- nowość
- promocja
- W empik go
Poręczenie - ebook
Poręczenie - ebook
Dwudziestoletnia Amishi Sanders wychowywała się w domu pełnym ciepła i miłości, kiedy jednak zmarła jej mama, wszystko się zmieniło. Dziewczyna straciła najbliższą osobę na świecie, a jej ojciec zmienił się nie do poznania. Wkrótce ponownie się ożenił, w dodatku z dużo młodszą od siebie kobietą.
Po dawnych szczęśliwych, beztroskich dniach nie było już śladu, a życie Amishi stało się prawdziwym piekłem. Nie miała też pojęcia, że ojciec, spełniając zachcianki żony, popadał w coraz większe długi i że to jej przyjdzie je spłacić.
Tristan Wyndham, właściciel kasyna w Los Angeles, nie miał litości dla swoich dłużników. Jako poręczenie postanowił zabrać Amishi, aby mieć pewność, że jej ojciec ureguluje zobowiązania co do centa.
Czyżby dziewczyna wpadła z deszczu pod rynnę?
Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej osiemnastego roku życia.
Opis pochodzi od Wydawcy.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8362-867-7 |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Amishi
Kawiarnia pękała w szwach, chociaż pogoda ani trochę nie sprzyjała opuszczaniu miejsca zamieszkania. Od samego rana bez przerwy padał ulewny deszcz, czasami też niebo przecięła błyskawica, a po niej następował ogromny huk. Za każdym razem, kiedy roznosił się hałas, drżałam, chociaż zdawałam sobie sprawę z jego pochodzenia.
Przygotowałam właśnie desery lodowe dla uśmiechniętej rodziny z dziećmi i zaniosłam je do stolika, a następnie sięgnęłam po notes ukryty w kieszeni i ruszyłam do kolejnych, nowo przybyłych klientów, którzy usiedli w moim sektorze.
Miałam na sobie różową sukienkę w białą kratkę z krótkimi rękawkami, do tego fartuszek i długie białe zakolanówki, służbowy strój.
Dokładnie tydzień temu rozpoczęłam wakacje i dzieliłam czas między pracę i zabawy z Willem. Nie planowałam żadnych wyjazdów, nie sądziłam też, żeby ojciec miał w planach coś dla nas. Zazwyczaj, jeśli miał okazję, zabierał swoją żonę na egzotyczne wakacje, a ja i Will zostawaliśmy w domu.
Cieszyłam się faktem, że zaliczyłam drugi rok studiów bez żadnych problemów, z bardzo dobrymi wynikami, i zamierzałam powtarzać ten sukces w kolejnych latach. No i oczywiście kolejny raz liczyłam na stypendium pozwalające mi w całości opłacić czesne. Jeśli miałabym zrobić to sama, z moich marzeń wyszłoby fiasko.
Ściskając w dłoniach notes i długopis, ruszyłam w stronę stolika zajmowanego przez kolejną roześmianą rodzinkę.
– W czym mogę pomóc? – zapytałam, obdarzając uśmiechem dwie dziewczynki, zapewne bliźniaczki, które mogły być w wieku Willa.
– Lody – wykrzyknęły jednogłośnie.
– Najlepiej śmietankowe – zaznaczyła ta siedząca bliżej okna.
– Ja wolę truskawkowe – dodała druga.
Spojrzałam na rodziców, najbardziej decyzyjne osoby w tym momencie.
– Poprosimy dwie gałki truskawkowych i dwie śmietankowych – podjęła decyzję kobieta, zapewne matka dziewczynek. – Do tego dwie kawy z mlekiem i dwie szarlotki.
Schowałam notes, nie mając zamiaru zapisywać zamówienia, ponieważ nie było tu nic skomplikowanego, więc nie widziałam potrzeby marnować kartek.
Ruszyłam za ladę, aby przygotować zamówione smakołyki, kiedy obok mnie pojawiła się Susan. Pracowałyśmy razem od dwóch lat, dla nas obu praca w kawiarni okazała się tą pierwszą, od razu też nawiązała się między nami nić porozumienia. No i zawsze mogłyśmy na siebie liczyć, jeśli chodziło o ustalanie grafiku czy drobne zmiany, gdy zachodziła taka konieczność. Nasza znajomość nie wybiegała poza pracę z jednej prostej przyczyny, czas dzieliłam między studia a opiekę nad Willem i na przyjemności nie wystarczało mi już czasu. Zresztą mimo że polubiłam dziewczynę, nie ciągnęło mnie, aby kontynuować tę znajomość poza pracą.
Kiedy jeszcze żyła mama, miałam przyjaciół, ale zaraz po tym, jak zmarła, przeprowadziliśmy się na drugi koniec kraju. Nie potrafiłam już zawrzeć nowych znajomości, przez wiele miesięcy przeżywałam żałobę i próbowałam pozbierać do kupy ojca, a kiedy w naszym życiu pojawiła się Olivia, nic już nie było takie samo. Kiedy poszłam na studia, moja codzienność wyglądała dokładnie tak, jak w liceum. Miałam z kim pogadać w czasie przerw, ale nasze relacje nigdy nie weszły na bardziej prywatny grunt. Zresztą Olivia wyraźnie zaznaczyła, że nie życzy sobie moich znajomych w jej domu.
– Ogarniesz mój sektor? – poprosiła Susan, odkładając tacę na stos znajdujący się pod blatem. – Zaraz wracam.
– Jasne – potwierdziłam szybko.
Dziewczyna także nie robiła mi problemów, kiedy potrzebowałam chociażby małej przerwy na papierosa.
– Dzięki, zaraz wracam.
Spojrzałam w głąb sali i ujrzałam, że na tę chwilę w jej sektorze wszyscy byli obsłużeni.
Oprócz nas pracowały tu także inne dziewczyny, również studentki. Nasz wakacyjny grafik został stworzony bez żadnych problemów, ponieważ ja i Susan wolałyśmy brać pierwsze zmiany, podczas gdy pozostałe dziewczyny preferowały przychodzenie na późniejsze godziny. W trakcie trwania roku akademickiego musiałam brać popołudnia, natomiast w weekendy przychodziłam rano.
Drugą część dnia wolałam spędzać z Willem, takie godziny pracy akurat idealnie pasowały, abym mogła odprowadzać brata do przedszkola i odbierać, kiedy tylko skończę. Dzięki temu miałam dla chłopca naprawdę sporo czasu, a przynajmniej w weekendy i wakacje.
Po przygotowaniu zamówienia udałam się z nim do rodziny siedzącej przy oknie, a po chwili okazało się, że w sektorze Susan usiadła dwójka ludzi. Odczekałam więc minutę, a następnie podeszłam do ich stolika, aby przyjąć zamówienie.
Praca tutaj nie była ciężka ani uciążliwa, nie miałam do czynienia z pijanymi i nachalnymi klientami, zdecydowaną większość gości stanowiły rodziny z dziećmi albo pary.
Zdążyłam już obsłużyć dwójkę zajmującą stolik w lewej części pomieszczenia, gdy wróciła Susan. Za godzinkę, kiedy tylko trochę się rozluźni, ja także wyskoczę na pięć minut na zewnątrz. Kiedyś w chwili słabości dorobiłam się nałogu i nie czułam się teraz z tego powodu dumna, wstydziłam się także wieku, w jakim zaczęłam sięgać po papierosy. Niestety, to wszystko zbiegło się ze śmiercią mamy, a ja nie potrafiłam poradzić sobie z tym emocjonalnie. W końcu byłam jeszcze dzieciakiem, a z dnia na dzień straciłam osobę, która kochała mnie najbardziej na świecie.
W tym wszystkim nie mogłam liczyć na ojca, zamknął się we własnym cierpieniu i pielęgnował je przez kilka miesięcy, po czym pewnego dnia wrócił do naszego domu z kobietą i oznajmił, że powinnam mówić do niej: „Mamo”.
Tego jednego jedynego polecenia nie potrafiłam wykonać. Nie zamierzałam mówić tak do żadnej innej kobiety. Moja mama zmarła i tylko ona miała prawo słyszeć te słowa z moich ust, nikt inny.
Nigdy nie oceniałam postępowania Ethana, w końcu każdy z nas na swój sposób radził sobie z bólem. Jeśli potrzebował wsparcia po stracie mamy, nie miałam zamiaru stawać mu na drodze i nigdy tego nie zrobiłam. Coś jednak poszło mocno nie tak, ponieważ pod wpływem młodej kobiety ojciec zupełnie się zmienił. Nie zauważał już ani mnie, ani swojego małego synka. Dodatkowo zrobił coś, co sprawiło, że miałam ochotę wyjść z domu i nigdy nie wracać. Niestety, nie potrafiłam zostawić Willa, dlatego nigdy tego nie zrobiłam.
Kiedy zmiana moja i Susan wreszcie dobiegła końca i przyszły dziewczyny mające przejąć kawiarnię w godzinach popołudniowych, podrzuciłam koleżankę do centrum, a następnie pojechałam po Willa do przedszkola.
– Amishi! – wykrzyknął, gdy tylko mnie zobaczył, i rzucił mi się w ramiona.
Nie miałam pojęcia, co bym zrobiła, gdybym musiała pracować na drugie zmiany. Przecież nie widywałabym chłopca, wracałabym w godzinach, kiedy on by już spał. Dlatego cieszyłam się z pracy w kawiarni i faktu, że wszystko ułożyło się w taki sposób. Miałam wolną sobotę, więc zapewne jej część spędzę w altanie.
– Jak się dzisiaj bawiłeś? – zapytałam i cmoknęłam brata w oba policzki.
Jeśli cokolwiek dobrego przyniosło małżeństwo mojego ojca, to właśnie Will. Miał niespełna dwa tygodnie, a już musiałam się nim zająć, i chociaż sama nie miałam jeszcze siedemnastu lat, to ze wszystkim sobie poradziłam.
– Śpiewaliśmy piosenki, bawiliśmy się, układaliśmy klocki – wyliczał, podekscytowany. – Amishi, czy możemy zjeść lody? Albo pójść do parku? Albo do kina? Albo no nie wiem…
Czułam, że nie chciał jeszcze wracać do domu i prawdę mówiąc, ja także nie miałam ochoty tego robić. Z drugiej jednak strony padałam na twarz po tylu godzinach na nogach…
– Pójdziemy na lody – postanowiłam. Tam przynajmniej usiądę.
Dziś byłam wyjątkowo zmęczona po całym tygodniu i czułam, że bieganie po parku za chłopcem nie okaże się szczytem moich marzeń.
– O, super! Mogę czekoladowe?
Uśmiechnęłam się łagodnie do brata, a następnie postawiłam go na ziemi i złapałam za rączkę.
– Ty lody czekoladowe, ja kawa mrożona. Co ty na to?
– Ekstra!1
Tristan
Kilka tygodni późnej
Ethan Sanders wyglądał tak, jakby miał zaraz narobić w gacie. Jego gęba cała się zaczerwieniła, a ręce trzęsły się tak bardzo, że nie mógł utrzymać w nich szklanki z alkoholem. Przerażony, miotał głową to w prawo, to w lewo. Niestety, z każdej strony otaczali go moi ludzie.
– Myślałeś, że uciekniesz, Sanders? – zapytałem, podchodząc do jego biurka.
Niemal słyszałem, jak głośno przełykał ślinę. Po chwili z hukiem wypuścił szklankę na blat biurka i poluźnił krawat. Zapewne dlatego, że znalazłem się bliżej. Ten stary oszust nie wiedział, że żaden blat, krzesło czy cokolwiek innego nie ochronią go przede mną? A już zwłaszcza po tym, jak próbował mnie oszukać.
– Chciałem odpocząć – wydusił trzęsącym się głosem. – Nie uciekłem.
Tak, jasne. Wyjechał na kilka tygodni razem ze swoją rodziną, a następnie wrócił jak gdyby nigdy nic, myśląc, że o nim zapomniałem.
Pokręciłem z niedowierzaniem głową. Jeśli nadal zamierzał brnąć w te kłamstwa, wyczerpie moją cierpliwość w ciągu minuty. I mogłem mu zagwarantować, że to ostatnie, o czym by marzył.
– To dziwne – stwierdziłem, obszedłem biurko i stanąłem za nim. – Dziwne, bo trudno cię było znaleźć, Sanders, i dziwnym trafem akurat jakiś czas temu minął termin spłaty zaciągniętej przez ciebie pożyczki.
Zauważyłem, jak niespokojnie się poruszył. Jeśli miał broń, nie zdąży jej wyciągnąć, bo przestrzelę mu te brudne łapska. Jeden z jego ochroniarzy leżał przed wejściem do gabinetu związany i zakneblowany, a drugi na zewnątrz budynku. Jeśli chciał przede mną uciekać, powinien lepiej się przygotować. Wiedziałem, że nie korzystał z ochrony na co dzień, robił to dopiero od kilku tygodni, jakby doskonale wiedział, że prędzej czy później po niego przyjdę. No i ochrona, którą zatrudnił, jakoś nie bardzo mu pomogła. Co za pech.
– Pamiętam – zapewnił szybko. – Pamiętam – powtórzył, wykręcając sobie palce. – Ale błagam cię, daj mi więcej czasu.
Ile razy już to słyszałem i to nie tylko z jego ust. Setki. I to niczego nie zmieniało. Dostał termin, nie dotrzymał go, więc w następnej kolejności powinien otrzymać karę, ona może go czegoś nauczy, a już na pewno tego, że ma nie pojawiać się w okolicy mojego kasyna i klubów.
Złapałem go za kołnierz koszuli i podniosłem z miejsca. Doprawdy bawiły mnie te jego śmieszne próby oporu, kiedy usiłował się uwolnić. Zapewne wiedział, że nic to nie da, ale próbował. Jak każdy.
Rzuciłem go na dywan, a następnie stanąłem nad nim w lekkim rozkroku.
– Miałeś wystarczająco dużo czasu, Ethan – poinformowałem spokojnie. – Miałeś pół roku – przypomniałem, z satysfakcją rejestrując, że na jego twarzy pojawia się coraz większa panika. – Dostałeś więcej szans niż twoi poprzednicy. I zmarnowałeś każdą z nich.
– Nie wszystko poszło tak, jak chciałem – tłumaczył szybko, unosząc się na łokciach. – Potrzebuję jeszcze trzech miesięcy.
Uniosłem brew, przyglądając mu się ze zdziwieniem. Facet miał tupet, musiałem to przyznać. Chociaż prawdę mówiąc, większość dłużników prosiła i błagała o kolejne szanse, a ja przeważnie zawsze je dawałem z jednego prostego powodu. Jeśli pozbędę się tego mężczyzny, nigdy nie odzyskam kasy, a jeśli zabiorę mu coś cennego, zyska większą motywację, aby zdobyć pieniądze i mnie spłacić.
– Poważnie? – zadrwiłem, spoglądając na niego z pogardą. – Wisisz mi dwie bańki, termin spłaty minął, a ty uciekasz i myślisz, że dam ci jeszcze jebane trzy miesiące? I myślałeś, że wyjazd na urlop sprawi, że przestanę cię szukać? – Zaśmiałem się cicho, powoli kręcąc głową. – Mogłeś tu nie wracać, Ethan. Wtedy może miałbyś jakieś szanse.
Prawda była taka, że facet okazał się idiotą, myślącym, że może sobie ze mną pogrywać. Nie miał ani odrobiny samokontroli, ani tym bardziej rozumu. Obejrzałem nagranie z kamer, bo chciałem wiedzieć, w jaki sposób doprowadził do tej sytuacji. Dwa razy wygrał i zamiast odejść od stolika, on chciał więcej i więcej. Zaczął przegrywać, chciał się odegrać, aż w końcu podpisał weksel. No i przegrał wszystko, czym sprowadził na siebie bardzo duże kłopoty, bo nie śpieszył się z oddaniem forsy. A ja nie należałem do cierpliwych ludzi.
– Daj mi szansę – skomlał błagalnie. – Wszystko oddam, co do centa.
– Miałeś już szansę – przypomniałem spokojnie.
W tej samej chwili drzwi do gabinetu się otworzyły, a ja zerknąłem na Liama, który wprowadził do środka młodą kobietę z chłopcem na rękach.
– To twoja żona? – zapytałem Ethana, na co pobladł gwałtownie.
– Tak – padła szybka odpowiedź.
Chłopiec mógł mieć na oko cztery lata. Kobieta wydawała się wystraszona, ale patrzyła na nas hardo. Mogła być po trzydziestce, chociaż równie dobrze dobiegać czterdziestki. Trudno stwierdzić, tym bardziej że jej skóra na twarzy została dziwnie ponaciągana, a usta były olbrzymie. Ale bez wątpienia miała atrakcyjną figurę, dość dobrze się ubrała i wydawała się zadbana. Zacząłem się zastanawiać, jakim cudem taka kobieta mogła chcieć kogoś takiego jak Ethan. Najważniejsza była zapewne kasa, ale ten dureń obecnie jej nie miał.
– Twój syn? – zapytałem, choć znałem już odpowiedź.
Zanim tu przyszedłem, kazałem go sprawdzić. Musiałem wiedzieć przed podjęciem jakichkolwiek decyzji, na czym stoję.
– Tak – potwierdził szybko.
Przez dłuższy czas próbował ponieść się z podłogi, a kiedy wreszcie mu się to udało, ruszył w stronę żony i syna. Okazał się jeszcze bardziej zdenerwowany niż wcześniej, zanim ich zobaczył. Świetnie.
– Ona albo dzieciak pojadą ze mną – poinformowałem, patrząc mu w oczy. – Jedno z nich zostanie moją gwarancją, że zrobisz wszystko, aby oddać mi pieniądze.
Bodziec w postaci tego, że będę miał członka jego rodziny, powinien pomóc mu w działaniach mających na celu zdobycie kasy, którą mi wisiał. Zazwyczaj to działało, a ja w ciągu tygodnia odzyskiwałem wszystko co do centa. Gdybym się go pozbył, zyskałbym jedynie trupa do utylizacji, więc takie rozwiązanie nie bardzo mi się kalkulowało, bo nastawiałem się raczej na zyski.
– Nie rób tego, Tristan – jęczał błagalnie Ethan.
Oczywiście, że to, kurwa, zrobię. To dwie bańki i nie zamierzałem ich stracić.
– Zrobię – zapewniłem twardo. – I wezmę twoją żonę. Towarzystwo dzieciaka przez trzy miesiące nie bardzo mi się uśmiecha.
Z tego, co zdążyłem już zaobserwować, jeśli w grę wchodziły dzieci, dłużnik podejmował zdecydowanie szybsze działania. Z tym że Ethan nie wiedział o tym, że jeszcze nigdy nie wcieliłem w życie takiego planu, jedynie straszyłem. Nie miałem ochoty przyczyniać się do dziecięcych traum to po pierwsze, po drugie, jeśli posiadałem jakiekolwiek sumienie, to ono nie pozwalało mi w taki sposób krzywdzić smarkaczy, chociaż i tak to się stanie, jeśli zabiorę jego matkę.
Chłopiec zaczął cicho kwilić, zupełnie nieświadomy powagi sytuacji.
– Gdzie Amishi? – szeptał, kręcąc się w objęciach matki.
Na dźwięk tego imienia w oczach kobiety pojawił się dziwny błysk, jakby właśnie wpadła na jakiś doskonały pomysł. Guy kiwnął mi lekko głową na znak, że także to zauważył.
– Jeśli potrzebujesz gwarancji, zabierz Amishi – rzuciła szybko żona Ethana, patrząc mi w oczy nie tylko z obawą, lecz także z nadzieją. – Mam synka, muszę się nim zająć i… problemy zdrowotne.
– Nieee – zakwilił chłopiec. – Nie Amishi, nie!
Drgnąłem lekko, zaskoczony tym nagłym protestem. Wydawało mi się, że mały powinien raczej pragnąć obecności matki, a nie kogokolwiek innego.
Ethan lekko się uspokoił, jakby właśnie znalazł rozwiązanie, przy którym nie ucierpi zbyt mocno. Patrzył już na mnie z większą pewnością i mniejszym strachem, a żyła na jego szyi przestała szaleńczo pulsować.
– Kim jest Amishi? – zapytałem, nie mogąc sobie przypomnieć, aby jakakolwiek z informacji o Sandersie dotyczyła tego imienia.
– Mam córkę z pierwszego małżeństwa – wyjaśnił lekko drżącym głosem. – Olivia powinna zostać z Williamem, to jeszcze dziecko, błagam cię.
Czy on właśnie proponował mi swoją córkę zamiast żony? Dziewczynę, o której kompletnie nie miałem pojęcia? Zgromiłem wzrokiem Liama, na co ten jedynie wzruszył lekko ramionami, jakby zakłopotany, że tej informacji jakimś cudem nie zdobył. Zawalił, doskonale o tym wiedział.
W tej samej sekundzie poczułem ogarniającą mnie chęć, aby to zakończyć, teraz, natychmiast. W moich oczach Ethan właśnie zyskał miano superśmiecia. Ja, będąc na jego miejscu, prędzej bym zginął, niż pozwolił zabrać swoje dziecko. Zresztą żonę także. Właściwie to ja, będąc na jego miejscu, nigdy nie wpadłbym w kłopoty mogące zagrozić mojej rodzinie.
– Gdzie dziewczyna? – zapytałem już mocno poirytowany, zerkając na zegarek.
Chciałem, żeby ktoś ją tu przyprowadził, musiałem jeszcze bardziej nastraszyć tego dupka, ale nie zamierzałem brać dziecka. Ani teraz, ani nigdy.
Potrzebowałem jednak gwarancji, że ten idiota nie spieprzy pierwszym samolotem na inny kontynent. Zabiorę Olivię, jednocześnie zapewniając, że jeśli nie spłaci długu, wkrótce przyjdę po jego syna lub córkę. Bez różnicy.
Zapewne wieści szybko się rozniosą, a każdy, kto choćby pomyśli, żeby nie oddać mi kasy, zastanowi się nad tym trzy razy.
Nigdy wcześniej nie miałem aż takich problemów z wyegzekwowaniem długów. Zastraszani ludzie brali kredyty, pożyczali pieniądze od przyjaciół i rodziny, robili dosłownie wszystko, aby wydostać się z kłopotów.
Zaciekawiony obserwowałem każdą minę, gest i spojrzenie Sandersa oraz jego żony. Wyglądało na to, że nieco się uspokoili, w przeciwieństwie do małego, bo ten coraz bardziej kręcił się w ramionach matki.
– W ogrodzie – poinformowała Olivia. – Na pewno znajdziecie ją w altanie. Znajduje się na tyłach domu, kilkanaście metrów w lewo od tarasu.
Kiwnąłem głową na Guya, a ten natychmiast się odwrócił i opuścił gabinet.
Mogłem już stwierdzić, że Olivia nie okazała się macochą na medal, a jej mąż nie zrobił kompletnie nic, aby odwieść ją od tego pomysłu. Ciekawa rodzinka, musiałem to przyznać.
Przyglądałem się z zaciekawieniem państwu Sanders. Dzieliła ich spora różnica wieku, a ta suka z łatwością chciała wydać w moje łapy córkę męża, żeby oszczędzić własny tyłek.
Chłopiec głośno pociągał nosem, próbując się wydostać z uścisku matki. Kolejna ciekawa rzecz, biorąc pod uwagę, że powinien się jej mocno trzymać w sytuacji, w której właśnie się znaleźli.
Gdy po chwili drzwi otworzyły się z hukiem, dzieciak jeszcze zacieklej usiłował się uwolnić. Odwróciłem się, by zobaczyć, że Guy niezbyt delikatnie popycha do środka dziewczynę. I tego kompletnie się nie spodziewałem, bo okazało się, że nowo przybyła nie miała nic z dziecka, już dawno nim nie była. Przed oczami stanęła mi młoda kobieta.
Musiała odziedziczyć urodę po swojej matce, bo nie potrafiłem dostrzec żadnego podobieństwa między nią a Ethanem. Okazała się piękna. Cholernie piękna. Guy szarpaniem ją za włosy rozwalił lekko warkocz i wymsknęło się z niego kilka kosmyków. Między brązowymi włosami dostrzegałem miedziane pasma. Nawet z tej odległości widziałem jej wielkie zielone oczy wpatrujące się we mnie z przerażeniem. Z autentycznym przerażeniem. Tylko ona i dzieciak nie próbowali niczego udawać. Ethan i jego żona bali się, ale chcieli to ukryć, natomiast dziewczyna… ona nie ukrywała niczego, żadnych emocji, czytałem w niej jak w otwartej książce.
Na jej twarzy zauważyłem też szok i przerażenie. Kiedy próbowała podbiec do swojej rodziny, Guy chwycił ją za włosy, na co zatoczyła się i wpadła na niego. Zablokował jej drobne ciało, chwytając ją w żelazny uścisk.
– Tato? – zapytała, przyglądając się wszystkim po kolei.
– Guy, puść ją – poleciłem, a mój człowiek natychmiast wykonał polecenie.
Dziewczyna zrobiła krok w przód, ale mój ostry głos natychmiast ją zatrzymał:
– Zostań tam, gdzie stoisz.
Powinna mieć świadomość, że w tej sytuacji bez mojej zgody nie miała prawa poruszyć się nawet o pieprzony centymetr. Nie chciałem używać broni, a nie znałem jej na tyle, aby mieć pewność, że nie zacznie czegoś kombinować.
– Amishi! – pisnął syn Ethana, ale jego żona przyłożyła mu dłoń do ust.
I słusznie, zaczynałem mieć już dość tego całego gówna.
Podjąłem już decyzję, kogo ze sobą zabiorę. I miałem ku temu poważne powody. Zdecydowanie młoda dziewczyna okaże się bardziej plastyczna, strachliwa i z pewnością bez szemrania będzie wykonywać polecenia. Nie planowałem zamykać jej w złotej klatce i czekać na forsę. Córka Ethana zacznie odrabiać długi swojego ojca i miałem już pewien pomysł, w jaki sposób to zrobi.
– Zbieraj się – odezwałem się do Amishi, czym zwróciłem jej uwagę.
– Ale dokąd? – zapytała drżącym głosem. – Co tu się dzieje, tato?
– To Tristan Wyndham – poinformował Ethan swoją córkę.
Zrobił to tak stanowczym i pewnym siebie tonem, że aż nie mogłem w to uwierzyć. Zacisnąłem mocno pięści, mając ochotę wbić mu je pod żebra.
– Wyjedziesz z nim na jakiś czas.
Ciekawiła mnie jej reakcja, a dostrzegłem tylko błysk strachu i zaskoczenia w jej oczach, następnie rozległ się cichy pisk, a dzieciak gwałtownie wyrwał się z ramion matki i podbiegł do dziewczyny, by opleść jej nogi ramionami. Guy nadal ją trzymał, więc nie mogła dotknąć chłopca ani zrobić nic innego.
Kiwnąłem głową, a następnie mężczyzna poluźnił uścisk, więc dziewczyna natychmiast się wyrwała i przytuliła mocno chłopca, na co on rozpłakał się na dobre.
Ciekawy obraz tej rodziny ujawnił się poprzez tę jedną małą akcję. Ethan nie nadawał się na ojca ani jego żona na matkę. Oboje nie nadawali się do niczego. On, hazardzista nadużywający alkoholu, mający głęboko gdzieś córkę z poprzedniego związku, ona wymalowana lala, uzależniona od zakupów i botoksu.
– Proszę, nie – szepnęła cicho, gdy Guy zrobił krok w jej stronę, ale nie miała pojęcia, że bez wyraźnego rozkazu mój człowiek nawet jej nie dotknie.
– Zostaw – poleciłem tylko, patrząc, jak dzieciak trzyma się kurczowo jej szyi.
– Amishi, nie – płakał cicho mały. – Nie możesz wyjechać, nie zgadzam się.
Gdy początkowo wyraziłem chęć zabrania jego matki, mały nie rozpaczał aż tak bardzo. Powoli miałem dość tego przedstawienia i zaczynała boleć mnie głowa.
– Cóż, wygląda na to, że dzieciak jednak bardziej potrzebuje jej niż ciebie – zwróciłem się do żony Ethana, uśmiechając się zimno.
Postanowiłem już, kogo ze sobą zabiorę, ale czułem mocną potrzebę, aby nastraszyć tę wiedźmę traktującą córkę męża jak niepotrzebny balast.
Kobieta drgnęła nerwowo, w następnej chwili jej twarz wykrzywiły złość i strach.
– Bzdura – zaprzeczyła szybko. – Jestem jego matką.
Jakby to miało wszystko wyjaśniać.
– W takim razie… – odezwałem się, spoglądając na nich kolejno – sami podejmiecie decyzję, kto zostanie moim zabezpieczeniem na czas spłaty długu.
Nie potrafiłem oprzeć się chęci zabawienia się ich uczuciami. Jak nigdy wcześniej moja ciekawość sprawiła, że przedłużałem pobyt w czyimś domu, ale wiedziałem, że zwykle nadzwyczajne okoliczności wyciągają z ludzi najgorsze cechy. Ethan i Olivia odsłonili już wszystkie karty, a teraz ciekawiło mnie, co zrobi Amishi. Zacznie mnie błagać, abym wziął kogoś innego? A może odda brata, który świata poza nią nie widział? Bez dwóch zdań dziewczyna drżała z przerażenia, a instynkt przetrwania weźmie nad nią górę. Kogo wrzuci w moje łapy? Macochę czy brata? A może oboje?
Nie ukrywam, że intrygowało mnie, co tu się wydarzy. Przyglądałem się z zainteresowaniem dziewczynie ubranej w szary dres i tulącej do siebie małego chłopca.
No dalej, zrób coś, mała, cokolwiek, żeby udowodnić mi, że jesteś równie zepsuta, jak oni.
– Amishi – zaczęła Olivia, spoglądając zmrużonymi oczami na dziewczynę. – Pojedziesz z tym człowiekiem. Gdy tylko twój ojciec wyjdzie z długów, wrócisz do domu.
Kobieta zapewne zdawała sobie sprawę, co czekało zakładników, których do siebie brałem. W mieście krążyły różne pogłoski, a te w większości okazywały się prawdą. Nie cierpiałem lenistwa.
– Olivia ma rację – wtrącił szybko Ethan, zerkając na mnie nerwowo. – Zrób to ze względu na Williama i na mnie.
Na moje oko to on powinien chronić swoje dzieci, nie na odwrót, ale nie zamierzałem się wtrącać. Mógłbym zabrać Olivię, postawić za barem w skąpych ciuszkach, ale nie miałem ochoty się z nią użerać. Nie wyglądała jak wystraszona i zapłakana dziewczyna, tuląca właśnie chłopca, a ja nie miałem ochoty na żadne cyrki. A te bez wątpienia by mi zafundowała.
Amishi? Co to w ogóle za imię? Jej włosy nie były czarne, natomiast karnacja wydawała się ciemniejsza. Jej uroda okazała się bardzo ciekawa, piękne rysy twarzy, fascynujące oczy. Postanowiłem poszperać na temat przeszłości Sandersa, aby się dowiedzieć, jakim cudem tak blady facet spłodził córkę egzotycznej urody. Z pewnością jej matka musiała się do tego przyczynić.
Dziewczyna patrzyła na mnie z przerażeniem, taksując wzrokiem całą moją sylwetkę, a następnie przeniosła spojrzenie na moich ludzi.
– Tato, ile pieniędzy potrzebujesz? – zapytała cicho, jakby miała nadzieję, że mogliby się jeszcze z tego wywinąć. – Mam fundusz po mamie i…
Śmiech Olivii sprawił, że przestałem patrzeć na dziewczynę i przeniosłem uwagę na Ethana i tę harpię.
– Daj spokój – parsknęła. – Tu potrzebne są duże pieniądze, a nie ta oferowana przez ciebie jałmużna.
– Dziecko, zrób to dla mnie – szepnął niemal błagalnie Ethan. – Dla nas. Dla naszej rodziny. William musi zostać z matką. Nie ma innego wyjścia. Odzyskam pieniądze i wrócisz do domu, obiecuję.
Zachciało mi się śmiać, a w następnej sekundzie nabrałem ochoty, by go zabić. Powinien pozbyć się tej suki, a nie własnego dziecka. Nawet ja po tylu latach w tym szambie to rozumiałem, a on?
– Pojadę – odezwała się po pewnym czasie, głaszcząc chłopca po głowie.
– Amishi, nieee!
Dzieciak wczepił się w nią tak mocno, że aż sam się skrzywiłem. Z pewnością zostawi ślady na jej ramionach i plecach.
– Cicho, Will, obiecuję, że niedługo wrócę, słyszysz? – szeptała mu do ucha, czemu przysłuchiwałem się z nieskrywaną ciekawością. – Wszystko będzie dobrze, nie musisz się martwić.
Z pewnością, a zwłaszcza jeśli Ethan nie zdobędzie forsy.
– Spakuj się – poleciłem, zwracając się do dziewczyny, na co ona obdarzyła mnie przerażonym spojrzeniem. – Masz pięć minut.
– Wróciliśmy z wyjazdu dzisiaj rano – poinformowała Olivia. – Jej walizka nadal stoi na dole. Jest czerwona – dodała pośpiesznie. – Mogę zabrać Williama? Stresuje się.
Tak, z pewnością dzieciak nie był w zbyt dobrej kondycji i najlepiej, aby nie oglądał, jak zabieram mu jedyną osobę, na której mu zależało. Dostrzegłem gołym okiem, że ta smarkula pozostawała dla niego o wiele ważniejsza niż własna matka.
– Lepiej, jeśli zejdziesz mi z oczu – warknąłem do Olivii z pogardą, jakiej nie czułem już od dawna. – Zjeżdżaj.
Kobieta siłą oderwała dziecko od Amishi, chłopiec wydzierał się wniebogłosy, słyszałem go nawet chwilę później, kiedy zniknął z pola mojego widzenia.
Córka Ethana rozkleiła się na dobre, zakryła twarz dłońmi, więc czekałem, aby wycofała się ze swojego postanowienia. Dawałem jej czas do momentu, aż znajdziemy się przy aucie. Zapewne zacznie najpierw błagać, a później spróbuje ucieczki. Znałem już ten schemat, ale nie zamierzałem dać jej tej szansy.
– Jeśli ją tkniesz, Tristan – odezwał się Ethan ostrzegawczym tonem, zwracając na siebie moją uwagę – możesz już nie wracać po pieniądze. Jeśli ją tkniesz albo zrobi to jeden z twoich ludzi, nie będzie dla mnie już nic warta. Mam wobec niej plany. Pamiętaj o tym.
Wyciągnąłem broń i bez namysłu strzeliłem mu w kolano, a on z krzykiem padł na podłogę, skomląc jak zwykły pies, którym zresztą właśnie się okazał. Nawet jeśli byłem skurwielem, to słowa wypływające z jego ust na temat jego córki podziałały na mnie jak płachta na byka. Usłyszałem szamotaninę za plecami i zauważyłem, że Guy znowu trzymał dziewczynę. Zapewne się wyrywała.
– Ty śmieciu – syknąłem do niego. – Miej pewność, że pieniądze są dla mnie o wiele ważniejsze niż twój bachor. Nie narzekam na brak towarzystwa kobiet, co z pewnością zdążyłeś już zauważyć.
Zostawiłem tego sukinsyna na dywanie i kiwnąłem głową na swoich ludzi. Nie miałem zamiaru przedłużać tej wizyty. Dostałem to, czego chciałem, a teraz powinienem wracać do roboty. Guy trzymał dziewczynę pod ramię, wyprowadzając ją z gabinetu.
Szła pokornie, nie próbowała się uwolnić ani odwalać żadnych krzywych akcji. Drgnęła jedynie wtedy, kiedy wyszliśmy do holu, a z daleka dało się słyszeć krzyk dzieciaka.
– To twoje? – zapytałem, wskazując na walizkę przy drzwiach.
Doskonale wiedziałem, że to jej bagaż, ale chciałem to usłyszeć, by wywnioskować po tonie głosu, jak bardzo była zdesperowana; czy mogłaby się posunąć do jakiejś głupoty i wyprowadzić mnie z równowagi.
– Tak – padła cicha odpowiedz.
Troy wziął torbę, a następnie skierowaliśmy się do wyjścia. Wszystko szło gładko z wyjątkiem tego, że dziewczyna poruszała się naprawdę powoli, co doprowadzało Guya do szału. Nie należał do cierpliwych ludzi, zresztą doskonale potrafił odczytywać mój nastrój i zdawał sobie sprawę, że chciałem jak najszybciej opuścić posesję Ethana. Mężczyzna położył dłoń na jej plecach i lekko popchnął, przez co Amishi się zachwiała i niemal straciła równowagę.
– Nie popychaj mnie, proszę. – Usłyszałem jej cichy głos. – Pójdę sama.
Gdybym znajdował się w jej sytuacji, raczej nie użyłbym słowa: „Proszę”.
Guy puścił dziewczynę, kompletnie zaskoczony jej tonem i słowami, a ona przyśpieszyła nieco kroku, idąc obok niego. Wyglądało na to, że miałem rację, podejmując taką decyzję. Ta mała nie powinna sprawiać żadnych kłopotów, z pewnością ledwo zauważę jej istnienie.
Niemo nakazałem, aby wsadził ją do mojego auta, a następnie usiadłem obok i dostrzegłem, jak bardzo drżały jej ręce. Wydawała się cholernie drobna i wyglądała na kogoś, kogo złamie najmniejsze niepowodzenie. Czułem, że nie poradzi sobie w moim świecie i zacząłem żałować, że nie zabrałem tej suki, Olivii. Ona poradziłaby sobie doskonale i jeszcze napsułaby mi trochę krwi. Klamka jednak zapadła, auto ruszyło żwirowym podjazdem, a ja skrzywiłem się lekko na widok łez Amishi.
Karmiłem się strachem, żyłem nim, a wzbudzanie go utrzymywało mnie na najwyższych szczeblach tej piramidy. Z tym że patrząc teraz na tę małą, odnosiłem wrażenie, że jej strach mnie nie rajcuje, wręcz przeciwnie, zaczyna irytować.
Kobiety, które znałem i z którymi miałem styczność, cechowało wyrachowanie i przebiegłość, a każdy uśmiech czy gest został przestudiowany i miał przynieść oczekiwane korzyści. Okazywały się doskonałymi aktorkami, wiedziały, gdzie jest ich miejsce, a gdy się zgubiły, chętnie pokazywałem im drogę, aby usadzić je na tyłku. I tak też postępowałbym z Olivią, ale teraz… Ta dziewczyna sprawiała wrażenie tak kruchej, że mogłoby ją złamać jedno moje spojrzenie.
– Jak ci na imię? – zagadnąłem, choć doskonale już to wiedziałem.
– Amishi.
– Jesteś Amerykanką?
Kiwnęła lekko głową.
– Twoja uroda sugeruje raczej coś innego – dodałem.
– Moja mama była Hinduską.
To wiele wyjaśniało, a przynajmniej jej karnację i imię. Dziewczyna uparcie patrzyła w okno i co jakiś czas ocierała wierzchem dłoni mokry policzek.
Jeśli będzie grzecznie wykonywać moje polecenia, włos nie spadnie jej z głowy. Potrafiłem docenić, jeśli ktoś się nie stawiał i nie sprawiał problemów. I wyglądało na to, że ona właśnie taka się okaże.
– Masz jakieś pytania?
Doskonale widziałem, że obawiała się swojej niedalekiej przyszłości. Chciałem co nieco jej wyjaśnić, aby w końcu przestała się trząść. Wkurzało mnie to. Zresztą najlepiej już na samym początku ustalić zasady. Powinna wiedzieć, że nie zamierzałem jej zabić, ale dać zajęcie w oczekiwaniu na chwilę, kiedy jej tatuś zabierze ją do domu.
– Co… – Przełknęła głośno ślinę. – Co będzie dalej?
Zauważyłem zaciekawione spojrzenie Malcolma w lusterku wstecznym.
– Poczekasz grzecznie, aż twój ojciec spłaci długi i wrócisz do domu. Do tego czasu podejmiesz pracę w moim klubie.
W końcu oderwała wzrok od szyby i posłała mi pełne przerażenia spojrzenie.
– W klubie? – powtórzyła drżącym głosem.
Zauważyłem szeroki uśmiech Malcolma.
– Za barem – wyjaśniłem spokojnie. – Nie obawiaj się, nie nadajesz się ani na dziwkę, ani na tancerkę. I bądź grzeczna, wykonuj polecenia. Niezbyt dobrze znoszę brak posłuszeństwa. Mógłbym cię złamać na wiele sposobów, ale oboje tego nie chcemy, prawda? Nie jesteś silną osobą – stwierdziłem na końcu.
– Jestem – zapewniła mnie z taką mocą, że niemal parsknąłem śmiechem. – Jestem silna i sam się o tym przekonasz.
Skrzywiłem się lekko, nie biorąc na poważnie tego, co powiedziała. Najwyraźniej nie miała pojęcia, w czyich rękach się znajdowała.
– Zastanawiające, bo wydajesz się drżeć na sam dźwięk mojego głosu, jakbyś się bała.
– Bo się boję – przyznała cicho.
Więc jest silna, ale trzęsie się ze strachu, kiedy na nią spojrzę. Dziwne rozumienie słowa „silna”.
– Wykonujesz polecenia, nie sprawiasz problemów, a gdy twój ojciec odda mi kasę, wracasz do domu, koniec historii. Jeśli mnie wkurzysz, kwiatuszku, wpadniesz w zajebiste problemy. Nie jestem delikatnym ani dobrym człowiekiem. Zapamiętaj to sobie.
Strach nie pozwoli jej czegokolwiek wywinąć. Nie pyskowała, nie stawiała się. Powinno pójść gładko. Przynajmniej miałem taką nadzieję.2
Amishi
Drżałam na całym ciele i marzyłam o tym, żeby to wszystko okazało się jedynie koszmarem, z którego za sekundę się obudzę. Niestety, na to się nie zanosiło. Tristan Wyndham siedział obok mnie na tylnej kanapie auta, a ja nie miałam pojęcia, dokąd jechaliśmy. Czułam też pewność, że nie kierowały nim dobre zamiary. Bez wątpienia ciemnowłosy mężczyzna był niebezpieczny, a ja zastanawiałam się, jakim cudem mój ojciec wpadł w takie towarzystwo. Z tego, co usłyszałam, przypadła mi rola zabezpieczenia na czas spłaty długu. Nie wiedziałam, o jak duże pieniądze mogło chodzić i w jaki sposób mój ojciec zaciągnął dług u takiego człowieka. Brakowało mu czegoś? Poczynił jakieś ważne inwestycje, jednak coś się nie udało i wystąpił problem?
Teraz rozumiałam, co stało za naszym pośpiesznym wyjazdem… Musiałam wziąć trzy tygodnie wolnego, chociaż chciałam zostać w domu, aby nie stawiać dziewczyn w takiej sytuacji, lecz nie miałam wyjścia. Ojciec i Olivia oznajmili, że wylatujemy na trzy tygodnie, czy mi się to podobało, czy nie. Kobieta wydawała mi się w tym wszystkim wręcz agresywna… Zabierali ze sobą Willa, więc nie widziałam innego wyjścia, niż pojechanie z nimi, a kiedy wróciliśmy, rozpętało się to piekło. Teraz jednak siedziałam w samochodzie z dwoma kompletnie obcymi mężczyznami i dręczyła mnie myśl, co dalej.
– O jakiej kwocie mówimy? – odezwałam się cicho po chwili.
Mężczyzna prowadzący samochód spojrzał na mnie w lusterku wstecznym, a po chwili Tristan odłożył telefon i posłał mi mroczne spojrzenie, przez co natychmiast odwróciłam wzrok.
– Dwa miliony – poinformował.
Miałam ochotę krzyczeć i uderzać pięściami w fotel przede mną, ale nie zrobiłam tego. Nie mogłam uwierzyć, że mój ojciec pożyczył od kogoś taką kwotę.
– Czy… – Przełknęłam głośno ślinę, próbując sklecić pytanie, które powinno mi rozjaśnić nieco sytuację. – Wiesz, na co przeznaczył te pieniądze?
Chociaż patrzyłam w boczną szybę, niemal cały czas czułam na sobie jego spojrzenie. I to sprawiało mi ogromny dyskomfort.
– Na nic. – Zaśmiał się cicho, a po moim ciele przebiegł zimny dreszcz, niezwiastujący niczego dobrego. – Twój ojciec ma problemy z alkoholem i hazardem – wyjaśnił. – A teraz także ze mną.
Zalała mnie narastająca złość, ale z całych sił próbowałam ją opanować. W tej chwili strach zszedł na dalszy plan, czułam nieprzyjemne pulsowanie w głowie, gdy zdałam sobie sprawę, na jakie niebezpieczeństwo naraził nas ojciec. Gołym okiem dało się dostrzec, że ten facet nie należał do elity. To zwykły przestępca, tylko ubrany w drogi garnitur.
Jedyny pozytywny aspekt tej sytuacji okazał się taki, że zabrał mnie, a nie Willa. Krzyki rozpaczy chłopca nadal tłukły się w mojej głowie. Mały z pewnością cierpiał, ale nie trafił nagle w łapy obcego faceta, tylko został w dobrze znanym mu domu. Miałam nadzieję, że ojciec szybko zdobędzie pieniądze, inaczej chyba zwariuję z niepokoju o brata, znajdującego się pod „opieką” swoich rodziców… Doskonale wiedziałam, że oboje zajmą się raczej życiem towarzyskim, a nie własnym dzieckiem, któremu całe dnie przyjdzie spędzać w przedszkolu i później pod opieką na szybko zatrudnionej niani, bo jakoś nie wyobrażałam sobie Olivii opiekującej się przez całą dobę dzieckiem…
Nie miałam pojęcia, jak doszło do tego, że mój ojciec stał się człowiekiem pozbawionym zasad i moralności. Kiedyś, kiedy żyła mama, nie widział świata poza nami. Był czuły, kochający i wyrozumiały, teraz zaś… Jego głównym celem stało się zaspokajanie potrzeb Olivii. Kobieta miała specyficzny gust modowy, a mianowicie nie wkładała na siebie nic, co nie pochodziło ze znanych domów mody. Macocha uwielbiała różnego rodzaju zabiegi, wyjazdy na drogie wakacje, luksusowe auta, a ojciec jej to zapewniał. Nie byliśmy biedni, więc spodziewałam się, że Ethan dość szybko uzbiera należną Tristanowi kwotę, a ja będę mogła wrócić do domu, do Willa, który z pewnością bardzo przeżywał całą tę sytuację.
Auto powoli sunęło ulicami miasta, a ja zauważyłam, że zmierzaliśmy właśnie do jednej z bogatszych dzielnic.
Miałam nadzieję, że mężczyzna mnie nie skrzywdzi, że za góra dwa tygodnie wrócę do brata. Nawet jeśli ojciec nie dysponował taką sumą, mógł przecież coś sprzedać, prawda? Nie chciałabym, aby pozbył się biżuterii należącej do mamy, ale mógłby spieniężyć na przykład samochód czy jeden z apartamentów mieszczących się w centrum miasta.
Przecież nigdy o nic nie prosiłam, sama zarabiałam na swoje potrzeby, a studiowałam dzięki stypendium. Nie wymagałam od ojca, aby mnie utrzymywał, ale teraz, kiedy znalazłam się tu z jego winy, zdecydowanie powinien coś z tym zrobić, prawda? I miałam nadzieję, że nie przyjdzie mi długo czekać na jakiś cud.
Po kilku minutach auto zatrzymało się przed bramą wykutą z żelaza. Po upływie kilku sekund ta otworzyła się, a my wjechaliśmy do środka. Dłuższy czas jechaliśmy podjazdem. Przez okno dostrzegłam ogród pełen roślinności i kamienny mur wokoło. Ten widok bardzo mnie niepokoił. I tak nie miałam w planach stąd uciekać, to nie miało sensu, bo ten mężczyzna z pewnością wróciłby do mojego domu i tym razem mógłby zabrać Willa, na co nie mogłam pozwolić.
Kiedy auto się zatrzymało, zauważyłam dwupiętrową budowlę z jasnej cegły, z ciemnymi oknami i dachem. Dom był okazały, o wiele większy od tego, w którym sama mieszkałam.
– Doceń moją wspaniałomyślność. – Głos Tristana wyrwał mnie z zamyślenia. – Dostaniesz sypialnię na górze, ale jeśli odwiniesz jakikolwiek numer, wylądujesz w piwnicy, jasne?
Kiwnęłam powoli głową, nie mając w tej chwili pojęcia, która wersja brzmiała lepiej. Spoglądałam na niego z niepokojem, mając nadzieję, że nie spróbuje mnie zmusić, abym ciałem odrabiała dług ojca, bo nie mam pojęcia, co wtedy bym zrobiła.
– Tak – szepnęłam, a wtedy drzwi po mojej stronie się otworzyły.
Kiedy chciałam wysiąść, Tristan chwycił mnie za ramię, a ja spojrzałam w jego oczy. I wzdrygnęłam się lekko, bo dopiero dostrzegłam, jak bardzo były ciemne, niemal czarne.
– Nie próbuj uciekać, Amishi – ostrzegł. – Mur jest wysoki, wszędzie kręci się ochrona, a po ogrodzie biega sześć groźnych psów. Rozumiesz?
– Rozumiem – potwierdziłam, spoglądając na jego dłoń, nadal zaciśniętą na moim ramieniu.
– Nie mam ochoty ani cierpliwości na żadne gierki, więc przemyśl dwa razy, zanim poczujesz potrzebę, aby coś odwalić – odezwał się ponownie, mierząc mnie spojrzeniem ciemnych oczu.
Tak, Tristan wyglądał na człowieka duszącego w zarodku wszelkie przejawy buntu. Zapewne chciał też, aby mój pobyt tutaj przebiegł bezproblemowo.
Ja natomiast nie czułam się dobrze z faktem, że w tak okrutny sposób zostałam zabrana z domu i jakaś część mnie pragnęła się zbuntować przeciwko tej przemocy.
– Teraz Guy zaprowadzi cię na górę – poinformował. – Za dwie godziny ktoś po ciebie przyjdzie, aby zabrać cię na kolację, i tam omówimy resztę.
Nie przełknę ani kęsa, a już zwłaszcza w jego towarzystwie, ale nie miałam innego wyjścia. Być może podczas posiłku uda mi się go lepiej wyczuć, poznać, przekonać się, jak bardzo poważna okazała się moja sytuacja.
Powoli wysunęłam się z auta, a obok pojawił się ten sam mężczyzna, który popychał mnie do wyjścia z rodzinnego domu. Posłałam mu spojrzenie, a dryblas je odwzajemnił. Obok niego stała moja czerwona walizka.
Ruszyłam w stronę budynku, mając już pewność, że nikt mi nie pomoże, że od teraz wszystko się zmieni.
Dom okazał się przestronny, urządzony w nowoczesnym stylu. W holu znajdowały się dwustronne schody, które robiły ogromne wrażenie.
– Na górę – polecił mężczyzna.
Specjalnie udałam się na schody po prawej stronie, podczas gdy mężczyzna wchodził tymi po lewej.
Kiedy znaleźliśmy się na piętrze, ruszyliśmy długim korytarzem, a po chwili mój strażnik otworzył przede mną dwuskrzydłowe drzwi.
Przydzielony mi pokój okazał się dość duży, pod ścianą na środku znajdowało się łóżko, pod oknem dostrzegłam stolik i dwa krzesła. Na komodzie stojącej naprzeciwko łóżka zauważyłam różnego rodzaju bibeloty. Pokaźnych rozmiarów szafa ustawiona została obok mniejszych drzwi, a za nimi z pewnością ulokowano łazienkę.
– Co robisz?! – zawołałam w pewnej chwili, orientując się, że mężczyzna otwiera moją walizkę.
– Sprawdzam, czy nie masz tam czegoś, czego nie powinnaś mieć – burknął, a w następnej chwili w jego łapie znalazł się mój komputer. – Zabieram to.
– Nie, on jest mi potrzebny…
– Nie ma mowy – parsknął, grzebiąc nadal w moich rzeczach.
Bał się, że powiadomię policję? Nie byłam aż tak naiwna, doskonale wiedziałam, że na tym mogłaby ucierpieć moja rodzina. Telefon został w domu, więc jedyne, czego mogli mnie pozbawić, to komputer.
– Proszę, zostaw mi komputer, jest mi potrzebny do…
– Nie – uciął, a po szybkim przeszukaniu zostawił otwartą walizkę z rzeczami w kompletnym nieładzie i bez słowa opuścił pokój.
Zacisnęłam mocno zęby. Ten typ nie miał pojęcia, że czekałam na bardzo ważny e-mail i musiałam odpowiedzieć na niego jak najszybciej…
Miałam ogromną szansę dostać się na staż do ośrodka dla trudnej młodzieży, o czym marzyłam już od dłuższego czasu, mogłam zająć tę posadę zaraz po wakacjach, ale jeśli zignoruję wiadomość, ktoś inny dostanie pracę moich marzeń!
Opadłam na łóżko, kompletnie wyczerpana fizycznie i psychicznie. Jutro powinnam pojawić się w pracy po nieplanowanej przerwie. Jeśli nie przyjdę, nie będę miała już czego tam szukać, zostanę zwolniona.
Lubiłam swoją pracę, ale to nie to okazało się w tej chwili najważniejsze, bo z pewnością szybko znajdę coś innego, natomiast na samo wspomnienie chłopca, wzywającego mnie zrozpaczonym głosem, pod powiekami poczułam palące łzy. Oby mój ojciec szybko rozwiązał tę sytuację, bo nie miałam pojęcia, jak długo to wszystko wytrzymam.
Po chwili spostrzegłam, że z pokoju miałam wyjście na niewielki balkon. Bez namysłu podeszłam do walizki, aby wyciągnąć z niej papierosy i zapalniczkę. Musiałam się odprężyć, zniwelować to napięcie opanowujące całe moje ciało. Kiedy tylko pociągnęłam za klamkę, okazało się, że drzwi nie zostały zamknięte, tak jak się tego spodziewałam.
Na zewnątrz bez namysłu odpaliłam papierosa i przyjrzałam się otoczeniu. Z okien mojego pokoju rozciągał się nieziemski widok na ogród. Wszystkie rośliny, krzewy, kwiaty, drzewa były idealnie wypielęgnowane, a kamienne ścieżki prowadziły do różnych zakątków. W oddali znajdował się basen, a także boisko do koszykówki. Gdybym znalazła się tutaj w innych okolicznościach, z pewnością to miejsce mogłoby mi się spodobać.
Kiedy pomyślałam o swoim porywaczu, przed oczami pojawiła mi się jego twarz. Musiałam stwierdzić, że mężczyzna wydał mi się dość przystojny, mimo głębokiej blizny ciągnącej się przez cały policzek, aż do skroni. Ciekawe w jaki sposób się jej nabawił. Szrama wyglądała paskudnie, ale odnosiłam wrażenie, że dodawała mu jeszcze jakiejś pierwotnej siły, z którą absolutnie nie chciałam mieć do czynienia. Jego budowa ciała wyraźnie sugerowała, że sporo ćwiczył i oprócz tego, że miał wielu sługusów, musiał często polegać na sile własnych mięśni.
Miałam tylko nadzieję, że jakoś przetrwam ten czas, a kiedy piekło zafundowane mi przez ojca się skończy, wrócę do domu, do Willa i zaczniemy od nowa. Przecież wszystko dobrze się skończy, prawda?