Połączeni - ebook
Połączeni - ebook
Poznaj bestsellerową serię „Strażnicy Gwiazd” uwielbianej na całym świecie autorki „Klątwy tygrysa”! Wkrocz do świata pełnego przygód i niezwykłej egipskiej mitologii!
Lily Young nie jest już tą samą dziewczyną, którą kiedyś była.
Po przeżyciu nieziemskiej przygody, zapomniawszy o tym, co ją spotkało, budzi się na farmie swojej babci. Czuje się zagubiona: jej ukochany, słoneczny książę, podróże po Egipcie i wyprawa do zaświatów są dla niej jedynie tajemniczymi opowieściami.
Lily stała się teraz częściowo człowiekiem, częściowo lwem, a częściowo wróżką. Jej przeznaczeniem jest przeistoczyć się w Wasret – boginię, która ma pokonać raz na zawsze złego boga Setha.
Z pomocą swojego starego przyjaciela, doktora Hassana, Lily wyrusza w ostatnią wędrówkę przez kosmos i równiny Egiptu, podczas której przemieni się w tę, którą naprawdę jest. Czas, by Lily znalazła swój zachód słońca.
Kategoria: | Young Adult |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66517-93-6 |
Rozmiar pliku: | 1,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Z sidłami w ręku przyczajam się,
I czekam w wielkim bezruchu;
Piękne ptaki Arabii
Wszystkie wypachnione są mirrą –
Ach, wszystkie ptaki Arabii,
Przybywające do Egiptu,
Przy każdym ruchu skrzydeł
Wydzielają słodki zapach eukaliptusa.
Kiedy je pochwycę,
Będziemy mogli być razem.
Gdy je usłyszę,
Będziemy tylko we dwoje.
Jeśli przyjdziesz do mnie, moja droga,
Złowię ptaki latające na niebie,
A wtedy schwycę cię we wnyki miłości
I nigdy już nie puszczę.
Za: Donald MacKenzie, Egyptian Myth and LegendPROLOG
POGRZEBANY
– Zaczyna się.
– Tak, panie. Krępujące cię łańcuchy zaczynają się kruszyć.
– Łudzili się, że będą mogli więzić mnie w nieskończoność. Głupcy.
Set rozpaczliwie pragnął uciec. Wreszcie pojawiła się iskra nadziei. Przybyła pod postacią człowieka, zwyczajnego mężczyzny, który natknął się na stary, dawno zapomniany zwój. Zapisano w nim potężne zaklęcie, zdolne z mrocznego gobelinu, który niczym zasłona opadł na umysł Seta, wyłuskać pojedynczą nitkę.
Zaklęcie wywołało subtelną zmianę. Była niczym drobinka odkruszona z wielkiego cementowego muru. Set bardzo ostrożnie uchwycił ową czarną nitkę i zaczął ciągnąć. Oko jego umysłu połączyło się z okiem umysłu śmiertelnika i użyczył mu swojej mocy. Śmiertelnik okazał się jednak słaby i poległ w starciu z Synami Egiptu.
Wówczas Set usłyszał inny głos. Była odizolowana. Niezrozumiana. A przy tym obdarzona władzą. Set zaczął szeptać w jej umyśle. Składać obietnice. Mówił jej dokładnie to, co pragnęła usłyszeć. I tak ją zdobył. Wzmacniał jej siły, dopóki nie zdołała zerwać więzów, którymi przykuta była do krainy umarłych. Wtedy sprowadził ją do własnego więzienia.
Zgromadzona przez nią energia wypełniła go po brzegi i w czerni obelisku, w którym był zamknięty, odetchnął głęboko, i był to jego pierwszy oddech od stuleci. Czas i przestrzeń zmarszczyły się, mur skruszał. Błyskawica przecięła materię przestrzeni.
Set wsunął dłonie w szczelinę i dzięki swojej mocy poszerzył ją. Ściany runęły i przestał je wyczuwać wokół siebie. Ukazały się gwiazdy. Spoglądał na wirujące mgławice spowite modrymi, bursztynowymi i purpurowymi obłokami.
Gwiazdy pojaśniały, wiedział, że szepczą o jego ucieczce. Nie miało to już znaczenia.
Wiedział, co musi zrobić.
Kiedyś sądził, że godną go partnerką jest Izyda. Jednak teraz, za sprawą kobiety uwieszonej jego ramienia, która przypominała ciemny obłok z trudnością zachowujący integralną formę, wiedział już, że przeznaczona jest mu inna.
Była piękna, potężna i nietykalna. Była kamieniem żmijowym obleczonym w ciało. Domyślał się, że odszukanie jej może nastręczyć trudności. Ale był przecież ktoś, kto przechowywał jej serce. Nawet w tej chwili ściskał je w swoich dłoniach. A Set doskonale wiedział, gdzie go znaleźć.1
NALEŚNIKI I PAPIRUS
Ze snu wyrwało mnie pianie koguta. Przewróciłam się na drugi bok i oblizałam wargi, które były dziwnie opuchnięte i odrętwiałe. W ustach miałam sucho. Przeciągnęłam się z rozkoszą, zakrywając kołdrą głowę w obronie przed wpadającymi przez okno rażącymi promieniami słońca. Światło było intruzem, nieproszonym gościem, który zakłócał sen w moim mrocznym grobowcu.
Czułam już łaskotanie budzącej się świadomości, ale uparcie je ignorowałam. Wkrótce jednak stało się jasne, że to coś zatopiło już we mnie głęboko pazury i tak łatwo nie puści. Co to było? I dlaczego czułam się, jakbym przed chwilą przegrała pojedynek bokserski? Bolała mnie głowa. Marzyłam o łyku chłodnej wody i zażyciu całego opakowania aspiryny, ale dokuczała mi tak wielka słabość, że nie umiałam wstać z łóżka i poszukać czegoś do picia.
Pobrzękiwanie garnków i rondelków podpowiadało, że wkrótce moje leniuchowanie dobiegnie końca. Lada chwila zawoła mnie babcia. Ktoś musiał zająć się dojeniem Bossy i zebrać jajka. Opuściłam stopy na deski podłogi. Kiedy chwyciłam krawędź łóżka, dłonie mi zadrżały. Opanowało mnie dziwne przeczucie, że coś mi zagraża.
Kiedy wstałam, nogi ugięły się pode mną i musiałam z powrotem usiąść. Zdyszana zacisnęłam palce na kołdrze tak kurczowo, jakby to była kamizelka ratunkowa. Oblał mnie lodowaty pot. Nie mogłam złapać tchu. Do umysłu zakradły mi się jakieś przerażające wizje: śmierć, krew, zniszczenie. Zło.
Czy to tylko sen? Jeśli tak, był to najbardziej żywy z koszmarów, jakie kiedykolwiek mnie nawiedziły.
– Lilypad?! – zawołała babcia. – Wstałaś już, kochanie?!
– Tak! – odkrzyknęłam drżącym głosem. – Zaraz przyjdę.
Na ile mogłam, odepchnęłam wspomnienie koszmaru, po czym wskoczyłam szybko w wypłowiałe ogrodniczki, luźną koszulkę i grube skarpety. Kiedy szłam do obory, słońce zdążyło już ukazać się nad horyzontem. Przycupnięte na błękitnym niebie, zdawało się patrzeć prosto na mnie niczym wszystkowidzące oko. Światło barwiło obłoczki na różowo i pomarańczowo. Kiedy szłam wydeptaną ścieżką, na ramionach czułam pieszczotę złocistych promieni. Z ogrodu babci dolatywały kwietne zapachy. Opanowało mnie poczucie, że wszystko na świecie jest w doskonałym porządku. Wiedziałam jednak, że prawda jest inna. Skąpany w złotym blasku pejzaż wydał mi się fałszywy, czułam, że w cieniach czai się coś złego. Źle się dzieje w stanie Iowa.
Siadając na drewnianym taboreciku przy Bossy, pomyślałam, że chyba jeszcze nigdy w życiu nie byłam taka zmęczona. Było to coś więcej niż tylko wyczerpanie fizyczne. W głębi duszy czułam się poturbowana, wydrążona, jakby moja psychika była jednym z wilgotnych ręczników babci, wykręconych i rzuconych niedbale na sznurek do suszenia. Kawałeczki mnie porywał wiatr i było tylko kwestią czasu, nim silniejszy podmuch obróci mnie w pył. Wyciągnęłam rękę, żeby poklepać Bossy, wypuściłam powietrze, o którym nie wiedziałam nawet, że wstrzymuję w płucach. Po chwili rozległo się dzwonienie mleka spływającego po ściance metalowego wiadra.
Cóż to za niepojęty ludzki rytuał zaprząta teraz twoją uwagę? – rozległ się poirytowany głos.
Poderwałam się z piskiem tak gwałtownie, że wywróciłam wiadro z mlekiem i stołek.
Inny głos powiedział: To dojenie krowy, ty pokąsana przez pchły kocico.
Tego akurat się domyślałam. Taki akt jest jednak poniżej naszej godności. A tak dla twojej wiadomości, nie mamy pcheł.
– Kto tu jest?! – zawołałam, obracając się. Chwyciłam widły, kopniakiem otworzyłam drzwi boksu i wyjrzałam. – Moja babcia ma w domu karabin! – ostrzegłam. Nigdy bym nie pomyślała, że kiedykolwiek wypowiem takie słowa. – Nie chcecie zaleźć jej za skórę, serio.
Dlaczego nas nie rozpoznaje? – rozległ się głos z irlandzkim akcentem.
Nie wiem. Może jej umysł nie działa tak, jak powinien. Lily, jesteśmy wewnątrz ciebie, poinformował mnie głos, który początkowo wydał mi się podenerwowany.
– Co takiego?
Objęłam czoło dłońmi i przykucnęłam, próbując zebrać myśli. Może nadal śnię? Albo zaczynam popadać w obłęd. Czyżbym w końcu przestała sobie radzić z presją przygotowań do studiów? Zaczęłam sobie wyobrażać głosy. To nie wróży dobrze.
Nie wyobrażasz nas sobie, skarbie.
Jesteśmy równie prawdziwe jak to bardzo apetycznie wyglądające i zbyt wolne, by mogło uciec, stworzenie, które próbowałaś wydoić. Swoją drogą, mleku daleko do czerwonego surowego mięsa.
W moim umyśle zjawił się obraz zatapiania zębów w ciele krowy. Wyobraziłam sobie, jak usta zalewa mi strumień gorącej krwi. Oblizałam wargi ze smakiem.
Z krzykiem osunęłam się na stertę siana, które przygotowałam dla Bossy.
Brawo, doprowadziłaś ją do załamania.
Lily jest zbyt silna, by dała się tak łatwo złamać.
Najwyraźniej się mylisz.
Jestem z nią dłużej i znam wystarczająco dobrze, by wiedzieć, jak wiele potrafi znieść.
A jednak to ją przerosło. Nie czujesz, że się odłączyła? Jej umysł teraz unosi się nad nami. Wcześniej jej świadomość otulała nas ze wszystkich stron niczym kwoka chroniąca jajka. Teraz uciekła z klatki, a my dalej tkwimy w ciasnych skorupkach i pozostaje nam czekać, aż zakradnie się lis i schrupie nas na śniadanie.
Jestem jedną z wybranek Izydy – afrykańskim kotem stworzonym do walki przy użyciu kłów i pazurów. Na pewno nie kurzym jajkiem.
Bez pomocy Lily jesteśmy równie bezsilne. Kiedy umiera kwoka, pisklaki dzielą jej los.
Ale przecież Lily nie umarła.
Niewiele brakowało.
Leżałam, przysłuchując się tej przedziwnej wymianie zdań. W szyję i plecy kłuło mnie siano. Czyżbym umarła? Może te głosy to piekło uszyte na moją miarę? Ta makabryczna myśl sprawiła, że zapragnęłam zagrzebać się jeszcze głębiej w sianie, ukryć przed tym szaleństwem.
Głosy kontynuowały sprzeczkę. Kimkolwiek były, sprawiały wrażenie, jakby mnie znały. Ich brzmienie było znajome, ale mimo starań nie umiałam przypisać ich do konkretnych osób. Do mojego bezwładnego ciała zbliżyła się Bossy i zaczęła trącać mnie pyskiem. Porykiwała przy tym, przypominając o nieukończonym dojeniu.
Kiedy jej długi jęzor odnalazł mój policzek, próbowałam się odsunąć, ale nie byłam w stanie. Jakbym została uwięziona wewnątrz własnego ciała. Wtem doznałam olśnienia: Na pewno mam wylew. Tłumaczyłoby to głosy w głowie i brak mobilności.
Drzwi boksu się uchyliły i ktoś dotknął mojego ramienia.
– Lily?
Pochylił się nade mną jakiś mężczyzna. Jego oczy wydawały mi się znajome, ale nie mogłam go rozpoznać. Jego twarz pokrywała sieć drobnych zmarszczek jak na pełnej załamań skórze znoszonej kamizelki, ale te wokół oczu były podwinięte, jakby mężczyzna przez większość czasu się uśmiechał.
Hassan! – zawołały równocześnie głosy w mojej głowie. On nam pomoże!
– Och, Lily – jęknął przybysz. – Właśnie tego się obawiałem.
Nie brzmiało to dobrze. Mężczyzna znikł, ale wkrótce powrócił w towarzystwie mojej babci. Spoglądała na niego, jakby był wilkiem chcącym porwać jej ulubioną owcę. Mimo to pomogła mu zataszczyć mnie do domu i posadzić na kanapie. Potem sięgnęła po słuchawkę staromodnego telefonu wiszącego na ścianie.
– Proszę tego nie robić – odezwał się mężczyzna cichym, błagalnym głosem. Jego wzrok prześlizgnął się po babce i zaraz wrócił do mnie.
W głosie babci pobrzmiewała złość i podejrzliwość. Uczucia te przykrywała cieniuteńka warstewka grzeczności, która z każdą sekundą topniała niczym płat śniegu na aktywnym wulkanie. Lada chwila mogła eksplodować z nadopiekuńczości.
– Dlaczego mam nie wzywać pogotowia? – spytała, wyraźnie oczekując od niego konkretnej odpowiedzi. – Cóż to za zbieg okoliczności, że akurat natknął się pan na moją wnuczkę w oborze w chwili, gdy zasłabła? Skąd mam wiedzieć, że to nie pan do tego doprowadził?
– Przyznaję, że częściowo ponoszę winę za jej stan. Ale zarazem muszę zaznaczyć, że nigdy nie życzyłbym jej źle. Proszę zauważyć, że gdybym chciał uprowadzić pani wnuczkę, nie fatygowałbym się po panią.
Jedyną odpowiedzią, na jaką zdobyła się babcia, było podejrzliwe sapnięcie.
Mężczyzna wykręcał w rękach kapelusz, jakby przepełniało go poczucie winy.
– Co do powstrzymania się przed wzywaniem pomocy medycznej, muszę z przykrością poinformować panią, że niedomaganie Lilliany nie ma związku z tym światem. Obawiam się, że lekarz w niczym tu nie pomoże.
Co prawda z kanapy nie widziałam twarzy babci, jednak fakt, że nie wybierała numeru pogotowia, wskazywał, iż postanowiła przynajmniej rozważyć jego słowa.
– Proszę jaśniej – zażądała.
– To dość skomplikowane…
– W takim razie poproszę o skróconą wersję.
Mężczyzna skinął głową.
– To z mojej strony wyłącznie domysł, ale obawiam się, że Lily cierpi na dysocjacyjne zaburzenie tożsamości. Bardzo niedawno doznała traumy. Tak potwornej, że… jak by to ująć, świadomość Lily się wycofała. W ten sposób jej umysł próbuje się chronić.
– Niby kiedy to się wydarzyło, pańskim zdaniem? Od momentu przyjazdu Lily była stale pod moją opieką.
– To nie do końca prawda.
– Dość tego. Wzywam policję.
– Nie! Błagam panią. Nie skrzywdzę ani pani, ani jej. Nikt poza mną nie jest w stanie jej pomóc. Musi mi pani uwierzyć.
– Kim pan właściwie jest? I skąd pan wie, jak nazywa się moja wnuczka? – w głosie babci pobrzmiewała coraz bardziej wojownicza nuta.
Mężczyzna westchnął.
– Nazywam się Osahar Hassan. Jestem egiptologiem. Czy Lily wspominała w ogóle o mnie? O Egipcie?
Babcia podeszła do kanapy. W jej oczach dojrzałam wahanie.
– Jej… jej rodzice mówili, że ostatnio bardzo polubiła wizyty w egipskim skrzydle muzeum. Podobno przez ostatnie miesiące spędzała tam każdą wolną chwilę.
Naprawdę? Jeśli faktycznie tak było, nie zachowałam z tych wizyt żadnych wspomnień. Co wyciągnęło mnie dzisiaj rano z łóżka? Wiedziałam, że coś było nie tak. Ale zaburzenie dysocjacyjne odpadało. Jak niby miałoby tłumaczyć pojawienie się głosów w mojej głowie? I dlaczego mój stan psychiczny miałby pozbawić mnie czucia? Rozpaczliwie próbowałam poruszyć małym palcem u ręki. Skoncentrowałam się z całej siły, jak wtedy, gdy nawlekałam jedną z babcinych igieł do haftowania. Bez skutku.
– Lilliana pomaga mi przy pewnym… niezwykle doniosłym projekcie. Obawiam się, że jedno z naszych odkryć naraziło ją na niebezpieczeństwo. – Mężczyzna uniósł szybko dłoń w uspokajającym geście. – Nie grozi jej żadna fizyczna krzywda. – Skrzywił się. – Przynajmniej na razie. W tym momencie najbardziej niepokoi mnie jej stan psychiczny. Widzi pani, chodzi o pewne zaklęcie…
– Co proszę? Zaklęcie? – Babcia uniosła jednocześnie brew i kącik ust.
– Owszem, zaklęcie. Bardzo stare i potężne. Jeśli pani pozwoli, dowiodę, że mówię prawdę. – Mężczyzna zrobił krok w stronę kanapy. Babcia wypuściła z ręki słuchawkę, która zawisła na kablu i rozbrzmiała przerywanym sygnałem. Półuśmiech znikł jej z ust, gdy sięgnęła po karabin, który trzymała w kącie pokoju. Broń nie była nabita, ale intruz o tym nie wiedział.
– Proszę nie zbliżać się do mojej wnuczki – ostrzegła.
Mężczyzna zerknął na karabin, potem znów na babcię. Skinął nieznacznie głową, ale uniósł palec, jakby chciał ją uciszyć, niewzruszony wycelowaną w niego lufą.
– Tia? – powiedział, spoglądając na moje nieruchome ciało. – Jesteś tam? Chcę, żebyś teraz przejęła kontrolę nad Lily.
Gdy zastanawiałam się nad tym, kim właściwie jest Tia, zaszła we mnie subtelna zmiana. Poczułam się mniejsza. Nagle spoglądałam na świat przez płytką wodę. Instynktownie próbowałam się temu oprzeć, wiedziałam, że ma związek z czymś złym. Zarazem jednak czułam się bezpieczna. Kochana.
– Jestem tutaj – rozbrzmiał jeden z głosów, już nie w mojej głowie, a w ustach. Moje ciało powoli usiadło na kanapie. – Wróżka też jest ze mną.
Mam imię, wiesz? – usłyszałam drugi głos, tym razem tylko w głowie.
– Wróżka? – zdziwił się mężczyzna. – Wygląda na to, że Anubis pominął pewne istotne szczegóły. To bardzo w jego stylu.
– Wróżka? Anubis? Co to wszystko ma znaczyć? – Oburzyła się babcia. – Lilypad, skarbie, jak się czujesz?
– Ta, którą nazywasz Lilypad, przebywa tutaj. Jest dokładnie tak, jak opisał Hassan. Jej umysł uległ rozbiciu. Przypomina teraz rzekę po ulewie, zasnuwa ją muł. Mam nadzieję, że z czasem jej stan się poprawi.
– Tak, to możliwe – przyznał ostrożnie mężczyzna, pocierając w zamyśleniu brodę.
– Skoro Lily cierpi na rozdwojenie jaźni, jak niby mamy oczekiwać, że jej stan wróci do normy? Proszę mi dokładnie wytłumaczyć, co tu się dzieje! – zażądała babcia.
Egiptolog otwierał już usta, gdy rozległ się inny głos. Przypominał eteryczną muzykę i owionął nas niczym dym.
– Może lepiej będzie, jeśli to ja wyjaśnię.
Moja głowa odwróciła się, a wzrok skupił na świetlistym punkcie, który zjawił się w centralnej części pokoju i z każdą chwilą rósł. Usłyszałam ciche westchnienie babci, gdy ze świetlistego kręgu wyszła ku nam zjawiskowo piękna kobieta o księżycowo jasnych włosach, których gładkość przywodziła na myśl taflę zamarzniętego jeziora. Świetliste tło za jej plecami przygasło stopniowo, jednak cała jej postać zdawała się wciąż emanować subtelnym blaskiem.
– Kim… kim jesteś? – wykrztusiła z trudem babcia. Spojrzała na Hassana, lecz on tylko gapił się w zachwycie na nieznajomą.
Przecież to cholerna wróżka, jak ja! – zawyrokował głosik.
Bzdura, zaprotestowała Tia. Nie widzisz, że to bogini?
Bogini? – parsknęłam w myśli. To jakieś szaleństwo.
A ja wiedziałam, czym może być szaleństwo. My, nowojorczycy, stykaliśmy się z nim każdego dnia – poprzebierani za Statuy Wolności faceci tańczący na ulicy, kobiety uprawiające jogging w butach na obcasie, food trucki wyglądające jak wielkie cheeseburgery, psy traktowane jak modne dodatki. Ale to było szaleństwem do sześcianu, w rodzaju filmu o narzeczonym z kosmosu.
Gdybym na własne oczy nie widziała, jak kobieta w magiczny sposób zjawiła się w pokoju, nigdy bym w to nie uwierzyła. Kimkolwiek była, pasowała do wiejskiego domu mojej babci jak czekoladowy muffinek do sali gimnastycznej.
Ależ ona jest wróżką, upierał się pierwszy głosik. Byłam pewna, że słyszymy go wyłącznie ja i Tia. Gotowa jestem założyć się o mój domek na drzewie.
– Nieprawda – stwierdziła na głos Tia. – To siostra Izydy.
– Neftyda! – jęknął mężczyzna, zginając się w ukłonie. – To dla nas wielki zaszczyt.
Bogini dotknęła ramienia mężczyzny.
– Przyjemność po mojej stronie, Hassanie. – Odwróciła się do mojej babci. – A ty zapewne jesteś szacowną opiekunką Young Lily.
– Ja… Tak, jestem babcią Lily – wydusiła. Zapomniany karabin zwisał jej w ręce.
– Znakomicie. Przed wami sporo pracy – zapowiedziała bogini, uśmiechając się do obojga. – Waszym zadaniem będzie przygotowanie Lily. Czasu zostało już niewiele. Set wyzwolił się z obelisku. Nadal jest częściowo spętany, ale jego sługusi odpowiedzieli już na wezwanie. Jeśli Lily nie zdoła wyzwolić pełni swoich mocy, wszystko będzie stracone.
– Co konkretnie będzie stracone? – chciała wiedzieć babcia.
– Wielki wezyr Hassan wtajemniczy panią w szczegóły. Nie mogę tu pozostać. Set przez cały czas wypatruje Lily. Wprawdzie jej obecność osłania mnie przed jego wzrokiem, ale nawet kamień żmijowy jej mocy nie zdoła robić tego zbyt długo. – Neftyda wręczyła Hassanowi zwój pergaminu. – Znasz historię Hekate? Dziewicy, matki i staruchy? Historię o furiach? O syrenach?
Hassan z wahaniem skinął głową.
– Nie zajmuję się tymi zagadnieniami, ale owszem, słyszałem co nieco.
– Znakomicie. Jesteś również świadomy, że Lily dysponuje mocą sfinksa. – Babcia jęknęła, lecz bogini nie zwróciła na nią uwagi. – Lily ma stać się Wasret. To, kim lub też czym jest Wasret, zostało z premedytacją rozmyte w historii Egiptu. Tym niemniej w starożytnych mitach zachowały się rzadkie wzmianki o trojakiej bogini. Rozsialiśmy te podania, ażeby ukryć je przed Setem oraz byś mógł z nich czerpać wiedzę na temat bogini. Ten zwój dostarczy ci cennych wskazówek. Zapoznaj się dokładnie z zapisanymi na nim historiami. Dowiesz się z nich, jak wielki potencjał i moc drzemią w Lily.
Neftyda podeszła i położyła dłoń na moim policzku.
– Wasret ma kluczowe znaczenie. Od zarania dziejów czekałam, aż zaistnieje. – Bogini złożyła delikatny pocałunek na moim czole, po czym odwróciła się do pozostałych. Gapili się na nią zszokowani. – Lily nie przeczuwa jeszcze, czym może się stać. Do was należy udzielenie jej pomocy w tym zadaniu. Musicie ją uleczyć. Doprowadzić do spotkania z tymi, których kocha. Oni pomogą wam pokonać bestię. Bitwa o Heliopolis właśnie się rozpoczyna. Chętnie dałabym wam więcej czasu, ale obawiam się, że to wykracza poza nasze możliwości. Życzę wam powodzenia – powiedziała, a w jej głosie zabrzmiała smutna nuta. – Powodzenia dla nas wszystkich.
Bogini wykonała dłonią ozdobny gest i na środku pokoju ponownie zmaterializował się świetlisty portal. Kiedy weszła do niego, portal znikł w eksplozji barw wraz z nią. Po wizycie bogini powietrze w pokoju wydawało się naładowane elektrycznością. Milczeliśmy. Słychać było tylko nasze oddechy.
Wreszcie niedający się z niczym pomylić ryk Bossy rozładował napiętą atmosferę.
– Coś mi się wydaje, że to bardziej skomplikowana historia, niż z początku założyłam – przyznała babcia. Zwróciła się do mnie: – Nazywasz się Tia, dobrze pamiętam?
– Tak – odparłam.
– Mam twoje słowo, że Lily nic nie grozi?
– Tak. Jest tuż obok i wszystkiemu się przysłuchuje. Czuje się trochę zagubiona.
– Cóż, wszyscy się tak czujemy, moja droga. Wiesz, jak się doi krowę?
– Mogę skorzystać ze wspomnień Lily – przyznałam, marszcząc nos.
– To świetnie. W takim razie skocz do obory i dokończ dojenie Bossy. A ty – wskazała mężczyznę – odwieś ten zakurzony kapelusz na wieszak i się umyj. Usmażę naleśniki.
– Dobrze, proszę pani. – Posłusznie skinął głową.
Babcia odłożyła karabin na miejsce. Pogwizdując, zaczęła wkładać kuchenny fartuch, jakby był to kolejny zwyczajny dzień na farmie.
Kiedy wróciłyśmy do domu po wydojeniu Bossy, mężczyzna siedział przy stole z babcią. Przed nimi stał półmisek jajecznicy i piętrzył się stos naleśników – byłam pewna, że nie poradzimy sobie z taką górą jedzenia. Myliłam się.
Miałam wilczy apetyt. Pochłaniałam jedzenie, jakbym głodowała tygodniami. Osoby, które zamieszkiwały w moim ciele, co jakiś czas dzieliły się oryginalnymi przemyśleniami: „Jajka lepiej smakowałyby na surowo” albo „Ten syrop klonowy smakuje niczym pszczeli nektar”. Kiedy skończyłam jeść, wzięłam szklankę ze świeżym ciepłym mlekiem i zanurzyłam w nim język niczym zadowolony kot.
Normalnie za nic w świecie nie tknęłabym ciepłego mleka. Jego woń za bardzo kojarzyła mi się z piżmowym zapachem zwierzęcia, by mogło mi smakować. Teraz jednak wypiłam je duszkiem, a na koniec oblizałam słodką śmietanę z ust. Satysfakcja była tak wielka, że przeszły mnie ciarki.
Po skończonym śniadaniu, kiedy Tia, która nadal kontrolowała moje ciało, próbowała poradzić sobie z myciem naczyń, mężczyzna o imieniu Hassan rozłożył na stole zwój pergaminu.
– Zaczynamy? – spytał.2
NIBY CZYM JESTEM?
Babcia odchrząknęła i zaproponowała:
– Najlepiej będzie, jak przedstawimy się sobie porządnie. – Wyciągnęła rękę. – Melda.
– Mów mi Osahar – odparł z uśmiechem, ściskając jej dłoń. – Bardzo mi miło, Meldo.
Gdybym kontrolowała swoje ciało, zmarszczyłabym brwi na widok tego, co działo się w tej chwili z Hassanem – zauważyłam, że policzki zapłonęły mu rumieńcem, gdy zorientował się, że przedłużył uchwyt babcinej dłoni kilka sekund ponad zwykłą uprzejmość.
– Myślę, że zacznę od zaprezentowania wam… skróconej wersji wydarzeń.
Zaczął snuć najbardziej fantastyczne opowieści o mumiach, nekromancie, wysysającej dusze demonicznej królowej, boginiach i wielu, wielu innych sprawach. Moje wewnętrzne głosy przysłuchiwały się jego słowom z wielką uwagą. Kiedy docierał do miejsc, w których wkraczały do historii, pozwalały sobie na dodawanie komentarzy.
Wszyscy sprawiali wrażenie, jakby byli przekonani, że te nieprawdopodobne rzeczy wydarzyły się naprawdę. Nie chciałam w to uwierzyć, to nie mogłam być ja. Dlaczego miałabym opuszczać Nowy Jork i uganiać się za mumią? Włóczyć po najeżonych śmiertelnymi pułapkami grobowcach i walczyć z zombiakami? Składać życie w ofierze, aby mumia mogła zbawić świat? Najwyraźniej byłam większą altruistką, niż dotychczas zakładałam.
Z opowieści Hassana wynikało, że po tym wszystkim kolejny raz zdecydowałam się ratować świat i wyruszyłam w podróż do piekła, nazywanego przez niego krainą umarłych. Poszukiwałam tam tego faceta-mumii, żeby sprowadzić go do zaświatów, gdzie mógłby z powrotem zająć się swoją etatową robotą. Jego praca wydała mi się zresztą dość marna. Pozwalano mu żyć tylko przez dwa tygodnie. Potem musiał umrzeć, aby utrzymać w więzieniu złego boga. Co najwyraźniej słabo mu wychodziło, bo ten zły wydostał się na wolność i właśnie wszczynał wojnę.
To była niezła historia, a moje wewnętrzne głosy zdawały się sądzić, że jest absolutnie prawdziwa. Coś mi jednak nie grało. No bo właściwie jaka była moja motywacja? Dlaczego niby udałam się w podróż i dokonałam tych wszystkich czynów? Jak to możliwe, że miałam stać się boginią? Albo sfinksem lub czymkolwiek innym? Przecież nie byłam typem wojowniczki.
Kiedy Tia wyczuła moje wahanie, przerwała wywody Hassana, stwierdzając:
– Musimy coś pokazać Lily.
Osahar i babcia pokiwali głowami, po czym wszyscy wyszliśmy z domu. Tia przystanęła przy oborze, wybrała belę siana i spytała Hassana:
– Masz naszą broń?
Mężczyzna wszedł do obory, a po chwili wrócił z paczką.
– Schowałem je tutaj po tym, jak znikł Anubis – wyjaśnił.
Otworzywszy paczkę, wręczył mi łuk, a także wypełniony strzałami kołczan. Następnie położył na ziemi skórzaną uprząż z dwiema skrzyżowanymi pochwami, w których tkwiły groźnie wyglądające noże.
– Najpierw wypróbujmy łuk.
Płynnym ruchem, jakiego strzelec nabywa po wieloletnim treningu, umieściłam strzałę na cięciwie i naciągnęłam. Wypuściłam strzałę. Grot utkwił w beli z tak wielką siłą, że wkoło uniósł się obłok siana. Gdybym mogła kontrolować swoje ciało, nagrodziłabym wyczyn Tii brawami.
Usłyszałam, jak Tia wzdycha moim głosem.
– Lily uważa, że to ja posiadłam tę sztukę, a nie ona.
Może teraz wypróbujemy noże? – zaproponowała w moim umyśle wróżka.
Wzruszywszy ramionami, sięgnęłam po uprząż. Przyłożyłam ją do ciała i szybko zapięłam. Zupełnie instynktownie ruszyłam biegiem i przeskoczyłam nad korytem do pojenia zwierząt. Zanim spadłam na ziemię, dobyłam noży umieszczonych na moich plecach i wykonałam popisowe cięcia w powietrzu, których nie powstydziłby się adept sztuk walki. Po wylądowaniu przetoczyłam się po ziemi i wdusiłam ukryte przyciski na rękojeści. Ostrza noży wydłużyły się, tworząc włócznie. Cisnęłam nimi w stracha na wróble. Wypełniające go siano wzbiło się w powietrze, po czym złocistym puchem zaczęło powoli opadać. Ugodzona kukła osunęła się na ziemię i zamieniła w stertę szmat.
O rany! – pomyślałam z uznaniem. Niesamowite! Brawo!
Gdybyś do nas dołączyła, byłybyśmy jeszcze silniejsze, warknęła Tia.
Dołączyła? Hmm… Już jestem tutaj. Wszystkie tkwimy w tym samym ciele.
Ta moc nie należy wyłącznie do nas. Dzielimy ją z tobą. Prawdę mówiąc, dysponowałaś nią jeszcze przed moim pojawieniem się w twoim życiu.
Przykro mi, ale to nie ja wykonuję wszystkie te sztuczki. Mam co do tego niemal stuprocentową pewność, odparłam. Nie bardzo nawet wiem, dlaczego w ogóle z wami rozmawiam. Jesteście tylko przejawem mojego obecnego niezrównoważenia umysłowego. Prawdopodobnie to jedynie bardzo rozbudowany sen. Prędzej czy później ocknę się w szpitalu. A wtedy nade mną pochyli się jakiś zabójczo przystojny lekarz i oświadczy, że pokonałam chorobę, która powodowała halucynacje, i zaprosi mnie na randkę. Jeśli szczęście mi dopisze, okaże się, że po prostu walnęłam się w głowę i stąd te wszystkie urojenia.
W zakamarkach mojego umysłu znów rozległo się donośne warknięcie. Przeraziłam się. Rozzłościłam Tię. Jak śmiesz? Bagatelizujesz wszystko, co wspólnymi siłami osiągnęłyśmy. Nasze ofiary. Skoro powątpiewasz w nasze możliwości, może to cię przekona!
Moje ręce uniosły się, tak bym mogła im się dokładnie przyjrzeć. Z rosnącym przerażeniem patrzyłam, jak palce się wydłużają, tworzy się na nich dodatkowy knykieć, a u szczytu wysuwają szpony. Wzrok mi się wyostrzył, całą moją uwagę przykuł maleńki robak, który pełzł po jednym z krzaków pomidorowych babci. Dostrzegałam nawet maleńkie rzęski na grzbiecie insekta. Rozległ się trzask i usłyszałam szelest liści, mimo że wiatr nie poruszał wysokim drzewem rosnącym za oborą. Zarejestrowałam cichutkie skrobanie zwierzęcia kopiącego tunel głęboko pod ziemią. Węsząc, uświadomiłam sobie, że zwierzę znajduje się ponad półtora kilometra stąd.
Zaczęłam panikować. Chciałam zakryć oczy dłońmi, ale nadal nie mogłam się poruszyć. Kiedy spojrzałam znów na moje ręce, ich widok napełnił mnie zgrozą. Nie, nie, nie! – wykrzykiwałam w myślach raz za razem, nie będąc w stanie odwrócić wzroku.
– Jest przerażona – powiedziała ze smutkiem Tia. – Nie potrafi zaakceptować tego, kim jesteśmy. Wszystko stracone.
– Nic nie jest stracone, dopóki nie umrze i nie zostanie pochowane w ziemi – stwierdziła zdecydowanie babcia. – Zresztą nawet wtedy to nie jest takie pewne.
Położyła mi dłonie na barkach. Ich ciepły, ciężki dotyk dodawał mi otuchy.
– Lilypad, posłuchaj mnie. – Fakt, że stała tuż obok, był pocieszający. Jej znajomy głos działał uspokajająco. Była niczym odrobina normalności w oceanie szaleństwa. – Rozumiem, że wszystko to może cię przerastać. Ale nie zgodzę się, żebyś odcięła się ode mnie. Zadanie, przed którym stoisz, jest wyjątkowo dziwne. Ale kobiety z naszej rodziny zawsze potrafiły wziąć się w garść i robiły, co należało. To, że ocaliłaś już dwukrotnie świat, nie jest dla mnie żadnym zaskoczeniem. Moja wnuczka nigdy nie uciekała przed wyzwaniami. A ze słów Hassana wynika, że stajesz teraz przed kolejnym. – Pogłaskała mnie po policzku, a potem delikatnie po nim poklepała. – Podejrzewam, że ten młody mężczyzna, którego pokochałaś, a potem straciłaś, to ten sam, którego próbowałaś uratować. Dobrze zgaduję?
Babcia spoglądała mi wyczekująco w oczy. Jednak nawet gdybym znała odpowiedź, nie mogłam poruszyć ustami. Z jakiegoś powodu moje wewnętrzne głosy zachowały ciszę.
– Hmm – stęknęła babcia, zerkając na Osahara, ale on tylko uniósł dłonie w obronnym geście. – W porządku, Lilypad. Zastanów się nad tym w spokoju. A ja w tym czasie spróbuję lepiej poznać dwie pozostałe dziewczyny, w których towarzystwie mnie odwiedziłaś, i zastanowimy się, jaki powinien być nasz następny krok. – W jej ustach zabrzmiało to tak, jakbym urządzała domówkę, a ona po prostu informowała mnie o zasadach, jakich powinnam przestrzegać. – Oczekuję, że zdołasz pogodzić się z tą sytuacją. – Ścisnęła mnie lekko za ramię, spoglądając z niepokojem. – Im szybciej poradzimy sobie z tym bałaganem, tym szybciej odzyskam moją wnuczkę.
Nad nami przetoczył się grom, gwałtowny podmuch wiatru porwał moje włosy i rzucił mi na twarz. Kiedy zadarłam głowę, zobaczyłam, że na niebie kłębią się ciemnofioletowe chmury niczym stado gnających przed siebie pustynnych rumaków. Spadły pierwsze krople deszczu, a zaraz po nich runął grad. Dźwięk był ogłuszający. Najchętniej nakryłabym głowę rękami, jednak ta, która obecnie kontrolowała moje ciało, tylko zaczęła węszyć.
– Co to takiego? – spytała.
– Rozpoczęła się bitwa o Heliopolis – wyjaśnił szeptem Hassan.
– Szybko, schowajmy się – ponagliła babcia.
Kiedy schroniliśmy się w domu i zamknęliśmy za sobą poruszane przez wiatr drzwi, zgromadziliśmy się wokół niedużego kuchennego stołu ze wzrokiem utkwionym w oknie, za którym świat rozmazywał się w deszczu. Grad łomotał w dach z taką siłą, że mimo woli się wzdrygałam. Miałam nadzieję, że nawałnica nie pozrzuca dachówek.
W końcu Osahar odchrząknął i oderwał spojrzenie od grzechoczącej szyby.
– W tej chwili nic na to nie poradzimy. Naszym zadaniem jest przygotowanie Lily.
– A na co właściwie ją przygotowujemy? – zainteresowała się babcia.
– Lily musi wyzwolić pełnię swoich mocy. Tylko wtedy zdoła pokonać Złego.
– Pokonać? Niby jak ma do tego dojść?
– Moja wiedza jest dość ograniczona, ale nie trać otuchy. Jak sama widziałaś, Lily doskonale sobie radzi w roli wojowniczki.
– No tak, ale…
Osahar uciszył babcię, przykrywając jej dłoń swoją.
– Lily jest ostatnią nadzieją dla świata. Musimy pomóc jej w to uwierzyć. A reszta zatroszczy się już sama o siebie.
Babcia w odpowiedzi położyła drugą dłoń na jego ręku.
– Dokładnie tak mawiał mój świętej pamięci mąż. – Uśmiechnęła się do Osahara przez łzy i poklepała go po dłoni. Zaczesała do tyłu włosy, zbierając niesforne kosmyki w kok, który nosiła nisko na szyi. – No dobrze, to od czego zaczynamy?
– Najpierw powinniśmy przetłumaczyć teksty zawarte w zwoju. Czy będziesz taka dobra i zajmiesz się sporządzaniem notatek?
Babcia skinęła głową, ściągnęła z lodówki listę rzeczy do zrobienia, przyczepiła pierwszą kartkę z powrotem, a resztę zabrała do stołu. Tylko Melda Young mogła pomyśleć, że nadal będzie potrzebować swojej listy zakupów w obliczu zbliżającej się apokalipsy.
To naprawdę była moja babcia. To wszystko, czego teraz doświadczałam, działo się naprawdę. Mieli rację: mogłam albo walić głową w mur, jak często mawiała babcia, albo spróbować zrozumieć sytuację, w jakiej się znalazłam. Osahar przystąpił do tłumaczenia, a babcia do notowania. Nadstawiłam ucha.
– Ten fragment opowiada o Furiach. Są w posiadaniu klucza do skarbca, w którym Zeus przechowuje swoje gromy. Podróżują po nocnym niebie, śpiewając o sprawiedliwości, a ich ścieżki oświetla księżycowy blask. Występni słyszą śpiewy cór ziemi i wiedzą, że gdy ich pieśń dobiegnie końca, upomni się o nich bezwietrzna cisza śmierci. Furie są na wieki powiązane z bogami słońca, księżyca i gwiazd. Kiedy jedna z nich umiera, następuje zaćmienie słońca i księżyca, a gwiazdy spadają z nieba. Pogrążony w żałobie księżyc ukazuje wtedy umarłą na swoim obliczu, tak by wszyscy ją zobaczyli. – Osahar umilkł na chwilę. – Podejrzewam, że to nawiązanie do Amona, Astena i Ahmosa. Są bogami utożsamianymi ze słońcem, księżycem i gwiazdami.
Chwileczkę. Czy to znaczy, że umrzemy?
– Mówisz teraz o naszej śmierci? – powtórzyła na głos moje obawy Tia.
– Nie sposób przewidzieć, co was czeka – wyjaśnił zdawkowo Osahar.
Tia pokiwała głową, jakby pogodzona ze swoim losem.
– Proszę, mów dalej.
Dlaczego cię to nie rusza? Nasza śmierć? – zganiłam ją w myślach.
Raz już umarłam, wyjaśniła. Od dawna jestem pogodzona z koleją rzeczy.
Mów za siebie. Nie zamierzam wyzionąć ducha, oświadczyła wróżka.
Jak masz na imię? – zainteresowałam się. Ta przy władzy to Tia. Ale kim ty jesteś?
Wyczułam, jak wielką radość sprawiłam tej drugiej istocie, zwracając się do niej.
Nazywam się Ashleigh. Jestem wróżką. A w każdym razie byłam. Pochodzę z Irlandii.
Irlandzka wróżka. Jasne. Czemu nie. Bardzo mi miło, odpowiedziałam.
I skupiłam się znów na tym, co mówił Osahar.
– Wąż, słysząc jej lament, wypełznie ze swej jamy, a ona skrępuje go sznurem. Ach – postukał palcem w pergamin – to przedstawienie Kamienia Potrójnej Bogini. Jest całkiem popularny. Napis na nim odnosi się do bogini Ketesz, która jednakże znana jest pod wieloma imionami. Tutaj opisana jest jako kochanka wszystkich bogów. Jej symbolami były lew i sfinks. Zwróć uwagę na jej broń.
Hassan obrócił pergamin, tak by babcia mogła mu się przyjrzeć. Założyła okulary do czytania i utkwiła wzrok we wskazanym przez egiptologa miejscu.
– Czy to te specjalne włócznio-noże Lily?
– Tak mi się wydaje. – Osahar studiował uważnie obraz, w zamyśleniu dotykając palcem ust. – Bogini wspomniała o syrenach. One także wabią śpiewem w pułapkę. Może Lily za sprawą śpiewu uwięzi Seta?
– My nie śpiewamy. – Tia prychnęła.
– Śpiew może być po prostu odniesieniem do czegoś związanego z muzyką. Może chodzić o monotonną intonację albo zaklęcie.
– Mamy moc imion – wtrąciła Ashleigh, przejmując nagle kontrolę. Wprawdzie wypowiadała się przez moje usta, ale mój głos miał teraz wyraźnie irlandzki akcent.
– Ty musisz być wróżką – domyśliła się z uśmiechem babcia.
– Jestem Ashleigh. Miło mi.
– Opowiedz nam coś więcej na temat imion, Ashleigh – poprosiła babcia z długopisem w pogotowiu.
– Odgadujemy prawdziwe imiona nadane rzeczom. Daje nam to nad nimi władzę.
– Imiona, imiona… Tak, jest tu fragment mówiący o mocy nadawania imion. Wynika z niego, że ta, która ma oczy, aby widzieć, serce, aby czuć, i duszę, by sięgać daleko, posiądzie zdolność rozpoznawania wszystkich spraw. Ona, i tylko ona, będzie mogła nadać imię Chaosowi, a tym samym go pokonać. – Osahar odchylił się na oparcie krzesła i unosząc ze zdziwieniem brwi, spytał: – Czyżby to było takie proste?
– Nic nie jest tak proste, jakby się na pierwszy rzut oka mogło wydawać – odparła refleksyjnie babcia. – A o czym mówi ten fragment tekstu?
– Odnosi się do bogini Hekate.
– To greckie bóstwo?
– Owszem. Ona również jest potrójną boginią. Na rysunku trzyma klucz… Ciekawe. To już drugi raz, gdy wspominany jest klucz. Hekate jest strażniczką rozstajów. Zazwyczaj widzi się w niej przewodniczkę dusz. Tekst wspomina też, że jej przeznaczeniem jest stanąć do walki z Tytanami. Czczona jest przez nieśmiertelnych bogów, którzy staną się w przyszłości wielbiącymi ją królami. Jej symbolicznym zwierzęciem jest pies.
– Psy – prychnęła Tia. – Nic nam po nich.
– Chyba że to odwołanie do piekielnych ogarów z krainy umarłych. Stały się naszymi sługami, gdy zwróciłyśmy się do nich prawdziwymi imionami – przypomniała Ashleigh.
– Pamiętasz może któreś z tych imion? – Osahar uniósł głowę.
– No pewnie – roześmiała się wróżka. – Jak mogłabym zapomnieć Tego, który Opróżnia Pęcherz pod Wiatr? To imię, które będę pamiętała zawsze.
– Potraficie go przywołać? – spytał Osahar.
– Przywołać piekielnego ogara? – spytała Tia. – Możemy spróbować. – Zamknąwszy oczy, zawołała: – Ty, który Opróżniasz Pęcherz pod Wiatr, przybądź do nas!
Powietrze wokół nas się poruszyło. Rozległ się warkot, a po nim skomlenie.
Lily, musisz nam pomóc.
Ale ja nie wiem, co robić.
Połącz swój umysł z naszymi, zachęciła Ashleigh.
Nie miałam zielonego pojęcia, czego ode mnie oczekują. Spróbowałam jednak postąpić według wskazówek. Tia zaczerpnęła tchu i coś się zmieniło wewnątrz mnie. Jakbym ze skrzyżowanymi na piersiach rękami padała do tyłu, licząc, że dziewczyny mnie schwycą. Zamknęły mnie w tak mocnym uścisku, że nie wiedziałam już, gdzie kończę się ja, a zaczynają one. Monotonnie zawodziłyśmy jednym głosem:
– Ty, który Opróżniasz Pęcherz pod Wiatr, przybądź do nas!
Nagły podmuch przeleciał przez kuchnię. Czułam, jak na podobieństwo nadciągającej burzy zbliża się mrok. W powietrzu rozniosła się gryząca woń – smród siarki, palonego węgla i ozonu. Tak cuchnął wróg.
Wtem zmaterializował się mroczny cień. Kłapnął paszczą i spytał chrapliwie:
– Czego żądacie?
Babcia jęknęła i Osahar objął ją ramieniem. Pociągnął do tyłu i zasłonił swoim ciałem.
Nie pamiętałam wprawdzie, co ta bestia nam kiedyś zrobiła, jednak wspomnienie zła i metalicznego posmaku przelanej przez nią krwi było wyraźne.
– Czy nadal jesteś nam posłuszny? – spytałyśmy władczym głosem.
– Jestem na wasze rozkazy.
– Widziałeś twoją byłą panią?
– Nie, odkąd obie znikłyście. – Łeb psa zmienił się w dym, po czym przybrał znów namacalny kształt, tym razem zwracając się pod nieco innym kątem.
– Powiedz nam, co o niej wiesz.
– Królowa żyje. Walczy teraz u boku Mrocznego.
– Znasz jej plany?
– Tylko plotki. Polują na was we dwoje. Planują skrzywdzić tych, których kochacie, i w ten sposób was odnaleźć.
Mój umysł z powrotem rozpadł się na części.
– Asten! – zawołała Tia.
Mroczny stwór zaśmiał się gardłowo.
– Żegnaj, bogini.
– Masz… masz zostać. To rozkaz! – krzyknęła Tia.
– Wypuściłaś już smycz z ręki. – Warknął, kłapiąc paszczą. – Uciekaj, maleńka bogini. Biada ci, kiedy wpadniesz mi w zęby.
Bestia rzuciła się, próbując dosięgnąć mnie pazurami. Zdołałyśmy jednak szybko ostudzić jej zapał. Ashleigh mentalnie chwyciła Tię i przywołała ją do porządku. Sczepiłyśmy się myślami i jednym głosem nakazałyśmy bestii, by zostawiła nas w spokoju. Stwór dawał właśnie susa w stronę Osahara, gdy przemienił się w obłok dymu i znikł.
– Ciekawe doświadczenie, bez dwóch zdań – wymamrotała babcia, gdy rozluźniłyśmy nasz mentalny uchwyt.
– Owszem, jeśli przez „ciekawe” rozumiesz „śmiertelnie niebezpieczne” – rzekł Osahar. – Wygląda na to, że Ashleigh ma rację: zwracanie się prawdziwymi imionami do istot pozwala uzyskać nad nimi władzę.
– Najwyraźniej – odparła babcia. – Co jeszcze możesz wyczytać z pergaminu?
– Pojawia się w nim wzmianka o Walkiriach – wyjaśnił Hassan, po czym skupił się znów na lekturze. – Przemierzają powietrzne morze. Trzy dziewczęta, lecz jedna im przewodzi. Pod hełmem błyska jej biała skóra. Blask słońca tańczy na jej włóczniach. Ich konie drżą, a z ich grzyw skapuje rosa, której krople czerwienią krwi spływają w głębokie doliny. – Osahar podniósł wzrok. – Oznacza to chyba, że Walkirie, dosiadając skrzydlatych rumaków, galopują pośród chmur. Włączają się do bitwy, decydując o tym, kto będzie żył, a kto zginie.
– Może chodzi o jednorożce – podpowiedziała Tia.
– Co takiego? – spytała zszokowana babcia. – Cała ta historia robi się coraz bardziej dziwaczna.
– Obawiam się, że to jeszcze nie koniec. Znajduje się tu również nawiązanie do Szekspirowskich trzech występnych sióstr z Makbeta. Chodzi konkretnie o cytat: „Szpetność upięknia, piękność szpeci”.
Cofnęłam się pamięcią do dnia, kiedy spotkałam się na lunchu z koleżankami, które nazywałam Trzema Strasznymi Siostrzyczkami. Zabawne, że to ja okazałam się tą dziwaczną. Wspomnienie było zamazane, jakby mój umysł je blokował. Pamiętałam niejasno, że czułam się podczas lunchu dziwnie skołowana. Tamtego dnia wybrałam się do muzeum, żeby zastanowić się nad wyborem college’u. Wydarzyło się coś niespodziewanego, co sprawiło, że opuściłam kawiarnię. Na ulicy wspomnienie urywało się gwałtownie. Mimo że usilnie próbowałam, nie potrafiłam odtworzyć brakującego fragmentu.
Nie umiem ci pomóc, przyznała Tia. Mogę się z tobą dzielić tylko sprawami, o których mi wcześniej powiedziałaś. No i wspomnieniami z naszych wspólnych przygód. Podejrzewam jednak, że elementem, do którego nie masz dostępu, jest Amon.
Chodzi o tę mumię?
Dokładnie. Amon to mężczyzna, którego kochasz, wyjaśniła rzeczowym tonem Tia.
Kocham?
Czy to możliwe? Czyżbym zakochała się w facecie, którego próbowałam ocalić? Nie potrafiłam sobie wyobrazić, że ryzykuję życie dla jakiegoś chłopaka. A już na pewno nie takiego, który dorabiał sobie na boku w charakterze mumii. Ta myśl była niepokojąca.
– To znaczy, że prawda będzie inna, niż się z pozoru wydaje – rzekła babcia.
– To pewne – przyznał Osahar.
– Jaki zatem powinien być nasz pierwszy krok? – zastanowiła się babcia.
Hassan przypatrywał mi się w zamyśleniu niczym poddawanej ocenie ambitnej doktorantce.
– Nie potrafimy pomóc Lily w odzyskiwaniu pamięci. Pozostaje nam czekać. W międzyczasie możemy potrenować z dziewczynami, tak by wprawiły się w sztuce władania prawdziwymi imionami oraz udoskonaliły pozostałe umiejętności. Kiedy Lily będzie gotowa, zdoła przyzwać braci, tak samo jak piekielnego ogara. Ponieważ nie dysponujemy Okiem Horusa, nie zdołamy samodzielnie ich wskrzesić, z kolei Amon nie będzie w stanie tego dokonać jeszcze przez tysiąc lat.
– A nie moglibyśmy po prostu sprowadzić ich z zaświatów? – zaproponowała Tia.
Hassan potrząsnął głową.
– Dopóki ich ciała i dusze nie zostaną zespolone, nie będą mogli opuścić tamtego świata. Ponieważ jednak zdołałaś przyzwać ogara, a on zjawił się w wyraźnie fizycznej formie, jestem przekonany, że zdołasz wskrzesić też braci.
A jeśli nie? – zastanowiłam się.
– Lily powątpiewa, czy zdołamy tego dokonać – zdradziła mnie Tia.
Osahar nachylił się do mnie i z wielkim przekonaniem stwierdził:
– Jestem pewien, że jeśli uda nam się obudzić zamieszkujące cię furie, wówczas odkryjemy klucz otwierający te konkretne drzwi.
Być może klucz, o którym mówił Hassan, zwróci mi również dostęp do wspomnień. Pragnęłam co prawda odzyskać pamięć, ale zarazem napawało mnie to przerażeniem. Co, jeśli nie potrafię dokonać tego, czego ode mnie oczekują? Co, jeśli nie będę gotowa? Co, jeśli zamiast ocalić świat, sprowadzę na niego zniszczenie? Co, jeśli wróg stojący u naszych bram, którego obecność była dla mnie równie namacalna jak towarzystwo Tii i Ashleigh, zdoła nas wytropić? Nawet farma mojej babci nie była już bezpieczna.
Rozmyślając o pomocy, której będę potrzebować, mimo woli zacisnęłam dłonie, wbijając paznokcie w skórę. Kiedy rozluźniłam palce i przyjrzałam się dłoniom, odpowiedziały mi szyderczo uśmiechnięte odciski w kształcie półksiężyców. Myśl, że mam wskrzesić braci, napawała mnie trwogą. Nie wiedziałam, czy to dobrze, czy źle. Tylko jedna rzecz wydawała się pewna: moje życie zmieni się na zawsze. Martwiłam się do tego stopnia, że nie zauważyłam czegoś istotnego – to nie Tia zacisnęła moje pięści.
Ciąg dalszy w wersji pełnej