Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja
  • Empik Go W empik go

Pollyanna - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
5 kwietnia 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Pollyanna - ebook

Pollyanna Whittier, osierocona jedenastolatka, trafia od opiekę surowej ciotki, panny Polly Harrington. Kobieta za swoją powinność uważa wychowanie dziewczynki, córki ukochanej siostry. Pogodna i zarażająca optymizmem Pollyanna odmienia oblicze miasteczka. Uczy jego mieszkańców, jak w każdej sytuacji – bez względu na to, jak przykrej – dostrzec coś, z czego można się cieszyć. Urokowi dziewczynki ulegają nawet pani Snow, wiecznie niezadowolona kobieta przykuta do łóżka przez chorobę, oraz uważany powszechnie za gbura i skąpca największy bogacz w miasteczku pan John Pendleton. Wkrótce wszyscy biorą udział w zabawie w powody do radości – wszyscy z wyjątkiem nieprzystępnej ciotki.

Jaka historia kryje się za oziębłością panny Polly? Jaką rolę odegrali w jej życiu pan Pendleton i lokalny doktor? Czy tragedia, która dotknie Pollyannę – i która pozbawi dziewczynkę umiejętności znajdowania powodów do radości w każdych okolicznościach – poruszy czułą strunę w sercu ciotki?

Napisana ponad sto lat temu przez Eleanor H. Porter powieść należy do klasyki światowej literatury dziecięcej.

Kategoria: Dla dzieci
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-67674-76-8
Rozmiar pliku: 1,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZ­DZIAŁ I

Panna Polly

W TEN CZERW­COWY RA­NEK panna Polly Har­ring­ton we­szła do kuchni dość żwawo. Zwy­kle nie ru­szała się szybko, szczy­ciła się sta­tecz­no­ścią. Dziś jed­nak się spie­szyła – na­prawdę się spie­szyła.

Nancy, która wła­śnie zmy­wała na­czy­nia przy zle­wie, pod­nio­sła wzrok za­sko­czona. Wpraw­dzie do­piero od dwóch mie­sięcy pra­co­wała w kuchni u panny Polly, ale zdą­żyła już się prze­ko­nać, że pani domu zwy­kle się nie spie­szy.

– Nancy!

– Tak, psze pani – od­parła we­soło Nancy, da­lej wy­cie­ra­jąc dzba­nek trzy­many w ręce.

– Nancy! – Głos panny Polly był te­raz bar­dziej su­rowy. – Kiedy do cie­bie mó­wię, ocze­kuję, że prze­rwiesz pracę i mnie wy­słu­chasz.

Nancy za­ru­mie­niła się ze wstydu. Na­tych­miast od­sta­wiła dzba­nek, wciąż owi­nięty ście­reczką, przez co mało go nie prze­wró­ciła – co wcale nie po­mo­gło jej od­zy­skać spo­koju du­cha.

– Do­brze, psze pani. Tak jest, psze pani – mam­ro­tała, po­pra­wia­jąc dzba­nek i od­wra­ca­jąc się po­spiesz­nie w stronę panny Polly. – Chciała żem tylko do­koń­czyć ro­botę, bo mi pani rano spe­cjal­nie mó­wiła, co­bym się uwi­nęła ze zmy­wa­niem, prawda.

Panna Polly ścią­gnęła brwi.

– Star­czy już, Nancy. Nie pro­si­łam cię o wy­ja­śnie­nia, tylko o uwagę.

– Tak, psze pani. – Nancy stłu­miła wes­tchnie­nie.

Za­sta­na­wiała się, czy kie­dy­kol­wiek zdoła tę ko­bietę za­do­wo­lić. Ni­gdy wcze­śniej nie pra­co­wała „u lu­dzi”, lecz gdy jej chora matka na­gle owdo­wiała i zo­stała sama z trójką młod­szego ro­dzeń­stwa Nancy, dziew­czyna mu­siała po­szu­kać spo­sobu, żeby za­pew­nić ro­dzi­nie wspar­cie. Bar­dzo się ucie­szyła, gdy zna­la­zła miej­sce w kuchni wiel­kiego domu na wzgó­rzu – po­cho­dziła z „Za­kątka” od­da­lo­nego o sześć mil, o pan­nie Polly wie­działa więc tylko tyle, że to dzie­dziczka sta­rej re­zy­den­cji Har­ring­to­nów i jedna z naj­bo­gat­szych miesz­ka­nek mia­steczka.

Mi­nęły dwa mie­siące, a w ich trak­cie zdą­żyła po­znać pannę Polly jako osobę su­rową, o po­waż­nej twa­rzy, która marsz­czy brwi, gdy tylko nóż spad­nie na pod­łogę lub trza­sną drzwi – ale nie zda­rza jej się uśmie­chać, gdy drzwi i noże po­zo­stają bez ru­chu.

– Gdy już skoń­czysz po­ranne prace, Nancy – mó­wiła te­raz panna Polly – uprząt­nij mały po­kój u szczytu scho­dów na pod­da­szu i po­ściel tam łóżko. Za­mieć też i wy­szo­ruj pod­łogę, po wy­nie­sie­niu stam­tąd ku­frów i pu­deł, rzecz ja­sna.

– Do­brze, psze pani. A gdzie dać to wszyćko, co stam­tąd za­bierę?

– Na stry­szek, ten od frontu. – Panna Polly chwilę się wa­hała, po czym mó­wiła da­lej: – Chyba mogę ci już te­raz po­wie­dzieć, Nancy. Wkrótce przy­je­dzie tu moja sio­strze­nica, Pol­ly­anna Whit­tier, która ze mną za­mieszka. Ma je­de­na­ście lat i bę­dzie tam spała.

– Dzie­wuszka? Tu­tej przy­je­dzie, psze pani? Ojej, jak to miło! – za­wo­łała Nancy, my­śląc o tym, jak ra­do­śnie opro­mie­niają dom w „Za­kątku” jej wła­sne młod­sze sio­strzyczki.

– Miło? No cóż, ta­kiego słowa bym tu nie użyła – rzu­ciła sztywno panna Polly. – Za­mie­rzam jed­nak za­dbać o to, żeby wszystko było jak na­leży. Je­stem uczciwą ko­bietą i znam swoją po­win­ność.

Nancy ob­lała się ru­mień­cem, po czym wy­krztu­siła:

– A pew­nie, psze pani, my­ślała żem tylko, że... Taka dzie­wuszka toby pa­nią tro­chę... no, roz­we­se­liła.

– Dzię­kuję – od­parła panna Polly su­cho. – Nie są­dzę jed­nak, żeby mi to było szcze­gól­nie po­trzebne.

– No ale pew­nie ucie­szy się pani, ma­jąc tu dzie­ciaka swo­jej sio­strzyczki – ośmie­liła się za­su­ge­ro­wać Nancy, czu­jąc pod­świa­do­mie, że musi przy­go­to­wać grunt pod przy­jazd tej ma­łej, sa­mot­nej osóbki.

Panna Polly pod­nio­sła wy­nio­śle głowę.

– No cóż, Nancy, sam fakt, że moja nie­roz­sądna sio­stra nie wie­dzieć czemu wy­szła za mąż i wy­dała ko­lejne ni­komu nie­po­trzebne dzieci na świat, który już i tak jest ich pe­łen, nie ozna­cza chyba, że sama szcze­gól­nie chcę się nimi zaj­mo­wać? Nie­mniej jed­nak, jak już mó­wi­łam, znam swoją po­win­ność. Tylko do­brze wy­szo­ruj wszyst­kie kąty! – za­koń­czyła ostro i wy­szła z po­koju.

– Do­brze, psze pani – wes­tchnęła Nancy, bio­rąc znów do ręki na wpół osu­szony dzba­nek, te­raz już tak zimny, że trzeba było jesz­cze raz go wy­płu­kać.

* * *

Po po­wro­cie do swo­jego po­koju panna Polly po­now­nie wy­jęła list, który przy­szedł dwa dni wcze­śniej z mia­steczka na da­le­kim za­cho­dzie kraju i bar­dzo nie­przy­jem­nie ją za­sko­czył. List, za­adre­so­wany do panny Polly Har­ring­ton z Bel­ding­sville w sta­nie Ver­mont, brzmiał na­stę­pu­jąco:

Sza­nowna Pani,

z przy­kro­ścią in­for­muję, że dwa ty­go­dnie temu zmarł wie­lebny pa­stor John Whit­tier, który osie­ro­cił je­de­na­sto­let­nią córkę. Nie zo­sta­wił po so­bie pra­wie nic, poza kil­koma książ­kami, po­nie­waż jak za­pewne Pani wia­domo, słu­żył w ma­łej pa­ra­fii mi­syj­nej i utrzy­my­wał się z bar­dzo skrom­nej pen­sji.

O ile wiem, był mę­żem Pani zmar­łej sio­stry, dał mi jed­nak do zro­zu­mie­nia, że ro­dziny nie były w naj­lep­szych sto­sun­kach. Są­dził jed­nak, że przez wzgląd na Pani sio­strę może ze­chce Pani przy­gar­nąć to dziecko i wy­cho­wy­wać je w gro­nie ro­dzin­nym na wscho­dzie kraju. Z tego wła­śnie względu do Pani pi­szę.

Gdy otrzyma Pani ten list, dziew­czynka bę­dzie go­towa ru­szyć w drogę. Je­śli zgo­dzi się Pani ją przy­jąć, by­li­by­śmy ogrom­nie wdzięczni, gdyby nas Pani od razu za­wia­do­miła. Pe­wien czło­wiek z na­szej spo­łecz­no­ści wkrótce wy­biera się wraz z żoną na wschód kraju, mógłby więc za­brać dziecko do Bo­stonu i umie­ścić w po­ciągu zmie­rza­ją­cym do Bel­ding­sville. Da­li­by­śmy Pani oczy­wi­ście znać, któ­rego dnia i ja­kim po­cią­giem Pol­ly­anna przy­je­dzie.

Po­zo­staję z na­dzieją na ry­chłą życz­liwą od­po­wiedź.

Łą­czę wy­razy sza­cunku

Je­re­miah O. White

Panna Polly zmarsz­czyła brwi, zło­żyła list i we­tknęła go do ko­perty. Dzień wcze­śniej od­pi­sała, że oczy­wi­ście przyj­mie to dziecko. Wy­star­cza­jąco do­brze znała prze­cież swą po­win­ność, na­wet je­śli wie­działa, że nie za­wsze jest ona przy­jemna.

Sie­działa te­raz z ko­pertą w dło­niach, a jej my­śli po­wę­dro­wały ku matce dziecka, czyli jej sio­strze Jen­nie, oraz do czasu, gdy ta jako dwu­dzie­sto­latka wbrew woli ro­dziny uparła się po­ślu­bić mło­dego pa­stora. In­te­re­so­wał się nią wów­czas rów­nież pe­wien za­możny czło­wiek, a ro­dzina zde­cy­do­wa­nie wo­la­łaby go od pa­stora, ale Jen­nie wy­brała ina­czej. Za­możny czło­wiek szczy­cił się po­waż­niej­szym wie­kiem, a także znacz­niej­szym ma­jąt­kiem, pa­stor zaś miał je­dy­nie młodą głowę pełną mło­dzień­czych ide­ałów i en­tu­zja­zmu oraz serce pełne mi­ło­ści. Jen­nie przy­pa­dło to do gu­stu, co można pew­nie uznać za na­tu­ralne, po­ślu­biła go więc i wy­je­chała z nim na po­łu­dnie jako żona pa­stora pro­wa­dzą­cego pla­cówkę mi­syjną.

Wtedy na­stą­pił roz­łam. Panna Polly do­brze to pa­mię­tała, choć była wów­czas le­d­wie pięt­na­sto­let­nią dziew­czyną, naj­młod­szą w ro­dzi­nie, która ze­rwała kon­takty z żoną mi­sjo­na­rza. Sama Jen­nie oczy­wi­ście po­cząt­kowo do nich pi­sała, a ostat­niemu dziecku (po­zo­stałe wcze­śnie zmarły) dała na imię Pol­ly­anna, na cześć swo­ich dwóch sióstr: Polly oraz Anny. Wtedy wła­śnie do­stały od niej ostat­nią wia­do­mość, kilka lat póź­niej zaś na­de­szła in­for­ma­cja o śmierci Jen­nie: krótki, pe­łen roz­pa­czy list od sa­mego pa­stora, ze stem­plem ma­łego mia­steczka le­żą­cego na za­cho­dzie.

Dla miesz­kań­ców wiel­kiego domu na wzgó­rzu czas też nie stał w miej­scu. Panna Polly, pa­trząc na roz­le­głą do­linę za oknem, my­ślała o zmia­nach, które za­szły w jej ży­ciu w ostat­nim ćwierć­wie­czu.

Miała obec­nie czter­dzie­ści lat i była na świe­cie cał­kiem sama. Oj­ciec, matka, sio­stry – wszy­scy po­marli. Od wielu lat była je­dyną wła­ści­cielką domu i pie­nię­dzy zo­sta­wio­nych przez ojca. Nie­któ­rzy otwar­cie współ­czuli jej sa­mot­nego ży­cia i na­le­gali, by zna­la­zła so­bie przy­ja­ciółkę lub to­wa­rzyszkę, z którą by mo­gła za­miesz­kać, lecz ona nie ży­czyła so­bie ani współ­czu­cia, ani cu­dzych rad. Mó­wiła, że nie czuje się sa­motna, lubi sama spę­dzać czas, ceni ci­szę i spo­kój. Te­raz jed­nak...

Panna Polly wstała z po­chmurną miną i za­ci­snęła usta. Była oczy­wi­ście za­do­wo­lona z tego, że jest uczciwą ko­bietą, która nie tylko zna swoją po­win­ność, lecz także ma dość siły cha­rak­teru, żeby ją wy­peł­nić. Ale Pol­ly­anna? Cóż to za nie­do­rzeczne imię!ROZ­DZIAŁ II

Stary Tom i Nancy

NANCY Z WE­RWĄ ZA­MIA­TAŁA i szo­ro­wała po­koik na stry­chu, szcze­gólną uwagę po­świę­ca­jąc ką­tom. By­wało, że ener­gia, którą wkła­dała w pracę, nie tyle wy­ni­kała z za­pału do usu­wa­nia brudu, ile ra­czej da­wała upust uczu­ciom. Nancy, po­mimo lę­kli­wej ule­gło­ści wo­bec pra­co­daw­czyni, wcale nie była święta.

– A... żeby tak... wy­szo­ro­wać... wszyst­kie... kąty... jej du­szy! – sa­pała ryt­micz­nie, pod­kre­śla­jąc każde słowo mor­der­czym dźga­niem ostro za­koń­czo­nego kijka ze szmatą. – Każ­den je­den trza by po­rząd­nie wy­szo­ro­wać, ot co! Co za po­mysł wci­skać bied­nego dzie­ciaka tu na górę, w tą roz­grzaną klitkę, nie­opa­laną zimą, choć tyle miej­sca w ca­łym wiel­gach­nym domu! „Ni­komu nie­po­trzebne dzieci”, no pew­nie! Ech... – bur­czała pod no­sem, tak mocno wy­ży­ma­jąc szmatę, że aż ją palce bo­lały. – Po mo­jemu to wcale nie dzieci tu ta­kie znów nie­po­trzebne, o nie!

Przez pe­wien czas pra­co­wała w mil­cze­niu, a gdy skoń­czyła, ro­zej­rzała się po skrom­nej iz­debce z wy­raź­nym nie­sma­kiem.

– No cóż, zro­bione. W każ­dym ra­zie tyle, ilem mo­gła – wes­tchnęła. – Brudu nie ma, choć nie ma i wiele win­cyj. Biedne ser­deńko... Żeby do ta­kiej klitki pa­ko­wać sa­miu­teńką sie­rotkę!

Za­koń­czyła wy­wód i wy­szła, drzwi za­mknęły się za nią z trza­skiem.

– Ojej! – Przy­gry­zła wargę, po­tem zaś do­dała za­wzię­cie: – A co tam, nic to. Oby usły­szała, jak trza­sło, a co!

Po po­łu­dniu w ogro­dzie Nancy zna­la­zła kilka mi­nut, żeby wziąć na spytki Sta­rego Toma, który od nie­pa­mięt­nych cza­sów wy­ry­wał chwa­sty i dbał o stan ście­żek w po­sia­dło­ści Har­ring­to­nów.

– A wie­cie – za­częła, zer­ka­jąc przez ra­mię, żeby spraw­dzić, czy nikt ich nie ob­ser­wuje – że tu­tej przy­je­dzie taka mała dzie­wuszka, co ma za­miesz­kać z panną Polly?

– Co ta­kiego? – spy­tał sta­ru­szek, z tru­dem pro­stu­jąc przy­gar­bione plecy.

– Dzie­wuszka, co ma za­miesz­kać z panną Polly.

– No da­lej, ładne żarty – drwił Stary Tom, nie­do­wie­rza­jąc. – A może i słońce ju­tro zaj­dzie na wscho­dzie?

– Ale to prawda! Sama mi pani mó­wiła – upie­rała się Nancy. – To jej sio­strze­nica, je­de­na­sto­letni dzie­ciak.

Ogrod­nik roz­dzia­wił usta.

– O rety! Skoro tak, to czy to... – mam­ro­tał pod no­sem, po czym jego wy­bla­kłe oczy de­li­kat­nie się roz­świe­tliły. – Nie może być... No ale jak ina­czej? Prze­cie to ani chybi cór­cia pa­nienki Jen­nie! Bo in­szych tam dzie­cia­tych nie było. O rety, pew­ni­kiem to jej cór­cia. Chwała nad ob­ło­kami! Że też moje stare oczy jesz­cze to oba­czą!

– A kto to taki ta pa­nienka Jen­nie?

– To był tu­tej taki anio­łek pro­sto z nieba – wy­szep­tał męż­czy­zna żar­li­wie – a dla daw­nych pań­stwa naj­star­sza córka. Dwa­dzie­ścia lat miała, jak za mąż po­szła i precz się stąd wy­nio­sła, wiele lat temu. Po­noć wszyst­kie jej dzieci szybko po­marły, poza ostat­nim, i pew­nie to wła­śnie ta dzie­wuszka przy­jeż­dża...

– Je­de­na­sto­let­nia.

– Tak, to cał­kiem być może. – Ogrod­nik po­ki­wał głową.

– I do­sta­nie po­kój na pod­da­szu, jakby pani cał­kiem wstydu nie miała! – rzu­ciła gniew­nie Nancy, zer­ka­jąc po raz ko­lejny przez ra­mię w stronę domu za jej ple­cami.

Stary Tom zmarsz­czył czoło, a po chwili na jego ustach za­wi­tał uśmie­szek.

– Cie­ka­wym, co też panna Polly po­cznie z dzie­cia­kiem w domu.

– Uch! A jam cie­kawa, co ten dzie­ciak po­cznie z panną Polly! – prych­nęła Nancy.

Stary ogrod­nik się za­śmiał.

– Coś na­sza Nancy chyba za panną Polly nie prze­pada.

– A kto by za nią prze­pa­dał! – rzu­ciła po­gar­dli­wie Nancy.

Stary Tom dziw­nie się uśmiech­nął. Po­chy­lił się i wró­cił do pracy.

– Pew­nie Nancy nie sły­szała o jej hi­sto­rii mi­ło­snej – rzekł po­mału.

– Hi­sto­rii mi­ło­snej? Panny Polly? A gdzie by! Chyba nikt nie sły­szał!

– A i ow­szem. – Sta­ru­szek po­ki­wał głową. – Jej luby wciąż tu­tej mieszka w mia­steczku.

– Kto to taki?

– A nie po­wiem. Nie przy­stoi. – Ogrod­nik się wy­pro­sto­wał. W przy­ga­szo­nych błę­kit­nych oczach zwró­co­nych ku do­mowi wid­niała szczera duma wier­nego sługi, który przez lata dla swo­ich pań­stwa pra­co­wał i da­rzył ich ser­decz­nym uczu­ciem.

– To być nie może! Żeby ona miała lu­bego? – upie­rała się Nancy.

Stary Tom po­krę­cił głową.

– Na­sza Nancy nie zna panny Polly tak jak ja – prze­ko­ny­wał. – Kie­dyś to była cał­kiem ładna ko­bieta. I dziś by była, je­śliby ze­chciała.

– Ładna ko­bieta?! Panna Polly?!

– A pew­nie. Jakby tylko pu­ściła te cia­sno upięte loki i no­siła je tak zwy­czaj­nie, lekko, jak daw­niej, no i do tego te cze­peczki z kwiat­kami, suk­nie z ko­ro­nek, wszy­ściutko ta­kie bie­luś­kie, toby się Nancy prze­ko­nała, jaka ona ładna! Panna Polly wcale nie taka stara.

– Ale wy­gląda staro! W ta­kim ra­zie świet­nie sta­rość udaje, ot co! – prych­nęła Nancy.

– Ano tak. Wtedy się wła­śnie za­częło, gdy miała kło­pot z tym lu­bym – Stary Tom po­ki­wał głową – a od­tąd jakby się pio­łunu i ostów naja­dła, taka się zro­biła zgorzk­niała i draż­liwa.

– Sama prawda – oświad­czyła Nancy wzbu­rzona. – Nic jej nie za­do­wala, jak by się czło­wiek nie sta­rał! Nie tkwi­ła­bym tu, gdyby nie za­płata i ro­dzina, co na tą za­płatę czeka. Cho­ciaż kie­dyś pew­ni­kiem szlag mnie trafi, a wtedy to już bę­dzie „że­gnaj, Nancy”, je­śli o mnie cho­dzi, ot co!

Stary Tom po­krę­cił głową.

– Wiem, sa­mem to czuł. To zwy­kły od­ruch, ale nie naj­lep­szy, moje dziecko, nie naj­lep­szy. Mo­żesz mi wie­rzyć. – I znów po­chy­lił starą głowę nad grządką.

– Nancy! – roz­le­gło się świ­dru­jące wo­ła­nie.

– Tak, psze pani... – wy­bą­kała Nancy i po­pę­dziła do domu.

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: