- W empik go
Ponad śnieg bielszym się stanę - ebook
Ponad śnieg bielszym się stanę - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 211 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Scena przedstawia duży pokój w starym dworze na kresach wschodnich. Dostatnie meble, portiery, na ścianach obrazy. Z lewej strony wielka i szeroka szafa biblioteczna, pełna książek i manuskryptów. W głębi sceny duży, staroświecki komin z kamiennym obramowaniem. Z prawej strony komina drzwi, z lewej okno, zastawiane kwiatami. – Przy drzwiach stoi młynarz Joachim, człowiek starszy, chudy, dziobaty, mówiący krzykliwie. Ubrany jest w długie buty i szary drelich. W rękach obraca kaszkiet z daszkiem. Wincenty Rudomski, młodzieniec lat dwudziestu, jedyny syn dziedziczki dóbr Łuża, wysmukły, piękny, przechadza się niespokojnie, potrącając krzesła, raz w raz rozgarnia kwiaty i wygląda przez okno.
WINCENTY
A przez Ciekłe?
JOACHIM
Ani mowy! Wylało na wiorstę! Pszenicę zmuliło na tym wzgóreczku, co za brzeziną, a przecie gdzie zboże, gdzie woda!
WINCENTY
A od Psarskiego?
JOACHIM
Toć jaśnie paniczowi gadam: jedna woda rwie nad całymi łąkami od pagóra do pagóra.
WINCENTY
I mostu na rzece, mówisz, nie widać?
JOACHIM
Jakże ma być widać most, jaśnie paniczu, kiedy tam z mostu ani dyla! Stympale same wyrwało i poniosło, nie dopiero most, dyle. Belki przecie niesie na sobie, płoty, częstokoły, pleciaki, strzechy, stogi siana, kopy, pokosy …
WINCENTY
No, więc jednym słowem żadnego do nas nie ma dostępu. Jesteśmy z trzech stron zalani.
JOACHIM
Ano! Kaczka tamtędy chyba przeleci albo ten jastrząb. Tylko nasza grobla trzyma cały wart wody, żeby pięciu wsi nie zatopiło. Ja ten rów na końcu grobli, co go jaśnie panicz widział, cięgiem rozszerzam i puszczam przybór na lewą rzekę. Zbieram obrus powodzi w tamtą stronę. Można przecie sobakę zmanić na lewo. W upuście jednego stawidła nie podnoszę i, uchowaj Boże, na upust wody nie popuszczam, boby porwało. Tak jak teraz to wierzchem sobie, wolniusieńko powódź idzie, na pół wiorsty szeroko. To samo jaśnie pani dziedziczka chwali. Pod najsroższą karą nakazywała, żeby wodę naszą groblą trzymać, choćby się miała wylać na nasze pola w górze stawu, a ludzi zaś dólskich chronić. Własne jaśnie pani dziedziczki są słowa: "choćby miało zalać samą pszenicę za krzyżem, ty, Joachim, trzym aj! "
WINCENTY
Ale czy nasza grobla sama wytrzyma?
JOACHIM
Skoroby jeszcze deszcze szły, jako teraz?
WINCENTY
A właśnie!
JOACHIM
Moc boska! Jedno wiem: upustu nie można tknąć. Jakby napór powodzi na upust poszedł, nie wytrzyma żaden słup ani stawidło. Sam upust ze w s i e m wyrwie i poniesie, uchowaj Boże miłosierny! Taka to woda! Trza bez zmrużenia oka głęboką moc wody kierować na ten przekop, co w końcu grobli. Zmiłowanie boskie nad nami!
WINCENTY
Jakże ty myślisz, Joachim? Znasz przecie swoje wody i wszystkie drogi. Pan Olelkowicz przejedzie bezpiecznie od strony Mochnów? Ta jedna jedyna drożyna mu została. Prawda? Przecie to jutro rano ślub panny Ireny. On tu dziś nad wieczorem musi być! I będzie, żeby kije z nieba leciały. Ja go znam!
JOACHIM
Od Mochnów przejechać może tą drożyną, co nad rzeką. Ale ta drożyna wodą zalana. Po zady konie będą we wodzie brodziły, powóz się wody opije, ale przejechać mogą, bo przecie tę drogę znają. Sam jaśnie panicz Olelkowicz ją zna, no i na koźle nie będzie miał byle kogo, tylko samego Kukwę, a ten tę drogę zna jak swoje pięć palców.
WINCENTY
Znać drogę, znają, ale pomyśl, że ze trzy wiorsty będą musieli na oślep noga za nogą jechać w głębokiej wodzie. Nad tym pomyśl!
JOACHIM
Jeżeli woda nie przybierze, jeżeli, na przykład, powódź będzie taka sama A jeśli, czego Boże broń, głębsza pójdzie Jakaż tu na to rada!
WINCENTY
Jeżeli już są w drodze?
JOACHIM
Czy ja wiem? Może na taki czas jaśnie panicz się zastanowił i nie wyjechał.
WINCENTY
Pleciesz! Są w drodze, bo wysłał telegram z miasta dziś rano, że wyjeżdża.
JOACHIM
Kiedy ten posłaniec z telegrafem tu przyszedł? Ja go nie widział.
WINCENTY
Wyżynami przeszedł.
JOACHIM
To to jego Michał łodzią dostawiał?
WINCENTY
No, właśnie.
JOACHIM
Ha! Wola boska! To już jaśnie panicz Olelkowicz jedzie. Teraz będzie może w Leszczycy, może gdzie dalej, może bliżej. We wodę się pewnie puszcza. Mogą przejechać, bo Kukwa będzie pozór dawał. Jeśli gdzie powódź wyrwę wyjęła, no, to się wywalą we wodę, ale i wylezą. Na ślub przecie jadą.
WINCENTY
Tak, prawdę mówisz: "na ślub przecie jadą "…
JOACHIM
Chybaby jaśnie pani sama ślub odłożyła, ale widzi mi się, że chyba nie.
WINCENTY
Nie, nie odłoży, żadną miarą nie odłoży. Bądź zdrów, Jochym.
JOACHIM
Upadam do nóg, jaśnie paniczu.
wychodzi
WINCENTY
Na ślub przecie jadą …
Patrzy długo we drzwi, za którymi zniknął Joachim. Słychać daleki, monotonny szum powodzi, kiedy niekiedy krzyk z odległości. Zbliża się do okna, wygląda.
Pada Znowu ulewa!
z radością
Rozstąp się, niebo! Spadaj, potopie niebieski!
po chwili
Jutro o tej porze już będzie po wszystkim. Wrócimy z kaplicy w Klonach, gdzie się odbędzie ślub Ireny z Olelkowiczem. Cóż ja pocznę, gdy będę patrzał na ten ślub, gdy potem będę jechał konno za ich powozem? Jak ja sobie dam radę! Jak ja ten jutrzejszy dzień …
głucho szlocha, wałęsając się po pokoju
Jutro o tej porze …
Ociężale zmierza do sofy, stojącej z lewej strony, siada bezwładnie w rogu i ujmuje swą głowę w obiedwie ręce. Tak pozostaje długo w nieruchomej postawie.
IRENA
uchyla drzwi, wchodzi na palcach, rozgląda się po pokoju, mówi szeptem:
Wiko!
WINCENTY
z radością, z rozkoszą
A!
IRENA
szeptem, tajemniczo
Nie ma tu nikogo?
WINCENTY
Nie ma nikogo.
IRENA
wskazując drzwi na lewo
A tam?
WINCENTY
Zdaje mi się, że i tam nie ma nikogo.
IRENA
Zobacz.
WINCENTY
pospiesza do drzwi bocznych, uchyla je i zagląda przez szczelinę. Po chwili:
Nie ma tam żywej duszy.
IRENA
gwałtownie
Wiko! Wicuniu!
WINCENTY
I cóż?
IRENA
Płaczesz …
WINCENTY
Nie, Iruś …
IRENA
Płakałeś, ty, taki duży mężczyzna! Student uniwersytetu, dziedzic Łuży …
WINCENTY
Śmiej się, Irenko, śmiej do rozpuku! Jutro …
IRENA
w uniesieniu
Ach, jutro!
WINCENTY
Czemuż wyśmiewałaś się ze mnie?
IRENA
Wyśmiewałam się z nas obojga! Z ciebie i ze siebie! Sama nie wiem …
WINCENTY
Czegóż chcesz ode mnie?
IRENA
Nie wiem Chciałam Musiałam pożegnać się …
WINCENTY
To już na wieki, Iruś!
IRENA
Na wieki.
WINCENTY
Idź sobie! Bo mógłbym cię za to słowo! …
IRENA
Mnie? Alboż to moja wina? W inną stronę zwróć twe pogróżki!
WINCENTY
Ty, nie kto inny, odchodzisz na wieki ode mnie!
IRENA
To prawda, że konie i juczne woły więcej mają woli niż my!
WINCENTY
Za późno już dziś na wyrzekanie. Już się stało.
IRENA
Czemuż nie okazałeś swej woli, żelaznej woli?
WINCENTY
Jedno ci mówię: nie zdołam przeżyć jutrzejszego dnia! Wiedz o tym!
IRENA
A ja?
WINCENTY
Ty? Będziesz miała młodego męża …
IRENA
A ty masz młodą narzeczoną.
WINCENTY
Czy po to przyszłaś tutaj, żeby mię razić po raz ostatni, żeby wytykać mi moją nędzę?
IRENA
Ty, młody i silny mężczyzna, chciałbyś, żebym ja wzięła była na się wszystko, żebym stanęła oko w oko do walki z twoją matką. Sam dobrze wiesz, że nie byłabym wygrała. Nigdy!
Zwyciężała mię ona przez całe moje życie, od najdawniejszego dzieciństwa, od pierwszych dni, które pamiętam. Znała mię i wiedziała, jak i czym mię pokonać. Pokonała mię. Cóż miałam począć?
WINCENTY
Wiesz więc dobrze, z kim mnie walczyć wypadło, a chcesz, żebym ja, syn, podjął tę walkę. Przeciwstawić się jej, bój z nią rozpocząć? Gdybyż to zresztą można z nią było mocować się, jak z każdym na świecie człowiekiem …
IRENA
z ironią
Czemuż to znowu nie można, jak z każdym na świecie człowiekiem? Tego nie rozumiem. Nie jest przecie bogiem, aniołem ani demonem. Taki sam to człowiek jak tysiące innych na świecie. Takuteńki. Majątek mój, którym tak przecie znakomicie miała administrować, o czym słyszałam przez całe swoje życie – gdy przyszło co do czego, gdy dorosłam i stałam się człowiekiem, gdy mogłam go zażądać – gdzieś się zawieruszył. Jest, oczywiście, umieszczony w ziemi i budynkach, pozapisywany u rejentów, ale posagu otrzymać nie mogę, gdyż są trudności. Pan Olelkowicz nie żąda majątku. Nie majątku mego pożąda, tylko mnie samej. Kocha mnie. Na wszystko gotów jest zamknąć oczy Jakże wobec tego miałabym wytoczyć ordynarny spór o me pieniądze, komu, mej dobrodziejce, wychowawczyni, ciotecznej siostrze mej matki? Powiedz I tak oto jutro nadchodzi …
WINCENTY
Ach, gdybyż choć o jeden krótki dzień, o jednę dobę to jutro odwlec!
IRENA
Wiko! Cały jesteś w tym okrzyku!
WINCENTY
Ja już nic nie rozumiem, nic nie wiem!
IRENA.
Tak, ty nic nie rozumiesz. Ty tylko czujesz, nieprawdaż?
WINCENTY
Gdybyś mogła przez jednę sekundę czuć to, co ja czuję! Gdybyś mogła …
IRENA
Powiem ci w oczy: czuję z pewnością to samo, co ty, lecz nadto dławi mię to wszystko, co wiem.
Nie cierpię, nie znoszę tego Olelkowicza. Zgodziłam się na wszystko, co twoja matka uknuła, gdyż pragnęłam poznać całą tę gmatwaninę intryg. I jeszcze jedno: chciałam ją jak najdalej, jak najskryciej wywieść w pole.
WINCENTY
Gdybym mógł dzisiaj umrzeć!
IRENA
To jedno byłbyś w stanie wykonać, posłuszny synu.
WINCENTY
cichaczem
Umrzyjmy razem, Irenko!
IRENA
A nie zląkłbyś się gniewu mamy? Wszystko, nawet umrzeć, byleby gniewu mamy na siebie nie ściągnąć. Istny – mamieńkinsynoczek …
WINCENTY
Tak. Masz słuszność. Nie ja sam drżę przed nią, lecz wszystko we mnie drży z trwogi przed każdą jej boleścią. Nie mam siły, żeby ją zasmucić, nie mam odwagi bólu jej zadać …
IRENA
szyderczo
A więc – cóż mamy począć? Wszystko się jako tako układa. Nie rozgniewasz mamy ani dziś, ani jutro. Będziecie w zgodzie, gdy ostatni termin będzie mijał. Ja sama nie dałabym jej rady. Znam swą siłę i jej potęgę. Zostać tu po zerwaniu z Olelkowiczem, mieć ją przeciwko sobie dzień i noc, żyć tu – o, nie! To nad me siły! Zbyt tu długo cierpiałam. A uciec w świat sama jedna – nie potrafię …
z rozpaczą
Słodka noc zapanuje pod tym dachem. Stęsknione usta Helenki czekają na twoje usta. Na moje usta także czyjeś czekają …
WINCENTY
Idź, już idź!
IRENA
z żałością
Wiko! to nasz ostatni dzień …
WINCENTY
Już niedaleko jest twój mąż. Jedzie teraz noga za nogą. Konie jego brną w wodzie. Nie ma złej drogi do swojej niebogi. Za godzinę czy za dwie godziny tu będzie. Chodź! Wyjdziemy przez ogrodowe drzwi, przez ogród, wsiędziemy w łódź Powódź ją wywróci Poniesie nas spieniona wiosenna woda. Daleko, daleko Wyrzuci nas na jakiś łaskawy brzeg i złoży na kwiatach wiosennych …
IRENA
A wszakże to zadałoby boleść twej mamie.
WINCENTY
Nie będę tego już ani widział, ani czuł. W wiecznym szczęściu będę spał na twoim sercu, przy twoim boku. Czytałem w jednej pięknej opowieści Lamartina, że związali się tak oto sznurem, żeby ich wody nie rozdzieliły, a ludzie nie ważyli się rozwiązywać.
IRENA
Ach, ty, chłopczyku …
z głęboką ironią
Lamartina! …
WINCENTY
Mam taką linę, z którą w Tatry chodziłem …
IRENA
Za godzinę przyjedzie Olelkowicz! Kto go powstrzyma? Co go powstrzyma? Szaleństwo mię ogarnia. Po cóżem na to przystała, nieszczęśliwa! Kopyta koni brodzą w głębokiej wodzie nie! Po moim żywym ciele idą ostrymi podkowami …
z szaleństwem
Za godzinę! Kto mnie, nieszczęsną, poratuje, kto mię obroni, kto mię przed tym człowiekiem zasłoni? Co mnie obroni? O, Boże mój!
Wychodzi. Wincenty rzuca się za nią, lecz staje jak wryty przed zatrzaśniętymi drzwiami. Pozostaje tak długo w zamyśleniu. Nagle podnosi głowę, śmieje się radośnie raz, drugi i trzeci. Pędem wybiega.
RUDOMSKA