- W empik go
Pola. Wnuczka wariatki - ebook
Pola. Wnuczka wariatki - ebook
Zabawnie opowiedziana historia trzech pokoleń kobiet, która mogła potoczyć się inaczej.
Pola ma dwadzieścia osiem lat, studiuje i pracuje w butiku, a mimo to wciąż żyje pod dyktando matki. To na jej życzenie dziewczyna ma spędzić wakacje u babki, która do tej pory była dla niej jedynie bohaterką ponurej legendy - miesiąc na "zapadłej wsi" w towarzystwie niezrównoważonej starszej pani ma być dla niej nauczką i przestrogą przed zbyt lekkomyślnym podejściem do życia.
Dziewczyna w najśmielszej nawet wyobraźni nie przypuszcza, co ją tam czeka. Na dzień dobry "babunia" upija ją własnej roboty bimbrem i wciąga w rozkręconą przez siebie intrygę. W dodatku starsza pani jeździ jak szalona fiacikiem, a jak trzeba i motocykl odpali. Z energią godną trzydziestolatki wojuje z całą wsią - wszystko po to, żeby nie dopuścić do wycięcia lasu i postawienia w jego miejsce fabryki.
A to tylko początek wydarzeń, w które babcia wciąga Polę i jej przyjaciół.
Danuta Noszczyńska - plastyczka, reżyserka, twórczyni amatorskich teatrów Azet i Amarant, absolwentka krakowskiego liceum plastycznego oraz Wydziału Filozoficznego UJ. Opublikowała książki: "Historia nie Magdaleny", "Blondynka moralnego niepokoju", "Hormon nieszczęścia", "Mogło być gorzej", "Kufer babki Alicji", "Luizę pilnie sprzedam", "Pod dwiema kosami, czyli przedśmiertne zapiski Żywotnego Mariana", "Wszystkie życia Heleny P.", "Harpia" (trzy ostatnie nagrodzone na Festiwalu Literatury Kobiet "Pióro i Pazur"), "Farbowana blondynka", "Zła miłość", "Futra, perły i łzy jak piołun gorzkie", "Nieświęta rodzina", "Zobaczyć gdzie indziej" i "Nigdy nie jest za daleko".
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8295-632-0 |
Rozmiar pliku: | 388 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Jesteś jak moja matka…
Niedaleko pada jabłko od jabłoni…
Matka Poli w nerwach często posiłkowała się tym powiedzeniem, Pola zaś z przykrą dla matki logiką za każdym razem poddawała je upierdliwej analizie.
– Czyli? – pytała z udawanym zdziwieniem.
– Czyli świetnie wiesz. Że jesteś taka sama jak moja matka.
– To raczej daleko padło. Bliżej miało do ciebie czy ojca…
Wspomnienie o ojcu jeszcze bardziej wytrącało matkę Poli z równowagi.
– W tym domu słowo „ojciec” nie ma racji bytu! Więc proszę, jak już wiele razy prosiłam, omijaj je szerokim łukiem, a jeszcze lepiej raz na zawsze wyrzuć ze swojego słownika!
– Owszem, wiele razy prosiłaś, ale dotąd nie dowiedziałam się, dlaczego miałabym to zrobić. Czasem przychodzi mi na myśl, że kobiety w naszej rodzinie są dzieworódkami, wiesz?
– Pola!
– No sama spójrz, skoro ja nie miałam ojca, ty nie miałaś ojca, babcia pewnie też, bo jak tradycja, to tradycja, co mam o tym sądzić?
Matka pokręciła się po kuchni i w końcu wyszła bez słowa, okazując emocje dźwiękiem zatrzaśniętych z hukiem drzwi.
Pola była w swoim mniemaniu solą w oku własnej matki. Dzisiejsza wymiana zdań miała miejsce po tym, jak ją poinformowała, że zamierza przesunąć obronę pracy magisterskiej o rok. A miała już na koncie dwie dziekanki oraz roczny poślizg w obronie licencjatu. Dziewczynie nie śpieszyło się do – jej zdaniem – nikomu niepotrzebnego tytułu i zmierzała ku niemu opornie, wręcz ze wstrętem.
– Jak niepotrzebnego? Mnie potrzebnego! – wykrzyczała matka, gdy poznała po raz pierwszy jej pogląd na sprawę.
– To sobie sama zrób. Podobno na naukę nigdy nie jest za późno. Będzie ci o wiele przyjemniej, mówiąc JA magister, niż gdy będziesz gdzie popadnie tytułowała tak mnie.
– Owszem, mogę pójść na studia, ale jak świetnie wiesz, zawsze kierowałam się TWOIM dobrem, siebie stawiając na drugim miejscu.
– A jakie jest to moje dobro?
– Dobra praca, dobre, spokojne życie.
– O mój Boże…
– Co?
– Ale mnie do tego wykształcenie jest całkowicie zbędne! Dobrą pracę już mam, a spokojne życie będę miała wtedy, kiedy mi je przestaniesz układać po swojemu.
– Taaa… Stanie za ladą…
– I w tym się właśnie realizuję. Na siebie zarabiam, dokładam się do opłat i żarcia, a po to chyba człowiek pracuje. Żeby miał z czego żyć.
– …na poziomie – dodała z przekąsem matka.
– Poziom każdy sam sobie wyznacza. Mnie mój satysfakcjonuje.
– I właśnie dlatego, jak to nazywasz, „układam ci życie”, a tak naprawdę dbam o to, żebyś była kimś poważanym. I poważnym. A nie być… przez całe życie… jak…
– Twoja matka – tym razem Pola pośpieszyła z konkluzją, nie dając kobiecie dokończyć zdania.
* * *
Dziewczyna niespecjalnie przejmowała się wywodami matki, nieskutecznie wywieraną presją ani emocjonalnym szantażem. Po prostu przywykła do tego typu technik, a ponieważ nigdy dotąd nic z nich nie wynikało, zasiadła do śniadania, jak zwykle przeglądając w jego trakcie internet w komórce. I już byłaby zapomniała o całej wymianie zdań, gdyby matka nagle nie wyrosła nad nią, z miną, jakiej dziewczyna nigdy dotąd nie widziała. To było dość niepokojące.
– À propos twoich wakacji – zaczęła, a z jej stalowoniebieskich oczu posypały się iskry.
– Taaak?
– Nie będzie żadnej Hiszpanii. Spędzisz je w zupełnie innym miejscu.
– Jak to? – Pola niemal udławiła się ostatnim kęsem kanapki.
– Tak to. Hiszpania miała być nagrodą za obronę dyplomu, pamiętasz?
– Owszem, ale…
No właśnie. Podobne „ale” miało miejsce kilka lat temu, kiedy kobieta zagroziła córce, że za opieszałość w obronie licencjatu nie wyjedzie do Grecji. To też miała być nagroda, ale mimo niewywiązania się z zadania Pola do Grecji pojechała.
– Żartujesz, prawda?
– Owszem, o ile ty żartujesz, że nie podejdziesz w czerwcu do obrony.
– Nie.
– Co nie?
– Nie podejdę.
– Wobec tego JA nie żartuję. Mało tego, ty zaakceptujesz fakt, że cały sierpień spędzisz u swojej babki. To będzie najlepsza lekcja na przyszłość, kiedy zobaczysz z bliska, o czym mówię i przed czym cię od zawsze ostrzegam.
– Nie chcę!
– Tupnij jeszcze nóżką dla lepszego efektu. – Matka spojrzała na Polę z zimną ironią i zamilkła.
* * *
– Coś taka wściekła? – spytała Aurelia, kiedy Pola kolejną klientkę potraktowała jak zło ostateczne.
– Tak uważasz?
– Nie uważam, tylko widzę. Powiedziałaś przed chwilą dziewczynie, że nie mamy jej rozmiaru dżinsów z wystawy, a przecież mamy. I świetnie o tym wiesz, to nie była pomyłka z twojej strony.
– A po cholerę jej takie dżinsy? – wybuchnęła Pola. – Wyglądałaby w nich jak baleron, na takie brzuszysko tylko wysoki stan, a nie biodrówki!
– Owszem. Ale co ciebie to obchodzi właściwie? Jesteś ekspedientką czy wizażystką? Szefowa by się wściekła, jakby to zobaczyła i usłyszała.
– Ale n i e zobaczyła i n i e usłyszała. I daj mi spokój. – W oczach Poli zaszkliły się łzy.
– Co jest? – Aurelia położyła dłoń na jej ramieniu i próbowała Polę przytulić, ponieważ była nie tylko koleżanką z pracy, ale i jej osobistą wieloletnią przyjaciółką.
– Wiesz co? Ja już czasem nie daję rady… Z tą moją matką. Nie ma jak tobie, ty masz w rodzicach zrozumienie i wsparcie, jakieś takie… ciepłe i serdeczne relacje, a ja mam od zawsze wrażenie, że moja matka żałuje, że w ogóle jestem. I się na mnie za to odgrywa.
– Możesz jaśniej?
– Nie polecę do Hiszpanii. I wygląda na to, że całkiem na serio.
– Dyplom?
– No.
– To przykre. Ale z drugiej strony, daruj, czasem trochę ci się dziwię. Lada moment stuknie ci trzydziestka. Ja bym na twoim miejscu odwaliła te studia w terminie i miała już od kilku lat święty spokój. Przecież to nie jest, do cholery, dla ciebie takie trudne.
– Święty spokój? Ja bym nie miała. I owszem, to jest trudne, bo… bo… ja nimi rzygam po prostu! Po cholerę mi ta rewitalizacja terenów zdegenerowanych? Nie cierpię tego! Duszę się na tych studiach.
– Sama sobie taki kierunek wybrałaś.
– Bo było się najłatwiej dostać?
– Wiesz… A może znalazłoby się coś takiego, co studiowałabyś z przyjemnością? Nie znalazło się?
– Owszem. Kryminologia. Ale matka, jak tylko o tym usłyszała, tak się rozdarła, że natychmiast zmieniłam zdanie. Dziś bym nie zmieniła, ale stało się.
– I co? Zamierzasz ot tak odpuścić lata edukacji czy przemóc się i skończyć?
– Skończę. Matka ma to jak w banku. Ruskim, bo sama nie wiem kiedy, co i jak. A tymczasem cały najlepszy miesiąc lata spędzę na jakimś totalnym zadupiu z osobą, którą jestem straszona od dnia narodzin. Nawet nie mam pojęcia, jak wygląda.
– Jestem mocno zaniepokojona…
– Spoko, to moja rodzona babka, więc pewnie ujdę z życiem.
– Aureliaaa!!!
W Polę nagle wstąpił nowy duch.
– O mój Boże… Co?
– Pojedź tam ze mną. Proszę. Błagam.
– Nawet gdybym chciała, Dziunia nie da nam urlopu w tym samym terminie.
– Da. To znaczy ja mam już klepnięte, a ty kilka dni po mnie pójdziesz na chorobowe.
– Kiepsko to widzę. A co ze sklepem?
– No wiesz… parafrazując twój tekst, powiedziałabym: jesteś ekspedientką czy niewolnicą? Poza tym Dziunia może sama stanąć za ladą. Sztuczny włos z doczepki jej z tego tytułu nie spadnie.
– Ani sztuczna rzęsa…
– Ani sztuczny cycek…
– Ani… Co ona jeszcze ma sztuczne?
– Usta. Z tego, co widać gołym okiem.
Dziewczyny nagle popadły w jakąś głupawkę, skutkującą tym, że gdy pojawiały się w sklepie kolejne osoby, żadna z nich nie miała już śladu po starannym „służbowym” makijażu.
I taki właśnie niczym nieuzasadniony brak powagi miała za złe swojej córce pani Alina Sowiłow, kobieta chcąca za wszelką cenę uwolnić się od demonów przeszłości: miejsca, w którym się urodziła i spędziła tak zwane „najlepsze lata” swojego życia, ludzi z tamtejszej społeczności oraz, a może przede wszystkim, od swojej własnej matki.
Niepokój o córkę zaczął w niej stopniowo i regularnie rosnąć, gdy dziewczynka w wieku pięciu lat zaczęła przejawiać fizyczne podobieństwo do swojej babki. Pani Alina wyczuliła się wówczas na innego rodzaju podobieństwa: charakteru, temperamentu, mentalności, i z coraz większym przerażeniem konkludowała, że i te zaczęły się u córki z czasem pojawiać. Najbardziej nienawidziła u swojej rodzicielki tego niepojętego luzu, w każdej, nawet najbardziej poważnej sytuacji, niezależnego stylu bycia, mocno rażącego w jej mniemaniu opinię publiczną, oraz niczym nieograniczonej swobody poczynań.
Kiedy pani Alina stała się nastolatką, zaczęła się zwyczajnie wstydzić swojej matki i stopniowo się od niej odwracać. Nieszczęsna Carmen Sowiłow (bo tak, jakby wszystkiego innego było mało, miała na imię matka pani Aliny) do pewnego momentu starała się robić, co mogła, by wytrącić irytujący „kij w dupie” swojej córki, upatrując w tym z kolei podobieństwa do jej ojca. Taka karma. Obie kobiety po prostu walczyły z niczym innym, jak z genami i były rzecz jasna na z góry straconej pozycji.
Mała Alinka wyrastała na dziewczynkę bardzo ułożoną, ambitną, pragnącą społecznej akceptacji i uznania w oczach innych, Carmen zaś miała opinię ludzką głęboko w nosie. Alinka bardzo dobrze się uczyła, udzielała społecznie, była miła dla wszystkich i grzecznie kłaniała się nawet tym, z którymi Carmen miała na pieńku. Matka nie była jej w stanie przekonać, by zamiast mówić dzień dobry temu czy owemu, spluwać mu po prostu pod nogi.
Nie było we wsi człowieka, z którym Carmen żyłaby w przyjaźni; ludzie albo jej nie cierpieli, albo zwyczajnie się jej bali. Trzeba jednak przyznać, że gdy ktoś stanął wobec jakiegokolwiek poważniejszego problemu, po pomoc walił zawsze do Carmen i tylko do niej, była bowiem niezwykle skuteczna w działaniu, nawet w tych z kategorii niemożliwych. Kim była? Dziś po prostu emerytowaną milicjantką, oddającą się z pasją swemu zawodowi w czasach PRL-u, wielokrotnie odznaczaną za swoje (wy)czyny na polu walki z przestępczością, a jednocześnie wielokrotnie stającą przed perspektywą wylania z tej pracy na zbitą twarz. Nigdy jednak do tego nie doszło, ponieważ sam komendant główny z komendy stołecznej darzył Carmen ogromnym sentymentem i zawsze amortyzował tego typu zagrożenia. Pani Alina podejrzewała nawet, że jest owocem owego sentymentu, ale nigdy specjalnie tego nie dociekała.
CIĄG DALSZY DOSTĘPNY W PEŁNEJ, PŁATNEJ WERSJI
PEŁNY SPIS TREŚCI:
ROZDZIAŁ I. Jesteś jak moja matka…
ROZDZIAŁ II. Uśmiechnięty
ROZDZIAŁ III. Babunia
ROZDZIAŁ IV. Dary natury, w tym bimber i małosolne
ROZDZIAŁ V. Odsiecz
ROZDZIAŁ VI. Medycyna niekonwencjonalna: hit czy kit?
ROZDZIAŁ VII. Z pokojową wizytą
ROZDZIAŁ VIII. Tajemnice Dziuni
ROZDZIAŁ IX. Na wsi wszystko widać wyraźniej
ROZDZIAŁ X. Między panem, wójtem a plebanem
ROZDZIAŁ XI. Korpus dyplomatyczny
ROZDZIAŁ XII. Aisza
ROZDZIAŁ XIII. Jesteś u siebie, Pola
ROZDZIAŁ XIV. Komu w drogę, temu… parafraza
ROZDZIAŁ XV. Dziunia nie jest taka, jak każdy widzi?
ROZDZIAŁ XVI. List
ROZDZIAŁ XVII. Sezon na love story
ROZDZIAŁ XVIII. Świat bywa czasem bardzo, bardzo maleńki
ROZDZIAŁ XIX. Kobieta z portretu