Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • nowość
  • promocja

Polowanie na Escobara - ebook

Tłumacz:
Data wydania:
13 listopada 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Polowanie na Escobara - ebook

Prawdziwa historia potęgi i upadku najsłynniejszego barona narkotykowego.

Pablo Escobar był jednym z najbogatszych kryminalistów w historii. U szczytu potęgi kontrolował osiemdziesiąt procent światowego rynku kokainy, dyktując warunki kolumbijskiej władzy i grając na nosie Stanom Zjednoczonym. Rozpętał terror zamachów i krwawą wojnę narkotykową. Jego sława wykroczyła daleko poza granice obu Ameryk. Bezwzględność, arogancja i wyrachowanie sprawiły, że imię Escobara do dziś owiane jest legendą, a jego biografia stała się podstawą popularnego serialu „Narcos”.
Mark Bowden pokazuje, że rzeczywistość może być o wiele bardziej przerażająca niż fikcja. W swoim szczegółowym śledztwie odsłania kulisy wieloletnich zmagań amerykańskich i kolumbijskich władz z Królem Kokainy.
Mark Bowden - amerykański  dziennikarz i pisarz. Znany z bestsellerowych książek: „Helikopter w ogniu”, „Ostatni trop” i „Hue 1968”. Obecnie pracuje dla miesięcznika „Vanity Fair”, pisał też do „New Yorkera”, „Sports Illustrated”, „Rolling Stone”. Za „Helikopter w ogniu”  był nominowany do prestiżowej amerykańskiej National Book Award.

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 9788368263480
Rozmiar pliku: 2,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Pro­log

2 grud­nia 1993 roku

Tego dnia, kiedy Pa­blo Esco­bar zo­stał za­bity, jego matka Her­milda przy­szła na miej­sce na pie­chotę. Wcze­śniej źle się czuła i była w kli­nice, wła­śnie tam usły­szała wia­do­mość. Ze­mdlała.

Kiedy od­zy­skała przy­tom­ność, udała się pro­sto do Los Oli­vos, dziel­nicy w po­łu­dniowo-cen­tral­nej czę­ści Me­del­lín, gdzie re­por­te­rzy te­le­wi­zyjni i ra­diowi już re­la­cjo­no­wali to, co tu się stało. Tłumy za­blo­ko­wały ulice, więc mu­siała za­trzy­mać sa­mo­chód i pójść pie­szo. Her­milda – twarda sta­ruszka z si­wymi wło­sami, ko­ści­stą, wklę­słą twa­rzą i lekko prze­krzy­wio­nymi, du­żymi oku­la­rami spo­czy­wa­ją­cymi na dłu­gim, pro­stym no­sie, ta­kim sa­mym jak u jej syna – szła przed sie­bie sztywno, ma­łymi krocz­kami, przy­gar­biona. Była ubrana w su­kienkę z de­li­kat­nym kwia­to­wym wzo­rem i na­wet dro­biąc, ma­sze­ro­wała zbyt szybko, by jej otyła córka mo­gła za nią na­dą­żyć. Młod­sza ko­bieta mu­siała się sta­rać, by do­trzy­mać jej kroku.

Los Oli­vos to dziel­nica skła­da­jąca się z prze­cznic za­bu­do­wa­nych nie­re­gu­lar­nymi, dwu- lub trzy­kon­dy­gna­cyj­nymi do­mami z ma­leń­kimi po­dwó­rzami i ogród­kami, przy któ­rych ro­sną kar­ło­wate palmy le­d­wie się­ga­jące da­chu. Ba­ry­kady po­sta­wione przez po­li­cję od­gra­dzały zgro­ma­dzony te­raz tłum. Żeby le­piej wi­dzieć, co się dzieje, część miesz­kań­ców wspięła się na da­chy. Byli tacy, któ­rzy mó­wili, że na pewno za­bito Pa­bla, i tacy, któ­rzy mó­wili, że nie, że po­li­cja za­strze­liła ja­kie­goś męż­czy­znę, ale to nie był on, po­nie­waż on znowu im się wy­mknął. Wielu wo­lało wie­rzyć, że udało mu się uciec. Me­del­lín było do­mem Pa­bla. To tu­taj za­ro­bił mi­liardy, tu­taj wy­bu­do­wał za nie wiel­kie biu­rowce i osie­dla miesz­ka­niowe, dys­ko­teki i re­stau­ra­cje, tu­taj po­bu­do­wał miesz­ka­nia dla bied­nych, dla lu­dzi, któ­rzy wcze­śniej miesz­kali w ru­de­rach z kar­tonu, pla­stiku i bla­chy, prze­szu­ki­wali miej­skie wy­sy­pi­ska śmieci, chro­niąc się przez smro­dem chu­s­tecz­kami za­wią­za­nymi na twa­rzach i pró­bu­jąc zna­leźć coś, co można by wy­czy­ścić i sprze­dać. Wła­śnie tu­taj zbu­do­wał oświe­tlone bo­iska do piłki noż­nej, żeby ro­bot­nicy mo­gli grać w nocy, tu­taj prze­ci­nał in­au­gu­ra­cyjne wstęgi i cza­sem na­wet sam przy­cho­dził po­grać, już jako le­genda, męż­czy­zna z wą­sami i dru­gim pod­bród­kiem, dość pulchny, a jed­nak – we­dług wielu – wciąż jesz­cze szybki na bo­isku. Tu­taj wie­rzono, że po­li­cja ni­gdy go nie zła­pie, że nie może go zła­pać, na­wet je­śli ma te całe szwa­drony śmierci, do­lary od gringo, szpie­gow­skie sa­mo­loty i wszystko inne. Tu­taj Pa­blo krył się przez szes­na­ście mie­sięcy sze­roko za­kro­jo­nych po­szu­ki­wań. Prze­no­sił się z kry­jówki do kry­jówki, prze­by­wa­jąc wśród lu­dzi, któ­rzy na­wet je­śliby go roz­po­znali, ni­gdy nie wy­da­liby go po­li­cji, po­nie­waż było to miej­sce, gdzie na ścia­nach wie­szano jego zdję­cia w zło­co­nych ra­mach, gdzie mo­dlono się o to, by miał dłu­gie ży­cie i po­zo­sta­wił po so­bie wiele dzieci, i gdzie (o czym wie­dział) ci, któ­rzy się za niego nie mo­dlili, bali się go.

Sta­ruszka i jej córka pew­nie kro­czyły przed sie­bie, aż za­trzy­mali je po­ważni męż­czyźni w zie­lo­nych mun­du­rach.

– Je­ste­śmy ro­dziną. To jest matka Pa­bla Esco­bara – wy­ja­śniła córka.

Na ofi­ce­rach nie zro­biło to jed­nak wra­że­nia.

– Wy nie ma­cie ma­tek? – za­py­tała Her­milda.

Po­zwo­lono im przejść do­piero, kiedy wia­do­mość, że przy­szły matka i sio­stra Pa­bla Esco­bara, do­tarła do wyż­szych rangą ofi­ce­rów. Brnęły pod eskortą po­przez rzędy za­par­ko­wa­nych sa­mo­cho­dów w kie­runku miej­sca, gdzie bły­skały świa­tła ka­re­tek i ra­dio­wo­zów. Ka­mery te­le­wi­zyjne uchwy­ciły je w mo­men­cie, w któ­rym wła­śnie się tam zbli­żały, a przez tłum prze­cho­dził po­mruk.

Her­milda prze­szła przez ulicę, po­de­szła do ma­łego skrawka trawy, na któ­rym le­żało ciało mło­dego męż­czy­zny. Miał on dziurę na środku czoła, jego oczy, ma­towe i mętne, wpa­try­wały się w niebo.

– Wy głupki! – krzyk­nęła Her­milda i za­częła gło­śno śmiać się z po­li­cjan­tów. – Wy głupki! To nie jest mój syn! To nie jest Pa­blo Esco­bar! Za­bi­li­ście nie tego czło­wieka!

Żoł­nie­rze od­su­nęli obie ko­biety na bok i z da­chu ga­rażu ścią­gnęli ciało przy­pięte do no­szy – ciało gru­bego męż­czy­zny z go­łymi sto­pami, w nie­bie­skich dżin­sach – z pod­wi­nię­tymi do góry no­gaw­kami i w nie­bie­skiej ko­szuli. Jego okrą­gła, za­ro­śnięta twarz była opuch­nięta i za­krwa­wiona. Miał gę­stą, czarną brodę i dziwny, kan­cia­sty wą­sik z ob­cię­tymi koń­cami, przy­po­mi­na­jący za­rost Hi­tlera.

Z po­czątku trudno było po­wie­dzieć, czy to on. Her­milda gwał­tow­nie wcią­gnęła po­wie­trze i w mil­cze­niu sta­nęła nad cia­łem. Wraz z bó­lem i zło­ścią po­czuła ulgę i lęk. Czuła ulgę, po­nie­waż te­raz przy­naj­mniej skoń­czył się kosz­mar jej syna. Lęk, po­nie­waż są­dziła, że jego śmierć do­pro­wa­dzi do eska­la­cji prze­mocy. Naj­bar­dziej chciała, żeby to się skoń­czyło, zwłasz­cza dla jej ro­dziny. Żeby cały ten ból i roz­lew krwi zo­stały uśmier­cone wraz z Pa­blem.

Gdy od­cho­dziła, za­ci­snęła usta, żeby nie po­ka­zać po so­bie żad­nych emo­cji. Za­trzy­mała się tylko na chwilę, by po­wie­dzieć re­por­te­rowi z mi­kro­fo­nem:

– Przy­naj­mniej ma te­raz spo­kój.Doj­ście El Do­ctora do wła­dzy

1948–1989

1.

W kwiet­niu 1948 roku nie było w Ame­ryce Po­łu­dnio­wej bar­dziej eks­cy­tu­ją­cego miej­sca niż Bo­gota w Ko­lum­bii. W po­wie­trzu czuć było zmianę, bra­ko­wało je­dy­nie iskry, by do­szło do eks­plo­zji. Nikt do­kład­nie nie wie­dział, jak prze­bie­gnie, tylko że znaj­duje się już w za­sięgu ręki. Był to taki mo­ment w ży­ciu na­rodu, a może i na­wet kon­ty­nentu, kiedy cała hi­sto­ria wy­daje się za­le­d­wie pre­lu­dium do cze­goś więk­szego.

Bo­gota była wów­czas mia­stem po­nadmi­lio­no­wym, które roz­le­wało się w dół z zie­lo­nych gór i prze­cho­dziło w roz­le­głą sa­wannę. Oto­czone stro­mymi szczy­tami na pół­nocy i wscho­dzie, na po­łu­dniu i za­cho­dzie otwie­rało się na rów­ninę. Je­śli przy­by­łoby się tu drogą po­wietrzną, przez kilka go­dzin wi­dzia­łoby się tylko góry – szma­rag­dowe szczyty roz­cią­ga­jące się rząd za rzę­dem, po­kryte śnie­giem w naj­wyż­szych miej­scach. Świa­tło pod róż­nymi ką­tami ob­my­wało po­fał­do­wane pa­sma, two­rząc prze­ni­ka­jące się od­cie­nie żół­ta­wej zie­leni szał­wii i blusz­czu, po­prze­ci­nane czer­wono-bru­nat­nymi do­pły­wami, które stop­niowo wy­ła­niały się i po­sze­rzały, spły­wa­jąc do wy­peł­nia­ją­cych do­liny rzek po­ło­żo­nych w tak głę­bo­kim cie­niu, że były pra­wie nie­bie­skie. Po­tem na­gle spoza tych dzie­wi­czych pasm gór­skich wy­ła­niała się no­wo­cze­sna me­tro­po­lia, wielka po­łać be­tonu zaj­mu­jąca nie­mal całą roz­le­głą rów­ninę. Pra­wie wszyst­kie bu­dynki w Bo­go­cie miały dwa lub trzy pię­tra, prze­wa­żała czer­wona ce­gła. Na pół­noc od cen­trum znaj­do­wały się sze­ro­kie, wy­piesz­czone aleje z mu­ze­ami, kla­sy­cy­styczną ka­te­drą i wdzięcz­nymi sta­rymi po­sia­dło­ściami, ry­wa­li­zu­ją­cymi z na­je­le­gant­szymi miej­skimi dziel­ni­cami na świe­cie. Lecz na po­łu­dniu i za­cho­dzie za­czy­nały się dziel­nice slum­sów, gdzie chro­nili się uchodźcy ucie­ka­jący przed prze­mocą w dżun­glach i gó­rach, szu­ka­jący tu­taj spo­koju, za­trud­nie­nia i na­dziei, choć je­dyne, co tu do­sta­wali, to otę­pia­jąca bieda.

W pół­noc­nej czę­ści mia­sta, z dala od nę­dzy, miało od­być się ważne spo­tka­nie – Dzie­wiąta Mię­dzy­na­ro­dowa Kon­fe­ren­cja Państw Ame­ry­kań­skich. Mi­ni­stro­wie spraw za­gra­nicz­nych wszyst­kich kra­jów pół­kuli mieli pod­pi­sać sta­tut Or­ga­ni­za­cji Państw Ame­ry­kań­skich, no­wej ko­ali­cji fi­nan­so­wa­nej przez Stany Zjed­no­czone, która miała na celu zwięk­sze­nie rangi kra­jów Ame­ryki Środ­ko­wej i Po­łu­dnio­wej. Mia­sto zo­stało od­świe­żone przed kon­fe­ren­cją: wy­sprzą­tano ulice, wy­wie­ziono śmieci, bu­dynki uży­tecz­no­ści pu­blicz­nej po­cią­gnięto war­stwą świe­żej farby, na dro­gach po­ja­wiły się nowe znaki, a wzdłuż alei za­wie­szono ko­lo­rowe flagi i za­sa­dzono ro­śliny. Na­wet czy­ści­ciele bu­tów na ro­gach ulic za­ło­żyli nowe ubra­nia. Ofi­cjele, któ­rzy uczest­ni­czyli w spo­tka­niach i przy­ję­ciach w tej za­ska­ku­jąco zur­ba­ni­zo­wa­nej sto­licy, mieli na­dzieję, że nowa or­ga­ni­za­cja przy­nie­sie po­rzą­dek i sza­cu­nek roz­wi­ja­ją­cym się re­pu­bli­kom w tym re­gio­nie. Wy­da­rze­nie przy­cią­gnęło rów­nież kry­ty­ków, le­wi­co­wych agi­ta­to­rów, wśród któ­rych zna­lazł się młody ku­bań­ski stu­dent Fi­del Ca­stro. We­dług nich OPA była mało zna­czą­cym ge­stem, zdradą, so­ju­szem za­war­tym z im­pe­ria­li­stycz­nymi gringo z pół­nocy. Ide­ali­ści, któ­rzy zje­chali z ca­łego re­gionu uwa­żali, że po­wo­jenny świat wciąż był do wzię­cia, trwała ry­wa­li­za­cja mię­dzy ka­pi­ta­li­zmem i ko­mu­ni­zmem, a przy­naj­mniej so­cja­li­zmem; mło­dzi bun­tow­nicy, tacy jak dwu­dzie­sto­jed­no­letni Ca­stro, spo­dzie­wali się de­kady re­wo­lu­cji. Ta oba­li­łaby skost­niałe feu­dalne ary­sto­kra­cje i usta­no­wi­łaby po­kój, spo­łeczną spra­wie­dli­wość i au­ten­tyczny pan­ame­ry­kań­ski blok po­li­tyczny. Byli modni, roz­złosz­czeni i sprytni, wie­rzyli w to z butą cha­rak­te­ry­styczną dla mło­dych lu­dzi, przed któ­rymi przy­szłość stoi otwo­rem. Przy­byli do Bo­goty, żeby po­tę­pić nową or­ga­ni­za­cję, i pla­no­wali zwo­ła­nie wła­snej kon­fe­ren­cji, żeby sko­or­dy­no­wać pro­te­sty w ca­łym mie­ście. W szcze­gól­no­ści szu­kali po­par­cia u jed­nego czło­wieka, nie­zwy­kle po­pu­lar­nego czter­dzie­sto­dzie­wię­cio­let­niego po­li­tyka ko­lum­bij­skiego Jorge Eli­écer a Ga­itána.

„Nie je­stem czło­wie­kiem, je­stem lu­dem!”. To zda­nie było ha­słem Ga­itána, które z dra­ma­ty­zmem wy­po­wia­dał pod ko­niec swo­ich prze­mó­wień, żeby rzu­cić na ko­lana swo­ich eks­ta­tycz­nych wiel­bi­cieli. Był mie­szań­cem, czło­wie­kiem z wy­kształ­ce­niem i ma­nie­rami ty­po­wymi dla bia­łej elity pań­stwa, a za­ra­zem był kan­cia­sty, ciem­no­skóry, miał sze­roką twarz i szorst­kie, czarne włosy, ty­powe dla niż­szych kast ko­lum­bij­skich In­dian. Wy­gląd Ga­itána spra­wiał, że był out­si­de­rem, czło­wie­kiem z ludu. Ni­gdy nie mógł cał­ko­wi­cie wto­pić się w małą, wy­se­lek­cjo­no­waną grupę za­moż­nych i ja­sno­skó­rych, któ­rzy byli w po­sia­da­niu więk­szo­ści ziemi i bo­gactw na­tu­ral­nych, któ­rzy od po­ko­leń do­mi­no­wali w rzą­dzie. Te ro­dziny za­rzą­dzały ko­pal­niami, po­sia­dały ropę, upra­wiały owoce, kawę i wa­rzywa, które sta­no­wiły pod­stawę eks­portu Ko­lum­bii. Przy po­mocy tech­no­lo­gii i dzięki ka­pi­ta­łowi otrzy­ma­nemu od po­tęż­nych ame­ry­kań­skich kor­po­ra­cji wzbo­ga­ciły się, sprze­da­jąc Ame­ryce i Eu­ro­pie do­bra na­ro­dowe, a za otrzy­mane środki spro­wa­dza­jąc do Bo­goty no­wo­cze­sność, która mo­gła sta­no­wić pod­stawę do ry­wa­li­zo­wa­nia z wiel­kimi sto­li­cami świata. Ko­lor skóry Ga­itána spra­wił, że zna­lazł się poza tą grupą, i po­łą­czył go jed­no­cze­śnie z wy­klu­czo­nymi, po­zo­sta­łymi ma­sami Ko­lum­bij­czy­ków, któ­rych uwa­żano za gor­szych, któ­rzy nie mieli do­stępu do bo­gactw czer­pa­nych z eks­portu oraz uprzy­wi­le­jo­wa­nych wysp miej­skiego do­bro­bytu. Ten zwią­zek dał Ga­itánowi wła­dzę. Nie­ważne jak do­brze wy­kształ­cony i jak bar­dzo po­tężny, Ga­itán był więc nie­od­wra­cal­nie zwią­zany z tymi in­nymi, któ­rych je­dyną ży­ciową opcją była praca w ko­pal­niach i na po­lach za gło­dowe pen­sje, któ­rzy nie mieli szans na zdo­by­cie wy­kształ­ce­nia ani na po­lep­sze­nie wa­run­ków ży­cia. To oni sta­no­wili więk­szą część elek­to­ratu.

To były złe czasy. W mia­stach ozna­czało to in­fla­cję i wy­so­kie bez­ro­bo­cie, na wsiach, po­ło­żo­nych w gó­rach i dżun­glach, i sta­no­wią­cych więk­szość Ko­lum­bii – brak pracy i klę­skę głodu. Pro­te­sty obu­rzo­nych _cam­pe­si­nos,_ do któ­rych za­chę­cali mark­si­stow­scy agi­ta­to­rzy, sta­wały się co­raz bru­tal­niej­sze. Przy­wódcy Par­tii Kon­ser­wa­tyw­nej oraz jej spon­so­rzy – za­możni wła­ści­ciele ziem­scy i gór­nicy – od­po­wie­dzieli dra­koń­skimi me­to­dami. Do­szło do ma­sakr oraz zbio­ro­wych eg­ze­ku­cji. Wielu przy­pusz­czało, że ten cykl pro­te­stów i re­pre­sji do­pro­wa­dzi do ko­lej­nej krwa­wej wojny do­mo­wej – mark­si­ści po­strze­gali to jako nie­unik­nioną re­wo­lu­cję. Jed­nak więk­szość Ko­lum­bij­czy­ków nie była zwią­zana ani z mark­si­stami, ani z oli­gar­chami. Chcieli tylko po­koju. Chcieli zmian, a nie wojny. We­dług nich to wła­śnie obie­cy­wał Ga­itán. Dzięki temu zy­skał wielką po­pu­lar­ność.

Dwa mie­siące wcze­śniej, prze­ma­wia­jąc do stu­ty­sięcz­nego tłumu na Plaza de Bo­lívar w Bo­go­cie, Ga­itán przy­siągł przed rzą­dem, że przy­wróci po­rzą­dek, i za­chę­cił zgro­ma­dzo­nych, by – w od­po­wie­dzi na tę prze­mowę – swoją wście­kłość i sa­mo­kon­trolę wy­ra­zili nie po­przez wi­waty i okrzyki, ale po­przez za­cho­wa­nie ci­szy. Swoje uwagi skie­ro­wał bez­po­śred­nio do pre­zy­denta Ma­riano Ospiny.

– Pro­simy wła­dzę o na­tych­mia­stowe za­prze­sta­nie prze­śla­do­wań – po­wie­dział. – O to prosi ta nie­zmie­rzona masa lu­dzi. Pro­simy o małą, lecz wielką rzecz, chcemy, żeby na­sze po­li­tyczne prze­py­chanki były usank­cjo­no­wane przez kon­sty­tu­cję... Pa­nie pre­zy­den­cie, niech pan po­wstrzyma prze­moc. Chcemy ochrony ludz­kiego ży­cia, pro­simy choćby o to... Nasz sztan­dar ma ża­łobny kir, ta mil­cząca więk­szość, ci cisi lu­dzie pła­czą w swo­ich ser­cach i pro­szą je­dy­nie o to, że­by­ście trak­to­wali nas... tak jak sami by­ście chcieli być trak­to­wani.

Choć sta­no­wili tak po­tężną siłę, za­mil­kli, a ci­sza re­zo­no­wała sil­niej niż naj­gło­śniej­sze wi­waty. Wiele osób po pro­stu ma­chało bia­łymi chu­s­tecz­kami. Na tak wiel­kich wie­cach jak ten, Ga­itán wy­da­wał się pro­wa­dzić Ko­lum­bię w stronę pra­wo­rząd­nej i po­ko­jo­wej przy­szło­ści. Do­ty­kał naj­skryt­szych pra­gnień swo­ich ro­da­ków.

Od­no­szący suk­cesy praw­nik i so­cja­li­sta we­dług opisu z ra­portu CIA przy­go­to­wa­nego wiele lat póź­niej był „za­go­rza­łym an­ta­go­ni­stą rzą­dów oli­gar­chów i nie­prze­ści­gnio­nym ora­to­rem”. Był rów­nież by­strym po­li­ty­kiem, który po­tra­fił zmie­nić swój po­pu­li­styczny apel w praw­dziwy po­li­tyczny oręż. Kiedy w 1948 roku w Bo­go­cie zbie­rała się kon­fe­ren­cja OPA, Ga­itán nie tylko był ulu­bień­cem tłu­mów, lecz także prze­wod­ni­czą­cym Par­tii Li­be­ral­nej – jed­nej z dwóch naj­więk­szych or­ga­ni­za­cji po­li­tycz­nych w kraju. To, że w 1950 roku zo­sta­nie wy­brany na pre­zy­denta, uzna­wano za pew­nik. A jed­nak rząd Par­tii Kon­ser­wa­tyw­nej wraz z pre­zy­den­tem Ospiną nie do­pu­ścił Ga­itána do dwu­par­tyj­nej de­le­ga­cji re­pre­zen­tu­ją­cej Ko­lum­bię pod­czas tej waż­nej kon­fe­ren­cji.

W mie­ście czuło się na­pię­cie. Ko­lum­bij­ski hi­sto­ryk Ger­mán Ar­ci­nie­gas pi­sał póź­niej o „chłod­nym wie­trze ter­roru wie­ją­cym z pro­win­cji”. Dzień przed roz­po­czę­ciem kon­fe­ren­cji tłum za­ata­ko­wał sa­mo­chód wio­zący de­le­ga­cję z Ekwa­doru, a gdy tego sa­mego dnia po­li­cja zła­pała ro­bot­nika pró­bu­ją­cego pod­ło­żyć bombę w sto­licy, po­twier­dziły się też plotki o za­ma­chach ter­ro­ry­stycz­nych. W ca­łym tym za­mie­sza­niu Ga­itán spo­koj­nie od­da­wał się pracy w swoim biu­rze praw­nym. Prze­czu­wał, że jego chwila ma do­piero na­dejść, na co go­tów był jesz­cze parę lat za­cze­kać. Afront ze strony pre­zy­denta wzmoc­nił jego po­zy­cję nie tylko wśród zwo­len­ni­ków, ale także wśród mło­dych, ra­dy­kal­nych le­wi­cow­ców, któ­rzy jed­no­czyli się te­raz w celu wy­ra­że­nia swo­jego pro­te­stu, choć w in­nych oko­licz­no­ściach od­rzu­ci­liby Ga­itána, uzna­jąc go za bur­żu­azyj­nego li­be­rała ze zbyt skromną, nie­od­po­wia­da­jącą ich am­bi­cjom wi­zją. Ca­stro po­sta­no­wił umó­wić się z nim na spo­tka­nie.

Ga­itán zaj­mo­wał się aku­rat obroną oskar­żo­nego o mor­der­stwo ofi­cera woj­sko­wego i 8 kwiet­nia, w dniu, w któ­rym zwo­łane zo­stało po­sie­dze­nie sądu, uzy­skał dla swo­jego klienta wy­rok unie­win­nia­jący. Na­stęp­nego dnia rano pod jego biu­rem po­ja­wili się dzien­ni­ka­rze i przy­ja­ciele w celu zło­że­nia gra­tu­la­cji. Roz­ma­wiali we­soło, spie­ra­jąc się, do­kąd udać się na lunch i kto za niego za­płaci. Przed 13.00 Ga­itán wy­szedł na ulicę z nie­wielką grupą zna­jo­mych. Pla­no­wane spo­tka­nie z Ca­stro miało na­stą­pić za dwie go­dziny.

Wy­cho­dząc z bu­dynku, grupa mi­nęła gru­bego, brud­nego, nie­ogo­lo­nego męż­czy­znę, który naj­pierw po­zwo­lił im przejść, a po­tem ru­szył bie­giem, żeby ich wy­prze­dzić. Męż­czy­zna, Juan Roa, za­trzy­mał się i bez słowa wy­ce­lo­wał broń. Ga­itán za­wró­cił i szyb­kim kro­kiem ru­szył w stronę bez­piecz­nego biura. Roa za­czął strze­lać. Ga­itán upadł. Tra­fiony w głowę, płuca i wą­trobę; umarł w ciągu go­dziny po­mimo po­dej­mo­wa­nych przez le­ka­rzy prób utrzy­ma­nia go przy ży­ciu.

Za­mor­do­wa­nie Ga­itána wy­zna­cza punkt, w któ­rym roz­po­czyna się współ­cze­sna hi­sto­ria Ko­lum­bii. Po­jawi się wiele teo­rii na te­mat Roa – że zo­stał na­słany przez CIA lub kon­ser­wa­ty­stów bę­dą­cych wro­gami Ga­itána, a na­wet ko­mu­ni­stycz­nych eks­tre­mi­stów, któ­rzy oba­wiali się, że ich re­wo­lu­cja zo­sta­nie od­da­lona w cza­sie przez doj­ście praw­nika do wła­dzy. W Ko­lum­bii mor­dercy czę­sto przy­pi­suje się wiele mo­ty­wów stwa­rza­ją­cych po­zory wia­ry­god­no­ści. Nie­za­leżne śledz­two prze­pro­wa­dzone przez ofi­ce­rów Sco­tland Yardu wy­ka­zało, że Roa, sfru­stro­wany mi­styk prze­ko­nany o wła­snej wiel­ko­ści, pie­lę­gno­wał w so­bie urazę do Ga­itána i dzia­łał bez ni­czy­jego wspar­cia; lecz jego praw­dziwe mo­tywy zo­stały po­grze­bane wraz z nim, po­nie­waż na miej­scu po­peł­nie­nia prze­stęp­stwa zo­stał po­bity na śmierć. Ja­ki­kol­wiek był cel Roa, jego czyn do­pro­wa­dził do wy­bu­chu cha­osu. Umarła na­dzieja na spo­kojną przy­szłość Ko­lum­bii. Wszyst­kie te zło­wiesz­cze moce eks­plo­do­wały w _El Bo­go­tazo_. Wy­buchł spazm tak in­ten­syw­nych pro­te­stów, że po ich przej­ściu wiele czę­ści sto­licy zna­la­zło się w ogniu, a za­mieszki roz­prze­strze­niły się na inne mia­sta. Wielu po­li­cjan­tów – zwo­len­ni­ków za­bi­tego li­dera – do­łą­czyło do roz­wście­czo­nych tłu­mów na uli­cach, po­dob­nie jak stu­denci re­wo­lu­cjo­ni­ści, tacy jak Ca­stro. Le­wi­cowcy za­ło­żyli czer­wone opa­ski na rę­kawy i pró­bo­wali dy­ry­go­wać tłu­mem, wy­czu­wa­jąc z ra­do­ścią, że nad­szedł ich mo­ment, lecz szybko zro­zu­mieli, że sy­tu­acja wy­myka im się spod kon­troli. Masa lu­dzi ro­biła się co­raz więk­sza, pro­te­sty ewo­lu­owały w bez­ładną de­struk­cję, pi­jań­stwo i plą­dro­wa­nie. Ospina we­zwał woj­sko, które w nie­któ­rych miej­scach strze­lało do lu­dzi.

Wraz z Ga­itánem umarła wi­zja przy­szło­ści. Wy­siłki władz, by pro­mo­wać nową erę sta­bi­li­za­cji i ko­ope­ra­cji, oka­zały się nie­prze­ko­nu­jące; de­le­ga­cje spoza kraju pod­pi­sały sta­tut i ucie­kły. Na­dzieje le­wi­cow­ców na wznie­ce­nie w Ame­ryce Po­łu­dnio­wej no­wej ery ko­mu­ni­stycz­nej oka­zały się płonne. Ca­stro skrył się w Am­ba­sa­dzie Ku­bań­skiej, gdy woj­sko za­częło ści­gać i aresz­to­wać le­wi­co­wych agi­ta­to­rów, któ­rych ob­wi­niano o wy­buch po­wsta­nia. Lecz na­wet no­tatki CIA do­ty­czące tych wy­da­rzeń wska­zy­wały, że le­wi­cowcy byli ta­kimi sa­mymi ofia­rami jak wszy­scy inni. Hi­sto­ryk z CIA na­pi­sał o Ca­stro: „Być może miało to wpływ na przy­ję­cie przez niego stra­te­gii par­ty­zanc­kiej w la­tach 50. na Ku­bie, za­miast wznie­ca­nia za­mie­szek w mia­stach”.

_El Bo­go­tazo_ zo­stało wresz­cie stłu­mione w Bo­go­cie i in­nych du­żych mia­stach, lecz jesz­cze przez lata od­ra­dzało się w ca­łej Ko­lum­bii, zmie­nia­jąc się w kosz­marny okres roz­lewu krwi, tak po­zba­wiony sensu, że na­zywa się go po pro­stu La Vio­len­cia. Śmierć po­nio­sło około 200 ty­sięcy lu­dzi. Więk­szość z nich sta­no­wili rol­nicy _cam­pe­sino_, któ­rzy ru­szyli do walki pod wpły­wem re­li­gij­nych prze­ko­nań, chcąc uzy­skać prawa użyt­ko­wa­nia ziemi oraz roz­wią­zać różne, nie­zbyt istotne kwe­stie lo­kalne. Pod­czas gdy Ca­stro prze­pro­wa­dzał re­wo­lu­cję na Ku­bie, a reszta świata po­grą­żona była w zim­nej woj­nie, Ko­lum­bia po­zo­stała ogar­nięta ka­ba­li­stycz­nym tań­cem ze śmier­cią. Pry­watne i pań­stwowe ar­mie ter­ro­ry­zo­wały te­reny wiej­skie. Rząd wal­czył z od­dzia­łami pa­ra­mi­li­tar­nymi i par­ty­zan­tami, przed­się­biorcy wal­czyli ze związ­kow­cami, kon­ser­wa­tywni ka­to­licy z he­re­tyc­kimi li­be­ra­łami, a _ban­di­dos_ wy­ko­rzy­sty­wali bez­pra­wie i plą­dro­wali. Śmierć Ga­itána roz­bu­dziła de­mony, które miały mniej wspól­nego z ma­ja­czą­cym w od­dali no­wo­cze­snym świa­tem niż z ko­lum­bij­ską nie­chlubną prze­szło­ścią.

Ko­lum­bia to pań­stwo, w któ­rym ro­dzi się mnó­stwo ban­dy­tów. Od za­wsze była kra­jem trud­nym do rzą­dze­nia – na­ród był dziką i nie­po­skro­mioną pięk­no­ścią spo­witą ta­jem­nicą. Od bia­łych szczy­tów trzech łań­cu­chów gór­skich, które skła­dają się na za­chodni krę­go­słup, po rów­ni­kową dżun­glę na po­zio­mie mo­rza, kraj ofe­ruje mnó­stwo do­brych kry­jó­wek. W Ko­lum­bii do tej pory ist­nieją miej­sca do­słow­nie nie­tknięte przez czło­wieka. Nie­które z nich na­leżą do tych rzad­kich te­re­nów na za­dep­ta­nej pla­ne­cie, gdzie bo­ta­nicy i bio­lo­dzy mogą od­kryć i na­zwać swoim na­zwi­skiem nowe ga­tunki ro­ślin, owa­dów, pta­ków, ga­dów, a na­wet ma­łych ssa­ków.

Sta­ro­żytne kul­tury, które tu świet­nie pro­spe­ro­wały, były od­izo­lo­wane i uparte. Nie mu­siały wy­mie­niać ani sprze­da­wać to­wa­rów, po­nie­waż wszystko, czego po­trze­bo­wały, ro­sło na ży­znej ziemi w sprzy­ja­ją­cym kli­ma­cie. Zie­mia ota­czała czło­wieka jak słodki, cze­pliwy po­wój. Ci, któ­rzy przy­jeż­dżali, zo­sta­wali. Hisz­pa­nie po­trze­bo­wali pra­wie dwu­stu lat, żeby pod­bić za­le­d­wie je­den lud, Ta­iro­nów, któ­rzy miesz­kali w buj­nej ni­szy u stóp gór Sierra Ne­vada de Santa Marta. Eu­ro­pej­scy na­jeźdźcy w końcu po­ko­nali ich w je­dyny spo­sób, jaki znali – czyli wszyst­kich ich za­bi­ja­jąc. W XVI i XVII wieku Hisz­pa­nie bez­sku­tecz­nie pró­bo­wali rzą­dzić z są­sia­du­ją­cego Peru, a w XIX wieku Si­món Bo­lívar chciał po­łą­czyć Ko­lum­bię z Peru i We­ne­zu­elą, by stwo­rzyć wiel­kie po­łu­dnio­wo­ame­ry­kań­skie pań­stwo, Wielką Ko­lum­bię. Ale na­wet wielki wy­zwo­li­ciel nie mógł sca­lić wszyst­kich ka­wał­ków.

Od śmierci Bo­lívara w 1830 roku Ko­lum­bia była dum­nym, de­mo­kra­tycz­nym kra­jem, ale ni­gdy nie na­uczyła się po­ko­jo­wej ewo­lu­cji. Rząd jest słaby, co wy­nika z tra­dy­cji i cha­rak­teru. W re­gio­nach po­ło­żo­nych na po­łu­dniu i za­cho­dzie, a na­wet w gór­skich wio­skach w oko­li­cach głów­nych miast, miesz­kają spo­łecz­no­ści tylko w nie­wiel­kim stop­niu zwią­zane z kra­jem, rzą­dem czy pra­wem. Na prze­strzeni wie­ków je­dy­nym prze­ja­wem cy­wi­li­za­cji, który do­tarł do ca­łego kraju, było wpro­wa­dze­nie re­li­gii ka­to­lic­kiej, a i to udało się je­dy­nie dzięki temu, że sprytni je­zu­ici prze­szcze­pili rzym­skie przy­ka­za­nia na grunt sta­ro­żyt­nych ry­tu­ałów i wie­rzeń. Mieli na­dzieję na po­wsta­nie wiary hy­bry­do­wej, bli­skiej chrze­ści­jań­stwu, lecz wy­wo­dzą­cej się z po­gań­skich ko­rzeni, lo­kal­nie pod­ko­lo­ry­zo­wa­nej wer­sji jed­nej praw­dzi­wej wiary; lecz w upar­tej Ko­lum­bii ka­to­li­cyzm przy­jął się okrężną drogą. Zmie­nił się w coś in­nego – wiarę bo­gatą w związki z przod­kami, fa­ta­lizm, prze­sądy, ma­gię, ta­jem­nicę i... prze­moc.

Prze­moc na­wie­dza Ko­lum­bię jak bi­blijna plaga. Tylko w XIX wieku dwie główne par­tie – li­be­ra­ło­wie i kon­ser­wa­ty­ści – sto­czyły osiem wo­jen do­mo­wych o rolę Ko­ścioła i pań­stwa. Przed­sta­wi­ciele obu grup byli za­go­rza­łymi ka­to­li­kami, lecz li­be­ra­ło­wie chcieli za­ka­zać księ­żom uczest­nic­twa w ży­ciu pu­blicz­nym. Naj­gor­szy z tych kon­flik­tów, który roz­po­czął się w 1899 roku, zo­stał na­zwany Wojną Ty­siąca Dni, po­chło­nął sto ty­sięcy ist­nień ludz­kich i cał­ko­wi­cie zruj­no­wał to, co zo­stało z rządu i go­spo­darki.

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

------------------------------------------------------------------------Źró­dła

Za­czą­łem pracę nad _Po­lo­wa­niem na Esco­bara_ (ty­tuł ory­gi­nalny – _Kil­ling Pa­blo_) w 1997 roku, po tym jak na ścia­nie ga­bi­netu ame­ry­kań­skiego żoł­nie­rza zo­ba­czy­łem opra­wioną fo­to­gra­fię mar­twego, gru­bego czło­wieka oto­czo­nego przez ra­do­śnie po­zu­ją­cych żoł­nie­rzy.

– A to co? – za­py­ta­łem.

– To, przy­ja­cielu, jest Pa­blo Esco­bar – po­wie­dział mój in­for­ma­tor. – Trzy­mam to na ścia­nie, żeby pa­mię­tać, że nie­ważne jak bo­gaty bę­dziesz w ży­ciu, to i tak wy­żej tyłka nie pod­sko­czysz.

Do tam­tej chwili nie mia­łem po­ję­cia, jak wiel­kie było za­an­ga­żo­wa­nie ame­ry­kań­skiego woj­ska w po­ścig za Esco­ba­rem. Duża część tej książki opiera się na wy­wia­dach, które prze­pro­wa­dzi­łem z Ame­ry­ka­nami i Ko­lum­bij­czy­kami bio­rą­cymi udział w po­ścigu, trwa­ją­cym od 1989 roku aż do jego śmierci, da­to­wa­nej na 2 grud­nia 1993 roku. Na li­ście bra­kuje wielu waż­nych na­zwisk, zwłasz­cza osób zwią­za­nych z woj­skiem. Nie czuję się kom­for­towo, przy­ta­cza­jąc źró­dła ano­ni­mowe, ale w tym przy­padku mia­łem szczę­ście, po­nie­waż uzy­ska­łem szcze­gó­łowe po­twier­dze­nie opo­wia­da­nych przez nich hi­sto­rii na po­nad dwóch ty­sią­cach stron de­pesz, w więk­szo­ści taj­nych, wy­sy­ła­nych z am­ba­sady Sta­nów Zjed­no­czo­nych w Bo­go­cie do Wa­szyng­tonu. De­pe­sze pi­sane były przez róż­nych człon­ków per­so­nelu, głów­nie przez agen­tów DEA. Ca­łość składa się na szcze­gó­łową re­la­cję z po­ścigu wi­dzia­nego oczami Ame­ry­ka­nów, któ­rzy brali w nim udział, więk­szość dru­giej czę­ści tej opo­wie­ści opiera się wła­śnie na niej. Otrzy­ma­łem po­zwo­le­nie od DEA na roz­mowy z agen­tami. Joe Toft, Steve Mur­phy, Ja­vier Peña i Kenny Ma­gee po­świę­cili mi dużo czasu i po­mo­gli zro­zu­mieć tę skom­pli­ko­waną hi­sto­rię. Były am­ba­sa­dor Sta­nów Zjed­no­czo­nych Mor­ris D. Busby był rów­nież bar­dzo po­mocny i przej­rzał pierw­szą wer­sję tej książki, za­nim zo­stała opu­bli­ko­wana w od­cin­kach w _The Phi­la­del­phia In­qu­irer._ Były pre­zy­dent Ko­lum­bii César Ga­vi­ria, obec­nie se­kre­tarz ge­ne­ralny Or­ga­ni­za­cji Państw Ame­ry­kań­skich, spo­tkał się ze mną kilka razy i po­zwo­lił mi przej­rzeć swoje ar­chiwa, a Edu­ardo Men­doza nie tylko opo­wie­dział mi swoją wła­sną hi­sto­rię, lecz także był cier­pli­wym do­radcą, głów­nym kon­sul­tan­tem do spraw ko­lum­bij­skiej hi­sto­rii i po­li­tyki, tłu­ma­czem, po­śred­ni­kiem i przy­ja­cie­lem.

Chcąc się prze­bić przez górę ma­te­riału zgro­ma­dzo­nego przez dziel­nych ko­lum­bij­skich dzien­ni­ka­rzy, za­trud­ni­łem kilku tłu­ma­czy i re­se­ar­che­rów: Ju­lie Lo­pez w Sta­nach Zjed­no­czo­nych, Ricky’ego Or­tiza, Ma­rię Car­ri­zosa i Steve’a Am­brusa w Bo­go­cie. Ko­lum­bij­ski dzien­ni­karz Ge­rardo Reyes z _El He­rald_ bar­dzo po­mógł mi pod­czas dru­giej po­dróży do Ko­lum­bii w 2000 roku. Pod­czas przy­go­to­wy­wa­nia filmu do­ku­men­tal­nego na ten te­mat z KR Vi­deo Inc. ści­śle współ­pra­co­wa­łem z Chri­sem Mil­l­sem i Wendy Do­ughen­baugh, od któ­rych wiele się na­uczy­łem, gdy kom­pi­lo­wali na­gra­nia z róż­no­rod­nych źró­deł w Ko­lum­bii. Mia­łem też szczę­ście pra­co­wać z re­por­te­rem CNN Mike’m Bo­et­t­che­rem, nie­zwy­kłym ga­wę­dzia­rzem, który za­ska­ki­wał mnie bo­gac­twem nie­oce­nio­nych in­for­ma­cji i źró­deł. Je­stem im wszyst­kim wdzięczny.

Pro­log: 2 grud­nia 1993 roku

Ko­lum­bij­czycy czę­sto uży­wają dwóch na­zwisk – ro­do­wego ze strony ojca, które jest pierw­szym na­zwi­skiem, a na­stęp­nie na­zwi­ska ze strony matki. Pa­blo Esco­bar na­zy­wał się Pa­blo Emi­lio Esco­bar Ga­vi­ria. Dla uprosz­cze­nia do­ko­na­nego dla czy­tel­ni­ków spoza Ko­lum­bii przez całą książkę uży­wa­łem tylko jed­nego na­zwi­ska. Pa­blo nie był spo­krew­niony z ko­lum­bij­skim pre­zy­den­tem Césa­rem Ga­vi­rią. Her­milda Esco­bar i jej córka zo­stały na­grane przez te­le­wi­zję ko­lum­bij­ską, gdy pie­szo przy­były na miej­sce. Mój opis opiera się na tym na­gra­niu.

WCZE­ŚNIEJ ŹLE SIĘ CZUŁA... ZE­MDLAŁA. Wy­wiad z Her­mildą prze­pro­wa­dzony przez re­por­tera te­le­wi­zji jesz­cze tego sa­mego dnia.

BYLI TACY, KTÓ­RZY MÓ­WILI... BALI SIĘ GO. Re­por­taże te­le­wi­zyjne i pra­sowe, wy­wiady z miesz­kań­cami Me­del­lín.

JE­STE­ŚMY RO­DZINĄ... WĄ­SIKA HI­TLERA. Kpt. Hugo Mar­ti­nez, mjr Luis Es­tu­pi­nan, na­gra­nie wi­deo.

Z PO­CZĄTKU TRUDNO BYŁO... MA TE­RAZ SPO­KÓJ. Wy­wiad te­le­wi­zyjny z Her­mildą.

Doj­ście El Do­ctora do wła­dzy, 1948–1989

1.

W KWIET­NIU 1948 ROKU... ZA­MIE­SZEK W MIA­STACH. _Ga­itán of Co­lom­bia_, 29–34, 170–182. _Che Gu­evara_, 90–91. Opis Ga­itána spo­rzą­dzony przez CIA po­cho­dzi z „The Bo­go­tazo”, 76, ustęp o Ca­stro, 78.

EL BO­GO­TAZO ZO­STAŁO... NIE­CHLUBNĄ PRZE­SZŁO­ŚCIĄ. „The Bo­go­tazo”, 78–80. _Ga­itán_, 178–180. _Co­lom­bia: De­mo­cracy Un­der As­sault,_ 40–45.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: