Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Polska na drodze pokoju i miłości - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Polska na drodze pokoju i miłości - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 258 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WY­TŁO­CZO­NO W CZCIO­NAR­NI POD SOWĄ.

PRZED­MO­WA.

Kto­kol­wiek do­tąd pi­sał o Pol­sce a chciał być przez pu­blicz­ność ze sma­kiem czy­ta­nym, mu­siał w do­brej lub złej wie­rze wró­żyć nie­szczę­śli­wej na­szej za­pa­śni­cy nie­chyb­ne zwy­cięz­two, i łu­dzić ja na łóżu bo­le­ści na­dzie­ją ry­chłe­go po­wsta­nia. Wszyst­kie też pi­sma w ostat­nich la­tach ku temu zmie­rza­ły, iżby ukryć przed sobą i oj­czy­zną rze­czy­wi­ste po­ło­że­nie, a wskrze­szać sztucz­ną pod­nie­ta ga­sną­cy ku no­wym wy­si­le­niom za­pał. Wi­dzie­li­śmy: iż te bied­ną Pol­skę, roz­bro­jo­ną, osła­błą, a w krwi i łzach to­ną­cą, sta­wia­no cią­gle w szran­ki ku nie­mo­żeb­nej wal­ce, bez ob­li­cze­nia jej sił, bez opa­trze­nia jej ran, i bez na­masz­cze­nia du­cha ku no­we­mu w praw­dach re­li­gij­nych i po­li­tycz­nych zmar­twych­wsta­niu.

Nie ośmie­li­my się jed­nak na złą stro­nę prze­są­dzać we­wnętrz­nych za­mia­rów tej czę­ści ru­chli­wej spo­łe­czeń­stwa, któ­ra ko­rzy­sta­jąc z po­wszech­nej świa­ta za­wie­ru­chy, trą­bi­ła na czte­ry wia­try po­bud­kę na­ro­do­we­go wy­swo­bo­dze­nia; po­wie­my tyl­ko, iż była w błę­dzie tak co do po­ję­ci o wzglę-dnem uspo­so­bie­niu na­ro­du, jak i co do wy­bo­ru środ­ków, ozna­cze­niu cza­su i oce­nie­niu to­wa­rzy­szą­cych oko­licz­no­ści.

Su­ro­wiej są­dzić­by nam wy­pa­da­ło po­li­tycz­nych szczwa­czy, któ­rzy pod po­zo­rem za­pro­wa­dze­nia ulep­szeń to­wa­rzy­skich ku­si­li się roz­bi­jać wszel­ką na­ro­do­wą spój­ność: lecz w tym są­dzie wy­prze­dził nas już wy­rok opi­nii pu­blicz­nej, a wiec nad ska­za­ny­mi i po­wa­lo­ny­mi o zie­mie pa­stwić się nie chce­my. Zresz­tą, nie wzię­li­śmy so­bie za cel w ni­niej­szem dzieł­ku mi­trę­żyć sła­bych sił na­szych na wal­ce ze złem do­ko­na­nem, lub tez nu­dzić czy­tel­ni­ków la­men­tem na smut­ne losy i cza­su ko­le­je, bo my­śli­my, że te wszyst­kie na­rze­ka­nia, acz słusz­ne, na próż­no draż­nią i wpro­wa­dza­ją w stan go­rącz­ko­wy, a nic nie bu­du­ją. Wo­li­my za­tem nieść ulgę i po­cie­chę, a do­sta­wić choć­by jed­ną ce­głę do no­we­go gma­chu, jak pła­kać w roz­pacz­li­wem le­ni­stwie na zwa­li­skach daw­nej na­szej dzie­dzi­ny, lub upie­rać się z bra­cia o cześć wspól­nych nam prze­wi­nień. Do prze­szło­ści wiec od­wo­ły­wać się bę­dzie­my o tyle, o ile nam to ku roz­ja­śnie­niu obec­ne­go sta­nu po­słu­ży, lecz weź­mie­my za punkt wyj­ścia dzi­siej­sze po­ło­że­nie kra­ju, ba­da­jąc skrzęt­nie: w ja­ki­by spo­sób słu­żyć na­ro­do­wi w lej epo­ce na­le­ża­ło. Nie ma bo­wiem we­dług nas ani jed­nej chwi­li w ży­ciu na­ro­dów, w któ­rej­by lu­dzie oj­czy­znę swą ko­cha­ją­cy pra­co­wać dla jej do­bra z więk­szym lub mniej­szym po­żyt­kiem nie mo­gli; a cho­ciaż nie­pod­le­głość i wol­ność roz­sze­rza­ją dla każ­de­go pole po­świę­ceń i dzia­łal­no­ści, to prze­cież i w cia­snem kół­ku nie­wo­li da się do­bro ogól­ne przy­spa­rzać, je­że­li się ku temu obie­ra sto­sow­ne i roz­sąd­ne środ­ki.

Dwie są dro­gi, któ­rych na­ród uży­wa ku od­zy­ska­niu utra­co­nej nie­pod­le­gło­ści; a na nich­to roz­cho­dzą się zwy­kle po­świe­ce­nia lu­dzi za­rów­no do­brze kra­jo­wi ży­czą­cych. Pierw­szą dro­gą jest: re­wo­lu­cya albo woj­na; dru­gą zaś: spo­koj­ne i cią­głe roz­wi­ja­nie się w cno­tach pry­wat­nych, ro­dzin­nych i to­wa­rzy­skich; pil­ne strze­że­nie wia­ry oj­czy­stej, oraz ję­zy­ka i oby­cza­jów, a nie­ustan­ny po­stęp w oświe­cie i god­no­ści we­wnętrz­nej. Na pierw­szej dro­dze prze­ła­mu­je na­ród siłą orę­ża jarz­mo ob­cej wła­dzy, ale jesz­cze nie za­pew­nia so­bie wa­run­ków po­rząd­nej or­ga­ni­za­cyi, to jest: iż, zwal­czyw­szy na­wet złe ze­wnętrz­ne, może no­sić we­wnątrz sie­bie za­ród śmier­tel­no­ści. Na dru­giej zaś wy­kształ­ca w so­bie siłę mo­ral­ną oraz ży­wot­ność do tego stop­nia pod­wyż­sza, że ta, gó­ru­jąc nad złem ze­wnetrz­nem, znie­wa­la go, roz­bra­ja, i w koń­cu zwy­cię­ża. Pierw­sza dro­ga na­le­ży wię­cej do cza­sów po­gań­skich, a dru­ga do chrze­ściań­skich. Pierw­sza wię­cej za­do­wal­nia py­chę na­ro­du i ma źró­dło w ze­mście, dru­ga pły­nie z roz­sąd­nej mi­ło­ści kra­ju i do­ga­dza rze­czy­wi­stym jego in­te­re­som. Pierw­szej dro­gi użyć tyl­ko moż­na (z po­myśl­nym skut­kiem) w bar­dzo rzad­kich ra­zach, a po dru­giej bez­piecz­nie na­ród kro­czy, mimo prze­szkód sta­wia­nych i trud­no­ści względ­ne­go do ob­cych rzą­dów po­ło­że­nia.

Że zaś po wie­le­kroć pró­bo­wa­ła już Pol­ska pierw­szej dro­gi, a za każ­dem po­dźwi­gnie­niem mie­cza głę­biej się w grób za­pa­dła: prze­to nie wa­ha­my się strę­czyć jej bez­piecz­niej­sze­go środ­ka, któ­re­go jesz­cze do­tąd mało za­ży­ła.

Co do nas: oświad­cza­my su­mien­nie i otwar­cie, iż, od­stą­piw­szy od wie­lu lat dro­gi bu­rzą­cej i re­wo­lu­cyj­nej, nie po­kła­da­my w niej na­dziei na­szych, ale ca­łem ser­cem i du­szą prze­chy­la­jąc się za dro­gą spo­koj­ne­go rze­czy pu­blicz­nej roz­wo­ju, na tej tyl­ko dro­dze pra­co­wać dla kra­ju za­mie­rza­my.

W tem wiec dzieł­ku nie mamy na celu roz­bu­dzać szla­chet­nych za­pew­ne, ale na te­raz bez­owoc­nych na­mięt­no­ści ry­cer­skich, ani po­wa­ży­my się wy­zy­wać oj­czy­znę na­sze do ofiar, któ­re­by resz­tę jej sił wy­czerp­ne­ły, ale owszem po­sta­ra­my się prze­ko­nać czy­tel­ni­ków: iż moż­na dużo le­piej i sku­tecz­niej do­peł­nić obo­wiąz­ków pa­tryo-tycz­nych na dro­dze po­ko­ju i mi­ło­ści, a ni­że­li na dro­dze bu­rzy lub krwa­wych za­pa­sów.

Spo­dzie­wać nam się wol­no po wy­ro­zu­mia­ło­ści lu­dzi prze­ciw­nych nam opi­nij, że usza­nu­ją w tem do­brą wia­rę na­sze (wspar­tą wie­lo­let­niem do­świad­cze­niem) tak jak i my ich prze­ko­na­nia sza­nu­je­my, cho­ciaż onych nie po­dzie­la­my; i że, czy­ta­jąc nas z bez­stron­no­ścią (pra­wym lu­dziom wła­ści­wą), przy­zna­ją w wie­lu wzglę­dach słusz­ność uwag na­szych. Dla nich też­to głów­nie to dzieł­ko pi­sać po­sta­no­wi­łem; bo od nich, jako naj­czyn­niej­szych w na­ro­dzie człon­ków, za­le­ży nada­nie wła­ści­we­go kie­run­ku spra­wie oj­czy­stej. Je­że­li oni dzia­łal­ność swo­je ku roz­sąd­niej­szym skie­ru­ją dro­gom, i prze­sta­ną bu­rzyć a za­czną bu­do­wać, to sta­ną się waż­nem na­rzę­dziem w ra­tun­ku oj­czy­zny, a ra­zem uspra­wie­dli­wią się na­ro­do­wi z słusz­ne­go po­nie­kąd za­rzu­tu: „ja­ko­by ira mniej cho­dzi­ło o do­bro kra­ju, a ni­że­li o try­umf teo­re­tycz­nych po­my­słów w cho­ro­bli­wej wy­obraź­ni wy­ma­rzo­nych, lub pod­nie­sio­nych ze śmie­ci ulic nie­miec­kich albo fran­cu­skich.c Je­śli zaś, upo­rnie sto­jąc przy swo­jem, po­sta­no­wią szu­kać w zmą­co­nych wo­dach oj­czy­stej spra­wy po­ło­wu, to nie­chaj na­przód wie­dzą, że już nie z bro­nią w ręku jako żoł­nie­rze, ale ra­czej z gra­ba­rzy ry­dlem ku po­grze­ba­niu za­bi­tej Pol­ski sta­nąć beda mu­sie­li.

Lecz nie!…, tę osta­tecz­ność trud­no nam przy­pu­ścić, i wo­li­my ra­czej ufać: że lu­dzie, któ­rzy bez bro­ni i siły nie­wa­ha­ją się pierw­si rzu­cić rę­ka­wi­cy sto­kroć licz­niej­szym nie­przy­ja­cio­łom, po sia­da­ją do­syć we­wnętrz­nej szla­chet­no­ści, iżby… zwy­cię­ża­jąc mi­łość wła­sną, od­stą­pi­li błę­du dla praw­dy, i dość od­wa­gi mo­ral­nej, iżby, przy­znaw­szy się do fał­szy­wej dro­gi, we­szli śmia­ło na tę, któ­rą za wła­ściw­szą i lep­szą uzna­ją. Gdy­bym się jed­nak za­wiódł na bez­stron­no­ści czy­tel­ni­ków mo­ich, i padł ofia­rą za­wist­nej kry­ty­ki, to i wten­czas nie od­rzu­cę ka­mie­nia prze­ciw­ni­kom moim. ale wier­ny my­śli po­ko­ju, mi­ło­ści i zgo­dy, do­cze­kam się ich przy na­ro­do­wym zrę­bie, i po­wi­tam przy wspól­nej pra­cy od­bu­do­wa­nia tego, co ręka po­nie­kąd obca znisz­czy­ła, a co­śmy tak­że sami w gru­zy po­trą­ci­li.

Pi­sa­łem w Kra­ko­wie dnia 15 grud­nia 1849.

O W OJ Mi: I PO­KOJt.

W epo­ce dzi­siej­szej spo­łe­czeń­stwo na­sze za zbyt się cheł­pi cy­wi­li­za­cyą i do­ko­na­nym w po­li­ty­ce po­stę­pem, aby­śmy nie zwró­ci­li uwa­gi na sprzecz­ność za­cho­dzą­ca mię­dzy ce­lem osta­tecz­nym po­stę­pu i oświa­ty, a środ­ka­mi, któ­rych lu­dzie ku onej roz­wi­nię­ciu uży­wa­ją… i dro­gi, po któ­rej się ku mnie­ma­ne­mu szczę­ściu pu­ści­li. Dla tego roz­bie­rze­my dwa głów­ne py­ta­nia; naj­przód: czy­li woj­na lub po­kój jest osta­tecz­nym za­da­niem spo­łe­czeń­stwa, a po­wtó­re, czy­li po­stęp na dro­dze tyl­ko woj­ny roz­wi­jać się może i pro­wa­dzić do co­raz więk­szych swo­bód i ko­rzy­ści. Je­że­li zaś po­słu­cha­my gło­su Bo­że­go, albo się wła­sne­go su­mie­nia za­py­ta­my, ła­two się nam bę­dzie prze­ko­nać: że nie woj­na… ale po­kój, jest osta­tecz­nym ce­lem czło­wie­ka, za­kła­dem jego szczę­ścia, ostat­nim kre­sem jego ziem­skiej pra­cy i naj­wyż­szą na­gro­dą, jaką Bóg cno­cie przy­obie­cał.

Kie­dy zba­wi­ciel uro­dził się dla świa­ta, anio­ło­wie Bo­scy po­wi­ta­li jego przyj­ście jako za­kład po­ko­ju, i wy­śpie­wa­li sław­ny hymn po wszyst­kie wie­ki: „Chwa­ła Bogu na wy­so­ko­ściach, a po­kój lu­dziom do­brej woli na zie­mi!” i ja­koż Pan nasz i zba­wi­ciel, księ­ciem po­ko­ju na­zwa­ny, przy każ­dej oko­licz­no­ści sta­wiał go jako naj­wyż­sze do­bro, a na­wet te­sta­men­tem go świa­tu za­pi­sał, mó­wiąc:

„po­kój daje wam.u Za­iste, naj­więk­sze w tern dzie­dzic­two ła­ski swo­jej świa­tu zo­sta­wi!… Bo czem­że wła­ści­wie jest po­kój? Olo har­mo­nia, bę­dą­cą pod­sta­wą ży­cia du­cho­we­go i fi­zycz­ne­go, rów­no­wa­ga, na któ­rej się wszel­ki sto­su­nek świa­ta nia­te­ry­al­ne­go i świa­ta mo­ral­ne­go opie­ra. Po­kój wiec nie jest to znie­ru­cho­mie­nie i stan śmier­ci, ale prze­ciw­nie jest on ży­ciem we­dle za­sad har­mo­nii i rów­no­wa­gi urzą­dzo­nym. Wi­dzi­my, iż gdy czło­wiek, za­ję­ty waż­ną jaką spra­wą, jest przez dru­gie­go w pra­cy swej na­tręt­nie prze-szko­dzo­nym, od­zy­wa się: rdaj mi po­kój! O cóż on się wte­dy upo­mi­na? czy­liż żąda, aby go zo­sta­wio­no w znie­ru­cho­mie­niu? by­najm­niej; do­po­mi­na się wła­śnie o wol­ność spo­koj­ne­go roz­wi­ja­nia swej pra­cy. W ży­ciu przy­szłe­go świa­ta (naj­pew­niej­szem, bo du­cho­wem i wiecz­nem, w ży­ciu, mó­wi­my, w któ­rem ist­nie­nie na­sze zie­wa się z Bó­stwem) po­kój jest tak­że głów­nym przy­mio­tem i wa­run­kiem szczę­ścia, a naj­daw­niej­sze ludy ży­czy­ły zmar­łym od­po­czyn­ku czy­li po­ko­ju na ło­nie Bo­żem. Świat prze­to obec­ny i przy­szły, zie­mia i nie­bo, ma­te­ryą i duch, wspól­ny maja cel osia­gnie­nia po­ko­ju, czy­li urzą­dze­nia się we­dle naj­wyż­szej har­mo­nii, zgo­dy i rów­no­wa­gi.

Po­kój prze­to, wzię­ty bez­względ­nie, nic wy­łą­cza ani ru­chu, ani pra­cy, ani po­stę­pu, ale owszem jest wa­run­kiem ży­cia, pra­cy i po­stę­pu har­mo­nij­nie i zgod­nie urzą­dzo­nych. W daw­nym ję­zy­ku pol­skim: koić, ozna­cza­ło przy­no­sić ulgę w cier­pie­niu i bo­leść uśmie­rzać, ozna­cza­ło wła­śnie do­pro­wa­dzić czy­to cia­ło czy­li też du­cha do jego nor­mal­ne­go sta­nu, a ztąd uko­ić, czy­li uspo­ko­ić, zna­czy uhar­mo­nio­wać, zrów­no­wa­żyć i urzą­dzić w spo­sób bło­gi i zgod­ny.

Po­kój we­wnętrz­ny w po­je­dyn­czym czło­wie­ku jest zgo­dą i rów­no­wa­gą wszyst­kich władz du­cho­wych, a ra­zem ob­ja­wia har­mo­nia po­mię­dzy wolą czło­wie­ka a pra­wem wyż­szem; jest on za­ra­zem sta­nem naj­więk­szej bło­go­ści, ja­kiej czło­wiek na zie­mi uży­wa; za­kła­dem uprzej­me­go z dru­gi­mi po­ży­cia i za­dat­kiem nie­raz wiecz­nej szczę­śli­wo­ści. Roz­le­wa się on na ze­wnątrz i udzie­la dru­gim, a nie­wy­czer­pa­ny w swych do­bro­dziej­stwach sta­no­wi dla czło­wie­ka źró­dło po­myśl­no­ści.

Po­kój w ro­dzi­nie i do­mow­nic­twie jest tak­że ową har­mo­nij­ną kom­bi­na­cyą względ­nych obo­wiąz­ków, któ­re, przez spra­wie­dli­wość zrów­no­wa­żo­ne a z mi­ło­ści pły­ną­ce, sta­no­wią zgo­dę uczu­cia, uprzej­mość w po­ży­ciu, jed­ność w dzia­ła­niu, wspól­ność w celu i po­dział przy­zwo­ity w środ­kach i w pra­cy.

Po­kój w na­ro­dzie jest owem roz­trop­nem ozna­cze­niem względ­nych obo­wiąz­ków po­je­dyn­cze­go oby­wa­te­la lub ro­dzi­ny do ca­łe­go spo­łe­czeń­stwa; i na­wza­jem przy­zna­niem każ­de­mu praw, z do­peł­nie­nia obo­wiąz­ków wy­ni­kłych. Sło­wem: je­st­to stan, w któ­rym na­stą­pi­ło zrów­no­wa­że­nie praw z obo­wiąz­ka­mi, wol­no­ści z ła­dem i po­łą­cze­nie ogniw w taką ca­łość zbio­ro­wą, iż po­je­dyn­czy czło­wiek o tyle jest szczę­śli­wym, o ile to szczę­ście czer­pie ze źró­dła po­wszech­nej zgo­dy i po­myśl­no­ści; i na­wza­jem: całe spo­łe­czeń­stwo, so­li­dar­nie za pra­wa po­je­dyn­czym swym człon­kom przy­na­leż­ne od­po­wia­da­jąc, nie boi się, aby część po­krzyw­dzo­na mie­sza­ła jego har­mo­nią.

Wszyst­ko więc po­cząw­szy od czło­wie­ka, ro­dzi­ny i na­ro­du aż do ludz­ko­ści, i po­cząw­szy od naj­mniej­sze­go stwo­rze­nia w świe­cie ma­te­ry­al­nym aż do ru­chów pla­ne­tar­nych, po­trze­bu­je opie­rać się na ukła­dzie har­mo­nij­nym, i tak we­wnątrz jak i względ­nie resz­ty Bo­że­go utwo­ru zo­sta­wać w po­ko­ju. Jak po­go­da w at­mos­fe­rze po­nad-ziem­skiej jest sta­nem zwy­kłym, bło­gim i upra­gnio­nym, a za­wie­ru­cha, sło­ta albo bu­rza przy­cho­dzi wy­jąt­ko­wo za­chmu­rzać po­god­ny ho­ry­zont a nieść pla­gi lub znisz­cze­nie, tak też po­kój jest owa po­go­dą du­szy, upra­gnio­ną tak dla łu­dzi po­je­dyn­czych jak i dla na­ro­dów, a stan woj­ny uwa­żać tyl­ko moż­na za wy­jąt­ko­wy i za­wsze w środ­kach okrop­ny, cho­ciaż szczę­śli­wym nie­raz skut­kiem uspra­wie­dli­wio­ny. Cho­dzi więc głów­nie o to: aby każ­de spo­łe­czeń­stwo, cheł­pią­ce się oświa­tą i cy­wi­li­za­cyą, a po­wo­łu­ją­ce się cią­gle na wznio­słość wy­obra­żeń w wie­ku na­szym roz­wi­nię­tych, zgo­dzi­ło się na te za­sa­dę: iż po­kój a nie woj­na jest osta­te­eznem za­da­niem spo­łe­czeństw, a tem sa­mem: iż przyj­mu­jąc stan wal­ki jako wy­jąt­ko­wą a czę­sto nie­szczę­śli­wą ko­niecz­ność, nie chce go uwa­żać za stan cią­gły, zwy­czaj­ny, za wa­ru­nek po­stę­pu i cel po­wszech­ne­go szczę­ścia, i rów­nież: że przyj­mu­jąc tyl­ko stan woj­ny jako karę… szu­kać go i wy­wo­ływ ae nie za­pra­gnie, ani też w nim upa­try­wać bę­dzie wa­run­ków wol­no­ści i swo­bód na­ro­do­wych.

Jak­że jed­nak dojść do tego po­ko­ju? Przy­sło­wie po­gań­skie mówi: „Iż kto chce po­ko­ju, niech się go­tu­je do woj­ny;” i to przy­sło­wie tak po­szło w smak świa­tu, że każ­dy, w kol­ce uzbro­jo­ny, od­stra­sza są­sia­da, ale go też i od­strę­cza; i cho­ciaż bro­ni się od na­pa­ści, to też od­da­la wszel­ką przy­jaźń i za­ufa­nie. Je­żyć się cią­gle i roz­gra­ni­czać mu­rem, aby się wza­jem­nie od za­gła­dy ochro­nić, je­st­to stan, któ­ry do­wo­dzi, że czło­wiek za­miast do­sko­na­lić się ku aniel­sl­wu, do zwie­rzę­ce­go po­wra­ca sta­nu.

Cóż wiec stoi na prze­szko­dzie do roz­wi­nię­cia za­sad po­ko­ju? Zda­je nam się, iż trzy głów­ne po­wo­dy: py­cha, za­wiść i kłam­stwo.

Py­cha, z któ­rej pnia głów­ne­go roz­ra­sta­ją się sze­ro­kie ga­łę­zie za­zdro­ści i po­dejrz­li­wo­ści, daje za­wsze pierw sza po­bud­kę do wal­ki. Ona w ser­cu ludz­kiem jest głów­nym za­czy­nem na wszel­ki kwas. Czy­li zaś sil­na i po­tęż­na ob­ja­wia się w groź­niej­szych skut­kach, lub też pła­ska i mała sza­mo­cze się w nędz­nej próż­no­ści, za­wsze ona, i Avszę­dzie ona, wy­wo­łu­je wal­kę, i ogień znisz­cze­nia pod­kła­da. Je­że­li zaś głów­nym po­wo­dem we­wnętrz­nej lub ze­wnętrz­nej woj­ny tak w in­dy­wi­du­ach jak i w spo­łe­czeń­stwie jest py­cha, to prze­cież umie ona się odziać tak pięk­ne­mi for­ma­mi po­świę­ce­nia i god­no­ści, a na­wet tak się płasz­czem mi­ło­ści Boga i bliź­nie­go a przy­wią­za­nia do oj­czy­zny okry­je, iż nie tyl­ko od na­ga­ny się ustrze­że, ale na­wet do po­kło­nów zmu­sza lu­dzi do­bro­dusz­nych, lę­kli­wych i próż­nych; bo rzecz dziw­na! iż próż­ność za­wsze naj­ni­żej kła­nia się py­sze, jak­by swo­jej star­szej sio­strze. Gdy­by każ­dy czło­wiek przej­rzał z bez­stron­no­ścią dzie­je wła­sne­go su­mie­nia, to prze­ko­nał­by się ła­two, iż po­wo­dem we­wnętrz­ne­go nie­po­ko­ju i wal­ki z sobą i z dru­gi­mi, była za­wsze py­cha, a co naj­mniej, próż­ność, któ­rą on w chwi­li po­czu­cia pierw­szych po­ru­szeń na­zwał sam u sie­bie szla­chet­ną am­bi­cya, god­no­ścią i obo­wiąz­kiem bro­nie­nia praw mu na­leż­nych czy to du­cho­wych czy fi­zycz­nych. Toż samo na więk­szy roz­miar za­sto­so­wać moż­na do ży­cia spo­łe­czeństw i na­ro­dów. Cho­ciaż zaś py­cha nie da się odłą­czyć od uczu­cia wro­dzo­nej nie­pod­le­gło­ści, to prze­cież tak gwał­tow­nie wy­prę­ża się ku osią­gnie­niu osta­tecz­ne­go swe­go celu, iż nie tyl­ko wspi­na się nad siły, ale cza­sem zni­ża się do pod­łych za­bie­gów i fał­szy­wej ule­gło­ści, byle do­szła do za­ło­żo­nej przez sie­bie mety… po­dob­na do ty­gry­sa, któ­ry się płasz­czy i przy­cza­ja wten­czas, kie­dy na łup skok od­le­gły roz­mie­rza. Ta py­cha, dzie­dzic­two po strą­co­nych z nie­ba anio­łach, wle­cze się za każ­dym jak kula wię­zien­na i dźwi­ga ją za­rów­no bo ga­ty­jak i ubo­gi, mą­dry jak i głu­pi: ob­ja­wia się zaś w tem: że każ­de­mu się zda­je, iż nie jest we wła­ści­wem sta­no­wi­sku, że go Opatrz­ność do wyż­szych ce­lów prze­zna­czy­ła, i że mu tyl­ko któś inny miej­sce przy­na­leż­ne za­brał. Ztąd po­dejrz­li­wość i za­zdrość a na­stęp­nie ocho­ta do wal­ki, uspra­wie­dli­wio­nej obro­ną lub od­zy­ska­niem praw swo­ich. Ztąd po­cząt­ki za­wi­ści uspra­wie­dli­wio­nej opo­rem stro­ny prze­ciw­nej, nie­da­ją­cej się ze­pchnąć z za­ję­te­go sta­no­wi­ska. Lecz co wię­cej: py­cha nie tyl­ko jest źró­dłem za­zdro­ści, ale jest też i chci­wo­ści, al­bo­wiem chci­wość jest tyl­ko za­mi­ło­wa­niem środ­ków do­ga­dza­ją­cych py­sze.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: