Polska prowincja. Minibook - ebook
Polska prowincja. Minibook - ebook
"Kultura chłopska dożyła swojego kresu. Wieś nadal może jednak stanowić nieprzebrane i niezwykle żywe źródło inspiracji, o czym świadczy twórczość autorów, którzy literacko czerpiąc z doświadczenia życia na prowincji, nasycają swoje utwory niezwykłą wrażliwością.
Zamieszone w tym minibooku teksty Wioletty Grzegorzewskiej i Andrzeja Muszyńskiego powstały w nawiązaniu do Kresu kultury chłopskiej Wiesława Myśliwskiego i stanowią swoistą na niego odpowiedź. Słynny esej z 2004 r. kończą słowa: „Właśnie w tej triadzie: słowo – pamięć – wyobraźnia, kultura chłopska, przechodząc dziś w sferę już tylko tęsknoty i sztuki, przekazuje nam swoje nie stanowe, lecz w najpełniejszym tego słowa znaczeniu człowiecze dziedzictwo”. Co o tym dziedzictwie mówią głosy młodych twórców? "
Kategoria: | Inne |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-240-3257-0 |
Rozmiar pliku: | 952 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Prowincjonalne mozaiki
W 2004 r. Wiesław Myśliwski ogłosił głośny tekst, w którym obwieścił śmierć kultury chłopskiej opartej na związku człowieka z miejscem i przyrodą, a kształtowanej dzięki doświadczeniom pokoleniowym oraz wspólnotowym. Myśliwski wskazał jednak na fakt, że dzięki trzem elementom: słowu, pamięci i wyobraźni ta kultura ciągle może przekazywać „w najpełniejszym sensie tego słowa znaczeniu człowiecze dziedzictwo”.
Jak to dziedzictwo postrzegają młodzi twórcy? W jaki sposób odnoszą się do stwierdzeń z _Kresu kultury chłopskiej_? Czym jest dla nich prowincja?
W minobooku „Polska prowincja” prezentujemy dwa teksty: Wioletty Grzegorzewskiej _Za Bożym Stokiem_ oraz Andrzej Muszyńskiego _Pod pozorem_. Grzegorzewska pisze o życiu na wsi Hektary, tajemniczym beboku, stojącym na straży porządku oraz dziadku, który opowiada: „Teroz nie idzie spać w polu. Ja od razu wiedzioł, że to tak się skończy, jak przestali my kosić”. Muszyński natomiast mówi o rozpadzie wspólnoty, kulturze chłopskiej jako stanie umysłu lub pakiecie światopoglądowym oraz sile prowincji, która stanowi „wielką pożywkę dla sztuki”.
Życzymy inspirującej lektury!
Redakcja miesięcznika „Znak”
Ps. Wszystkim autorom i spadkobiercom praw autorskich serdecznie dziękujemy za udostępnienie tekstów do minibooków. Jednocześnie informujemy, że dołożyliśmy wszelkich starań, by odnaleźć ich spadkobierców i właścicieli. Przychody ze sprzedaży minibooków nieposiadających ambicji komercyjnych, zostaną przeznaczone na kontynuowanie działalności miesięcznika „Znak”.POD POZOREM
Andrzej Muszyński
PROWINCJA, NAWET POZBAWIONA PIERWOTNEJ KULTURY, TO CIĄGLE WIELKA POŻYWKA DLA SZTUKI. MOŻNA Z TEGO CZERPAĆ BEZ KOŃCA. ZDERZAJĄ SIĘ TAM SYLWETKI, OSOBOWOŚCI, ŚWIATOPOGLĄDY, JESZCZE WYRAŹNIEJSZE NA TLE MROKU
Do szesnastego roku życia w ogóle nie znałem wielkiego miasta. W zasadzie – do dwudziestego, chyba że za wielką uznać 37-tysięczną miejscowość. Kiedyś we wsi wysłali mnie na drogę czatować na pekaes i zapamiętać jego numer. Zapamiętałem ten seryjny. Niespecjalnie mnie to wszystko interesowało. Mówili tylko, żeby w wielkim mieście raczej nie nosić spodenek, bo nie wypada. Nikomu nie przychodziło do głowy, żeby wyjechać do Anglii albo Stanów. Zostawało się i jakoś, zwykle w bólu, układało z ojcami, dziadkami, pradziadkami i sąsiadem. To był mały świat. Za krzyżówką nie było lamp. Kolega jechał w dół rowerem, może z trzydzieści na godzinę. Drugi biegł do góry. Zderzyli się głowami.
Może się wydawać, że dla autora wieś i prowincja to los wygrany na loterii, bo dla czytelników, z których większość pochodzi z miasta, to swojska egzotyka albo margines, a ten – jak apokalipsa – dobrze się sprzedaje. Łatwo nabić ją na dzidę, podnieść nad głowę i oznajmić: „Patrzcie, dupki żołędne, i uczcie się prawdziwego życia”. Problem w tym, że ona nigdy nie była dla nas żadnym marginesem. Raczej epicentrum myśli i wydarzeń. Obce terytorium zaczynało się już za wygonem. Szło się przez las watahą i darło ryja, aż niosło się to za Kopański Dół: „Krzykawa tu, Krzykawa tam, Krzykawa w......l spuści wam!”. W miejsce Krzykawy można wpisać dowolną polską wieś, a jest ich ponad 50 tysięcy. Ale i tak najlepiej to brzmi, kiedy ma trzy sylaby. Jaką tam polską. Srae Kan, Amezril, Dzembronia, Puerto Suarez, Tocuco de la Sierra. Pójść, powalczyć, trochę pożyć.
_Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej_