- nowość
Polski minimalizm. Sprzątamy swoją przestrzeń metodą 22 kategorie przez 12 miesięcy - ebook
Polski minimalizm. Sprzątamy swoją przestrzeń metodą 22 kategorie przez 12 miesięcy - ebook
Jak z sukcesem przejść od nadmiaryzmu do minimalizmu i zapanować nad chaosem w swoim życiu
Marzysz o uporządkowanej domowej przestrzeni? Przytłacza cię zagracone mieszkanie, ale nie wiesz, jak wprowadzić w swoje życie minimalizm? Próbujesz zapanować nad bałaganem, ale po godzinie siedzisz wokół stosów rzeczy, z którymi nie wiesz, co zrobić? A podczas zakupów ciągle wpadają ci do koszyka kolejne „przydasie”, które w domu jakoś tracą swój urok? Ten poradnik przeprowadzi cię krok po kroku przez cały proces do upragnionego efektu: uporządkowanego życia.
Sylwia Lelito-Zawiślak, psycholożka i autorka bloga polskiminimalizm.pl, stworzyła metodę sprzątania 22 kategorii przez 12 miesięcy, dzięki której:
– uporządkujesz wszystkie pomieszczenia w domu,
– otoczysz się przedmiotami, które ci służą i są dobrej jakości,
– zaoszczędzisz na niepotrzebnych zakupach,
– pozbędziesz się cyfrowych śmieci.
Autorka z ogromnym zrozumieniem dla słabości i potknięć pomoże ci przejść od nadmiaryzmu do minimalizmu.
Sylwia Lelito-Zawiślak – psycholożka, psychoterapeutka i propagatorka minimalistycznego stylu życia, opartego na świadomym upraszczaniu codzienności. Na swoim blogu polskiminimalizm.pl udziela praktycznych porad dotyczących zarządzania przestrzenią oraz dzieli się inspirującymi refleksjami o tym, jak rezygnacja z nadmiaru pozytywnie wpływa na samopoczucie, relacje i równowagę w życiu.
Kategoria: | Poradniki |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-68227-58-1 |
Rozmiar pliku: | 1,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Witaj!
Cieszę się, że wraz z moją książką mogę zaprosić cię w ciekawą podróż do zmian. Myślę, że zajdą one zarówno w twojej przestrzeni, jak i w tobie oraz twoim sposobie myślenia o sprzątaniu.
Dziękuję za twoją decyzję o sięgnięciu po tę książkę. To dla mnie ważne, że obdarzasz mnie zaufaniem. Wywołuje to we mnie radość, uśmiech na twarzy, ale także lęk, czy sprostam oczekiwaniom. Cieszę się, że mogę pomóc ci osobiście, że moja metoda odgracania może wnieść wolność, spokój oraz zadowolenie – do twojej przestrzeni, twojej rodziny, twojego życia.
Moją książkę możesz czytać, jak chcesz – od deski do deski, rozdziałami czy poszczególnymi kategoriami sprzątania. Bardzo lubię pisać w punktach, więc znajdziesz ich tu sporo – można powiedzieć, że to są kroki do sukcesu, które zawierają praktyczne wskazówki, ale bez twojej pracy będzie to tylko kolejny przeczytany tekst o sprzątaniu. To od ciebie zależy, czy wdrożysz tę treść w swoje życie.
Wiem, że to, co do ciebie piszę, działa – bo przecież sama od 2017 roku jestem w procesie minimalizowania swojego świata według własnej metody, którą nazwałam: Metoda Sprzątamy Swoją Przestrzeń 22 kategorie przez 12 miesięcy (w skrócie: Metoda SSP 22/12), i w większości kategorii osiągnęłam oczekiwany sukces. To znaczy: mam tylko to, co mi służy, jest przydatne, lubię to i podoba mi się – czyli te kategorie są takie, jakie chciałam, aby były.
Właśnie w 2017 roku uświadomiłam sobie, patrząc na bałagan, który zrobił się w moim mieszkaniu po dwóch dniach od sprzątania, że ja nie lubię sprzątać, ale lubię mieć wysprzątane… I zaczęły się zmiany. W sumie cała książka jest o tym, jak doszło do tego, że mam wysprzątane. Wiem, że odgracanie to ciężka praca, wymaga czasu, sporego wysiłku, opracowania planu i strategii. Nie piszę o jednorazowym odgracaniu, ale o procesie, który jest świadomą decyzją o przejściu od nadmiaru do posiadania tylko tego, co jest potrzebne, użyteczne i lubiane. Ponadto świadomość będzie dotyczyć nie tylko tego, co zrobisz z tym nadmiarem, ale też wzięcia odpowiedzialności za pozbycie się go. A potem następuje dalszy proces, pełen samozaparcia, żeby tej przestrzeni od nowa nie zagracić. Sama tego doświadczyłam i z tego, co do mnie piszecie, wiem, że wy również: po jakimś czasie widać, że łatwiej było wysprzątać według Metody SSP 22/12, niż zminimalizować zakupy i potrzebę dalszego kupowania, aby wypełnić odgraconą przestrzeń.
Ta książka jest taka moja, czyli zwyczajna. Dróg do minimalizmu jest wiele, a ja piszę do ciebie o swojej ścieżce i sposobie, który wymyśliłam na swoje potrzeby. Może być tak, że twoje doświadczenie jest o wiele większe, lepsze, a działania bardziej efektywne i szybsze niż to, co opisuję. Cieszę się i gratuluję ci z całego serca oraz zachęcam cię, abyś się tym podzieliła. Napisz do mnie: kontakt@polskiminimalizm.pl i opowiedz swoją historię związaną z minimalizmem – nigdy nie wiesz, jak bardzo może to pomóc w rozwoju zarówno tobie, jak i innym.
Moja autorska Metoda Sprzątamy Swoją Przestrzeń 22 kategorie przez 12 miesięcy nie jest łatwą metodą, którą możesz szybko zastosować. Jest rozłożona w czasie (na cały rok) i wymaga wysiłku… ale jest bardzo efektywna, czego przykładem jestem ja sama oraz wiele z was – piszecie mi o tym w wiadomościach, mailach, w mediach społecznościowych i na blogu. Tak! Łatwo nie będzie, ale myślę, że warto! Kibicuję wszelkim zmianom, których pragniesz w kwestii pozbycia się nadmiaru i rozpoczęcia procesu rozsądnego minimalizowania swojej przestrzeni. Bez ciebie i twojej pracy ta metoda zostanie tylko na papierze.
Zastanawiałam się nad powodami powstawania bałaganu w moim domu, a także nad trudnością utrzymania porządku, aż doszłam do rewolucji, nie tylko w ogarnianiu przestrzeni, ciuchów, stylu ubierania się, ale także detoksu od zakupów, zmianach w głowie i w całym moim życiu. Zaczęłam żegnać się z nadmiarem i stosować poznane zasady minimalizmu.
_PAMIĘTAJ! OD SAMEGO PRZECZYTANIA KSIĄŻKI NIC SIĘ NIE ZMIENI!_ Rozpoczęcie sprzątania krok po kroku, kategoria za kategorią gwarantuje ci dobrą przygodę i odgracanie swojej przestrzeni.
Życzę ci z całego serca zmian, których pragniesz!WSTĘP. OD NADMIARU DO MINIMALIZMU
Wstęp
Od nadmiaru do minimalizmu
Moje początki wejścia w świadomy proces odgracania i minimalizowania swojej przestrzeni zaczęły się od doświadczenia stanu frustracji i dyskomfortu, które często są dla mnie motorem do zmian oraz rozwoju. Choć nie stało się tak od razu… Siedząc zmęczona, w zawalonym rzeczami po przeprowadzce mieszkaniu, uświadomiłam sobie, że coś jest nie tak. W głowie kołatała mi jedna myśl: „Po cholerę przeniosłam tyle rzeczy, których nie używam, po co mi to wszystko!?”. Dalsze rozważania, aby w końcu coś zacząć robić z tym nadmiarem, zaczęły pojawiać się same – ale szybko je odgoniłam, bo nie po to wydałam tyle pieniędzy, aby teraz pozbywać się swoich rzeczy. Są moje, wszystkich potrzebuję, kiedyś się przydadzą oraz świadczą o moim statusie społecznym (kiedyś tak myślałam). Oczywiście, że wszystko ładnie upchnęłam do szaf, szafek, szafeczek, pudełeczek i zapełniłam rupieciarnię – wierząc, że dzięki posiadaniu tych rzeczy mój status społeczny jest na akceptowalnym i podziwianym poziomie. Teraz się uśmiecham do tych moich iluzji i błędnego myślenia, które podsycały tylko nadmiar w kupowaniu i posiadaniu.
Pokażę ci, jak to wyglądało u mnie na przestrzeni jednego tygodnia – może to znasz?
SOBOTA. W mojej rodzinie z pokolenia na pokolenie przekazywano, że ten dzień jest przeznaczony na porządne sprzątanie i wstępne przygotowanie niedzielnego obiadu i ciasta. Z koleżankami mogłam się spotkać dopiero po wykonaniu swojej części porządków, ale one też musiały zrobić swoje, aby wyjść z domu.
Kiedy dorosłam, podtrzymywałam tę tradycję. Starałam się pięknie wysprzątać swoją przestrzeń: kuchnia, pokoje, salon, łazienka i obowiązkowo szafa i półki z ciuchami – byłam z siebie dumna i zadowolona! Prawie w każdą sobotę obiecywałam sobie, że tak czysto będę miała zawsze, i to „zawsze” trwało do poniedziałku…
PONIEDZIAŁEK. Rano jeszcze było dobrze w kuchni i w łazience. Ale moja sypialnia i szafa z ubraniami już nie wyglądały tak porządnie. Szykując się do pracy, regularnie „upiększałam” pokój garderobą. Od poniedziałku ubrania zaczynały polegiwać na podłodze, bo szukałam jakiejś rzeczy i nie mogłam jej znaleźć, więc – aby się nie spóźnić do pracy – wywalałam prawie wszystko, co miałam w szafie (wielokrotnie zdarzyło się, że nic nie musiałam wywalać, bo w sobotę tak „posprzątałam”, upychając wszystko w środku, że ubrania jak lawina same rozgościły się na podłodze zaraz po otwarciu drzwi do szafy). Po powrocie z pracy upychałam je z powrotem, i tak do soboty. Ogarniałam resztę mieszkania, ale coś już zaczynało się zbierać w różnych miejscach domu.
WTOREK. Ciuchy zaczęły zalegać prawie w całym mieszkaniu. Łazienka już traciła sobotni blask. Naczynia też się piętrzyły. Gdy już miałam zmywarkę, to można je było tam schować (bo dla mnie główną funkcją zmywarki było przechowywanie brudnych naczyń), ale trzeba jeszcze je tam włożyć. To właśnie wtorkowa frustracja zaczęła rodzić w mojej głowie pytania: Co się dzieje? Czy jestem bałaganiarą? Czy brak mi jakiejś cudownej techniki sprzątania? Czy może nie ta szafa, złe ciuchy? Może mam za mało mebli? Czy to wszystko wina rodziny, bo nie pomaga?
ŚRODA. Czekało już na mnie pełno prania, jakbym przebierała się przynajmniej cztery razy dziennie. Kuchnia i łazienka wymagały sobotniego sprzątania. Ręce opadały.
CZWARTEK. Byłam już bardzo, bardzo zmęczona, bo nie dość, że przeżywałam to, co opisałam powyżej, to jeszcze dochodziła złość, która codziennie rosła w siłę, gdy stałam przed szafą pełną ciuchów i wołałam: Nie mam w co się ubrać! W nerwach zakładałam byle co i tak się czułam – byle jak. Ponadto traciłam czas na prasowanie rzeczy, których potem nie zakładałam, a gniotły się, bo nie miałam miejsca w szafie. Myślałam, że zaraz będzie weekend, więc nie mam co się starać – ogarnę to w sobotę.
PIĄTEK. Po całym tygodniu pracy szłam do sklepu coś sobie kupić, bo przecież mi się należy. Nowy kubek. Pomadka. Coś z ciucholandu, bo tanie i wyrzuty sumienia mniejsze. Doniczka na kwiatek, który od dawna chcę kupić (doniczki miałam już trzy, więc ta będzie czwarta – no cóż… A kwiatka dalej nie kupiłam). Sukienkę… w końcu potrzebuję w coś się ubrać… Właśnie tak to wyglądało – moją szafę wypełniały ubrania, których nie potrzebowałam, ale kupowałam z wyprzedaży, bo była przecena 80 procent. Bo jak nie kupić? Skoro tak tanio?
I tak w kółko. Trwało to latami, nie miałam pomysłu na zmianę sytuacji, aż powiedziałam… DOŚĆ!!!_NADMIARYZM DLA MNIE TO ZA DUŻO:_ niepotrzebnego, nieużywanego, nieprzydatnego. Często przetrzymywanie zbędnych rzeczy, aby nie mieć wyrzutów sumienia i poczucia winy.
Powiedziałam sobie: DOŚĆ! bo już dobrze wiedziałam, że coś jest nie tak w moim funkcjonowaniu. Zrobiłam sobie RESET. Zaczęłam szukać, czytać, zadawać trudne pytania i zdecydowałam się na konfrontację z nimi. Stanęłam w prawdzie, która brzmiała: „Mam NADMIAR! Mam wszystkiego za dużo. Za dużo przedmiotów. Za dużo ubrań. Za dużo rzeczy przetrzymuję z myślą, że kiedyś może mi się przydadzą. Za dużo kupuję rzeczy, których nie potrzebuję, i większości nie używam”. Uświadomiłam sobie, że to, czego naprawdę potrzebuję, to MIEĆ MNIEJ… I tak się zaczęło!
Na swoje potrzeby wymyśliłam słowo „nadmiaryzm”¹, aby wyodrębnić etap mojego życia przytłoczony nadmiarem. Ten etap charakteryzował się konsumpcjonizmem i natychmiastowym uleganiem impulsom zakupowym („przecież mi się należy”). Tak naprawdę nie potrzebowałam realnie da-nego przedmiotu, ale czułam potrzebę regulowania emocji – i robiłam to zakupami. Zakupy przynosiły mi ulgę. Właśnie tak rozumiany „nadmiaryzm” skonfrontowałam z nowym stylem życia, który chciałam wdrożyć – z minimalizmem. Rozpoczęłam proces wychodzenia z nadmiaryzmu, aby wejść w minimalizm. Nie ma między nimi wyraźnej granicy. Dla mnie decyzja o rozpoczęciu odgracania własnej przestrzeni i mądrym pozbywaniu się nadmiaru to już bycie w procesie minimalizowania. Jest on rozłożony w czasie i wymaga, aby krok po kroku realizować plan sprzątania.
Tak naprawdę nie potrzebowałam realnie danego przedmiotu, ale czułam potrzebę regulowania emocji – i robiłam to zakupami.
Nie uważam się za ekspertkę od minimalizmu. Dlaczego? Bo sprawdziłam jego wiele kolorów i odmian. Teraz już wiem, że wszędzie potrzebne są równowaga i rozsądek, także we własnym minimalizmie. Ważne jest, aby przyjrzeć się sobie, swojej sytuacji życiowej i dopiero wtedy zacząć wprowadzać minimalizm – a nie dostosowywać siebie do niego! Po siedmiu latach z minimalizmem wiem, że wszystko wymaga równowagi, dlatego jestem rozsądną minimalistką, postępuję z umiarem. Znam życie w nadmiaryzmie i cieszę się, że spróbowałam żyć inaczej.Rozdział 1. Zdiagnozuj się, czy ty też masz do czynienia z nadmiarem
Rozdział 1
Zdiagnozuj się, czy ty też masz do czynienia z nadmiarem
Aby doszło do przemiany, trzeba zmienić siebie, a najlepiej swój sposób myślenia. Za tym mogą pójść też różnice w naszym zachowaniu i funkcjonowaniu. Pozwól sobie na prawdę – może to będzie przyznanie się do nieradzenia sobie z nadmiarem, kompulsywnym kupowaniem rzeczy, których nie potrzebujesz, trudność w pozbywaniu się nawet zepsutych przedmiotów, a niekiedy przyznanie się do problemu z zakupoholizmem czy patologicznym zbieractwem. Wymyśliłam słowo NADMIARYZM, bo skoro istnieje termin minimalizm, to może znaleźć się też miejsce na określenie nadmiaru w kwestii naszych zachowań zakupowych i stylu życia.
Co nam mówi nadmiar w naszej przestrzeni
Bałagan
Nie wiesz, co się dzieje: sprzątasz, a po chwili tego nie widać! Porządek utrzymuje się niedługo – parę godzin, a przy mocnych wysiłkach nawet do paru dni… Tak właśnie było u mnie. Bardzo mnie to frustrowało.
Myślałam, że jestem beznadziejna, że jestem bałaganiarą, że jestem na maksa niezorganizowana, a do tego tylko ze mną jest coś nie tak, bo przecież inni takich problemów nie mają. Dochodziła jeszcze złość, że nikt nie szanuje mojej pracy. Krzyczałam: „nie jestem służącą!”. A z drugiej strony trudno mi było zrezygnować ze sprzątania, bo przecież nikt tak dobrze jak ja tej przestrzeni nie doprowadzi do ładu… Teraz widzę, jak mnie to wszystko umęczyło.
Brak miejsca do przechowywania
Otwierasz szufladę, a tam chaos. Chcesz coś włożyć do szafy – nie ma miejsca. Chcesz się dostać do cukru w kuchni, kremu w łazience, czarnych rajstop z wzorkami, pasty do butów, worków na śmieci i musisz powyciągać inne produkty i przedmioty. Nie pamiętasz, czy to gdzieś schowałaś, czy tego nie masz. Kupujesz coś, a potem się okazuje, że pod zlewem koło śmietnika masz taką półeczkę, na której trzymasz pudełko, i to w tym pudełku przechowujesz ten produkt. Właśnie opisałam ci swoje doświadczenie.
Bardzo lubię wnętrzarstwo – gdyby mi nie wypalił pierwszy kierunek studiów, to prawdopodobnie znalazłabym się na architekturze wnętrz. Mam poczucie, że teraz trendy we wnętrzarstwie w dużej mierze idą w kierunku kupowania nowych półek, szafek, szafeczek, pudełeczek, słoiczków, skrzyneczek, abyśmy mieli gdzie upychać swoje rzeczy. Pojawiają się nowe pomysły na przechowywanie: pawlacze, powiększanie przestrzeni – projektanci prześcigają się w nowych pomysłach… No i powiększamy i kupujemy, aby wszystko upchać w naszych domach. Słyszymy, że to nieprawda, że mamy za dużo rzeczy, mamy tylko za małe szafy i za małe mieszkania. W moim życiu było odwrotnie – nie miałam za małej przestrzeni, tylko za dużo przedmiotów. W moim przypadku nie chodziło o brak mebli, ale o nadmiar rzeczy, które chciałam ukryć przed sobą i światem. Rozumiem, że jeśli ktoś ma dwa małe pokoiki, niewielką kuchnię i łazienkę, a dużą rodzinę, to można zminimalizować przedmioty, ale nie jest łatwo w takiej małej przestrzeni znaleźć dodatkowe miejsce na przechowywanie, by nie było bałaganu. W takiej sytuacji mogę ci życzyć, abyś mądrze z domownikami zagospodarowała to, co masz, ustaliła z nimi grafik sprzątania i np. konieczność odkładania rzeczy na swoje miejsce oraz by spełniło się twoje marzenie o większej przestrzeni.
W moim życiu było odwrotnie – nie miałam za małej przestrzeni, tylko za dużo przedmiotów.
Kiedy boisz się otworzyć szafę
Gdy pojawia się niechęć do otwierania pokoju, szafy, szuflady, pojemnika itp., wtedy powinno przyjść głębsze zastanowienie się, o co chodzi i dlaczego nie chcesz tam zajrzeć. Może to lęk, że poupychane rzeczy wypadną, albo może otwierasz je, gdy musisz, bo przypuszczasz, że tam schowałaś ozdoby na święta. Niechęć do nadmiaru w tej przestrzeni może ci mówić, dlaczego nie chcesz tam zaglądać.
Głębszej analizy wymaga sytuacja, gdy pojawia się wydzielone miejsce na rzeczy, z którymi nie wiadomo, co zrobić. Jeśli ktoś ma dom i nie brakuje mu przestrzeni, to łatwiej takie miejsce zorganizować i poupychać tam wszystko, co niechciane. Trudniej jest, gdy przestrzeń jest mała i trzeba o nią zawalczyć, wtedy być może łatwiej jest ją odgracać.
Niezależnie od wielkości posiadanych przez nas mieszkań czy domów, rzucam hasło: Szkoda przestrzeni na rupieciarnio-graciarnię, można by to wiele fajniej zagospodarować!
Czy zmagasz się z nadmiarem i co go weryfikuje
Czasem trudno jest nam uświadomić sobie, że mamy za wiele rzeczy, zwłaszcza jeśli dysponujemy większą przestrzenią do ich przechowywania. Co zatem jest w stanie zweryfikować nasze przekonania o tym, czy mamy za dużo przedmiotów wokół siebie?
Przeprowadzki
Im więcej do przeniesienia podczas przeprowadzki, tym bardziej odczuwa się nadmiar. Dla niektórych to właśnie przeprowadzka jest kluczowym momentem konfrontowania tego, co się posiada, z tym, czego się faktycznie używa. Wtedy przychodzi pytanie: Czy naprawdę chcę się z tym wszystkim przeprowadzić? Sama po sobie wiem, że włącza się wtedy kombinowanie – z jednej strony kuszące są pozbycie się nadmiaru i mniejszy wysiłek włożony w pakowanie i przenoszenie całego dobytku. A z drugiej strony pojawia się taka myśl: oczywiście, że wiele rzeczy widzę pierwszy raz na oczy po wygrzebaniu ich z zakamarków, ale przeprowadzę się ze wszystkim i potem będę się na spokojnie odgracać, bo teraz mogłabym coś wyrzucić, a potem bym żałowała.
No i przeprowadzamy się ze wszystkim, a potem sądzę, że wiecie, jak to dalej wygląda… U mnie było tak, że po przeprowadzce nie miałam czasu, sił ani ochoty na odgracanie, myślałam o tym, aby jak najszybciej to rozpakować, schować i… wracałam do podrozdziału _Co nam mówi nadmiar w naszej przestrzeni._
Wyjazdy
Czasem nie chciało mi się wyjeżdżać, aby nie musieć się pakować i przeżywać tego chaosu i napięcia, planowania, wybierania tego, co chciałam zabrać w podróż. Jeśli do tego dochodzi pakowanie gromadki dzieci, to zadowolenie z wakacji może być mocno nadszarpnięte. Pakowanie się na wyjazdy – czy to te dłuższe, wakacyjne, czy te krótsze, na święta do rodziny, szkolenia czy w delegacje – mocno weryfikuje, czy masz nadmiar. Trudność z wybraniem tego, co masz spakować, powoduje, że często bierzesz za dużo. Dźwigasz walizki, plecaki, torby, a potem okazuje się, że nawet połowy tego, co wzięłaś, nie wykorzystujesz (w większości są to ubrania i buty). Gdy jeszcze dokupisz na wyjeździe pamiątki i prezenty, to albo trzeba dopłacić do bagażu, albo dokupić torbę. I z tym powiększonym dobytkiem wracasz do domu, powiększając swój nadmiar. Szybko mi się pisze ten fragment, bo ja to bardzo dobrze znałam.
Obecnie niezależnie od długości urlopu jestem w stanie spakować się w 15 minut. Oczywiście biorę pod uwagę miejsce, w które wyjeżdżam, jaki jest tam klimat, co będę robić – inne rzeczy spakuję pod namiot czy na kajaki, a inne, gdy lecę wylegiwać się na plaży. Robię to w ten sposób: pamiętam o tym, o czym wspominałam powyżej, i po prostu otwieram szafę i przekładam do walizki te rzeczy, które noszę, lubię, są w moim stylu i mogę wykorzystać je w wielu zestawach adekwatnie do charakteru urlopu. Znam je i wiem, że będę czuła się w nich komfortowo i ładnie. Zabieram w podróż te same rzeczy, które noszę na co dzień, więc nie stresuję się, że np. buty okażą się niewygodne, bo już są sprawdzone.
Unikam dzięki temu przykrych niespodzianek, takich jak: „Jejku, wzięłam ten sweter, a przecież w nim jest zawsze zimno, do tego się w nim pocę. No tak, zapomniałam o tym, bo dawno go nie nosiłam”. Odkąd nie mam podziału ubrań na pory roku, to jeszcze łatwiej mi się spakować – więcej o tym poczytasz na moim blogu.
Kliknij tu!
Wiem już, co znaczy wolność w szafie, i zachęcam cię, aby się zabrać za kategorię nr 2 z mojej Metody SSP 22/12 – będziesz mieć wtedy fajnie ogarnięte wyjazdy.
Oczywiście wyjazdy to nie tylko pakowanie ubrań, bo jest trochę tak, jakby się brało cały dom w miniformie. Jeśli masz ogarniętą apteczkę, sprzęty elektroniczne, kuchnię, kosmetyki, łazienkę i resztę kategorii, to wyjazdy i pakowanie staną się o wiele łatwiejsze i oszczędzisz sporo czasu.
Goście
Gdy masz nadmiar, to przygotowywanie się do przyjęcia gości jest bardziej uciążliwe. Mam tu na myśli zarówno tych długoterminowych, jak i tych, którzy przyjechali na krótko albo wpadli bez zapowiedzi.
W nadmiarze trudniej było mi utrzymać porządek i niezapowiedziane wizyty przyprawiały mnie o poczucie wstydu i złość. Bywało, że zdarzała się awaria w łazience, hydraulik wpadł obejrzeć, a ja siedziałam w pracy i myślałam: „Ale ja mam tam syf, co on sobie pomyśli”. Potem czułam obawę, czy czegoś nie zniszczy, bo przecież zostawiłam kosmetyki na pralce.
Przyjazd gości na dłuższą wizytę z jednej strony sprawiał mi radość (bo chciałam, aby przyjechali), ale z drugiej strony nie był dla mnie łatwy – bo potrzebowałam przeorganizować przestrzeń. Przygotować miejsce dla gości – pokój, półki na ubrania w szafie, miejsce w łazience, na buty i kurtki w korytarzu. Nie dość, że to wymagało poświęcenia czasu, to jeszcze zaplanowania, dokąd te wszystkie rzeczy przenieść i gdzie upchnąć, aby gościom było wygodnie i abym ja pamiętała, gdzie co mam (i żeby to nie wypadało z szafek za każdym razem, gdy którąś otworzę).
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki