raczej Paweł był żałosnym, niedorozwiniętym emocjonalnie typem.
19:05
_Kochanie, zjedz coś i do łóżeczka. Ucałuj ode mnie Słodziaka. Kotek, bierz żetę i w domu dogorywaj._
19:23
_Kocham Cię i powinienem być przy Tobie. Zdrowiej, pokochałbym się z Tobą, ciśnienie mam niesamowite, stópki bym zjadł. Kurwa mać, pewnie nie ma kto Ci herbaty i jedzenia przynieść._
Bezczelny typ. Tak się składa, że Emi ma wspaniałego syna, który przyniesie herbatę, gdy tylko go poprosi, a w szczególności gdy matka leży w chorobie. Oczywiście do Pawła te proste fakty nie docierają. Jej były mąż nie był w stanie przynieść jej herbaty, ale to nie znaczy, że Damian też taki jest.
Przypomniała sobie, jak w czasie małżeństwa była ciężko chora i z wysoką gorączką leżała w łóżku. Poprosiła o herbatę. Przyniósł chłodną, bo woda gotowała się kilka minut wcześniej, szkoda więc mu było włączać czajnik na nowo. Kiedyś opowiedziała Pawłowi kilka tego typu historii. Ale Damian był normalny, w porządku. Poza tym bezczelny typ nie będzie decydował, kiedy ona ma iść do pracy i brać urlop na żądanie.
20:21
_Królewno, czujesz się źle, przytul pod pachą Słodziaka, tylko pod prawą, a ja bym się wtulił inaczej… Dzidzi moja kochana, jeżeli coś się będzie działo, biorę taxi i jestem u Ciebie._
Ciekawe. Złodziej przyjedzie do swojej ofiary, sądząc, że wpuści go do domu? Niech spróbuje. Emi wezwie policję. Oskarży go o napastowanie.
20:56
_Kocham Cię i pragnę._
21:55
_Słodkich i spokojnych snów Ci życzę, kotku._
*
Następnego dnia rano Emi nie całkiem zdrowa udała się do komendy w swojej dzielnicy, by zostawić na recepcji pismo z przygotowanymi rysunkami i wydrukowanymi zdjęciami. Spotkała ją miła niespodzianka, okazało się bowiem, że do prowadzenia sprawy została już przydzielona osoba — aspirant Anna Grzybowska, konkretna, choć surowo wyglądająca osóbka. Bez makijażu i z krótkimi włosami. Była ubrana w koszulową bluzkę, klasyczne materiałowe spodnie i płaskie sznurowane buty. Nie zaprosiła Emi na górę do pokoju, tylko załatwiły sprawę na dole, w korytarzu komisariatu. Z rozmowy wynikało, że już wie, o co chodzi.
To nastawiło Emi optymistycznie. Nareszcie sprawą zajmie się profesjonalista. Teraz Pawełek zobaczy, jak to jest z nią zadzierać. Myślał może, że podkuli ogon i nikomu się nie przyzna, co jej zrobił, bo będzie się wstydziła, a tu proszę — czeka go niespodzianka.
Pokrótce streściła, z czym przychodzi, zostawiła pismo, wydrukowane zdjęcia i rysunki.
— I co teraz się będzie działo z tą sprawą, pani Anno? — spytała z nadzieją, że teraz potoczy się szybko.
— Pani Emilio, mamy sześćdziesiąt dni na nasze czynności. Potem sprawa trafia do prokuratury, a na koniec na ogół do sądu. Oczywiście gdy są ku temu podstawy.
— Tu są, pani aspirant, bardzo mocne fakty. Oczywiście istnieje ryzyko, że podstawił słupa, na przykład bezdomnego, by sprzedać biżuterię w lombardzie. Może nie zrobił tego osobiście, może to być szajka… — zaczęła tłumaczyć podekscytowana.
— Proszę czekać cierpliwie — wtrąciła uspokajająco pani Grzybowska. — Będzie pani informowana na piśmie, a w razie konieczności złożenia dodatkowych zeznań ponownie wezwana. A co do słupa, w razie czego wezwiemy go na przesłuchanie i dojdziemy do sprawcy jak po nitce do kłębka. Z gorszymi sprawami sobie radziliśmy.
Po tych krótkich wyjaśnieniach trochę przybita Emi pojechała do firmy. Myślała, że problem wyjaśni się w kilka dni, a policjantka mówiła o dwóch miesiącach! Wyobraziła sobie ten czas pełen niepewności i niepokoju, wypełniony dręczącymi ją esemesami Pawła.
No ale może jeszcze nie wszystko stracone. Złożone pismo i zeznania powinny ułatwić policji całą sprawę, a zatem rozwiązanie to chyba tylko formalność.
Praca i liczne obowiązki pozwoliły jej oderwać myśli od ostatnich przykrych wydarzeń. Teraz już natłok zadań jej nie przeszkadzał. Jak to dobrze, że miała tyle pracy! Paweł jednak nie widział przeszkód, by kontynuować od samego rana korespondencję i do niej wydzwaniać.
08:00
_Cześć, Emi. Widzę, że nie zależy Ci już na nas. Buziaka ślę i życzę miłej, spokojnej pracy._
08:39
_I po co ten cyrk? Po co kłamałaś, że Ci zależy na nas, że mnie kochasz itp.? Nic na siłę._
09:02
_I pamiętaj, mam Cię w sercu._
12:47
_Sorry, pomyłka numeru_ — tłumaczył się, gdy niby przypadkowo do niej zadzwonił.
Ona i tak nie odbierała. Teraz będzie musiała mieć w pracy stale wyciszony telefon, żeby innym współpracownikom nie przeszkadzać, zachować czujność i często sprawdzać telefon, bo może dzwonić Damian w ważnej sprawie.
13:11
_Telefon oddaję. Twój, nie mój. Synkiem swoim się teraz zajmij. Odrzuciłaś zaproszenie. OK._
Czy on naprawdę myśli, że ofiara kradzieży i oszustwa, a może nawet potencjalna ofiara czegoś znacznie gorszego będzie chodziła na kawę ze swoim oprawcą? — myślała pomiędzy jednym raportem a drugim.
13:22
_Przepraszam, że przeszkadzam. Uszanowałem to, co powiedziałaś, nie dzwoń, nie pisz._
13:27
_Teraz moje życie._
Uszanował, ale nie odpuszcza, więc jednak nie uszanował. Postanowiła go więc grzecznie i spokojnie uświadomić o zaistniałej sytuacji. Zwłaszcza że po streszczeniu ostatnich wydarzeń Marysi i Panu Futrzakowi telefonicznie, a Juliannie osobiście podczas dłuższej przerwy na kawę w pracy emocje nieco opadły. W sumie to Paweł był godny pożałowania, skoro potrafił tak idiotycznie się zachować. Może miał trudne dzieciństwo i stąd jego żałosna postawa?
13:28
_Paweł, zgodnie z informacją z policji postępowanie może trwać nawet dwa miesiące. Ja nie spotkam się z Tobą, bo się Ciebie boję. Proponuję, byś skupił się na odzyskaniu zdrowia i pracy (uczciwej). Pozdrawiam._
13:29
_A ja Ci proponuję, byś skupiła się nad swoim synem i nad sobą._
13:32
_Taki mam zamiar właśnie _— potwierdziła Emi. Pomyślała, że w czymś trzeba przytakiwać, to może szybciej zrezygnuje z dalszych kontaktów. Co za okropny typ.
13:34
_Wracam do swojego życia, podziękować._
14:05
_Kobieta o kradzież mnie posądza. Kradzież znam, bo sam byłem okradziony. A do mojego serwisu zapraszam_.
A jednak Paweł nie wraca do swego życia, bo go pewnie nie ma — pomyślała sobie Emi.
14:07
_A gdzie ten Twój serwis? _— spytała zaczepnie, bo to chyba nie ten obok lotniska, o którym tyle opowiadał, tam, jak się okazało, w ogóle go nie znali…
14:10
_Przejeżdżałaś, to widziałaś. Zajmij się pracą, a nie bzdurami._
Uparł się przy tym swoim kłamstwie i znowu próbuje odwrócić uwagę od drażliwych spraw. Jakie to żałosne…
14:19
_Synem też._
14:39
_I nie lubię, jak ktoś mi wciska coś, czego nie zrobiłem. Miłego i spokojnego dnia życzę na spotkaniu._
14:43
_Na jakim spotkaniu?_ — nie wytrzymała. Nie odbiera od niego telefonów, ale to nie oznacza, że ma w pracy jakieś spotkanie. To jest świadoma decyzja.
Pożałowała swojej nadgorliwości, bo uruchomiła dalszy słowotok. Przynajmniej miała teraz wrażenie, że odzywając się, zachęca do dalszej konwersacji lub raczej monologu.
14:55
_Masz swój świat, teraz ja wracam do rzeczywistości._
15:32
_Udało się Twojemu synkowi, żeby miał Cię dla siebie, i robił, co chce. Brudas, flejtuch itp. Zrób coś z tym, żebyś nie płakała. Czy ja, czy inny, będzie to samo. Żebym ja ze swoją kobietą nie mógł spać? Chore. Psycholog się kłania i wymysły czarodziejskie._
Zrozumiała, że Paweł wypomina jej ten pamiętny weekend, kiedy to próbował nieskutecznie przekonać chłopaka do siebie. Wtedy Damian dopilnował, żeby tamten zgodnie z ustaleniami zasnął na rozkładanej kanapie w salonie, a Emilia poszła spać do swojej sypialni. Nie sądziła, że to ma dla Pawła, aż takie znaczenie. Nawet przez chwilę zrobiło jej się go żal, ale zaraz przywołała się do porządku — jest sprawcą tych przeróżnych perypetii, więc sam jest sobie winien.
15:37
_Proszę, nie nękaj mnie, Paweł; zajmij się swoim synem, a mojego zostaw w spokoju_.
Odezwała się i znów pożałowała. Pewnie specjalnie zszedł na temat syna, żeby ją sprowokować do interakcji. Bo przecież będzie bronić jego wizerunku. Czyli Paweł niby taki głupi, ale na psychice ludzkiej się zna, ale to również przejrzała. Będzie teraz milczeć, żeby nie wiadomo co. Zresztą jak on śmie zwalać winę na Damiana? Wiadomo, chłopak ma swoje humory, jak to nastolatek, ale jest uczciwy i prawdomówny, porządny i godny zaufania. Na początku chwilę zastanawiała się, czy nie schował biżuterii ze złości, żeby wrobić Pawła i ją do niego zniechęcić, ale skoro znalazła się w lombardzie, to świadczy tylko o jednym — to sprawka Pawła, a nie Damiana.
15:37
_Z Ciebie matka jak ze mnie biskup. Rozpieściłaś i tak masz. I powodzenia, wspomnisz moje słowo._
15:41
_Mój Sylwusina to by go szybko ogarnął. Teraz wiem, co jest pięć._
Tak, pewnie Sylwusina to takie ziółko jak reszta podejrzanej rodzinki — przytaknęła w myślach. Naprawdę nie ma czym się chwalić.
15:45
_Ogarnij się sama, a dopiero potem swojego syna._
16:04
_Damian ma teraz mamusię. Wszystko i na temat, jeszcze niech Słodziaka z łóżka wyrzuci. A do kulturystki mu daleko. Może teraz się złoto znajdzie. Śpij z nim razem, mamusia z synkiem, heja banana i czad._
16:13
_Oddaję Ci fona, a ciuchy oddaj biednym._
Wykonując liczne obowiązki zawodowe i rozmyślając o tym, jak żałosne jest zachowanie Pawła, w tym zrzucanie winy na nastolatka, doczekała godziny siedemnastej i wyszła z pracy. Tym razem wyjątkowo punktualnie i bez zwyczajowego przesiadywania po godzinach. Postanowiła poświecić popołudnie na spacer po lombardach w centrum. Przecież nie odnalazła wszystkich rzeczy. A nuż się dziś poszczęści i jeszcze coś znajdzie? Upatrzyła sobie wcześniej przez internet miejsca, które chciała odwiedzić. W tej okolicy było mnóstwo lombardów, nie da rady pójść wszędzie, ale wzdłuż tej jednej ulicy w okolicach dworca tak. I w przejściu podziemnym w okolicach oddziału banku, do którego rzekomo chodził Paweł po pieniądze i nową kartę do bankomatu, choć przecież w oddziale od dawna jest remont. Nawet o tym kłamał.
Kłamał o pracy, kłamał o mieszkaniu, o zepsutym piecu, o banku, więc i o miłości też pewnie kłamie. Zresztą to akurat nie ma znaczenia. I tak nie będzie ze złodziejem i oszustem. Niezależnie od tego, czy ją kocha, czy nie.
Dobrze, że pogoda sprzyjała tym spacerom. Choć nadszedł luty, nie było śniegu i ani nawet mrozu.
W lombardach nic ciekawego nie znalazła, ale nic w tym dziwnego. Żaden z tych przybytków nie sprzedawał biżuterii odkupionej bezpośrednio od klientów. Sprzedawali wyroby własne z przetopionego złota. Jak jeden mąż mówili, że nie kojarzą Pawła, nie rozpoznawali też biżuterii ze zdjęć i rysunków. Ale pewnie tak samo by mówili, gdyby coś pamiętali. Po co mieli sobie sprowadzać na głowę kłopoty, skoro brakowało namacalnych dowodów, że kiedykolwiek widzieli biżuterię? Taką pracę jak ona dzisiaj powinna wykonać policja. Funkcjonariuszom musieliby okazać dokumenty lub umowy. Z nimi byliby bardziej wylewni. Gdyby jednak czekała na ich działania, nigdy by nie odzyskała biżuterii. Działali w takim tempie, że pewnie już dawno by została wykupiona w lombardzie. Zaczęliby szukać na przykład za sześćdziesiąt dni, gdyby Paweł na przesłuchaniu do niczego się nie przyznał.
Po powrocie do domu wygooglała, co oznaczają słowa, które dziś do niej napisał i ją zaintrygowały: _Co jest pięć_. Najpierw doszukiwała się błędu w esemesie od Pawła, ale znalazła znaczenie i zrozumiała zdanie. Na szczęście on się już tego dnia nie odzywał. Może mu się znudziło i zrezygnował. Albo policjanci wreszcie spełnili swoją obietnicę i go aresztowali — pomyślała z nadzieją.Ferie
Leżał na łóżku i czekał, aż alkohol z niego wyparuje. W końcu zdecydował, że musi się przespacerować, by przyspieszyć ten proces, bo niedługo przyjdzie ktoś z domowników i znowu będzie trucie. A on przecież nikomu nie robi krzywdy. Nie krzyczy, nie awanturuje się, leży spokojnie, ogląda telewizję i trochę popija. Bo czasami jest mu tak smutno, że nie chce się żyć. A gdy wypije, robi się lekko i jakoś łatwiej, bo mniej myśli napływa. Tylko potem trzęsą się ręce i boli głowa. I czasami brakuje kasy na fajki, a palić też się potwornie chce. W sumie to z nimi przecież prawie nie gada, a i tak się czepiają o to picie. Do czego oni dążą?
Wyszedł na podwórko z nadzieją, że zimowy chłód i papieros przyspieszą proces trzeźwienia. Stanął przy furtce i spojrzał na opuszczony i zrujnowany dom po drugiej stronie ulicy. Z murowanego płotu odpadał tynk. Okiennice były przekrzywione. Gdzieniegdzie brakowało dachówek. Ściany budynku zszarzały i popękały.
Kiedyś myślał, że to będzie jego dom, a wtedy jego życie wewnętrzne powstanie z ruin po serii nieszczęść i stanie się wreszcie szczęśliwy. Pamiętał, jak wuj Tadeusz go tam zaprosił i zaproponował zamieszkanie. Był dla niego dobry i traktował niemalże jak syna. Jego własny potomek odsiadywał dłuższy wyrok w więzieniu za liczne oszustwa, więc na niego przelał swoje uczucia. Dzięki temu Paweł mógł się uwolnić od wiecznie narzekającej matki w małym, za ciasnym mieszkanku. On sam też był pociechą dla wuja. Myślał on nawet o przepisaniu domu na Pawła.
— To jest twój dom. Zostań tu na zawsze — prosił.
Przypomniały mu się beztroskie dni, gdy balował często z kolegami w tym domu — miał wolną chatę, sporo gotówki i wolnego czasu, więc wykorzystywał te dobrodziejstwa na spotkania towarzyskie, które w ciepłe dni przenosiły się również do ogrodu, gdzie prawie nie gasł grill.
Zobaczył w swoich wspomnieniach, jak siedzą w ogrodzie z kumplami. Mamut, Morda, Mefisto i inni kolesie rechoczą z drinkami w rękach. Ich wstawione dziewczyny w ładnych sukienkach, malowanych długich rzęsach i paznokciach, ze startymi już szminkami również chichoczą podekscytowane. Palą papierosa za papierosem. Już się tak obżarli, że nikt nic nie je, choć grill wciąż się pali. W tle leci muzyka, która przywołuje wspomnienia niedawnej ostrej imprezy w hotelowym klubie w centrum miasta. On idzie do barku po kolejną flaszkę whisky. Dobrze mu się powodzi, ma na koncie sporo forsy, pozostała część jest na wszelki wypadek dobrze schowana. Nie ma zmartwień. Nie myśli o problemach, bo ich w sumie nie ma. Planują z kumplami kolejny wypad nad morze albo nad jeziora. Będzie dobra zabawa. Znowu. Może przy okazji znów coś zarobią.
Mniej więcej w tamtym czasie poznał Magdę. Przyjechała z daleka w poszukiwaniu zarobku. Wynajmowała nieopodal pokój z koleżanką. Na jej widok serce zaczęło mu bić mocniej — pierwszy raz po rozstaniu z Judytą. A więc jest jeszcze nadzieja na miłość — myślał. Szybko zaprosił ją do swego życia i domu wuja, bo po co dziewczyna płaci za wynajem, skoro jest im razem tak dobrze. Wprawdzie Marzena — kuzynka z parteru — ostrzegała, że gdy on jest w rozjazdach z kumplami, to odwiedza ją jakiś inny facet. Taki jeden, co jeździ TIR-em. Nie uwierzył wtedy zgorzkniałej, samotnej matce. Pewnie zazdrości i odmawia mu szczęścia, skoro sama nie może spotkać swej miłości i ułożyć sobie życia, tak jak by chciała — rozumował naiwnie.
Rok później znów był facetem ze złamanym sercem, po raz kolejny w swoim życiu. Trudno, trzeba zęby zgryźć — myślał. Takie życie. Będzie twardy. Jeszcze im wszystkim pokaże. I da sobie radę. Bez miłości. Bo może ona wcale nie istnieje.
Powrócił do rzeczywistości ze świata wspomnień. Wuja Tadeusza już nie było. Nie zdążył domu przepisać na Pawła. Dom stał ponury, obcy, niszczał. Gdyby wtedy wiedział, jaki los zgotuje mu Magda, wszystko zrobiłby inaczej. Wtedy nawet przez chwilę nie podejrzewał, że jego beztroskie życie obróci się w ruinę, że potem nieraz głód zajrzy mu w oczy. Że będzie musiał walczyć o przetrwanie.