Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Polska 1939 - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
15 września 2019
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
60,00

Polska 1939 - ebook

„Bądźcie bez litości, bądźcie brutalni, nasza przewaga daje nam wszystkie prawa”.

– ostatnie przemówienie Hitlera przed atakiem na Polskę

„Stanęliśmy tedy nie po raz pierwszy w naszych dziejach w obliczu nawałnicy, zalewającej nasz kraj z zachodu i wschodu. (…) Na każdego z was spada dzisiaj obowiązek czuwania nad honorem Naszego Narodu w najcięższych warunkach”.

– orędzie Prezydenta RP Ignacego Mościckiego po napaści Rosji Sowieckiej na Polskę

Rok 1939. Polska istnieje na mapie świata od zaledwie dwóch dekad. Ludzie, którzy wywalczyli dla niej niepodległość, patrzą z niepokojem, jak za granicami kraju rosną w siłę znane im od wieków wrogie potęgi.

Polska ma silną i bitną armię. Ma sojuszników, którzy w razie hitlerowskiej napaści przyjdą jej z pomocą. Naczelny wódz odgraża się, że wrogowi nie oddamy nawet guzika. Pokolenie wolnej Polski właśnie wchodzi w dorosłość. Nie zamierza zginać karku przed żądaniami Hitlera.

Nadchodzi wrzesień. Czas próby.

I choć przewaga niemiecka okaże się miażdżąca, Anglia i Francja nie zrobią nic, by pomóc swojemu sojusznikowi, a Sowieci 17 września wbiją nam nóż w plecy, będziemy walczyć. Osamotnieni, w beznadziejnym boju na dwa fronty. Tej wojny nie wygramy, lecz ocalimy to, co najcenniejsze.

Nasz honor.

Kategoria: Historia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-240-5763-4
Rozmiar pliku: 8,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PRZEDMOWA

------------------------------------------------------------------------

Druga wojna światowa w Europie rozpoczęła się o świcie 1 września 1939 roku.

Powinno to być oczywistością, ale w znacznej części świata z datą rozpoczęcia największej wojny w dziejach ludzkości nadal wiąże się wiele nieporozumień. Każda strona walcząca ma własną historię i chronologię. Na przykład w Chinach i Japonii twierdzi się, że pierwszym dniem wojny był 7 lipca 1937 roku, gdy wojska japońskie i chińskie starły się po incydencie na moście Marco Polo. Dla Amerykanów wojna zaczęła się z kolei 7 grudnia 1941 roku japońskim atakiem na Pearl Harbor, a wszystko, co poprzedza ten dzień, pozostaje w ich oczach jedynie osobliwym, odległym preludium do przełomowego wydarzenia. Takie rozbieżne stanowiska bywają w pełni usprawiedliwione – podyktowane geografią i konwencją. Czasem chodzi jednak o kłamstwo. Na przykład w Związku Radzieckim (oraz będącej jego kontynuacją Rosji) od dawna utrzymywano, jakoby II wojna światowa rozpoczęła się dopiero wraz z napaścią Niemiec na ZSRR 22 czerwca 1941 roku. Wcześniejsze inwazje Stalina na Polskę, Finlandię i kraje bałtyckie umiejętnie wyretuszowano z obrazu prezentowanego opinii publicznej.

Nawet w Wielkiej Brytanii i Francji oraz w krajach wchodzących niegdyś w skład ich imperiów brakuje pełnej jasności w tej kwestii. Chociaż obydwa kraje dzielnie wypowiedziały wojnę Niemcom 3 września 1939 roku po tym, jak Hitler odmówił wycofania swoich sił z Polski, nie uczyniły później nic, by pomóc swojemu sojusznikowi, haniebnie pozostawiając Polskę własnemu losowi. Następnie z punktu widzenia mieszkańców Wielkiej Brytanii i Francji nic właściwie się nie działo, dopóki wojska niemieckie w maju 1940 roku nie wlały się przez granicę francuską, prąc na zachód. Okres dzielący te wydarzenia Brytyjczycy określali mianem _phoney war_, czyli udawanej wojny, a Francuzi nazywali go _drôle de guerre_, czyli dziwną bądź wręcz śmieszną wojną.

Wojna, którą Polska toczyła w 1939 roku, nie była jednak pod żadnym względem udawana ani śmieszna. 1 września, gdy tylko wzeszło słońce, wojska Hitlera przekroczyły polską granicę od północy, zachodu i południa, posuwając się naprzód w czołgach, na ciężarówkach i pieszo, podczas gdy Luftwaffe opanowała przestrzeń powietrzną, właściwie bezkarnie bombardując oraz ostrzeliwując cele. Po nieco ponad dwóch tygodniach, gdy polskie armie znalazły się w rozsypce pod nieobecność jakiegokolwiek wsparcia od zachodnich sojuszników, ostateczny cios zadał nowy sprzymierzeniec Hitlera, Stalin – 17 września ze wschodu zaatakowała Armia Czerwona. Spotkawszy się na polskiej ziemi, Niemcy i Sowieci zadeklarowali wieczne braterstwo, zapominając o całej poprzedniej dekadzie skrajnej wzajemnej wrogości, a Polska wkroczyła w nowy, mroczny okres totalitaryzmu, w którym panowały prześladowania, nędza oraz śmierć. Zanim zakończyła się II wojna światowa, miał zginąć co piąty jej mieszkaniec.

Polska była zatem – zgodnie ze zgrabnym hasłem ukutym na początku wojny przez jej propagandę – „pierwsza do walki”. Jej kampania obronna we wrześniu 1939 roku otworzyła II wojnę światową w Europie, będąc pięciotygodniowym bojem, który zapoczątkował niemal 300 tygodni rzezi. Zmagania te kosztowały życie aż 250 tysięcy ludzi po wszystkich stronach konfliktu i były zapowiedzią wielu brutalnych praktyk, które miały stać się nieodłącznymi elementami wojny światowej: ataków na ludność cywilną, nalotów dywanowych oraz masowych mordów.

Polskę najechały i okupowały dwa największe w Europie mocarstwa totalitarne, więc kraj ten zaznał wszystkich okrucieństw nowoczesnego konfliktu. Na zachodzie Wehrmacht rozpętał wojnę rasową przeciwko Polakom, a Armia Czerwona zaniosła na wschód Polski wojnę klasową. Ludność cywilną przesiewano i klasyfikowano, po czym tych, których uznano za niepożądanych, w najlepszym przypadku aresztowano i deportowano, a często zabijano z błogosławieństwem państwa.

Kampania polska odbiła się też echem poza granicami kraju, wciągając do wojny Wielką Brytanię i Francję. Obydwa te kraje wiosną 1939 roku zagwarantowały nienaruszalność terytorialną Polski, daremnie usiłując powstrzymać ekspansję niemiecką. To właśnie ich obowiązek obrony sojusznika (choć realizowany tylko w teorii) przekształcił wojnę ze środkowoeuropejskiej przepychanki w konflikt o znaczeniu globalnym.

Biorąc to wszystko pod uwagę, należałoby się spodziewać, że mężnie toczona, krótka wojna Polski w 1939 roku będzie tematem powszechnie znanym. Jest jednak inaczej. Nie byłoby w istocie przesadą stwierdzenie, iż poza Polską właściwie się o niej nie pamięta. Pomimo tego, że mamy zbiorową obsesję na punkcie wszystkich aspektów II wojny światowej, kampanię wrześniową jakoś zawsze się pomija, ignoruje lub zbywa kilkoma zdaniami. W związku z tym w anglojęzycznej historiografii pozostaje ona mało znana i niezrozumiana.

Aby się o tym przekonać, wystarczy rzut oka na najpopularniejsze książki historyczne z ostatnich kilku lat. Entuzjastyczny czytelnik może przebierać w konkurencyjnych dziełach na temat kampanii w Ardenach, Dunkierki czy lądowania w Normandii, ale na próżno szukałby nowych opracowań dotyczących wojny polskiej 1939 roku. Poza kilkoma specjalistycznymi studiami z dziedziny wojskowości ostatnią książką poświęconą tej tematyce była _The War Hitler Won_ Nicholasa Bethella, która ukazała się w 1972 roku*.

Ogólniejsze prace dotyczące tego okresu wcale nie przedstawiają się lepiej. Skalę problemu ujawnia przejrzenie popularnych historii II wojny światowej napisanych przez najchętniej czytanych historyków brytyjskich. Typowy wynik jest następujący: z około 700 stron tekstu obronie Polski w 1939 roku poświęca się zaledwie 16, co często obejmuje również ogólniejszą kwestię przystąpienia Wielkiej Brytanii i Francji do wojny. Niektóre z tych dzieł ignorują temat całkowicie bądź są komicznie wprost anglocentryczne, opisując wybuch wojny wyłącznie w kategoriach konfrontacji w Whitehall i rozterek przeżywanych podczas meczów krykieta rozgrywanych na południowym wschodzie Anglii, bez wspomnienia o aż nazbyt prawdziwych bitwach, które toczyły się wówczas na polskiej ziemi.

Te, które nie prześlizgują się jedynie nad tematem polskiej wojny obronnej, opierają się niemal wyłącznie na niemieckich źródłach: zwykle stronniczych wspomnieniach uczestników najazdu oraz często napuszonych kronikach pułkowych, których poza historykami wojskowości nikt nie jest w stanie czytać. Jak można się spodziewać, skutkuje to zniekształceniami: historycy bezkrytycznie powielają nazistowskie tropy propagandowe, całkowicie pomijają inwazję sowiecką i w haniebny sposób wymazują Polaków z ich własnej historii. Nic zatem dziwnego, że wiedza większości czytelników o kampanii wrześniowej nie wychodzi w zasadzie poza stary i ograny mit o „szarżach kawalerii na czołgi”.

Prawdziwy problem jest jednak głębszy. Historię, jak wiadomo, piszą przede wszystkim zwycięzcy; jak zwięźle ujął to Hitler w przededniu polskiej kampanii: „zwycięzcy nikt nie będzie pytać, czy powiedział prawdę”. W tym wypadku żadna z triumfujących w konflikcie – na krótką lub dłuższą metę – stron nie miała żadnego interesu w opowiedzeniu prawdziwej historii obrony Polski. W pierwszych latach wojny Niemcy pisali możliwie najkorzystniejszą dla siebie wersję przebiegu kampanii wrześniowej. Opublikowano wtedy niezliczone pamiętniki, albumy i pseudohistorie, które sławiły zwycięstwo niemieckie, wychwalały błyskotliwość blitzkriegu oraz podkreślały wrodzoną niższość wroga. Po wojnie natomiast, gdy świat przekonał się o skali niemieckich zbrodni, inwazję na Polskę zepchnięto na margines, traktując ją jako zaledwie nieistotną ciekawostkę – osobliwe preludium do późniejszych okrucieństw. Nie licząc kilku autorów powojennych pamiętników i garstki historyków zajmujących się tą tematyką, kampania wrześniowa interesuje dziś w Niemczech niewielu ludzi.

Tymczasem Sowieci czynili wszystko, co w ich mocy, by udowodnić, że w 1939 roku wcale nie najechali na Polskę. W powojennej opowieści o Związku Radzieckim i jego narodzie jako głównych ofiarach wojny nie było miejsca na uczciwe przyznanie, że Stalin ułatwił Hitlerowi rozpętanie konfliktu, a następnie pomógł nowemu sojusznikowi w napadnięciu, rozbiorze oraz zniszczeniu Polski. W związku z tym inwazję Armii Czerwonej przedstawiano jako interwencję humanitarną, a wszelkie głosy przeczące tej wersji wydarzeń skutecznie wyciszano – zarówno w Związku Radzieckim, jak i w powojennej komunistycznej Polsce. To wyparcie trwa do dziś. Zupełnie niedawno, bo w 2016 roku, pewnego rosyjskiego blogera ścigano za udostępnianie tekstu o współpracy niemiecko-sowieckiej podczas najazdu na Polskę. Miał się on dopuścić „rozpowszechniania nieprawdziwych informacji”.

Można byłoby mieć nadzieję, że przynajmniej Brytyjczycy postarają się ocalić pamięć o tym, jak było naprawdę. Niestety, sprawy potoczyły się inaczej. Chociaż w Zjednoczonym Królestwie nie tuszowano celowo faktów, wstydliwej opowieści o zdradzie sprawy polskiej nie dało się pogodzić ze sławieniem heroicznej postawy Brytyjczyków podczas wojny, więc temat ten nie był interesujący dla opinii publicznej. Mimo że w rezultacie wojennej klęski kraju i opanowania go przez komunistów po 1945 roku wielu polskich weteranów kampanii wrześniowej zamieszkało w Zjednoczonym Królestwie, ich historii właściwie nie słuchano. Niektórzy uczestnicy wydarzeń, tacy jak Władysław Anders, Klemens Rudnicki czy Józef Garliński, pisali wspomnienia i opowiadali historię września, ale zupełnie nie udało im się przebić przez ustaloną zachodnią narrację dotyczącą wojny. Znaczące jest być może to, że w sztandarowym serialu dokumentalnym _The World at War_ (Historia II wojny światowej) z 1973 roku wystąpiło wielu protagonistów konfliktu – od Alberta Speera po sir Arthura „Bombowca” Harrisa – lecz zabrakło wśród nich Polaków. To pominięcie mogło oczywiście wynikać po prostu z lenistwa producentów lub wyimaginowanej bariery językowej. Cynik wskazałby jednak, że z punktu widzenia brytyjskiej i francuskiej mitologii wojennej wygodne było przedstawienie Polaków jako marginalnych uczestników konfliktu, którym i tak nie dało się pomóc.

Zadanie opowiedzenia o dwóch najazdach, których ofiarą padli w 1939 roku, pozostawiono zatem samym Polakom. W latach następujących bezpośrednio po wojnie komunistyczna Polska nie była zainteresowana nagłaśnianiem tych wydarzeń – jeżeli w ogóle o nich wspominano, to tylko po to, by rytualnie potępić „niemieckich faszystów”, a także rzekomą lekkomyślność przedwojennego reżimu. W latach 60. XX wieku, kiedy wśród rządzących komunistów przeważył nurt nacjonalistyczny, wyłoniła się nowa (nie do końca zresztą nieprawdziwa) narracja, zgodnie z którą męstwo szeregowych polskich żołnierzy poszło na marne wskutek nieudolności ich przełożonych i dwulicowości kapitalistycznych sojuszników, przy czym z oburzeniem zaprzeczano, jakoby Armia Czerwona dopuściła się jakiejkolwiek agresji. Obiektywne badania wszystkich „zakazanych” wcześniej aspektów polskiej historii stały się możliwe w 1989 roku, wraz z upadkiem reżimu komunistycznego. Dopiero wówczas można było opowiedzieć pełną historię stoczonej przez Polskę wojny.

Niniejsza książka przywołuje osiągnięcia tej nowej polskiej historiografii, stanowiąc próbę przywrócenia równowagi stronniczej zachodniej narracji o kampanii rozpoczynającej II wojnę światową. Opowiada ona o wydarzeniach, które są wciąż mało znane czytelnikowi angielskojęzycznemu: o heroizmie, cierpieniu i mężnej walce z potężniejszymi wrogami. Ponadto jest ona próbą rozświetlenia spowijających tę historię mroków totalitarnej propagandy: od nazistowskiego mitu łatwego triumfu blitzkriegu po sowieckie kłamstwo, jakoby Armia Czerwona w ogóle nie napadła na Polskę. Książka ta oddaje przy tym głos polskim wspomnieniom, pamiętnikom i archiwom. Należy mieć nadzieję, że Polacy nie będą już przedstawiani przez przyszłych historyków jako bezimienne i nieme ofiary – zaledwie statyści we własnej opowieści.

*

Każde ambitne przedsięwzięcie jest oczywiście owocem współpracy, więc chociaż słowa na stronach tej książki są moje, muszę tu wspomnieć o licznych długach, jakie zaciągnąłem w trakcie jej pisania. Wiedzą życzliwie podzieliło się ze mną wielu kolegów i przyjaciół – byli wśród nich: Grzegorz Bębnik, Sławomir Dębski, Richard Hargreaves, Tomasz Kuba Kozłowski, Wojciech Łukaszun, Dmitriy Panto, Bill Russ, Ian Sayer, Rob Schäfer, Ben H. Shepherd, Andrzej Suchcitz, Jacek Tebinka i Anna Zygalska-Cannon.

Inni udzielali mi fachowych rad, gdy podróżowałem po Polsce, odwiedzając archiwa, muzea i miejsca opisywanych w książce wydarzeń: Mokrą, Wiznę, pola bitwy nad Bzurą czy Mławę. Pragnę tu wymienić Krzysztofa Mroczkowskiego i Jakuba Link-Lenczowskiego z Muzeum Lotnictwa Polskiego w Krakowie, Katarzynę Tomiczek z Ośrodka Promocji Gminy Węgierska Górka, Emila Maklesa z Izby Pamięci Bitwy pod Mokrą, Kazimierza Śwircza z Muzeum Bitwy nad Bzurą w Kutnie, Marcina Sochonia i Dariusza Szymanowskiego ze Stowarzyszenia „Wizna 1939”, Ludwika Zalewskiego z Nowogrodu, Wojciecha Śleszyńskiego i Łukasza Radulskiego z Białegostoku, Katarzynę Myszkowską i Krzysztofa Bojarczuka z Sulejowa, Andrzeja Jarczewskiego i Mikołaja Ratkę z Muzeum Historii Radia i Sztuki Mediów Radiostacja Gliwice, Tomasza Chincińskiego z Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku, Karola Szejkę z Muzeum Westerplatte i Wojny 1939 w Gdańsku, Marka Adamkowicza z Muzeum Poczty Polskiej w Gdańsku, Jana Tymińskiego i Jacka Waryszaka z Muzeum Marynarki Wojennej w Gdyni, Radosława Wieckiego z Tczewa, Wojciecha Krajewskiego i Janusza Wesołowskiego z Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie, Władysława Szarskiego z Muzeum Obrony Wybrzeża na Helu, Marcina Owsińskiego z Muzeum Stutthof w Sztutowie oraz Jacka Wilamowskiego i Katarzynę Skorupę-Malińską z Muzeum Ziemi Zawkrzeńskiej w Mławie.

Ponadto kilka osób, takich jak Jess Bennett, Will Hobden, Philipp Rauh, Saskia Smellie, Alex Standen, Lyuba Vinogradova, Axel von Wittenberg oraz Jadwiga Kowalska z Instytutu Polskiego i Muzeum Sikorskiego w Londynie, hojnie udzieliło mi pomocy w zakresie językoznawstwa oraz badań naukowych. Billowi Donohoe dziękuję za pomoc w kwestiach kartograficznych. Moja agentka Georgina Capel zachowywała pełny stoicyzm, radząc sobie z tysiącami wywoływanych przeze mnie kryzysów, i udzielała mi wszelkiego wsparcia, o jakim mógłby marzyć autor, a mój brytyjski redaktor Jörg Hensgen cechował się jak zwykle ogromną błyskotliwością i zręcznością w obróbce tekstu. Szczególne podziękowania należą się również mojej niesłychanie utalentowanej i niestrudzonej asystentce Anastazji Pindor – zdobyła ona materiały źródłowe, bez których napisanie tej książki byłoby właściwie niemożliwe. Za wszystko inne muszę podziękować mojej żonie Melissie oraz moim dzieciom Oscarowi i Amelii, którzy codziennie przypominają mi o tym, co naprawdę ważne.

Na koniec pragnę zadedykować tę książkę człowiekowi, którego pasja zainspirowała mnie prawie 30 lat temu do zainteresowania się historią Polski – mojemu dawnemu profesorowi, współautorowi i niezwykle szanowanemu koledze Normanowi Daviesowi.

Tring, rok 2019

* W Polsce wydano ją w 1997 roku pod tytułem _Zwycięska wojna Hitlera. Wrzesień 1939_ .PROLOG
NIEPOZORNY MĘŻCZYZNA

------------------------------------------------------------------------

Na jedynym zachowanym zdjęciu Franciszka Honioka – zrobionym być może przy okazji uroczystości rodzinnej lub stawiennictwa w sądzie – widać mężczyznę w garniturze i krawacie, o zdecydowanym wyrazie twarzy, z jasnymi oczami i ciemnoblond włosami, w których zdążyły się już pojawić zakola. Mierząc 158 centymetrów, był raczej niski, a ponadto wyglądał na trochę zaniedbanego, ale poza tym był zupełnie zwyczajny, właściwie niczym się nie wyróżniał. Być może właśnie to przesądziło o jego losie.

Gdy zatrzymano go tego dnia, 41-letni kawaler wyglądał na zaskoczonego, bez wątpienia zastanawiając się nad powodem, dlaczego wypadło właśnie na niego, ale nie powiedział ani słowa. Honioka wyselekcjonowano najprawdopodobniej na podstawie akt przechowywanych w siedzibie gestapo na Prinz-Albrecht-Strasse w odległym Berlinie: do tajemniczego celu pilnie niezbędny był Polak, który w przeszłości prowadził agitację przeciw Niemcom. Honiok nadawał się aż nadto. Urodził się w 1898 roku w niemieckiej prowincji Górny Śląsk, po I wojnie światowej walczył po polskiej stronie podczas powstań śląskich. W 1925 roku, po krótkim pobycie w Polsce, wrócił do Niemiec, skąd usiłowano go deportować z powrotem do Polski, ale sprawę, która oparła się aż o Ligę Narodów w Genewie, ostatecznie wygrał. Chociaż w 1939 roku nie był już może aktywnym agitatorem, w rodzinnej wsi Hohenlieben (Łubie) pozostawał znany jako zagorzały orędownik sprawy polskiej.

Kiedy zabierano go po południu 30 sierpnia 1939 roku, Honiok nie miał pojęcia, co czeka go z rąk gestapowców. Najpierw przewieziono go do koszar w Beuthen (Bytomiu) i dano mu jedzenie oraz wodę, a następnie do siedziby gestapo w Oppeln (Opolu), gdzie spędził niewygodną noc zamknięty w archiwum. Jak zauważyli funkcjonariusze, pozostawał „apatyczny, cały czas siedząc ze zwieszoną głową”. W ogóle się nie odzywał, do niego zresztą też nic nie mówiono z wyjątkiem paru poleceń wydanych przez eskortujących gestapowców. Co więcej, mimo niemieckiego zamiłowania do biurokracji, jego obecności nie odnotowano w żadnym z miejsc, w których przebywał, a strażnikom polecono, aby jego tożsamość pozostała tajemnicą. Następnego ranka, 31 sierpnia, Honioka zawieziono na posterunek policji w Gleiwitz (Gliwicach), gdzie trafił do pojedynczej celi, i ponownie nie wpisano jego przybycia do żadnych akt. Miał to być ostatni dzień jego życia.

Po południu tego samego dnia w hotelu Haus Oberschlesien po drugiej stronie miasta SS-Sturmbannführer (funkcjonariusz SS w stopniu odpowiadającym randze majora w siłach zbrojnych) Helmut Naujocks przeprowadził końcową odprawę dla sześcioosobowego zespołu złożonego z esesmanów i policjantów. Pochodzący z Kilonii na niemieckim wybrzeżu Bałtyku 27-letni Naujocks nawrócił się na nazizm wcześnie, gdyż wstąpił do SS już w 1931 roku, po krótkim okresie studiów uniwersyteckich. Już wtedy był zaprawiony w walkach – na nosie miał ślad po tym, jak komunista zdzielił go żelaznym prętem. Jeden z ludzi, którzy znali Naujocksa, scharakteryzował go jako „gangstera intelektualistę”. W SS szybko znalazł on patrona w osobie Reinharda Heydricha, który był szefem nazistowskiej służby bezpieczeństwa i policji bezpieczeństwa oraz jedną z najmroczniejszych postaci w przywództwie III Rzeszy. To właśnie na polecenie Heydricha Naujocks ze swoimi ludźmi przyjechał dwa dni wcześniej do Gleiwitz, gdzie podali się za inżynierów górnictwa. Ich prawdziwe zadanie polegało jednak na przeprowadzeniu operacji, za którą winą planowano obarczyć kogo innego – wszystko miało wyglądać tak, jak gdyby polscy powstańcy zaatakowali terytorium Niemiec.

Relacje między Niemcami a Polską, które przez 20 ostatnich lat bywały w najlepszym razie lodowate, dodatkowo gwałtownie się pogorszyły w poprzednich kilku miesiącach. Oficjalną przyczyną chłodu w kontaktach były korzyści terytorialne przyznane Polsce kosztem sąsiada na mocy traktatu wersalskiego – chodziło przede wszystkim o część Górnego Śląska, Poznań i tak zwany korytarz polski – co w Niemczech odebrano jako głębokie upokorzenie i stopniowo przyczyniło się to do zatrucia stosunków polsko-niemieckich. Gniew Hitlera miał jednak głębsze podłoże – u jego podstaw leżały uprzedzenia rasowe oraz przekonanie, że przeznaczeniem narodowym Niemiec jest ekspansja na wschód. Zatraciwszy umiar w wojowniczych zapędach, chcąc wyzyskać słabość Zachodu (lub to, co za nią brał) oraz prąc do wojny, która miała zapewnić mu miejsce w historii i nadać kształt jego III Rzeszy, obrał za cel przede wszystkim Polskę, zaostrzając retorykę i głośno uskarżając się na polskie barbarzyństwo i złą wolę.

Dlatego latem 1939 roku ustępstwa terytorialne ze strony Polaków – nawet gdyby byli do nich skłonni – już by nie wystarczyły; Hitler chciał wojny. Pozostawały jednak pewne problemy. Po pierwsze, Polska miała sojuszników: Wielką Brytanię i Francję, którzy zobowiązali się jej bronić w wypadku agresji z zewnątrz. Po drugie, ogromna większość Niemców – chociaż z całego serca popierała nazistów – nie miała wcale ochoty na kolejną wojnę światową. W związku z tym Hitler musiał przedstawić swoje wojownicze intencje tak, żeby wyglądały na obronne; innymi słowy, trzeba było pokazać Polskę jako agresora, a Niemcy jako niewinną ofiarę. Uznał, że w ten sposób uda się przekonać naród niemiecki do poparcia wojny, a potencjalnie nawet zdemontować międzynarodowe sojusze Polski. To podejście Hitler podsumował podczas przemówienia do dowódców wyższego stopnia, które wygłosił 22 sierpnia w swojej alpejskiej rezydencji nieopodal Berchtesgaden. „Priorytetem jest zniszczenie Polski” – oświadczył, dodając: „Celem jest wyeliminowanie aktywnych sił przeciwnika, nie zaś osiągnięcie konkretnej linii. Nawet jeżeli na Zachodzie wybuchnie wojna, podstawowym celem pozostaje zniszczyć Polskę”. Zapewnił też swoich dowódców, że nie muszą się martwić opinią publiczną: „Podam propagandowy powód rozpoczęcia wojny bez względu na to, czy będzie on wiarygodny, czy też nie. Zwycięzcy nikt nie będzie potem pytać, czy powiedział prawdę”.

Tego lata świat oglądał kolejne przejawy ofensywy propagandowej Hitlera. Chociaż inicjatywę w tym zakresie przejęła SS, niemiecki wywiad wojskowy, czyli Abwehra, również działał na rzecz osłabienia pozycji Polski. W ostatnim tygodniu sierpnia w całym kraju dochodziło do incydentów, które często zaplanowano tak, aby wyglądały na wynik nastrojów antyniemieckich: pod pomnik wojenny w Cieszynie podłożono bombę, celem innego zamachu bombowego stała się niemiecka księgarnia w Poznaniu, a kolejny uszkodził most kolejowy w Nowym Sączu.

Największą niesławą okryła się operacja przeprowadzona w nocy z 28 na 29 sierpnia, kiedy to agent Abwehry – bezrobotny hutnik niemieckiego pochodzenia, Antoni Guzy – w przechowalni bagażu na stacji kolejowej w Tarnowie na południu kraju pozostawił pokaźny ładunek wybuchowy ukryty w dwóch walizkach. Bomba, która wybuchła wkrótce po godzinie 23.00, zniszczyła część budynku stacyjnego i zabiła 24 osoby, w tym dwuletnią dziewczynkę. Guzego zatrzymano nieopodal miejsca eksplozji. Podczas przesłuchania szczegółowo opowiedział śledczym o metodach sabotażu stosowanych przez Abwehrę, wyjaśniając, że został zwerbowany za pośrednictwem niemieckiego związku zawodowego i odbył pobieżne szkolenie w Niemczech, po czym przydzielono go do komórki działającej w położonym na południu Polski Skoczowie. Jak zeznał, otrzymawszy rozkazy w zakodowanej wiadomości nadanej przez radiostację w Breslau (we Wrocławiu), udał się z Bielska najpierw do Krakowa – tam wręczono mu walizki – a następnie do Tarnowa, gdzie umieścił je w przechowalni bagażu. Guzy, cały czas zapewniając, że nie wiedział o materiałach wybuchowych w bagażu, powiedział przesłuchującym, iż zrobił to, gdyż „czuje się Niemcem”.

Guzy był zaledwie pionkiem w rękach niemieckich przełożonych, ale jego przesłuchanie musiało uświadomić Polakom – jeżeli jeszcze tego nie wiedzieli – że za atakami stoi Abwehra. Trudniej było ustalić dokładną motywację zleceniodawców: zamach bombowy w Tarnowie nie miał większego znaczenia wojskowego poza bezsensowną destrukcją polskiej infrastruktury, a Guzy nie zasugerował żadnego ogólniejszego celu ani planu. Jego mocodawcy najprawdopodobniej zamierzali sprowokować odwet ze strony Polaków przeciwko mniejszości niemieckiej, co stanowiłoby potwierdzenie propagandowej narracji Hitlera o prześladowaniu Niemców i dałoby mu pretekst do interwencji wojskowej.

Podczas gdy Abwehra popełniała w swojej lekkomyślności kolejne błędy, a Hitler atakował Polaków za nieprzejednaną postawę, agenci SS dyskretnie pracowali nad zerwaniem stosunków między Berlinem a Warszawą. Już latem 1939 roku Heydrich nakazał usunąć wszystkie „niepewne politycznie elementy” z obszaru przylegającego do niemieckiej granicy z Polską. W strefie tej wytypowano położone na uboczu nieruchomości – stodoły i zagrody – które następnie puszczano z dymem, po czym donoszono, że uczynili to polscy podpalacze. Latem 1939 roku w niemieckiej prasie pojawiały się zatem niezliczone drastyczne artykuły o „polskim terrorze”; z ubolewaniem pisano o „polskich bandytach”, „narastającej nerwowości” i „przerażających cierpieniach niemieckich uchodźców”. Do końca sierpnia gazety naliczyły 66 „zamordowanych” Niemców.

W tym samym czasie, gdy media niemieckie zajmowały się oczernianiem Polaków, w Bernau na północ od Berlina powstał ośrodek szkoleniowy, w którym ponad 300 ochotników z SS, głównie pochodzących z Górnego Śląska, przygotowywano do infiltracji polskiego terytorium. Szkolenia te prowadzono z użyciem polskiej broni i mundurów, a jednym z ich celów było nauczenie kursantów podstaw polszczyzny. Pod koniec sierpnia agenci byli już gotowi do działania. 31 sierpnia wieczorem użyto ich w „atakach” na niemiecki posterunek celny w Hochlinden (Stodołach) pod Rybnikiem oraz na leśniczówkę pod Pitschen (Byczyną). Wybijając okna, strzelając w powietrze oraz intonując pieśni i przeklinając łamaną polszczyzną, mieli zainscenizować wtargnięcie sił polskich na terytorium niemieckie. Gdyby nie zwłoki sześciu więźniów obozu koncentracyjnego, których przebrano w polskie mundury, a następnie zastrzelono i pozostawiono w Hochlinden, aby tym krwawym akcentem dodać scenie autentyczności – wszystko to byłoby dość komiczne.

Nic dziwnego, że w obliczu mnogości zabójczych spektakli, jakie wyreżyserowali Niemcy, by w przeddzień wojny stworzyć wygodne dla siebie pozory, całe pokolenia historyków błędnie opisywały przebieg incydentu gliwickiego, wiążąc go omyłkowo z innymi akcjami, takimi jak Hochlinden, oraz pisząc wbrew faktom o napastnikach w polskich mundurach czy większej liczbie ofiar wśród Polaków. Takie błędy, choć uporczywie powtarzane, można skorygować, odwołując się do źródeł oryginalnych, które wyraźnie wskazują, że napastnicy byli w tym wypadku ubrani po cywilnemu, a zginęła tylko jedna osoba.

Niezależnie od tej korekty akcja w Gleiwitz odegrała szczególną rolę. Czy wskutek zamiaru, czy też przypadku, tylko tam napastnicy – udający, rzecz jasna, polskich powstańców – mieli przemówić, opowiedzieć o swojej „misji” i ogłosić swe zamiary szerszej publiczności. Naujocks uważał, że stworzył plan wprost idealny pod tym względem. Dokonawszy wcześniejszego rozpoznania, uznał, że doskonałym celem będzie wyróżniająca się mierzącym 111 metrów drewnianym masztem radiostacja gliwicka. Wraz ze swoimi ludźmi mógł z łatwością przejąć kontrolę nad obiektem, obezwładnić obsługę, oddać kilka strzałów w sufit i nadać prowokacyjną audycję po polsku, a potem zniknąć w ciemnościach. Stwierdził, że najlepszym momentem na atak będzie godzina 20.00, gdy jego ludzi skryje już zmierzch, a większość słuchaczy zasiądzie w domach przy odbiornikach radiowych.

Początkowo gliwicka operacja Naujocksa miała się obyć bez rozlewu krwi. Jego przełożeni zadecydowali jednak, że potrzebny jest niepodważalny materiał dowodowy. Nadzorujący całą operację przyszły szef gestapo Heinrich Müller poinformował Naujocksa, że dostarczy mu Polaka, którego zakrwawione zwłoki miały zostać w radiostacji jako niezbity „dowód” na to, iż atak był dziełem polskim. Z tego powodu nie wystarczyło użyć kogoś takiego jak zabici w Hochlinden więźniowie obozu koncentracyjnego – niezbędny był ktoś dobrze znany jako antyniemiecki agitator. Taki właśnie los SS przeznaczyło Franciszkowi Honiokowi.

Podczas gdy na gliwickim posterunku policji upływały ostatnie godziny życia Franciszka Honioka, Naujocks czekał w pokoju hotelowym na sygnał do rozpoczęcia misji. Telefon zadzwonił o godzinie 16.00. Podniósłszy słuchawkę, usłyszał wysoki, nosowy głos Heydricha, który polecił mu, aby natychmiast oddzwonił. Gdy to uczynił, z ust zwierzchnika padło hasło _Grossmutter gestorben_ (Babcia zmarła). Naujocks wezwał podwładnych na końcową odprawę, ponownie przedstawiając cel misji i przydzielone im zadania. Później wszyscy przebrali się w byle jakie cywilne ubrania i wsiedli do dwóch samochodów, udając się w krótką drogę do położonej na północny wschód radiostacji. Przybywszy zgodnie z planem dokładnie o godzinie 20.00, gdy zapadał właśnie mrok, wtargnęli do budynku. Odepchnąwszy kierownika stacji, który wstał z krzesła na ich widok, podkomendni Naujocksa obezwładnili obsługę i zaprowadzili wszystkich do piwnicy, gdzie ustawili ich twarzami do ściany z rękami związanymi za plecami. Tymczasem Naujocks z przyprowadzonym przez siebie technikiem radiowym zastanawiali się, jak dokonać prowokacyjnej transmisji.

Jednym z warunków powodzenia planu było zapewnienie, aby odezwa dotarła do słuchaczy. Naujocks wcześniej zastanawiał się nad atakiem na położoną bliżej centrum Gleiwitz znacznie większą główną stację radiową, ale zrezygnował, nie tylko w związku z trudnościami logistycznymi, lecz także ze względu na możliwość, że przekazywana stamtąd transmisja zostałaby wyłączona w radiostacji. W związku z tym zdecydował się zainscenizować atak na samą radiostację, gdzie znajdował się tylko „mikrofon burzowy” – używany do przerywania lokalnych audycji, aby ostrzegać słuchaczy przed gwałtownymi zjawiskami pogodowymi – znacznie mniej prawdopodobne było jednak to, że transmisja będzie monitorowana i zostanie przerwana.

Tak więc, unieszkodliwiwszy obsługę stacji, Naujocks musiał ustalić, gdzie jest mikrofon burzowy i jak go podłączyć, aby włączyć się w główny program rozgłośni. Znalazł wprawdzie urządzenie w szafie, ale nie potrafił go uruchomić, musiał więc wyciągać z piwnicy kolejnych pracowników radiostacji, grożąc im bronią, aż w końcu jeden z nich powiedział mu, co trzeba zrobić. Wówczas mówiący po polsku członek grupy Karl Hornack wyciągnął z kieszeni zmiętą kartkę i podszedł do mikrofonu. Najpierw strzałem w sufit upozorowano odgłosy walki, po czym Hornack odczytał następujący tekst:

UWAGA! TU GLIWICE! RADIOSTACJA ZNAJDUJE SIĘ W POLSKICH RĘKACH!

Później miało nastąpić wezwanie do broni wystosowane przez fikcyjny „Polski Komitet Wolności”, który miał się domagać, aby ludność polska w Rzeszy stawiła opór niemieckim władzom i przystąpiła do operacji sabotażowych, obiecując zarazem, że niebawem wkroczą polscy wyzwoliciele w mundurach. Jednak z powodów, których nigdy nie udało się w zadowalający sposób wyjaśnić, nadano tylko pierwszych dziewięć słów, które dotarły zresztą tylko do słuchaczy w okręgu gliwickim, reszta utonęła zaś w kakofonii szumu. Heydrich, który siedział przy radioodbiorniku w Berlinie, nie usłyszał niczego.

W czasie gdy Naujocks zajmował się transmisją, do budynku dostarczono Franciszka Honioka. Tuż przed godziną 20.00 do jego celi na posterunku policji w Gleiwitz przyszedł esesman w białym kitlu, który podał się za lekarza i zaaplikował mu zastrzyk. Nieprzytomnego mężczyznę przewieziono następnie do położonej nieopodal radiostacji, gdzie dwóch ludzi Naujocksa wniosło go do budynku i położyło w pobliżu tylnego wejścia. Nie jest jasne, kto zastrzelił Honioka i kiedy dokładnie go zabito, ale wychodząc z radiostacji, Naujocks zatrzymał się na moment, by przyjrzeć się opartym o ścianę obok drzwi zwłokom z zakrwawioną twarzą. Aż do śmierci w 1966 roku utrzymywał, że Franciszka Honioka nie zabił ani on, ani jego podwładni. Prokuratorom zeznał, że nie wiedział niczego o tym człowieku i nie znał nawet jego nazwiska: „nie ja byłem za niego odpowiedzialny” – oświadczył.

Tak więc Franciszka Honioka bez namysłu zamordowano, aby nadać pozory prawdopodobieństwa nikczemnemu propagandowemu kłamstwu Heydricha. Był artykułem jednorazowego użytku – bezimiennym kosztem ubocznym ślepego pędu nazistowskich Niemiec do wojny. Został przypisem do historii, a jego zabójstwo ujawniło brutalność gardzącego wszelkimi zasadami nazistowskiego reżimu i było ponurą zapowiedzią losu, jaki miał czekać Polskę. Śmierć Honioka poprzedziła co najmniej 50 milionów innych – była indywidualną tragedią zapowiadającą zbiorową rzeź.

Było przy tym bez znaczenia, że fortel, który miało uwiarygodnić jego ciało, spalił na panewce: niemieckie media były już w gotowości, aby nagłośnić wydarzenia niezależnie od tego, jak potoczą się wypadki. Po kilku godzinach wszystkie audycje radiowe i nagłówki prasowe były poświęcone jednemu tematowi – polskiemu „atakowi” na Gleiwitz oraz nieuchronności niemieckiej reakcji. Zanim większość Niemców usłyszała lub przeczytała te słowa następnego ranka, czołgi Hitlera wtaczały się już do Polski. Rozpoczęła się II wojna światowa.

A. Spiess, H. Lichtenstein, _Akcja „Tannenberg”: pretekst do rozpętania II wojny światowej_, tłum. B. Floriańczyk, Warszawa 1990, s. 61.

Tamże, s. 62.

Bundesarchiv, B162/20571, Raport sporządzony przez prokuraturę w Düsseldorfie, grudzień 1969 r., s. 9.

A. Spiess, H. Lichtenstein, dz. cyt., s. 62.

W. Shirer, _The Rise and Fall of the Third Reich_, London 1960, s. 629.

_Nazism: 1919–1945_, t. 3: _Foreign policy, war and racial extermination_, eds. J. Noakes, G. Pridham, Exeter 1997, s. 743.

T. Chinciński, _Piąta kolumna_, „Polityka”, 4 listopada 2009. Zob. też _Polish White Book_, t. 1, Ministerstwo Spraw Zagranicznych Rzeczypospolitej Polskiej, Londyn 1941, dokument 116, s. 124–126.

Lista ofiar podana w: „Polska Zbrojna”, 30 sierpnia 1939.

Archiwum Narodowe w Krakowie, Oddział w Tarnowie, 33/226, sygn. V141, Przesłuchanie Guzego.

J. Böhler, _Najazd 1939: Niemcy przeciw Polsce_, tłum. D. Salamon, Kraków 2011, s. 80.

Archiwum Iana Sayera, Zeznanie Alfreda Naujocksa, The Overture, s. 9.

Bundesarchiv, R9350/774.

_Polens Schande_, „Völkischer Beobachter”, 31 sierpnia 1939, s. 1.

A. Spiess, H. Lichtenstein, dz. cyt., s. 115–133.

Zob. Bundesarchiv, B162/20571, Zeznanie SS-Unterscharführera Josefa Grzimka.

A. Spiess, H. Lichtenstein, dz. cyt., s. 94.

Archiwum Iana Sayera, Zeznanie Alfreda Naujocksa, The Overture, s. 94.

Cyt. za: D. Whitehead, _The Gleiwitz Incident_, „After the Battle” 2008, nr 142, s. 13.

Archiwum Iana Sayera, Zeznanie Alfreda Naujocksa, The Overture, s. 15.

J. Runzheimer, _Der Überfall auf den Sender Gleiwitz im Jahre 1939_, „Vierteljahrshefte für Zeitgeschichte” 1962, R. 10, nr 4, s. 415.

Cyt. za: A. Spiess, H. Lichtenstein, dz. cyt., s. 103.

Archiwum Iana Sayera, Zeznanie Alfreda Naujocksa, The Overture, s. 18.

J. Böhler, dz. cyt., s. 87.

Zob. Bundesarchiv, B162/20571, Zeznanie Kriminalsekretära Karla Nowaka.

Zob. Bundesarchiv, B162/1490, Zeznanie Alfreda Naujocksa, s. 2–3.

Zob. na przykład _Polen-Überfall auf reichsdeutschen Sender Gleiwitz_, „Völkischer Beobachter”, 1 września 1939, s. 1–2; _Überfall auf Gleiwitzer Sender_, „Oberschlesischer Wanderer”, 1 września 1939, s. 1.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: