Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Połów. Poetyckie i prozatorskie debiuty 2021 - ebook

Wydawnictwo:
Seria:
Data wydania:
5 grudnia 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
17,00

Połów. Poetyckie i prozatorskie debiuty 2021 - ebook

Almanach z wierszami sześciorga poetek i poetów oraz sześciorga prozaiczek i prozaików przed debiutem książkowym. W 2021 roku w projekcie Połów – po raz pierwszy łączącym prozę i poezję – w gronie najlepiej rokujących twórców i twórczyń znaleźli się: Iwona Bassa, Aleksandra Byrska, Barbara Frączyk, Bartosz Horyza, Zofia Kiljańska, Szymon Kowalski, Mirosław Kulisz, Patryk Kulpa, Patrick Leftwich, Ola Lewandowska, Marta Lipowicz i Alicja Sawicka. Tom ukazuje, jak różnorodnymi językami mówi o współczesności najnowsza literatura – wrażliwa na krzywdy społeczne, krytyczna w obliczu kryzysów, wnikliwie rejestrująca zmiany w świecie i człowieku, a wreszcie – językiem i wyobraźnią wyprzedzająca realia, w których dopiero przyjdzie nam żyć.

Spis treści

Iwona Bassa
Głodni

Głodni

Jakub Kornhauser: Bassa torpeda

Aleksandra Byrska
kalcyt

kalcyt
godzina wychowawcza
o zachowaniu na lekcji
fałdy oświaty
zdrada
mikrofala
in Greta they trust
O
girl power
sprawdzian

Dawid Mateusz, Jakub Skurtys: Kredę gryzie się ze strachu

Barbara Frączyk
Święto kobiet

Lidka
Kaśka

Adam Kaczanowski: Smutny i zachwycony

Bartosz Horyza
Część wierszy o jaraniu się
* *
YOUNG PTAKU x Gołąb – Grahamka (Official Music Video)
MOPY SUFITU
JEDNA Z TYCH OKŁADEK CO TO SIĘ MYLĄ Z OPŁATKIEM I NIEOPATRZNIE SIĘ JE WKŁADA DO BUZI
SPOŻYTKOWAĆ PISARSKOŚĆ
E-n
DWA ZDANIA O JARANIU (SIĘ), BO LUDZIE MNIE PYTAJĄ JAK TO JEST BYĆ SKRYBĄ
RUCHY
[zakola w oku]

Dawid Mateusz, Jakub Skurtys: Tętent spalonej awangardy


Zofia Kiljańska
chóry podziemne

Zeznanie
Mama mówiła, żeby chwycić się truskawki jak dnia
Raport!
Makroskop
SEN: Jestem poszukiwaczem skarbów
Jestem chorobą tej źrenicy
Czerwone mleko
* * *
NOC: Warszawa w zdjęciach
Wojny i lato

Dawid Mateusz, Jakub Skurtys: Koszmary Sinéad O’Connor

Szymon Kowalski
ja i moja banda zdegradujemy wszystkie całuny

Centrum oświecenia
Za portalem
I nie chodzi tu o popadanie w spory
Wszystkie posty żyją w układzie rozrodczym ostatniego człowieka niesurrealnego
Zadarte. Mgliste. Nie być razem w kabinie
Wściekłość jazzmana z tylnej okładki
65 lat później
Krwawię niedostatecznie. Gdzie Wasza pomoc?
Tworzywo, magnaterie!
Nie mamy już sił. To zachód

Dawid Mateusz, Jakub Skurtys: Ewangelia: geneza zapachu

Mirosław Kulisz
Wesołe miasteczko

Wesołe miasteczko

Adam Kaczanowski: Zupełnie jak nigdy

Patryk Kulpa
Flash fiction

Niszczejące remonty
Ekoterrorystyczna pedagogika wstydu
Po przeciwnej stronie ulicy zawsze świeci słońce
Wolna przestrzeń w przebieralni numer cztery
Święta w domu

Jakub Kornhauser: Kulpa szybowiec

Patrick Leftwich
O °DLL

cisza jak meteoryt / cisza wyciekającej atmosfery
##ekr#n#
argonauci w metopie
moje ciało za]udnia bardzo ]]dużo zombie
26 i 2017 trzy minuty do północy
#z braku

Dawid Mateusz, Jakub Skurtys: Spektralne linie, solarne pasma

Ola Lewandowska
Jesteśmy pierwszą ciemnością tego lata

powrót: virgin suicide
był czerwiec: szlug przed klatką
where the wild roses grow
syreny
again and again and again
idzie na burzę: niepokój
ustawka
osiedlove: rewatch
podziemne przybiera
wtedy lato trwało zawsze

Dawid Mateusz, Jakub Skurtys: Let the right one in

Marta Lipowicz
O Hance

O Hance

Jakub Kornhauser: Lipowicz armatohaubica

Alicja Sawicka
Światłoczułe

Zasady poruszania się po ringu
Wybudowano port i nazwano go na cześć króla

Adam Kaczanowski: Długo po zakończeniu

Kategoria: Poezja
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-67249-66-9
Rozmiar pliku: 3,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

.

IWONA BASSA

GŁODNI

.

Głodni

Idę, deszcz na­pluł mi do bu­tów, po­goda jak z dra­matu Ib­sena, choć nie prze­czy­ta­łam żad­nego, wy­star­czyło zer­k­nąć na okładki: dzi­kie gęsi, ry­ce­rze z pół­nocy, ob­lu­bie­nice na dnie mo­rza. Cięż­kie kro­ple pu­kają w czoło, głu­pia, głu­pia. W tu­nelu ja­kiś Ja­rek gra na gi­ta­rze, sły­chać go już na scho­dach, w do­mach z be­tonu nie ma wol­nej mi­ło­ści, sie­dzi na go­łej ziemi, ła­pie wilka. Śpiewa z prze­ję­ciem, ale cze­goś mu w gło­sie za­bra­kło, świę­tego szału, a on jak na ogni­sku w Biesz­cza­dach, na­wet nie wy­sta­wił sło­iczka na drobne.

Ban­ko­mat po­łyka kartę z szu­ra­niem i ocią­ga­niem. Ile razy można to ro­bić? Czy ist­nieją ja­kieś li­mity? Nie znam re­gu­la­minu, tych wszyst­kich ustę­pów i pas­su­sów za­pi­sa­nych drob­nym drucz­kiem, ozna­czo­nych gwiazdką. Pew­nie za­raz wy­świe­tli się ko­mu­ni­kat: „Od­czep się, wa­riatko, nie masz żad­nych pie­nię­dzy, spa­daj stąd!”.

Trwa iden­ty­fi­ka­cja karty, ma­szyna szumi i trzesz­czy, wy­tęża pro­ce­sory. Do­stępne środki: wy­druk czy ekran? Trwa na­wią­zy­wa­nie po­łą­cze­nia z ban­kiem, z ba­zami wraż­li­wych da­nych, z cen­trami prze­twa­rza­nia su­per­taj­nych in­for­ma­cji.

Skórki wo­kół kciuka sma­kują solą.

Na moim kon­cie ban­ko­wym, tym źle się pro­wa­dzą­cym ra­chunku, przy­wy­kłym do de­be­tów i po­trą­ceń, au­to­ma­tycz­nych pro­wi­zji, man­da­tów za nie­ter­mi­no­wość i od­se­tek kar­nych, wy­ży­ło­wa­nym i wy­pi­ło­wa­nym do cna, wy­ska­kuje na­gle liczba po­wy­żej zera. Za­si­łek z ty­tułu nie­ogar­nia­nia rze­czy­wi­sto­ści, po­więk­szony o do­da­tek na re­ha­bi­li­ta­cję, za­po­moga dla na­iw­nia­ków.

W ker­fu­rze same nie­po­wta­rzalne oka­zje, pro­mo­cje tylko do ju­tra, hity ce­nowe, oferty ważne do wy­czer­pa­nia za­pa­sów. Prze­trzą­sam półki drżą­cymi rę­kami, w oba­wie, że prze­ga­pi­łam su­per-mega-giga wy­prze­daż, 25% ta­niej, dwa za je­den, wię­cej za mniej, tniemy ceny, do­bre za drobne, im ciem­niej, tym przy­jem­niej. Duże opa­ko­wa­nie, hi­per­paka, XXL.

Mio­tam się po skle­pie, na­jeż­dżam wóz­kiem in­nych ku­pu­ją­cych, klien­tów bla­dych, wy­sty­głych, któ­rzy w zwol­nio­nym tem­pie zdej­mują pro­dukty z pó­łek, przy­bli­żają do oczu, wa­hają się, od­kła­dają. W zim­nej wo­dzie ką­pani, w prze­rę­blu.

Ja ata­kuję jak wy­dra śnieżna, szybko i bez li­to­ści.

Każdy pro­dukt se­lek­cjo­nuję sta­ran­nie, a kry­te­ria mam ostre, wy­gó­ro­wane: ma być ta­nio, naj­ta­niej, ul­tra­ta­nio, naj­le­piej za darmo. Jak inni szu­kają składu pro­duk­tów albo ter­minu waż­no­ści, tak ja wy­pa­truję tej cho­ler­nej po­ma­rań­czo­wej metki z ceną i mam ochotę krzyk­nąć: za co?! Za co aż tyle?! Za tę garstkę mąki, soli, barw­ni­ków i wody?

Je­dze­nie, które wkła­dam do ust, z le­d­wo­ścią przy­po­mina po­ży­wie­nie, za­do­wa­lam się wy­ro­bami je­dze­nio­po­dob­nymi. Moje ciało po­woli prze­ista­cza się w pro­dukt cia­ło­po­dobny, staję się pod­róbką czło­wieka.

Okrą­żam sklep jesz­cze kilka razy, tak ła­two coś prze­oczyć, ha, vi­fon ostry jest tań­szy od kwa­śnego o pięć gro­szy, ukryli go na naj­niż­szej półce, ale nie dam się oszu­kać. Z bły­skiem w oku ła­duję ostre do ko­szyka, kwa­śne od­rzu­cam ze wstrę­tem i po­gardą, co za cham­stwo, co za zdzier­stwo.

Moje łupy zdo­byczne pod­ska­kują na ta­śmie i suną w stronę ka­sjerki, która bez li­to­ści na­bija wszystko na licz­nik, pik, pik, i wy­gła­sza wy­rok. Zbyt wy­soki, zbyt okrutny.

Za co? Za co aż tyle? Za tę odro­binę sza­leń­stwa, za­wrotu głowy, za­po­mnie­nia?

***

Kto to może być?

– Dzień do­bry, to ja, Je­rzy wła­ści­ciel, trzeba by wre­ście za­pła­cić czynsz za li­sto­pad, umowę najmu my spi­sali. Już po cza­sie, a pie­niążki po­trzebne bar­dzo. Tak że tego. Tak być to nie bę­dzie.

– Otwie­rać, tu in­ka­senci z elek­trowni! Po­zna­jesz ten pa­pier? To ra­chu­nek za prąd, ter­min płat­no­ści za­la­łaś kawą i uda­jesz, że mi­nął mie­siąc temu, a już prze­le­ciały trzy. Za darmo to boli gar­dło.

– Jest tam kto? Moje na­zwi­sko mgr Ma­rianna Błoń­ska, bi­blio­te­karka z wy­po­ży­czalni na Raj­skiej. Żą­dam zwrotu wo­lu­mi­nów prze­trzy­ma­nych dwie­ście trzy­dzie­ści sie­dem dni, dwa­dzie­ścia gro­szy za każdą jed­nostkę zwłoki. Wi­dzę, że Roz­mowy o śmierci i umie­ra­niu Kübler-Ross wciąż nie­prze­czy­tane.

– Halo, ka­nar się kła­nia i jego ko­lega Zby­szek, MPK Kra­ków, wle­piamy ga­po­wiczce man­dat za jazdę na tra­sie Ba­ga­tela–Bi­pro­stal.

– Cześć, po­zna­jesz mnie? Magda Ma­kow­ska, twoja przy­ja­ciółka. Chcia­łam cię za­py­tać, czy w tamte wa­ka­cje spa­łaś z moim Ra­fa­łem?

Magdo, Magdo, jaki on tam twój. On był kwiatu lipy, za­pa­chu miodu.

Do­bi­jają się do drzwi, walą pię­ściami – za­płacę, za wszystko wam za­płacę, po­trze­buję tylko wię­cej czasu, jak te urzą­dze­nia o dłu­gim okre­sie roz­ru­chu, co wolno się na­grze­wają.

Tu Mi­ni­ster­stwo ds. Uchy­la­nia Się Od Rze­czy­wi­sto­ści. Ręce do przodu, za­ku­wamy cię w kaj­danki. Nie, nie mam przy so­bie ani w so­bie żad­nych sub­stan­cji odu­rza­ją­cych, kie­dyś całe mnó­stwo, aż mi chlu­po­tało w ukła­dzie na­grody, na wy­spach Lan­ger­hansa, w be­lecz­kach wą­tro­bo­wych. Te­raz je­stem czy­sta, pod każ­dym wzglę­dem, asce­tyczna.

Pa­trzymy na sie­bie z Chleb­kiem. Skąd dzieci biorą ta­kie gały? Ciii – kładę pa­lec na ustach. Za­kle­jona pla­strem szyba drży, go­towa zdra­dzić na­szą obec­ność.

Nie od­dy­chaj tak gło­śno, nie sap.

Po dru­giej stro­nie wi­zjera głowa więk­sza od reszty ciała krzy­czy:

– Pro­szę otwo­rzyć! Pro­szę mnie wpu­ścić!

Przy­go­to­wa­łam dla pani su­per­o­fertę: oto ka­len­da­rze stra­żac­kie, ty­siące ka­na­łów w abo­na­men­cie, noże, co prze­tną na­wet ka­mień.

Halo, za­lała mnie pani, cały su­fit prze­cieka!

Prze­pra­szam, spłuczka w to­a­le­cie się za­cięła.

– Dzień do­bry, na­zy­wam się Zu­zanna Grzy­bow­ska, je­stem ku­ra­to­rem są­do­wym. Czy skła­dała pani po­zew o ali­menty?

– Ach, tak. – Spa­dam na zie­mię. – Pro­szę.

Kiedy Zu­zanna wcho­dzi, de­ska w pod­ło­dze skrzypi, za­mek się za­cina, klamki od­pa­dają, ku­bek prze­wraca i wy­lewa zimną kawę na akty uro­dze­nia oraz we­zwa­nia do za­płaty, noga od stołu się urywa. Bło­go­sła­wiona Sa­lo­meo, któ­raś miesz­kała w ofi­cy­nie tej ka­mie­nicy w 1920 roku – jak in­for­muje ta­bliczka, za którą uschły kwiatki – zmi­łuj się nade mną, zrób coś z tym! Ale Zu­zanna, z pa­to­lo­giami za pan brat, nie po­tyka się o próg, nie wy­bija so­bie zę­bów.

– Pro­szę, niech pani siada. – Po­zo­sta­wiam jej wy­bór mię­dzy za­rwaną wer­salką a krze­słem bez opar­cia. Szafa nie wy­trzy­muje na­pię­cia i ob­rywa się z za­wiasu, drzwiczki uchy­lają się, skrzy­piąc, jak­bym ukry­wała w środku ko­chanka. Wy­biera wer­salkę.

Może coś do pi­cia – chcia­ła­bym za­pro­po­no­wać, ale li­cho wie, co piją ku­ra­to­rzy, ku­ra­to­ro­wie, na pewno atra­ment pro­sto z ka­ła­ma­rza, ale czy kawę Fort? Pew­nie za­żąda jesz­cze mleka i cu­kru. Gdzie się po­działa ta cho­lerna ły­żeczka?

Ona tym­cza­sem roz­kłada for­mu­la­rze, na któ­rych za­raz spi­sze hi­sto­rię mo­jego upadku. Ko­niec ka­riery Ju­styny S. Po co pani taka wielka torba – boję się za­py­tać. Żeby ci za­brać dziecko. Wy­wieźć je do pla­cówki z me­ta­lo­wymi kub­kami i la­stri­kową pod­łogą, którą szo­ruje się szmatą za­ło­żoną na szczotkę.

Chle­bek przy­tasz­czył książkę o pi­ra­tach – czy­taj mi, nie te­raz – wy­ci­ska dwie wiel­kie łzy.

– Znajdź czte­rech pi­ra­tów z rudą brodą, dwóch z ha­kiem za­miast dłoni, jed­nego z pa­pugą na ra­mie­niu – ce­dzę przez zęby.

– Kiedy roz­stała się pani z oj­cem dziecka, Woj­cie­chem? – za­czyna Zu­zanna.

– Pół roku temu. Około.

– Dla­czego do­piero te­raz wy­stę­puje pani o ali­menty?

– Ja­koś nie mo­głam się ze­brać.

– Co było po­wo­dem roz­sta­nia? – Zerka na mnie znad kwe­stio­na­riu­sza, w któ­rym ma uło­żone go­towe py­ta­nia oraz po­zo­sta­wione okienka na od­po­wiedź. Ja nie mam go­to­wych od­po­wie­dzi. Sta­ram się mó­wić tyle, ile jest miej­sca na kartce, ma­łymi li­ter­kami.

– Nie mo­gli­śmy się już po­ro­zu­mieć. – Wstaję i ukrad­kiem pod­no­szę z pod­łogi skar­petkę. – Miał pro­blem z al­ko­ho­lem.

– Phi! No te­raz to do­wa­li­łaś do pieca – od­zywa się Woj­tuś z głębi szafy niby z ja­kiejś Na­rnii. – A ty niby taka święta? A idźże, idźże... ba­joku je­den!

– Jest uza­leż­niony? – wtrąca się Zu­zanna, wska­zu­jąc na pisz­czące drzwiczki. – Drgawki? Ha­lu­cy­na­cje?

Re­la­nium. Ha­lo­pe­ri­dol.

– A z czego pani żyje?

Nie­wąt­pli­wie do­brze zde­fi­nio­wała pro­blem. W świe­tle eko­no­mii – nie żyję. A je­śli na­wet, po­zo­staje to wy­soce nie­praw­do­po­dobne.

– Jest! – Chle­bek zna­lazł pi­rata z rudą brodą.

– Dzień do­bry, na­zy­wam się Be­ata z opieki spo­łecz­nej, wła­śnie wy­je­cha­łam w te­ren, żeby prze­pro­wa­dzić wy­wiad śro­do­wi­skowy. Gdzie mogę roz­ło­żyć te pa­piery? – Wska­zuję wer­salkę albo krze­sło bez opar­cia. Wy­biera krze­sło. – Jak się pani miewa po śmierci mamy?

– To tata umarł – spro­sto­wa­łam.

Stają nade mną Zu­zanny i Be­aty, z oku­la­rami, z lu­pami, oglą­dają pod świa­tło. Roz­bierz się – na­ka­zują, więc ścią­gam ubra­nie – jesz­cze biu­sto­nosz – po­spie­szają – majtki też. Przy­bli­żają szkło. Ale okaz – mru­czą pod no­sem. Dla­czego nie go­spo­da­ro­wa­łaś roz­sąd­niej tym za­so­bem?

Dziew­czyny, ja in­we­stuję tylko w ry­zy­kowne in­te­resy, przed­się­wzię­cia na skraju prze­pa­ści. Je­śli nie grozi krach, to żadna frajda, nie cią­gnie mnie. Lecę tam, gdzie ban­kruc­two wisi w po­wie­trzu, gdzie czuć je na ki­lo­metr, lecę jak ćma do ża­rówki, jak całe nocne, ciemne ro­bac­two.

– Gdzie on te­raz jest? – pyta Zu­zanna.

– Gdzie prze­bywa pan Woj­ciech? – chce wie­dzieć Be­ata. – Co się z nim dzieje?

Woj­tuś zbiera ja­gody na po­la­nie w le­sie pod Brze­skiem, ja­gody słod­kie i ja­gody wil­cze. Aby się otruć – tłu­ma­czy zza krzaka – nie wy­star­czy tru­ci­zna, po­trzebna jest jesz­cze re­ak­cja psy­chiki, prze­ra­że­nie, ro­zu­miesz, zgoda na to, by sub­stan­cja za­dzia­łała, uzna­nie jej praw. Fi­nalny akt za­tru­cia to za­wsze wy­pad­kowa sił, in­te­rak­cja.

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: