Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Polska na podsłuchu Jak Pegasus, najpotężniejszy szpieg w historii, zmienił się w narzędzie brudnej polityki - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
27 września 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
39,99

Polska na podsłuchu Jak Pegasus, najpotężniejszy szpieg w historii, zmienił się w narzędzie brudnej polityki - ebook

Podległe rządowi służby mają miliony billingów rozmów Polaków. I władzę, która pozwala zrobić z nimi wszystko.

Dziennikarskie śledztwo Michała Kokota obnaża szokującą skalę nielegalnej inwigilacji Pegasusem, która rządowi Prawa i Sprawiedliwości posłużyła do jednego celu: bezwzględnej gry politycznej.

To miał być tajny zakup. 33 miliony złotych z publicznych pieniędzy na narzędzie śledzące terrorystów i szpiegów. Narzędzie, które jednym kliknięciem pozwala całkowicie przejąć zawartość telefonu, łącznie z szyfrowanymi wiadomościami czy hasłami, a jego właściciel nigdy się o tym nie dowie.

Jak to możliwe, że polskie służby zostały uprawnione, by śledzić za pomocą najbardziej zaawansowanego systemu inwigilacji nie groźnych przestępców, lecz polityków opozycji, adwokatów i niezależnych prokuratorów? Tych, którzy mogli przeszkodzić rządzącym w ich politycznej walce, jak inwigilowany co najmniej czterdzieści razy w trakcie kampanii wyborczej w 2019 roku poseł Platformy Obywatelskiej Krzysztof Brejza?

Dziennikarz „Gazety Wyborczej” Michał Kokot ostatnie dwa lata poświęcił sprawie Pegasusa. Dotarł do tajnych materiałów służb specjalnych i informatorów, którzy zgodzili się opowiedzieć o kulisach akcji szytej na polityczne zamówienie.

Rząd – prokuratura – państwowe media. Władza, która może śledzić każdy nasz krok. Skąd możemy mieć pewność, że nie jesteśmy podsłuchiwani?

Nie obejrzeliście tylu filmów, ile rozmów podsłuchali funkcjonariusze CBA obsługujący system Pegasus. Michał Kokot demaskuje, jak nielegalne szpiegowskie oprogramowanie z Izraela pomogło PiS wygrać poprzednie wybory.


Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-268-4385-3
Rozmiar pliku: 823 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ 2

KOSMITA PRZYNOSI LEWE FAKTURY. I PRZECIEKI Z CBA

Sprawa inowrocławskiej afery fakturowej zaczęła się od kosmity, który przyszedł do delegatury CBA w Bydgoszczy – zaczyna opowieść mężczyzna.

– Kogo? – zaczynam tracić nadzieję na poważną rozmowę.

– Kosmity. Tak nazywamy tych, którzy przynoszą „niesamowicie ważne, wręcz niesłychane sprawy”. W ich mniemaniu oczywiście. Mnóstwo wśród nich osób, powiedzmy, niezrównoważonych albo przychodzących z głupotami, które niepotrzebnie zajmują nam czas. Tyle że tym razem było inaczej – mówi, wzruszając ramionami, jakby sam nie mógł uwierzyć w to, że z „obywatelskiego zgłoszenia” udało się ulepić sprawę głośną na całą Polskę.

„Kosmita”, który zawitał latem 2017 roku do bydgoskiej delegatury CBA, dyżurującym wtedy agentkom wręczył plik lewych faktur. Chodziło o wydatki urzędu miejskiego w Inowrocławiu. Informator był przekonany, że usługi nie zostały wykonane, ale ktoś pobrał za nie z kasy miejskiej pieniądze.

Agenci CBA zaczęli sprawdzać dokumenty. Na początek wysłali kilkanaście zapytań do rozsianych po całym kraju firm, czy aby na pewno to one je wystawiły. Szybko się okazało, że faktury są lipne. Przedstawiciel firmy z oddalonego o 300 kilometrów Wrocławia o tym, że miał wypożyczyć inowrocławskiemu urzędowi sprzęt nagłośniający na festyn miejski, dowiedział się dopiero od agentów. Inny przedsiębiorca z Poznania zdziwił się, że CBA pyta go o organizację wystawy fotograficznej w jego mieście. Odpisał, że firma nie ma z tym nic wspólnego – prowadzi sprzedaż i montaż klimatyzatorów.

Wszystkie faktury wystawione były na wydział promocji i kultury urzędu miejskiego w Inowrocławiu, a należność za nie została zapłacona gotówką.

W tym czasie naczelniczką wydziału była Agnieszka Ch., jednocześnie rzeczniczka prezydenta Ryszarda Brejzy. I to ona zatwierdzała wszystkie faktury, a w wielu wypadkach sama pobierała pieniądze w urzędowej kasie, nie wzbudzając przy tym niczyich podejrzeń.

Osoba znająca to śledztwo mówi: – W normalnych czasach cała ta sprawa okazałaby się nieskomplikowana. Bez problemu poradziliby sobie z nią policjanci komendy powiatowej.

Ale to nie były normalne czasy.

Afera w Inowrocławiu w 2017 roku miała wymiar lokalny, ale szybko została nagłośniona przez polityków PiS i kontrolowane przez niech media ogólnopolskie.

Od piętnastu lat Inowrocławiem rządził prezydent Ryszard Brejza. Choć bezpartyjny, to kojarzony był z Platformą Obywatelską ze względu na swojego syna – Krzysztofa Brejzę, wtedy posła PO. Młodszy Brejza był w kraju bardziej rozpoznawalny od ojca, dzięki nagłaśnianiu afer i członkostwu w komisji śledczej do spraw Amber Gold. Poseł Brejza składał wiele interpelacji związanych z wydatkami ówczesnego rządu. Ujawnił, że rozbita przez kierowcę Beaty Szydło limuzyna kosztowała 2,5 zł miliona złotych. Nagłośnił, że ówczesny rząd nie szczędził wojskowych samolotów CASA na przeloty, które powinny służyć armii, a nie członkom rządu. Tabloidy wówczas grzmiały: „Ministrowie traktują CAS-ę jak taksówkę”.

Do tego lipiec 2017 roku, choć oszczędził Polakom upałów, politycznie był bardzo gorący.

Po wcześniejszym przejęciu spółek skarbu państwa, prokuratury, służb specjalnych i mediów PiS wzięło się do sądów. Polska Fundacja Narodowa za miliony złotych rozpoczęła kampanię oczerniającą sędziów. Na billboardach w całym kraju pojawiły się hasła: „Niech zostanie tak, jak było...”, oskarżające sędziów o korupcję i złodziejstwo czy wypuszczanie na wolność pedofilów. Miało to dać społeczne poparcie i grunt pod przygotowywane zmiany.

Projekt ustawy, który zawisł 12 lipca w nocy na stronie internetowej Sejmu, przewidywał poważne osłabienie niezależności Sądu Najwyższego. Władzę nad nim miał w praktyce przejąć minister sprawiedliwości. I to on miał decydować, których sędziów pozostawić tymczasowo na stanowiskach, a których odesłać na emerytury. Nowi sędziowie mieli zostać wybrani przez nową, kontrolowaną przez polityków KRS.

20 lipca przepisy upolityczniające wymiar sprawiedliwości weszły już pod obrady Sejmu.

Aktywny w tej sprawie od wielu tygodni Brejza apelował z mównicy sejmowej do polityków PiS, by nie głosowali tej ustawy, bo występuje w niej konflikt interesów.

– Chodzi zwłaszcza o dwóch ministrów w rządzie Beaty Szydło: pana ministra Wąsika i pana ministra Kamińskiego. Sąd Najwyższy niebawem rozpozna waszą sprawę. (...) Jesteście obecnie podsądnymi bezpośrednio zainteresowanymi tak szybkim uchwaleniem zmian, które dają wpływ polityczny na skład orzekający – mówił Brejza.

Tego samego dnia Sejm głosami PiS przegłosował ustawę o Sądzie Najwyższym. Na ulice od Pomorza po Śląsk wyszły tysiące ludzi, by nakłonić Andrzeja Dudę do zawetowania antykonstytucyjnych przepisów. W Warszawie pod Pałacem Prezydenckim zgromadziło się kilkadziesiąt tysięcy osób i wysłuchało konstytucji odczytanej przez znanych aktorów.

Głównego lokatora nie było wtedy na miejscu, gdyż udał się wraz z żoną na urlop do rezydencji prezydenckiej na Półwyspie Helskim. Na wieść o tym wypoczywający nad Bałtykiem Polacy ruszyli do Juraty z transparentami: „Chcemy weta!” i, skandując hasło: „Porozmawiaj z suwerenem!”, domagali się wyjścia do nich Dudy.

Protesty objęły ponad sto czterdzieści miejscowości w całym kraju. Nigdy później demonstracje przeciwko rządom PiS już nie osiągnęły takiej skali. Ich efektem było częściowe zawetowanie ustaw sądowych, co Duda ogłosił 24 lipca. Na moment wydawało się, że protesty społeczne powstrzymały walec zmian PiS.

Dwa miesiące później bydgoscy agenci CBA już wiedzą, że większość inowrocławskich faktur jest trefna. Na materiałach operacyjnych pod jedną z lewych faktur ktoś kreśli ołówkiem dopisek: „Nie robili :)”, ze znakiem uśmiechniętej twarzy – agent ustalił, że firma, która widnieje na fakturze, w rzeczywistości nie wykonała usługi.

Tymczasem w polityce wciąż nie opadają emocje po niedawnych protestach przeciwko upolitycznieniu sądów. W połowie września Brejza ujawnia, kto stał za kampanią oczerniającą sędziów. To spółka Solvere założona przez dwoje byłych pracowników Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Jej siedziba mieści się pod tym samym adresem w Gdańsku, co zaufana kancelaria Jarosława Kaczyńskiego. Za kampanię zainkasowali ponad milion złotych.

Od tej pory działania służb i rządowej telewizji zaczynają się krzyżować. W październiku 2017 roku Brejzę na cel bierze TVP. Inowrocław staje się negatywnym bohaterem Magazynu śledczego Anity Gargas. Ta wywodząca się z „Gazety Polskiej” publicystka jest już wówczas gwiazdą pisowskiej telewizji.

W TVP ma bardzo wysoką pozycję. Dysponuje własnym budżetem na programy, wynegocjowanym z szefostwem stacji. W TVP nie ma żadnych zwierzchników poza jednym – odpowiada tylko przed prezesem Jackiem Kurskim.

Śledztwa Gargas dotyczą głównie opozycji. W 2017 roku TVP emituje odcinki Magazynu śledczego... na temat prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza, a także trójmiejskich polityków Platformy Obywatelskiej, zarzucając im, że ich partię finansowała niemiec­ka CDU. Inne odcinki, historyczne, dotyczą rzekomej zmowy komunistów z ówczesną opozycją, czyli „kłamstwa Okrągłego Stołu”. Te współczesne – nieprawidłowości w spółkach skarbu państwa za rządów PO, za co ma odpowiadać Donald Tusk. Kilka programów poświęca katastrofie smoleńskiej i domniemanemu udziałowi w niej Rosjan – to konik Gargas.

Pośród takich tematów swoje miejsce zajmuje również Inowrocław. W październiku 2017 roku Magazyn śledczy... poświęci miastu aż dwa odcinki. Pierwszy nie dotyczy jednak jeszcze afery fakturowej, nad którą bydgoskie CBA pracuje ledwie od kilku tygodni. Tematem jest lokalny zatarg między właścicielką hotelu a władzami miasta, które reprezentuje prezydent Ryszard Brejza. Teza: Brejzowie stworzyli z Inowrocławia „prywatne miasto”, w którym dzierżą władzę niemal absolutną.

Gargas kończy program tajemniczą zapowiedzią: – To nie wszystkie skandale w rządzonym przez Ryszarda Brejzę Inowrocławiu. Do tego tematu z pewnością będziemy wracać.

Wraca już po trzech tygodniach. Tym razem z materiałem o aferze fakturowej w Inowrocławiu. Data jego emisji zbiega się z pracą Brejzy w komisji do spraw Amber Gold, gdzie ujawnia, że dla tej będącej piramidą finansową spółki pracowały osoby związane ze SKOK-ami, z którymi PiS łączą interesy.

Gargas zaczyna odcinek Magazynu śledczego...:

– Poseł Platformy Obywatelskiej Krzysztof Brejza jest bardzo aktywny w komisji śledczej Amber Gold. Nie był tak aktywny w sprawie afery w Inowrocławiu. Z czego wynika brak zainteresowania skandalem w jego własnym okręgu wyborczym?

W programie po raz pierwszy publicznie pojawiają się lewe faktury wystawione na urząd miejski w Inowrocławiu. Z materiału już wtedy wynika, że główną podejrzaną w sprawie jest Agnieszka Ch., ale pada tam też sugestia, że za aferę odpowiada prezydent Ryszard Brejza, który nie dopilnował urzędniczki (tezę tę Gargas będzie powtarzać w kolejnych miesiącach).

Autorką obydwu odcinków o Inowrocławiu jest Karolina Tomaszewicz. To doświadczona dziennikarka specjalizująca się w służbach specjalnych. Do TVP przeszła w 2016 roku z Telewizji Republika wraz z desantem innych dziennikarzy: Michałem Rachoniem, Dawidem Wildsteinem czy Bartłomiejem Graczakiem – późniejszą „gwiazdą” Wiadomości.

Skąd pochodzą prezentowane w programie Gargas lewe faktury wystawione na urząd w Inowrocławiu? Prokuratura nie była wtedy jeszcze poinformowana o sprawie. Istnieją zatem tylko dwie możliwości: z inowrocławskiego magistratu lub CBA.

Tymczasem autorka przyznaje w materiale, że mimo próśb miasto nie udostępniło jej dokumentów.

To, że telewizja państwowa działała za rządów PiS w ścisłym porozumieniu z CBA, nie jest niczym nadzwyczajnym. Mariusz Kowalewski, dawny zastępca kierownika redakcji publicystyki i reportażu TVP Info, pisze w książce TVPropaganda, że było to normą. Dziennikarze wiedzieli o sprawie zatrzymania byłego sekretarza generalnego PO Stanisława Gawłowskiego, zanim jeszcze CBA weszło do niego do domu. Redakcja posłała tam z samego rana człowieka z kamerą.

W programie Gargas w taki oto sposób za pośrednictwem telewizji rządowej w październiku 2017 roku po raz pierwszy ze służb wyciekły do wiadomości publicznej poufne materiały operacyjne dotyczące afery w Inowrocławiu, i to jeszcze przed wszczęciem oficjalnego śledztwa.

Podejrzani mogli zyskać dzięki temu czas na zorientowanie się, co CBA „może na nich mieć”. A także – jak się później okaże – na zbudowanie własnej linii obrony i rzucenie funkcjonariuszom przynęty, która odwróci ich uwagę.

Jeszcze zanim śledztwo zostało w ogóle wszczęte, rządowa telewizja już zaczęła lansować polityczny charakter afery. Na koniec odcinka Magazynu śledczego... z lewymi fakturami Gargas zasugerowała, że być może pieniądze z nich posłużyły do finansowania kampanii PO.

– Śledczy muszą ustalić, czy prawdą jest powtarzana w Inowrocławiu teza, że pieniądze z lewych faktur były wykorzystywane w kampanii wyborczej. Z pewnością do tematu „prywatnych miast” będziemy wracać – zakończyła program.

Wnioski z tych słów wyciągnie główna podejrzana Agnieszka Ch. Ale do tego czasu minie jeszcze rok.

Tymczasem 20 października 2017 roku, a więc dzień po wizycie ekipy TVP, do ratusza wkracza CBA. Agenci zabierają dokumenty także w jednej z podległych miastu instytucji zajmujących się organizacją wydarzeń kulturalnych oraz wkraczają do mieszkań kilku urzędników podejrzewanych o udział w aferze. W inowrocławskim magistracie siedzą aż do późnej nocy, przeglądając dokumenty i konfiskując sprzęt.

Akcję zakrojono na szeroką skalę, w przeszukaniach uczestniczyli funkcjonariusze z odległej o dwie godziny drogi delegatury w Gdańsku. Do przeszukań zostali przydzieleni nawet ci, którzy niedawno zostali do służby przyjęci – jak Joanna Ż., prywatnie żona radnego PiS spod Inowrocławia. Ż. nie miała żadnego doświadczenia w policji czy innej służbie. Przed przyjściem do CBA pracowała w szkole jako nauczycielka polskiego.

Paweł Wojtunik, szef CBA w latach 2009–2015, mówi, że dawniej funkcjonariusze musieli spełnić wyśrubowane kryteria, aby zostać agentami.

– Kiedy ja byłem szefem CBA, o przyjęciu decydowało dotychczasowe doświadczenie zawodowe, szkolenia, a także specjalistyczne wykształcenie. Za PiS te zasady przestały obowiązywać.

Wojtunik dodaje, że w CBA dramatycznie brakuje ludzi, bo coraz więcej z nich odchodzi na emerytury. Mają dość upolitycznienia służby.

– A ci, którzy zostali, często nie mają kwalifikacji – twierdzi.

Uosobieniem takiego funkcjonariusza CBA jest Maciej W., który 20 października 2017 roku uczestniczył w przeszukaniu urzędu w Inowrocławiu. Na tle innych agentów z Bydgoszczy wyróżnia się posturą: zwalisty, krótko ostrzyżony. W. poprowadzi śledztwo inowrocławskie.

W politycznych sprawach, które służą oczernianiu opozycji, ma już doświadczenie. Dziesięć lat wcześniej był agentem prowadzącym sprawę prezydenta Sopotu Jacka Karnowskiego. Gdańska delegatura, w której W. wtedy pracował, rozpoczęła operację o kryptonimie „Mewa”. Agenci szukali dowodów korupcji lub działania na szkodę urzędu przez Karnowskiego w związku z budową centrum hotelarsko-gastronomicznego w Sopocie. Będący wówczas członkiem PO Karnowski cieszył się sporą popularnością i był rozpoznawalny w kraju.

Kontrole CBA nic nie ujawniły. Ale rok później agentom trafił się – jak sądzili – prawdziwy diament.

W 2008 roku do prokuratury zgłosił się z potajemnym nagraniem Karnowskiego skłócony z prezydentem biznesmen Sławomir Julke. Twierdził, że Karnowski domagał się od niego łapówki w postaci dwóch mieszkań w zamian za korzystną decyzję urzędową. Prezydent Sopotu został zatrzymany i trafił na policyjny dołek. Szefostwo PO postanowiło go zawiesić w partii, mimo że Karnowski nie przyznał się do winy.

W policyjnej celi spędził niecałą dobę i za kraty już nie wrócił. Sąd nie zgodził się na trzymiesięczny areszt, uznając materiał dowodowy prokuratury za zbyt słaby. Po latach procesów Karnowski zostanie uniewinniony niemal ze wszystkich zarzutów. Stało się tak mimo gorliwości W. w szukaniu wszelkich możliwych dowodów na winę Karnowskiego. Agenci CBA na jego polecenie zebrali wiele dokumentów z publicznych przetargów, przesłuchiwali świadków, założyli nawet obserwację kierowcy Karnowskiego. Wszystko zdało się na nic.

Ostatecznie się okazało, że sprawa została pogrzebana przez błędy samego agenta Macieja W. Zawali sprawę głównego dowodu, którym było nagranie, jakie potajemnie wykonał Julke. W trakcie procesu na jaw wyjdzie, że W. udostępnił nagranie Julkemu. Biegli nie będą w stanie wykluczyć, że ktoś przy nim manipulował, a sąd uzna dowód za niewiarygodny.

Gdy szefem CBA został Paweł Wojtunik, W. trafił do centrali w Warszawie. Nie była to dla niego nagroda. Zajmował się tam techniką operacyjną i nie dostał już żadnej sprawy do poprowadzenia. W podobnym czasie na zesłanie do Warszawy trafił Jarosław Sz., który pracował razem z W. w gdańskiej delegaturze przy sprawie Karnowskiego.

Zarówno W., jak i Sz. wywodzą się z gdańskiej komendy wojewódzkiej policji – pracowali tam przez lata w wydziale do walki z przestępczością gospodarczą. Aż w 2007 roku do powstającej dopiero co delegatury CBA w Gdańsku ściągnął ich Wiesław Jasiński, zaufany człowiek Jarosława Kaczyńskiego. To on wraz z Mariuszem Kamińskim i Maciejem Wąsikiem był współtwórcą CBA za pierwszego rządu PiS.

I to Jasiński nadzorował w gdańskiej delegaturze CBA, jako jej szef, śledztwa polityczne. Nie tylko to wymierzone w Karnowskiego, lecz również to dotyczące sopockiego biznesmena Ryszarda Krauzego. Za drugiego rządu PiS zostanie wiceministrem finansów, odpowiedzialnym za uszczelnienie podatku VAT.

Trzecim ważnym funkcjonariuszem z gdańskiego CBA będzie Andrzej P. Podczas operacji „Mewa” wymierzonej w prezydenta Karnowskiego był zastępcą naczelnika wydziału dochodzeniowo-śledczego gdańskiej delegatury CBA. W 2012 roku odejdzie ze służby.

Wróci do niej trzy lata później, po wygranych przez PiS wyborach, i ponownie trafi do gdańskiego CBA, lecz już nie jako zastępca naczelnika, tylko szef całej delegatury. W ten oto sposób, gdy rozpocznie się sprawa inowrocławska, ekipa agentów rozpracowujących prezydenta Karnowskiego otrzyma nowe zadanie: rozpracować Brejzów.

P. ściągnie do tej sprawy na szefa bydgoskiego wydziału Jarosława Sz., a ten agenta Macieja W.

Na początku kariery w Bydgoszczy Jarosław Sz. miał sporo szczęścia. Odziedziczył w spadku sprawę zakończoną sukcesem. Chodziło o ustawienie przetargu na remont dworca kolejowego w Olsztynie. Agenci zatrzymali podejrzanych w trzech województwach.

Akcja ta zrobiła na centrali spore wrażenie, bo maleńka jednostka w Bydgoszczy wykonała robotę, jaką mogłyby się pochwalić dużo większe delegatury w Katowicach czy Gdańsku. Dla Jarosława Sz. zaczął się złoty okres.

Dostał zielone światło na zatrudnienie kolejnych agentów i perspektywę reorganizacji wydziału zamiejscowego w Bydgoszczy w samodzielną delegaturę. Był murowanym kandydatem na jej dyrektora.

Wcześniej wydział zamiejscowy w Bydgoszczy liczył ledwie sześciu agentów. Teraz przez jednostkę przewijało się sporo nazwisk, ale nie wszyscy chcieli zostać, choć byli kuszeni szybszą ścieżką awansu.

– Część została w Bydgoszczy na krótko i tylko po to, by nabić sobie punktów i zyskać lepsze uposażenie, które zachowywała gdzie indziej – mówi jedno z moich źródeł.

Ale ci najbardziej zaangażowani mogli liczyć na dodatkowe profity. Maciej W. do pracy w Bydgoszczy przyszedł z najwyższym możliwym stopniem agenta specjalnego, z maksymalnym wynagrodzeniem w tabeli płac na poziomie 7 tysięcy złotych. Nie dało mu się podwyższyć uposażenia, nie awansując go w hierarchii. W małej jednostce w Bydgoszczy nie było to możliwe, więc posłużono się fortelem – W. przestał być agentem, a został ekspertem, co oznaczało awans finansowy o kolejne 800 złotych (tyle przewidywała wówczas maksymalna stawka). W rzeczywistości wynagrodzenie W. mogło być znacznie wyższe, bo wymieniona kwota to jedynie podstawa pensji, przez którą jest mnożony współczynnik lat pracy, premie motywacyjne oraz uznaniowe. Moje źródło mówi, że W. w latach 2018–2021 mógł zarabiać miesięcznie kilkanaście tysięcy złotych na rękę.

– Jako prowadzący sprawę inowrocławską dostawał dodatkowe premie za każdą czynność, jak na przykład zdobycie jakiegoś dokumentu lub zabezpieczenie komputera czy telefonu. A przecież doświadczeni stażem agenci pamiętają, że premie dostawało się kiedyś tylko za zatrzymanie, które było końcowym etapem prowadzenia sprawy. To nie była normalna sytuacja – słyszę.

Kiedy Maciej W. w 2018 roku zabierał się do pracy nad sprawą inowrocławską, miała ona przynieść polityczne konfitury jednej partii: Solidarnej Polsce Zbigniewa Ziobry. Lokalni działacze partyjni żywo interesowali się pozbyciem Brejzów z Inowrocławia. Machina kampanii przeciwko nim zaczynała się rozkręcać na dobre...
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: