- W empik go
Polonia irredenta - ebook
Polonia irredenta - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 203 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Poczyo! Jako tułacz idę w twoje progi,
Niosąc z sobą świat cierpień, bolesny a drogi!
Biorę twą lutnię, wiążę pozrywane struny,
Śpiewać będę, choć w koło błyskają pioruny…
Przebrzmiały czasy dawne, płyną czasy nowe
A Nadzieja żałobą wciąż pokrywa głowę…
Precz ze skargą! Choć niebo nad nami się chmurzy
Słuchamy szumu wichrów, śpiewamy sród burzy! –
W czarnej krainie węgla, pośród maszyn zgrzytu.
Pośród tłumów nękanych od świtu, do świtu,
Gdzie kopułę niebieską dym kirem powleka,
Gdzie nocą wiszą łuny nad domem człowieka,
Zdala wiosny, co krzepi podmuchy wonnemi,
Żyjąc życiem przybyszów śród rodzinnej ziemi –
Gdy przypadkiem piosenka do ucha zaleci,
Z ust westchnienie wybiega, w oku łza zaświeci,
Ból jakiś i zdziwienie przeszłość w nas porusza,
Pytamy: gdzież ta Polska z Pana Tadeusza!…
Idź na półki księgarzy, patrz w pożółkłe karty,
Bo w pamięci współczesnych obraz jej zatarty!…
Gdzieś w dali Niemen płynie i Wilja się toczy,
Tu czarne rzeki węgla widzą nasze oczy!…
Dymy, dymy!… Kominów unoszą się lasy
A w głębi wrą dniem, nocą fabryczne hałasy,
Ludzie łudzi mijają śród dzikiej pogoni,
Z wargami spalonomi, bladością na skroni.
Wszystkie celo w cel jeden nagle się skupiły,
Wszystkie serca porywy, wszystkie ducha siły,
Młodości bujne wzloty, mężów twarda stałość,
Starców chłodny rozsądek i przezorna dbałość,
Niech świat ginie, śmiech jemu rzucimy ponury.
Byle szedł węgiel, węgla nasypujcie góry! –
Może tam w Akademiach panowie uczeni
Szklannem okiem szukają nowych praw w przestrzeni,
Może jacy poeci pośród łąk kobierca
Filonowo piosenki nucą w imię serca…
Może tłum zapaleńców z rozpaczą na twarzy
Sięga śmiało podwalin tronów i ołtarzy –
Tu nikogo nie mami cichy laur nauki,
Ni upiór ideału, ani słodycz sztuki,
Może tam jest Bóg jaki, co porusza światy,
Tu jest tylko Bóg jeden: Bóg Zysku i Straty! –
Wielki on, jak te kraje łun, dymów, hałasów,
Mocarz nieulękniony nowożytnych czasów,
Złączył wszystkie kościoły, złączył wszystkie państwa
I namaścił Interes ideą Kapłaństwa…
Silny on! Kiedy skinie, lecą ciemne tłumy,
Których by nie ruszyły serca, ni rozumy;
Wznoszą dłoń okrwawioną, jak szeregi karne
Suną między hut ognie lub w podziemia czarne,
Trupem gęstym próg ścielą… Na pole zagłady
Cicho, posłusznie nowe zdążają gromady…
Za, nędznem! tłumami ciemnych robotników
Zlatują uniżone legie urzędników,
Jak psy gończe ku trzodzie zbiegają roboczej,
Pan szczekać każe, wiernie patrzą panu w oczy,
Pan im za to wydzieli skrawek swego raju…
Kraj zarabia jak człowiek! To służba dla kraja!…
Lecz skąd oni? Gdzież panów staropolskie plemię?!…
Belgom, Francuzom, włochom sprzedali swe ziemie!
Może idąc za wieku dziejową oznaką
W kieszeniach swą ojczyznę wiozą do Monacco…
Napłynęły w kraj cichy tłumy cudzoziemców,
Belgów, francuzów, włochów, moskali i niemców,
Niby hordy Wandali lub giermańskich łowców
Zalały biedną Polskę legie przemysłowców,
Wprzęgając w jarzmo pracy, upodlenia, głodu
Lud prosty hasłem: wielkiej kultury Zachodu
Grabiąc, paląc, mordując od granicznych słupów
Pod sztandarem kultury – dla zysków i łupów!
Gdzież Polska?! – Wszyscy uszli, tylko lud roboczy
Pozostał i z swym krzyżem na ramionach kroczy…
On przyrósł mu do barek, zrzucić go nie może!
Dokoła obcych ludów złowrogie bezdroże.
Gdziekolwiek się obróci twarz znękana, blada,
Wszędzie posępnym wzrokiem patrzy nań Zagłada.
Jedno mu pozostało, jeden żar w nim tleje:
Poczucie wielkiej krzywdy, jaka mu sio dzieje,
To poczucie niekiedy w płomień sio rozpala
I jak wulkan wybucha – na niemca, moskala…
Teraz wre gdzieś głęboko ukryte, tajemne,
Odzywając się czasem jak grzmoty podziemne.
Cyniczny świat, nie słucha tej burzy ukrytej
I śmiechem wita morza ludzkiego skowyty,
Kiedy brzegi zdobywców podmywa złowrogo.
Próżno burzą się fale, świat dąży swą drogą!
Dąży, lecz jak pochylnią toczące się bryły
Spada on do ukrytej dla oka mogiły,
Gdy dobiegnie otchłani w niewstrzymanym pędzie,
Próżno krzyknie: ratunku! – Już zapóźno bedzie.
O biedny ludzie polski, ty ludzie roboczy!
Obficie znój twój cieknie, krew strumieniem broczy,
Na barkach brzemię trudu, gorycz w twojej duszy,
Dzieje… twe wyśnił chyba jakiś bóg katuszy…
Ty budzisz się z letargu! Płomienne dnia znamię
Spędza noc z twojej myśli, szał dźwiga twe ramię:
Uszli z pola, magnaci, szlachta i mieszczanie,
Tyś sam został i z ciebie nowa Polska wstanie!
Prawda twoim puklerzem, nędza twoją bronią,
Ból i klęska twym Orłem i twoją Pogonią,
Gdy innych blada niemoc jak zaraza tknęła,
W tobie, o polski Ludzie, Polska nie zginęła!
* * *I. TRUPIE POLE.
Noc ciemna i wietrzna, lecz księżyc z za chmury
Wychylił zamglone swe czoło
I światłem sinawem kraj oblał ponury,
Zapadłe pustkowia, gdzie pochód kultury
Swe słupy ustawił w około.
Na słupach tych czarne widnieją tablice…
Spoglądam… Znak śmierci bieleje!
Głów trupich rząd groźny zapadłą ziemicę
Otoczył i wytknął dla żywych granice!
Te godła – kultury trofeje! –
Stój! Nie idź za słupy! Tam ziemia się chwieje,
Za skarby się pomści wydarte!…
Patrz! Jakaż tam rzeka posępnie czernieje?
To ciągnie tłum ludzki!… Gdzie łuna jaśnieje
Na nocną podąża on wartę.
Z łun w dali strzelają kominy – olbrzymy,
Jak maszty korsarskich okrętów,
Jak czarne bandery, tak wyją się dymy –
I groźnie w dal płyną dymiące olbrzymy
Po morzu społecznych zamętów.
Tam nawa kopalni śród świateł lśni w dali.
Spiesz, tłumie! Już huczą sygnały!
Ta nawa na giełdach popłynie wbrew fali,
Miliony przywozi, więc dalej, ho dalej,
Spiesz, tłumie! Miliony wezwały! –
Tłum toczy się, wpływa w dziedzińca obszary,
Dym ściele się nisko po piasku,
Wrą grzmoty sortownie, drży dziki świst pary
I ludzie dokoła latają jak mary
Śród piekła zamętu i wrzasku.
Śpiesz, tłumie! Świat w dali chce życia, chce ciepła!
Śpiesz, tłumie! grzmią głosy z głębiny…
Tam ludzkość na świecie od chłodu w pół skrzepła!
Spiesz, tłumie! grzmią wichry… tam ludzkość chce ciepła!
Śpiesz, tłumie! chichoczą machiny…
* * *II. CZARNA KASKADA.
Szkielety rusztowań pokrywa mgła blada
Jak senne i groźne widziadła
A rzeka węglowa z ich szczytu w głąb spada,
Zlatuje po piętrach jak czarna kaskada,
W koryto wagonów już spadła.
I toczy się dalej tych czarnych brył rzeka,
Pociągi ponuro grzmią w biegu
Do grodów, do stolic, gdzie kupców tłum czeka…
Przetapia się w morze banknotów ta rzeka,
Bój dziki szaleje u brzegu!…
Mgła skrywa obrazy. Grzmi czarna kaskada,
Po piętrach swą piersią w głąb zlata.
Ha, wraca ze stolic pociągów gromada,
Już z hukiem spiętrzonych rusztowań dopada –
Cóż w zamian przywozi ze świata? –
Cóż w zamian przywozi?… Zapytaj Tantala,
Co stanął u zrębu rusztowań!
U jego stóp wiecznie grzmi czarnych brył fala, –
Lecz gdy chce zaczerpnąć, nurt w głąb się oddala
I huczy korytem belkowań…
Daremnie się chyli z rozpaczą człowieka
Nad bogactw płynącym strumieniem.
Tantalu! twe oczy mgła mętna powleka,
Daremnie chcesz czerpać! Nurt z hukiem ucieka